Szczerze mówiąc, myślała, że wyjdzie. Jej głowa nawet nie rozważała opcji, w której Ernie Andrews zostawał w jej domu, a co dopiero zostaje i panoszy się jak u siebie. Stałą więc przekonana, że lada moment opuści ściany jej mieszkania i pójdzie.. no właśnie, gdzie? Gdzie pójdzie? Nie miała pojęcia, bo za chuja nie wiedziała, skąd się tutaj wziął. Mieszkał gdzieś blisko? Skoro przyszedł ponarzekać na głośna muzykę zapewne nie wcale tak daleko od niej. Cóż, może i by się zainteresowała i spytała, ale Andrews przerwał jej tok myślowy oznajmiając, że jednak się napije.
—
Napijesz się? — uniosła do góry brew, a przynajmniej tak jej się wydawało i spojrzała na niego zaskoczona. Przez moment przyglądała mu się podejrzanie, jakby próbowała doszukać się w tym podstępu. Nie dał jej na to jednak zbyt dużo czasu, bo już zarzucił kolejną propozycją, a raczej postanowił postawić ją przed faktem dokonanym. —
Jedzenie? — znowu odpowiedziała pytaniem, które kompletnie nic nie wnosiło do mrozowy, bo na dobrą sprawę powtarzała jedynie jego słowa. —
Ale ja nie jestem głodna — jęknęła jak małe dziecko, któremu matka karze iść się umyć, a ono bardzo chciało dalej bawić się ulubionymi klockami. Nawet przewróciła oczami, jednak tego Ernie nie mógł już zobaczyć, bo zniknął z jej pola widzenia.
Ruda odwróciła się energicznie, próbując go zlokalizować, jednak na marne. Może poszedł? Wzruszyła ramionami i zabrała się za upicie kolejnego łyka wina. Kurwa, jak tak dalej pójdzie, będzie musiała się ubrać i iść do sklepu po więcej procentów. Skierowała się o kuchni, obijając niezdarnie o framugę, a kiedy zobaczyła tam Erniego podskoczyła nieznacznie.
—
O — tylko tyle z siebie wydusiła, przyglądając się, jak krząta się po jej kuchni. Czyli jednak nie poszedł do domu. No dobra, trudno. Oparła się o framugę, pozwalając by część kardiganu zsunęła się po ramieniu, kompletnie nie mając siły podnieść materiału. —
Będziesz robić omlet? — prychnęła, obserwując uważnie jak sam obsługuje się zawartością lodówki, wyciąga z niej jajka i inne niezbędne składniki. —
A to omleta przypadkiem nie je się na śniadanie? — dopytała, no bo przecież kurwa komu chciałoby się robić takie rzeczy po nocach? Nie łatwiej byłoby sobie jebnąć tosta z serem i szynką albo opierdolić zupkę chińską? No najwyraźniej nie i najwyraźniej jemu faktycznie się chciało. A więc rudej nie pozostało nic innego niż pozwolić mu robić swoje i nie przeszkadzać.
—
Mąka jest tam — wskazała palcem na drugi koniec pomieszczenia na szafkę tuż nad mikrofalówką, jednak stała ewidentnie za daleko by Ernie mógł dość do tego która to była. Zaglądał do każdej, tylko nie tam gdzie trzeba. —
Nie no nie tam, źle to robisz. Źle szukasz — westchnęła i kompletnie niezdarnie przeszła na drugi koniec, obijając się o wszystkie meble i nawet samego Erniego. —
Ojjj — przytrzymała się jego ramienia i sięgnęła tuż za jego głowę do półeczki, gdzie wszystkie produkty suche miała poukładane w przeźroczystych pojemniczkach. Na jednym wdechu złapała za to z podpisem
mąka i oczywiście kurwa nie byłaby sobą, gdyby prawie nie wypierdoliła go do góry nogami. Całe szczęście Ernie złapał je w ostatniej chwili i się obsłużył, podczas gdy ona w końcu zabrała się za nalanie mu kieliszka wina.
—
Gówno opijamy — mruknęła pod nosem, łapiąc za szło. —
Jak już to zapijamy — poprawiła, dobierając nieco bardziej pasujące słowo do zaistniałej sytuacji, po czym otworzyła okno, złapała za paczkę fajek i niezdarnie usiadła na krześle, podkulając nogi pod samą brodę. —
Zapijamy gówniane życie, brak odpowiedzi i przede wszystkim przeszłość. Jebaną przeszłość zapijamy, Andrews.
ernie andrews