20 y/o
Welkom in Canada
161 cm
workin' nine to five what a way to make a livin'
Awatar użytkownika
I've got thick skin and an elastic heart, but your blade it might be too sharp
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
typ narracjitrzecioosobowa, ograniczona
czas narracjiprzeszły
postać
autor

007
Love touched him, and something inside flinched
  Jej dziewiętnaste urodzin wydawały się być ważnym wydarzeniem.
  Sama nie odczuwała wielkiego ciężaru tego dnia, jednak z punktu widzenia teoretycznych zmian w życiu, to jednak trochę wprowadzało. Prawnie zyskiwała przywileje i możliwości, z których tak naprawdę nie planowała korzystać. Legalnie mogła pić alkohol i palić papierosy, a ani do jednego, ani do drugiego jej nie ciągnęło. Jedyne, w czym to mogło pomóc, to aby stała się prawdziwą kobietą. Taka, która chodzi swojemu facetowi po piwo. I fajki.
  Nigdy też wcześniej nie obchodziła go w jakiś wymyślny sposób. Ot, dostawała prezent od ojca, a także życzenia od tej babeczki, która jej pilnowała, a której imienia nie pamiętam, jak również, od kucharza, torcik bento. Pierwsze urodziny, które miała i które spędziła w sposób inny niż dotychczas, były rok temu. Kiedy znała już Hyunwoo i kiedy dzieliła z nim wiele wspomnień. Zorganizował jej coś, czego do tej pory miała. I co pamiętała do dzisiaj i to tak świeżo, jakby zdarzyło się ledwie wczoraj.
  A to było już równo rok temu.
  W tym nie musieli się ukrywać. Nie musieli naciągać jego znajomości tylko po to, aby nikt z przechodniów ich nie zobaczył. Bo nie była poszukiwana – była wolna. No, z tym detalem, że jeszcze ukrywała fakt swojej relacji przed mamą. Zamierzała jej powiedzieć, jeszcze przed świętami, ale najpierw postanowiła zrobić jeszcze jedną rzecz.
  Zabierała się jednak do tego jak pies do jeża. Wciąż szukając odpowiedniego momentu i wciąż się wahając. I nie, nie chodziło o to, że planowała mu przekazać, że zostanie ojcem. Nic się takiego nie zapowiadało, nawet jeśli jej komnata tajemnic została otwarta, a Bazyliszek całkiem regularnie, nie tyle, co z niej wypełzał, a wpełzał. I to tyle z szorstkich i nieśmiesznych metafor.
  Kolejne urodziny miała znów spędzić w jego towarzystwie, również nie wiedząc, co będą robić. Nie miała pojęcia, że w trakcie tych konkretnych dojdzie do wielkiego, oddanego poświęcenia z jego strony.
~*~

  Okrążyła Huntera, wcześniej zdradziecko wypuszczając jego rękę, płynnie przemieszczając się po lodowej tafli, zgrabnie unikając pozostałych użytkowników lodowiska.
  — Bardzo dobrze ci idzie — powiedziała, posyłając mu uśmiech, kiedy sunęła bezproblemowo tyłem, monitorując jego stabilność na łyżwach.
  Pilnowała, aby nie wszedł w ten moment, w którym traci równowagę i zaczyna walczyć na tafli o życie, aby potem rozprasować się na zimnej powierzchni. Jeśli zareagowałaby zbyt późno, to pewnie pociągnąłby ją za sobą, bo nie miała realnej siły, aby go utrzymać przeciwko grawitacji.
  — A jesteś pewien, że nie chcesz pingwinka? — zagaiła żartobliwie, zerkając w stronę samotnie stojącego przedmiotu. Dwa podobne były już w użytku i wiernie służyły dzieciom, które właśnie uczyły się jazdy na łyżwach. — Wyglądałbyś z nim naprawdę uroczo. — I tutaj popełniła ten sam błąd, który popełniła Sora wobec Jiwoonga. Adresując go jako uroczego. Prawdopodobnie też nie słyszała, że ilekroć dziewczyna nazywa cię uroczym lub słodkim, to tracisz centymetr własnego penisa.
  Nie szydziła z niego, przynajmniej nie tak otwarcie, to nie byłoby w jej stylu. Było to jednak coś pomiędzy autentyczną troską – przecież pingwinek by faktycznie wsparł jego zdolności jazdy na łyżwach – ale i miękką zaczepką. Taką, których sam jej nauczył, w myśl zasady kto z kim przystaje, takim się staje.
  Tak naprawdę była przecież dobrą i cierpliwą nauczycielką, tylko teraz wypuszczając go całkowicie, aby w końcu sam znalazł stabilność i nie opierał swojej jazdy w pełni na niej. Szkoda tylko, że zrobiła to niezapowiedzianie, ale przez cały czas miała na niego oko. Miała też odpowiednie umiejętności, by wiedzieć, kiedy może stracić równowagę i aby zareagować w czas.
  — Nie stawiaj nóg tak szeroko — upomniała go grzecznie. — I nie pochylaj się aż tak w przód. Zepnij brzuch i patrz przed siebie. — Instruowała swojego umęczonego kursanta, zaraz jednak patrząc w stronę cyferblatu zegara na ścianie. — Już niedużo zostało. Chcesz zejść?

Hunter Jang
25 y/o
Welkom in Canada
183 cm
nocą okradam ludzi, a za dnia tańczę jako backup z twoimi idolami
Awatar użytkownika
I’m not the good guy, remember? I’m the selfish one. I take what I want, I do what I want. I lie, I fall in love with a good girl. I don’t do the right thing. But I have to do the right thing by you.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkizaimki
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Nigdy nie obchodził urodzin. Własnych.
W roku zdarzało mu się kupować prezenty tylko kilku osobom, a dokładniej dwóm - Jiwoongowi i od zeszłego roku także Soojin. Nie był geniuszem, gdy chodziło o wybór prezentów, słuchanie o tym co ktoś chciałby dostać czy wymyślanie jak spełnić czyjeś marzenie. Nie spał na pieniądzach, ale też nie umiał się wykazać jak chodziło o… gest. Był dość prostym człowiekiem, ale naprawdę starał się to nadrobić czymkolwiek.
W zeszłym roku wyszło mu to całkiem nieźle.
W tym roku mógł mieć łatwiej, zważając na to, że mógł się z dziewczyną pokazać publicznie.
Obiecał jej, że ten dzień spędzą wspólnie. Dokładnie tak, jak będzie tego chciała. Dlatego też zwarty i gotowy pojawił się na publicznym lodowisku, tam gdzie pojawiały się pary, znajomi i ludzie, którzy po prostu lubili jeździć na łyżwach.
On nigdy na nich nie jeździł. Nie jeździł nawet na rolkach.
Ale co to trudnego nie? Był sprawny fizycznie, to miał przeświadczenie, że sobie poradzi.
Jakie było jego zdziwienie, gdy po dobraniu odpowiedniej pary łyżew, wszedł na lód, a jego nogi się rozjechały. Prawie się wyjebał, gdyby nie jego urocza dziewczyna. I ścianka po prawej stronie.
To było wyzwanie. Przez większość ich czasu na lodzie, starał się nie wyjebać. Złapać równowagę, ogarnąć swoje nogi, mięśnie brzucha i równowagę, bo szczerze mówiąc nie chciał kończyć tego dnia ze złamanym nosem czy wybitym zębem. Brak zęba bolał, ok? Na szczęście w razie potrzeby były środki przeciwbólowe.
Bardzo dobrze ci idzie.
On miał inne zdanie w tym temacie.
Zajebiście wręcz — odpowiedział, starając się balansować, kiedy znowu odepchnął się od swojego bezpiecznego miejsca jakim była plastikowa barierka. Jak nie trzymał się ścianki, to Soojin, uważając przy tym, aby jej nie wywalić. Problem w tym, że jak go puściła to chłopak nagle stracił podparcie i… już nie było tak łatwo.
A taki niby z ciebie uliczny sportowiec, Hunter.
Żadnego uroczo! — wyrzucił z siebie, gdy znowu wymachiwał rękami, łapiąc równowagę. Jeszcze tego by brakowało, aby dała mu jakiegoś dziecinnego pingwinka. Był dorosłym, silnym, niezależnym mężczyzną, który nie potrzebował żadnych pomocy! Poza ręką własnej dziewczyny.
Ale na razie radził sobie bez niej. Nie był mistrzem, wyglądał trochę jak totalnie zielony debil, ale… no tak było. Bo był pierwszy raz na lodzie, a nie kilkanaście lat jak niektórzy tutaj. Nie zamierzał jednak dać się pokonać jakimś łyżwom, nie? Zwłaszcza, że jak się rozglądał to już kilkuletnie dzieci wymiatały, kiedy on walczył o życie.
Czujesz się jak boomer, Hunter?
Starał się dostosować do jej instrukcji. Nogi nie tak szeroko, ma spiąć brzuch, nie pochylać się tak. Naprawdę próbował, ale im bardziej się starał, tym gorzej mu szło. A przynajmniej takie miał wrażenie.
Chcesz zejść?
DAJĘ SOBIE RADĘ — wyrzucił z siebie, gdy robił małe kroczki, ale chociaż w wyprostowanej, całkiem stabilnej pozycji. — Jest super! Nie pokona mnie jakiś cholerny l- — urwał, bo wtedy też stracił równowagę i mimo walki o własną stabilność, wyjebał do przodu. Walnął się plackiem na lód i w ostatniej chwili chroniąc własną mordę przed bolesnym zderzeniem.
Ale co ego ucierpiało, to jego.
Żyję! — rzucił, próbując podnieść się na równe nogi. Najpierw na kolana, podtrzymując się rękami o lód, a potem do pozycji stojącej, ale… no to już było wyzwanie. — Kurwa, jak ty to ogarniasz, przecież to wymaga chuj wie jakich zdolności — przyznał, starając się podnieść i znowu nie wyjebać na lodzie.
No Hunter, widzisz, ona doskonale sobie radzi na lodzie, a ty na publicznych budynkach, kiedy po nich skaczesz i się wspinasz. Ona trenowała figurowo, miała siłę i giętkość, a ty i twój crossfit to no. Nie nadajecie się po prostu na lodowisko.

Raina Bouchard
20 y/o
Welkom in Canada
161 cm
workin' nine to five what a way to make a livin'
Awatar użytkownika
I've got thick skin and an elastic heart, but your blade it might be too sharp
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
typ narracjitrzecioosobowa, ograniczona
czas narracjiprzeszły
postać
autor

  — Naprawdę! — potwierdziła autentyczność własnych, wcześniejszych słów. Nie mówiła tego tylko z grzeczności, ale zauważała postępy. Chociaż w większości chodziło o tę pochwałę, której pewnie potrzebował, aby poczuć się pewniej w tym, co robi.
  I tak doceniała, że w ogóle to dla niej robił, bo przecież nie musiał. Równie dobrze mógł ją tutaj zabrać i puścić na lód, a samemu usiąść na pobliskiej trybunie i po prostu oglądać, jak sunie po lodzie między innymi parami. To byłoby bezpieczniejsze dla niego. Ona też by się cieszyła – ale ona zwykle była ucieszona, kiedy w ogóle mieli okazję pobyć w swoim pobliżu. Tak jak gdyby miała w ten sposób nadrobić ten stracony czas, który przyniosło rozstanie.
  — Dobrze, dobrze — odpowiedziała z uśmiechem, gestem go uspokajając. Dalej jednak uważała, że wyglądałby po prostu uroczo, ale nie powiedziała już tego na głos. Dzięki temu nieświadomie zaoszczędziła kolejny centymetr jego penisa. Gdyby wiedział, pewnie byłby jej wdzięczny.
  Proponowała zakończenie, bo i tak niewiele czasu im zostało, a nie chciała go zamęczyć. Wiedziała, że pierwsza jazda, wbrew pozorom, może być obciążająca, ale Hunter najwyraźniej nie zamierzał się poddać i próbować dalej. I nawet się trzymał, dopóki od tego machania rękoma nie zaliczył gleby i to jeszcze zanim zdołała zareagować.
  Natychmiast podjechała do niego i uklęknęła przy nim na lodzie. Zanim zdołała spytać z troską czy nic sobie nie zrobił, on sam oznajmił, że żył. Uznała to jako nic sobie nie zrobiłem. Chciała mu też pomóc się podnieść i tę swoją pomoc zaoferowała w postaci podanej dłoni.
  — Wiesz, ja nauczyłam się jeździć, ledwie nauczyłam się stać — zażartowała. Nawet niedawno z mamą oglądała stary album. To miejsce było dokładnie tym samym, w którym pierwszy raz stanęła na lodzie. Pamiętała je z fotografii, choć było trochę inne. — Ale możemy już iść. Jak zrobimy rundkę honorową — powiedziała, wyciągając do niego obie dłonie.
  Złapała go, by móc pociągnąć, kiedy to sama zaczęła jechać tyłem, tylko co jakiś czas oglądając się, czy drogę miała wolną, nie chcąc staranować nikogo innego. Ubezpieczała też przy tym chłopaka, pomagając mu zachować równowagę. Z pewnością jechali teraz szybciej, niż gdyby miał robić rundę honorową bez niej. Wtedy to już na pewno skończyłby im się czas, zanim w ogóle by ją ukończyli.
  Dowiozła go bez większych przygód do bramki wyjściowej z lodowiska, jeszcze zanim zegar wybił pełną godzinę i ściągnął resztę ludzi do zejścia. Lepiej wcześniej, niż potem się przepychać.
  Zdjęła wypożyczone łyżwy, bo przecież nie mogła zabrać swoich, jeśli wyjście na lodowisko było niespodzianką, i sprawnie wymieniła je na nogach na swoje buty.
   — Naprawdę dobrze ci szło — odezwała się, zerkając w stronę Hyunwoo. — Mówię absolutnie serio. Bez pingwinka to bardzo duże wyzwanie!
  Przysunęła się do niego na ławce na tyle, by zetknąć się z nim ramieniem. Zerknęła na niego niepewnie. Nieśmiało, jak to ona, wychyliła się w jego stronę, by ucałować czule i z wdzięcznością jego policzek.
  — Dziękuję, że tu przyszliśmy — powiedziała, opierając się o jego bok. Odruchowo sięgnęła też pod kołnierz swojego ubrania, by dotknąć palcami znajdujący się tam naszyjnik. — I za to też jeszcze raz dziękuję.
   Uważała, że ją rozpieszczał. Samo to, że chciał się z nią spotkać i w ogóle, że pamiętał o jej urodzinach, to było dla niej bardzo dużo. Nie dlatego, że mało od niego wymagała. Dlatego, że doceniała najdrobniejsze gesty. Zawsze.
  — To może teraz ja cię gdzieś zabiorę? — zapytała. Nie była pewna, czy miał coś jeszcze zaplanowane na ten wieczór, bo jeśli tak, to nie zamierzała niczego mu psuć, ale jednocześnie czuła się zobowiązana, aby mu się za to, co do tej pory zrewanżować. Rozumiała, że miała urodziny, ale też chciała okazać pewną wdzięczność – większą, niż proste: dziękuję.

Hunter Jang
25 y/o
Welkom in Canada
183 cm
nocą okradam ludzi, a za dnia tańczę jako backup z twoimi idolami
Awatar użytkownika
I’m not the good guy, remember? I’m the selfish one. I take what I want, I do what I want. I lie, I fall in love with a good girl. I don’t do the right thing. But I have to do the right thing by you.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkizaimki
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Już teraz mógł stwierdzić, że lód to zdecydowanie nie był jego ulubiony żywioł. Na śniegu też często się wypierdalał, więc to lodowisko było jedynie potwierdzeniem tego co już znał. Co prawda mógł pomyśleć, że na łyżwach będzie mu łatwiej, bo jak patrzył jak robiła to Soojin, to wszystko wydawało się być takie… proste. Banalne wręcz. Odpychasz się nogami od lodu i tyle. Skoki, jakieś akrobacje, lądowania - co w tym trudnego, nie?
A teraz się okazywało, że on to nawet w staniu nie umiał się utrzymać.
Niby był ogarnięty fizycznie, ale jednak tak nie do końca.
No, mówię, że masz jakieś super moce — odpowiedział. Jak dla niego, fakt, że tak płynnie wyglądała i poruszała się na łyżwach, to był jakiś nadprzyrodzony. Znaczy dobra, widział, że ludzie dookoła też jakoś sobie dawali radę, ale część z nich się potykała, druga część wyglądała pokracznie, a jeszcze inni ewidentnie walczyli o życie, ale nie tak mocno jak on. Tylko Soojin była tu jak w swoim żywiole. Delikatna, swobodna i tak naturalna.
A przy niej był on - kloc nad kloce, który prawie mordę sobie rozjebał.
Honorową? — powtórzył za nią, podnosząc się na równe nogi z jej pomocą. Nie to, żeby się przeraził, ale zerknął na tych wszystkich ludzi dookoła i już przeczuwał w kościach, że może się to skończyć tragicznie. Niekoniecznie dla niego.
No ale kim on był, aby jej odmawiać?
Schwycił jej dłonie i częściowo opierając się na niej, zaczął poruszać nogami, starając się przy okazji nie wywalić. Czasami się chwiał, czasami potykał jakby lód był jakiś wybroczony, ale z jej pomocą nie upadał. Może jakby pojeździł jeszcze godzinę, dwie, albo jakiś miesiąc, to mogłaby się z nim pokazać na lodowisku bez większego przypału i wstydu, że ledwo utrzymuje równowagę. Ale on się nie wstydził. Jakby ktoś chciał go wyśmiać, to by go walnął w nos.
Wtedy to on by się śmiał ostatni.
W końcu mógł złapać się barierki. Wtedy dopiero odetchnął z pewną ulgą, bo był przekonany, że chociaż na mordę się znowu nie wyjebie. Zszedł z lodu i skierował się do jednej z ławeczek, aby móc ściągać wypożyczone łyżwy.
Sringwinka. Ty jesteś moim pingwinkiem, to mi wystarczy — odpowiedział, gdy w końcu uwolnił swoje nogi, aby wymienić je na normalne, stabilne buty. Chociaż i tak nie mógł być pewien, że w nich się nie wyjebie, ale miał większe prawdopodobieństwo wylądowania na równe nogi.
Właśnie kończył wiązać buta, kiedy poczuł na policzku pocałunek. Wyprostował się, a jego morda momentalnie się wykrzywiła w lisim uśmiechu, gdy tylko mu podziękowała. Była taka delikatna i naturalna, że nawet takie drobne gesty działały na niego. Ale w niej całkowicie przepadł, więc to nic dziwnego, że cokolwiek robiła, było… wspaniałe.
Daj spokój, Księżniczko, to drobnostka — powiedział, kończąc wiązać buty. Podniósł na nią spojrzenie i powiódł mimowolnie do miejsca w którym powinien leżeć naszyjnik. Nie, nie patrzył jej na cycki. Tym razem. — Chociaż ci się podoba? Jak coś, to mogę to wymienić — dodał, bo przecież jak coś, to mógł wrócić do sklepu. On się nie znał na błyskotkach. Znaczy, znał się na tyle, aby stwierdzić czy coś jest drogocenne i warte ukradnięcia. Ale jak chodziło o dobór prezentu, to działał totalnie na instynkt. I chodził na zakupy z Jiwoongiem, a ten był w kontaktach z Sorą. Gdyby nie to, pewnie dostałaby jakiś kapsel od Tymbarka.
I zapewne też byłaby szczęśliwa. Gorzej z nim.
Mnie? To twój dzień — odpowiedział, zerkając na nią nieco zaskoczony. W końcu to wokół niej miał się kręcić cały dzień i wszystkie wydarzenia. I on nie miał kompletnie nic przeciwko, nawet jeśli walczył o życie na lodowisku. Ważne, że ona się uśmiechała.
Hunter, kiedy ty się taki ckliwy zrobiłeś.
A gdzie byś chciała pójść? — spytał. Oczywiście jego ckliwość i troska ograniczała się tylko do tej jednej, drobnej nastolatki, bo gdyby miał się tak samo zachowywać w stosunku do kogokolwiek innego, to… nie. Byłby tak samo egoistycznym frajerem co zawsze. Po prostu ona wzbudzała w nim ludzkie, miłe odruchy, za które Jiwoong do dzisiaj go wyśmiewał i mu je wypominał. Bo pierwszy raz widział go… takiego.

Raina Bouchard
20 y/o
Welkom in Canada
161 cm
workin' nine to five what a way to make a livin'
Awatar użytkownika
I've got thick skin and an elastic heart, but your blade it might be too sharp
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
typ narracjitrzecioosobowa, ograniczona
czas narracjiprzeszły
postać
autor

  Skoro zeszli z lodu w całości i nikomu nic groźnego się nie stało, poza nabiciem paru siniaków i stłuczeń, to mogła uznać lekcję pierwszą za bardzo udaną. Wiedziała, że potrzebowałby jeszcze trochę czasu, aby z tym wszystkim się oswoić, ale kolejnych razów nie zamierzała od niego wymagać. Zasadniczo – nawet tego jednego od niego nie wymagała, a był niespodzianką. Miłą, kochaną i bardzo przez nią docenianą. Sama jednak nie zaproponuje takiego wypadu, bo jednak była to Soojin. A dobierając aktywności zawsze stawiała na taką, która pasowałaby w pełni również jemu.
  A, na dobrą sprawę, wcale nie wyglądał jakby się świetnie bawił na ludzie. Nie wyglądał też tak, jakby było mu absolutnie źle. Jednak nie sprawiał wrażenia przyszłego pasjonata łyżwiarstwa.
  Uśmiechnęła się delikatnie na jego słowa, nie odpowiadając jednak. No, tak jak już zdążyła zauważyć – na zachwyconego tym przeżyciem nie wyglądał, ale na mocno zniechęconego też nie. Temat wspólnego wypadu na lodowisko został już odhaczony i mogli wykreślić to z listy wspólnych rzeczy do zrobienia.
  Nawet jeśli ona nigdy tego na tej liście nie umieszczała.
  — To żadna drobnostka — powiedziała szczerze — to dla mnie naprawdę dużo, że jesteś tutaj ze mną. Że chciałeś spróbować i spróbowałeś. Nawet jeśli już wiem, że niekoniecznie będzie to na liście twoich ulubionych rzeczy do robienia. — I nie miała mu tego za złe. Nie wszystkie pasje musieli w końcu dzielić, grunt że spróbował.
  Zerknęła jeszcze raz na otrzymany łańcuszek, zaczepiając go o kciuk tak, aby mogła go zobaczyć.
  — Nie musisz niczego wymieniać, bardzo mi się podoba. Jest cudowny.— Bo był od niego i wybrany przez niego. A przynajmniej w to wierzyła. Nie wnikała, czy przy okazji radził się kogoś, czy to będzie w porządku. Pewnie jakby sam wybrał coś, na co Sora by się skrzywiła i w zasadzie cała populacja uznałaby za paskudne, to ona i tak byłaby zachwycona. Swego czasu dostawała mnóstwo biżuterii, pięknej i drogiej, mnóstwo drogi prezentów, ale te które miały być od niego i od serca doceniała najbardziej. Szczerze i nie ze sztucznej grzeczności.
  — Mój dzień, ale chciałabym ci podziękować za to, że spędzasz go ze mną. — To było naturalne dla niej, aby zaprosić go na coś słodkiego, jakąś przekąskę lub kolację, właśnie w ramach okazania wdzięczności za dotychczasowe towarzystwo. I za pamięć. Nie musiał przecież pamiętać, a tym bardziej nie musiał jej niczego kupować. Ani jednego, ani drugiego nie oczekiwała.
  Ale ona to zasadniczo mało oczekiwała i bardzo cieszyła się z bare minimum. I to nie dlatego, że miała tak nisko standardy. Dlatego, że wychowała się na dziewczynę skromną i doceniającą to, co już dostawała.
  — Możemy pójść na spacer, a później na pizzę. — To było akurat bardzo hunterowe. — Ja oczywiście stawiam. — Bo skoro go zapraszała, to było oczywistym, że zamierzała zapłacić. — Chyba, że chciałbyś zjeść coś innego, to też nie ma sprawy — Bo propozycją pizzy rzuciła dość odruchowo, jako czymś, co znała i wiedziała, że mu smakuje – choć zależnie od pizzerii. — Jest na przykład dobry, koreański streetfood — Tak w razie gdyby zatęsknił za domem. Choć z drugiej strony pewnie koreańskiej kuchni miał w opór, kiedy wciąż mieszkał pod jednym dachem z panią Ahn. Nie przerzuciłaby się ona nagle na amerykańskie dania. — O! A próbowałeś kiedyś jabłek w karmelu? Już tak blisko świąt, że zaczęli otwierać niektóre sezonowe stragany i w jednym je mają. Ponoć naprawdę dobre.
  Wybór jednak wolała pozostawić jemu, zastrzegając jedynie, że to ona zapłaci. Już niejednokrotnie zamierzała to zrobić, ale Hunter okazywał się być szybszy i nie zawsze jej to pasowało. Dlatego tym razem już z góry zapowiedziała, że bierze to za siebie.
  A to, czy pobiją się nad terminalne, to już wyjdzie później.

Hunter Jang
25 y/o
Welkom in Canada
183 cm
nocą okradam ludzi, a za dnia tańczę jako backup z twoimi idolami
Awatar użytkownika
I’m not the good guy, remember? I’m the selfish one. I take what I want, I do what I want. I lie, I fall in love with a good girl. I don’t do the right thing. But I have to do the right thing by you.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkizaimki
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

To nie tak, że bawił się źle. Bawił się dobrze, bo w jej towarzystwie. To, że przy okazji wyglądał jakby za chwilę miał się połamać i stracić kilka zębów na lodzie, to inna kwestia. Niemniej to było jego pierwsze zetknięcie z lodowiskiem i łyżwami. Może nie zapałał do nich wielką miłością, ale chociaż to jakoś przeżył. Może jeśli zdecydują się jeszcze kiedyś pójść na łyżwy, to pójdzie mu jakoś lepiej i nie zrobi z siebie takiego pośmiewiska.
Poza tym, o wiele bardziej wolał oglądać jej jazdę, niż swoje wygibasy.
Nie no skąd, bawiłem się wyśmienicie! Walka o życie to coś, co sprawia, że żyję, serio — powiedział i to nie było takie ironiczne kłamstwo, bo naprawdę lubił sporty ekstremalne. Lubił jak adrenalina wypełniała jego żyły, kiedy czuł, że żyje. Zapewne towarzyszył Jiwoongowi w niektórych eskapadach - o ile nie wymagały od niego niewiadomo ile hajsu. Ale na takim bungee to pewnie z nim już skakał.
A jazdę na łyżwach najwyraźniej mógł zaliczyć pod sport ekstremalny.
To dobrze — rzucił z uśmiechem, zerkając na zawieszkę, która zwisała z jej szyi. Jakby mu nie zależało, to wybrałby cokolwiek, aby mieć to odbębnione, ale skoro chciał naprawdę zrobić jej przyjemność, to się starał. Pytał. Zbierał opinie, aby się nie przejechać na swojej własnej decyzji, bo on to się nie znał na prezentach i biżuterii.
Ale wierzył jej, że naprawdę jej się podobało.
Daj spokój, to oczywiste, że spędzam go z tobą — prychnął, jakby powiedziała coś niepoważnego. Może i miał normalnie wyjebane, ale rok temu spędzał jej urodziny wraz z nią, to teraz nie miało być inaczej. To powoli stawało się jego tradycją. Jej urodziny były ważne.
Od początku zawsze się z nią kłócił, że nie stawia i nie płaci za nic, gdy z nią wychodzi. Oczywiście mogła postawić mu kawę czy tam ciastko, ale gdy chodziło o większe wyjścia jak do restauracji, kina czy właśnie na lodowisko, to upierał się, że on będzie płacić. Zarabiał całkiem nieźle jako tancerz, odkąd został zatrudniony przez znajomości Słonka, więc chociaż nie musiał być dusigroszem. Co prawda nie był to poziom, który miała w Korei, bo raczej poniżej przeciętnego, niemniej jak na niego, to już sporo.
Dlatego teraz, uparł się, że będzie płacić, zwłaszcza w takim dniu. Niezależnie od tego co chciałaby robić i gdzie iść. Przygotował się pieniężnie na to, ok? Może nie był księciem z bajki, a ona zasługiwała na więcej, ale dawał jej tyle co mógł. Z jakiegoś powodu jej to wystarczało.
Chuja, a nie stawiasz — rzucił luźno, wstając z ławeczki.
Przysłuchał się jej propozycji wyjścia, bo nie tylko woda wyciągała, ale najwyraźniej też lodowisko. Trochę się zmachał tą walką o godność na lodzie. I zgłodniał. Dlatego teraz wszystkie propozycje brzmiały dobrze.
Jabłka w karmelu? — powtórzył za nią, bo pierwszy raz słyszał o czymś takim. No dobra, może wcześniej coś ogarniał, gdy oglądał filmy to było to jedno z dań jakie pokazywali. Nie spodziewał się jednak, że kiedyś będzie dane mu je spróbować. — Brzmi… dziwnie, ale z drugiej strony smacznie. Możemy iść na to — powiedział.
Kiedy obydwoje byli już gotowi do wyjścia, spacerem przeszli ten kawałek trasy, aż nie doszli do sezonowych straganów. Różnorakich, pootwieranych na chłodnym powietrzu, gdzie zebrali się ludzie skuszeni nie tylko przysmakami, ale też ręcznymi robótkami czy grzanym winem. Część była jeszcze zamknięta, ale te otwarte nie mogły narzekać na brak zainteresowania.
Podeszli do jednego ze stoisk i zamówił dwa jabłka w karmelu. I gdy przyszło do płacenia, ponownie ją wyprzedził, aby zbliżyć telefon do terminala.
Podał jej jedno z jabłek, a gdy odeszli nieco dalej, wgryzł się w swoją porcję.
Ale śmieszne. Dobre, ale takie no wiesz. — Bardzo ładnie umiesz się wysłowić, Hunter. — E spoko, takie coś można na chacie zrobić. W sensie nie ja, bo spalę dom, ale to chyba prosta sprawa. — No, dokładnie tak, Hunter. Pozostawała tylko jedna kwestia. — Jak się robi karmel? — Bo on to chuja wiedział o kuchni. Dobrze, że ramyun umiał zalać wodą.


Raina Bouchard
20 y/o
Welkom in Canada
161 cm
workin' nine to five what a way to make a livin'
Awatar użytkownika
I've got thick skin and an elastic heart, but your blade it might be too sharp
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
typ narracjitrzecioosobowa, ograniczona
czas narracjiprzeszły
postać
autor

  — Hyunwoo-ya — zaczęła, ale od razu ustąpiła, nie ciągnąc tematu. Wiedziała, że nie uda się go jej przegadać, bo niejednokrotnie próbowała. To był jakiś standard w Korei, aby dziewczyna nie płaciła za spotkania, względnie odwdzięczała się kawą, ale Soojin wychodziła z założenia, że skoro też ma, to przecież może się dołożyć. Nie chodziło nawet o poczucie, że Hunter był biedny i przez to chciała mu tego odmawiać. Głupio było jej jako osobie, która przez całe życie tylko dostawała, a nigdy nie mogła dać.
  Zdawała się nie zauważać, że odpłacała mu to w zupełnie inny sposób, nawet nie w kwestii cielesnej. Dbała o niego, wspierała go, była cierpliwa i pomagała. Ale z drugiej strony to przecież były podstawy relacji i ciężko je nazwać sposobem na odwdzięczenie się za kolację.
  Robiłaby to samo i bez wspólnych wyjść, bo po prostu go… lubiła. Bardzo.
  Chociaż już od pewnego czasu wiedziała, że to nie tylko to.
  — Też nigdy ich nie próbowałam — przyznała, tak po prostu przyjmując jego decyzję. Nie żyła jednak pod kamieniem – już nie – aby nie wiedzieć, że coś takiego istniało i że można tego spróbować na nowootwartych stoiskach.
  Wydawało się być dobrym wyborem, jeśli się nad tym lepiej zastanowić. Pomijając fakt zawyżonych cen w takich miejscach, to nie naciągnie go aż tak bardzo, a może jeszcze tego nie wiedział, bo nie zauważył, ale Soojin zawsze zamawiała to, co nie obciążało aż tak budżetu.
  Zdała łyżwy razem z nim, a potem ruszyła z nim na spacer. Nie łapała go za rękę nigdy sama z siebie, zawsze czekała na ten gest, który był dla niej tyle samo zaproszeniem, co i przyzwoleniem. Od początku nie lubiła mu się narzucać. Tak samo jak i rzadko, a może nawet nigdy, zaczynała jakiś większy pocałunek, niż spłoszone cmoknięcie w usta czy czułe ucałowanie w policzek.
  Oczywiście, że odniosła sromotną porażkę przy terminalu, nawet jeśli zgłaszała swoją gotowość samemu sprzedawcy. On chyba jednak postanowił wziąć stronę Huntera i wysunął terminal bliżej niego.
Podziękowała. I sprzedawcy i Hunterowi, oddalając się od miejsca, bardziej w głąb pobliskiego parku. Poczekała, aż on pierwszy spróbuje. Nie dlatego, że miała jakieś obawy, co do dania czy chciała sprawdzić, czy nie można na tym sobie połamać zębów. Ot, przez wychowanie i szacunek do niego, jako starszego.
  Uśmiechnęła się pod nosem, kiedy usłyszała jego reakcję, tak naturalną i jego. Kiwnęła z początku głową, przystając ze zgodą na jego słowa, zaraz jednak krótko się zastanawiając, by odpowiedzieć:
  — Na pewno z cukru. I chyba z wody i miodu, ale nie jestem pewna. W każdym razie fakt, jest to łatwo spalić. W taki sam sposób robi się ciasteczka Dalgona. To w zasadzie to samo. Tylko tam jeszcze się dodawało coś. — Zastanowiła się przez krótką chwilę. — Chyba sodę. No i zawsze problemem była temperatura, bo faktycznie łatwo to spalić. — Słodycz, a nie cały dom, jak zapowiadał Hunter.
  Delikatnie i uważnie ugryzła kawałek przekąski, uważając na to, aby się nie pobrudzić, a jednocześnie wyglądając przy tym jak pełna gracji sarenka, która beztrosko skubała sobie listek z krzaczka. Przeżuła swój kęs, nie zastanawiając się zbytnio długo ani nad smakiem, ani nad teksturą. Po prostu uznała, że było dobre. Nieco słodkie, ale dobre.
  — Faktycznie, śmieszne — przyznała, teraz faktycznie rozumiejąc, co miał na myśli. Kolejny gryz również nie był wielki. Przez chwilę milczała, bo sytuacja akurat to podyktowała, kiedy oboje mieli okazję zjeść – ona trochę wolniej niż on, finalnie oddając mu prawie całą połówkę jabłka, twierdząc że się najadła.
  — A macie jakieś plany na święta? — spytała, drepcząc spokojnie przy jego boku. Domyślała się, że Hunter szybciej spędzi je z rodziną Ahn, podczas gdy ona chciała je spędzić ze swoją mamą i nową rodziną. Zastanawiała się jednak, czy wyjeżdżają gdzieś – z powrotem do Korei, aby zobaczyć się z bratem Jiwoonga – czy może on dołącza do nich tutaj. A może nie widzą się wcale.

Hunter Jang
25 y/o
Welkom in Canada
183 cm
nocą okradam ludzi, a za dnia tańczę jako backup z twoimi idolami
Awatar użytkownika
I’m not the good guy, remember? I’m the selfish one. I take what I want, I do what I want. I lie, I fall in love with a good girl. I don’t do the right thing. But I have to do the right thing by you.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkizaimki
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Może po prostu nie chciał wyjść przy niej na tego samego biedaka jakim był, a może unosił się honorem, że jego dziewczyna nie będzie przecież za nic płacić. A może gdzieś tam w środku dalej pamiętał z jakiego domu się wywodziła jak ją poznał i chciał w jakikolwiek sposób wynagrodzić jej to, że nie miał zbyt wiele do zaoferowania. Nie miał majątku, niewiadomo jakiego posagu, świetnej pracy i przyszłości. Żył z dnia na dzień przez większość czasu i nie wiedział gdzie ostatecznie wyląduje. Może będzie tańczyć przy jakichś przypadkowych numerach, a może znowu uda mu się występować wśród gwiazd, co znaczyłoby jedno - dobrze opłacalne zlecenia.
A może skończy jako koreański Magic Mike.
Dopóki jednak stać go było na wyjścia, to zamierzał stawiać wszystko. Zwłaszcza w ten magiczny dzień w roku - w jej urodziny. Nie mówiąc o tym, że pamiętał, że niedługo właśnie miały być święta, a to oznaczało kolejne prezenty. Nie tylko dla niej tym razem.
Ale tym zamierzał się przejmować kiedy indziej.
Zawsze starał się wykazywać drobne gesty, ale czasami o nich zapominał. Łapał ją za rękę, całował w skroń, obejmował, a czasami szedł jak jej kolega. Nigdy nie wiadomo było na jakiego Huntera dzisiaj się natrafi. Dzisiaj jednak wydawał się pamiętać o wszystkim, nawet o tym, by spleść z nią palce czy objąć w pasie, gdy zmuszony był do puszczenia jej dłoni.
Uśmiechnął się pod nosem na jej odpowiedź, a potem ponownie zerknął na jabłko otoczone cienką skorupą z karmelu.
Okay, brzmi jak coś co da się zrobić — stwierdził, wielki pan i władca kuchni. — Walnę ci kiedyś takie, to zobaczysz, że będą lepsze. — To akurat było bardzo wątpliwe zważając na jego umiejętności gastronomiczne, ale podobno liczyły się chęci, nie? Gorzej jeśli karmel mu się w tym garnku zapali, a jak nie zapali, to przypali i zamiast słodyczą będzie walić węglem. I znając Soojin, zapewne powiedziałaby mu, że jest przepyszne i to cudownie, że się starał. Zje to ze łzami w oczach, a potem będzie odchorowywać.
No chyba, że sam spróbuje i uzna, że chujowe i lepiej tego nie jeść.
Zawsze też mogli wspólnie zrobić taki deser. Może ona by chociaż uratowała garnki pani Ahn i jego godność. I upewniła go w przekonaniu, że może nie powinien się zbliżać blisko palników.
Ugryzł raz jeszcze swoje jabłko w karmelu i przeniósł na nią spojrzenie gdy usłyszał jej pytanie o nadchodzące, grudniowe wydarzenia.
Na święta? — powtórzył i zaraz zastanowił się dłużej. Zwykle to była prosta odpowiedź, ale po przeprowadzce do Kanady jego życie trochę… się zmieniło. — Pojęcia nie mam. Zwykle nie obchodziłem świąt, ale teraz jak mieszkam w domu z rodziną Jiwoonga, to pewnie będzie jakieś mambo-jambo z choinką i w ogóle. — Jak się mieszkało samemu, tylko z psem, to raczej nie dekorowało się domu, nie piekło ciasteczek, nie stroiło choinki i nie śpiewało kolęd. Po prostu tego wieczora wracał do siebie, włączał film, odgrzewał jakieś jedzenie na szybko i z Hatim leżeli na łóżku przez większość czasu.
Teraz miało być zupełnie inaczej. Teraz miało być… w pełni rodzinnie.
Jeśli macie ochotę z mamą i nie macie żadnych planów, to możecie wbić do nas. Obiecuję, że będzie dziwnie, ale w chuj smacznie, bo mama Ahn to jak odwali kolację, to smakuje jak u babci Lee. — A babcia Lee to był prawdziwy sztos i legenda. Musiała ją pamiętać, bo niejednokrotnie ją do kobieciny zabierał na jedzenie. A skoro uważał, że pani Ahn robiła równie dobre jedzenie, zwłaszcza na święta, bo czasami dojadał jakieś resztki, to musiało coś w tym być.
A święta z nimi i matką Soojin nie brzmiały źle. Chyba, że jej matka nie będzie go akceptować w dalszym ciągu… wtedy może będzie lepiej, jeśli spędzą wigilię osobno. Tak dla świętego spokoju.


Raina Bouchard
20 y/o
Welkom in Canada
161 cm
workin' nine to five what a way to make a livin'
Awatar użytkownika
I've got thick skin and an elastic heart, but your blade it might be too sharp
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
typ narracjitrzecioosobowa, ograniczona
czas narracjiprzeszły
postać
autor

  — Na pewno będą — odpowiedziała z uśmiechem, pozwalając mu objąć także jej oczy. — A ja chętnie spróbuję — dodała.
  Nie zastanawiała się, czy zrobienie jabłek w karmelu, jakkolwiek prosto by to nie brzmiało, mu wyjdzie lub nie – zawsze przecież mogła zaproponować mu swoją pomoc, tyle tylko, że sama też nie była świetną kucharką. Zwyczajną, bo dopiero się uczyła od niedawna. Odkąd zamieszkała z nim i odkąd zaczęła dbać o to, aby jadł coś więcej niż tylko fastfood i streetfood, niezależnie od tego, jak dobre by nie były.
  Z mamą też gotowała od czasu do czasu, nie mając już jednak tak jasno postawionego celu, jak wcześniej.
  Zagaiła o temat świąt, bo chciała wiedzieć, jak będzie je spędzał w nowym miejscu. Cały czas, niezmiennie, doceniała to, że był tutaj oraz to, że przyjechał tutaj specjalnie dla niej. Ani nawet nie proponował powrotu do Seulu, gdzie miał zdecydowanie lepszą pracę i gdzie miał całą swoją historię.
  Chciała mieć pewność, że tych konkretnych świąt nie będzie spędzał sam, po tym jak poprzednie, jak raz dla odmiany w jego życiu, spędził z kimś, bo z nią. W gościach u Jiwoonga. Dobrze więc było słyszeć, że i w tym roku będzie mógł powtórzyć coś podobnego.
  Tyle że, no właśnie, bez niej.
  A to się sprowadzało do jego propozycji.
  — Och — wyraźnie się zmieszała, uciekając spojrzeniem na bok. — Bo ja jeszcze mamie nie mówiłam o tobie. O nas. — Ton jej głosu był wyjątkowo cichy i przesiąknięty poczuciem winy. Wiedziała, że powinna była już to zrobić, ale odwlekała to. Niepotrzebnie. W obawie przed tym, jak jej mama to przyjmie; a raczej: mając pewność, że jej rodzicielka nie przyjmie tego najlepiej.
  Nerwowym ruchem przeczesała włosy, podejmując dalej, bez większej przerwy:
  — W zasadzie to pomyślałam, że powiem jej właśnie w święta, bo atmosfera będzie cieplejsza. — Tak jej się wydawało – kobieta zawsze ciepło wypowiadała się o minionym Bożym Narodzeniu, spędzonym w licznym rodzinnym gronie. Coś, co do tej pory Soojin wydawało się abstrakcyjne.
  Przez to miała nadzieję, że lepiej przyjmie informację o kontrowersyjnym partnerze swojej córki. A poza tym, gdzieś słyszała, że święta to czas wybaczania.
  Wiedziała, że święta, na które ją zaprosił, nie miały możliwości, aby tak wyglądać. To miały być jej pierwsze w rodzinnym gronie, na których zapewne pozna część krewnych, których na oczy nie widziała i którym też pewnie będzie niezręcznie tak po prostu ją przyjąć do siebie. I wiedziała, że wizja tego, co proponował, była na tyle abstrakcyjna, że aż niemożliwa.
  Westchnęła cicho, niemal bezgłośnie, na moment skupiając się na stróżce pary, która wymknęła się wraz z jej oddechem.
  — Chciałabym je spędzić z tobą, ale jeszcze zjeżdża się do nas spora część rodziny. I będzie takie zamieszanie. Nie wiem jak będą się zachowywać, co powiedzą, co pomyślą... i w ogóle. — Urwała, uświadamiając sobie, że przede wszystkim obawia się już od razu wpuścić Huntera między rodzinę, której nawet nie znała. Nie dlatego, że według niej by sobie nie poradził w tym gronie – choć na pewien sposób mogło to być dla niego przytłaczające przez nadmiar tej całej czułości i rodzinnego ucisku – ani nie dlatego, że obawiała się, że to on zrobiłby coś złego. Chodziło o fakt, że nie wiedziała, jak on zostanie przyjęty. Przez jej mamę, a później całą rodzinę, która z pewnością pytałaby ją o opinię na temat partnera córki. Nie chciała, aby usłyszał coś, co mogłoby go dotknąć. Nawet jeśli na co dzień wydawał się mieć grubą skórę i nie przejmować się czymkolwiek.
  Dlatego, choć myślała o tym, nie proponowała mu wspólnych świąt. Ani nie powinna ich odmawiać swojej prawdziwej rodzinie.
  — Przepraszam — domknęła swoją poprzednią wypowiedź, odwracając spojrzenie z powrotem na niego. Uśmiechnęła się przy tym, równie przepraszająco, co i zmieszana. — Zobaczymy się w drugi dzień świąt? — zaproponowała z nieśmiałością, jak gdyby w obliczu tego, co powiedziała, taka propozycja była czymś aż nazbyt wielkim. Wlepiła przy tym w niego skruszone spojrzenie swoich oczu, jak gdyby czekała na ostateczny werdykt, w czasie w którym ona, miałaby chwilę wcześniej zrobić coś naprawdę złego.

Hunter Jang
25 y/o
Welkom in Canada
183 cm
nocą okradam ludzi, a za dnia tańczę jako backup z twoimi idolami
Awatar użytkownika
I’m not the good guy, remember? I’m the selfish one. I take what I want, I do what I want. I lie, I fall in love with a good girl. I don’t do the right thing. But I have to do the right thing by you.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkizaimki
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Święta nie były dla niego niczym specjalnym. Nie czuł całej tej otoczki. Nie ogarniał nigdy choinki, światełek, ozdóbek, skarpetek nad kominkiem, którego nie miał czy innych pierdół. Zapewne to dlatego, że nigdy też nie miał pełnej rodziny z którą miałby to świętować w pełni. Jak przystało na normalną, zdrową rodzinę. Dlatego też teraz nie czuł parcia na to, aby spędzać te dni wspólnie, bo dla niego były to dni jak wszystkie inne. Niespecjalnie się różniły, poza piosenkami i prezentami, które wypadało podarować.
Jak się spędzało święta samemu, to nawet tego nie miał.
I chociaż rok temu było całkiem zabawnie i przyjemnie, kiedy spędzali wspólnie święta wraz z rodziną Ahn, tak nie zamierzał naciskać na Soojin, aby w tym roku było podobnie. W końcu wiele się zmieniło od tamtego czasu. Teraz była wolna, a w dodatku odzyskała normalną, zdrową rodzinę.
I byli w Kanadzie.
Bo ja jeszcze mamie nie mówiłam o tobie.
To dlatego jeszcze mnie nie zabiła — powiedział, zaraz wgryzając się ponownie w jabłko. Nie żeby spodziewał się jakiegoś wykładu, ale się spodziewał. W końcu Soojin była jedynaczką, w dodatku zaginioną córką, która się niedawno odnalazła. Raczej nie ucieszyłaby się z tego, że jej córka znalazła sobie za partnera kogoś takiego jak on. Człowieka, którego można by podejrzewać o sprowadzenie dziewczyny na złą drogę. Wystarczyło na niego spojrzeć. — Myślisz, że aż tak będzie zniesmaczona i niezadowolona z twojego chłopaka, że wybierasz święta, gdzie wszyscy się cieszą, kochają i śpiewają Mariah Carey? — rzucił z ironicznym smirkiem, zerkając na nią z boku. Może brzmiało złośliwie, ale takie w rzeczywistości nie było. Z jednej strony się nie przejmował, bo skoro była z nim pomimo własnemu, jebniętemu, dyktatorskiemu ojcu, który chciał go dopaść, to czemu miałaby nie przeciwstawić się matce, prawda? Może dlatego, że była milsza, Hunter.
Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że jako partner był beznadziejną partią. I jedyne czego mógł się faktycznie obawiać, to to, że matka Soojin jej to odpowiednio przekaże. Na tyle przekonująco, że dziewczyna sama zdecyduje się go zostawić. Ponownie.
Co się z tobą stało, Hunter, że obawiasz się, że dziewczyna cię rzuci?
Wysłuchał jej wytłumaczenia i przytaknął krótko, rozumiejąc. Sam nie zamierzał się wpierdalać w jej pierwsze, prawdziwie pełne i rodzinne święta. To dla niej mógł być ważny czas. On się naje żarcia, które przygotowała pani Ahn, zapewne zagrają w jakąś dziką grę planszową, gdzie Jiwoong będzie oszukiwał, a potem pójdzie spać. Dzień jak każdy inny, tylko z innymi atrakcjami. Wiedział jednak, że dla niektórych było to dość ważne wydarzenie.
Może dla niego kiedyś też będzie.
Spoko, jasne — rzucił luźno, wzruszając ramionami. Nie był dramatyczną divą, aby robić o to problem i jeszcze się kłócić czy obrażać, że w dalszym ciągu był trzymany w tajemnicy. Zwłaszcza, że ich związek był świeży. Znaczy, drugie ich zejście. Gorzej jeśli będzie tajemnicą i wciąż będzie trzymany na dystans, gdy sprawy staną się poważne.
Bo nie wykluczał takiej opcji. Znaczy, jego podświadomość, gdzieś tam bardzo głęboko, tego nie wykluczała. On jeszcze nie zdawał sobie sprawy z tego.
Wolałaby, aby się go nie wstydziła, jakby miała go przedstawić. A może tak właśnie było? Może dlatego nie chciała, aby jej matka i rodzina o nim wiedzieli już teraz, bo… był jaki był? Może gdyby był z dobrego domu, wychowany i bardziej elegancki, to nie miałaby problemu, aby brać go na święta?
Kącik ust mu drgnął wyżej i sięgnął do niej, by objąć ramieniem w geście wsparcia.
Pewnie, Księżniczko — rzucił, puszczając jej oczko. — Chociaż w drugi świąt nie będziecie też jakoś siedzieć razem czy coś? Grać w bingo i oglądać albumy? Nie wiem co robią rodziny na święta, sorry. — Mógł czerpać wiedzę albo od tych pojedynczych spotkań z rodziną Jiwoonga, albo z filmów, ale… nie oglądał świątecznych filmów. Jego rodzina - czyli on i Hati, zwykle oglądali filmy do późna lub grali w gry, kiedy pies zajadał się gryzakami lub spał na łóżku. Patrząc na to, że miała mieć liczne spotkanie z ludźmi w te pierwsze dni, to domyślał się, że będą spędzać czas robiąc coś ciekawszego.
I nawet pizzy nie będą mieć. Jego wersja chyba była lepsza.

Raina Bouchard
ODPOWIEDZ

Wróć do „Scotiabank Pond”