-
This is my resting Grinch face
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskietyp narracji3os.czas narracjiPrzeszłypostaćautor
Jeszcze raz spojrzała na swoje odbicie w dużym lustrze hotelowego lobby. Poprawiła sukienkę, na twarz przykleiła uśmiech i ruszyła w kierunku sali bankietowej, gdzie już dawno zebrali się wszyscy. Nie do końca wiedziała, czy jest tu bardziej zawodowo, czy prywatnie. Gdy dostaje się zaproszenie na imprezę tego typu, szczególnie gdy jest charytatywna, trudno odmówić – jakikolwiek miałby być jej charakter. Zresztą… chciała tu być. Dobrze się czuła w tłumie, nie miała problemu z nawiązywaniem znajomości, potrafiła być czarująca i łatwo wyciągała informacje ze swoich rozmówców. A to już mogło przydać się przy innej okazji…
Chwyciła kieliszek z szampanem z tacy mijającego ją kelnera i łatwo wmieszała się w balujący tłum. Część par korzystała z przygrywającej muzyki i brylowała na parkiecie, ale większość towarzystwa zbiła się w niewielkich grupkach i prowadziła zacięte dyskusje. Lawirowała między nimi starając się znaleźć kogoś, z kim warto porozmawiać. Zanim jednak na dobre się rozejrzała usłyszała swoje imię. Odwróciła się przez ramię, uśmiechnęła szeroko i… przepadła. Wpadła w szpony swoich rozmówców.
Jedna dyskusja, druga, trzecia i kolejna. Jeden kieliszek szampana i zaraz następny. Ożywiona rozmowa, kilka żartów, może nawet niewinny flirt. W końcu dlaczego nie, prawda? Jakby nie było znalazła się w idealnym miejscu, żeby poszukać przyszłego męża! Gdyby tylko go szukała. Ludzie mediów, lokalni przedsiębiorcy i politycy. Byli tutaj wszyscy…
On również. Dobrze znana sylwetka mignęła jej w tłumie już jakiś czas temu i robiła wszystko, żeby zupełnie przypadkiem zupełnie naturalnie i bez wzbudzania podejrzeń znaleźć się w odpowiednim kręgu rozmówców. I wreszcie się udało, a ich spojrzenia się ze sobą spotkały.
- Senator Lennox – rzuciła na powitanie, oficjalne i dokładnie takie jak być powinno. Wyciągnięta w kierunku mężczyzny dłoń i uśmiech również nie powinny wzbudzać podejrzeć. Tylko on był w stanie zauważyć błysk w jej oku. Tylko on znał ją wystarczająco dobrze, żeby wiedzieć, co się za tym kryło – Dawno nie mieliśmy okazji porozmawiać. Tylko proszę nie mówić, że unika Pan mediów… – zaczęła swobodnie, a starsze małżeństwo, które do tej pory dotrzymywało mu towarzystwa zaśmiało się z jej marnego żartu. Widocznie ich poprzeczka była niska – Chyba wpadłeś, Coop! Na mój ratunek nie licz! – mężczyzna zarechotał i podał ramię swojej małżonce, żeby kulturalnie się oddalić, a Lennoxa zostawić na pastwę tych złych mediów.
Love odprowadziła ich krótko spojrzeniem, uśmiechając się pogodnie i dopiero wtedy wróciła spojrzeniem do Coopera.
- Potrzebuje Pan ratunku? A może przeszkadzam? - kącik ust drgnął jej w rozbawieniu, ale ukryła to za kieliszkiem z szampanem, z którego upiła niewielki łyk alkoholu.
Cooper Lennox
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimkityp narracjiczas narracjipostaćautor
Dzisiaj miał jednak zupełnie inne nastawienie. Minęło trochę czasu odkąd ostatni raz widział się z Love. On oficjalnie wciąż był posiadaczem żony, wciąż gdzieś w głębi jego samego mu dzwoniły słowa ojca i dziadka, że ma się pilnować, że nazwisko Lennox w tym kraju znaczy wiele, że idiotyzmem jest nadszarpnąć wizerunek rodziny, własny dla jakiejś głupoty jaką jest kobieta. Te wszystkie ograniczenia znacząco zmniejszały częstotliwość ich spotkań względem oczekiwań Coopera. Dzisiejszy bal miał im jednak umożliwić spotkanie. Fakt, że dookoła będzie tłum ludzi, pojawi się prasa, która całe wydarzenie udokumentuje i nijak nie będzie okazji na prywatność został zrzucony na bok.
Odziany w czarny smoking i białą koszulę (zdecydowanie był zwolennikiem klasycznego sznytu, że im późniejsza pora wydarzenia, tym jaśniejsza koszula) pojawił się na balu długo po jego rozpoczęciu, przestrzeń zarezerwowana na wydarzenie była pełna ludzi. Zlokalizowanie Love utrudniły mu obowiązki towarzyskie - tutaj zamienił parę słów z członkami własnej partii, tam zagadnął przedstawicieli rady miejskiej. Wreszcie ją dostrzegł, uśmiechnął się pod nosem - niby na żart rozmówcy - dłużej niż wypadało zatrzymał się na obcisłej, czarnej sukni. Wrócił do rozmowy.
- Panna Roderick - uścisnął wyciągniętą dłoń delikatnie, nieznacznie skłonił głowę. Tak jak gdy dojrzał ją po raz pierwszy, tak i teraz uśmiechnął się pod nosem - tym razem na widok błysku w jej oku. Trzeba było tylko spławić towarzyszących im ludzi. Trwający monolog, bo to nie była dyskusja, na temat niedawnego trzeciego meczu World Series między drużyną z Toronto a Los Angeles, który trwał osiemnaście serii i prawie siedem godzin, nie miał nawet podjazdu do towarzystwa Love. - Mam numer do dyrektora programowego CBC, dam sobie radę - odparł swobodnie, ale już nawet nie patrzył na swojego niedawnego kompana. Cała uwaga była skierowana na dziewczynę.
- Oczywiście, że Pani nie przeszkadza, a ratunkiem było pozbycie się towarzystwa. Kompletnie nie rozumiem fenomenu baseballa - dziwnie było zachowywać tę oficjalność i profesjonalizm, gdy ich relacja nie miała z tym wiele wspólnego. Na palcach jednej ręki można policzyć ich spotkania, gdy zachowywali się oficjalnie - przy okazji pierwszych rozmów w telewizji - nawet gdy jeszcze nic ich nie łączyło, mimo różnicy wieku, między tą dwójką było całkiem swobodnie. - Proszę mi tylko powiedzieć, jest tutaj Pani zawodowo, towarzysko czy dla przyjemności... - zagadnął i nie odmówił sobie lekkiego ułożenia dłoni na jej plecach. Pchnął ją delikatnie ruszając samemu również. Kierunek? Miejsce, gdzie serwowali koniak. Dłoń pozostała tam ciut dłużej niż wymagałaby tego sytuacja - Daruj - mruknął gdy uświadomił sobie swoją wpadkę. Zabraną dłonią poprawił górę od smokingu, a korzystając z braku towarzystwa zagadnął - Nie poluzował się Pani czasem grafik w najbliższych dniach?
Love Roderick
-
This is my resting Grinch face
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskietyp narracji3os.czas narracjiPrzeszłypostaćautor
I odetchnęła z ulgą, gdy zostali sami. Sami w tłumie, ale to i tak dawało odrobinę większy komfort. Na sali i tak było wystarczająco głośno by podsłuchiwanie było przynajmniej utrudnione. Jeśli nie niemożliwe.
- Zawodowo, towarzysko i dla przyjemności. Zależy z kim akurat spędzam czas. – rzuciła pół żartem, pół serio dopijając zawartość swojego kieliszka z szampanem i jeszcze zanim zdążyli ruszyć z miejsca – odłożyła puste szkło na tacę przechodzącego obok kelnera i wróciła spojrzeniem do Coopera. Uśmiechnęła się wymownie, ale nie zadała pytania na głos… do której grupy należał? Zawodowej, towarzyskiej, czy tej sprawiającej przyjemność?
Łatwo było się domyślić, bo kolejny dreszcz przeszedł przez jej ciało, gdy jego dłoń odrobinę dłużej zatrzymała się na jej plecach. Wystarczyło, że opuszkami palców musnął kawałek skóry odsłonięty przez mocno wyciętą z tyłu sukienkę… zagryzła wargę i spojrzała na niego wymownie. Porozumiewawczo. Gdyby miała wybierać – wcale nie chciałaby, żeby ją zabierał, wręcz przeciwnie.
- To zależy, o co… Pan pyta. – zaśmiała się krótko, bo gdy zostali sami nie było konieczności zachowywać tych konwenansów, a jednak! – Chyba nawet mi się to podoba. Pan, Pani… jakbyśmy się nie znali. Jakbym wcale nie liczyła, że wyjdziemy stąd dzisiaj razem. – dodała przekornie, ciszej i trochę mocniej się do niego pochylając – A co do grafiku powiedzmy, że jestem elastyczna. Masz jakieś plany? – a jeszcze lepiej jakieś plany, które zakładały też jej obecność i zdecydowanie więcej swobody niż teraz.
Cooper Lennox
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimkityp narracjiczas narracjipostaćautor
- A to nie ja powinienem się obawiać podsłuchów w towarzystwie przedstawiciela mediów? - rzucił rozbawiony, w doskonałym humorze gdy mimo, niewątpliwie chwilowego, spędzania czasu tylko we dwoje, Love dalej dbała o pozory i konwenanse. Senator i wciąż młoda prezenterka telewizyjna, która mogłaby być jego córką mówiąca mu po imieniu. A to tylko wierzchołek góry lodowej, jego ojciec w grobie pewnie odstawiałby konkretnego breakdance'a, gdyby widział co odstawia Cooper. - Zawsze podobały mi się stanowcze kobiety - sam jednak również przyciszył nieco swój głos, gdyby jakimś cudem ktoś znalazł się zbyt blisko akurat w tej chwili lub miał słuch nietoperza. Za to, dla dreszczyku emocji, nie odmówił sobie puszenie dziewczynie oczka. - A to brzmi jak dobry plan
- Pani sobie życzy? - zagadnął chwilowo zmieniając temat bo znaleźli się przy barze. Szampan krążył po sali na tacach dzierżonych przez obsługę, ale inny alkohol można było zamówić przy barze. Zgodnie z savoir vivre zamówił to, na co miała ochotę Love, zostawił napiwek barmanowi i po odebraniu drinków (sam w dłoni trzymał kieliszek koniaku) oraz odsunięciu się w miejsce nieco bardziej ustronne podjął przerwaną dyskusję - Mam służbowy wyjazd do Meksyku za parę dni, jakieś pierdoły. Natomiast nic nie stoi na przeszkodzie, abym wracał stamtąd przez Cancun, gdzie mógłbym się zatrzymać na dwa, trzy dni dni. Jak się zapatrujesz, przepraszam - uśmiechnął się rozbawiony, wziął łyk alkoholu - jak się Pani zapatruje na dwa, trzy dni plażowania w pełnym słońcu i przyjemnych dwudziestu kilku stopniach? - o ile w Kanadzie mógł zostać łatwo rozpoznany, tak poza granicami kraju praktycznie nikt nie wiedział, że jest prominentnym politykiem: tam był kolejnym bogatym turystą. Mogliby pozostać anonimowi, a jedynym co zwracałoby uwagę to niewątpliwie różnica wieku między nimi. Tylko czy w dzisiejszych czasach jest to coś dziwnego? Co zaś się tyczy samej propozycji to najwyraźniej długi czas, który minął od ich ostatniego spotkania sprawił, że padła taka propozycja: jeżeli by doszedł do skutku, byłby ich to wspólny wyjazd tego typu.
Love Roderick
-
This is my resting Grinch face
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskietyp narracji3os.czas narracjiPrzeszłypostaćautor
Stanowcze kobiety… zaśmiała się, chociaż starała się opanować rozbawienie i jakoś je zakamuflować, żeby nie wzbudzić niepotrzebnego zainteresowania. Nie powinna się chyba bawić zbyt dobrze w jego towarzystwie, prawda? Musiała się też mocno ugryźć w język, bo była bardziej niż przekonana, że to jednak on lubił rządzić!
Zamówiła wytrawne martini, odebrała od Coopera kieliszek i przeszła na bok, zastanawiała się nawet, czy znalazłoby się tu jakiekolwiek miejsce, w którym faktycznie mogliby zostać sami, chociaż na chwilę… niestety jednak musieli się zadowolić tą odrobinę mniej zatłoczoną częścią sali. Podeszła do jednego z wysokich barowych stolików, przy którym spokojnie mogli omówić…
…kwestie zawodowe.
Zagryzła lekko wargę wpatrując się w męską twarz, gdy mówił o kilkudniowym wyjeździe do Meksyku. Nigdy wcześniej czegoś takiego jej nie zaproponował, ona sama też nigdy go na nic takiego nie namawiała. Podróżowała sama albo z przyjaciółmi. Wyjazd z Lennoxem… interesujące. Nawet jeśli miało to być tylko kilka dni – nie mogła się pozbyć wrażenia, że warto było zaryzykować.
- Wie Pan dobrze, że mam słabość do tequili… trudno mi więc odmówić. – zażartowała, zaśmiała się pod nosem i upiła łyk swojego drinka, który niestety nie miał nic wspólnego z tequilą, ale to nie był na to czas i miejsce – No i nie tylko do tequili. – dodała jeszcze półszeptem – A tak poważnie… chętnie. Daj znać kiedy dokładnie, zarezerwuję jakiś przyjemny hotel w Cancun, spotkamy się na miejscu jak już załatwisz wszystkie te oficjalne kwestie i będziesz mógł zająć się przyjemnościami. Wakacjami. – doskonale wiedziała, że ani nie polecą tam razem, ani nie wrócą jednym rejsem, bo ryzyko było zbyt duże. I oczywiście, że były to takie drobne rzeczy, które irytowały… bo chciałaby móc spędzić z nim te cztery godziny w samolocie. Ale od początku wiedziała, na co się pisała i nie dawała sobie prawa do narzekania – Nigdy nie byliśmy razem na wakacjach… nawet tak krótkich. Co się zmieniło… Panie Lennox? – kącik ust drgnął jej w lekkim rozbawieniu i znów ukryła je za kieliszkiem, który uniosła do ust.
Cooper Lennox
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimkityp narracjiczas narracjipostaćautor
- Nie wiem co Wy widzicie w tej tequili* - jakby to ona była najważniejsza w tej wymianie zdań - Tequila jest jak banda meksykańców, która wpada nieproszona pośród innych i zaczyna się zadyma - konserwatywne poglądy Lennoxa były powszechnie znane, aczkolwiek tym razem, wyjątkowo, nie był to rasistowski przytyk. Ot, gdy do żołądka wjeżdżała tequila, zaczynał dziać się rzeczy dziwne i zwykle nieprzyjemne. Niemniej mówiąc to uśmiechał się, przewrócił oczami. Ot, niewinny small talk pośród załatwiania interesów - Muszę rzucić okiem w kalendarz, ale nie dalej niż za dwa tygodnie - skinął głową, upił łyk - Chciałem Cię o to prosić. Mimo wszystko, mniejsze ryzyko - mówił oczywiście o rezerwacji na jej nazwisko, a nie na jego. Zawsze to jeden ślad mniej dla wścibskich dziennikarzy. Miał nadzieję, że o tym wyjeździe wiedzieć będzie tylko jeden przedstawiciel mediów. Chwilę później zaśmiał się krótko - Może kryzys wieku średniego? - wzruszył ramionami - Nie wiem, Panno Roderick. Na pewno nie lubię listopadowej pogody, a do tego może czas coś zmienić? Towarzystwo pięknej kobiety w stroju kąpielowym nad ciepłym, tropikalnym morzem to doskonałe miejsce na start... - a może był to test? Czy kilka dni sam na sam nie sprawi, że będą mieć dość? A może potwierdzi, że warto zaryzykować upublicznienie?
Tymczasem Cooper zdążył tylko trącić kieliszek z martini Love, gdy do ich stolika przypałętała się dwóch mężczyzn, tak między trzydziestką, a czterdziestką. Przedstawiciele mediów, inna stacja.
- Hohoho, Love - zakpił jeden z typków - Nie sądziłem, że ten wasz pożal się boże dyrektor chce za wszelką cenę wejść w dupę konserwatystom i na takich eleganckich wydarzeniach próbuje przekupić senatorów - trudno powiedzieć, czy gość był pijany, czy naćpany, czy to po prostu jego charakter. Lennox pi razy oko go kojarzył. Drugi z przybyłych, który odezwał się po chwili, był mu całkowicie obcy - Dziewczyno, od samego początku Ci mówiłem, że nic nie osiągniesz... - w głosie mężczyzny słychać było wyraźną niechęć do Love na tyle mocną, że facet zignorował całkowicie Lennoxa. Senator zdążył się wyprostować - teraz wyglądał jak człowiek władzy. Zerknął też przelotnie na towarzyszkę - Czy...? - nie dokończył, ale w spojrzeniu mogła wyczytać, że wystarczy jedno jej słowo i pomoże mając w nosie to, że raczej nie powinien się wtrącać.
Love Roderick
*pali mnie wewnętrznie jak to pisze, bo tequila jest cudowna, ale niestety ten zawodnik tego nie podziela
**wyszło stanowczo za długo, ale... samo szło
-
This is my resting Grinch face
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskietyp narracji3os.czas narracjiPrzeszłypostaćautor
- Start… podoba mi się to. I nie mogę się docze… – urwała, ściągając gniewnie brwi, bo nie potrzebowali towarzystwa. Szczególnie takiego towarzystwa.
Automatycznie się wyprostowała (co przy jej wzroście nawet z wysokimi szpilkami, które na sobie miała, nie robiło jakiegoś spektakularnego wrażenia), a w jej spojrzeniu trudno było szukać błysku, który pojawił się, gdy rozmawiali z Cooperem sami. Była… chłodna. Nie, nie profesjonalna. Każda jedna komórka jej ciała ociekała niechęcią względem mężczyzn, którzy znaleźli się przy ich stoliku. Pokręciła lekko głową, zerkając na Lennoxa, dając mu do zrozumienia, że nie ma żadnego powodu by ryzykował. Upiła też niewielki łyk swojego drinka zanim w ogóle się odezwała.
- Moje nic to nadal więcej niż to, co udało się osiągnąć tobie. Ale naprawdę… naprawdę chcecie ciągnąć tą dyskusję? Przerywając nam tą błazenadą? Fantastyczna zawodowa reklama… fantastyczna. Dwóch profesjonalistów się trafiło. – prychnęła, kolejny raz przykładając usta do krawędzi kieliszka z martini, ale nawet na moment nie spuszczając wzroku z mężczyzn. Nie wiedziała czego się spodziewali, ale prawdopodobnie nie tego, bo przynajmniej jeden z nich trochę spuścił z tonu. Mężczyzna, którego Lennox chociaż kojarzył ewidentnie zdał sobie sprawę, że to faktycznie mogło być zawodowe faux pas. Ten drugi natomiast, chyba poczuł się urażony i nie zamierzał dać za wygraną – Wiadomo, Roderick, dużo lepszą zawodową reklamą są cycki. Mało istotne, co mówisz… ani nikt cię nie słucha, ani nie patrzy w oczy. – swoja drogą on teraz też nie patrzył, na co Love zwyczajnie się roześmiała, kręcąc głową, bo ż e n u j ą c e.
- Przepraszam, Senatorze, że musiał być Pan tego świadkiem. Czasami sama się nie dziwię, że unikacie mediów – wróciła spojrzeniem do Lennoxa, mając nadzieję, że rozmowa z tą dwójką została zakończona, że odwrócą się na pięcie i pójdą tam skąd przyszli. Chociaż szło im to umiarkowanie – jakby nie byli przekonani, czy byli w stanie się poddać, czy jednak iść w dalsze personalne wycieczki.
Cooper Lennox
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimkityp narracjiczas narracjipostaćautor
- I co, i myślisz, że poświecisz przed senatorem cyckami i wskoczysz mu do wyra? Przecież wszyscy wiedzą, że jego małżeństwo to kpina! - mężczyzna przeniósł wzrok na Coopera. Facet, z jakiegoś powodu nie tylko miał "przecieki" z domu Lennoxa, ale jeszcze nie zamierzał odpuszczać Roderick. Nawet jego kumpel zaczął interweniować, próbował go uspokoić, że to jest zupełnie niewarte. Lennox żałował, że nie ma tutaj z nim jego ochrony, ale na takie wydarzenia się ich nie zabiera. Upierdliwy gość z mediów, ewidentnie odurzony czymś mocniejszym niż dwa drinki, klepnął nawet "po kumpelsku" Lennoxa. A tego już było za wiele.
- Radzę zrobić w tył zwrot, bo jeżeli powie Pan jeszcze jedno słowo, to resztę swojego zaszczanego życia spędzi na spłacaniu długów za prawnika, który i tak nie uchroni Pana przed odszkodowaniem za zniesławienie - Cooper rzucił chłodno i dobitnie, jedną ręką chwycił nadgarstek nachalnego gościa i ściągając go ze swego barku użył nieco zbyt dużo siły. Nie przewidział jednak, że ów nieznany mu z imienia gość, odwinie się i drugą, wolną ręką, trzaśnie go w twarz. O dziwo, był leworęczny, więc przed oczami Coopera pojawiły się dwa mroczki: Rafał i Marcin*
Love Roderick
*badum tss
-
This is my resting Grinch face
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskietyp narracji3os.czas narracjiPrzeszłypostaćautor
Przeciwko nim. Wiedziała, że plotki w towarzystwie mogły zniszczyć wszystko.
Konflikt eskalował jednak w momencie, gdy ręka młodego dziennikarzyny wylądowała na ramieniu Senatora. Chciała się wtrącić, chciała się odezwać, spojrzała wściekła w kierunku drugiego mężczyzny, żeby jak najszybciej zabrał stąd swojego kumpla, ale…
Nic z tego.
Wstrzymała oddech. Zasłoniła usta dłonią i sparaliżowana wpatrywała się w tą coraz bardziej absurdalną sytuację. Czy właśnie została światkiem bójki? Pijackiej szarpaniny, w której pijana była tylko jedna osoba? Na takich imprezach raczej wszyscy starali się trzymać fason… dużo częściej dochodziło do niechcianego obmacywania, czy niewybrednych komentarzy, ale rękoczyny jednak wzbudzały zbyt duże zainteresowanie. Bo oczywiście, że w tym momencie w ich kierunku spojrzało wiele zaciekawionych twarzy. I jak musiało to wyglądać z ich strony?
Szanowany polityk, dwójka młodych dziennikarzy – jeden zaangażowany w szarpaninę, drugi próbujący go odciągnąć oraz Love… szlag.
Na szczęście na takich imprezach była też ochrona, która od razu zainterweniowała – i od razu było wiadomo, kto w ich oczach był priorytetem. Lennox. Przedstawiciele mediów byli tylko i wyłącznie niechcianym dodatkiem, więc gdy trzech rosłych mężczyzn w ciemnych garniturach do nich podeszło, odciągnęli chłopaków od Senatora, a ostatni z nich z równie nienawistnym spojrzeniem zwrócili się do Roderick – Dla Pani to też koniec przyjęcia, proszę towarzyszyć przyjaciołom w drodze do wyjścia.
- Ja? – spojrzała zaskoczona na ochroniarza – To nie są moi przyjaciele, nie mam z nimi nic wspólnego – próbowała się bronić i protestować, ale momentalnie zrozumiała, że to też mogło odwrócić się przeciwko niej. Wzrok mężczyzny był lodowaty – Naprawdę chce Pani kontynuować to przedstawienie i Pani też mam pomóc? – tak jak tamci pomagali awanturującej się dwójce szarpiąc ich w kierunku wyjścia.
Cooper Lennox
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimkityp narracjiczas narracjipostaćautor
Z tego powodu nie było mowy o próbie zrewanżowania się wyrywnemu dziennikarzynie. Co prawda po tym pierwszym strzale facet chciał wyswobodzić wciąż trzymaną przez Lennoxa rękę, nawet mu się to udało, ale dzięki próbującemu go powstrzymać koledze jedynie szarpnął za poły smokingu senatora. Chyba puściło parę szwów, Lennox zachwiał się, złapał gościa dla utrzymania równowagi, a chwilę potem impreza dobiegła końca. Pojawiła się ochrona. Cooper wsparł dłoń o stolik, dochodził do siebie. Czuł dziwne mrowienie po prawej strony twarzy, zdążył wyłapać jedynie, że trzech ochroniarzy wyprowadza trzy osoby.
- Chwila, moment... - odezwał się i zaraz skrzywił się klnąc. W filmach człowiek dostaje trzy strzały i potem jeszcze jest w stanie zlać pięciu innych gości, tutaj jeden frajerski cios i potrzebował chwili by oswoić się z tym, że twarz nie reaguje tak jak powinna - Ta kobieta została obrażona przez tych dwóch idiotów - miał w nosie, że jako senatorowi nie wypada mu używać publicznie takich zwrotów. Bolała go twarz, z tyłu głowy miał w pamięci to co powiedział ten wyrywny... - Nie widzę powodu, abym spędził tu choćby dwie minuty dłużej, ale to nie znaczy, że wyprowadzicie bogu ducha winną osobę jak pierwszego lepszego zadymiarza - może w obliczu słów, które padły, a które na pewno ktoś usłyszał powinien to olać, ale zawsze będzie mógł zasłonić się przyzwoitością, honorem i tak dalej. Oficjalnie wciąż był człowiekiem z rodziną jak obrazka.
Obok pojawił się organizator gali i zaczął przepraszać. Coopera, ochronie kazał pogonić resztę.
- Daruj sobie John - uciął Lennox - Kończę na dziś, ale lepiej zatrzymaj swoich goryli. Ta dziewczyna jest niczemu winna - powtórzył kwestię, którą wypowiedział do ochrony do ich szefa. Goryle wyprowadzający mężczyzn i kobietę byli już parę metrów od rozmowy, rzeczony organizator też wahał się przez sekundę, ale w końcu Love została puszczona wolno, a "jej" goryl szedł za kumplami. Ten agresywny dziennikarz musiał dostać chyba jakiś dyskretny cios w brzuch bo zrobił się siny i nie w głowie mu było zadymianie.
- Przepraszam najmocniej - Cooper taktownie schylił się przed Roderick starając się bez słów dać jej do zrozumienia, że choć chciałby z nią dalej rozmawiać, to jednak teraz nie jest najlepszy moment. Byli gwiazdami wieczoru.
Chciał się wyprostować, ale zachwiał się na nogach.
Love Roderick