-
Grinch
nieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkityp narracjityp narracjiczas narracji-postaćautor
Praca w Emptiness nigdy nie była spełnieniem marzeń. Chociaż Carter nie należała do osób, które by takowe posiadały. Żyła z dnia na dzień, nie licząc się w jakikolwiek sposób z porą roku. W ciągu nocy pracowała, zaś całymi dniami spała. Całość była przepełniona kortyzolowym oraz adrenalinowym stymulatorem. Wiecznie pobudzona, cały czas chodząca ze zbyt wielkimi źrenicami. Poszukiwała od życia czegoś więcej niż zwykłej przygody. Potrzebowała czuć na ciele niebezpieczeństwo. Ten przyjemny dreszcz, który nie odpuszczał ani za pierwszym, ani za drugim razem. Ten rozchodzący się w najbardziej uzależniający sposób po całym ciele, powodując przy tym uzależnienie.
Właśnie z tego powodu trafiała tu co noc. Poczucie euforii, gdy najbardziej niebezpieczne osoby spoglądają na Ciebie z pożądaniem. Niebezpieczeństwa, kiedy w trakcie godzin pracy rozpoczyna się bójka na tyłach lokalu, lub kolejny trup jest wyciągany z pomieszczenia. Choć Cyra dużo nie mówiła, to dużo obserwowała. Spoglądała ciemnymi oczami na wszystko, co działo się dookoła, a uszami skupiała się na przedziwnych rozmowach. Uwielbiała te chwili występów w trakcie, których wszyscy przestawali zwracać na nią uwagę. Mogła usłyszeć to, czego nie powinna, a szef doskonale nauczył ją jeszcze jednego. Za informacje się płaci. Zasób klientów był raczej czymś stałym. Nie każdy był kimś na kogo warto było zwrócić uwagę.
Tak jeden z gości zwrócił. Nie widziała codziennie mężczyzny, spoglądającego z ciekawością. Większość bawiła się na parkiecie w rytm zapierających dech rytmów. Tak, jakby jutra miało nie być. Za to on był inny. Tacy ludzie byli prawdziwym zwiastunem kłopotów i w ten sposób spoglądała na niego Cyra. Sama nie wiedziała, co ją podkusiło, że z wygodnej loży, od znanych klientów, ruszyła w jego stronę. Spowodował, że narodziła się u niej wewnętrzna ciekawość, którą chciała zaspokoić.
— Mogę w czymś pomóc, czy stoisz tak by patrzeć laskom na dupę? — spytała butnym tonem, unosząc jedną ze swoich brwi dość wysoko.
-
a fresh new scar upon his cheek but 'oh, the victory' he'll speak
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracjizależyczas narracjiprzeszłypostaćautor
Emptiness należało do miejsc, które przypominały mu o tym, dlaczego przestał wierzyć w porządek. Zbyt wiele bodźców, zbyt mało sensu. Tłum ludzi próbujących oszukać samych siebie, udając, że panują nad własnym życiem, podczas gdy w rzeczywistości są tu tylko po to, by coś zagłuszyć. Albo coś zastąpić. Jedno z dwóch, niewiele lepsze jedno od drugiego.
Vayne stał przy barierce, na uboczu klubu, jakby był z innej bajki niż cała ta ciężka, neonowa, pachnąca seksem estetyka. Obserwował przestrzeń nie po to, by nacieszyć oko. Nie szukał tu zabawy. Szukał informacji. Zlecenie śmierdziało już z daleka, a on od dawna działał według zasady, że jeśli coś cuchnie, to pewnie dlatego, że ktoś zakopał to zbyt płytko pod ziemią.
A potem pojawiła się o n a.
Nie miał w zwyczaju reagować. Ludzie często podchodzili. Z ciekawości, nudy albo głupoty, bo im się jego gęba nie spodobała i… zwykle odchodzili szybciej, niż zdążyli zadać pytanie. Ruan nigdy nie musiał nic mówić, aby odepchnąć. Wystarczało spojrzenie, którym nauczył się operować przez lata pracy z przestępcami. To dało mu wiedzę, jaki rodzaj spokoju naprawdę potrafił odstraszyć.
Gdy zatrzymała się przed nim i rzuciła swoim, poczuł w sobie coś w rodzaju rozbawienia, surowego jego odcienia. Powoli zerknął na nią z ukosa, pozwalając sobie na chłodne, oceniające spojrzenie. Nie taksował jej wzrokiem. Musnął tylko jej sylwetkę, chcąc ją zapamiętać. Jak każdy element tego całego anturażu, w którym się znajdowali.
Wypuścił dym nikotynowy przez nos pozwalając rubasznemu półuśmiechowi grać swoją rolę w kąciku jego warg.
– Gdybym był tu dla dup – zaczął spokojnym, niskim tonem, wsuwając papierosa między spierzchnięte wargi — to właśnie przeżywałbym srogie rozczarowanie tym, że akurat twoja postanowiła pokazać mi się od tej mniej reprezentacyjnej strony — dokończył, ściskając między wargami peta, wciąż z tym niesłodkim grymasem na półgębie.
Odwrócił się jednak, opierając plecami o poręcz barierki. Ramiona skrzyżował na torsie, dość bezwiednie zamykając się. Raz kolejny pociągnął po niej spojrzeniem, tym razem uważniej, niż pierwotnie. Pozwolił, by dym z papierosa wtargnął do jego płuc, a potem wymknął się leniwie przez jego nozdrza.
– Przerwa w pracy? – zapytał, ton jednak mając taki, jakby nie do końca go obchodziła odpowiedź. Zdecydował, że skoro już się tu pojawiła to, choć nie wierzył w przypadek, wykorzysta tę szansę i wypyta ją o kilka rzeczy. Przede wszystkim – upewnić się, jaki był jej cel, aby być tutaj. Pracownica byłaby mu bardziej przydatna.
Sięgnął do kieszeni kurtki, wyciągając paczkę papierosów. Przekręcił ją w dłoni, chwilę tylko zastanawiając się, czy w ogóle było warto, po czym otworzył pudełko i wysunął jednego z petów w jej stronę.
– Palisz?
-
Grinch
nieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkityp narracjityp narracjiczas narracji-postaćautor
Czuła na sobie jego spojrzenie. Było inne niż typowego napaleńca w Emptiness, szukającego rozrywki. Bardziej chłodne, poważne. Tego typu spojrzenie dostawała od dealerów, ludzi zachłyśniętych półświatkiem, a nie od zwyczajnego człowieka. Zaintrygował ją. Nieważne, co by jej teraz powiedział, miał jej zainteresowanie. Ten ciekawski wzrok zawisł na nim. Uniosła powoli głowę, by wbić w niego dość ostry wzrok. Westchnęła ciężko, czując dym. Nienawidziła tego uczucia. Mogła palić szluga jednego, za drugim, ale w takich momentach wydawała się być skonsternowana, a dym drażnił jej nos.
— Gdybyś był tu dla dup — odparła spokojnym tonem z lekko zakwaszoną miną. W pracy nie była przyzwyczajona do krytyki. Mogła być wyzywana od szmat, suk, czy jakichkolwiek gorszących epitetów, ale ze ust mężczyzn zawsze brzmiały dla niej jak najlepsza nagroda pod słońcem. W środku biły się dwa wilki. Jeden z nich chciał spoliczkować obcego, a drugi ciągnąć z nim rozmowę. Zdecydowała się na jedno — to przeżywałbyś euforię, ale patrząc na twój ryj, żadna nawet by Cię nie zechciała — dodała finalnie, wywracając teatralnie oczyma — taki wielki, a głupotą gorszy od buta — one przynajmniej służyły do czegoś sensownego. Za to jego obecność powodowała u niej dyskomfort. Uniosła delikatnie brodę ku górze, by dodać sobie pewności. Nawet w tych cholernie wysokich szpilkach musiała zadzierać głowę, aby wbić spojrzenie prosto w jego oczy. Próbowała z nich odgadnąć, co dokładnie siedziało mu w głowie.
— Skąd pomysł, że tu pracuje? — spytała chłodnym tonem, zakładając rękę na rękę. Wewnętrznie się spięła, czując się obserwowana. Szefa nie było, a przez jego nieobecność zadziwiająco nic się nie działo. Widocznie w takim miejscu jak to nigdy nie mogło być za spokojnie. Jakby ściągało wszystkie kłopoty, a ten prozaiczny klub stał się centrum apokalipsy — obserwowałeś mnie? Co kutas już Ci stanął, czy co? — stalker. Aż zastanawiała się, czy powinna ruszyć po jednego z dryblasów, by go wynieśli. Tylko na takich jak on zarabiała na życie. Mogła przecież odejść, a mimo to dalej stała. Czując, jakby wciągał ją w prawdziwe kłopoty, których wolałaby uniknąć.
— Tak — wyciągnęła z paczki jednego papierosa i włożyła go sobie do ust. Czekała na zapalniczkę, aż jej ją poda, albo sama go sobie odpali. Dopiero później otaksowała go wzrokiem. Nie był taki zły jak na starucha. Momentami przypominał jej szefa, ale nie miał w sobie za grosz latynoskiej energii, bardziej coś w rodzaju pociągającej adrenaliny — czy jaranie szlugów spowodowało impotencje? — spytała wprost, kiedy wypuściła pierwszą chmurę dymu ze swoich ust. Zawiesiła na nim spojrzenie. Testowała go, a niebezpieczeństwo i prowokacja były jej ulubionymi emocjami.
-
a fresh new scar upon his cheek but 'oh, the victory' he'll speak
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracjizależyczas narracjiprzeszłypostaćautor
Uniósł lekko brew, kiedy mówiła o jego, jak to określiła, ryju. Nie było w tym, jak zareagował, rozbawienia, bardziej odnotowanie kolejnego faktu o jej osobie. Jej potrzeba dominowania była wręcz namacalna. Był dobry w czytaniu ludzi, bo musiał być. W jego zawodzie nieuwaga kosztowała drogo. Gdyby nie był czujny, byłby albo martwy albo w innej rzeczywistości, beztrosko wypiekając chleb.
– Na całe szczęście tych dup, ich robotą nie jest patrzenie na mój ryj, tylko siadanie na nim – odpowiedział ze spokojem. Żadnej prowokacji, żadnej gwałtowności. Jak gdyby jedynie stwierdzał coś, co miało być faktem. Brutalnym urzeczywistnieniem szeroko pojętego mniemania o dziewczynach pracujących w tym klubie.
Wypuścił dym z płuc, w momencie w którym wymijająco i później znów zaczepnie odpowiadała na jego pytanie w kwestii jej pracy. Oczywiście, że o odpowiedź nie mogło być zbyt łatwo. Jeszcze zanim otworzyła usta, wiedział, że to nie będzie proste przesłuchanie. Miała, lub próbowała mieć, w sobie ten rodzaj pewności, który utrudnia wydobycie czegokolwiek wprost.
Zaskakująco szybko temat jednak zszedł na jego krocze.
– Jeśli aż tak cię to interesuje, to możesz sama sprawdzić – rzucił sucho. Zawiesił przy tym na niej wzrok na chwilę dłużej, ale bez cienia pożądania. Raczej jak ktoś, kto ocenia ruch oponenta na planszy, niż jak facet odpowiadający na zaczepke na seksualnym tle. – Ale zapewniam, że to nie to. Po prostu zmylił mnie twój cosplay nierządnicy. – Ostrożnie dobrał słowo, jakim zamierzał się posłużyć przy określaniu jej. Nie był pewien, czy gdyby powiedział wprost: prostytutka, to nie strzeliłaby mu po mordzie, aby potem zostawić z koniecznością zaczynania wszystkiego od nowa. Cios przyjąłby bez mrugnięcia, ale strata rozmówczyni i czasu byłaby irytująca.
Kiedy przyjęła od niego peta, wyciągnął z kieszeni zapalniczkę i jednym ruchem wzniecił płomień. Pochylił się tylko tyle, ile trzeba, by odpalić papierosa spomiędzy jej warg. Mógłby na głos stwierdzić, że przecież nawet papierosy daje odpalać jak prostytutka, ale nie miał potrzeby dokładać kolejnej warstwy banału. Ich rozmowa i tak balansowała na granicy przepychanek z gimnazjum.
Na jej spojrzenie zaśmiał się krótko, ale bez humoru.
– Zadajesz zaskakująco dużo pytań o mojego fiuta – wychrypiał opiero odsuwając papierosa od ust. – Masz już obsesję na jego punkcie, czy to tylko kwestia zawodowa?
Przeciągali się ze sobą od pierwszej wymiany zdań. Z pewna iskrą, która bardziej przypominała zderzanie się dwóch ego niż flirt, choć miała w sobie zbyt wiele temperatury, by całkiem flirtu nie przypominać. Gdzieś między tym wszystkim była iskra flirtu, brzydkiego i niepraktycznego, ale przede wszystkim chodziło o dominację w rozmowie. Ruan przyjął jednak rolę, w której ustępował jej z pola, ale powoli i nie cicho. Mógł oddać jej kontrolę, w myśl własnych, zupełnie innych celów. To przecież nie tak, że kiedykolwiek jeszcze ją zobaczy.
-
Grinch
nieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkityp narracjityp narracjiczas narracji-postaćautor
Westchnęła ciężko, słysząc jego kolejne słowa. Czuła się, jakby ktoś właśnie rzucał wyzwanie. Ona je uwielbiała. Wystarczyło jedno, krótkie słowo i brała wszystko. Całość, albo nic. Dla niej nie istniały żadne odcienie szarości. Dobro, lub zło. Może dlatego zaśmiała się głośno, słysząc jego słowa. Prowokował ją, a ona czuła to wręcz namacalnie. Chciała móc się w to zanurzyć. Uwielbiała gry, a on stanowił dla niej zagadkę.
— Zdajesz sobie sprawę... — zaczęła spokojnym tonem, lustrując go wzrokiem — że to nie jest burdel? — jej ton był poważny. W Emptiness istniały tancerki. Kobiety wyginające się na rurze, by napaleni faceci chłonęli ich ciała wzrokiem. Cyra mogła się na to zgodzić. Uwielbiała ten widok głodu w oczach innych ludzi. Kiedy podążali za nią wzrokiem. To ją frapowało w mężczyźnie. Ani razu na nią w ten sposób nie spojrzał. Jej sukienka odsłaniała więcej, niż powinna. Ledwo zasłaniała pośladki, koronki stanika były widoczne na pierwszy rzut oka, jednak ciała nigdy nie sprzedała. Mogła to robić bez pieniędzy. Wystarczyło by ktoś ją zaintrygował. On ją interesował.
— Azjatyckie mnie nie interesują — odparła beznamiętnie w sprawie jego kutasa. Słyszała o nich pogłoski i stereotypy. Mikro-penisy ją w żadnym razie nie interesowały. Zresztą Ruan wyglądał, jakby miał z nim kompleksy. Za mało wulgarny, by dało się przejść obok niego obojętnie. Przymknęła na moment oczy, chłonąc całą atmosferę miejsca. Latynoska muzyka podgrzewała parkiet, gdzieś na stołach kreślili kreski, a w toalecie ktoś się rżnął. Za to obcy stał ubrany, jakby właśnie przechodził żałobę. Żadnej rozpiętej koszuli. Zwykły, grzeczny Azjata z niewyparzoną gębą. Tacy mężczyźni ją nie interesowali — przynajmniej pasuje do tego miejsca. Za to ty masz minę, jakby coś Ci gniotło jaja— albo jak srający kot na puszczy, poszukujący kuwety. Wywróciła teatralnie oczyma, zakładając rękę na rękę. Wyczuwała powoli te podteksty. Cosplay nierządnicy. Równie dobrze mógłby napluć jej na twarz. Nazwać ją głośno prostytutką, a jedynie krążył dookoła tematu. Ona podskórnie wiedziała, o co mu chodziło.
Cały czas podążała za nim wzrokiem, pozwalając sobie na dłuższy kontakt wzrokowy, kiedy podpalał jej szluga. W tej chwili zawsze było coś magicznego. Nieważne, jak paskudny facet go podpalał. Charakterystyczny dźwięk zapalniczki ją odprężał. Ten nawyk powodował u niej odprężenie. Podobnie jak pierwsze zaciągnięcie się dymem, wpadającym ją wprost do płuc.
Pokręciła głową, słysząc jego słowa. Żółci ją nie interesowali. Sama mogła być jedną z nich, ale nigdy nie widziała w nich nic atrakcyjnego. Ruan za to bardziej przypominał pana pedancika niż prawdziwego mężczyznę. Dopiero te kwestie zawodowe spowodowały pojawienie się ogników w jej oczach.
— Wiesz, jedyną dziwką, którą widzę, jesteś ty — skwitowała krótko, oschłym tonem — matka szacunku Cię nie nauczyła? — dopytała, unosząc jedną brew. Chwilę później zaciągnęła się ponownie dymem. Mogła odejść. Nie była jedną z tych dziewczyn, które powodowały kłótnie w pracy. Nikomu nie gryzła fiuta, nie rozpoczynała bójek. Powinna zniknąć, a jednak musiała zadać jeszcze jedno pytanie — po co tu przylazłeś, skoro nie dla dup? — wtedy przez jej głowę przechodziła głośna myśl. Pierdolony stalker. Z nikim nie tańczył, alkoholu nie widziała, za to obserwował wszystko, co się działo baczniej niż niejeden klient.
-
a fresh new scar upon his cheek but 'oh, the victory' he'll speak
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracjizależyczas narracjiprzeszłypostaćautor
— Naprawdę? — powtórzył, udając zdumienie w sposób tak ostentacyjny, że aż aż musiało zabrzmieć jak kpina. Uniósł lekko brwi, jakby ktoś właśnie opowiedział mu bajkę, którą słyszał wiele razy, ale za każdym razem była równie mało przekonująca. Wiedział, gdzie stoi. Wiedział też, że w Emptiness wiele rzeczy się robiło, nawet jeśli oficjalnie nikt o tym nie mówił.
Spojrzał na nią, gdy zaczęła mówić o azjatyckich kutasach, i przez chwilę naprawdę nie wiedział, czy powinien się śmiać, czy po prostu zostawić to bez komentarza. Wybrał to drugie. Nie zamierzał ani tłumaczyć jej stereotypów, ani ich prostować. Choć przyznać musiał, że odrzucanie własnych żółtych rodaków miało w sobie rodzaj przekornej ironii, który nawet go rozbawił.
Wypuścił powietrze nosem, ledwie zauważalnie rozbawiony jej kolejną docinką. Kącik jego warg zadrgał przy tym wręcz niezauważalnie, ale on sam nie podjął tej zaczepki, zostawiając ją bez odpowiedzi. Oddał jej to małe zwycięstwo z wyboru. I z postanowienia, aby nie stracić całego wieczoru na obrzucanie się komentarzami rodem z podstawówki.
Ale gnieść go nic nie gniotło. Troskę o jego genitalia w jej wykonaniu mógłby niemal uznać za uroczo konsekwentną.
— Cóż, nie będą nawet zaprzeczał — odpowiedział, w pełni rozluźniony, opierając się o balustradę za sobą. — Ani jednemu, ani drugiemu. Masz rację. — Powiedział to ze szczerością kogoś, kto już dawno przestał bronić swojego wizerunku. Jego matka być może próbowała go czegoś nauczyć, ale życie miało silniejszą rękę Jego matka, być może, naprawdę się starała, ale to otoczenie, w którym od początku się wychowywał miało na niego większy wpływ. O ile wcześniej, kiedy był naprawdę zmotywowany, nastawiony na cel i ambitny, nie rzucało się to aż tak w oczy, o tyle teraz, kiedy już nie miał niczego do stracenia, wychodziła cała prawda na jego temat.
Więc kiedy nazwała go dziwką, nawet powieka mu nie drgnęła. Potraktowałby to nawet jak komplement, gdyby jego ego takich potrzebowało. Nie jednak miał żadnych kompleksów, a pochwały, tak naprawdę, nie robiły na nim wrażenia. Czy to pozytywnego czy negatywnego. Równie dobrze mogłoby ich nie być.
Poza tym, przyznać rację i oddać triumf tej kobiecie to był zabieg celowy.
— Dla dobrego towarzystwa tych dup. — Ze spokojem wypuścił dym papierosowy ustami. Zerknął na nią, zatrzymując na niej spojrzenie na dłużej, niż było to potrzebne, aby znów spojrzeć w tłum. — Twoja, nie będę nawet ukrywał, całkiem dobrze sobie z tym radzi — dodał sucho. Odbił się od barierki, prostując się. Był dość wysoki, nawet jak na „zwykłego, nudnego Azjatę”. — A skoro nie jesteś w pracy, to masz czas na drinka. Co pijesz? — zapytał, a może zaproponował to tak, jak gdyby było już postanowione, że przejdą się w stronę baru i się napiją. To było dość banalne zagranie, ale nikt nigdy nie powiedział, że sztampa w ogóle nie działa. Alkohol rozwiązywał języki, rozmiękczał granice, a jemu wcale nie chodziło o to, by ją poderwać. Choć zapytany pewnie nawet by nie zaprzeczał.
-
Grinch
nieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkityp narracjityp narracjiczas narracji-postaćautor
— Nie, tak naprawdę to sprzedaję swoje ciało — odparła beznamiętnie, wywracając przy tym oczami. Wiele rzeczy widziała już, odkąd pracowała w Emptiness. Poniekąd to miejsce pasowało na stolicę rozpusty i grzechu, zgodziłaby się z tym stwierdzeniem. Jednak posiadało niepisane zasady, które mało kto zauważał. Nikt tu się nie sprzedał, czasem, owszem, lądowała z przystojnym klientem w toalecie, ale to tylko z własnego wyboru. Chciała móc poznać smak jego ust, lub kutasa. Przygodny seks bywał uzależniający — a tam latają właśnie jednorożce — kpiła z jego stwierdzeń. Mężczyźni byli zbyt prości, zbyt wiele sobie wyobrażali. Mogła mieć kusą sukienkę, ale innym oddawała się jedynie z własnej chęci. Bieliznę też mogła pokazać, nawet samą siebie nago, jeśli klient by odpowiednio dużo zapłacił. Miała za to własne zasady. Taniec tańcem i to na nim powinno się to skończyć.
Komentarze z podstawówki miały swój czar. Chociaż jeśli trwałyby dłużej, sama by od niego odeszła. Mogła zabawić kilku biznesmenów, którzy siedzieli samotnie w loży. Uniosła wzrok, by przez moment zawiesić na nich oko. Kilkoma stówami więcej na koks, by nie pogardziła. Potrzebowała czegoś, co delikatnie by mogło ją otrzeźwić. Dopiero jego kolejny komentarz spowodował powrót jej wzroku na niego.
— Jesteś... — zaczęła poszukiwać odpowiedniego słowa w głowie. Wszystkie wydawały się być zbyt banalne, by rzucić je od razu. Zaciągnęła się mocno papierosem, czekając, aż nikotyna odrobinę ją pobudzi. Zawsze działało to w ten sam intrygujący sposób. Serce zaczynało bić szybciej, a myśli stawały się prostsze — żenujący — stwierdziła finalnie z niesmakiem na twarzy. Denerwowało ją, że nawet nie próbował się bronić. Po prostu przystał na jej słowa, a ona mogła mu powiedzieć wszystko. Obrzucić go błotem od stóp do głów. Cyra lubiła zaczepki, czuć adrenalinę. Cokolwiek by poczuć delikatny przebłysk akcji.
— Czyli jesteś zbokiem — podsumowała krótko Cyra. Miała ochotę już odejść, bo simpy nie były w kręgu jej zainteresowania. Nudzili ją, a ona potrzebowała bodźca, powodującego dopływu adrenaliny. Tajemnicę, którą mogłaby rozwikłać. Wtedy padł komentarz, który ją zainteresował. Uniosła wysoko brodę, by spojrzeć mu prosto w oczy — spo-do-ba-łam Ci się? — spytała, a na jej ustach pojawił się prowokacyjny uśmiech. Pochwały, komplementy były czymś, co mogłoby przy nim ją zatrzymać. — cuba libre. Poproś tylko o ten lepszy rum, nienawidzę ścieków, które podają każdemu debilowi — na nią sztampa zadziałała. Chociaż może była to kwestia darmowego alkoholu? Używek nigdy nie odmawiała. Dlatego mogła za nim ruszyć i jeszcze raz zmierzyć go wzrokiem. Zawiesiła wzrok na jego tatuażach, tych które były odsłonięte. Chyba nigdy nie spotkała osoby takiej jak on. Wysoki Azjata z tatuażami. Aż dziwne, że nie był grzecznym księgowym.
— Czego dokładnie ode mnie byś chciał? — odezwała się, dopiero gdy stali przy barze. Przechyliła głowę, a tęczówki lustrowały go wzrokiem. Szukały czegoś, co mogłoby go zdradzić — nie siadam klientom na mordzie. Szef by mnie zabił — poza tym dominacja była ostatnią rzeczą, która przeszłaby jej przez głowę — a potrafi być całkiem... oschły i zasadniczy, jak coś mu się nie spodoba — na całe szczęście był na wakacjach, Cyra za to mogła odetchnąć pełną piersią. Nie zastanawiając się nad tym, co powinna zrobić dalej i czy ktoś ją obserwował.
-
a fresh new scar upon his cheek but 'oh, the victory' he'll speak
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracjizależyczas narracjiprzeszłypostaćautor
Gdy nazwała go żenującym, Ruan tylko krzywo się uśmiechnął, w tym charakterystycznym, skrzywieniu, który wyglądał jak coś pomiędzy pobłażaniem a chłodnym znudzeniem. Wieloma epitetami go określano, ale ten zdawał się słyszeć pierwszy raz. Kącik ust uniósł mu się lekko, jakby odruchowo, a on sam zaciągnął się papierosem, spokojnie, bez nagłości, po prostu milczeniem kwitując jej uwagę. Dym wypuścił nosem, nie nachalnie w jej stronę, a jednocześnie nie starając się być zbyt uprzejmym.
Natomiast jej przeciągłe, przesylabowane spo-do-ba-łam ci się? wywołało w nim reakcję minimalną, wręcz niezauważalną. Przechylił głowę, mając papierosa w ustach, i zmrużył lekko oczy, jakby w tym momencie próbował odgadnąć czy to było pytanie, prowokacja czy może zwyczajna chęć sprawdzenia, jak daleko może się posunąć. Ostatecznie uniósł delikatnie brodę, patrząc na nią z wysoka, a na jego twarzy pojawił się niewielki półuśmiech. Trochę znużony, ale trochę jakby mówił za niego może. Przez krótkie parę chwil milczał, w ten sposób mierząc się z nią spojrzeniem, a potem drgnął w ruchu.
Ujął papierosa i zgasił go o metalową barierkę za sobą, mówiąc przy tym:
— Cuba libre — powtórzył, tonem takim, który miał sugerować, że zapamiętał i się zgodził.
Niedopałek trafił do pobliskiej popielniczki, a Ruan ostatnią smugę dymu wypuścił już w ruchu, oddalając się od swojego dotychczasowego miejsca i kierując w stronę baru.
Przeszedł przez tłum jednostajnym krokiem, omijając ludzi. Gdy ktoś stawał mu na drodze, po prostu zmieniał tor o pół kroku, nie zatrzymując się nawet na chwilę i nie wszczynając żadnej burdy. Był zbyt zmęczony, aby pchać się w klubowe przepychanki. Zbyt znudzony, aby to miała być jego rozrywka.
Dotarł do baru i oparł dłoń o blat, czekając, aż barman podejdzie. Kiedy Cyra stanęła obok, rzucił jej krótkie spojrzenie kątem oka, resztę uwagi zachowując przy ruchach mężczyzny za barem. Nie odpowiedział na początku, jedynie minimalnie przechylając ciało w jej stronę, by móc ją lepiej słyszeć wśród klubowego gwaru.
— To poczekam, aż skończysz zmianę — odparł sucho, z niewielką dozą zgrywy, podając jej drinka. — Wtedy przestanę być klientem, a ty nie będziesz musiała opowiadać, a ja udawać, że słucham, o twoim aroganckim szefie. Ja będę mógł dalej mieć go w dupie, a ty nie będziesz musiała udawać, że szanujesz jego politykę i obchodzą cię jego zasady. — Przechylił dłoń ze swoją szklanką z whisky w jej stronę, aby stuknąć się z nią szkłem w bezceremonialnym geście.
Przynajmniej już miał wiedzę, że tu pracowała. To znaczyło, że mógł wybrać dobrą osobę. Po charakterze też mógł twierdzić, że lubiła mieć kontrolę nad tym co się działo, więc pewnie też w klubie. A to pozwalało myśleć, że jeśli nie ona sama widziała, to słyszała od kogoś ze swoich.
— O której kończysz? — rzucił tak swobodnie, jakby nie pytał o zgodę, tylko uzgadniał już szczegóły czegoś, co i tak miało dojść do skutku. Jak gdyby odmowa, nie była opcją, a jeśli w ogóle, to tylko czystoteoretyczną. Nie dlatego, że uważał siebie za kogoś, komu nie odmawia się z zasady. To nie był jego styl. Jego słowa wynikały raczej z prostej konsekwencji: jeśli coś zaczynał, dążył do samego konkretu. Więc ta pewność w głosie była więc bardziej uporczywością niż wybrzmieniem wybujałego ego.
-
Grinch
nieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkityp narracjityp narracjiczas narracji-postaćautor
Pobyt w Emptiness traktowała jak zło konieczne. Uwielbiała wyginać własne ciało w rytm latynoskich rytmów. Czuła w tym przedziwny napływ adrenaliny, którego w żaden racjonalny sposób nie byłaby w stanie wytłumaczyć. Stawała się jedyną osobą na całej kuli ziemskiej, a męskie ślepia wpatrywały się w nią intensywnie. Cokolwiek by się nie zadziało, chciała więcej, intensywniej. Nigdy nie była osobą, zastanawiającą się nad konsekwencjami. Pewnie dlatego zmierzała wprost do paszczy lwa. Na tej zmianie była wyjątkowo trzeźwa. Nie wypiła ani łyka alkoholu, ani tym bardziej nie brała żadnych narkotyków. Wielkie święto narodowe. Za to coś innego powodowało u niej stan nietrzeźwości. Był to Ruan. Zbyt mocno ją zaciekawił, wpadł w niewytłumaczalny sposób w oko.
— Urocze, że tylko o tym myślisz — mruknęła, odbierając drinka i upijając z niego pierwszego łyka. Ktoś mógłby się spodziewać, że w spokoju go wypije, ale chwilę później go wypluła. Arogancki szef, polityka i zasady. Zaskakujące, jak nie znając jej w żaden sposób, potrafił rozpracować każdy element, powodujący u niej ból głowy. Jakby rozpracował całą łamigłówkę, siedzącą w jej głowie. Zlustrowała spokojnym wzrokiem cały bar, ale na szczęście szefa dziś nie było — ktoś tu umie rozpracowywać ludzi — przyznała, unosząc kącik ust do góry. Interesował ją. Miał w sobie coś, co nie było dla niej jasne do wytłumaczenia. Pełną aurę, którą chciała poznać z bliska. Normalnie by już odeszła na pięcie, ziewając nad nic nie znaczącym facetem, a teraz? Stała przy nim, sącząc drinka, a wcześniej stuknęła się z nim szkłem.
— Już skończyłam, inaczej bym tu nie stała — oczywiste kłamstwo. Właśnie powinna schodzić z przerwy, ale tak gorącego klubu nikt nie był w stanie opanować. Nikt przecież nie wiedział, czy nie rozmawia z gościem klubu. Może właśnie oferowała mu prywatny pokaz taneczny? Przechyliła głowę, zastanawiając się, co mogłaby mu powiedzieć. Coraz bardziej myślała o jednym... mógł przyjść tu tylko dla rozrywki.
— A więc tajemniczy nieznajomy... — zaczęła Carter, wbijając w niego spojrzenie — jak mam Cię nazywać? — mógł dla niej zostać Ziemniakiem, Pomidorem, czy innym nudnym Joshem, czy Marcusem. Prawda była taka, że chciała wiedzieć cokolwiek o kimś, z kim miała zamiar urwać się z pracy.
-
a fresh new scar upon his cheek but 'oh, the victory' he'll speak
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracjizależyczas narracjiprzeszłypostaćautor
W analizie ludzi był, w istocie, całkiem dobry. Nietrudno było się domyślić, że do zasad tej pracy na pewno nie należało wyzywanie klientów ani picie z nimi alkoholu. Emptiness opierało się raczej na kręceniu dupą, a nie językiem. Chyba że faktycznie była kimś wyżej na przykład managerką, kimś od pilnowania porządku. Tyle że wtedy wdawanie się w słowne potyczki z gośćmi było jeszcze gorszym pomysłem. To się więc nie kleiło.
Łuk brwiowy podskoczył mu nieznacznie, kiedy tak intensywnie zareagowała na jego słowa.
— Szczęśliwy strzał — rzucił lekko, pozwalając, by kącik ust drgnął w nic nie znaczącym uśmiechu. Nie miał powodu, by ukrywać cechę, którą u niego wychwyciła. Wiele osób potrafiło rozpracowywać ludzi szybciej, niebezpieczni byli, którym przychodziło im to szybko, z łatwością i celnością. A jednak on zrzucił to na przypadek. Gdyby przyznał jej rację wprost, a przecież sama musiała wiedzieć, że ją ma, zbyt łatwo skierowałby kieruneki dialogu na siebie. A tego nie chciał. Chodziło o nią.
Albo przynajmniej o to, żeby była przekonana, że chodzi o nią.
Zerknął na kobietęz lekkim powątpiewaniem, kiedy oznajmiła, że jest już po pracy. Na końcu języka miał kilka szybkich uszczypliwości, ale zachował je na później. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, dostanie to, po co tu przyszedł. Informacje były priorytetem, a cała reszta mogła być… bonusem, którego nie odmawiał.
— To aż takie istotne? — spytał luźno, znad szkła whisky, na chwilę zatrzymując na niej spojrzenie. A potem jego odpowiedź padła szybciej, niż mogłaby się spodziewać, jeszcze zanim ona podjęła głos. — Możesz mi mówić po prostu brzydko. — Jednym łukiem brwiowym drgnął wymownie w górę, kiedy uniósł szklankę, by wziąć łyk alkoholu. — Albo jeśli chcesz być jak wszyscy, możesz mówić V. — Co teraz, stety niestety, często wywoływało głupie skojarzenia z beteesami, tym gorzej, że miał azjatyckie ruchy. Pseudonim przylgnął do niej na długo przed debiutem koreańskiej gwiazdy, ale kto by na to patrzył.
A było iść do biura patentowego.
— A tobie mam wymyślić pet name samodzielnie czy sama wolisz wybrać? Wolę, abyś wiedziała, że inwencję twórczą mam kiepską — zażartował sucho, odstawiając na blat pustą szklankę.
Klasyczna gadka-szmatka, rozpuszczanie lodów, zdobywanie czegoś, co miałoby przypominać jakąkolwiek namiastkę zaufania. W small talk był beznadziejny za to w determinacji niezawodny. A skoro klient dobrze płacił, to zrobienie z siebie odrobinę większego pajaca niż zwykle było tylko niewielkim kosztem pośrednim.