
 
Bonnie od najmłodszych lat wszędzie było pełno. Była wiecznie roześmianym, żywiołowym dzieckiem. Poza wspólnym dokazywaniem wraz z rodzeństwem, zaznaczała swą obecność licznymi rysunkami na ścianach ich rodzinnego domu - ku niezadowoleniu rodziców, a w szczególności ojca, który musiał co chwila odmalowywać wnętrza. Można uznać, że Dorothy Miller była współwinna, bo to właśnie ona kupiła córce jej pierwszy zestaw kredek i farb.
Wycieczka szkolna do Toronto, gdzie Bonnie odwiedziła jedną z galerii sztuki, na zawsze odmieniła jej życie. Od tamtej pory wiedziała, że to jest właśnie to co chciałaby w życiu robić - tworzyć obrazy, które może kiedyś zachwycą kogoś tak mocno, tak jak ją te dzieła, w które długo wpatrywała się wtedy na wystawie.
Rodzine miasteczko opuściła zaraz po skończeniu liceum. Planowała studiować na wydziale sztuki jednej z uczelni w Toronto, ale ostatecznie z tego pomysłu zrezygnowała. Nie miała wystarczających funduszy na studia, a zaciąganie pożyczki wydawało się w tamtym momencie głupie, szczególnie że twierdziła (bardzo nieskromnie), że tam i tak nie nauczyłaby się już niczego nowego. Rodzice także od początku wybijali jej ten pomysł z głowy. Doceniali jej talent, ale raczej traktowali to wszystko jako fajne hobby, a nie poważny pomysł na siebie i źródło zarobku. W każdej rozmowie o jej planach na przyszłość zaznaczali, że powinna zająć się czymś, co będzie „opłacalnym zajęciem”. Teraz wie, że mieli sporo racji, ale chyba nigdy by tego przed nimi ani nikim innym nie przyznała. Ma w sobie nieznośny wręcz czasem upór i determinację, nie poddaje się łatwo, choć bywają momenty zawahania, w których w siebie i swoje możliwości wątpi. Po pierwszej nieudanej próbie wystawy, która zakończyła się niestety pustą salą i długami, na jakiś czas przestała malować. Płótna zaczęły kurzyć się w piwnicy, a Bonnie zatrudniła się do pracy w kawiarni - na chwilę, na przeczekanie. „Chwila” ta trwa już tak kilka lat. Co prawda, Miller całkowicie nie porzuciła swoich marzeń i znów wróciła do swojej pasji. Od czasu do czasu trafi jej się jakieś zlecenie, ale nie jest to stabilny i wystarczająco duży dochód, by mogła porzucić pracę na etacie.
- nie pali papierosów i nie przepada za ich
- nieźle radzi sobie w kuchni, a szczególnie dobrze wychodzi jej pieczenie. Zrobi wszystko, od najprostszych ciasteczek po najbardziej skomplikowane i pracochłonne wypieki
- posiada, kilkuletni już, zakwas na chleb, który regularnie „dokarmia” i dała mu na imię Eric
- ma prawo jazdy, ale nie posiada obecnie samochodu. Musiała go sprzedać, będąc w trudnej sytuacji finansowej, a teraz po mieście porusza się na rowerze
- zna się na alkoholach i robi dobre drinki, ale sama najczęściej sięga po piwo lub czerwone wino


 
									 
				
 
									