-
nic ciekawegonieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimkipostaćautor
Cherry Marshall
Dziwne uczucie towarzyszyło Cyrusowi przez cały czas od kiedy tylko wyszedł na wolność, nie potrafił się odnaleźć na nowo w tym codziennym życiu, szczególnie, kiedy musiał pracować na usługach własnej siostry. Wiedział jednak, że musi ponieść karę, a najgorsze było to, że ponosił tą karę za winę swojej byłej dziewczyny. Rodzina była na niego wściekła za to co nawywijał, sam na siebie też był zły, że w ogóle pozwolił na to by tak się wszystko potoczyło. No cóż, jak to mówią, człowiek uczy się na błędach, byleby tylko Cyrus wyciągnął jakieś wnioski, bo wiele razy popełniał już błędy, a wciąż niczego go to nie nauczyło. Ciężko było mu sobie poradzić z wszystkimi emocjami jakie nim władały, ciągle był rozkojarzony, myślami często odpływał gdzieś daleko i nie potrafił skupić się na niczym konkretnym. Choć udawał twardego i robił dobrą minę do złej gry, Ci co go znali, mogli zauważyć, że nie jest z nim dobrze.
Kiedy kroczył z dwiema kawami w dłoniach przez hol biurowca czuł na sobie spojrzenia pracowników, słyszał te szepty za plecami, które nawet po tak długim czasie nie milkły, na szczęście wystarczyło rzucić w ich stronę jednym groźnym spojrzeniem i każdy udawał, że ciężko zajmuje się swoją pracą. Mimo, że był tutaj asystentem swojej siostry, wciąż miał respekt, w końcu firma należała do jego rodziców i wszyscy się bali, że stracą ciepłą posadkę, jednak szczerze mówiąc, sam Cyrus nie wierzył w to, że ma aktualnie tyle władzy, żeby kogoś stąd wykopać, musiałby skomleć u stóp własnej siostry by cokolwiek wyegzekwować, a akurat nie miał zamiaru aż tak się poniżać, już i tak uwłaczające było to, że jedynym jego priorytetowym zajęciem było doniesienie kawy w całości do biura Cherry. Skoro już mowa o doniesieniu kawy w całości, otwierając drzwi od gabinetu Charity dziwnym trafem potknął się o własną nogę, a cała zawartość obu kubków wylądowała na środku podłogi, oblewając wszystko wokół. Kiedy odzyskał równowagę spojrzał na bałagan jaki narobił, a potem uniósł swój wzrok i napotkał spojrzenie swojej siostry. Uśmiechnął się niepewnie i przepraszająco.
- Ups. - skwitował krótko, drapiąc się po skroni, mając nadzieję na to, że siostra rzuci zaraz luźno, że przecież nic się nie stało, zawoła sprzątaczkę i skwituje to gromkim śmiechem, znając nieporadność własnego brata.
- Wybacz. Nie chciałem. - dorzucił jeszcze szybko, żeby załagodzić jakoś sytuację i schylił się po puste kubki od kawy, bo na tyle jeszcze było go stać, miał jedynie nadzieję, że siostra nie pogoni go po mopa, a co gorsza szmatę i nie każe ścierać mu tego na kolanach, bo szczerze mówiąc, nie była to jego pierwsza wpadka od kiedy zaczął tu pracę, a dobrze wiedział, że cierpliwość siostry może być już na cienkiej granicy przez jego nieporadność i niechęć odnalezienia się w nowej roli.
Dziwne uczucie towarzyszyło Cyrusowi przez cały czas od kiedy tylko wyszedł na wolność, nie potrafił się odnaleźć na nowo w tym codziennym życiu, szczególnie, kiedy musiał pracować na usługach własnej siostry. Wiedział jednak, że musi ponieść karę, a najgorsze było to, że ponosił tą karę za winę swojej byłej dziewczyny. Rodzina była na niego wściekła za to co nawywijał, sam na siebie też był zły, że w ogóle pozwolił na to by tak się wszystko potoczyło. No cóż, jak to mówią, człowiek uczy się na błędach, byleby tylko Cyrus wyciągnął jakieś wnioski, bo wiele razy popełniał już błędy, a wciąż niczego go to nie nauczyło. Ciężko było mu sobie poradzić z wszystkimi emocjami jakie nim władały, ciągle był rozkojarzony, myślami często odpływał gdzieś daleko i nie potrafił skupić się na niczym konkretnym. Choć udawał twardego i robił dobrą minę do złej gry, Ci co go znali, mogli zauważyć, że nie jest z nim dobrze.
Kiedy kroczył z dwiema kawami w dłoniach przez hol biurowca czuł na sobie spojrzenia pracowników, słyszał te szepty za plecami, które nawet po tak długim czasie nie milkły, na szczęście wystarczyło rzucić w ich stronę jednym groźnym spojrzeniem i każdy udawał, że ciężko zajmuje się swoją pracą. Mimo, że był tutaj asystentem swojej siostry, wciąż miał respekt, w końcu firma należała do jego rodziców i wszyscy się bali, że stracą ciepłą posadkę, jednak szczerze mówiąc, sam Cyrus nie wierzył w to, że ma aktualnie tyle władzy, żeby kogoś stąd wykopać, musiałby skomleć u stóp własnej siostry by cokolwiek wyegzekwować, a akurat nie miał zamiaru aż tak się poniżać, już i tak uwłaczające było to, że jedynym jego priorytetowym zajęciem było doniesienie kawy w całości do biura Cherry. Skoro już mowa o doniesieniu kawy w całości, otwierając drzwi od gabinetu Charity dziwnym trafem potknął się o własną nogę, a cała zawartość obu kubków wylądowała na środku podłogi, oblewając wszystko wokół. Kiedy odzyskał równowagę spojrzał na bałagan jaki narobił, a potem uniósł swój wzrok i napotkał spojrzenie swojej siostry. Uśmiechnął się niepewnie i przepraszająco.
- Ups. - skwitował krótko, drapiąc się po skroni, mając nadzieję na to, że siostra rzuci zaraz luźno, że przecież nic się nie stało, zawoła sprzątaczkę i skwituje to gromkim śmiechem, znając nieporadność własnego brata.
- Wybacz. Nie chciałem. - dorzucił jeszcze szybko, żeby załagodzić jakoś sytuację i schylił się po puste kubki od kawy, bo na tyle jeszcze było go stać, miał jedynie nadzieję, że siostra nie pogoni go po mopa, a co gorsza szmatę i nie każe ścierać mu tego na kolanach, bo szczerze mówiąc, nie była to jego pierwsza wpadka od kiedy zaczął tu pracę, a dobrze wiedział, że cierpliwość siostry może być już na cienkiej granicy przez jego nieporadność i niechęć odnalezienia się w nowej roli.
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
gall anonim
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
cyrus marshall
Cherry przestała szanować własnego brata. Rzadko kiedy miała w sobie wrażliwość. Jeśli chodziło o najważniejszą dla niej rzecz, była to rodzinna firma. Szczerze uważała, że brat był dla niej zbędnym kosztem. Sama miała ryzykować własnym szczęściem, by móc ją przejąć. Musiała udowodnić własnemu ojcu, że jest godna. Jeśli zaszłaby w ciążę, ktoś musiałby zająć się firmą. Stąd ten przedziwny układ. Tylko że Charity nigdy nie marzyła o zostaniu matką. Nie rozwaliłaby swojego układu hormonalnego, a także pochwy, by pojawił się na świecie jej dziedzic. Zwyczajnie nie byłaby w stanie tego znieść. Stąd nie potrafiła zrozumieć błędu brata. Rodzinny biznes był dla niej świętością. Spędzała każdą godzinę swojego życia, byle każdy czuł się w firmie potrzebny, by nie upadła, a pięła się po gwarancji sukcesu. Tak łatwo jej to przychodziło, że zapominała o własnym szczęściu.
Teraz siedziała wygodnie we własnym fotelu, rozmawiając z inwestorem po hiszpańsku. Dopinała nowe zlecenie na wyspach kanaryjskich i chciała mieć pewność, że zostanie ono dopięte w stu procentach. Znała własne możliwości, granicę, a cały czas pięła się do góry. Tylko tyle mogła zagwarantować. Z Cyrusem niewiele rozmawiała o wypadku. Nie chciała słuchać bezsensownych tłumaczeń. Wolała skupić się na innych sprawach, a najlepiej biznesowych. Stąd na jej twarzy wymalowało się rozczarowanie, gdy rozlał kawy. Nawet z tak prostym zadaniem miał problem? Nie po to została CEO, by jej własny asystent miał problem z przyniesieniem kofeiny.
— Nawet kawy nie umiesz już przynieść? — spytała chłodno, unosząc jedną brew do góry. Na jej twarzy wymalowało się zażenowanie. Ona ciężko pracuje, a on ma problemy z tak prostymi czynnościami. Pewnie gdyby nie to więzienie, to firma byłaby Cyrusa, a nie jej. To było najbardziej niesprawiedliwe. Musiał popełnić błąd, by to ona mogła rządzić — zrób kolejną w ekspresie firmowym. Mam nadzieję, że opanujesz jego działanie i posprzątaj — rzuciła, wracając wzrokiem do ekranu komputera. Musiała wysłać jeszcze kilka maily, by być pewną kilku przedsięwzięć — mógłbyś się, chociaż tego nauczyć, skoro pieniądze ojca wyciągnęły Cię z więzienia — rzuciła finalnie oschle, lustrując go wzrokiem. Nie wiedziała, jak jej brat się trzyma. Nigdy nie pytała. Wolała nie mieć tej wiedzy, bez niej była w stanie być bezlitosną szefową.
Cherry przestała szanować własnego brata. Rzadko kiedy miała w sobie wrażliwość. Jeśli chodziło o najważniejszą dla niej rzecz, była to rodzinna firma. Szczerze uważała, że brat był dla niej zbędnym kosztem. Sama miała ryzykować własnym szczęściem, by móc ją przejąć. Musiała udowodnić własnemu ojcu, że jest godna. Jeśli zaszłaby w ciążę, ktoś musiałby zająć się firmą. Stąd ten przedziwny układ. Tylko że Charity nigdy nie marzyła o zostaniu matką. Nie rozwaliłaby swojego układu hormonalnego, a także pochwy, by pojawił się na świecie jej dziedzic. Zwyczajnie nie byłaby w stanie tego znieść. Stąd nie potrafiła zrozumieć błędu brata. Rodzinny biznes był dla niej świętością. Spędzała każdą godzinę swojego życia, byle każdy czuł się w firmie potrzebny, by nie upadła, a pięła się po gwarancji sukcesu. Tak łatwo jej to przychodziło, że zapominała o własnym szczęściu.
Teraz siedziała wygodnie we własnym fotelu, rozmawiając z inwestorem po hiszpańsku. Dopinała nowe zlecenie na wyspach kanaryjskich i chciała mieć pewność, że zostanie ono dopięte w stu procentach. Znała własne możliwości, granicę, a cały czas pięła się do góry. Tylko tyle mogła zagwarantować. Z Cyrusem niewiele rozmawiała o wypadku. Nie chciała słuchać bezsensownych tłumaczeń. Wolała skupić się na innych sprawach, a najlepiej biznesowych. Stąd na jej twarzy wymalowało się rozczarowanie, gdy rozlał kawy. Nawet z tak prostym zadaniem miał problem? Nie po to została CEO, by jej własny asystent miał problem z przyniesieniem kofeiny.
— Nawet kawy nie umiesz już przynieść? — spytała chłodno, unosząc jedną brew do góry. Na jej twarzy wymalowało się zażenowanie. Ona ciężko pracuje, a on ma problemy z tak prostymi czynnościami. Pewnie gdyby nie to więzienie, to firma byłaby Cyrusa, a nie jej. To było najbardziej niesprawiedliwe. Musiał popełnić błąd, by to ona mogła rządzić — zrób kolejną w ekspresie firmowym. Mam nadzieję, że opanujesz jego działanie i posprzątaj — rzuciła, wracając wzrokiem do ekranu komputera. Musiała wysłać jeszcze kilka maily, by być pewną kilku przedsięwzięć — mógłbyś się, chociaż tego nauczyć, skoro pieniądze ojca wyciągnęły Cię z więzienia — rzuciła finalnie oschle, lustrując go wzrokiem. Nie wiedziała, jak jej brat się trzyma. Nigdy nie pytała. Wolała nie mieć tej wiedzy, bez niej była w stanie być bezlitosną szefową.
-
nic ciekawegonieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimkipostaćautor
Cherry Marshall
Słysząc chłodny ton głosu swojej siostry, spojrzał na nią spod byka i prychnął cicho pod nosem niezrozumiałe "spierdalaj". Na co liczył z jej strony? Przecież dobrze ją znał, firma była jej oczkiem w głowie, chciała tej władzy tutaj, marzyła o niej no i ją miała, więc o co jej chodziło? Od początku Cyrus pokazał, że nie ma w nim żadnej konkurencji i zupełnie nie rozumiał czemu musi być dla niego taka oschła. Przed pójściem do więzienia świetnie wywiązywał się ze swoich obowiązków w firmie, czasami zdarzyło mu się coś zawalić, ale szybko wychodził z tego obronną ręką, teraz? Teraz sam nie wiedział co się z nim dzieje, panował w nim chaos i nie potrafił tego ogarnąć, szczególnie bez wsparcia najbliższych. Każdy z nich myślał, że już to, że w ogóle wyciągnęli go z więzienia, powinno mu wystarczyć, a było zupełnie inaczej, nikt nawet nie próbował z nim na ten temat rozmawiać, miał wrażenie, że wstydzą się, że w ogóle jest jednym z Marshallów.
Podniósł puste już kubki z ziemi i wyrzucił je do śmietnika, po czym skierował wzrok na swoją siostrę gdy usłyszał jej kolejne słowa. Zacisnął mocno zęby by nie wybuchnąć i nie powiedzieć kilku słów za dużo. Bolało kiedy tak się do niego odzywała i mimo, że był przyzwyczajony bo często sobie dogryzali, teraz czuł to zupełnie inaczej. Codziennie dawali mu do zrozumienia, że ich zawiódł, codziennie wypominali mu błędy co naprawdę w żaden sposób nie pomagało mu się ogarnąć, wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej ściągało go w dół. W milczeniu i omijając plamę po kawie, skierował się do wyjścia z gabinetu Cherry.
- Szkoda, że sama nie potrafisz zrobić sobie kawy. - odburknął i nim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, szybko opuścił pomieszczenie, uciekając przed lawiną gniewu Charity. Choć wiedział, że i tak tego nie uniknie, bo przecież zaraz wróci tam z kolejną kawą, miał nadzieję, że tym razem jej nie rozleje. Kiedy kawa z ekspresu się przygotowywała w międzyczasie ogarnął ręczniki i jakieś szmatki, żeby posprzątać bałagan, który narobił.
Po kilku minutach wrócił ponownie do biura siostry i tym razem uważając postawił kawę na jej biurku.
- Proszę. - mruknął ozięble, a następnie w ciszy zabrał się za sprzątanie rozlanej cieczy. Był już naprawdę zmęczony takim traktowaniem ze strony rodziny żaden z nich nie wiedział jak się czuje i przez co przeszedł. Ile wysiłku kosztowało go przetrwanie w więzieniu. W dodatku zostawiła go wtedy jeszcze Tiffany, więc naprawdę nie potrzebował krytyki, potrzebował jedynie wsparcia, którego nie potrafiła mu dać nawet własna rodzina.
Słysząc chłodny ton głosu swojej siostry, spojrzał na nią spod byka i prychnął cicho pod nosem niezrozumiałe "spierdalaj". Na co liczył z jej strony? Przecież dobrze ją znał, firma była jej oczkiem w głowie, chciała tej władzy tutaj, marzyła o niej no i ją miała, więc o co jej chodziło? Od początku Cyrus pokazał, że nie ma w nim żadnej konkurencji i zupełnie nie rozumiał czemu musi być dla niego taka oschła. Przed pójściem do więzienia świetnie wywiązywał się ze swoich obowiązków w firmie, czasami zdarzyło mu się coś zawalić, ale szybko wychodził z tego obronną ręką, teraz? Teraz sam nie wiedział co się z nim dzieje, panował w nim chaos i nie potrafił tego ogarnąć, szczególnie bez wsparcia najbliższych. Każdy z nich myślał, że już to, że w ogóle wyciągnęli go z więzienia, powinno mu wystarczyć, a było zupełnie inaczej, nikt nawet nie próbował z nim na ten temat rozmawiać, miał wrażenie, że wstydzą się, że w ogóle jest jednym z Marshallów.
Podniósł puste już kubki z ziemi i wyrzucił je do śmietnika, po czym skierował wzrok na swoją siostrę gdy usłyszał jej kolejne słowa. Zacisnął mocno zęby by nie wybuchnąć i nie powiedzieć kilku słów za dużo. Bolało kiedy tak się do niego odzywała i mimo, że był przyzwyczajony bo często sobie dogryzali, teraz czuł to zupełnie inaczej. Codziennie dawali mu do zrozumienia, że ich zawiódł, codziennie wypominali mu błędy co naprawdę w żaden sposób nie pomagało mu się ogarnąć, wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej ściągało go w dół. W milczeniu i omijając plamę po kawie, skierował się do wyjścia z gabinetu Cherry.
- Szkoda, że sama nie potrafisz zrobić sobie kawy. - odburknął i nim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, szybko opuścił pomieszczenie, uciekając przed lawiną gniewu Charity. Choć wiedział, że i tak tego nie uniknie, bo przecież zaraz wróci tam z kolejną kawą, miał nadzieję, że tym razem jej nie rozleje. Kiedy kawa z ekspresu się przygotowywała w międzyczasie ogarnął ręczniki i jakieś szmatki, żeby posprzątać bałagan, który narobił.
Po kilku minutach wrócił ponownie do biura siostry i tym razem uważając postawił kawę na jej biurku.
- Proszę. - mruknął ozięble, a następnie w ciszy zabrał się za sprzątanie rozlanej cieczy. Był już naprawdę zmęczony takim traktowaniem ze strony rodziny żaden z nich nie wiedział jak się czuje i przez co przeszedł. Ile wysiłku kosztowało go przetrwanie w więzieniu. W dodatku zostawiła go wtedy jeszcze Tiffany, więc naprawdę nie potrzebował krytyki, potrzebował jedynie wsparcia, którego nie potrafiła mu dać nawet własna rodzina.
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
gall anonim
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
cyrus marshall
Tak, Charity z pewnością się go wstydziła. Próbowała tworzyć wielkie imperium fotowoltaiczne, a jej brat był rysą na honorze firmy. Nawet Cordiana potrafiła bardziej zrozumieć. Choć bardziej związane to było z dziwną bliźniaczą wersją niż z czymkolwiek innym. Jego też krytykowała na prawie każdym kroku. Nie potrafił, nawet ubrać się do pracy. Jednak między Cordianem a Cyrusem była zasadnicza duża zmiana, której nie dało się ukryć.
Jeden popełnił błąd, a drugi niej.
Cherry była osobą, która rzadko kiedy pokazywała komuś współczucie. Nie liczyło się, że to był jej brat. Pamiętała jedynie problemy w firmie, powstające przez jego wyrok. PR dawno tak ciężko nie pracował. Trudno było jej zrozumieć Cyrusa. Nie pasował do rodziny. Nie miał w sobie takiej dumy, która pozwalała mu kroczyć z głową uniesioną wysoko ku górze. Sama Charity często patrzyła w górę, bo w dół mogłaby się stoczyć. Mogła być oschła, zimna, ale głównie tak działała w pracy. Kiedy wychodziła z firmy, była zupełnie inną Cherry. Może właśnie wtedy nią było? Wchodząc do budynku, nie mogła pokazywać żadnej słabości, a przede wszystkim musiała kierować firmą. Nie mogła cackać się z jednym z braci, bo był w więżeniu przez popełniony przez niego błąd.
Uniosła na niego swoje chłodne spojrzenie. Upiła spokojnie łyka kawy. To był smak, który potrzebowała, by ponownie skupić się na pracy.
— Masz mi coś do powiedzenia, Cyrus? — spytała, unosząc wzrok, by spojrzeć bratu prosto w oczy. Charity była prostą osobą, jeśli kogoś coś bolało, lub miał coś do powiedzenia, to mówił to wprost. Marshall nie bawiła się w kotka i myszkę. Potrzebowała jasnych, konkretnych odpowiedzi.
Tak, Charity z pewnością się go wstydziła. Próbowała tworzyć wielkie imperium fotowoltaiczne, a jej brat był rysą na honorze firmy. Nawet Cordiana potrafiła bardziej zrozumieć. Choć bardziej związane to było z dziwną bliźniaczą wersją niż z czymkolwiek innym. Jego też krytykowała na prawie każdym kroku. Nie potrafił, nawet ubrać się do pracy. Jednak między Cordianem a Cyrusem była zasadnicza duża zmiana, której nie dało się ukryć.
Jeden popełnił błąd, a drugi niej.
Cherry była osobą, która rzadko kiedy pokazywała komuś współczucie. Nie liczyło się, że to był jej brat. Pamiętała jedynie problemy w firmie, powstające przez jego wyrok. PR dawno tak ciężko nie pracował. Trudno było jej zrozumieć Cyrusa. Nie pasował do rodziny. Nie miał w sobie takiej dumy, która pozwalała mu kroczyć z głową uniesioną wysoko ku górze. Sama Charity często patrzyła w górę, bo w dół mogłaby się stoczyć. Mogła być oschła, zimna, ale głównie tak działała w pracy. Kiedy wychodziła z firmy, była zupełnie inną Cherry. Może właśnie wtedy nią było? Wchodząc do budynku, nie mogła pokazywać żadnej słabości, a przede wszystkim musiała kierować firmą. Nie mogła cackać się z jednym z braci, bo był w więżeniu przez popełniony przez niego błąd.
Uniosła na niego swoje chłodne spojrzenie. Upiła spokojnie łyka kawy. To był smak, który potrzebowała, by ponownie skupić się na pracy.
— Masz mi coś do powiedzenia, Cyrus? — spytała, unosząc wzrok, by spojrzeć bratu prosto w oczy. Charity była prostą osobą, jeśli kogoś coś bolało, lub miał coś do powiedzenia, to mówił to wprost. Marshall nie bawiła się w kotka i myszkę. Potrzebowała jasnych, konkretnych odpowiedzi.
-
nic ciekawegonieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimkipostaćautor
Cherry Marshall
Cyrus ścierając kawę z podłogi czuł jedynie zażenowanie, nigdy nie spodziewał się tego, że nawet własna rodzina będzie traktować go w ten sposób. Cholernie nie pasował do nich, nie potrafił być taki wyniosły, patrzeć na wszystkich z góry, w pracy być jak robot, bez żadnych uczuć, oraz być tak bezwzględnym. Może jednak nie powinien wracać do rodzinnej firmy? Może powinien całkowicie się od nich odciąć? Tylko, nie potrafił odciąć się od tych pieniędzy, był przyzwyczajony do luksusów, w końcu tak go wychowali. Już i tak musiał nieco obniżyć komfort swojego życia, mieszka z jakąś laską w niezbyt bogatej dzielnicy, pracuje dla własnej siostry, a na karcie miał wprowadzony limit, cóż, życie bywa przewrotne, a najbardziej męczyło go to, że nie potrafił nikomu wyznać, że to Tiffany była winna, mimo, że zawinęła dupę w troki i zniknęła z jego życia, wciąż ją chronił, po co? Przecież jedyne co w tej chwili do niej czuł to nienawiść, a przynajmniej tak myślał.
Kiedy już kończył ścierać kawę, usłyszał głos swojej siostry, więc uniósł na nią swoje spojrzenie by złapać z nią kontakt wzrokowy. Wstał i cicho westchnął.
- Nie Charity, przepraszam. - mruknął ozięble i wyczuć można było, że jego przeprosiny nie były szczere, a raczej wymuszone. - Albo wiesz co? Jednak chcę coś powiedzieć. - dodał, wyrzucając mokre i brudne papiery po startej przed chwilą kawie do śmietnika. Zajął miejsce na fotelu na przeciwko własnej siostry i złapał z nią kontakt wzrokowy. Zapewne przeszkadzał jej w pracy, jak zawsze, ale nie był tu z własnej woli, także musiała się z nim męczyć.
- Ja wiem, że zepsułem Wam opinię, wiem, że przysporzyłem kłopotów, wiem, jak wszyscy obgadują mnie tu za plecami, straciłem szacunek, ale jest jedno... - przerwał na chwilę by cicho westchnąć i przeczesać palcami swoje włosy, a następnie pochylił się nieco i oparł się o biurko na przedramionach, by móc spojrzeć głębiej w oczy własnej siostry. - Ja naprawdę już odbyłem swoją karę, poniosłem konsekwencje, staram się, naprawdę się staram, proszę, nie utrudniaj mi tego. - powiedział lekko skruszonym tonem głosu. Naprawdę robił co w jego mocy, żeby jakoś odkupić swoje winy, ale nie potrafił poradzić sobie z tym wszystkim, nie miał z kim o tym pogadać, cała rodzina próbowała ten temat zamieść pod dywan, a on naprawdę potrzebował w tym momencie wsparcia, a nie oschłego tonu i zimnego spojrzenia, które codziennie mu przypominało o tym, jak bardzo jest tu niechciany.
Cyrus ścierając kawę z podłogi czuł jedynie zażenowanie, nigdy nie spodziewał się tego, że nawet własna rodzina będzie traktować go w ten sposób. Cholernie nie pasował do nich, nie potrafił być taki wyniosły, patrzeć na wszystkich z góry, w pracy być jak robot, bez żadnych uczuć, oraz być tak bezwzględnym. Może jednak nie powinien wracać do rodzinnej firmy? Może powinien całkowicie się od nich odciąć? Tylko, nie potrafił odciąć się od tych pieniędzy, był przyzwyczajony do luksusów, w końcu tak go wychowali. Już i tak musiał nieco obniżyć komfort swojego życia, mieszka z jakąś laską w niezbyt bogatej dzielnicy, pracuje dla własnej siostry, a na karcie miał wprowadzony limit, cóż, życie bywa przewrotne, a najbardziej męczyło go to, że nie potrafił nikomu wyznać, że to Tiffany była winna, mimo, że zawinęła dupę w troki i zniknęła z jego życia, wciąż ją chronił, po co? Przecież jedyne co w tej chwili do niej czuł to nienawiść, a przynajmniej tak myślał.
Kiedy już kończył ścierać kawę, usłyszał głos swojej siostry, więc uniósł na nią swoje spojrzenie by złapać z nią kontakt wzrokowy. Wstał i cicho westchnął.
- Nie Charity, przepraszam. - mruknął ozięble i wyczuć można było, że jego przeprosiny nie były szczere, a raczej wymuszone. - Albo wiesz co? Jednak chcę coś powiedzieć. - dodał, wyrzucając mokre i brudne papiery po startej przed chwilą kawie do śmietnika. Zajął miejsce na fotelu na przeciwko własnej siostry i złapał z nią kontakt wzrokowy. Zapewne przeszkadzał jej w pracy, jak zawsze, ale nie był tu z własnej woli, także musiała się z nim męczyć.
- Ja wiem, że zepsułem Wam opinię, wiem, że przysporzyłem kłopotów, wiem, jak wszyscy obgadują mnie tu za plecami, straciłem szacunek, ale jest jedno... - przerwał na chwilę by cicho westchnąć i przeczesać palcami swoje włosy, a następnie pochylił się nieco i oparł się o biurko na przedramionach, by móc spojrzeć głębiej w oczy własnej siostry. - Ja naprawdę już odbyłem swoją karę, poniosłem konsekwencje, staram się, naprawdę się staram, proszę, nie utrudniaj mi tego. - powiedział lekko skruszonym tonem głosu. Naprawdę robił co w jego mocy, żeby jakoś odkupić swoje winy, ale nie potrafił poradzić sobie z tym wszystkim, nie miał z kim o tym pogadać, cała rodzina próbowała ten temat zamieść pod dywan, a on naprawdę potrzebował w tym momencie wsparcia, a nie oschłego tonu i zimnego spojrzenia, które codziennie mu przypominało o tym, jak bardzo jest tu niechciany.
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
gall anonim
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
cyrus marshall
Charity od zawsze brała sprawy w swoje ręce. Nie szukała u nikogo poklasku, ciężko pracowała. Jednak rzadko kiedy jej starania były doceniane. Spojrzenia ojca najczęściej lądowały na jej braciach. Gdy oni zachowywali się nieodpowiedzialnie, ona próbowała szukać wyjścia z sytuacji. Cordian sam w sobie był rodzinną owcą, a ostatnie wyskoki Cyrusa tylko utwierdzały ojca, że mimo płci Cherry wydaje się być odpowiedzialną osobą. Nigdy nie prosiła o ulgi, zawsze ciężko pracowała. Nieważne, czy teraz czy jutro pięła się powoli do celu. Nawet kosztem własnego życia osobistego. Stąd nawet w pracy nie miała zamiaru pokazywać sentymentu względem brata.
— No słucham — rzuciła, odsuwając się od biurka. Chłodno zmierzyła brata. Liczyła na jakąś ognistą przemowę o tym, jak bardzo powinna przestać go gnoić, że mu trudno. Założyła rękę na rękę, a brodę uniosła ku górze. Wyglądała dumnie jak na panią prezes przystało. Rzadko komu dawała jakąkolwiek taryfę ulgową. Nawet jeśli chodziło o jej rodzeństwo, była wymagająca. Nie potrzebowała żadnych plotek, że traktuje kogoś z taryfą ulgową.
— Cyrus, ale chyba zdajesz sobie sprawę, że to nie wszystko, nie? — jej ton był chłodny, ale też łagodny. Oczywiście, że został ukarany. Powinien za to się cieszyć, że rodzina zagwarantowała mu jakąkolwiek pracę. Wypadek samochodowy był dla niej szokiem, a co dopiero jego konsekwencje. Więzienie to nie jedyna kara, którą musiał przejść, skoro wyszedł z niego wcześniej, zajął miejsce osobie, która nie była skazana — na ponowne zaufanie trzeba sobie zapracować. Tutaj nie mam zamiaru traktować Cię inaczej niż jakiegokolwiek nowego pracownika — poza budynkiem, poza czasem pracy był dla niej bratem, ale nie w obecnej sytuacji, obecnym kontekście, w który weszli — po prostu w firmie straciłeś przywileje związane z byciem Marshallem. Poza firmą mogę zachować się jak twoja siostra — miała nadzieję, że mówiła w sposób klarowny. Nie miała zamiaru pozwolić na jakiekolwiek wątpliwości względem jej osoby wśród pracowników — rozumiesz? — dopytała jeszcze raz, unosząc do góry brew.
Charity od zawsze brała sprawy w swoje ręce. Nie szukała u nikogo poklasku, ciężko pracowała. Jednak rzadko kiedy jej starania były doceniane. Spojrzenia ojca najczęściej lądowały na jej braciach. Gdy oni zachowywali się nieodpowiedzialnie, ona próbowała szukać wyjścia z sytuacji. Cordian sam w sobie był rodzinną owcą, a ostatnie wyskoki Cyrusa tylko utwierdzały ojca, że mimo płci Cherry wydaje się być odpowiedzialną osobą. Nigdy nie prosiła o ulgi, zawsze ciężko pracowała. Nieważne, czy teraz czy jutro pięła się powoli do celu. Nawet kosztem własnego życia osobistego. Stąd nawet w pracy nie miała zamiaru pokazywać sentymentu względem brata.
— No słucham — rzuciła, odsuwając się od biurka. Chłodno zmierzyła brata. Liczyła na jakąś ognistą przemowę o tym, jak bardzo powinna przestać go gnoić, że mu trudno. Założyła rękę na rękę, a brodę uniosła ku górze. Wyglądała dumnie jak na panią prezes przystało. Rzadko komu dawała jakąkolwiek taryfę ulgową. Nawet jeśli chodziło o jej rodzeństwo, była wymagająca. Nie potrzebowała żadnych plotek, że traktuje kogoś z taryfą ulgową.
— Cyrus, ale chyba zdajesz sobie sprawę, że to nie wszystko, nie? — jej ton był chłodny, ale też łagodny. Oczywiście, że został ukarany. Powinien za to się cieszyć, że rodzina zagwarantowała mu jakąkolwiek pracę. Wypadek samochodowy był dla niej szokiem, a co dopiero jego konsekwencje. Więzienie to nie jedyna kara, którą musiał przejść, skoro wyszedł z niego wcześniej, zajął miejsce osobie, która nie była skazana — na ponowne zaufanie trzeba sobie zapracować. Tutaj nie mam zamiaru traktować Cię inaczej niż jakiegokolwiek nowego pracownika — poza budynkiem, poza czasem pracy był dla niej bratem, ale nie w obecnej sytuacji, obecnym kontekście, w który weszli — po prostu w firmie straciłeś przywileje związane z byciem Marshallem. Poza firmą mogę zachować się jak twoja siostra — miała nadzieję, że mówiła w sposób klarowny. Nie miała zamiaru pozwolić na jakiekolwiek wątpliwości względem jej osoby wśród pracowników — rozumiesz? — dopytała jeszcze raz, unosząc do góry brew.
-
nic ciekawegonieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimkipostaćautor
Cherry Marshall
No i na nic zdał się jego skruszony ton i oczy zbitego szczeniaka, wpatrzone w swoją siostrę jak obrazek, nic nie mogło tutaj stopić lodu w jej sercu, co było naprawdę przykre dla Cyrusa. Cherry zachowywała się w pracy jakby nic ich nie łączyło, jakby był dla niej zwykłym pracownikiem, a on mimo wszystko nie potrafił aż tak oddzielić tych dwóch światów. Dla niego zawsze była jego siostrą, niezależnie od tego gdzie się znajdowali.
- Ale fakt jest taki Cherry, że Ty jesteś moją siostrą. Jesteś i będziesz nią zawsze, niezależnie od tego gdzie się znajdujemy, rozumiesz? - te słowa wypowiedział z nieukrywanym wyrzutem, jakby chciał jej przypomnieć, że więzy krwi to się tak szybko i łatwo nie wymazują, że tym swoim udawaniem wcale nie sprawi, że przestanie być jej bratem. - Jesteś wiecznie zajęta, najczęściej rozmawiamy tylko tutaj, a tu traktujesz mnie jak obcego człowieka. - dodał i odsunął się od biurka ukrywając twarz w swoich dłoniach. Czy naprawdę nikt nie widział, że sobie nie radzi? Cierpiał, nie miał nikogo z kim mógłby porozmawiać na ten temat, tak po prostu szczerze i otwarcie, a zresztą czy mógłby pogadać o tym z kimś ze swojej rodziny? Wystarczyłby jeden znak zainteresowania z ich strony, ale nie, nie mógł liczyć na jakąkolwiek troskę. Zsunął dłonie ze swojej twarzy i spojrzał na Charity z wyrzutem.
- Wyciągnęliście mnie z więzienia i jestem za to ogromnie wdzięczny Cherry, ale poza tymi jebanymi pieniędzmi jestem jeszcze ja. Czy ktoś z Was kiedykolwiek zapytał jak sobie z tym radzę? - ton głosu Cyrusa zmienił się tym razem w oskarżający, nie mógł już znieść tego, że wszyscy tylko nim sterowali, okey, był przyzwyczajony, że w rodzinie Marshallów nie okazywało się zbytnio uczuć, ale w takiej sytuacji mogło się coś zmienić prawda? - Myślisz, że to wszystko było dla mnie łatwe?! - podniósł nieco ton swojego głosu, bo zaczął się denerwować, nie lubił pokazywać słabości, zresztą jak wszyscy w tej rodzinie, ale w końcu musiał to z siebie wyrzucić. - Jedyne co od Was w tamtym czasie dostałem, to rozkazy! Zachowuj się tak, powiedz to, nie rób tego. - warknął podnosząc tyłek z fotela i odwrócił się do siostry plecami, zaciskając swoje dłonie w pięści. Wziął głęboki oddech by się uspokoić, nie mógł pozwolić na to, by emocje wzięły nad nim górę, nie chciał też robić awantury tutaj, gdzie powinien zachować profesjonalizm. Podszedł do okna i wyjrzał przez nie na panoramę Toronto. - Nikt z Was nie zapytał jak się czuję. - dodał już spokojnym, lecz zrezygnowanym tonem głosu. Wbił swoje smutne spojrzenie w jakiś bliżej nieokreślony punkt za oknem.
No i na nic zdał się jego skruszony ton i oczy zbitego szczeniaka, wpatrzone w swoją siostrę jak obrazek, nic nie mogło tutaj stopić lodu w jej sercu, co było naprawdę przykre dla Cyrusa. Cherry zachowywała się w pracy jakby nic ich nie łączyło, jakby był dla niej zwykłym pracownikiem, a on mimo wszystko nie potrafił aż tak oddzielić tych dwóch światów. Dla niego zawsze była jego siostrą, niezależnie od tego gdzie się znajdowali.
- Ale fakt jest taki Cherry, że Ty jesteś moją siostrą. Jesteś i będziesz nią zawsze, niezależnie od tego gdzie się znajdujemy, rozumiesz? - te słowa wypowiedział z nieukrywanym wyrzutem, jakby chciał jej przypomnieć, że więzy krwi to się tak szybko i łatwo nie wymazują, że tym swoim udawaniem wcale nie sprawi, że przestanie być jej bratem. - Jesteś wiecznie zajęta, najczęściej rozmawiamy tylko tutaj, a tu traktujesz mnie jak obcego człowieka. - dodał i odsunął się od biurka ukrywając twarz w swoich dłoniach. Czy naprawdę nikt nie widział, że sobie nie radzi? Cierpiał, nie miał nikogo z kim mógłby porozmawiać na ten temat, tak po prostu szczerze i otwarcie, a zresztą czy mógłby pogadać o tym z kimś ze swojej rodziny? Wystarczyłby jeden znak zainteresowania z ich strony, ale nie, nie mógł liczyć na jakąkolwiek troskę. Zsunął dłonie ze swojej twarzy i spojrzał na Charity z wyrzutem.
- Wyciągnęliście mnie z więzienia i jestem za to ogromnie wdzięczny Cherry, ale poza tymi jebanymi pieniędzmi jestem jeszcze ja. Czy ktoś z Was kiedykolwiek zapytał jak sobie z tym radzę? - ton głosu Cyrusa zmienił się tym razem w oskarżający, nie mógł już znieść tego, że wszyscy tylko nim sterowali, okey, był przyzwyczajony, że w rodzinie Marshallów nie okazywało się zbytnio uczuć, ale w takiej sytuacji mogło się coś zmienić prawda? - Myślisz, że to wszystko było dla mnie łatwe?! - podniósł nieco ton swojego głosu, bo zaczął się denerwować, nie lubił pokazywać słabości, zresztą jak wszyscy w tej rodzinie, ale w końcu musiał to z siebie wyrzucić. - Jedyne co od Was w tamtym czasie dostałem, to rozkazy! Zachowuj się tak, powiedz to, nie rób tego. - warknął podnosząc tyłek z fotela i odwrócił się do siostry plecami, zaciskając swoje dłonie w pięści. Wziął głęboki oddech by się uspokoić, nie mógł pozwolić na to, by emocje wzięły nad nim górę, nie chciał też robić awantury tutaj, gdzie powinien zachować profesjonalizm. Podszedł do okna i wyjrzał przez nie na panoramę Toronto. - Nikt z Was nie zapytał jak się czuję. - dodał już spokojnym, lecz zrezygnowanym tonem głosu. Wbił swoje smutne spojrzenie w jakiś bliżej nieokreślony punkt za oknem.
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
gall anonim
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
cyrus marshall
Profesjonalizm. To słowo wyrażało tak bardzo wszystko, co Cherry sobą reprezentowała. Wiecznie w pogoni za pieniędzmi, idealna pani prezes dla HR'u i nieskazitelny wizerunek. Nie potrzebowała słyszeć za plecami, że traktuje brata-kryminalistę specjalnie. Dla niej w jej biurze był zwykłym pracownikiem. Tu nie miała skrupułów, maszyna musiała być dobrze naoliwiona, żeby przynosiła owoce pracy.
— Fakt jest taki, że nie pracowałbyś tutaj, gdyby nie więzy krwi — powiedziała wprost, patrząc na brata lekko skołowanym spojrzeniem. Mogła być chłodna królową we własnym zamku, za to delikatnie ruszały ją słowa brata. Wzięła głęboki oddech, chwilę analizując całą sytuację. Może powinna mu wpierw wyjaśnić jedną sprawę? — pewnie miałbyś problem, by znaleźć jakąkolwiek pracę, a ja nie mam zamiaru traktować Cię ulgowo, bo zabierałam Ci ciasteczka w dzieciństwie — więzy krwi spowodowały, że miał pracę z całkiem dobrą pensją. Dalej pewnie mógł poprosić siostrę o pożyczkę. Wszystko miało swoje granicę — jesteś moim bratem, ale... tutaj jesteś przede wszystkim moim asystentem — stwierdziła finalnie, unosząc wzrok na brata. Nieważne, jakim tonem do niej mówił. Dla nich życie nie zatrzymało się wraz z jego zatrzymaniem się we więzieniu. To była sprawa dużo bardziej skomplikowana. Cyrus myślał tylko o sobie. Nie winiła go za to. Tylko oni też nie mieli pięknego życia, gdy zniknął. Trzeba było łatać problemy w firmie.
— Wybacz, ale musiałam w tym czasie zajmować się inwestorami i kontraktami, bo Northland Power by runęło — wzrokiem jedynie wędrowała za bratem, próbując zrozumieć, czego on chciał. Uniosła kącik ust, gdy finalnie się dowiedziała. No tak, atencja — takie skazy zostają na zawsze, nawet fakt że tu pracujesz, jest niezbyt dobry wizerunkowo — stwierdziła Cherry, wzdychając ciężko — mam Cię umówić do terapeuty? Znam numer naprawdę dobrego... — ona niezbyt potrafiła w pocieszanie innych. Była w stanie poprawić humor przyjaciółce, wystawionej przez króla palantów, ale gdy ktoś popełniał błąd? Tu nie widziała niczyjej innej winy — chcesz, to możesz do mnie przyjść i pogadać... — rzuciła niby od niechcenia. Słowa Cyrusa delikatnie ją uwierały, ale to nie było odpowiednie miejsce do rozwiązywania konfliktów — mogę też spytać Cordiana, czy zechce się pojawić — rzuciła, wbijając w mężczyznę wzrok. Oni też od jakiegoś czasu się nie widywali. Cordian miał... własne specjalne obowiązki, które miał wypełnić.
Profesjonalizm. To słowo wyrażało tak bardzo wszystko, co Cherry sobą reprezentowała. Wiecznie w pogoni za pieniędzmi, idealna pani prezes dla HR'u i nieskazitelny wizerunek. Nie potrzebowała słyszeć za plecami, że traktuje brata-kryminalistę specjalnie. Dla niej w jej biurze był zwykłym pracownikiem. Tu nie miała skrupułów, maszyna musiała być dobrze naoliwiona, żeby przynosiła owoce pracy.
— Fakt jest taki, że nie pracowałbyś tutaj, gdyby nie więzy krwi — powiedziała wprost, patrząc na brata lekko skołowanym spojrzeniem. Mogła być chłodna królową we własnym zamku, za to delikatnie ruszały ją słowa brata. Wzięła głęboki oddech, chwilę analizując całą sytuację. Może powinna mu wpierw wyjaśnić jedną sprawę? — pewnie miałbyś problem, by znaleźć jakąkolwiek pracę, a ja nie mam zamiaru traktować Cię ulgowo, bo zabierałam Ci ciasteczka w dzieciństwie — więzy krwi spowodowały, że miał pracę z całkiem dobrą pensją. Dalej pewnie mógł poprosić siostrę o pożyczkę. Wszystko miało swoje granicę — jesteś moim bratem, ale... tutaj jesteś przede wszystkim moim asystentem — stwierdziła finalnie, unosząc wzrok na brata. Nieważne, jakim tonem do niej mówił. Dla nich życie nie zatrzymało się wraz z jego zatrzymaniem się we więzieniu. To była sprawa dużo bardziej skomplikowana. Cyrus myślał tylko o sobie. Nie winiła go za to. Tylko oni też nie mieli pięknego życia, gdy zniknął. Trzeba było łatać problemy w firmie.
— Wybacz, ale musiałam w tym czasie zajmować się inwestorami i kontraktami, bo Northland Power by runęło — wzrokiem jedynie wędrowała za bratem, próbując zrozumieć, czego on chciał. Uniosła kącik ust, gdy finalnie się dowiedziała. No tak, atencja — takie skazy zostają na zawsze, nawet fakt że tu pracujesz, jest niezbyt dobry wizerunkowo — stwierdziła Cherry, wzdychając ciężko — mam Cię umówić do terapeuty? Znam numer naprawdę dobrego... — ona niezbyt potrafiła w pocieszanie innych. Była w stanie poprawić humor przyjaciółce, wystawionej przez króla palantów, ale gdy ktoś popełniał błąd? Tu nie widziała niczyjej innej winy — chcesz, to możesz do mnie przyjść i pogadać... — rzuciła niby od niechcenia. Słowa Cyrusa delikatnie ją uwierały, ale to nie było odpowiednie miejsce do rozwiązywania konfliktów — mogę też spytać Cordiana, czy zechce się pojawić — rzuciła, wbijając w mężczyznę wzrok. Oni też od jakiegoś czasu się nie widywali. Cordian miał... własne specjalne obowiązki, które miał wypełnić.
-
nic ciekawegonieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimkipostaćautor
Cherry Marshall
Chyba nikt nie działał mu na nerwy tak, jak jego własna, cholernie wyidealizowana rodzinka. No dobra, może jeszcze Tiffany, ale to inna bajka. Sam nie wiedział, co by musiało się stać, żeby poruszyć jakiekolwiek serce któregoś z Marshallów. Cherry była zimna, z Cordianem to w ogóle już nie potrafił rozmawiać bez słownych przepychanek, a rodzice to rodzice. Już i tak rzadko kiedy chcieli widzieć go na oczy bo ich zawiódł po całości. Czasami żałował, że nie urodził się w biednej, ale chociażby normalnej rodzinie, gdzie uczucia jednak grały ważną rolę.
Wywrócił więc oczami na jej wywód o tym, że nie może traktować go w jakikolwiek sposób ulgowo. No w jakiś sposób to rozumiał, ale z drugiej strony nie musiała mu wbijać kolejnych szpilek tekstami, że powinien cieszyć się, że w ogóle ma pracę. Postanowił więc tego nie komentować, by nie wdawać się w słowną przepychankę, bo i tak dobrze wiedział, że jest na przegranej pozycji.
- Nie potrzebuję terapeuty. - mruknął przerywając jej kiedy wspomniała o numerze telefonu. Serio? Może jeszcze niech go zamkną w szpitalu psychiatrycznym, wtedy w ogóle pozbędą się problemu, jakim się dla nich stał. Z jednej strony wiedział, jak ważna jest ta firma, jak ważne jest to, by wszyscy z nich dbali o jej wizerunek i by się godnie prezentowali, ale czy ten biznes był dla nich ważniejszy niż najbliżsi członkowie rodziny? Nie potrafił zbytnio tego zrozumieć, nie był wstanie podejść do tego wszystkiego tak jak oni, biznesowo, dla niego liczyło się po prostu w życiu coś więcej. Coś więcej co zaprowadziło go za kraty, coś co powinno go zamknąć na takie uczucia, a mimo wszystko nie potrafił.
Prychnął na kolejne słowa własnej siostry i odwrócił się do niej by móc na nią spojrzeć. - Tak, wciągnij w to jeszcze Cordiana, żeby się bardziej ze mnie pośmiać. - rzucił wywracając przy tym teatralnie oczami i westchnął cicho. - Nieważne Cherry, zapomnij, poradzę sobie. - dodał po chwili i uśmiechnął się delikatnie, robiąc jak zawsze, dobrą minę do złej gry, w czym akurat każdy z Marshallów był wybitny. - Wybacz, postaram się bardziej, potrzebuję tylko trochę więcej czasu by odnaleźć się w nowej rzeczywistości. - dodał, bo naprawdę musiał się tu odnaleźć. Z kogoś u władzy, stał się po prostu pracownikiem takim jak wszyscy, a to naprawdę nie pomagało mu w ogarnięciu swojego życia. Czasami zastanawiał się nad tym, czy nie lepiej byłoby znaleźć pracę za jakimś barem i zasmakować miejskiego życia, może by lepiej mu podpasowało niż chodzenie pod krawatem i udawanie ważniaka? - Dobra, powiedz mi lepiej, czym mam się dzisiaj zająć. - rzucił już luźno i usiadł na powrót na przeciwko własnej siostry. Co jak co, ale wciąż nie wyszedł z wprawy i sprawy firmy były dla niego łatwym orzechem do zgryzienia, przecież właśnie do tego został konkretnie wyszkolony.
Chyba nikt nie działał mu na nerwy tak, jak jego własna, cholernie wyidealizowana rodzinka. No dobra, może jeszcze Tiffany, ale to inna bajka. Sam nie wiedział, co by musiało się stać, żeby poruszyć jakiekolwiek serce któregoś z Marshallów. Cherry była zimna, z Cordianem to w ogóle już nie potrafił rozmawiać bez słownych przepychanek, a rodzice to rodzice. Już i tak rzadko kiedy chcieli widzieć go na oczy bo ich zawiódł po całości. Czasami żałował, że nie urodził się w biednej, ale chociażby normalnej rodzinie, gdzie uczucia jednak grały ważną rolę.
Wywrócił więc oczami na jej wywód o tym, że nie może traktować go w jakikolwiek sposób ulgowo. No w jakiś sposób to rozumiał, ale z drugiej strony nie musiała mu wbijać kolejnych szpilek tekstami, że powinien cieszyć się, że w ogóle ma pracę. Postanowił więc tego nie komentować, by nie wdawać się w słowną przepychankę, bo i tak dobrze wiedział, że jest na przegranej pozycji.
- Nie potrzebuję terapeuty. - mruknął przerywając jej kiedy wspomniała o numerze telefonu. Serio? Może jeszcze niech go zamkną w szpitalu psychiatrycznym, wtedy w ogóle pozbędą się problemu, jakim się dla nich stał. Z jednej strony wiedział, jak ważna jest ta firma, jak ważne jest to, by wszyscy z nich dbali o jej wizerunek i by się godnie prezentowali, ale czy ten biznes był dla nich ważniejszy niż najbliżsi członkowie rodziny? Nie potrafił zbytnio tego zrozumieć, nie był wstanie podejść do tego wszystkiego tak jak oni, biznesowo, dla niego liczyło się po prostu w życiu coś więcej. Coś więcej co zaprowadziło go za kraty, coś co powinno go zamknąć na takie uczucia, a mimo wszystko nie potrafił.
Prychnął na kolejne słowa własnej siostry i odwrócił się do niej by móc na nią spojrzeć. - Tak, wciągnij w to jeszcze Cordiana, żeby się bardziej ze mnie pośmiać. - rzucił wywracając przy tym teatralnie oczami i westchnął cicho. - Nieważne Cherry, zapomnij, poradzę sobie. - dodał po chwili i uśmiechnął się delikatnie, robiąc jak zawsze, dobrą minę do złej gry, w czym akurat każdy z Marshallów był wybitny. - Wybacz, postaram się bardziej, potrzebuję tylko trochę więcej czasu by odnaleźć się w nowej rzeczywistości. - dodał, bo naprawdę musiał się tu odnaleźć. Z kogoś u władzy, stał się po prostu pracownikiem takim jak wszyscy, a to naprawdę nie pomagało mu w ogarnięciu swojego życia. Czasami zastanawiał się nad tym, czy nie lepiej byłoby znaleźć pracę za jakimś barem i zasmakować miejskiego życia, może by lepiej mu podpasowało niż chodzenie pod krawatem i udawanie ważniaka? - Dobra, powiedz mi lepiej, czym mam się dzisiaj zająć. - rzucił już luźno i usiadł na powrót na przeciwko własnej siostry. Co jak co, ale wciąż nie wyszedł z wprawy i sprawy firmy były dla niego łatwym orzechem do zgryzienia, przecież właśnie do tego został konkretnie wyszkolony.
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
gall anonim
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
cyrus marshall
W zasadzie to Cyrus znał dwie wersje Charity. Istniały one, odkąd tylko trafiła do szkoły, gdzie mogła rywalizować z innymi ludźmi. Jedna była chłodną, wyrachowywaną panią prezes, która stale dążyła do tego, by spełnić swój cel. Nie zatrzymywała się przed niczym, a więzi rodzinne nie wydawały się mieć dla niej znaczenia. To przez nie miała niedługo wyjść za mąż, by móc piastować najważniejsze stanowisko w firmie. Mimowolnie ją to uwierało w głowie. Za to druga była zdecydowanie bardziej ludzka, gdy przekraczała próg firmy. Potrafiła bawić się do białego rana, ale też wysłuchać. Tylko granice między nimi dwoma wyznaczał wieżowiec ich firmy.
Nachyliła się do swojego biurka, wyjmując pokaźny album. Tylko zamiast zdjęć zbierała w nim różne wizytówki. Wszystko można było znaleźć w sieci, ale pod niektórymi względami Cherry naprawdę lubiła tradycję.
— Masz zadzwoń — rzuciła, trzymając wyprostowaną rękę z wizytówkę do jej terapeuty — każdy normalny człowiek powinien raz w życiu trafić na sesje. Ja byłam, może też powinieneś z tego skorzystać? Mogę Ci to opłacić — mogła wydawać się chłodna, ale wszystko miało swoje powody. Charity sama trafiła na terapię już dawno temu. Miała za sobą trzydzieści wiosen i życie w patologicznie chłodnej rodzinie. Nie potrzebowała więcej powodów, by pójść porozmawiać z psychologiem. W tym geście nie było żadnej złośliwości, a zdecydowanie bardziej troska. Tylko wyrażała ją w pokrętny sposób.
— Wymusztruję go tak, że nie powie ani słowa. Ostatnio założył marynarkę i krawat — mogło brzmieć to absurdalnie, ale Cherry czuła, że to było największe osiągnięcie jej brata. Aż sama by sobie poklaskała, że zmusiła do tego młodszego bliźniaka.
— Cyrus już trochę za późno na poradzę sobie — i znów wrócił jej chłodny ton. Raz jeszcze zmierzyła brata wzrokiem od dołu do góry — przyjdź dzisiaj do mnie na wino, albo whiskey. Nie przyjmuję odmowy — może to był jej największy wraz troski? Trudno było jej wyrokować apropo tego, co się stanie w przyszłości. Skoro brat już się przy niej załamał, to mogła zrobić wszystko, by poprawić mu nastrój i by wrócił na odpowiednie tory. — dwa zadania. Po pierwsze masz mnie poumawiać na spotkania przez najbliższy tydzień, a po drugie... i proszę nie zabij mnie za to — westchnęła ciężko — znajdź mi proszę salon sukien ślubnych najlepszy w mieście. Muszę zacząć przygotowania, a nie mam kiedy o tym pomyśleć — teraz to zabrzmiała jak najgorsza pani prezes na świecie. Tylko faktycznie miała niedługo wziąć ślub, a przygotowania do niego nie ruszyły. Nawet nie chciała go planować. Miało to być zapieczętowanie jej miłości z firmą, bo na pewno nie z drugim człowiekiem.
W zasadzie to Cyrus znał dwie wersje Charity. Istniały one, odkąd tylko trafiła do szkoły, gdzie mogła rywalizować z innymi ludźmi. Jedna była chłodną, wyrachowywaną panią prezes, która stale dążyła do tego, by spełnić swój cel. Nie zatrzymywała się przed niczym, a więzi rodzinne nie wydawały się mieć dla niej znaczenia. To przez nie miała niedługo wyjść za mąż, by móc piastować najważniejsze stanowisko w firmie. Mimowolnie ją to uwierało w głowie. Za to druga była zdecydowanie bardziej ludzka, gdy przekraczała próg firmy. Potrafiła bawić się do białego rana, ale też wysłuchać. Tylko granice między nimi dwoma wyznaczał wieżowiec ich firmy.
Nachyliła się do swojego biurka, wyjmując pokaźny album. Tylko zamiast zdjęć zbierała w nim różne wizytówki. Wszystko można było znaleźć w sieci, ale pod niektórymi względami Cherry naprawdę lubiła tradycję.
— Masz zadzwoń — rzuciła, trzymając wyprostowaną rękę z wizytówkę do jej terapeuty — każdy normalny człowiek powinien raz w życiu trafić na sesje. Ja byłam, może też powinieneś z tego skorzystać? Mogę Ci to opłacić — mogła wydawać się chłodna, ale wszystko miało swoje powody. Charity sama trafiła na terapię już dawno temu. Miała za sobą trzydzieści wiosen i życie w patologicznie chłodnej rodzinie. Nie potrzebowała więcej powodów, by pójść porozmawiać z psychologiem. W tym geście nie było żadnej złośliwości, a zdecydowanie bardziej troska. Tylko wyrażała ją w pokrętny sposób.
— Wymusztruję go tak, że nie powie ani słowa. Ostatnio założył marynarkę i krawat — mogło brzmieć to absurdalnie, ale Cherry czuła, że to było największe osiągnięcie jej brata. Aż sama by sobie poklaskała, że zmusiła do tego młodszego bliźniaka.
— Cyrus już trochę za późno na poradzę sobie — i znów wrócił jej chłodny ton. Raz jeszcze zmierzyła brata wzrokiem od dołu do góry — przyjdź dzisiaj do mnie na wino, albo whiskey. Nie przyjmuję odmowy — może to był jej największy wraz troski? Trudno było jej wyrokować apropo tego, co się stanie w przyszłości. Skoro brat już się przy niej załamał, to mogła zrobić wszystko, by poprawić mu nastrój i by wrócił na odpowiednie tory. — dwa zadania. Po pierwsze masz mnie poumawiać na spotkania przez najbliższy tydzień, a po drugie... i proszę nie zabij mnie za to — westchnęła ciężko — znajdź mi proszę salon sukien ślubnych najlepszy w mieście. Muszę zacząć przygotowania, a nie mam kiedy o tym pomyśleć — teraz to zabrzmiała jak najgorsza pani prezes na świecie. Tylko faktycznie miała niedługo wziąć ślub, a przygotowania do niego nie ruszyły. Nawet nie chciała go planować. Miało to być zapieczętowanie jej miłości z firmą, bo na pewno nie z drugim człowiekiem.