
– Dlaczego akurat straż pożarna, panie Everhart? Nazwisko brzmi znajomo... Czyżby presja rodziny?
- Nie presja. Powołanie. I nie przymus. Jeśli już, to zwyczajne przyzwyczajenie.
Nie znałem życia bez ognia. Ojciec sprowadzał płomienie z pracy, w opowieściach, w zmęczonym spojrzeniu i odciskach na kłykciach. Służyli wszyscy jego bracia, jego ojciec, i ojciec jego ojca. W dzieciństwie nikt mnie nawet nie pytał kim chcę zostać, gdy dorosnę - jakby w naszej rzeczywistości naprawdę nie było innej drogi niż ta usłana iskrami i popiołem.
- Odniósł pan sporo sukcesów w programie treningowym, ale widzę w notatkach, że ma pan "tendencję do przejmowania odpowiedzialności". To prawda?
- Skoro tak napisano, to najwyraźniej coś musi w tym być. Jeszcze nie nauczyłem się funkcjonować inaczej. Jeśli coś robię, robię to całym sobą. A jeśli widzę, że ktoś nie daje rady... Nie potrafię nie przejąć choć odrobiny jego ciężaru na siebie.
Matka zawsze była w jego cieniu. Nigdy nie wydawała mi się nieszczęśliwa, tylko trochę jakby... niewidzialna. On przynosił do domu pieniądze i prestiż; znała go cała ulica, nie było dnia, żeby ktoś mu za coś nie dziękował. Ona zajmowała się całą resztą - zażegnywaniem kryzysów, ścieraniem kurzu z blatów, i łez z dziecięcych policzków; jakimś cudem zawsze utrzymywała równowagę, o którą ciężko z czworgiem potomstwa, i strachem przed utratą męża nieustannie kryjącym się gdzieś w didaskaliach codzienności. Nie potrafię stwierdzić, czy byliśmy blisko, choć w domu nigdy nie brakowało ciepła. Miłość okazywało się u nas pragmatycznie, a lęk - wcale.
– Czego się pan boi?
– No, z pewnością nie ognia (śmiech). Ogień jest przewidywalny. Ludzie nie. Najbardziej boję się zawieść.
– Kogo?
–
Podstawówkę zaliczyłem głównie na ładny uśmiech i za sprawą braterskiej reputacji. Wysoki jak na swój wiek, ale jednocześnie chudszy niż większość moich rówieśników, skrzydła rozwinąłem tak naprawdę dopiero w liceum. Zawsze miałem szybki, głośny umysł, który uciszyć pozwalał mi wyłącznie ruch fizyczny (o dziwo, nie seks i alkohol, które wydawały się tak bardzo skuteczne dla większości moich szkolnych przyjaciół) i klarowny cel, utrzymujący mnie na właściwej ścieżce. Wtedy nigdy bym nie przyznał, jak bardzo zależało mi na rodzicielskiej dumie. Teraz zdaję sobie sprawę, że to pragnienie nieomal odebrało mi życie.
– Jak pan radzi sobie z błędami?
– Liczę je, zapamiętuję. Próbuję się na nich uczyć. Wiem, że każdy je czasem robi. Ja tylko się staram, żeby przynajmniej nie popełniać dwa razy tego samego.
Dostanie się do programu treningowego, a potem szkoły pożarniczej nie było dla mnie trudne - w końcu, w porównaniu do innych kandydatów, przygotowywałem się do tego niemal od urodzenia. W akademiku znalazłem zupełnie nowy spokój - nie tylko z dala od domu, ale też wśród stu innych mężczyzn. To nie był pierwszy raz gdy zauważyłem, jak trudno jest mi czasem odwrócić wzrok; jak ich sylwetki zostają pod moimi powiekami na długo po zakończeniu dnia; jak lgnę do ciał tak podobnych do mojego własnego, kanciastych i prostych tam, gdzie ciała dziewcząt zawsze zdawały mi się jakby za miękkie, za krągłe.
Nie musiałem się kryć przede wszystkim dlatego, że akurat mnie - pierwszego na roku, zawsze w centrum dziewczęcego zainteresowania - nikt nie okleiłby pejoratywną w pożarniczym środowisku łatką. Nawet ja sam, sny pełne męskich dłoni każdego dnia zostawiając pod poduszką.
2022, Dowództwo OSP, Toronto / Jednostka Miejska. (12-07-2022/RESTRICTED.)
Zdarzenie: pożar budynku wolnostojącego, jednorodzinnego
Lokalizacja: The Kingsway, 36 Princeton Road
Godzina zgłoszenia: 01:14
Zespół: 4 zastępy
Pierwszy na miejscu: 17B
Ciąg wydarzeń:
01:18:45,
Strażacy Everhart i Williams (jednostka B17) wchodzą do budynku w celu przeszukania parteru. Obiekt objęty intensywnym zadymieniem. Temperatura przewyższa 600°C. Widoczność minimalna.
01:20:01
Everhart odnajduje jednego mężczyznę (wiek ok. 20–25 lat). Stan: przytomny, zdezorientowany, pozbawiony możliwości samodzielnego opuszczenia miejsca zdarzenia. Everhart transportuje poszkodowanego na zewnątrz.
Był lżejszy, niż się wydawał. Przerażony jak zwierzę we wnykach. Pachniał drogimi perfumami, popiołem i śmiercią. Nie pytał o siebie; na rozbełkotanych w lęku wargach miał tylko czyjeś imię, zapętlone samo w sobie jak mantra. Pamiętam uścisk jego palców, nawet przez uniform palący jak piętno. Dym buchający w niebo czarne jak atrament.
01:21:56
Everhart, Williams i Pike wracają do środka po drugiego poszkodowanego (wersje świadków rozbieżne).
01:23:33
Strop piętra ulega zawaleniu. Tracimy kontakt radiowy z Everhartem. Williams opuszcza budynek. Pike i Everhart zostają w środku.
Nie pamiętam żadnego dźwięku. Tylko światło, zanim zgasło kompletnie. I - niedorzecznie, bezsensownie - przeszywające zimno. Kto by pomyślał, że w piekle panować może taki chłód.
01:28:01
Pike zostaje wydobyty o 01:26:00. Strażak Everhart pozostaje w budynku przez kolejne dwie minuty. Po wydobyciu: stan ciężki. Uraz wielonarządowy organów wewnętrznych i kończyny dolnej; oparzenia II–III stopnia.
Poszkodowany, którego Everhart wyniósł jako pierwszego — przeżył.
Drugi poszkodowany — zgon na miejscu.
Pozostali poszkodowani opuścili miejsce zdarzenia z niewielkimi obrażeniami.
Cztery dni nicości i cztery tygodnie wyparcia. Żywiono mnie przez sztywną rurkę wpełzającą w moje nozdrza jak bluszcz. Zabroniono mi mówić. Zabroniono mi patrzeć. Kiedy wreszcie wstałem, koślawo wsparty o kule, powiedziano mi, że potrzebuję czasu. Że czas zawsze leczy rany. Nikt nie pomyślał tylko, że nie da się uleczyć tego, co kiedyś było, a potem zwyczajnie przestało istnieć.
Listopad 2025, Toronto
Od: Dr Samuel L. Whitcombe <s.whitcombe@utoronto.ca>
Do: Oleander Everhart <o.everhart@mail.utoronto.ca>
Temat: W sprawie ostatniego eseju + krótka uwaga organizacyjna
Szanowny Panie Everhart,
Przejrzałem Pańską ostatnią pracę — dziękuję za terminowe przesłanie.
Analiza jest rzetelna, a sposób, w jaki łączy Pan teorię z praktyką, szczególnie w sekcji dotyczącej stresu pourazowego, zwrócił moją uwagę na Pańską wyjątkową wrażliwość kliniczną.
Muszę przyznać, że w Pańskiej pracy jest coś, czego nie widuję często u studentów na tym etapie edukacji: pewien rodzaj szczerości bez ekshibicjonizmu i precyzyjna empatia, która nie stara się nikogo wybielać, a jednocześnie nikogo nie potępia.
Ma Pan rzadką zdolność dostrzegania niuansów — nie tylko w opisywanych przypadkach, lecz również w sposobie, w jaki pisze Pan o mechanizmach obronnych czy o granicach psychologicznych. To umiejętność, którą zwykle rozwija się dopiero po latach praktyki.
Pozwolę sobie jednak na drobną uwagę techniczno-organizacyjną: w systemie widzę, że wszystkie prace przesyła Pan między 02:00 a 04:00.
Nie jest to oczywiście złamanie regulaminu, jednak chciałbym przypomnieć, że zawód, do którego się Pan przygotowuje, wymaga również dbałości o własną higienę psychiczną i stabilny rytm dobowy.
Proszę potraktować tę uwagę nie jako naganę, lecz jako zachętę — być może warto spróbować odciążyć swoje noce, nawet minimalnie.
Jeśli potrzebuje Pan dodatkowych materiałów, konsultacji lub omówienia tematu, proszę dać znać. Zawsze możemy znaleźć spokojniejszy rytm pracy.
Z wyrazami szacunku,
Samuel L. Whitcombe (he/him) PhD, C.Psych.
Senior Lecturer & Clinical Supervisor
Registered Clinical Psychologist (Ontario)
Department of Psychological Clinical Science
University of Toronto – St. George Campus
Affiliated Researcher, Centre for Trauma Studies
- Uwielbia ciepłe światło lamp i świec, im bardziej rozproszone, tym lepiej. Nienawidzi natomiast chłodu jarzeniówek, które chyba już do końca życia kojarzyć mu się będą tylko i wyłącznie ze szpitalem.
- Nie pali (i nigdy nie palił), i bardzo rzadko pije alkohol mocniejszy niż wino. Nie dlatego, że mu nie wolno, ale ponieważ pod jego wpływem w snach odwiedzają go osoby, których nie uratował.
- Kiedy się śmieje, robi to całym sobą. Gdy kogoś lubi, zawsze patrzy na tę osobę o ułamek sekundy za długo. Potrafi dotrzymywać sekretów. Lubi ciszę, zwłaszcza nocą, i głębokie rozmowy prowadzone szeptem.
- W intymności jest ostrożny, czuły, ale jednocześnie ma w sobie intensywność, która czasem przeradza się w porywczość, jak żar kryjący się pod popiołem.
- Zawsze chciał mieć psa, ale nigdy nie miał na to albo czasu, albo pieniędzy, albo przestrzeni (a najczęściej wszystkiego na raz). Od niedawna coraz poważniej nosi się jednak z myślą o zaadoptowaniu czworonoga.
- Dobrze radzi sobie z chłodem, i może nie przez cały dzień, ale nie potrafi funkcjonować niewyspany - osiem godzin snu to jego absolutne minimum, nie gardzi drzemkami, a gdy czuje się przy kimś bezpieczny, jest w stanie zasnąć w ciągu kilku sekund. I to nawet na siedząco.
- Kieszenie jego znoszonej, skórzanej kurtki to prawdziwa kopalnia skarbów. Znajdziesz w niej wszystko, poczynając od różowej spinki do włosów po siostrze, przez zbiór starych paragonów i cętkowany kamyk na szczęście, aż po dwa blistry paracetamolu i gumkę noszoną przy sobie na wszelki wypadek.
- Ma zwyczaj mówienia do siebie, zwłaszcza gdy jest smutny, albo przestraszony. Nauczył się tego jeszcze w dzieciństwie, i choć w okresie nastoletnim strasznie się tego nawyku wstydził, teraz zaczyna go powoli akceptować.
