-
Pracuję u brata, a brat za robotą lata.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkisiema/eniutyp narracjikebabowyczas narracjiWojennypostaćautor
Wszedł do swojego samochodu i odjechał z myślą o tym, by znaleźć się jak najszybciej w swoim domu. To jednak nie było mu dane, ponieważ przejeżdżając przy jednej z rzadziej używanych ulic na przedmieściach Toronto, dostrzegł przywiązanego na łańcuchu psa, który wydawał z siebie bliżej nieokreślone dźwięki. Zaniepokoiło go to i mimo całego swojego braku współczucia dla kogokolwiek i czegokolwiek, ostatecznie chciał pomóc psiakowi, co najpewniej było efektem dobrego dnia.
Zaparkował na poboczu i ostrożnie podszedł do zwierzęcia. Kątem oka dostrzegł, że łańcuch dość nieprzyjemnie zawinął się na jednej z łap i najpewniej powodował ból. Cage'owi przypomniało się również, że miał w torbie mięsną przekąskę - chipsy z wołowiny, które czasem podjadał, gdy potrzebował zająć czymś dzioba. Uznał więc, że może tym przekonać psiaka do zaufania mu i po rozerwaniu paczki, szybko przeszedł do rozplątania łapy.
Garrett przyjrzał mu się znowu i dostrzegając, że jest on wychudzony oraz wycieńczony, postanowił zawieźć go gdzieś. Wpierw pomyślał o weterynarzu, jednak nie było go stać na to w tym momencie i też nie wiedział, czy tak wygląda procedura. Bezpieczniejszą opcją wydawało się schronisko. Odwiązał zatem łańcuch i wprowadził czworonoga do swojego samochodu, a następnie udał się do najbliższego schroniska.
Niedługo później był już na miejscu, licząc na to, że zastanie kogoś mimo godzin wieczornych. Uśmiechnął się lekko, gdy pokazał się nie tylko jeden z wolontariuszy, ale również weterynarz. W pierwszym momencie Garrett nie rozpoznał znajomej ze szkoły, ponieważ stała do niego plecami. Dopiero gdy się obróciła, Cage chwile poszukał w pamięci jej danych osobowych i gdy je znalazł, uśmiechnął się pewien siebie, jak to on.
- Erza Scarlet - rzucił głośno, kierując swoje słowa właśnie do weterynarz. - Toronto jest małe - zachichotał lekko i skinieniem głowy przywitał się z koleżanką, z którą może i nie łączyły go zażyłe stosunki w trakcie szkoły, ale którą chociaż pamiętał! No i pamiętał, że nie leciała na niego jak większość jej koleżanek, także to też ją jakoś wyróżniało.
- Znalazłem tego psa przy drodze. Wygląda na wychudzonego, zaplątał też jedną łapę w łańcuch, do którego był przywiązany - wyjaśnił szybko, co się wydarzyło, po czym schował ręce do kieszeni i spojrzał kątem oka na czworonoga, z którym przyjdzie mu się rozstać. Szybko jednak stracił nim zainteresowanie, przenosząc je na Erzę, która wypiękniała przez ten czas.
- Pracujesz tutaj? - pytanie wręcz retoryczne, bo co innego mogło świadczyć o jej obecności tutaj? No ale trzeba było jakoś podtrzymać rozmowę, nie?
Ezra B. Fernandes
-
Czy te święta mogą się już skończyć?
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/hertyp narracjitrzecioosobowyczas narracjiprzeszłypostaćautor
Dla niej był to zwykły dzień w pracy. Czyszczenie boksów, które całe były pokryte kupą. W całym schronisku panowała wszech-panująca psia biegunka. Kiedy jeden z psów zaczął się czuć lepiej, padał kolejny. To doprowadzało ją powoli do szału. Nie do końca wiedziała, w jaki sposób się zachować. Nie była w stanie spać, bo gdy już zasypiała... słyszała o kolejnej kroplówce do podłączenia. Przez ostatnie kilka dni jedyne, co była w stanie zrobić poświęcone było czworonożnym bohaterom.
Tylko wieczny stan alarmowy odbijał się powoli na jej organizmie. Pod jej oczyma pojawiły się wory, a w trakcie pracy chodziła w swoich najgorszych dresach. Najbardziej spranych, których czerń przypominała bardziej szary, a kucyk powoli powodował nadmierny chaos na głowie. Gumka nie trzymała ich tak dobrze, jak powinna być w stanie. Cały organizm dawał jej znać, że czas na odpoczynek. Tylko nie mogła sobie na to pozwolić. Zbyt wiele mogłoby się zadziać. Wystarczyło jedno przymknięcie oczu, jeden łyk kawy bez pośpiechy i psy biły na alarm.
Nawet siedząc we własnym gabinecie czuła wieczny przepływ adrenaliny. Powodował już u niej powoli ból głowy. Coraz bardziej jej doskwierał, aż zobaczyła go. Garretta z psem. Zamrugała oczami kilka razy ze zaskoczenia. Go się tutaj nie spodziewała. Nawet za bardzo nie podejrzewałaby go o posiadanie serca. Kojarzyła go ze szkoły, zresztą trudno by tak nie było, wielki łamacz serc, wielkie nadzieje i równie wielka porażka po kontuzji.
— Znowu nazywasz mnie jak postać z anime? Wystarczyło cześć — westchnęła zmęczonym tonem Erza. Obejrzała to anime. Tylko przez to że niektórzy porównywali ją do tej postaci, zmusiła się do obejrzenia mongolskiej kolorowanki. Nie widziała żadnych powiązań poza imieniem —zdecydowanie za duże, jak na jedno schronisko — za małe, za mało personelu. Wszystko było nie tak. Jakby chociaż było więcej ludzi do pracy, byłaby w stanie to bardziej przeżyć, a tak?
Wzięła psiaka i zaczęła mu się przyglądać. Wychudzony, ale bez pcheł. Pierwszy plus już miał. Spojrzała kątem oka na tę biedną łapę.
— Nie spodziewałam się, że masz serce — stwierdziła całkiem wprost Fernandes. Nie owijała nigdy w bawełnę. Miała utarte zdanie na temat mężczyzny i szczerze wątpiła, by się zmieniło od czasu liceum — zajmę się nim. Chcesz być informowany o jego dalszych losach? — spytała, unosząc jedną ze swoich brwi dość wysoko. Co mogłaby mu więcej powiedzieć? Miała pacjenta na stole, a on nie wydawał się być zainteresowany jego losem.
— Tak — kiwnęła głową. Chociaż czy ktoś spodziewałby się jej w innym miejscu? Do schroniska chodziła jeszcze za czasów liceum i organizowała pewnie dla niego zbiórki. Wielkie zmiany wydawały się być początkiem wszystkiego w jej życiu — a ty... co robisz? — spytała, czując potrzebę... zagadania? Nie do końca to czuła, ale chyba powinna? Skoro już tu się pojawił i jeszcze nie wyszedł.
-
Pracuję u brata, a brat za robotą lata.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkisiema/eniutyp narracjikebabowyczas narracjiWojennypostaćautor
Wzruszył ramionami na przywitanie.
- Nie moja wina, że rodzice ci takie imię wybrali - zachichotał lekko. Dawno temu miał epizod, że oglądał jakieś tam animce i jakież było jego zdziwienie, gdy okazało się, że chodzi do szkoły z Erzą Fernandes, która zarówno imię i nazwisko miała jak dwie postacie z tej animacji, które w dodatku fabularnie miały się ku sobie. Czy to był przypadek?
Uśmiechnął się krzywo na jej komentarz, który poza trafnością dał mu jeszcze inny znak - Fernandes była zmęczona, ewentualnie może sfrustrowana. Pomyślał nawet, że mogło się to wiązać z jego obecnością w tym miejscu i faktem, że nie chciała widzieć żadnej mordy z przeszłości teraz, ale mieli co mieli.
Skrzyżował ręce na klatce piersiowej i przechylił lekko głowę, spoglądając na rudą.
- Raz do roku nawet zwierzęta przemówią ludzkim głosem - zachichotał, drwiąc sobie z samego siebie, bo choć wiele się zmieniło w jego życiu i charakterze, tak pewne cechy z liceum mu pozostały.
Pokiwał przecząco głową na jej następne pytanie.
- Nie chcę. Wierzę, że się nim dobrze zajmiecie - dalsze losy psa średnio go interesowały, głównie ze względu na brak jakiejś specjalnej więzi ze zwierzętami. Nie był ich przeciwnikiem, ale w jego domu nie praktykowano zbyt mocno miłości do innych gatunków, toteż nigdy nie czuł potrzeby posiadania psa, kota, kraba czy innego zwierzaka.
Pozytywnie zaskoczyło go to, że Erza nie rzuciła się w wir pracy i postanowiła przeciągnąć trochę rozmowę, odwdzięczając się podobnym pytaniem. To było dla niego wystarczające, by zaangażować się w nią znacznie bardziej i znów zlustrować rudą wzrokiem.
- Szukam siebie obecnie - rzucił dość enigmatycznie. - Na razie pracuję w koncernie Ferguson jako facet od marketingu. Ale to tymczasowe, docelowo chcę się zakręcić gdzieś wokół koszykówki - przypomniał jej o swojej największej miłości. - Niestety kontuzje przekreśliły moją karierę... - dodał już nieco mniej energicznie, streszczając jej ostatnie kilka lat swoich zmagań, by miała w ogóle pojęcie, na czym teraz Cage stoi.
- Mógłbym opowiedzieć trochę więcej, gdybyś chciała... - rzucił niepewnie. - Dasz się wyciągnąć na kawę? - spytał wprost, jednak nie było w tym tej charakterystycznej dla niego, niemal aroganckiej maniery. Było to uprzejme oraz przede wszystkim szczere. Bo z jakiegoś powodu chciał z nią pójść na tą kawę i liczył na to, że Erza się zgodzi.
Erza B. Fernandes
-
Czy te święta mogą się już skończyć?
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/hertyp narracjitrzecioosobowyczas narracjiprzeszłypostaćautor
Uniosła wysoko swoje brwi. Kiedyś to imię się jej jeszcze podobało, czuła w nim coś niezwykłego. W końcu nie posiadało ono konkretnych korzeni, a wymyślone zostało przez jej ojca. Pomylił się w trakcie wypełniania aktu urodzenia. Był tak szczęśliwy, że tego nie zauważył. Dopiero matka Fernandes zwróciła uwagę na literówkę, ale... spodobało się jej to. Dlatego już tak zostało i nic nie miało się zmieniać. Tak po prostu już miało być.
— Nie moja wina, że kolorujesz mongolskie kolorowanki dalej — stwierdziła finalnie ruda, kręcąc głową. Nie lubiła tego porównania, zwłaszcza gdy... widziała te dziwne gify, a później dowiedziała się, że w jednym arcu jej imienniczka była biczowana na goły tyłek. Tego zdecydowanie nie chciała czytać, nie chciała tego oglądać, a nabijanie się z jej imienia powodowało nieprzyjemne dreszcze, od których po prostu chciała uciec.
Może dlatego tak bardzo obecność Garretta była jej nie na rękę? Denerwował ją, sypiał z dużą liczbą dziewczyn i jej to dalej przeszkadzało. Szczerze. Wolała unikać tego rodzaju facetów, zresztą Cage jedyne co miał w głowie to piłkę od koszykówki.
— Ja żadnych rozmów z nimi nie przeprowadzam — a była tu każdego dnia w roku, wolne też się w to wliczało — nawet w wigilię — a jednak z Garrettem rozmawiała. Może był to pewien dzień dobroci dla zwierząt. Trochę podbił własną sympatię, gdy przyprowadził tutaj psiaka. Takie akt dobroci aż spowodował, że zaczęła w końcu widzieć w nim człowieka.
Przechyliła nieznacznie głowę, słysząc jego odpowiedź. Widocznie się myliła i serca nie miał.
— Na pewno? — dopytała, unosząc jedną z brwi do góry. Ona wręcz musiała dbać o każdego zwierzaka, nieważne co by się działo. Nabrała powietrza do płuc i aż zaczęła się zastanawiać, co powinna mu powiedzieć — niektórzy chcą wiedzieć, że... po prostu zwierzak żyje i nic mu nie jest — ludzki odruch po badaniu. Widocznie ludzkich odruchów Garrett nie miał. Choć czy powinna oceniać go tak krytycznie... skoro przyniósł tu zwierzaka?
Kolejne słowa Cage były tym, czego się spodziewała. Erza dalej trzymała kontakt z niektórymi dziewczynami z liceum, a jego sprawa okazała się... dosyć dużym plotkarskim magnesem. Nie dało się tego ukryć pod żadnym pozorem.
— Oh... rozumiem — przynajmniej bezrobotny teraz nie był, szukajmy plusów — wiem, słyszałam — stwierdziła dość krótko, bo wszystko najważniejsze wydawała się wiedzieć — przykro mi — dodała finalnie, bo choć trzymała się od Garretta na dystans, to miała serce. Zdawała sobie sprawę, jak wielką sprawą była dla niego koszykówka.
— Nie wiem, czy znajdę czas... — zaczęła finalnie Celeste, podnosząc wzrok. Głaskała powoli pieska po głowie, próbując dać mu, choć odrobinę czułości. Sama nie wiedziała, dlaczego powiedziała kolejne słowa — ale dam. Poczekaj — przez moment zniknęła za drzwiami, a gdy wróciła, podała Garrettowi zieloną kartkę — masz moją wizytówkę z prywatnym numerem. Spróbujemy się zgrać — zaproponowała, unosząc jeden kącik ust ku górze. Ton głosu delikatnie zmieniony spowodował, że zobaczyła w nim człowieka.
-
Pracuję u brata, a brat za robotą lata.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkisiema/eniutyp narracjikebabowyczas narracjiWojennypostaćautor
- Widzę charakterek ci nie zniknął, to dobrze - zachichotał lekko, nie mając problemu z tym, że ruda często potrafiła dodać swoje trzy grosze i rzadko kiedy pozwalała na to, by jakiekolwiek zdanie poza tym jej było ostatnie.
Wzruszył ramionami, gdy okazało się, że osoba pracująca na co dzień ze zwierzętami, nigdy nie dostąpiła zaszczytu wigilijnej rozmowy z jakimkolwiek przedstawicielem innego gatunku.
- To współczuję, mam nadzieję, że kiedyś ci się to uda - trochę zadrwił z niej, ale była to bardziej forma zgrywy, personalizowanego żartu, aniżeli rzeczywista chęć podrażnienia jej. Stąpał jednak po cienkim lodzie, ponieważ widać było bo Fernandes zmęczenie i mogła być tym samym bardziej podatna na poddymianie, zupełnie jakby czytała te same żarty na chatboxie od kilkunastu dni.
Zastanowił się chwilę i przytaknął.
- Niech będzie - nie był empatą, więc los psa nie do końca go interesował. Niemniej jednak to wcale też nie było tak, że tego serca nie miał i jeśli nie zmieni to za bardzo jego życia, a jedynie zostanie poinformowany, że psiak ma się dobrze, to godzi się na tego typu kontakt.
Uśmiechnął się krzywo, ponieważ temat koszykarskiej kariery cały czas był świeżą raną. Normalnie mógłby próbować jeszcze zakotwiczyć gdzieś w Azji czy nawet w Europie i spróbować się odbudować, tym bardziej, że od kilku lat kontuzje go omijały, jednak z jakiegoś powodu tego nie robił. Trochę z braku wiary w siebie, a trochę też ze strachu, że gdy kolejny raz mu nie wyjdzie, może posunąć się do czegoś nieodpowiedzialnego i tym razem nie będą to wyłącznie narkotyki.
Mina zrzedła mu, kiedy ruda zastosowała typowy chwyt do wymigania się od kawy, jednak zaraz na twarz wstąpił uśmiech, gdy narodziła się jakaś nadzieja. Przechwycił od niej wizytówkę i zerknął tylko na nią, upewniając się, że jest tam numer do niej.
Pomachał nią dwukrotnie, obijając ją o fragment drugiej dłoni i parsknął pod nosem.
- Z reguły dłużej zajmuje mi zdobycie numeru ładnej dziewczyny - zachichotał lekko i zerknął na jednego z pracowników schroniska, który gdzieś się tam krzątał za Erzą.
Ponownie wrócił spojrzeniem do rudej i na jej uśmiech odparł podobnym, subtelnym uśmiechem.
- Grałem jako rozgrywający. Zgranie to moja specjalność - poruszył wymownie brwiami i uśmiechnął się jeszcze szerzej, ale również i pewniej. Zgoda na kawę i jej spojrzenie było dla niego oczywistym dowodem, że gdzieś tam się jej spodobał i chciała się przekonać, z kim ma do czynienia. Nie pozostało mu więc nic innego jak schować wizytówkę do kieszeni i zaplanować, kiedy do niej zadzwoni. A zamierzał dość szybko, bo... wizja spotkania z Erzą go podekscytowała.
Im dłużej na nią patrzył, tym bardziej nie mógł odpędzić od siebie myśli, że Fernandes wypiękniała i tak jak w liceum była uznawana za po prostu ładną, tak teraz... hotówa jakich mało!
Erza B. Fernandes
-
Czy te święta mogą się już skończyć?
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/hertyp narracjitrzecioosobowyczas narracjiprzeszłypostaćautor
Czy ona oceniała jego skośnookie przeboje? Może odrobinę. Sama w ogóle nie przejmowała tym, co siedziało w jego głowie. Był dla niej niezbyt interesującą osobą? Umówmy się, koszykarze i sportowcy nigdy nie wydawali się być w kręgu jej zainteresowań. Po prostu mieli w głowie jedno, piłkę. Ewentualnie cycki, które upodobniali do piłeczek antystresowych. Stąd bardziej kojarzyła Garretta, mogła go lubić, ale nigdy nie wzbudzał w niej przesadnej sympatii. Na pewno nie takiej, że staniki i majtki same leciały na jego widok, nawet jeśli był przystojny. Tego nie mogła mu odebrać.
Uważaj, następnym razem jak mi coś się nie spodoba, dostaniesz palcem między żebra — odparła, wywracając oczyma. Czy Erza była agresywna? Może momentami. Zwłaszcza gdy nie widziała innej opcji. Nie przepadała za przesadnym droczeniem i ciągnięciem jej za warkocze. Z liceum już dawno wyrośli, a ona pragnęła odetchnąć pełną piersią, skupić się przede wszystkim na pracy. Słowne przepychanki już dawno się jej znudziły.
Może siedziała na chatcie? Albo zwyczajnie humor nie zmienił mu się od liceum, a na niej nie robił już jakiegokolwiek wrażenia. Pewne żarty wypowiedziane kilka razy przestawały być zabawne. Tak po prostu. Zaśmiałaby się z tej przepychanki, gdyby się jej podobał. Chwilowo widziała sportowca, na którego nie powinna, aż tak mocno zwracać uwagi. W końcu czy różnił się czymś od liceum? Zdecydowanie, złamanymi ambicjami.
Wywróciła oczami. Niech będzie? Pierwszy minus zanotowany, dodatkowo tak oficjalnie. Westchnęła cicho pod nosem. Nie każdy posiadał tak rozbudowaną empatię do zwierząt jak ona... albo po prostu liczyła zobaczyć jakiekolwiek jego uczucia nieskierowane do piłki od kosza? Byłoby to całkiem przemiłą odmianą.
Czy czuła satysfakcję, widząc jego minę? Może odrobinę. Uniosła delikatnie kąciki ust, czując, jakby właśnie coś wygrała. Nie liczyła zresztą na randkę, nawet by o tym nie myślała, bardziej miało to być swego rodzaju nadrobienie zaległości.
— Jesteś pewien, że to mój numer? — spytała, unosząc jedną brew. Blefowała, był jej, ale nie chciała mu dawać satysfakcji. Czuła, jakby właśnie coś ją ukuło. Nazwał ją ładną, ale tyle mu nie zajęło czasu zdobywanie numeru? Aż westchnęła zrezygnowana. Nic się nie zmienił. Podobnie z kolejnym tekstem aż wywróciła teatralnie oczyma.
— No to spróbuj zgrać — odparła, a na jej twarzy wymalował się uśmiech. Pro-wo-ko-wa-ła go. Zaczęła się zastanawiać, czy do tego spotkania faktycznie powinno dojść. Denerwował ją swoją zbytnią pewnością siebie.