-
Like the stars chase the sun over the glowing hill, I will conquer. Blood is running deep, some things never sleep.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Nocne dyżury rządziły się swoimi prawami, chociaż Serenie czasem wydawało się, że jest to miejsce pełne chaosu i braku zasad - nie umiała jeszcze ocenić, czy było to dla niej plusem, czy minusem. Rzadko przydzielano jej nocki, a gdy już do tego dochodziło, za każdym razem był to dyżur pełen wrażeń, o którym Almendarez pamiętała jeszcze długo po jego zakończeniu. Nie było sensu w nastawianiu się z góry na jakiś scenariusz - Serena wiedziała, że musi po prostu uzbroić się w dużą dawkę cierpliwości i być gotową na wszystko.
Przez lata zdążyła już poznać zdecydowaną większość zespołu, który stale współpracował ze sobą na nocnych zmianach, choć wciąż zdarzały się nowe twarze, z którymi ze względu na pacjentów szybko musiała się dotrzeć. Zaufanie do umiejętności innych ludzi było kluczem do dobrej współpracy, dlatego ona sama także dbała, by pokazać się z jak najlepszej strony. Starała się być zawsze dokładna, sumienna i empatyczna, na co pacjenci zazwyczaj reagowali pozytywnie, ale czasem brakowało jej wyluzowanego podejścia, które utrudniało jej zjednanie do siebie współpracowników. Realistycznie wiedziała, że nie musi szukać w nich swoich najlepszych przyjaciół, ale zbyt często siedziała w swojej głowie i nadmiernie analizowała każdą niezręczność, którą zdarzało jej się popełnić na stopie towarzyskiej. Wiedziała, że jest lubiana, ale nie umiała oprzeć się wrażeniu, że niektórzy uważają ją za sztywniarę.
Atmosfera nocnej zmiany, chociaż momentami chaotyczna, na ogół była właśnie bardziej luźna. Krytyczne przypadki zdarzały się dość rzadko, dlatego Almendarez miała czas na wypełnienie dokumentacji wszystkich pacjentów, skrupulatne zanotowanie zaleceń i konsultacji. Około północy piła swoją drugą kawę i przeglądała wyniki pacjenta z ósemki, gdy dobiegł ją krzyk pacjenta z dwójki.
Czym prędzej pobiegła w tamtym kierunku, zastając tęgiego mężczyznę rzucającego się na łóżku i próbującego wyrwać sobie wenflon - nie umiała zrozumieć, jakim cudem mu się to nie udawało, ale odskoczyła, gdy ze złości uderzył ręką w stojący nieopodal kardiomonitor.
- Panie Dawson, proszę o spokój, jeśli wenflon przeszkadza to zaraz go usuniemy - chociaż nie był wcześniej jej pacjentem, rzut oka na kartę przy łóżku pomógł jej z personaliami; mówiła do niego łagodnie, jednocześnie zerkając przez ramię i próbując dojrzeć, czy ktokolwiek poza nią zdecyduje się ratować sytuację - Hej, potrzebne wsparcie w dwójce! - krzyknęła jeszcze, wystawiając głowę za drzwi.
John L. Hargrove
Przez lata zdążyła już poznać zdecydowaną większość zespołu, który stale współpracował ze sobą na nocnych zmianach, choć wciąż zdarzały się nowe twarze, z którymi ze względu na pacjentów szybko musiała się dotrzeć. Zaufanie do umiejętności innych ludzi było kluczem do dobrej współpracy, dlatego ona sama także dbała, by pokazać się z jak najlepszej strony. Starała się być zawsze dokładna, sumienna i empatyczna, na co pacjenci zazwyczaj reagowali pozytywnie, ale czasem brakowało jej wyluzowanego podejścia, które utrudniało jej zjednanie do siebie współpracowników. Realistycznie wiedziała, że nie musi szukać w nich swoich najlepszych przyjaciół, ale zbyt często siedziała w swojej głowie i nadmiernie analizowała każdą niezręczność, którą zdarzało jej się popełnić na stopie towarzyskiej. Wiedziała, że jest lubiana, ale nie umiała oprzeć się wrażeniu, że niektórzy uważają ją za sztywniarę.
Atmosfera nocnej zmiany, chociaż momentami chaotyczna, na ogół była właśnie bardziej luźna. Krytyczne przypadki zdarzały się dość rzadko, dlatego Almendarez miała czas na wypełnienie dokumentacji wszystkich pacjentów, skrupulatne zanotowanie zaleceń i konsultacji. Około północy piła swoją drugą kawę i przeglądała wyniki pacjenta z ósemki, gdy dobiegł ją krzyk pacjenta z dwójki.
Czym prędzej pobiegła w tamtym kierunku, zastając tęgiego mężczyznę rzucającego się na łóżku i próbującego wyrwać sobie wenflon - nie umiała zrozumieć, jakim cudem mu się to nie udawało, ale odskoczyła, gdy ze złości uderzył ręką w stojący nieopodal kardiomonitor.
- Panie Dawson, proszę o spokój, jeśli wenflon przeszkadza to zaraz go usuniemy - chociaż nie był wcześniej jej pacjentem, rzut oka na kartę przy łóżku pomógł jej z personaliami; mówiła do niego łagodnie, jednocześnie zerkając przez ramię i próbując dojrzeć, czy ktokolwiek poza nią zdecyduje się ratować sytuację - Hej, potrzebne wsparcie w dwójce! - krzyknęła jeszcze, wystawiając głowę za drzwi.
John L. Hargrove
ness
nie steruj moją postacią, a na pewno się dogadamy
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimkipostaćautor
John podniósł wzrok znad dokumentacji, którą przeglądał w półautomatycznym trybie – kolejny przypadek, kolejny protokół, kolejna rutyna, które wypełniały mu czas, ale nie przynosiły żadnej satysfakcji, gdyż Hargrove nigdy nie był typem, który dbał o każdy przecinek i kropkę. Krzyk z dwójki przerwał mu tę znajomą pustkę, a gdy usłyszał głos Sereny wzywającej wsparcie, odłożył papiery z westchnieniem, które brzmiało bardziej jak ulga niż irytacja. Nudne dyżury, to dyżury, które ciągnęły się w nieskończoność.
Hargrove ruszył w stronę sali, ale nie pośpiesznie. Nie dlatego, że lekceważył sytuację – po prostu wiedział, że Dawson to jeden z tych pacjentów, którzy potrzebują bardziej cierpliwości niż medycyny. Kolejny człowiek, który nie rozumiał, że lekarze nie są jego wrogami, tylko ludźmi próbującymi mu pomóc.
Stanął w drzwiach dwójki, obserwując przez moment scenę. Serena próbująca opanować sytuację z tą swoją charakterystyczną skrupulatnością, Dawson rzucający się jak dzik w klatce. Gdyby podoba sytuacja działa się gdziekolwiek indziej, Johnny zareagowałby emocjonanie, pośpiesznie, bez zastanowienia – bo właśnie taka była jego natura, jednak na oddziale potrafił zachować pewne pozory. Przynajmniej do czasu.
— Panie Dawson. Rozumiem, że nie jest panu wygodnie, ale wyrywanie wenflonu nie rozwiąże problemu. — powiedział, wchodząc do sali tym tonem, który wyćwiczył przez lata. Pewny, spokojny, profesjonalny. Maska, którą zakładał tak często, że czasem zapominał, jak wygląda jego prawdziwa twarz.
Podszedł bliżej, ignorując agresywne spojrzenie pacjenta. W takich momentach John czuł się najbardziej sobą – albo może najbardziej kimś, kim nauczył się być. Różnica przestała mieć znaczenie.
— Sereno, może sprawdź, czy nie potrzebujemy dodatkowego zabezpieczenia? — zwrócił się do koleżanki, nie odrywając wzroku od Dawsona, to była delikatna sugestia, żeby wezwała ochronę, ale wypowiedziana w sposób, który nie zaalarmuje pacjenta.
John podszedł bliżej, bez pośpiechu, ale zdecydowanie. W końcu zrobił to, co robił najlepiej – przejął kontrolę. Dawson wciąż się szarpał, ale John trzymał go pewnie, bez wysiłku. To było dziwne – przez lata nauczył się opanowywać takie sytuacje. Chociaż czasem nabierały one na tak silnej dynamice, że nawet i on tracił cierpliwość. Jak miało być tym razem? Wszystko zależało od zachowania Pana Dawsona.
serena almendarez
Hargrove ruszył w stronę sali, ale nie pośpiesznie. Nie dlatego, że lekceważył sytuację – po prostu wiedział, że Dawson to jeden z tych pacjentów, którzy potrzebują bardziej cierpliwości niż medycyny. Kolejny człowiek, który nie rozumiał, że lekarze nie są jego wrogami, tylko ludźmi próbującymi mu pomóc.
Stanął w drzwiach dwójki, obserwując przez moment scenę. Serena próbująca opanować sytuację z tą swoją charakterystyczną skrupulatnością, Dawson rzucający się jak dzik w klatce. Gdyby podoba sytuacja działa się gdziekolwiek indziej, Johnny zareagowałby emocjonanie, pośpiesznie, bez zastanowienia – bo właśnie taka była jego natura, jednak na oddziale potrafił zachować pewne pozory. Przynajmniej do czasu.
— Panie Dawson. Rozumiem, że nie jest panu wygodnie, ale wyrywanie wenflonu nie rozwiąże problemu. — powiedział, wchodząc do sali tym tonem, który wyćwiczył przez lata. Pewny, spokojny, profesjonalny. Maska, którą zakładał tak często, że czasem zapominał, jak wygląda jego prawdziwa twarz.
Podszedł bliżej, ignorując agresywne spojrzenie pacjenta. W takich momentach John czuł się najbardziej sobą – albo może najbardziej kimś, kim nauczył się być. Różnica przestała mieć znaczenie.
— Sereno, może sprawdź, czy nie potrzebujemy dodatkowego zabezpieczenia? — zwrócił się do koleżanki, nie odrywając wzroku od Dawsona, to była delikatna sugestia, żeby wezwała ochronę, ale wypowiedziana w sposób, który nie zaalarmuje pacjenta.
John podszedł bliżej, bez pośpiechu, ale zdecydowanie. W końcu zrobił to, co robił najlepiej – przejął kontrolę. Dawson wciąż się szarpał, ale John trzymał go pewnie, bez wysiłku. To było dziwne – przez lata nauczył się opanowywać takie sytuacje. Chociaż czasem nabierały one na tak silnej dynamice, że nawet i on tracił cierpliwość. Jak miało być tym razem? Wszystko zależało od zachowania Pana Dawsona.
serena almendarez
johnny
⟡ zbyt wiele tematów w jednym poście
⟡ zbyt szybkie tempo - przeskakiwanie przez ważne momenty
⟡ ignorowanie wcześniej ustalonych faktów
⟡ brak rozwojowości w grze oraz spójności w charakterze postaci
⟡ deus ex machina, meta-gaming, powerplaying, mary sue
⟡ błędy językowe utrudniające zrozumienie
⟡ brak akapitów i ściany tekstu