-
Last Christmas
nieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkityp narracjityp narracjiczas narracji-postaćautor
Wystroił się, jak szczur na otwarcie kanału.
Czarna skórzana kurtka, drogi zegarek na nadgarstku, biała koszulka oraz jeansy. Nie lubił, gdy ktoś myślał, że się stara. Bardzo długo wybierał swój outfit, by wyglądać przy nie id-de-al-nie. Nie mógł jej zawieść, a właściwie sam siebie. Dziewczyny zawsze na niego leciały, a Rosendale nie będzie wyjątkiem. Mogła nie brać sobie na poważnie jego słów oraz jego czynów, choć... powinna zmienić zdanie. Właśnie wychodził z wynajętego specjalnie dla niej porsche. W Seulu mało kto jeździ innym autem niż białe. Żółty, intensywny kolor, który aż krzyczał: jeździ tu przystojniak. Dzisiaj miał zamiar zabrać ją na prawdziwą randkę, taką gdzie każdej kopara, by opadła.
Wyszedł z auta, czekając, aż pojawi się jego księżniczka.
— Bez stroju stewardessy wyglądasz jeszcze lepiej — powiedział, gdy tylko wyszła z hotelu. Cały uśmiechnięty ujął ją za dłoń i poprowadził w stronę auta. Choć Ryan był... podrywaczem, to jednak posiadał sporą ilość klasy, na którą można było liczyć. Każdą kobietę traktował z należytym szacunkiem, zwłaszcza kiedy był już pewny swego. Będzie mógł skosztować jej ust, jeśli tylko da z siebie wszystko.
— A dla Ciebie specjalnie nie założyłem okularów. Pozwolisz, że otworzę, panienko Flavio — puścił jej dłoń, ale tylko na krótki moment, by otworzyć jej drzwi do tego żółtego porsche, które aż krzyczało swoim kolorem. Atencyjny Ryan miał w sobie coś charakterystycznego, musiał pokazywać swoją obecność wszędzie i zawsze. Przeszedł na drugą stronę auta — gotowa na przygodę? — zapytał, zanim przekręcił kluczyki auta. Zamruczało ono delikatnie. Lee uwielbiał ten odgłos. Czuł się prawie, jakby właśnie odpalał samolot.
— Nie zapomnisz o mnie, Flavio — odjechał z piskiem opon. Musiało być efektownie, nawet jeśli.. Flavia mogłaby się zerzygać.
Yolo.
-
merry crisisnieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkityp narracjityp narracjiczas narracji-postaćautor
Tutaj taka sytuacja nie miała miejsca. Randka dalej miała się odbyć, a ona po powrocie do hotelu wzięła długi prysznic i ładnie się ubrała; niby casualowo, ale na tyle, że mógłby pomyśleć, że się postarała. Akurat wzięła ubrania, które wpasowały się w okazję, a z racji na ciepłą pogodę, nawet mogła zaprezentować swoje dość długie nogi w krótszej spódniczce. Dupy nie miała zamiaru pokazać, więc chociaż tyle mógł nacieszyć oko.
— I nawzajem. Chociaż mundur pilota też dużo ci dodaje — stwierdziła, bo nie każdy wyglądał w nich aż tak dobrze. Niektórzy nie wykorzystywali jego potencjału, niektórzy nawet w nich wyglądali bardziej niechlujnie, a u Ryana pasował tak, jakby mężczyzna się w nim od razu urodził. Teraz, mimo codziennego stroju, zaskarbił sobie jej sympatię kulturą osobistą; bo Flavia, głównie ze względu na swoje wychowanie, bardzo na to zwracała uwagę. Bo czy mogło być coś lepszego niż dżentelmen z szacunkiem?
— Od razu zauważyłam. Doceniam — powiedziała szczerze, bo tak jak wcześniej mu wytknęła, miał ładną buźkę, której nie warto było zbędnie przykrywać. Dodatkowo chciała wiedzieć, czy na randce będzie skupiony na niej, czy wzrok ucieknie na inną; w końcu od tego mogły zaważyć dalsze losy. Kiwnęła w podziękowaniu, gdy otworzył jej drzwi i wsiadła do ładnego, sportowego auta. — Brzmisz, jakbyś miał mnie zabrać w samotną podróż samolotem — parsknęła, choć na tym etapie możliwe, że nie oponowała by, gdyby chciał ją uprowadzić.
Szybka jazda nie była dla niej niczym strasznym, a samo ruszenie “z kopyta”, było jak startowanie na pasie. To samo uczucie, gdy nieco wbija człowieka w fotel i czuło się ten dreszczyk adrenaliny. Po pewny czasie można było się przyzwyczaić i w tym przypadku również tak było. — To była groźba czy obietnica? — zaśmiała się cicho, spoglądając w jego kierunku. — Nie zawsze jest łatwo stać się niezapomnianym. Żebyś się nie przeliczył z tymi słowami — powiedziała, chcąc się w niego trochę pozaczepiać i jednocześnie zobaczyć, jak zaangażowany był w to ich spotkanie. Wyszło ono spontanicznie, praktycznie od pierwszego wejrzenia. Nie zdziwiłaby się, gdyby w końcu miał jej dość i wysadził dwie ulice dalej. — Dokąd zmierzamy?
Ryan Lee
-
Last Christmas
nieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkityp narracjityp narracjiczas narracji-postaćautor
— A w którym wcieleniu podobam Ci się bardziej? — spytał spokojnym tonem, unosząc do góry jedną ze swoich brwi. On wolał samego siebie jako pilota, który wznosi się w przestworzach, kiedy adrenalina sprawia, że serce bije mu szybciej. W trakcie lotu czuł się potrzebny, miał własne obowiązki, a gdy lądował jego ego mimowolnie pękało. Musiał zachowywać się jak dupek, by zostało po nim coś z pilota oraz z latania, które tak bardzo uwielbiał — ja wolę tę bardziej frywolną Flavię — przyznał, odchodząc na krok, by móc spokojnie pożreć ją wzrokiem. Oczami wyobraźni już widział, jak zdejmuje z niej każdy element ubioru, a ona zacznie wykrzykiwać jego imię. Flavia nie wiedziała jeszcze tego, że trafiła na prawdziwą bestię.
— Chociaż mogę to zmienić, chcia-ła-byś? — spytał, a jego spojrzenie spoczęło na jej pięknych, brązowych oczach. Może wolałaby uciec od tego przeszywającego wzroku? Teraz nie musiał się skupiać na przygotowaniu do lotu, czy innych pilotach. Miał ją tylko dla siebie i miał zamiar pożerać ją wzrokiem na wszystkie możliwe sposoby — byłbym w stanie, ale dla Ciebie ziemia musi być bardziej wyjątkowa niż niebo, co? — parsknął śmiechem. Dla niego ziemia była zwyczajna. Nie rozumiał ludzi całujących ją po trudnych lotach. Niebo, błysk gwiazd, widok chmur pod sobą był uzależniający. Chłonąłby go całym sobą. Nieważne, co by się dalej wydarzyło. Spojrzał kątem oka na Flavię. Urocza dziewczyna, ale wpierw musiał skupić się na mruczącej maszynie. Zabrać ją na randkę marzeń.
Niebo mógł mieć też na ziemi.
— Obietnica groźby — odparł jak na prawdziwego cwaniaka przystało. Gdy jechał, jego wzrok padł na nią jedynie przez chwilę — żebyś się nie przeliczyła, jeszcze, kiedyś będziesz mnie błagała o więcej — był dupkiem, ale za to wiedział, jak dogodzić kobietom. Sypiał z nimi, a jeśli okazywały się intrygujące, dzwonił następnego dnia po więcej. Nigdy nie zatrzymywał się w działaniu, a tej nocy wcale nie będzie inaczej. Byli dorośli, a on wiedział, czego chciał. Rosendale się dowie — tajemnica — stwierdził krótko. Jechali tak dobre dwadzieścia minut, gdy się zatrzymał. W oddali dało zobaczyć sie błyski ciepłego światła. Takiego, w które każdy chce sie wpatrywać. W tańczącym płomieniu było coś wyjątkowego, coś wartego zakosztowania.
Obszedł auto, by otworzyć jej drzwi i podał rękę.
Prawdziwy książę wie, jak traktuje się księżniczki.
— Zapraszam panienkę ze sobą — znów zajrzał wprost do jej oczu. Nie puścił jej ręki, a poprowadził ją do restauracji przypominającej świat z animacji Ghbili. Pełno świateł, prawdziwy urok chwytający za serce. No poza resztą ludzi którzy przebywali tutaj — jak Ci się podoba? Kolacja, ja, ty, pełno świec, ewentualnie innych ludzi można by stąd przesunąć — zniżył się delikatnie, by powiedzieć jej do prosto do ucha. Omiótł ją swoim oddechem, a sam zakosztował się w zapachu jej, idealnych perfum.
-
merry crisisnieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkityp narracjityp narracjiczas narracji-postaćautor
— Niekoniecznie — stwierdziła swobodnie, utrzymując z nim kontakt wzrokowy. Dla Flavii nie było czegoś takiego jak przeszywający wzrok. Nikt nie potrafił obarczyć jej gorszym spojrzeniem niż ojciec dziewczyny, które było pełne presji i powagi. Zwracała dużą uwagę na kontakt wzrokowy z rozmówcą, a skoro jest w stanie wytrzymać ten z jej tatą, to nic nie było w stanie jej zagiąć. — Na obecną chwilę, doceniam jak jestem na ziemi i mogę odpocząć, jednak nie powiedziałabym, że jest to dla mnie bardziej wyjątkowe. Sam pewnie dobrze wiesz, że widoki z góry potrafią zapierać dech w piersiach. — Kto inny mógłby to stwierdzić niż pilot, który przez przednią szybę z pewnością widzi najpiękniejsze widoki?
Parsknęła krótkim śmiechem na jego słowa. Po drodze rozkoszowała się tą przyjemną podróżą, a jednocześnie spoglądała na Seul, żałując, że w zasadzie tak rzadko miała loty w tym kierunku. Lubiła zwiedzać świat, jednak miała kilka miejsc na ziemi, do których wracała z przyjemnością. Korea zdecydowanie była jednym z tych miejsc. — Brzmi jak wyzwanie — zaśmiała się. — Podejmuję tę rękawicę. — To jej pokazywało, że tym bardziej nie powinna być łatwa, choć często ulegała widząc, gdy facet się starał. Jednak z takimi jak on trzeba było być rozważny i przede wszystkim, nie wpaść po uszy. Wtedy tylko niepotrzebnie bolało złamane serduszko. — Chciałabym zgadnąć, ale nawet nie mam żadnego pomysłu — westchnęła, słysząc jak pan tajemniczy ją zbył. Może to i lepiej, że sama na nic się nie nastawiała; była większa szansa, że zaskoczy ją miejsce, do którego pojadą.
I zaskoczyło ją wybrane miejsce, bo nawet jeśli wśród ludzi i nieco mniej ustronne, to zdecydowanie było warte tego, jak wyglądało. Ledwo odpięła się z pasów, a już Ryan otwierał jej drzwi. Zdecydowanie zaskarbił sobie takim traktowaniem dużego plusa. Poczuła delikatne ciarki, gdy zniżył się do jej ucha i w myślach zganiła samą siebie za ten odruch bezwarunkowy. — Piękne miejsce, kiedyś widziałam je gdzieś w internecie — stwierdziła, bo czasami zdarzało jej się szukać ładnych miejsc do odwiedzenia. — Usiądziemy tam za mostkiem? — wskazała wolną ręką na altankę i miejsce na niej. Stamtąd będą mieć najlepszy klimat, a i ludzi nie będzie aż tak wiele.
Ryan Lee
-
Last Christmas
nieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkityp narracjityp narracjiczas narracji-postaćautor
— Naprawdę myślisz, że te dwie wersje różnią się między sobą? — spytał, przechylając delikatnie głowę, by móc się w nią jeszcze mocniej wbić spojrzenie. Dalej był bajerantem i podrywaczem. Lubił mieć przy sobie piękne kobiety. Tego uczucia nigdy nie potrafił sobie odmówić. Może dlatego tak mocno wyśmiał swojego kumpla, który po miesiącu znajomości się oświadczył. On by tak nie potrafił. Odmówić tym wszystkim pięknym kobietom, otaczającym go? Mógł nie mieć munduru, ale nie różnił się od swojej poprzedniej wersji. Dalej piękno i seksapil kobiet był dla niego ważnym atrybutem. — a ty tylko o tych spódniczkach, ktoś tu chyba próbuje mnie uwieść — parsknął krótko Ryan, mierzwiąc sobie włosy dłonią. Potrafił przyjąć odpowiednią strategię na dany moment. Teraz właśnie to robił. Wiedział, jakich mężczyzn lubiły kobiety. Na pewno nie jego. Za to Flavia musiała go lubić, inaczej by się nie postarała, by miał, na czym zawiesić oko. — najgorszym, co miałoby mnie spotkać? Wątpię — stwierdził krótko. Rosendale nie wyglądała na wariatkę. Za to on zdążył już spotkać prawdziwego demona. Takiego, który zniszczył mu szybę w aucie.
— Hmmm... — zaczął się zastanawiać, nad tym co dokładnie chciał jej powiedzieć. Nigdy, żadnej nie zabrał do nieba. Ją może by tym skusił, ale było to dla niej za mało wyjątkowe — a leciałaś kiedykolwiek po stronie pilota? — spytał, unosząc jedną brew do góry. Dla niego żadne widoki, które mógł zobaczyć na ziemi przestawały być wyjątkowe, odkąd wsiadł do samolotu. Uwielbiał oglądać ziemię z góry, spoglądać jak obrazy powoli się zamazują. Dla niego było to spełnieniem marzeń. Za każdym razem jak wsiadał, czuł tę samą satysfakcję. Chciał móc jej kosztować.
Pokręcił głową na podjęcie tej rękawicy. Nie zdawała sobie sprawę z tego, co ją właśnie czeka. Dla niego wyzwania było najgroźniejszą formą, którą mógł podjąć. Uwielbiał je i czerpał z nich za każdym razem coraz większą radość.
— Nudziara z Ciebie Flavia — skwitował krótko, zanim jeszcze zaparkował — nawet nie masz zamiaru zgadywać i się zabawić — może wtedy poznałby nowe miejsca, które warte byłyby zwiedzenia z nią. Chociaż raczej nie spodziewał się on drugiej randki. Musiałaby go wystarczająco zaskoczyć, a to zdarzało się niezwykle rzadko.
— Ouch — skwitował krótko, odsuwając się od niej na moment. Chwycił się za serce — zamiast zaskoczenia, to widziałam to w internecie? Okrutna jesteś — zaśmiał się cicho pod nosem, kręcąc przy tym głową. Niemożliwa kobieta — może być — skwitował, a gdy znaleźli wolne miejsce, odsunął dla niej krzesło. Poczekał, aż usiądzie, a później zawołał do nich kelnera. Podziękował mu za kartę, jedną poprosił we wersji angielskiej.
— Proszę, powiedz, co wybierasz — powiedział spokojnym tonem, wbijając w nią swoje spojrzenie. Lubił ją pożerać wzrokiem. Mógłby do tego przywyknąć. — wybierzesz dla mnie drinka?
-
merry crisisnieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkityp narracjityp narracjiczas narracji-postaćautor
— Miałam okazję. — Pokiwała głową; była młoda i głupia, a jednemu nawet zależało bardziej niż innym. Najwidoczniej nie aż tak bardzo, skoro teraz pozostało po tym już przetarte wspomnienie. — Chociaż podobno widoki z kokpitu nigdy nie są takie same — dodała po chwili. Tak samo jak widoki z okna samolotowego zawsze się od siebie różniły. Chociaż po tylu latach latania przestawała oglądać chmury z zapartym tchem, najczęściej ciesząc się z widoków zimą, kiedy na ziemi rzadziej można spotkać słońce i niebieskie niebo.
— Mam już wysiąść? — zapytała z rozbawieniem, słysząc, że jest nudziarą. Westchnęła cicho i postukała palcem o swoje kolanko w chwilowym zamyśleniu. — Zamiast mówić gdzie, to powiem, że mam nadzieję, że nie chcesz zrobić sobie ze mną romantycznej sesji w hanbokach pod pałacem — parsknęła. Sama inicjatywa miała potencjał, aby być całkiem uroczą, jednak było to coś, co za bardzo pochłonęli turyści. — Może jedziemy zobaczyć pandy? — zapytała. Skoro chciał, żeby zgadywała, to zgadywała, zaczynając od czego najbardziej odklejonego. Zobaczenie pandy na pewno byłoby czymś wyjątkowym, bo w Kanadzie obecnie nigdzie się ich nie zobaczy, a w Europie tylko jedno miejsce oferowała takie atrakcje.
— Jezu, jak tu pięknie. Cudowne miejsce, nigdy o nim nie słyszałam. Jak to znalazłeś? — poprawiła się zaraz, z pięknym uśmiechem. — Czy będę nieco mniej okrutna, jeśli powiem, że bardzo podoba mi się ten wybór? — dodała zaraz, tym razem dodając to nie ironicznie. W końcu postarał się, mógł zabrać ją do oklepanej restauracji z panoramą na cały Seul, na górze ich hotelu — ale czy tam nie zabierało się wszystkich? Kiwnęła głową z podziękowaniu za odsunięcie krzesła i uśmiechnęła się, nieco z rozczuleniem, że poprosił dla niej angielską kartę. — Znam biegle koreański, ale doceniam, dziękuję — powiedziała, właśnie we wspomnianym koreańskim, żeby zaprezentować swoje umiejętności. Spojrzała w kartę i wybrała danie ze strony czysto praktycznej — czyli żeby oszczędzić sobie ewentualne uwalenie się. — Myślę o pad thaiu, a ty? — zapytała, zakładając kosmyk włosów za ucho i uniosła spojrzenie, natrafiając na jego wzrok wbity w jej osobę. — Też coś musisz wybrać. Nie jestem głównym daniem, mogę być co najwyżej deserem — zaśmiała się. Czy żartowała? Wszystko zależało do niego. — Hmm, a sprecyzujesz, w czym gustujesz? — zapytała, opierając brodę na ręce i to ona teraz wbiła w niego spojrzenie; w końcu on bezwstydnie patrzył, to i ona nie mogła?
Ryan Lee
-
Last Christmas
nieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkityp narracjityp narracjiczas narracji-postaćautor
Oczywiście, że na co dzień też był profesjonalnym panem pilotem. Był też bardzo profesjonalnym podrywaczem i łamaczem serc wielu niewiast. Niezbyt przejmował się uczuciami innych, kiedy mu się coś podobało, po prostu po to sięgał. Lubił to uczucie sięgania po wszystko, co było w zasięgu jego wzroku. Rzadko która kobieta potrafiła być dla niego jak niebo. Fascynowało go, a nieważne co by się stało dalej, prosiłby o więcej.
— Nie — odparł od niechcenia, wzruszając przez moment ramionami. Ryan miał wiele różnych atrybutów, które dodawały mu uroku. Jedną z nich był ten zniewalający uśmiech, a drugą ten charakterystyczny błysk w oku, od którego nie dało się uciec.
— Powiedzie się, jeśli dzisiejszej nocy będziesz myśleć tylko o mnie — rzucił luźno, ale po chwili oblizał już swoje wargi. Miał jeden, główny plan na ten wieczór i zakończy się on w jego sypialni, gdzie będzie poznawał po kolei każdy kawałek jej ciała. Czy on myślał głównie o seksie? Oczywiście, że tak. Taki był Ryan, a tę frywolną spódniczką tylko mu to jeszcze mocniej udowodniła. Nie była przygotowana? Zmierzył ją wzrokiem i doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że była. Po prostu cały czas chodziła gotowa, by wodzić mężczyzn za nosy.
— Naprawdę? Ale nie z takimi widokami, jakie bym Ci zaoferował — czy mówił sam o sobie? Zdecydowanie tak. W głowie miał tylko własną świetność, którą chciał jej oferować. Pokazać, jakim jest zajebistym samcem alfa, poza tym... może mógłby dla niej siedzieć tam bez munduru pilota? — nie są, to prawda — kiwnął głową, a sam zaczął się zastanawiać nad tym, dlaczego kobiety nie mogą być jak niebo. Właściwie dla niego były. Za każdym razem inna, niezobowiązujący seks. Rzadko kiedy wracał do drugiej.
— Uważaj, bo powiem, że tak — parsknął głośno śmiechem, byłby na to gotowy, gdyby biadolenie Rosendale okazałaby się zbyt nieznośne dla jego uszów. Szczerze nie wiedział, co by mógł jej powiedzieć w takiej sytuacji. Prowokowała go, a go całkiem łatwo było podpuścić. Zachowywał się jak wielki dzieciak i nie chciał tego ukrywać przed nią — nie jestem typem romantyka — brał, co chciał, ale czarował na własne sposoby. Romantyczna sesja zdjęciowa doprowadziłaby go do wymiotów. Nie był uroczym facetem, miał w sobie coś wyjątkowego, czego nie dało się ukryć. — takim typem faceta też nie jestem — mruknął, bo skonałby, gdyby nazwałaby go słodziakiem, lub uroczym. Prędzej zabrałby ją na skakanie ze spadochronu, by mogła doświadczyć nieba w innym niż standardowym ujęciu.
— Znalazłem — mruknął, wywracając oczami, kiedy się poprawiła. Miał kilka miejscówek na randki, ale tutaj był pierwszy raz z nią, jakby chciał celebrować to we wyjątkowy sposób — zdecydowanie tak — odparł, unosząc oba kąciki ust do góry. Czyli wbił się w jej upodobania. Trochę podniosło mu to ego, skoro już wcześniej widziała to miejsce, ale teraz... pierwszy raz była tu z nim, a on wręcz przeszywał ją wzrokiem.
Uniósł jedną brew. Znała ich ojczysty język. Dużo bardziej wolał się nim posługiwać. W koreańskim znajdowało się coś romantycznego.
— To niech będzie pad thai, ale wolisz kurczaka, czy krewetki? — całkowicie już przeszedł na ich język. Komunikacja w tym miejscu za jego pomocą, wydawała się być zdecydowanie bardziej wyjątkowa, a może... nie do końca rozumiała każdą jego zawiłość? — skąd pomysł, że chciałbym Cię skosztować? Może chciałem się zaprzyjaźnić — spytał prowokacyjnie. Oczywiście, że chciał kosztować każdego, najmniejszego kawałka jej ciała — we wyjątkowych płynach. Coś, na czego widok zaschłoby mi w gardle — dalej mówił o drinku? Trudno było stwierdzić.
-
merry crisisnieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkityp narracjityp narracjiczas narracji-postaćautor
— To zależy, czy nie dasz o sobie zapomnieć — stwierdziła, swoją wypowiedzią dając wrażenie, jakby nie kierowała się myślą, że wspomnianą noc spędzą razem. Zawsze były dwa wyjścia z danej sytuacji — albo mogła dołączyć do swojej przyjaciółki, jako jego trofeum podbojów, albo kulturalnie pożegnać się i jutro na locie powrotnym udawać, jakby nigdy nic się nie stało. Nie kłamała, że nie była przygotowana na randkę, na pewno mentalnie, bo poza tym lubiła się stroić i ładnie wyglądać. I rzeczywiście, lubiła też wodzić mężczyzn za nos, o czym mógł słyszeć, jeśli czegokolwiek się o niej dowiadywał.
— Czyli dajesz gwarancję lepszych wspomnień po swoim locie? — zapytała, kiwając głową z rozbawieniem. O jakim innym widoku mógłby mówić Ryan podrywacz niż nie o sobie? Flavia znała i takich, więc szybko złapała tę metaforę, dochodząc do wniosku, że to byłoby… zdecydowane poszerzenie horyzontów. — Może kiedyś będę mieć okazję się o tym przekonać — rzuciła luźno. Nie aspirowała na zostanie pilotką, ale może kiedyś jakiś przystojny pilot weźmie ją na taką podróż. Przez chwilę też zastanowiła się, jakie było prawdopodobieństwo, że w najbliższym czasie znowu będą mieć razem lot. Biorąc pod uwagę, że nie mieli tej okazji przez ostatnie lata to była ciekawa, czy na tę okazję będą czekać kolejne miesiące.
— Czasami ma to swoje plusy — stwierdziła, słysząc, że nie był typem romantyka. Co prawda, Flavia lubiła romantyzm i tę całą otoczkę, jednak do pewnego stopnia. Taki przynajmniej nie zagwarantuje ci traumy związanej z romantyczną sesją zdjęciową pod pałacem lub innymi, przesłodzonymi aktywnościami, które nie do końca mogłyby jej przypasować. A w końcu każdego bad boya da się wychować po swojemu. — Takim też nie jesteś, czyli… nie lubisz pand? — zapytała, zastanawiając się, co dokładniej się pod tym kryje. — Pandy są wyjątkowe, rzadko w którym miejscu na ziemi można je zobaczyć. Może przez to są tak niedoceniane — westchnęła. Ludzie ekscytowali się, bo były wielkimi niedźwiedziami, ale poza tym były ciekawym zwierzęciem, żyjącym w swoim kontrolowanym chaosie.
— Już się tak nie bocz — szturchnęła go lekko łokciem, słysząc mruknięcie w odpowiedzi. Zdecydowanie bardziej wolała go z uśmiechem, co też zaraz zaprezentował, więc i ona odpowiedziała tym samym. Miejsce widziała tylko w internecie, więc tak — wstrzelił się w jej upodobania i sama cieszyła się z tego, że tu była; plus towarzystwo było całkiem dobre.
— Krewetki — odpowiedziała po sekundzie namysłu, czy to był ten dzień, gdzie miała ochotę na mięso. Raczej nie była jego zwolenniczką i gdy była opcja zamienników lub ryb, to wybierała właśnie to. Koreański nie był jej językiem ojczystym, choć rozumiała go właśnie na tym poziomie, z racji posiadania dziadków w tych stronach. Były pewne zawiłości, których mogłaby nie zrozumieć, jednak większość dało domyślić się po kontekście. — Oh, zaprzyjaźnić? A to ciekawe — przechyliła głowę na bok, opierając ją na swojej dłoni i w końcu zaśmiała się krótko na absurd jego wypowiedzi. — A więc niech będzie przyjaźń — odpowiedziała zaczepnie, stwierdzając, że było to dobre pole na prowokację. — Ale czekaj, czy kolegom też mówisz, że mają myśleć w nocy tylko o tobie? — zapytała z rozbawieniem, przytaczając jego wcześniejszą wypowiedź. — Hmm, jest pan wyjątkowo trudnym klientem — pomyślała, ignorując jakikolwiek podtekst, jaki mogła mieć ta wypowiedź i spojrzała w kartę, przeszukując wzrokiem dane pozycje. — Chociaż… — zastanowiła się, unosząc wzrok znad karty. — Taki z ciebie poważny pilot, a nie pamiętasz że prowadzisz? Chyba że jednak jesteś romantykiem i przewidziałeś spacer powrotny? — zapytała, unosząc brew ku górze. Chociaż cóż, i ona mogła prowadzić — jednak czy dałby jej jechać taką furą?
Ryan Lee
-
Last Christmas
nieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkityp narracjityp narracjiczas narracji-postaćautor
Uśmiechnął się jedynie. On nigdy nie dawał o sobie zapomnieć. Głównie przez to że nie kierował się jedynie własną przyjemnością w trakcie nocy. Stąd te wszystkie niezadowolone stewardessy, które liczyły na coś więcej. Prawda była taka, że to one nie potrafił sprawić, żeby to on nie mógł zapomnieć. Były takie same, mówiły w ten sam sposób i w podobny sposób przypadkiem wpadały na jego kutasa. Mu to nie przeszkadzało, tak żył, a życie wcale mu nie przeszkadzało. Mógł latać, mógł pić, a przede wszystkim miał wszystkie kobiety świata.
— Zdecydowanie — kiwnął głową, bo to byłby w stanie jej ofiarować bez względu na to, co siedziało aktualnie w jej głowie. Był człowiekiem słowa, o ile jutro o nich nie zapomni. Teraz jedynie wyobrażał sobie piękną kobietę razem z nim w samolocie. W ciszy, samotności, a najlepiej z samolotem, który sam siebie prowadzi, żeby on mógł być zajęty czymś kompletnie innym — może możesz mnie o tę okazję poprosić — odparł, unosząc do góry jeden z kącików swoich ust. On nigdy nie prosił o kolejne spotkanie, choć z taką stewardessą mógłby przelecieć się nawet do nieba. Wątpił, że będzie kolejna randka. Z jakiegoś powodu czuł podskórnie, że Flavia jeszcze przed nim się broni. Po wszystkim pewnie jak typowa kobieta uniesie się dumą i ucieknie z jego ramion.
Tyle że on lubił polować na króliczki.
— Ale też ma minusy? — spytał, unosząc jedną ze swoich brwi dość wysoko, by móc wybadać, co dokładnie miała na myśli. Nie lubił wielkich romantycznych gestów głównie przez wzgląd na tryb życia, jaki prowadził. Żadna kobieta nie potrafiła skusić go na drugie spotkanie. Może tym razem Flavia da radę? — lubię pandy — odparł, wywracając oczami. Podskórnie czuł, że nielubienie pand mogłoby się skończyć irracjonalną kłótnią przy stole. Mogli po prostu zamówić jedzenie, a nie dywagować na mniej poważne tematy — Cudownie — skwitował krótko jej wykład na ich temat — za to jak idę na randkę, wolałbym, żeby moja partnerka skupiła się na kimś innym — na nim. Zapraszanie dziewczyn na randkę, w której uczestniczą zwierzęta równałoby się z całkowitym wykluczeniem jego samego. To nad nim, jego fryzurą, dotykiem, ubiorem miała skupić się Rosendale, a nie na puchatych pandach, które mogłyby jej upierdolić rękę.
Wywrócił oczyma jedynie na to boczenie się. Będzie się boczył.
Nie doceniała go.
— A ja jednak wolę kurczaka. Mięso to mięso — stwierdził Ryan, jakby był typowym koreańczykiem. Nie bez powodu wybierali oni właśnie ten rodzaj mięsa na jakieś specjalne święta. On ten wybór miał we krwi. Chociaż do jego randki pasował wybór, który dokonała. Trochę bardziej fancy niż ten jego.
— Im nie powiem, że chciałbym skosztować ich ust — powiedział w ich ojczystym języku, patrząc głęboko w oczy. Przyjaźń. Na pewno. Chciał ją sprowokować, sprawić, by jego słowa utkwiły w jej głowie. Aż delikatnie oblizał swojego wargi.
Był trudnym klientem. Zdawał sobie z tego sprawę, ale chciał móc oddać jej odrobiny kontroli nad tym spotkaniem, zanim on przejmie ją do końca.
— Uber nas odwiezie — powiedział spokojnym tonem — chciałabyś, żebyś tylko ty była mniej świadoma? — spytał, unosząc jedną ze swoich brwi do góry. On alkoholu, zabawy i pięknych kobiet nigdy nie odmawiał.
-
merry crisisnieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkityp narracjityp narracjiczas narracji-postaćautor
— Sugerujesz kolejne spotkanie? — zapytała, unosząc lekko brew. Co innego było spotkać się na pokładzie, bo obydwoje mieli robotę do wykonania, a co innego wejść w jakąkolwiek interakcję, zwłaszcza zapraszanie do kokpitu. — Możemy dokończyć jedno, a potem myśleć o kolejnym — powiedziała zachowawczo, trochę właśnie tak, jak myślał. Flavia nie uciekała, jednak nie lubiła się narzucać. Nie była tym typem kobiety, zwłaszcza jeśli miała świadomość, że u Ryana do drugich spotkań rzadko kiedy dochodziło. Te, które już spotkały się z nim kolejny raz, zazwyczaj głośno się tym chwaliły, gdyby to było osiągnięcie najlepszego trofeum. A może właśnie powinna utrzeć nosa tym wszystkim wywyższającym się stewardessom?
— Chyba jak wszystko? — odpowiedziała pytaniem na pytanie, po czym lekko wzruszyła ramionami. — Przesadny romantyzm bywa męczący, więc nie bycie romantykiem, jest pod tym względem plusem — zaczęła próbując wyjaśnić, o co jej chodziło. — Ale tak jak wszystko ma swoje minusy, to tu również. Czasami żyje się nieco lepiej i lżej z nutką romantyzmu — stwierdziła, lekko się uśmiechając. Tu nie chodziło o wielkie gesty, które będą wprowadzać w niekomfortową sytuację obydwie strony. Flavia bardziej myślała o drobnych gestach w zwykłej codzienności, które będą bardziej świadczyć, że drugiej osobie zależy. Przymrużyła lekko oczy i zaraz zagadka pand nieco się rozwiązywała. Czyli tu chodziło o zazdrość w posiadaniu większej ilości uwagi. — I to takie złe, nawet jeśli przez taką wycieczkę partnerka może być bardziej zauroczona i wpatrzona w ciebie? — oczywiście w niego, nie w pandy. Pandy zazwyczaj były pięciominutową atrakcją, po czym wyganiali gapiów, aby wpuścić następną grupę. — Tak czy inaczej, możesz się dzisiaj cieszyć, bo masz sto procent mojej uwagi, ale to musisz zadbać o to, żeby nie została rozproszona — powiedziała finalnie, nie chcąc też tak skupiać się na dyskusji o pandach, bo nawet jeśli niezobowiązujące rozmowy nie były niczym złym, to nie chciała go denerwować tym, że za bardzo się na nich skupia. Nawet jeśli trzyma go trochę na dystans, to jednak nie przyszła tu go denerwować, tylko lepiej poznać.
Kiwnęła głową w odpowiedzi. Wiadomo, że mięsa nic nie zastąpi i nawet jeśli ona je ograniczała, to nie miała wewnętrznej misji zbawienia świata i przekabacania innych, aby z niego zrezygnowali. To jest osobisty wybór, a ona nie marnowała energii na zmienianie czyjegoś zdania.
— Cóż, w takim razie, kamień z serca — rzuciła nieco rozbawiona, w zaczepce na jego słowa, delikatnie zagryzając dolną wargę i po krótkiej chwili ją wypuszczając. Ot tak, żeby nieco zwrócić jego uwagę na swoje usta i jednocześnie potwierdzić wiadomą teorię — z przyjaźni to tu raczej nici.
— Oj zdecydowanie nie. Jakoś trzeba wrócić do hotelu — stwierdziła, dając wrażenie, jakby puściła mimo uszu komentarz o mniejszej świadomości albo odnośnie tego, czego ta świadomość miała dotyczyć. — Skoro tak, to może old fashioned? — rzuciła szybko okiem na kartę, dość pewnie i bez konkretnie wybierając drinka na bazie whiskey; w końcu to zazwyczaj był dobry i bezpieczny wybór, zwłaszcza u facetów. — Dla mnie może martini fiero z tonikiem. Chyba że widzisz tu coś lepszego? — spojrzała na niego znad karty i uniosła lekko brwi.
Ryan Lee