-
so you can drag me through hell, if it meant i could hold your hand, i will follow you cause i'm under your spellnieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
I z każdą następną upewniał się, że to właśnie on zarządzałby lepiej.
A z tego, co udało mu się zaobserwować, obydwaj bracia nie byli nawet brani pod uwagę przez Christophera. Przez to, może nieświadomie, kto wie, ojciec stworzył największy konflikt w historii dziejów - jedynym wrogiem dla Corvina w tym momencie była Charity. Starsza siostra była jedyną przeszkodą, której nie mógł przeskoczyć.
Okropnie skurwysyńskim ruchem byłoby niszczenie jej pozycji pani prezes od środka. Byłoby, ale to było jedyne sensowne wyjście. Może gdyby mieli lepsze relacje, może gdyby faktycznie ta więź rodzinna pomiędzy nimi istniała to środkowy Marshall nie pomyślałby o tym.
Ale na jej pech, miał za wysokie ego.
Wyczekiwał jej w pracy kilka dni, a ona się nie pojawiała. Ogólnie przez ostatni czas częściej jej nie było niż była, a jeśli przychodziła to nie zostawała długo. Dokładała im, swojemu rodzeństwu, więcej pracy. Fakt, mógłby napisać do niej smsa z tekstem, że chciałby porozmawiać, wtedy na pewno przyszłaby do Northland Power albo umówiliby się w innym miejscu.
Tylko, że… nigdy w życiu tego nie zrobił. Byłoby to nadzwyczaj dziwne.
Tak to przynajmniej miał czas, by przemyśleć w co dokładnie chce uderzyć. I w końcu nadszedł długo oczekiwany moment, kiedy zauważył w systemie, że Cherry się pojawiła. Nie zamierzał tracić tej okazji. Wyszedł ze swojego gabinetu i przeszedł kilka kroków, w kierunku tego prezesowskiego, a następnie bez pukania otworzył drzwi.
— Miło cię w końcu widzieć — rzucił na wstępie. Nie interesowało go to, czy moment był odpowiedni ani czy zdążyła się rozebrać. Podszedł do krzesła i usiadł na nim, wbijając wzrok w starszą. Przeniósł swój wzrok na prawą rękę, udając, że ma na niej zegarek, a następnie dodał: — Spóźniona?
Cherry Marshall
-
Ho, ho, honieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkityp narracjityp narracjiczas narracjiPrzeszłypostaćautor
Zatęskniła za firmą.
Dzisiaj ubrała się wyjątkowo dobrze w garnitur, który idealnie podkreślał każdy jej kształt. Włosy miała upięte wysoko, a w całej firmie znowu pojawił się ten charakterystyczny odgłos szpilek. Zawsze chodziła głośno z uniesioną głową. Wszystko po to, by zrównać się z największym pokurczem chodzącym po tym świecie.
Jej własnym bracie.
Cordian wraz z Cyrusem byli w stosunku do niej dużo bardziej wyrozumiali. Nie do końca wiedzieli, co się działo. Chociaż brat bliźniak zaczął ubierać się, jakby był poważnym biznesmenem, a nie jakimś pożal się boże gitarzystą z kapeli garażowej. Potrafiła trzymać iść w garści. Może nie do końca, skoro Corvin się wydarzył. W całej kolejce do genów chyba musiał zgarnąć te najgorsze. Nie potrafiła zrozumieć, w jaki sposób miałby z nią konkurować z taką... twarzą. Chodzący dzieciak, dziwne, że sprzedawali mu alkohol.
Dobrze rozpoczęła dzień. Kolejny podpisany kontrakt na przyszły rok oraz śniadanie z inwestorem. Potrafiła bawić się mężczyznami z wielkim ego, zwłaszcza gdy chodziło o łechtanie ich ego, a pierścionek rodzinny Wyatt'ów potrafił każdego skutecznie odstraszyć.
Zdążyła wejść do gabinetu i pojawił się on. Zakała całego rodu Marshallów. Jak inaczej miałaby go nazwać, skoro to ojciec wybrał ją, by zasiadała na fotelu. Nie zdążyła nawet powiesić swojego płaszczu, a on zjawił się, jak jelitówka. Niespodziewanie i nieprzyjemnie.
— Ile ty masz lat dzieciaku, co? — spytała, przechylając głowę. Zawsze to robił. Próbował wyprowadzić ją z równowagi, gdy ona przechodziła właśnie wewnętrzne zen — dziesięć? Czy piętnaście? — na pewno dorosły nie był. Dojrzali ludzie nie zachowywali się w ten sposób. Znali podstawowe zasady kultury względem osób wyżej postawionych. Cherry była prezesem, czy tego chciał, czy nie chciał.
— Naucz się, że w porównaniu do Ciebie jestem idealnie na czas — skwitowała krótko, zakładając rękę na rękę. Mógłby jej powiedzieć teraz wszystko, a ona i tak uznałaby to za zwykłą paplaninę małego, obrażonego dziecka — załatwiłeś jakiś kontrakt? — uniosła jedną ze swoich brwi — nie. — poza liczbami miał jedną słabość, o której zapominał za każdym razem. Nie potrafił rozmawiać z ludźmi, zresztą kto by go potraktował poważnie z taką twarzą? Nie był pierdolonym Galenem Wyatt'em, by wzrok za nim ciągnąć, a przypominał bardziej... ciecia. Nawet jeśli miał bajecznie, drogi garnitur — a ja już jestem po spotkaniu z kontrahentem — stwierdziła spokojnym głosem, wzruszając ramionami. Właśnie z tego powodu mogła się zjawiać, o której tylko by chciała. Mogła, bo rządziła. Załatwiała kontrakty, gdy jej braciszek bawił się w excela.
— Zejdź z mojego fotela, młody — syknęła Cherry, bo nie potrafiła go znieść. Nigdy nie potrafił się odpowiednio zachować. Może nie traktowałaby go jako wroga, gdyby nie był jedyną osobą, która motywowała ją do ślubu jako umowy. Gdyby nie Corvin, nie byłaby do tego zmuszona.
-
so you can drag me through hell, if it meant i could hold your hand, i will follow you cause i'm under your spellnieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
Gdy tylko wszedł do gabinetu to usiadł w miejscu, które należało do niego - prezesowski fotel. Całe pomieszczenie z tej perspektywy wyglądało tak jak powinno, a on nigdy nie powinien znajdować się po drugiej stronie biurka.
— Jesteś zawsze idealnie na czas do podpisania papierów, których później i tak nikt nie wdraża w życie… bo są po prostu słabe — mruknął w odpowiedzi i lekko zmrużył oczy.
Na szczęście potrafił się kontrolować, emocje nie były dla niego najistotniejsze. Skoro Cherry sama rozpoczęła taką grę to będą ją prowadzić. Nie skomentował jej słów o wieku, bo takie teksty były dla niego poniżej pasa. On sam nie miał zamiaru wyciągać argumentu, że Charity zamiast wyglądać elegancko to w tych wysokich szpilkach bliżej było jej do prostytutki. Chciał rozmawiać o konkretach a nie czepiać się nieistotnych rzeczy.
— Kontrakty, kontrakty — powtórzył i obrócił się na fotelu, wbijając wzrok w sufit. — Powiedz mi co konkretnie zrobiłaś dla firmy w ostatnich dwóch tygodniach, czego ja nie mógłbym zrobić? Podaj jedną decyzję, którą podjęłaś osobiście. — W pracy była tyle razy, że najprawdopodobniej to dzisiejsze osiągnięcie było jedynym, na które mogłaby się powołać. Przyszła, pokazała uroczą buźkę, zdobyła podpis, w momencie, gdy on przez dwa tygodnie codziennie załatwia tysiące spraw, bo jej nie ma na miejscu. Gdzie jest ta sprawiedliwość? — Kontraktów możesz mieć nawet sto, ale to tylko świece na torcie. Kto dba o księgowość, płynność i procesy, kiedy ty jesteś nieobecna? Ja. Mogłabyś podziękować, bo gdyby mnie nie było to przy twojej nieobecności prawdopodobnie nic by nie ruszyło do przodu.
Wstał z fotelu i teatralnie się przeciągnął. Nie miał zamiaru przechodzić na drugą stronę biurka, jedynie oparł się ręką o blat i wbił w nią swój wzrok.
— Nie chodzi mi o to, żeby cię zranić, Charity… — zaczął spokojnie. — Chodzi o to, żeby Northland Power przestało być teatrem. Prezes nie może być tylko dekoracją biurową. Rozumiesz o co mi chodzi?
Cherry Marshall
-
Ho, ho, honieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkityp narracjityp narracjiczas narracjiPrzeszłypostaćautor
Charity była zbyt dumna, by uważać Corvina za poważnego konkurenta. Ojciec praktycznie już ją namaszczył. Miała tylko, lub aż, wziąć ślub. Symbol, który miał przypieczętować jej ostateczną władzę nad firmą. Wpierw miała zrobić to z Elliottem, data, sala, a nawet przygotowania do wesela trwały wielką parą, aż nie poznała obecnego narzeczonego. Tyle że z nim przeżyła już tyle, że niejeden człowiek byłby w stanie przejść prawdziwe załamanie nerwowe, a ona? Przychodziła do pracy, dbała o firmę, w trakcie nieobecności zlecała kolejne zadania. Liczyła się ze zdaniem każdego.
No oprócz młodszego brata, który wyżej srał, niż dupę miał.
— Dziękuję, że przyznajesz moją zajebistość — odparła bez żadnego zawahania Cherry, zarzucając swoim kucykiem do przodu — ale te papiery to ty tworzysz z tego, co pamiętam... Pewnie dlatego są słabe — niewiele jej było trzeba, by wypuściła swoją dziką naturę. Wystarczyła jedna iskra, a już oczy zaczynały jej płonąć. Nie potrafiła tego zrozumieć. Z Cyrusem i Cordianem zawsze potrafiła normalnie rozmawiać, stawali po jej stronie, a ten jeden beznadziejny przypadek powodował u niej prawdziwy ból głowy, który powoli przeradzał się we wściekłość.
— Nie mógłbyś jej reprezentować, a ojciec nie przejąłby twoich obowiązków przez pobyt w szpitalu — skwitowała krótko Cherry, dając bratu znać o własnym leczeniu. — weź się zamknij, Corvin. Ile ty masz lat, by tu przychodzić i mówić mi takie rzeczy? Prawda jest taka, że nikt nie widzi Cię w roli prezesa, a dlatego dupa zaczęła Cię boleć — wywróciła oczami. Dlatego go tak bardzo nienawidziła. Zawsze będzie próbował przejąć jej firmę. Tylko gdy on studiował za granicą, to ona zdobywała najważniejsze kontrakty, dbała o firmę praktycznie na okrągło. Pracownicy jej ufali, nawet jeśli potrafiła być prawdziwą suką.
— To może odsuń się od mojego biurka, a już to się stanie — prychnęła, kręcąc głową. Ozdobą to ona nie była, za tania jak na pierdoloną królową Charity Marshall. Przechyliła głowę, wbijając w Corvina spojrzenie — w trakcie mojej nieobecności cały czas rozmawiałam z inwestorami, a w tym czasie straciłam ciążę, mojemu narzeczonemu stanęło serce. I ty przychodzisz mnie oceniać? Dobrze wiesz, że o wszystko dbałam, siedząc w domu — ale dbała, zarządzała, a nawet na kamerach była w stanie kontrolować pracowników. Nie urodziła się wczoraj. Znała każdy ze swoich obowiązków. Każdy z nich traktowała z należytą powagą.
-
so you can drag me through hell, if it meant i could hold your hand, i will follow you cause i'm under your spellnieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
Pokręcił głową na jej słowa.
— Nie przyznaje twojej zajebistości, a jedynie fakt, że potrafisz się dobrze sprzedać, to znacząca różnica — mruknął w odpowiedzi i uniósł kącik ust rozbawiony. — A skoro sądzisz, że to, co ja ci daję do podpisania jest słabe… to prawdopodobnie nawet ich nie czytałaś. Twój błąd.
Nie wszystko co wychodziło dalej szło spod jego rąk, nie był całym filarem firmy, choćby chciał. Zajmował się przede wszystkim finansami, a spotkania Cherry nie dotyczyły wyłącznie tego. To, co przekazywał dalej było sprawdzone miliard razy, by firma nie popełniła gafy, która będzie ich sporo kosztować. A do reszty… nie miał dostępu, a szkoda, bo pewnie uratowałby ich kilkakrotnie przed faux pas.
— Wystarczająco, by zauważyć, że to co robisz to teatr — przyznał i wbił w nią swój wzrok. — Stanowisko, które zajmujesz nie ma immunitetu, nie dostałaś go wchodząc na stołek. Chcę, żebyś zachowywała się zgodnie z rolą prezesa.
Nie bolała go dupa tylko i wyłącznie dlatego, że nikt go nie widział na tym miejscu; bardziej raniło go to, że Cherry, w jego mniemaniu i pewnie nie tylko, nie nadawała się do zajmowania tak ważnej funkcji. Nie wyobrażał sobie pracować w wielkiej firmie, nawet jeśli rodzinnej, i nie pracować codziennie. Może to wyjazd za granicę zmienił jego postrzeganie dotyczące pracy - jeśli tak, to starsza siostra też powinna z tego skorzystać.
— Firma traci pieniądze a ty zyskujesz współczucie, bo byłaś w szpitalu, wow — prychnął i odsunął się na krześle. — To biurko przez ostatnie tygodnie stało puste, więc wypełniam lukę. Wygodne jest.
Podniósł się z krzesła i oparł dłonią o blat, sugerując, że wcale nie ma zamiaru się odsunąć. Szczególnie po następnych słowach. Pokręcił głową; nie był nieczułym dupkiem, ale takie teksty kompletnie na niego nie działały. Nigdy nie stracił ciąży i jego narzeczonemu (tfu) nie stanęło serce, więc nie traktował tego w ogóle jako wytłumaczenie.
— Okej, ale to nie jest taryfa ulgowa. Zdarzyło się, tragedia narodowa. Ty jedynie wszystko z domu nadzorowałaś, ja tutaj, na miejscu, musiałem prowadzić całą firmę. — Przerwał na chwilę, by głęboko westchnąć, a następnie dodał spokojnym głosem: — Przykro mi, jeżeli nie dajesz sobie rady z tym wszystkim… powiedz to na głos, ja mogę się zająć. Mam wystarczająco dużo doświadczenia, by ogarnąć wszystko zanim dojdziesz do siebie.
Cherry Marshall
-
Ho, ho, honieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkityp narracjityp narracjiczas narracjiPrzeszłypostaćautor
Ślub był prosty. Przynajmniej w oczach Charity. Jakiś czas temu miała wszystko zaplanowane. Każdy szczegół, papeterię, odpowiednie wino, sukienkę, a nawet salę. Nawet pierwszy taniec z Elliottem zaczęła ćwiczyć, ale tak wiele się zmieniło. Życie zrobiło obrót o sto osiemdziesiąt stopni, a ona tkwiła w tym samym punkcie. Miała narzeczonego, wsparcie ojca i to się dla niej obecnie liczyło.
— Widzisz, twój problem polega na tym, że nawet własnemu ojcu nie potrafisz się sprzedać — parsknęła krótko, słuchając jego słów. Nie potrafiła jasno wyjaśnić tego, co działo się w jej głowie. Irytował ją na każdym kroku. Wystarczyło jedno niepotrzebne spojrzenie, a coś w niej zaczynało wrzeć. Zbyt wiele przeżyła, by dawać się rozgrywać w ten sposób — problem w tym, że czytałam. W porównaniu do Ciebie jestem zaznajomiona z kanadyjskim prawem, krasnalku — założyła rękę na rękę, wpuszczając głęboki oddech do płuc. Musiała rozłożyć całą sprawę na czynniki pierwsze. Im dłużej prowadziła kłótnię z bratem, tym czuła się znacznie gorzej. Nerwy jej szargał jak nikt.
— Dalej za mało, by ktoś traktował Cię poważnie. Tu nie pomoże garnitur od znanych projektantów — wycedziła przez zęby. Nie raz słyszała komentarze na temat własnego brata w biurze. Aparycją przypominał bardziej zagubione dziecko niż przyszłego prezesa, albo dyrektora finansowego.— Corvin, przestań być jebanym kutasem — pierwszy raz uniosła głos. Mało kiedy się denerwowała, ale czuła, jak przepełnia jej złość. Z każdym słowem stąpał po coraz cieńszym lodzie.
— Zamknij ryj — warknęła, strzelając mu plaskacza. Na twarzy Corvina wymalował się piękny, czerwony ślad Charity — nigdy nie oczekiwałam od Ciebie współczucia, ale gdy kobieta traci dziecko, a jej mężczyźnie staje serce... — jej głos zadrżał. Nigdy nie ujawniała niepotrzebnych emocji, ale chwilowo się wręcz z niej wylewały. Potrzebowała oddechu odpoczynku, a zamiar tego słyszała kolejne słowa. Nie wszędzie potrzebowała, by ktoś wbijał jej kolejne igły wprost do serca — jest coś takiego, jak jebane współczucie — wycedziła przez zęby, kręcąc głową. Odpowiednia chwila, wyczucie, kontekst. Nie chciała słuchać kolejnego ataku, gdy życie robiło jej fikołka.
— Sama zajmę się firmą i moim życiem — głos jej drżał. Tyle słów chciała wypowiedzieć w tym momencie, ale żadne z nich nie wydawały się być wystarczające — miałam Cię za... — westchnęła ciężko. Powietrze wydawało się być napięte — brata — zamiast tego miała chodzącą pułapkę we własnej firmie — jesteś skończoną kanalią, wypierdalaj stąd — warknęła jeszcze, pokazując palcem drzwi do jej gabinetu. Niech się zbiera, bo inaczej uderzy go pięścią w twarz.