Zawsze cechowała ją ambicja, dlatego szybko w sezonie poza szkolnym wyjeżdżała w dół Nilu, do hotelowych kurortów, by tam rozpocząć pracę, utrzymując się z napiwków. Wszystko, aby móc stać się częścia Uniwersytetu Aleksandryjskiego. Między gośćmi szlifowała swój angielski, obdarzając wszystkich szerokim uśmiechem, zakrywając nim zepsucie skryte za marmurami i złotymi klamkami. Znoszone jedzenie z all inclusive lądowało w śmietnikach, chociaż im — personelowi — burczało w żołądkach, jeden symboliczny dolar stanowił sporą część jej budżetu.
Skończyła studia, kiedy jej siostra wraz z mężem, trzyletnim synem i ich matką podjęła decyzję o wyjeździe do Kanady. Mimo iż każde z nich starało się, jak mogło, Egipt nie mógł zapewnić im lepszej przyszłości — Kanada tak. Zachód kusił otwartością, mnogością możliwości, a Tara nie miała nic do stracenia. Wyjechali liczną grupą, rozpoczynając wieloetapową wędrówkę przez Ateny do Berlina z Berlina do Frankfurtu i dalej do Toronto.
Idealny obraz Zachodu zaczął pękać pod wpływem uprzedzeń, krzywych spojrzeń budzących poczucie wstydu, gdy szła ulicami z włosami owiniętymi chustą, oceniana nie poprzez wartości i czyny, ale kolor skóry, oczu i włosów, stanowiła dla nich obcą, zagrożenie. Szczególnie po zamacha z 11 września, które echem odbiły się w globalnej społeczności.
Czuła wtedy poczucie niesprawiedliwości — mała grupa radykalistów stanowiła o tym, jak postrzegane jest społeczeństwo muzułmańskie w szeroko pojętym znaczeniu. Nie miało dla nich znaczenia, czy jesteś Palestyńczykiem, Egipcjaninem, czy Libanką — każdy z nich to terrorysta, prawda? Dlatego z uporem dążyła do zostania korespondentką wojenną, szczególnie, aby opowiadać historie ze Wschodu. Za jej kandydaturą przemawiał nie tylko upór i dociekliwość, ale przede wszystkim znajomość kultury i języka.
Musiałaby się głęboko zastanowić, aby zliczyć w ilu miejscach była, ilu tragedii była naocznym świadkiem. Za każdym razem bolało tak samo, a może trochę bardziej? Ci ludzie, ginący od amerykańskich (ale nie tylko) kul wyglądali tak, jak ona, mówili tak, jak ona. Nietrudno było zorientować się, że poświęciła temu swoje życie. Wracała do Kanady, owszem, ale nigdy nie podążyła ścieżką, którą chciałaby dla niej matka. Jej związki były krótkie, kończyły się, zanim zdążyła zapuścić korzenie. Poświęcała czas rodzinie i małej społeczności sąsiedzkiej zbudowanej na zrozumieniu, podobieństwach i potrzebie zbudowania domu z dala od niego, z dala od dusznego powietrza pustyni.
Teraz? Znacznie trudniej jej wracać do pracy. Obrazy coraz bardziej ją prześladują, nie dają spać, spłycają oddech. A ona to wszystko chowa za ciepłym uśmiechem, który odwraca uwagę od zmęczonych oczu.