23 y/o
For good luck!
183 cm
tancerz w The Painted Lady
Awatar użytkownika
I just want you for my own
More than you could ever know
Make my wish come true
All I want for Christmas is you, ooh, yeah
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkidowolne
typ narracji3 osoba
czas narracjiprzeszły
postać
autor

001


outfit

Wstawanie nie należało do ulubionych momentów Aresa, zdecydowanie, a już zwłaszcza wstawanie na lekkim kacu. Tak, to prawda że zeszłego wieczora był w pracy, ale zawsze po skończonych występach mógł sobie pozwolić na jednego lub dwa drinki i wczoraj nie było inaczej... no, tylko że nie zatrzymał się na dwóch drinkach, bo wyjątkowo dobrze mu się gadało z jakimś kolesiem i prawda była taka, że być może stracił rachubę w tym, ile faktycznie wlał w siebie alkoholu. Jedno wiedział na pewno - jakoś dotarł do domu, być może działając na automacie, a może w końcu odwiozła go jakaś koleżanka ze sceny, ale w każdym razie obudził się we własnym łóżku i poza bólem głowy raczej nic mu nie było. I mimo że przez jakiś czas walczył ze słońcem przedzierającym się pomiędzy zasłonami, zasłaniając się to dłońmi, to poduszką, a wreszcie naciągając sobie na głowę kołdrę, to w końcu poddał się i z jękiem niezadowolenia podniósł się z łóżka. Prawdopodobnie leżałby tak do wieczora, ale gdy zerknął na zegarek okazało się, że jest już po czternastej, a on był dziś umówiony z kumplem w jego domu i niekoniecznie chciał się spóźnić (a w każdym razie nie jakoś bardzo, bo spóźni się pewnie i tak; instytucja czasu często była dla niego kompletnie niejasna i chyba tylko licho wiedziało, po co w ogóle powstały zegarki).
Wyszedł z mieszkania jakiś czas później, bo najpierw wziął jeszcze prysznic, ubrał się i zgarnął najpotrzebniejsze rzeczy, po czym wsiadł na swój motocykl (marzył o harleyu, ale jeszcze przez jakiś czas nie będzie go na niego stać) i pojechał pod dom kumpla. Jechał dość szybko, bo po prostu tak lubił (i wtedy też naprawdę czuł, że żyje), więc po jakimś czasie stanął już pod drzwiami Sinclairów, z kaskiem pod pachą i wcisnął dzwonek do drzwi. Spodziewał się, że otworzy mu kumpel, bo przecież się umówili, a później zapewne pójdą gdzieś posiedzieć i pogadać; niekoniecznie zostaną w domu Sinclairów, bo tego sam Axel wolałby uniknąć, tym bardziej, że towarzystwo Sinclaira seniora nadal go niesamowicie krępowało. Nie była to informacja, która się chwalił, ale to właśnie Warren był facetem, który kilka lat temu zawrócił w głowie młodemu Everhartowi - czego zapewne sam był kompletnie nieświadomy. A kiedy już dzięki jakiemuś facetowi uświadomisz sobie, że jesteś zainteresowany nie tylko płcią piękną, to nawet lata później robi ci się w jego towarzystwie ultra głupio.

Warren Sinclair
palermo
nie lubię kierowania moją postacią i wiecznych śmieszków w grach, ale poza tym piszę dosłownie wszystko
54 y/o
For good luck!
188 cm
Właściciel The Spoke Club
Awatar użytkownika
There was a darkness in his eyes that felt cold and foreign, like the gaps between the stars.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona, jej
typ narracji3os.
czas narracjiprzeszły
postać
autor

001.
Miał wszystko co mógł sobie wymarzyć mężczyzna w jego wieku, kochającą żonę, która go rozpieszczała w każdym aspekcie jego życia, widząc gdy ciężko pracując przynosiła do jego gabinetu mu obiad czy przekąski a czasami coś do picia. Miał syna, który wprawdzie większość czasu spędzał poza domem, ale wiedział że dobrze go wychował, zgodnie ze swoimi tradycjami, które przekazywał mu jego ojciec, a wcześniej jego ojciec a dziadek Warrena.
Dzisiaj nie miał w planie przebywać w klubie, w niektóre dni poświęcał czas na majsterkowanie w domu, najczęściej grzebał w garażu przy samochodzie albo przy swoim Harleyu z którego był niesamowicie dumny. Tak więc zrobił dzisiejszego dnia, bo silnik zaczął dziwnie zawodzić i Sinclair był ciekaw, czy sam zdoła znaleźć tego przyczynę, czy jednak będzie musiał odstawić na jakiś czas swój motor do mechanika. Niechętnie to robił, bo traktował ten motor jak swoje drugie dziecko, którego oczywiście nie miał. Był zadowolony z tego, że miał swojego dziedzica, który być może będzie prowadził klub tak jak on.
Zaklął pod nosem gdy jedna ze śrub jak na złość nie chciała się odkręcić, mimo że używał do tego prawie całej swojej siły i wzdrygnął się gdy w garażu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Zerknął na zegarek, który nosił na swojej lewej ręce zastanawiając się czy był z kimś umówiony, ale nic nie przychodziło mu do głowy i dźwignął się z prowizorycznej maty zrobionej ze starych kartonów, chwytając po drodze ręcznik, w który wytarł brudne od smaru ręce kierując się w stronę schodów na górę, a potem w stronę drzwi wejściowych.
Ares, cześć — rzucił gdy po otworzeniu drzwi zastał przyjaciela jego syna w progu, uśmiechnął się w jego stronę lekko. Znał go tak naprawdę od małego, chłopcy długo się przyjaźnili i Warren był zadowolony, że ta przyjaźń nadal trwała. Zmarszczył delikatnie czoło. — Mojego syna nie ma, ale ma być za parę minut, wejdziesz? — otworzył szerzej drzwi zapraszając go do środka, samemu kierując się w stronę kuchni, po drodze kładąc brudny od smaru ręcznik na blacie kuchennym za co zapewne dostałby od swojej żony przez głowę, ale jej także nie było w domu.
Napijesz się czegoś? — skierował spojrzenie w stronę chłopaka, włączając ekspres, który zaczął mielić kawę, podstawiając pod wylot swój ulubiony kubek z rysunkiem motoru, po czym oparł się tyłem o blat kierując swoje spojrzenie na chłopaka, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
Co u Ciebie, młody? — zapytał jeszcze lustrując go uważnie spojrzeniem, Warrenowi nie uszło uwadze, że przy nim ten nagle zaczynał się spinać, jakby się czegoś obawiał, był ciekaw co takiego powodowało, ale nigdy tak naprawdę nie zapytał. Sinclair po prostu zwracał uwagę na szczegóły i potrafił wychwytywać takie zachowanie jak nagłe napięcie mięśni czy szczęki, które mogło świadczyć o tym, że ktoś w jego towarzystwie był spięty.

Ares Everhart
gall anonim
jak ktoś kieruje moją postacią, sama to potrafię. :)
23 y/o
For good luck!
183 cm
tancerz w The Painted Lady
Awatar użytkownika
I just want you for my own
More than you could ever know
Make my wish come true
All I want for Christmas is you, ooh, yeah
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkidowolne
typ narracji3 osoba
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Gdy drzwi się otworzyły i stanął w nich ojciec jego przyjaciela Ares od razu pożałował, że nie ma zdolności znikania, wtapiania się w otoczenie niczym kameleon albo po prostu przenoszenia się w inne miejsce na świecie za pstryknięciem palców. Jasne, mógł się tego spodziewać, bo jednak Warren przecież mieszkał w tym domu, ale liczył na to, że teraz będzie w swoim klubie - co na szczęście zdarzało się często, gdy Ares tam przychodził - a drzwi otworzy mu młody Sinclair. Tak się jednak nie stało, a jako że owych magicznych zdolności superbohaterskich nie posiadał, to musiał stanąć twarzą w twarz z kimś, kto zawsze jednym spojrzeniem sprawiał, że drżały mu kolana i zasychało mu w gardle. Musiał być dzielny, przecież nie był już szczeniakiem, powinien dawno wyrosnąć z tego okresu i tej fascynacji, a jednak... jednak nie potrafił, cholera. Postanowił więc całą swoją wolną wolę włożyć w to, żeby jak najmniej pokazać po sobie, że czuje się skrępowany w obecności Sinclaira seniora (a jakie będą tego efekty, to się okaże).
- Dzień dobry, panie Sinclair - rzucił na powitanie, siląc się na swobodny ton, gdy mężczyzna również się z nim przywitał. Miał nadzieję, że nie słychać żadnego drżenia w jego głosie, że ten mu się nie załamie nagle przy small talku, który najwyraźniej Warren postanowił z nim przeprowadzić podczas nieobecności swojego dziedzica. - Tak, mogę zaczekać w środku, czemu nie - wzruszył ramionami, znów licząc na to, że wygląda na możliwie jak najbardziej zrelaksowanego.
Nic się nie dzieje, przecież to tylko zwykły człowiek, facet jak każdy inny - powtarzał sobie jak mantrę, przekraczając próg domu i idą za mężczyzną do kuchni. Rozejrzał się po domu, bo zawsze gdy tu był czuł się nieco przytłoczony przez panującą tu atmosferę; dom nie należał do biednych, powiedzmy sobie szczerze. Ostrożnie odłożył kask na blat w kuchni i stanął sobie w pewnej odległości od Warrena, opierając się biodrami o fragment jednej z szafek. Dłonie oparł o blat za sobą, starając się wyglądać w miarę swobodnie, mimo że serce przyspieszyło mu znacznie, a na policzki najprawdopodobniej wpłynęły ślady rumieńców.
- Kawy, jeśli ma pan do niej mleko - odpowiedział po chwili wahania, przyglądając się przez chwilę kubkowi z motocyklem. Przywołał nawet na twarz uśmiech, mimo że nadal miał ochotę rozpłynąć się w powietrzu. - Czy ja wiem...? - znów poruszył lekko ramionami, zastanawiając się co właściwie u niego słychać. - Głównie pracuję, czasem wyjdę gdzieś na miasto... nadal mieszkam ze swoją byłą, a jej matka nadal uważa, że wkrótce się pobierze i pyta, kiedy doczeka się wnuków - parsknął śmiechem na koniec i podrapał się po karku, błądząc wzrokiem wszędzie, byle tylko nie patrzeć bezpośrednio na Sinclaira. - A u pana...? Jak tam klub? Co u żony? - szybko skarcił się w myślach za te pytania, uznając, że brzmi teraz na ciekawskiego gówniarza, a przecież nie chciał, żeby Warren miał o nim takie zdanie. Zagryzł dolną wargę, żeby nie palnąć znowu czegoś głupiego.

Warren Sinclair
palermo
nie lubię kierowania moją postacią i wiecznych śmieszków w grach, ale poza tym piszę dosłownie wszystko
54 y/o
For good luck!
188 cm
Właściciel The Spoke Club
Awatar użytkownika
There was a darkness in his eyes that felt cold and foreign, like the gaps between the stars.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona, jej
typ narracji3os.
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Nigdy nie przywiązywał większej uwagi do zachowania Aresa w jego towarzystwie, chociaż zaczynał dostrzegać pewne oznaki tego, że chłopak czuł się przy nim skrępowany, ale odrzucał te myśl za każdym razem, bo uznawał że po prostu przez to, że jest ojcem jego najlepszego przyjaciela to w jego towarzystwie mógł czuć się niepewnie. Warren był człowiekiem otwartym, rzadko kiedy odmówił jakiejkolwiek pomocy, zwłaszcza ludziom, którzy kręcili się w jego towarzystwie czy wśród osób, które były dla niego najważniejsze. Dla swojego syna zrobiłby wszystko, a co za tym idzie i także dla jego przyjaciół byłby skory, żeby się poświęcić. Kącik jego ust drgnął lekko na powitanie chłopaka.
Wystarczy Warren — rzucił tylko w jego stronę, w klubie zawsze zwracali się wszyscy do siebie po imieniu, nikt nie nazywał go szefem nawet gdy czasami ktoś się zapomniał i właśnie go tak nazywał, a mężczyzna skutecznie ich poprawiał do tego momentu, że zwracali się do niego po imieniu. Chciał być dla nich niczym ich przyjaciel z pracy, a nie szef, który od nich tylko i wyłącznie wymaga, nawet gdy czasami widział strach w ich oczach gdy musieli się przełamać, żeby tak go właśnie nazywać. Tak było także w przypadku młodego Everhart, nie lubił kiedy ten go tytułował panem Sinclair bo wtedy czuł się cholernie staro, a nienawidził tego uczucia nawet gdy jego wiek zaczynał dawać mu się we znaki, odrzucał jednak tę myśl bo w duchu nadal miał te trzydzieści parę lat.
Kiwnął lekko głową gdy ten zgodził się wejść do środka i zamknął jeszcze za nim drzwi zanim nie ruszyli w stronę kuchni, gdzie już szykowała się kawa. — Mleko na pewno się gdzieś znajdzie… — zmarszczył lekko czoło otwierając drzwi lodówki, gdzie dostrzegł karton z mlekiem, którego on wprawdzie nigdy nie używał, bo preferował czarną kawę a od mleka robiło mu się niedobrze. Podobno z wiekiem przychodzi nietolerancja laktozy, a on miał wrażenie, że ten wiek już przekroczył dlatego wolał nie ryzykować. Wyciągnął mleko z lodówki stawiając na blat i odwrócił się do ekspresu wyciągając spod niego swój ulubiony kubek i podstawiając kolejny, który miał w zasięgu wzroku włączając go ponownie. Kącik jego ust drgnął lekko na słowa chłopaka.
Coś o tym wiem, bo mam nadzieję, że mój syn także w przyszłości będzie miał dzieci, a ja zostanę dziadkiem. W sumie to cieszyłbym się z tego, gdyby się okazało, że ma jakąś dziewczynę z którą wiąże przyszłość — zaśmiał się delikatnie, zaledwie parę lat temu byłby przerażony tym faktem, ale teraz? Wiedział, że czas przemijał i miał już tyle lat, że mógł się domagać wnuków, ale nigdy nie powiedział tego na głos bo wiedział, że facet musi dorosnąć do posiadania dzieci, tak było w jego przypadku a miał tylko jednego syna.
Wyciągnął kubek spod ekspresu stawiając go na wyspie kuchennej koło kartonu z mlekiem i skinął lekko głową w kierunku Aresa.
W klubie? Wszystko w porządku, chociaż nadal moi pracownicy nie lubią mówić do mnie po imieniu, nawet gdy ich do tego zmuszam od samego początku — to była zawsze tradycją w klubie, a Sinclair postanowił to pielęgnować. — U Evelyn? Także dobrze, zapewne teraz jest na zakupach — sięgnął po telefon z zamiarem zobaczenia czy nie ma żadnej wiadomości od żony, ale zobaczył tylko informację, że tymczasowo sieć jest niedostępna, zmarszczył lekko czoło. — Chyba przez ten śnieg mają jakieś problemy z siecią. — pokręcił tylko lekko głową i schował telefon do tylnej kieszeni spodni.
Właśnie próbowałem odkryć co się dzieje z moim motorem bo nagle zaczął wydawać niepokojące dźwięki, ale to może przez te nagłe ochłodzenie silnik zaczął niedomagać. Chyba będę musiał go odprowadzić do warsztatu — wyrzekł i westchnął delikatnie na swoje słowa.
Nie lubił rozstawać się ze swoją maszyną nawet na chwilę.

Ares Everhart
gall anonim
jak ktoś kieruje moją postacią, sama to potrafię. :)
23 y/o
For good luck!
183 cm
tancerz w The Painted Lady
Awatar użytkownika
I just want you for my own
More than you could ever know
Make my wish come true
All I want for Christmas is you, ooh, yeah
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkidowolne
typ narracji3 osoba
czas narracjiprzeszły
postać
autor

- Warren... - powtórzył za nim chłopak, marszcząc lekko nos i przez chwilę smakując na języku to imię, którego właściwie nigdy nie wypowiadał, a jeśli już to nie w obecności samego mężczyzny, nie zwracając się bezpośrednio do niego. Jak tak się nad tym zastanawiał, to chyba nigdy nie zdarzyło mu się używać tego imienia, nie wypowiadał go na głos; zawsze określał mężczyznę "panem Sinclairem" właśnie, mimo że wiedział, jak mężczyzna ma na imię. Smakowanie tego imienia na języku wydawało mu się niezwykle miłym doznaniem i chyba sprawiło, że minimalnie się rozluźnił. Nie powiedziałby, że poczuł się od razu swobodnie, ale na pewno jego ramiona i żuchwa były mniej spięte, niż jeszcze chwilę wcześniej. Unoszący się w kuchni zapach kawy również mógł mieć w tym swój udział.
- Nie mam pojęcia czy ma teraz jakąś dziewczynę, a w każdym razie nie wiem czy ma kogoś na poważnie, więc nie wyciągnie pan... nie wyciągniesz tego ze mnie - zaśmiał się pod nosem, trochę zawstydzony tym zająknięciem się, ale musiał się jeszcze przyzwyczaić do mówienia do mężczyzny po imieniu. Nie przychodziło mu to naturalnie, nic zresztą dziwnego, bo jednak rodzice nauczyli go szacunku do ludzi, a zwłaszcza do starszych, a jakby nie było - dzieliło ich ładnych parę lat różnicy, prawda?
- Dziękuję - posłał mu uśmiech, przestając unikać też patrzenia na mężczyznę (chyba smak jego imienia na języku faktycznie zdziałał cuda) i podchodząc do kubka z przygotowaną dla niego kawą. Dosypał sobie trochę cukru, wymieszał i dolał zimnego mleka, po czym schował karton do lodówki i znów oparł się biodrem o szafkę, chwytając kubek w obie dłonie. Stał teraz bliżej Sinclaira, ale jakoś nie przeszkadzało mu to aż tak bardzo. Wydawał się nieco bardziej rozluźniony, bardziej otwarty.
- W takim razie cieszę się, że wszystko w porządku - odpowiedział po chwili, sięgając ustami do krawędzi kubka i upijając kilka łyków. Potem odsunął go od ust i przechylił lekko głowę na bok, przyglądając się mężczyźnie z ciekawością. - A jakie to dźwięki...? Bo wiesz, problemy z motocyklem mogą być różne, ale wszystko zależy od tego jaki to dźwięk. Stukanie, szum, coś jak gwizd...? - dopytywał, wciąż z kubkiem w obu dłoniach. Chwilę później wywrócił lekko oczami, wyczuwając spojrzenie mężczyzny i dodał. - Mam stary motocykl, często się psuł, więc musiałem się nauczyć go naprawiać. Jeśli chcesz, to mogę rzucić okiem i... może razem cos wykombinujemy, a ty zaoszczędzisz na mechaniku. - błysnął zębami w uśmiechu.

Warren Sinclair
palermo
nie lubię kierowania moją postacią i wiecznych śmieszków w grach, ale poza tym piszę dosłownie wszystko
54 y/o
For good luck!
188 cm
Właściciel The Spoke Club
Awatar użytkownika
There was a darkness in his eyes that felt cold and foreign, like the gaps between the stars.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona, jej
typ narracji3os.
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Uśmiechnął się lekko w jego stronę, gdy ten wymówił jego imię, nigdy nie lubił gdy ktoś tytułował go panem, czuł się wtedy staro i dochodziło do niego, że tak naprawdę jego wiek wskazywałby na to, że jest stary, tylko że Warren zawsze czuł się młodo w swoim ciele i nie raz to okazywał, był raczej mimo swojej aparycji duszą towarzystwa. Na pierwszy rzut oka nie można było tego o nim powiedzieć, ale ten kto go znał to wiedział, że był niczym do rany przyłóż, oczywiście gdy było trzeba to stawiał na swoim i wytyczał jasno granice, ale w własnym domu z przyjacielem swojego syna nie musiał nikogo udawać i po prostu był sobą.
Zaśmiał się lekko na jego słowa i wzruszył ramionami. — Nawet nie próbowałbym nic z Ciebie wyciągać, jest już dorosły i sam może decydować — jemu ojciec także dawał taką w pewnym rodzaju przestrzeń, którą podczas nastoletniego buntu nie raz wykorzystywał, ale z czasem się ustatkował i zdał sobie sprawę, że klub w którym jest teraz właścicielem tak naprawdę jest jego drugim domem. Przeciągnął delikatnie zastałe mięśnie a z jego lewej strony rozległo się ciche miauczenie gdy jego kot, Salomon wskoczył na blat koło mężczyzny i otarł się o jego ramię z cichym pomrukiem, podrapał lekko kota za uchem. Evelyn musiała wziąć na spacer dwa psy, które posiadali bo nigdzie ich nie widział, czasami sam jej mówił, żeby brała je ze sobą w roli ochroniarzy bo nikt przy zdrowych zmysłach nie zbliżyłby się do tych psów, nawet gdy wyglądały one niegroźnie.
Uniósł lekko brew z zaciekawieniem wymalowanym na twarzy.
Tak? Potrafisz reperować motory? Tylko ostrzegam, że jak coś zrobisz mojej maszynie to ja zrobię Tobie — zastrzegł jeszcze i uniósł palec celując go w chłopaka jakby chciał, żeby ten wziął sobie te słowa do serca, zaraz potem jednak parsknął delikatnie śmiechem na widok jego miny. — Coś pomiędzy gwizdem a szumem, czasami też trochę szarpnie ale odkąd go kupiłem to tak robi— wziął łyk swojej czarnej kawy i odstawił kubek na blat.
Chodź, zerkniemy do niej — wyrzekł jeszcze chwytając po drodzę do garażu brudny ręcznik na którym można było zobaczyć ślady po smarze i skierował się w stronę drzwi prowadzących do garażu. Nie było go zaledwie parę minut a temperatura tam się ochłodziła, Harvey zostawił uchylony garaż, żeby wpuścić do środka trochę świeżego powietrza.
Kurwa… ta zima będzie sroga, zaledwie zostawiłem otwarty garaż na parę minut a zimno tutaj jak na antarktydzie — mruknął kierując się w stronę panelu na ścianie, nacisnął przycisk i po chwili rozległ się dźwięk zamykanych drzwi garażowych odcinając ich od tego zimna, które próbowało wtargnąć do środka, potarł ręce o siebie i naciskając kolejny przycisk rozległ się delikatny szum pod sufitem.
Zaraz zrobi się trochę cieplej — mruknął, prowadząc go przez garaż gdzie znajdowało się parę, głównie to sportowych ale i także starych modelem samochodów z których przestał korzystać odkąd kupił sobie swojego Harleya. — To moje drugie dziecko, ale nie mów tego mojemu synowi, chociaż sam się śmieje, że spędzam z tą maszyną więcej czasu niż z nim — dodał jeszcze pokazując mu swój motor, który był teraz jego oczkiem w głowie.

Ares Everhart
gall anonim
jak ktoś kieruje moją postacią, sama to potrafię. :)
23 y/o
For good luck!
183 cm
tancerz w The Painted Lady
Awatar użytkownika
I just want you for my own
More than you could ever know
Make my wish come true
All I want for Christmas is you, ooh, yeah
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkidowolne
typ narracji3 osoba
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Młody Everhart zauważył już jakiś czas temu, że ojciec jego kumpla był wiecznie młodym duchem człowiekiem - i w sumie bardzo to popierał, bo zakładał, że on w jego wieku będzie całkiem podobny pod tym względem. Czasem rozmyślał o tym co go czeka w przyszłości, takiej dalszej niż kolejne miesiące, no i jakoś nigdy nie widział siebie za biurkiem w jakiejś korporacji, nie sądził też, że ustatkuje się, znajdzie sobie żonę i spłodzi dzieciaki, za to całkiem prawdopodobne było, że wciąż będzie popylał po mieście na motocyklu, będzie pracował w jakimś barze albo klubie i w każdy piątek będzie podrywał nowego faceta, żeby zaciągnąć go do łóżka. Tak, to było więcej niż prawdopodobne, bo ze stabilizacją nie było mu po drodze, definitywnie.
- Szanuję podejście - skinął głową z uznaniem, gdy Warren stwierdził, że jego syn jest dorosły, więc nie będzie z niego niczego wyciągał. On sam też chciałby, żeby cała jego rodzina miała takie podejście do jego decyzji, dotyczących różnych aspektów jego życia, ale niestety, czasem wtrącali się tam gdzie nie trzeba. Problem polegał na tym, że to dobrze, że się wtrącali, bo gdy był w fazie manii podejmował niezbyt racjonalne decyzje, których mógłby żałować, gdyby nie wsparcie bliskich.
Parsknął śmiechem, słysząc, że jeśli zrobi coś jego maszynie, to Warren skrzywdzi jego.
- Umówmy się, że miewam nie po kolei w głowie, ale nie proponowałbym pomocy przy twoim Harleyu, gdybym uważał, że zrobię mu jakieś kuku - wywrócił oczami, wciąż się śmiejąc, po czym chwilę później ruszył za mężczyzną do garażu, wciąż trzymając w dłoniach kubek z kawą. Wzdrygnął się, gdy tylko weszli do ochłodzonego pomieszczenia, ciesząc się teraz, że trzyma wciąż ciepłą kawę; napił się jej, żeby ogrzać sobie też środek ciała, a potem odstawił pusty kubek na jakiś wolny blat, nie przywiązując zbyt dużej uwagi do tego czy to jakiś stolik, szafka na narzędzia czy cokolwiek innego. Podszedł do motocykla, podwinął rękawy i kucnął przy maszynie. - Co do dźwięków, to przychodzi mi do głowy, że możesz mieć nieszczelny układ dolotowy albo pęknięty wężyk, to by mi też pasowało do szarpania podczas jazdy. Uruchomisz go? Chcę sprawdzić jak brzmi - podniósł wzrok i popatrzył na niego, przywołując na twarz delikatny, nieco niepewny uśmiech. Oparł się na jednym kolanie o chłodną podłogę garażu, uznając, że tak będzie mu wygodniej, oczekując aż Warren spełni jego prośbę.

Warren Sinclair
palermo
nie lubię kierowania moją postacią i wiecznych śmieszków w grach, ale poza tym piszę dosłownie wszystko
54 y/o
For good luck!
188 cm
Właściciel The Spoke Club
Awatar użytkownika
There was a darkness in his eyes that felt cold and foreign, like the gaps between the stars.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona, jej
typ narracji3os.
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Nigdy nie ukrywał się z faktem, że czuł się o wiele młodziej niż wyglądał czy niż miał lat, raczej to było coś normalnego, tak jakby mężczyzna przeżywał drugą młodość w swoim życiu. Jego rodzina mogła się z niego śmiać, ale on wiedział swoje, znał swoje ciało, znał swoje emocje i przede wszystkim znał swoje możliwości, które ostatnio wręcz ewoluowały i stały się nieograniczone. Lubił przebywać wśród młodszych od siebie, poznawać ich i czuć się jak część ich paczki, chociaż zapewne jego syn by go za to zabił gdyby podzielił się z nim takimi myślami.
Evelyn uważa, że na za dużo mu pozwalam, ale jakim byłbym ojcem gdybym ograniczał własnego syna i kazał mu coś robić, czego nie lubi? Albo wpływać na jego decyzje? — wzruszył delikatnie ramionami na swoje słowa, wprawdzie z nikim nie rozmawiał na tak głębokie tematy, zazwyczaj ich unikał jeśli chodzi o rozmowy na temat bezstresowego wychowania, które Warren w pełności popierał, nawet gdyby okazało się, że jego syn woli chłopaków, to pogodziłby się z tym faktem, on także w czasach swojej młodości trochę eksperymentował w tym zakresie, ale odkąd zakochał się w swojej żonie, wszystko się diametralnie zmieniło. Kącik jego ust drgnął lekko na widok rozbawienia na twarzy Aresa, o dziwo z tym młodym chłopakiem dobrze mu się rozmawiało, tak jakby znali się o wiele dłużej, zresztą ten przejawiał pewne oznaki bycia już dorosłym, które w takich właśnie ludziach Sinclair sobie cenił.
Mam nadzieję, bo tego nigdy bym Ci nie wybaczył, Ares — rzucił w stronę chłopaka gdy szli w stronę garażu, raczej mówiąc to bardziej w neutralnym tonie niż naprawdę miał na myśli, nie byłby w stanie tak po prostu odrzucić przyjaciół swojego syna bo wiedział, że przyjaciele w życiu są naprawdę ważni i cieszył się, że miał ten kogoś na kim mógłby polegać.
Przystanął po drugiej strony Harleya i skinął delikatnie głową na jego słowa, marszcząc delikatnie czoło. — Też za pierwszym razem pomyślałem o wężyku, ale z tego co patrzyłem wygląda dobrze, może zerkniesz swoim sprawnym okiem, możliwe, że coś przeoczyłem — wyrzekł zanim nie przerzucił nogi przez swój motor siadając wygodnie na siedzeniu, przekręcił kluczyk w stacyjce i po paru sekundach rozległ się odgłos uruchamianego silnika, jednak według Warrena nie brzmiał on tak jak zawsze, wraz z rykiem silnika rozległ się delikatny gwizd a potem szum, Sinclair zsunął się z maszyny zerkając z lekkim zaciekawieniem na chłopaka.
Był ciekaw czy on jest w stanie odkryć co takiego działo się z jego ukochaną maszyną.

Ares Everhart
gall anonim
jak ktoś kieruje moją postacią, sama to potrafię. :)
23 y/o
For good luck!
183 cm
tancerz w The Painted Lady
Awatar użytkownika
I just want you for my own
More than you could ever know
Make my wish come true
All I want for Christmas is you, ooh, yeah
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkidowolne
typ narracji3 osoba
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Ares też chciałby mieć rodzinę, która miałaby takie podejście jak Warren do swojego syna, i która szanowałaby to, że jest dorosły, a więc trzymałaby się od jego spraw z daleka. Teraz i tak już było pod tym względem lepiej, pewnie głównie dlatego, że mieszkał bez rodziców, a jedynie ze swoją przyjaciółką i byłą dziewczyną jednocześnie, która mimo że wciąż byli blisko, to nie była nigdy osobą kontrolującą go ani przeraźliwie opiekuńczą.
Inna też sprawa, że wpadał czasami na tak genialne pomysły, że przydałby mu się ktoś, kto nie tyle by go kontrolował, co po prostu sprawował nad nim jakąś minimalną opiekę, niezależnie od tego jak bardzo Axel by przy tym marudził.
- Syn ci przekazał, że używam teraz imienia Ares...? - zapytał jeszcze, trochę skrępowany, ale z drugiej strony zaciekawiony tym, że mężczyzna zwrócił się do niego właśnie tym pseudonimem, którego używał co prawda od jakiegoś czasu, ale przecież Warren znał go raczej pod prawdziwym imieniem. Jaka by jednak nie była odpowiedź, to zrobiło mu się jakoś tak cieplej na sercu, gdy Sinclair nazwał go właśnie w ten sposób.
Chłopak przyjrzał się temu, jak Warren siadał na motocyklu, mimowolnie przesuwając wzrokiem po materiale spodni opiętym na jego udach. Poczerwieniał lekko na policzkach, odwracając spojrzenie i patrząc na wężyk w oczekiwaniu na jakieś oznaki uszkodzenia, gdy motor już został odpalony przez mężczyznę. Faktycznie nie brzmiał najlepiej. Ares był niemal pewien, że chodzi o uszkodzony wężyk, bo objawy, które teraz słyszał i które Warren opisał mu wcześniej, włącznie z podejrzanymi dźwiękami i szarpaniem maszyną idealnie do tego pasowały.
- Na pierwszy i drugi rzut oka wygląda normalnie... - odezwał się w końcu, po dłuższej chwili przyglądania się wężykowi z różnych stron, kątów i odległości. - Ale wydaje mi się, że gdyby było ok, to nie czułbym zapachu benzyny, gdy się bardziej pochylam. Też czujesz, czy jednak mam jakieś omamy...? - zerknął na mężczyznę, biorąc pod uwagę, że może mu się po prostu wydawać.

Warren Sinclair
palermo
nie lubię kierowania moją postacią i wiecznych śmieszków w grach, ale poza tym piszę dosłownie wszystko
54 y/o
For good luck!
188 cm
Właściciel The Spoke Club
Awatar użytkownika
There was a darkness in his eyes that felt cold and foreign, like the gaps between the stars.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona, jej
typ narracji3os.
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Nie każdy miał tyle szczęścia jeśli chodzi o rodzinę, akurat Sinclair nie miał na co narzekać, zawsze czuł się kochanym dzieckiem, a że był jedynakiem to rodzice przelewali na niego całą miłość. Mimo starań i jego błagań, że chciałby mieć brata albo siostrzyczkę, się nie udało, ale z drugiej strony rodzeństwo nie było mu potrzebne do szczęścia. Miał wszystko w życiu co mógł sobie wymarzyć, a do tego ojciec wiele dał, żeby mężczyzna nauczył się jak szanować kobiety, sporo go nauczył. Przesunął lekko spojrzeniem po twarzy młodego mężczyzny i wzruszył delikatnie ramionami, przechylając lekko głowę z zaciekawieniem wymalowanym w oczach.
Wspominał, że wolisz, żeby tak się do Ciebie zwracać, ale jeśli nie chcesz to mogę… — wyrzekł po chwili, czując lekkie zakłopotanie, ale zaraz uśmiechnął się ciepło, na widok jego reakcji gdy nazwał go Ares a nie Axel, czyli tak jak miał na imię. W dzisiejszych czasach młodzi ludzie często przywdziewali jakieś pseudonimy, które w pewien sposób lepiej ich odzwierciedlały, a Sinclair nie chciał żeby ten czuł się niekomfortowo w jego towarzystwie. Wręcz przeciwnie, zależało mu na tym, żeby nie widział w nim tylko ojca swojego najlepszego przyjaciela, ale i także mężczyznę z którym będzie mógł porozmawiać na różne tematy.
Gdy zsunął się z motoru przez moment patrzył na maszynę z lekko uniesionymi brwiami, zawsze gdy coś w niej nie działało to się martwił, bo ta maszyna była dla niego tak samo ważna jak syn, no może syn był trochę wyżej, ale odrobinkę.
To raczej nie wężyk w takim razie — skwitował jego spostrzeżenia po chwili i zmarszczył lekko czoło na kolejne słowa. — Nie zauważyłem, żeby zostawiał za sobą jakieś ślady jeśli chodzi o benzynę, a stoi tutaj od paru godzin i coś zapewne byłoby na podłodze gdyby był wyciek — skwitował po chwili, ale przykucnął zaraz koło Aresa, nachylając się lekko nad maszyną, mimochodem otarł się o chłopaka ramieniem, gdy wciągnął zapach do nosa i skrzywił się lekko.
Masz rację, raczej mało wyczuwalne, ale jest. Może gdzieś jest malutki przeciek i przez to tak Harley działa — dodał po chwili, prostując lekko plecy i rzucając mu lekkie spojrzenie z uśmiechem w kącikach ust.

Ares Everhart
gall anonim
jak ktoś kieruje moją postacią, sama to potrafię. :)
ODPOWIEDZ

Wróć do „#111”