27 y/o, 191 cm
kurier andrews express
Awatar użytkownika
so i will find my fears and face them
or i will cower like a dog
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

006.
Był tak zmęczony po podróży z Ottawy, że nawet nie zorientował się, kiedy padł na łóżko i zasnął. I spałby jak niemowlę, gdyby nie dobiegający z góry hałasy. Najpierw brzmiało to tak, jakby ktoś nad nim urządził sobie przemeblowanie w środku nocy. Za pierwszym razem Ernie to zignorował. Zacisnął powieki i złapał trochę snu, z którego wyrwał go gwałtowny łomot i brzdęk rozbitego szkła. Za drugim tylko się przebudził i naciągnął poduszkę na głowę, żeby stłumić donośne dźwięki. Pomogło tylko na chwilę. Za trzecim prawie dostał zawału, bo niosąca się z piętra muzyka dudniła tak głośno, jakby ktoś właśnie urządzał sobie imprezę w jego kuchni.
Andrew, cały roztrzęsiony, usiadł na łóżku i rozejrzał się po ciemnym pokoju, czy przypadkiem koledzy z zespołu nie postanowili spłatać mu psikusa i nie wkradli się do jego mieszkania, organizując jakąś tajemną próbę. Był kompletnie zdezorientowany i potrzebował dłuższego momentu, żeby w ogóle zrozumieć, co się stało. Jakiegoś sąsiada najwyraźniej pojebało.
Nie no, kurwa, tak nie może być — mruknął pod nosem, ubierając wczorajszą, niezbyt pachnącą koszulkę i wkładając na tyłek pierwsze lepsze szorty. Stopy wcisnął w sportowe klapki i totalnie zdeterminowany ruszył przez mieszkanie, aby po chwili wyjść na klatkę schodową. Tutaj to dopiero wszystko było słychać. Aż dziw, że żaden mieszkaniec jeszcze nie zareagował. A może zareagował tylko, zamiast użerać się z pojebem, od razu zadzwonił pod odpowiedni numer i zgłosił zakłócanie ciszy nocnej.
Błyskawicznie pokonał dwa rzędy schodów i kiedy znalazł się piętro wyżej, skręcił w prawo, stając przed drzwiami, zza których dobiegał jazgot. Ernie był zwarty i gotowy. Jak trzeba, to będzie się napierdalał. Bokser był z niego marny, ale trzeba było wytłumaczyć typowi, że nie mieszkał w tym budynku całkiem sam. Albo rozgonić towarzystwo, jeśli to była jakaś zorganizowana domówka. Wziął głęboki oddech i nacisnął na dzwonek. Raz, drugi, piąty. Nic. Zero odzewu. W końcu stracił resztki cierpliwości. Nie zastanawiając się długo, zaczął bębnić pięściami w drzwi i miał zamiar robić to tak długo, aż w końcu ktoś mu łaskawie otworzy.

Mio Richardson
bubek
posty ai, posty o niczym, kiedy ktoś nie pcha fabuły do przodu
42 y/o, 169 cm
właścicielka second handu | public butter vintage
Awatar użytkownika
Kiedyś handlowała zielskiem w Chicago, teraz handluje futrami w Toronto
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkione/jej
postać
autor

005
To nie był jej dzień. Kurwa, jak to nie był jej dzień. Nie dość, że wszystkie zaplanowane dostawy nie dojechały, kasa postanowiła się zepsuć, to jeszcze to właśnie tego dnia miała kolejna rocznica od kiedy Rolland zaginął. Pamiętała to wszystko, jakby stało się zaledwie wczoraj. Mogła z pamięci wyrecytować wiadomość, jaka wysłał jej na telefon informując, że kiedy Mio wróci do domu on już będzie na nią czekał z nową mikrofalówką, którą kupił na pchlim targu. Jej nos dokładnie pamiętał dziwny zapach spalenizny, kiedy Richardson wróciła do mieszkania a jego tam nie było. Pamietała pustkę w sypialni i bałagan w salonie, każdą przewróconą szafkę i walające się po podłodze kurtki. Plamy krwi, które ciągnęły się przez cały przedpokój. I ten list, który leżał na środku stołu w kuchni, informujący, że Rollad już nigdy nie wróci. Obok listu leżał również palec. Palec jej ukochanego z zakrwawionym pierścionkiem. I ta pierdolona mikrofalówka. Ona też tam była.
Od śmiercizaginięcia jej ukochanego minęło już ponad pięć lat, jednak Mio wciąż wierzyła. Łudziła jak się ostatnia idiotka, że gdzieś tam był. Że chodził po tym zasranym świecie i może również jej szukał. Kompletnie wyparła z głowy myśl, że mogła być wdową. Bo to znaczyłoby, że musiałaby przejść cały proces żałoby i opłakać go jak należało. A na to nie była gotowa. I chociaż z początku skupiła całe swoje życie na poszukiwaniach jakiegokolwiek punktu zaczepienia, tak w końcu musiała ruszyć do przodu. Chociaż wciąż raz do roku łapała ją jebana depresja i potrzeba rozpadnięcia się na kawałki. Pomimo tego, że była z niej twarda babka. Pomimo tego, co inni myśleli.
Było już późno, a ruda zerowała już drugą butelkę wina. A może trzecią? Szczerze mówiąc zgubiła rachubę po piątym kieliszku i jakoś przestała liczyć. Ba, przestała nawet pić z kieliszka i zaczęła łoić prosto z gwintu. Do tego w głosikach pojawiła się klasyka gatunku w postaci Ozziego Osbourna, którego często wspólnie słuchali na winylu. Głośność też ciągle szła w górę, jakby to miało zagłuszyć natłok jej myśli i nieco uspokoić rozszarpane emocje.
Kilku sąsiadów wpadło do niej w przeciągu ostatniej godziny odgrażając się, że ma wszystko przyciszyć albo zadzwonią po policje. Mio zawodowo potraktowała ich po kolei ładnym uśmiechem, a następnie środkowym palcem, gdy wciąż nalegali. Potem standardowo zatrzasnęła im drzwi przed nosem wracając do bujania się w króciutkiej pidżamie i długim kardiganie.
I kiedy już myślała, że w końcu się od niej odjebali, drzwi ponownie zadrżały od nałogu uderzeń.
Ja pierdolee — jęknęła zrezygnowana, odchylając głowę do tyłu i biorąc kolejny łyk wina. Uderzenia nie dały za wygraną, stając się intensywne do tego stopnia, że jeszcze trochę i drzwi wypadną jej z zawiasów. Chwiejnym krokiem ruszyła więc do zamka, przekręcając klamkę.
Taaaak, taaak, zaraz wyciszę. Chuj mi w dupę, policja i te sprawy — mruczała z przymkniętymi oczami, bo po chuj w ogóle patrzeć na te wkurwione mordy, skoro i tak jedyne czego od niej chciały, to jeszcze bardziej spierdolić jej już spierdolony humor. Upiły kolejny łyk i dopiero kiedy odstawiła butelkę od ust, spojrzała na stojącego przed nią faceta. E? Zamrugała kilkakrotnie. — O kurwa — zachwiała się, odchylając głowę do tyłu i przyglądając się ziomkowi wyglądającemu zupełnie jak Ernie. — Chyba mam już kurwa zwidy — stwierdziła nawet nie biorąc pod uwagę, że to faktycznie on mógłby tam stać. Tylko im dłużej na niego spoglądała, tym bardziej chyba zaczynało do niej dochodzić, że to faktycznie mógł być on.
Eeeeernie? — przysunęła się do niego nieco bliżej, wolną rękę przytrzymując się framugi, bo jeszcze by się wyjebała na tyj albo prosto na niego i dopiero by było. No faktycznie to był on. — No nic, chuj. Twoje zdrowie. Do widzenia — uniosła wysoko butelkę, dedykując mu kolejnego łyka a następnie cofnęła się w stronę mieszkania, gotowa zamknąć mu drzwi prosto przed nosem i wrócić do użalania się nad sobą w świętym spokoju. Amen.

ernie andrews
kasik
oj tam, wszystko lubię 
27 y/o, 191 cm
kurier andrews express
Awatar użytkownika
so i will find my fears and face them
or i will cower like a dog
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Był przygotowany. Przygotowany na to, że za chwilę otworzy mu jakiś napakowany gość, który zacznie się wygrażać i machać łapami. Ernie dziękował w duchu, że zostawił na szafce nocnej swoje okulary, bo byłoby szkoda, gdyby podczas siłowej potyczki je stracił, a przecież nie tak dawno wymieniał oprawki. Walił nieustraszenie pięściami w drzwi, chcąc zmusić lokatora do starcia twarzą w twarz. Przez cały ten czas układał sobie w głowie, co powiedzieć. Czy zacząć grzecznie, czy może lepiej od razu przejść do rzeczy i zrugać go od góry do dołu przy pomocy słownej wiązanki? A może powinien zadzwonić na policję i poczekać, aż oni wkroczą do akcji?
W końcu drzwi uchyliły się, a Andrews nabrał powietrza w płuca, żeby podnieść głos. Jakże było jego zdziwienie, kiedy na wysokości klatki piersiowej dostrzegł znajome, rude loki.
Mio? — wypalił w niemałym szoku. — Ale co ty... Jak... — dukał, nie rozumiejąc, co tu się właśnie wydarzyło. Czy to miało oznaczać, że Richardson mieszkała w tym samym budynku i była jego sąsiadką? Jakim niby cudem?
Zanim zdążył cokolwiek jeszcze powiedzieć, rudowłosa uniosła butelkę wina w geście toastu i już zamierzała zatrzasnąć mu drzwi przed nosem, jednak Ernie w porę zareagował, wciskając odzianą w klapek stopę między framugę.
Ej, poczekaj — zwrócił się do niej i niewiele myśląc, pozwolił sobie wejść do środka. Dopiero wtedy zamknął drzwi, żeby dobiegające z mieszkania dźwięki nie niosły się po korytarzu. — Wiesz, która jest godzina?! — zapytał, ale przez tę dudniącą muzykę nie słyszał nawet własnych myśli, więc nie łudził się, że Mio cokolwiek zrozumie z jego słów. Bezceremonialnie ruszył w głąb lokum, odnalazł wzroku odtwarzacz na kasety i nacisnął odpowiedni guzik. W mieszkaniu zapanowała błoga cisza. — Zdajesz sobie sprawę, że jest środek nocy? — powtórzył i z założonymi rękami stanął naprzeciwko Richardson. Nie oczekiwał przeprosin, ale jakieś wyjaśnienia to mu się należały. — Widzę, że poniósł cię melanż, ale musisz tak napierdalać tym Osbournem? Chłop się nie żyje od trzech miesięcy, ile można nad tym ubolewać? — pokręcił z dezaprobatą głową, w której swoją drogą huczało mu niemiłosiernie od tego wcześniejszego dudnienia.

Mio Richardson
bubek
posty ai, posty o niczym, kiedy ktoś nie pcha fabuły do przodu
42 y/o, 169 cm
właścicielka second handu | public butter vintage
Awatar użytkownika
Kiedyś handlowała zielskiem w Chicago, teraz handluje futrami w Toronto
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkione/jej
postać
autor

Czy była zdziwiona widząc Erniego u swojego progu? No może i by była, gdyby jej głowa jeszcze jakkolwiek przetwarzała informacje. Jej mózg w tamtej chwili był trochę jak taka jedna wielka pulpa, która przepuszczała jedynie potrzebne do życia myśli, jak to żeby oddychać, czy stać prosto na nogach. Bo kiedy próbowała zamknąć przed nim drzwi nawet przez ułamek sekundy nie połączyła faktów, że Andrews w ogóle mógłby tu mieszkać. Troche była przekonana, że pojawił się znikąd i też do nikąd odejdzie po tym, jak tylko Mio zniknie za drzwiami.
Tylko problem pojawił się w momencie, kiedy drzwi wcale się nie zamknęli, a średnich rozmiarów szpara pomiędzy klamką a framugą sugerowała, że coś zablokowało je przed zamknięciem. E? Spojrzała w dół i przyjrzała się wielkiej, męskiej stopie w średnio ładnym klapeczku.
C-o jest? — czknęła zaskoczona, ale Ernie nawet nie miał zamiaru jej najwyraźniej odpowiadać. Zamiast tego pchnął drzwi i BEZCZELNIE wszedł sobie do jej mieszkania, jakby kurwa conajmniej dostał do niego zaproszenie. A przecież nic z tych rzeczy nie miało miejsca. — Ale co ty robisz? — rozłożyła ręce, spoglądając na niego jak na ostatniego debila. Może i na codzień nic do niego nie miała. Ba, nawet śmiałaby powiedzieć na trzeźwo, że całkiem dobrze się zakumplował, jednak to wcale w żaden sposób nie usprawiedliwiało jego zachowania i bezczelnego wproszenia się.
Oczywiście, że wiem, która jest godzina — prychnęła niewreyszona i ruszyła za nim do salonu, wciąż nie mogąc zrozumieć dlaczego tu jeszcze był i co mogłaby zrobić, żeby się go jak najszybciej pozbyć. Szczególnie, kiedy miał czelność WYŁĄCZYĆ jej muzykę. — EJ, EJ, EJ, ale Ozziego to ty kurwa zostaw w spokoju — wymierzyła w niego palcem, po czym delikatnie (tym samym palcem) dźgnęła go prosto w klatkę piersiową. I w sumie dobrze się stało, bo lekko się zachwiała od tego szybkiego chodzenia i gdyby nie możliwość podparcia się o jego klatę, pewnie już leciała by twarzą na komodę. Na moment zadarła głowę i wpatrzyła się w jego twarz. Oczy miała lekko podpuchnięte i minimalnie wilgotne, chociaż płakać przestała już jakiś czas temu.
Nie wiem co tu robisz i kto pozwolił ci wejść do mojego mieszkania — zaczęła spokojnie, chociaż ton miała stanowczy. A przynajmniej starała się by tak brzmiał, chociaż język plątał się jej podczas mówienia i dla kogoś trzeźwego mogło wyglądać to conajmniej zabawnie. — Ale skoro już tu jesteś to masz dwie opcje do wyboru, Andrews — podeszła krok do przodu, wciskając między nich jedynie do połowy upitą butelkę wina. — Albo napijesz się ze mną i będziesz się zachowywać… albo tam są drzwi i możesz w podskokach stąd spadać — przedstawiła mu opcje, jakie miał na stole, pozwalając mu wybrać. A podczas gdy on mógł się zastanowić, Mio nachyliła się do przodu i niezdarnie sięgnęła ręką do odtwarzacza, wciskając play, a głośna muzyka na nowo strzeliła z głośników.

ernie andrews
kasik
oj tam, wszystko lubię 
27 y/o, 191 cm
kurier andrews express
Awatar użytkownika
so i will find my fears and face them
or i will cower like a dog
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Z politowaniem obserwował, jak Mio zatacza się po pokoju. Nawet w pewnym momencie wyciągnął rękę, żeby ją przytrzymać, ale ta jakimś magicznym sposobem zdołała jednak utrzymać równowagę, chociaż zachwiała się niebezpiecznie na piętach, żeby zaraz znowu powrócić do pozycji pionowej. Była kompletnie pijana i Ernie nie miał pojęcia, ile musiała w siebie włoić, żeby znaleźć się w takim stanie. Albo bardzo dużo, albo miała cholernie słabą głowę. I jeszcze miała czelność stawiać mu ultimatum.
Andrews westchnął ciężko, rozglądając się po niedużym, ciekawie urządzonym mieszkaniu. Przeszedł przez pokój i zatrzymał się w drzwiach prowadzących do kuchni.
Napiję się z tobą — zaczął ostrożnie, po czym wskazał głową na lodówkę. — Ale pod warunkiem, że nie włączysz już tego darcia mordy i pozwolisz mi coś ugotować. Ciepły posiłek dobrze ci zrobi — stwierdził, bo zakładał, że musiała pić to wino na pusty żołądek, przez co klepnęło ją jeszcze bardziej. — Zgoda? — zapytał i nie czekając na odpowiedź, wszedł do pomieszczenia, od razu kierując kroki do wspomnianej lodówki.
Otworzył drzwiczki i zerknął na znajdującą się w środku zawartość. Nie było tego zbyt wiele — jajka, trochę warzyw, mleko i dziwnie nadgryziona kostka sera żółtego. Ale niewiele osób wiedziało, że Ernie Andrews potrafił upichcić coś z niczego.
Zrobię nam omlety, chcesz? — zawołał do niej, ale zanim Richardson zdążyła się odezwać, zaczął wyjmować na blat wszystkie składniki. Kompletnie nie przejmował się tym, że właśnie wlazł na chatę kobiecie, z którą współpracowała firma kurierska jego ojca. Właściwie to powoli zaczynał czuć się jak u siebie, z tą różnicą, że jego lodówka była znacznie lepiej zaopatrzona. — Możesz nalać mi wina — zerknął na Mio przez ramię, a potem wymownie wskazał głową na krzesło. — Klapnij tam sobie i uchyl rąbka tajemnicy, co opijamy. Bo nie uwierzę, że otwierasz kolejną butelkę wina tak całkiem bez okazji — powiedział, jednocześnie kręcąc się po kuchni w poszukiwaniu miski. Znalazł ją w szafce, w której nie spodziewał się jej znaleźć, ale przynajmniej teraz miał do czego powbijać jajka.
Brakowało jeszcze jednego, dość istotnego składnika.
Mąkę masz? — ponownie popatrzyła na Richardson i tym razem, tak dla odmiany, poczekał na odpowiedź, bo nie chciał tracić czasu na szukanie czegoś, czego w ogóle tutaj mogło nawet nie być.

Mio Richardson
bubek
posty ai, posty o niczym, kiedy ktoś nie pcha fabuły do przodu
42 y/o, 169 cm
właścicielka second handu | public butter vintage
Awatar użytkownika
Kiedyś handlowała zielskiem w Chicago, teraz handluje futrami w Toronto
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkione/jej
postać
autor

Szczerze mówiąc, myślała, że wyjdzie. Jej głowa nawet nie rozważała opcji, w której Ernie Andrews zostawał w jej domu, a co dopiero zostaje i panoszy się jak u siebie. Stałą więc przekonana, że lada moment opuści ściany jej mieszkania i pójdzie.. no właśnie, gdzie? Gdzie pójdzie? Nie miała pojęcia, bo za chuja nie wiedziała, skąd się tutaj wziął. Mieszkał gdzieś blisko? Skoro przyszedł ponarzekać na głośna muzykę zapewne nie wcale tak daleko od niej. Cóż, może i by się zainteresowała i spytała, ale Andrews przerwał jej tok myślowy oznajmiając, że jednak się napije.
Napijesz się? — uniosła do góry brew, a przynajmniej tak jej się wydawało i spojrzała na niego zaskoczona. Przez moment przyglądała mu się podejrzanie, jakby próbowała doszukać się w tym podstępu. Nie dał jej na to jednak zbyt dużo czasu, bo już zarzucił kolejną propozycją, a raczej postanowił postawić ją przed faktem dokonanym. — Jedzenie? — znowu odpowiedziała pytaniem, które kompletnie nic nie wnosiło do mrozowy, bo na dobrą sprawę powtarzała jedynie jego słowa. — Ale ja nie jestem głodna — jęknęła jak małe dziecko, któremu matka karze iść się umyć, a ono bardzo chciało dalej bawić się ulubionymi klockami. Nawet przewróciła oczami, jednak tego Ernie nie mógł już zobaczyć, bo zniknął z jej pola widzenia.
Ruda odwróciła się energicznie, próbując go zlokalizować, jednak na marne. Może poszedł? Wzruszyła ramionami i zabrała się za upicie kolejnego łyka wina. Kurwa, jak tak dalej pójdzie, będzie musiała się ubrać i iść do sklepu po więcej procentów. Skierowała się o kuchni, obijając niezdarnie o framugę, a kiedy zobaczyła tam Erniego podskoczyła nieznacznie.
O — tylko tyle z siebie wydusiła, przyglądając się, jak krząta się po jej kuchni. Czyli jednak nie poszedł do domu. No dobra, trudno. Oparła się o framugę, pozwalając by część kardiganu zsunęła się po ramieniu, kompletnie nie mając siły podnieść materiału. — Będziesz robić omlet? — prychnęła, obserwując uważnie jak sam obsługuje się zawartością lodówki, wyciąga z niej jajka i inne niezbędne składniki. — A to omleta przypadkiem nie je się na śniadanie? — dopytała, no bo przecież kurwa komu chciałoby się robić takie rzeczy po nocach? Nie łatwiej byłoby sobie jebnąć tosta z serem i szynką albo opierdolić zupkę chińską? No najwyraźniej nie i najwyraźniej jemu faktycznie się chciało. A więc rudej nie pozostało nic innego niż pozwolić mu robić swoje i nie przeszkadzać.
Mąka jest tam — wskazała palcem na drugi koniec pomieszczenia na szafkę tuż nad mikrofalówką, jednak stała ewidentnie za daleko by Ernie mógł dość do tego która to była. Zaglądał do każdej, tylko nie tam gdzie trzeba. — Nie no nie tam, źle to robisz. Źle szukasz — westchnęła i kompletnie niezdarnie przeszła na drugi koniec, obijając się o wszystkie meble i nawet samego Erniego. — Ojjj — przytrzymała się jego ramienia i sięgnęła tuż za jego głowę do półeczki, gdzie wszystkie produkty suche miała poukładane w przeźroczystych pojemniczkach. Na jednym wdechu złapała za to z podpisem mąka i oczywiście kurwa nie byłaby sobą, gdyby prawie nie wypierdoliła go do góry nogami. Całe szczęście Ernie złapał je w ostatniej chwili i się obsłużył, podczas gdy ona w końcu zabrała się za nalanie mu kieliszka wina.
Gówno opijamy — mruknęła pod nosem, łapiąc za szło. — Jak już to zapijamy — poprawiła, dobierając nieco bardziej pasujące słowo do zaistniałej sytuacji, po czym otworzyła okno, złapała za paczkę fajek i niezdarnie usiadła na krześle, podkulając nogi pod samą brodę. — Zapijamy gówniane życie, brak odpowiedzi i przede wszystkim przeszłość. Jebaną przeszłość zapijamy, Andrews.

ernie andrews
kasik
oj tam, wszystko lubię 
27 y/o, 191 cm
kurier andrews express
Awatar użytkownika
so i will find my fears and face them
or i will cower like a dog
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Nie zamierzał z nią dyskutować, czy była głodna, czy nie. W zasadzie nie za bardzo go to obeszło. Jeśli chciała dalej pić, musiała coś zjeść. Koniec, kropka. Tutaj nie było o czym gadać.
A jest jakaś odgórnie zapisana zasada, że trzeba jeść omleta na śniadanie? — parsknął pod nosem, bo pierwsze raz słyszał o czymś podobnym. — Jesteśmy dorośli, Mio. A wiesz, co jest najlepsze w byciu dorosłym? — spojrzał na nią z ukosa, kiedy tak opierała się o kuchenną framugę. — Że możemy jeść, co nam się podoba i kiedy chcemy. Omlet w środku nocy, owsianka z owocami na obiad i lody na śniadanie. I to w każdej ilości! Chociaż biorąc pod uwagę, że masz tylko pięć jajek, to tutaj jest akurat ograniczone pole do popisu — wzruszył lekko ramionami, ale przecież nie będzie dymał teraz do swojego mieszkania po dodatkowe jajka. Pięć było ilością do przyjęcia i powinno wystarczyć.
Ernie obrócił się na pięcie we wskazane przez Richardson miejsce i schylił się do szafki, która oczywiście okazała się nie tą szafką. Bo to była wysuwana szuflada z pojemnikami, gdzie wszystko było ładnie poukładane. Uniósł wysoko brwi, bo o to, to ją nie podejrzewał.
Już dobra, daj mi to — powiedział i w momencie, gdy sięgał po pojemnik, Mio prawie wywinęłaby spektakularnego orła. Dobrze, że w porę zdążył zareagować i zdołał ją podtrzymać, bo doszłoby tutaj do nieszczęścia.
Cmoknął z niezadowoleniem pod nosem i odsypał do miski odpowiednie proporcje mąki. Jeszcze tylko szklanka mleka i zaraz mógł wszystko porządnie wymierzać na gładką masę.
Brak odpowiedzi i jebana przeszłość? — powtórzył po niej, nie mogąc powstrzymać się od parsknięcia śmiechem. — Mio Richardson, kto ci złamał serce? Bo wiesz, powiedz tylko słowo i odnajdę tego frajera. Nawet wepchnę mu w gębę zawieszkę do samochodu w kształcie penisa. Będzie się kajał u twych stóp, przysięgam na wszystko — przyłożył teatralnie rękę do piersi, a dokładniej w miejsce, gdzie znajdowało się serce, po czym skroplił patelnię oliwą. — Dodatki poukładam na wierzchu, spoko? Pasuje ci tak? — dopytał, bo może i mógł skroić je do środka, ale wtedy omlet nabierze ciężkości i zacznie pękać, a przecież nikt nie lubił mieć na talerzu brzydkiego żarcia. Przynajmniej nie Ernie.

Mio Richardson
bubek
posty ai, posty o niczym, kiedy ktoś nie pcha fabuły do przodu
42 y/o, 169 cm
właścicielka second handu | public butter vintage
Awatar użytkownika
Kiedyś handlowała zielskiem w Chicago, teraz handluje futrami w Toronto
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkione/jej
postać
autor

No może i miał racje. Może faktycznie nie było odgórnej zasady, że omlety jadło się tylko na śniadanie. W ogóle było dużo prawdy w tym, co mówił: że zaletą bycia człowiekiem dorosłym było to, że nikt odgórnie nie narzucał ci co możesz zjeść i o jakiej porze dnia. Ale jak już wspomniał o lodach, to Mio dopiero poczuła jak jej ślinka pociekła.
O jezu, zjadłabym lody — jęknęła zawiedziona, że jedyne co miała w zamrażarce to samotną pierś z kurczaka, trochę warzyw i jebany koperek. Może gdyby nie było środka nocy może mogliby coś zamówić. Serio, byłaby gotowa zapłacić nawet podwójny hajs za dostawę, byleby dostać teraz pod nos lody czekoladowe. — Pójdziemy kiedyś na lody? — spytała jak pięcioletnie dziecko, nawet nie zastanawiając się nad tym, co mówiła. Bo przecież na dobrą sprawę wcale nie potrzebowała Erniego do tego, żeby iść na lody. No ale skoro już był i tak ładnie, bezinteresownie robił jej omleta NA KOLACJE, to jakoś tak naturalnie postanowiła wziąć go pod uwagę w tym planie.
Mio Richardson, kto ci złamał serce?
Prychnęła głośno, kręcąc głową, po czym zaciągnęła się dymem, spoglądając za okno. Ulice były już opustoszałe, jedynie pojedyncze samochody przejeżdżały co jakiś czas. Mio wbiła spojrzenie w bezchmurne niebo, które o dziwo odsłaniało całkiem pokaźną ilość gwiazd. Troche nie była pewna, czy aby na pewno była gotowa dzielić się z Erniem faktycznym powodem swojego opijania, bo nawet przy dużej ilości alkoholu, wspomnienia bolały i przyprawiały o ten nieprzyjemny skurcz pod żebrami.
Bo wiesz, powiedz tylko słowo i odnajdę tego frajera.
Ponownie prychnęła.
Dałabym ci kurwa wszystko co mam, gdybyś faktycznie go odnalazł — rzuciła bardziej do siebie niż do niego i zajrzała do butelki. Wina była już na ostatnie kilka łyków, a to nie spodobało się Mio. Zmarszczyła czoło i wzięła kolejny łyk. Dopiero po chwili zauważyła jego spojrzenie pełne niezrozumienia. No i chuj. Czyli jednak trzeba będzie uronić rąbka tajemnicy.
Jakby to… — skrzywiła się, opadła na oparcie, ściągnęła ostatniego bucha i zgasiła peta. Nie wiedziała za bardzo jak się za to wszystko zabrać. Więc upiła kolejnego łyka. I kolejnego. A potem odpaliła kolejną fajkę i nabrała powietrza. — Chodzi o to, że… — zawahała się. No bo jak? Żeby wyjaśnić co się stało, musiałaby powiedzieć o tym kim był Rolland i co robiła w Chicago. A wisienką na torcie oczywiście byłby fakt, że teoretycznie mafia ”zabiła” jej męża. — Nie, kurwa, to nie ma sensu — przeczesała nerwowo włosy, czując jak zabierają się w niej dodatkowe emocje. — I tak mi nie uwierzysz. Poza tym, już i tak masz mnie za wari-atkę — czknęła ostatnie słowo, czując się jakoś źle. Chlupnęla butelkę, ale ta niestety okazała się już pusta. Całe szczęście w szafce miała jeszcze jedno czerwone winko. Cyk! Gorzej jednak poszło jej z otwieraniem, a dokładniej z otwieraczem, którym za chuja nie umiała sobie trafić w środek koreczka.

ernie andrews
kasik
oj tam, wszystko lubię 
27 y/o, 191 cm
kurier andrews express
Awatar użytkownika
so i will find my fears and face them
or i will cower like a dog
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Na wzmiankę o lodach, skinął tylko głową. Trochę na odczep się, bo coś mu się wydawało, że do jutra Mio zapomni o tym, że w ogóle miała ochotę na coś słodkiego. Od biedy mógłby pójść z nią na te lody, bo w sumie, dlaczego nie? Każdy przecież lubił lody, a Ernie najbardziej lubił truskawkowe.
Kiedy pierwszy omlet smażył się na patelni, odwrócił się w stronę Mio i skrzyżował ręce na piersiach. Patrzył, jak odpala papierosa i zerka w niebo. Ewidentnie coś ją dręczyło, tylko nie potrafiła powiedzieć tego na głos. Andrews dał jej czas, ale kiedy zaczęła się miotać, nawet jego cierpliwość w końcu musiała się skończyć.
No wysłów się, kobieto — ponaglił ją, ale ta, zamiast kontynuować, stwierdziła, że przecież jej nie uwierzy, bo miał ją za wariatkę. No bo miał, ale to wcale nie oznaczało, że uzna ją za bajkopisarkę. — Czy ty czasami nie przesadzasz? — zapytał, przerzucając omleta na drugą stronę. — Czemu tak zakładasz z góry? — zapytał, nieco urażony. Najpierw chciał usłyszeć to, co miała do powiedzenia, a dopiero potem mógł wydać swoją uczciwą opinię. — Chyba nie zamierzasz wciskać mi kłamstw? — dopytał ostrożnie. Ale jaki miałaby w tym cel? Chyba że przez Richardson przemawiał alkohol i nagle zapragnęła pleść dyrdymały.
Zauważywszy, że rudowłosa siłuje się z kolejną butelką wina, Ernie przewrócił oczami i ruszył z miejsca, żeby jej pomoc. Po kuchni rozległo się charakterystyczny dźwięk odkorkowanej butelki. Nastawił swój kieliszek, żeby nalała mu trochę alkoholu i upił kilka łyków z kieliszka.
Słuchaj, wcale nie musisz nic mówić, jeśli nie chcesz — wzruszył ramionami i odstawił szkło na blat szafki, po czym zaczął kroić warzywa, które miał pod ręką. Pomidory w plastry, paprykę w paski i cebulę w piórka. Zaraz też zsunął omlet na talerz i wlał na patelnię resztkę masy. — Kim ja jestem, żeby cię oceniać. Zresztą — w tym miejscu zrobił małą pauzę. — Nie wyglądasz na taką, co przejmuje się zdaniem innych. Zwłaszcza takiego gówniarza — posłał jej lekki, ale szczery uśmiech. Może i Mio musiała się wygadać, ale nic na siłę. On przyszedł tu tylko z zamiarem uciszenia niesubordynowany sąsiada, ale tak się dziwnie złożyło, że teraz stał w jej kuchni i smażył jej omleta. Życie bywało totalnie nieprzewidywalne.

Mio Richardson
bubek
posty ai, posty o niczym, kiedy ktoś nie pcha fabuły do przodu
42 y/o, 169 cm
właścicielka second handu | public butter vintage
Awatar użytkownika
Kiedyś handlowała zielskiem w Chicago, teraz handluje futrami w Toronto
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkione/jej
postać
autor

Może przesadzam — mruknęła, wzruszając ramionami. Może i miał rację. Może wyolbrzymiała, może też czasami źle go oceniała, myśląc, że i on oceniał ją. Prawda byłą taka, że Rocherdson była świadoma swoich dziwactw. Nie byłby to wiec pierwszy raz, kiedy ktoś nazwał ją wariatką. Przez te kilkadziesiąt lat życia nie raz nasłuchała się przeróżnych rzeczy na swój temat i pomimo tego, że przez większość czasu spływało to po niej jako po kaczce, czasami musiała się odezwać. No taka już była. Chociaż faktycznie, nie miała pojęcia, co o niej myślał. I w sumie, nie powinna marnować na to czasu.
Ernie Andrews — spojrzała na niego spod byka, obierając przy okazji otwartą butelkę, którą szybciutko przytula jak własne dziecko. — Mogę być naprawdę wieloma rzeczami, ale nie jestem kłamcą — rzuciła z pełną powagą i zgodnie z prawdą. Ruda zawsze mówiła prawdę. Waliła prosto z mostu, kiedy coś jej nie pasowało i wolała być za to znienawidzona niż zmuszona, by kłamać. A to że nazwała się rzeczą to już inna kwestia. Ale była pijaniutka, okej? Miała prawo do różnych rozkmin i flopów językowych.
Upiła łyk winka, który oczywiście był równie dobry jak wszystkie poprzednie, przy czym zawiesiła wzrok na Erniem. Przyglądała się przez chwile jak przerzuca omlet na talerz, a następnie zalewa patelnie resztkami płynu z jajek. A potem znowu odpaliła peta i spojrzała przez okno.
Miał na imię Rolland — zaczęła w końcu, nawet nie wracając uwagi na to, czy Ernie w ogóle jej słuchał. — Rolland był… Dziki, rozbrajający i kompletnie popieprzony. Może dlatego tak przepadłam — prychnęła żałośnie, przypominając sobie jak pierwszy raz się spotkali. — Handlował ziołem. Ja zresztą też, ale to już temat na inną historię. No i ten, poznaliśmy się przy jakiejś transakcji, nie pamiętam już nawet, kto komu coś sprzedawał. Ale od tamtej chwili... było jakby wszystko naraz — upiła kolejny łyk wina. — No i wiadomo, wielka miłość, gorący seks, bla bla blaa… No i ślub wzięliśmy. W Vegas. Tak po prostu. Żadnej sukni, żadnego pierścionka i tego całego fikuśnego gówna, który normalnie ludzie przy tym mieli. Kupił mi pierścionek dzień później, taaki używany, z bazaru. Było super. A potem zniknął — przerwała na moment. Wielka gula podeszła do jej gardła i przez którą chwile miała wrażenie, że jest jej niedobrze. Te wszystkie wspomnienia jakoś tak zaczęły ją przytłaczać, a oczy zaszkliły się delikatnie. — Wiesz, że kupił tego dnia mikrofalówkę? — odchrząknęła, odtykając ujście powietrza w gardle. — Mikrofalówkę, kurwa. Z pchlego targu. Wysłał mi smsa, że już jest w domu, że ją podłączy i takie tam. No a jak wróciłam, to go nie było. Ale za to była ta jebana mikrofalówka. Nooo i był też bałagan. Największy kurwa bałagan, jaki w życiu widziałam. Tak jakby ktoś szukał… nie wiem. Nie wiem czego. Wszystko poprzewracane. I była też… — zawahała się na moment, wbijając spojrzenie w niebo, które już wcale nie świeciło przepełnione gwiazdami. Został tylko księżyc pomiędzy chmurami. — była krew. W przedpokoju i na szafkach w kuchni. I palec. Jeszcze zostawili mi, kurwa, jego palec. Z zasranym pierścionkiem z Vegas. No i co, standardowo policja umyła ręce. Powiedzieli, że pewnie dobrowolnie uciekł. I że zniknięcie to nie ich sprawa, jak nie ma ciała, chociaż był kurwa jebany palec — zamilkła na moment, mając wrażenie, że jeśli nie zrobi kilku oddechów, to zaraz się rozklei. — No i co… dzisiaj mija dokładnie pięć lat, a ja… a ja nie wiem po chuj ci to wszystko mówię.

ernie andrews
kasik
oj tam, wszystko lubię 
ODPOWIEDZ

Wróć do „#25”