-
Najlepsza barmanka w mieście, która nie potrafi ogarnąć własnego życia
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracjityp narracjiczas narracji-postaćautor
Nie lubiła bawić się sama, bo co to za rozrywka, ona potrzebowała bodźców, różnego rodzaju, lubiła czuć, lubiła grać i uwielbiała drażnić i zdobywać, a nie było lepszego miejsca niż klub, szczególnie ten, w którym czuła się jak ryba w wodzie. Między jedną, a drugą piosenką skończyła jeszcze do baru po kolejnego drinka, znajomy pracujący dzisiaj na zmianie doskonale wiedział, że miała słabą głowę dlatego z uprzejmości robił jej trochę słabsze drinki. Na początku bardzo ją to wkurzyło bo halo była przecież dorosła, ale z drugiej strony jutro będzie mu pewnie wdzięczna. Dlatego nie robiła niepotrzebnej awantury, dopiła co miała w szklance i ruszyła znów na parkiet.
Długo nie musiała czekać, za chwilę poczuła za sobą czyjąś obecność, następie duże męskie dłonie objęły jej biodra, ciepłe ciało dotknęło tego jej i zaczął się wspólny taniec, który trwał naprawdę długo. Blondynka opierała się o nieznajomego, ocierała o jego ciało i pozwoliła aby jego długie palce zaciskały się na jej biodrach. Było fajnie i przyjemnie, minęła kolejna piosenka, Lennox chciała odejść i wrócić do baru aby napić się kolejnego drinka jednak męskie dłonie złapały ją za biodra i przyciągnęły do siebie kiedy zrobiła krok do przodu.
- Jeszcze nie skończyłem, mała. - usłyszała w swoim uchu męski głos, ton brzmiał tak jakby nie znosił sprzeciwu. Niestety do Lennox się tak nie mówiło, ona zawsze sama decydowała kiedy zabawa się kończy, a przede wszystkim z kim się bawi. A to już nie była dla niej zabawa. Znów próbowała się wyrwać ale bezskutecznie, nawet nie mogła się odwrócić bo facet trzymał ją zbyt mocno. Czuła, że ciśnienie jej się podnosi, szczególnie w momencie, w którym jedną ze swoich dłoni położył na jej udzie i jechał nią wyżej. A, że dzisiejszego wieczora miała krótką sukienkę do nie miał zbyt długiej drogi aby za chwilę wsadzić ją pod błyszczący materiał. Kolejny raz się szarpnęła, ale koleś chyba stracił cierpliwość bo jedną rękę odwrócił Mads w swoją stronę i przycisnął ją do swojej klatki piersiowej.
Złość zaczynała w niej buzować, czuła jak jej policzki robią się czerwone nie z zawstydzenia tylko wściekłości. Facet zbliżył swoje usta do jej szyi, musnął nosem ciepłą skórę, a blondynce momentalnie zrobiło się niedobrze.
- Jeśli zaraz mnie nie puścisz to Cię zabije, chuju. - warknęła do jego ucha, ale w odpowiedzi usłyszała tylko śmiech. Nikt nie zwracał na nich uwagi bo każdy zajęty był zabawą, nikt też nie słyszał ich wymiany zdań, ludzie byli zbyt pijani, a może najzwyczajniej w świecie nie chcieli się wtrącać. Została zdana sama na siebie, jak zwykle. Przecież umiała sobie radzić z debilami, zawsze umiała to robić i nie czuła strachu, nikt nie mógł jej złamać.
Facet podniósł głowę znad jej szyi, ale nie spojrzał na jej twarz, bardziej patrzał ponad nią bo był zdecydowanie wyższy. Lennox widziała jak jego twarz się zmienia, jak ucieka z niego pewność siebie, a na jej miejsce wkracza...strach? Zrobił się blady, czuła jak jego uścisk się poluzował.
Słyszała za sobą skrawki słów, których nie umiała ułożyć w logiczne zdanie, dupek kiwnął tylko głową i odszedł, a Maddie zrobiła krok w tył, kompletnie oszołomiona. I za plecami poczuła coś twardego, a raczej kogoś, jakąś klatę. Powoli się odwróciła i musiała unieść głowę zdecydowanie wyżej aby rozpoznać twarz.
- Radziłam sobie, Hall. - rzuciła w jego stronę trochę głośniej aby usłyszał. Alexander Hall - stały bywalec tego miejsca, pewny siebie dupek, który pozjadał wszystkie rozumy świata. Maddie słyszała o nim kilka plotek, tajemniczy i niebezpieczny, tak opowiadały zakochane w nim po uszy dziewczyny, które po kilku azotach wypłakiwały oczy na barze.
Patrzyła na jego twarz z pewnością siebie, chociaż może gdzieś w głębi duszy odetchnęła? Bo może i tamten typ nie był tak wielki jak Alex ale był silniejszy niż Maddie i może to byłby pierwszy raz gdzie by faktycznie coś się jej stało? Jeden na milion.
Alexander Hall
-
i don't get lucky, i make my own luck
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracji3 os.czas narracjiprzeszłypostaćautor
Dzień był długi - ledwo miał chwilę, aby odetchnąć. Rano prowadził zajęcia z boksu dla najmłodszych. Tłumaczył techniki, poprawiał postawę i krzyczał, gdy ktoś się spóźniał. Z dnia na dzień coraz bardziej czuł, że nie nadaje się do tej roboty, bo po prostu nie starczało mu cierpliwości. Po zajęciach skoczył z kumplem do warsztatu, aby wymienić klocki w swoim lancerze. Mimo że kupił części z drugiej ręki, portfel nieźle mu ucierpiał, ale przynajmniej nie będzie się teraz ślizgał na zakrętach. Poza tym gdy ubrudził dłonie smarem, czuł przy tym dziwną satysfakcję, że w końcu coś naprawił zamiast spierdolić.
Po wymianie klocków hamulcowych wrócił na wieczorne zajęcia dla młodzieży. Tym razem było ciężej niż zwykle. Hałas, chaos, brak skupienia - ktoś się spóźnił, ktoś inny nie słuchał, a kolejne poprawki techniki kończyły się przewracaniem oczami. Lex czuł, jak cierpliwość napina mu się pod skórą, jakby ktoś powoli odkręcał zawór. Głos podniósł mu się kilka razy bardziej niż planował, a pięści same zaciskały się na bandażach.
Przez chwilę naprawdę myślał, że zaraz straci kontrolę, serio. Ostatecznie cudem utrzymał nerwy na wodzy. Gdy zajęcia się skończyły, nie został na pogadanki ani porządki - wrócił prosto do domu, założył buty do biegania i wyszedł jeszcze raz na miasto.
Biegł długo, aż płuca zaczęły palić, a myśli w końcu się urwały. Rytm kroków i uderzeń serca był jedyną rzeczą, na której potrafił się skupić. Uderzał butami w chodnik, jakby chciał wyrzucić z siebie cały nagromadzony stres i frustrację. Serce biło mu mocno, płuca paliły, a pot spływał po karku - wszystko to dawało Lexowi poczucie kontroli, której brakowało mu w innych sprawach.
Nie wrócił jednak do mieszkania na noc. Po szybkim prysznicu i zmianie ubrań wyszedł ponownie, kierując się do klubu. Sam do końca nie wiedział dlaczego. Może potrzebował hałasu, może ludzi, a może po prostu miejsca, w którym nie musiał niczego kontrolować.
I tak oto siedział na tej klubowej kanapie. Nie minęła chwila, gdy dosiadły się do niego dwie dziewczyny - ładne, pewne siebie, uśmiechnięte. Jedna miała na sobie obcisłą sukienkę, druga błyszczący top, obie pachniały perfumami i wyglądały, jakby przyszły dokładnie po to, żeby nie siedzieć same. Śmiały się głośno, zagadywały go bez skrępowania, próbując wciągnąć do rozmowy i wyciągnąć na parkiet.
Lex odpowiedział kilku słowami, uniósł kącik ust w półuśmiechu, ale myślami był już gdzie indziej. Wystarczyło jedno spojrzenie ponad ich ramionami, by wszystko inne przestało mieć znaczenie.
Lennox.
Wyróżniała się nawet w tym chaosie świateł i dźwięków. Krótka, błyszcząca sukienka łapała każde światło strobo, odbijając je jakby była stworzona dokładnie na ten parkiet. Jasne włosy opadały swobodnie na ramiona, miękkie i niesforne. Była drobna, niemal delikatna, a przy tym miała w sobie coś niebezpiecznie przyciągającego i rozbrajającego czujność.
Tańczyła z jakimś dziwnym typem, który wyglądał, jakby brał jej obecność za coś, co mu się po prostu należy. Ręce trzymał za długo, za nisko, za śmiało. Nie było w tym nic łatwego - mieszanina zazdrości, ochronnego impulsu i dziwnego, niewypowiedzianego pragnienia, żeby była tylko jego, sparaliżowała go na moment.
Lex mruknął krótkie przeprosiny do dziewczyn, które siedziały obok, i odstawił szklankę na niski stolik. Wstał bez pośpiechu, choć w środku wszystko już się w nim napinało. Ruszył w stronę parkietu dokładnie w chwili, gdy zobaczył, jak ręka tamtego typa przesuwa się za wysoko i zatrzymuje się tam, gdzie nie powinna. Maddie zesztywniała na ułamek sekundy - wystarczająco długo, by Lex wiedział, że to nie jest część tańca. Wyglądało, jakby facet przytrzymywał ją zbyt mocno i zbyt pewnie, jakby testował granice.
Podszedł do nich powoli i zatrzymał się wystarczająco blisko, by tamten typ go usłyszał mimo dudniącej muzyki. Spojrzał mu prosto w oczy, spokojnie, bez cienia emocji.
- Wybierz mądrze - powiedział chłodno, z rękoma w kieszeniach.
To wystarczyło. Ręce zsunęły się z talii Maddie niemal natychmiast. Facet cofnął się o krok, rzucił krótkie, nerwowe spojrzenie i bez słowa zniknął w tłumie, jakby nigdy go tam nie było.
Lex nawet nie odprowadził go wzrokiem. Jego uwaga była już gdzie indziej.
Radziłam sobie, Hall. Ta, jasne.
- Wiem - odpowiedział mimowolnie i uśmiechnął się kątem ust. - Po prostu nie mogłem patrzeć, jak ktoś cię trzyma, słońce.
Zerknął jej prosto w oczy. Stała tak cholernie blisko, że czuł zapach jej perfum. Każdy normalny typ skorzystałby z okazji i zaprosiłby Maddie do tańca, ale, umówmy się, Lex nie był normalny.
- Myślę, że należy mi się drink - mruknął, odruchowo odgarniając zagubiony kosmyk włosów z twarzy Maddie i palcami muskając jej policzek. Mały gest, szybki, niemal niezauważalny, ale wystarczający, żeby... żeby co?
Ach, tak. Zołza.
Maddie Lennox
-
Najlepsza barmanka w mieście, która nie potrafi ogarnąć własnego życia
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracjityp narracjiczas narracji-postaćautor
Nigdy nie przyzna tego głośno, ale dobrze, że jednak Hall postanowił się wjebać w jej interes. Bo zareagował jego jedyny, chociaż jego intencji też nie znała. Nigdy jednak mu za to nie podziękuje, bo okazanie tego to słabość, której nie chciała pokazywać, tym bardziej nie chciała mu dać jakiejś dziwnej satysfakcji z uratowania jej.
Czuła zapach jego ostrych perfum, które o dziwo przyjemnie drażnił jej nos. Stała tak blisko niego, że wystarczył krok, mały krok aby swoim drobnym ciałem zetknęła się z tym jego, twardym i gorącym, bo jego ciepło czuła aż tutaj. Wywróciła oczami na jego słowa.
- Oh, mój bohater. A gdzie masz białego konia? Zgubiłeś? - zapytała całkowicie rozbawiona i delikatnie uniosła brwi w górę. Wyraz jej twarzy momentalnie się zmienił kiedy usłyszała określenie, które zazwyczaj stosuje się do małego dziecka.
- Po pierwsze jak wspomniałam radziłam sobie świetnie i nie potrzebowałam ratunku. Po drugie nie mów do mnie słońce, Hall. - zaczęła wyliczać, już miała otwierać usta aby dodać coś jeszcze kiedy ten niespodziewanie podniósł rękę i odgarnął niesforny kosmyk jej włosów za ucho, a potem dotknął policzka. Mimowolnie wstrzymała oddech czując na karku ciarki, których dawno nie czuła. Stała jak słup soli przez kilka sekund, po jej oczach było widać, że się zastanawiała, ale dosłownie chwilę. Bo nie wiedziała czy powinna mu przywalić za to czy może...zrobić coś innego.
- Po trzecie jeszcze raz mnie dotkniesz to zobaczysz co chciałam zrobić z tamtym typem. Trzymaj łapy przy sobie, nie jestem psem aby mnie głaskać. - oburzona była, nawet bardzo tym jego śmiałym zachowaniem, bo halo za dużo sobie pozwalał.
- Myślenie chyba nie jest Twoją mocną stroną, nie? - zapytała unosząc ponownie brwi w górę. Znów zawiesiła się na kilka dobrych sekund aby w końcu westchnąć.
- Nie lubię mieć długów, szczególnie u Ciebie. - wypaliła nagle i gestem głowy wskazała na bar, bo taka była prawda, nie lubiła być komuś coś winna, a tym bardziej jemu, bo może nie znała go najlepiej, ale wiedziała, że wcześniej czy później na bank by to wykorzystał przeciwko niej. Z resztą, trochę ją ciekawiło skąd się tutaj wziął i po jaką cholerę zdecydował się jej pomóc. Nagle uderzyła ją pewna myśl, czyżby obserwował ją już dłuższą chwilę? Skoro widział, że miała problem z typem to na bank obserwował.
Kiedy w końcu dotarli do baru Maddie gestem ręki wskazała aby usiadł na jednym wolnym stołku gdzieś w rogu gdzie było zdecydowanie ciszej. Sama weszła za bar i stanęła tuż przed nim opierając ręce na ciemnym grubym drewnie.
- W takim razie czego się napijesz, bohaterze? - zapytała od niechcenia i stała, nachylała się nad barem i patrzyła na jego twarz tak jakby chciała wyczytać z niej wszystko. Niestety taki typ jak Hall był zamkniętą księgą albo nie zapisanymi stronami, które uzupełniają się na bieżąco.
A ona chyba miała ochotę zacząć czytać tą książkę.
Kurwa.
Alexander Hall
-
i don't get lucky, i make my own luck
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracji3 os.czas narracjiprzeszłypostaćautor
I umówmy się - nie robił tego dla wdzięczności ani dla roli bohatera. Maddie nie dziękowała, nie miękła i nie dawała mu satysfakcji. Stawiała opór, odgryzała się, testowała granice - i to było bezpieczne. Pozwalało mu to wejść, zrobić swoje i wyjść bez deklaracji, bez rozmów i bez emocjonalnych zobowiązań. To wszystko było tylko sposobem na zachowanie dystansu, nawet jeśli fizycznie stali zbyt blisko siebie, by udawać, że nic się nie dzieje.
- Nie wyglądasz na kogoś, kto czeka na rycerza z białym koniem - rzucił, nachylając się w jej stronę, żeby nie musiał aż tak bardzo podnosić głosu przez muzykę.
Kiedy Maddie rozpoczęła swoją wyliczankę, bardziej skupił się na reakcji jej ciała niż na słowach. Był spostrzegawczy - nie umknęło mu to zawahanie, jakby sama nie wiedziała, czy ma go odepchnąć czy... wręcz przeciwnie. Uśmiechnął się ledwo zauważalnie. Nie była to satysfakcja w stylu "mam cię". Pojawiła się bardziej świadomość, że trafił w punkt. Że mimo ostrych słów i wysokiego muru, który Mads budowała wokół siebie, jej reakcja na jego dotyk nie była obojętna. Cholera, zajebiście.
Ej, ale w sumie, czemu zajebiście? Nie wiedział, czy to satysfakcja, adrenalina, czy może coś innego, ale... właśnie postanowił mieć to dzisiaj gdzieś. Takie rozterki wolał zostawić poetom i filozofom. On miał swoje zasady. Działać, reagować, nie rozkminiać. Resztę zostawić światu - a teraz liczyło się tylko tu i teraz.
I ta chwila z Lennox.
- Masz rację - przyznał bez wahania. - Myślenie nigdy nie było moją najmocniejszą stroną.
W sumie nawet nie kłamał. Przechylił głowę, jakby naprawdę poważnie rozważał jej słowa.
- Dlatego wolę patrzeć i reagować wtedy, kiedy coś przestaje być zabawne. Spokojnie, Lennox. Trzymam ręce przy sobie, ale nie obiecuję, że przestanę mówić - dodał po krótkiej chwili, po czym podążył za nią w kierunku baru, skoro Panna Lennox nie lubiła mieć długów i wspaniałomyślnie postanowiła przystać na jego propozycję i odwdzięczyć się drinkiem.
Usiadł na stołku gdzieś w rogu, obserwując przy tym kątem oka dziewczynę, gdy otoczyła bar i stanęła naprzeciwko niego. Czego się napijesz, bohaterze? Nawet nie musiał długo się zastanawiać.
- Daj coś mocnego, żeby przetrwać twoje komentarze - wypalił bez zastanowienia, znowu sprawdzając, na jak wiele może sobie pozwolić, zanim oberwie.
Na chwilę zamilkł. Oparł łokieć o blat i spojrzał na nią uważnie, bez pośpiechu, jakby próbował wyłapać każdy szczegół - sposób, w jaki unosiła brew, napięcie w ramionach, ten błysk w oczach, który mówił jedno: to jeszcze nie koniec.
- Albo w sumie nie - dodał, kącik ust ponownie drgnął. - Może być słabsze. Lubię wiedzieć, kiedy ktoś próbuje mnie przegadać.
Lex oparł się wygodniej na stołku, nie spuszczając z niej wzroku ani na moment. Klubowy hałas gdzieś się rozmył - został tylko bar, światło i ona po drugiej stronie. Może właśnie dlatego jego kroki poprowadziły go właśnie tutaj. Nie do whisky, nie do tłumu, nie do chaosu. Tylko tutaj, do tego momentu. Do... niej?
Kurwa mać, co za bzdury. A jeszcze porządnie się nie napił.
Lennox, lej szybciej tego drinka.
Maddie Lennox
-
Najlepsza barmanka w mieście, która nie potrafi ogarnąć własnego życia
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracjityp narracjiczas narracji-postaćautor
Nie umiała jeszcze ogarnąć czy tak bardzo się go bał czy po prostu lepiej nie mieć sobie go za wroga.
Znów nieświadomie wstrzymała oddech kiedy się nad nią nachylił, był zdecydowanie wyższy, a jego ciepły oddech pogłaskał jej ucho, miała ochotę przymknąć powieki i chwilę się tym napawać, ale nie zrzuciła maski. Stała twardo z obojętną miną. Nie chciała mu dać tej satysfakcji, nie chciała aby wiedział jak bardzo słaba przy nim się stawała. Jego bliskość ją drażniła, niesamowicie drażniła, ale z drugiej strony chyba mogłaby stać tutaj i całą noc.
W tym momencie żałowała, że barman polewał jej naprawdę słabe drinki, wszystko teraz co będzie się działo to na trzeźwo, będzie analizowała każde słowo, każde spojrzenie. Gdyby jednak doprowadziła się do swojego ulubionego stanu upicia wszystko przestałoby mieć znaczenie, może nawet i by skorzystała z tego, że tutaj był. Przecież nie był brzydki, miał w sobie tą pewną aurę tajemniczości i Maddie wiedziała, że zabawa z nim to byłaby prawdziwa zabawa, w każdym znaczeniu tego słowa. Z drugiej strony…nie chciała tracić gardy, bo z tym chłopakiem nigdy nie było nic wiadomo.
- Bardziej czekam na jeźdźca apokalipsy niż na bohatera. - rzuciła dość niskim tonem, co akurat było prawdą. Lennox potrzebowała porządnych bodźców, kogoś kto da jej wyzwanie, a nie przytaknie na wszystko co mówi.
Na jej twarzy pojawił się delikatny lecz zwycięski uśmiech kiedy potwierdził, że myślenie nie było jego najmocniejszą stroną. To nie tak, że uważała go za głupka, po prostu lubiła wbijać szpilki, lubiła dokuczać.
Stojąc za tym barem i słysząc jego słowa wywróciła oczami. Miała zamiar zrobić mu naprawdę mocnego drinka, może nawet takiego co wypali mu ten jęzor i sprawi, że już więcej nic nie powie.
- To raczej ja powinnam pić coś mocnego aby przetrwać Twoje towarzystwo, które jest wyjątkowo ciężkie. - niby mruknęła to do siebie, ale powiedziała to na tyle głośno aby usłyszał. To była kwintesencja jej osobowości, pociskiem reagowała na pocisk, uderzeniem reagowała na uderzenie, nie chowała się tylko stała twardo.
- Dobra, ale dla Twojej wiadomości nie mam zamiaru Cię przegadywać. Bardziej zależy mi na tym abyś szybko wypił tego drinka i aby każde z Nas poszło w swoją stronę. - tutaj akurat była szczera, nie miała zamiaru spędzić z nim ani chwili dłużej, tym bardziej stojąc za barem gdzie jej szpilki średnio się odnajdywały, szkoda jej też było sukienki, która do cholery podwijała się za każdym razem jak tylko wyżej unosiła rękę.
Czuła jego palący wzrok na sobie, ze wszystkich sił starała się skupić na robieniu drinka chociaż w chuj ją korciło aby podnieść wzrok. Była jednak twarda, a w głowie powtarzała sobie mantrę, że ma gapić się na szkło, a nie podnosić wzrok. Warto dodać, że chyba jej się to udało bo nawet ręka nie drgnęła kiedy lała trunek do szkła.
Zgodnie z jego życzeniem zrobiła mu jakiegoś słabego kolorowego drinka, nawet była na tyle miła i uprzejma, że włożyła do niego parasolkę aby chociaż trochę poczuł się jak na rajskich wakacjach i postawiła przed nim szklankę.
- Proszę bardzo, a teraz szybko do dna i żegnam. - jej ton był abstrakcyjnie przesłodzony, tak samo jak uśmiech, którym go obdarzyła.
Wiedziała, że nie zniesie jego towarzystwa na trzeźwo, dlatego zaraz wzięła się za kolejnego drinka, tym razem mocniejszego, zdecydowanie. Nie żałowała sobie alkoholu do szklanki dolała jakiegoś soku i tyle jej wystarczyło. Niemalże od razu upiła w niego łyka, delikatnie się skrzywiła bo faktycznie nikt nie zrobi jej tak mocnych drinków jak ona sama.
Znów naszło ją to dziwne uczucie, że ktoś ją obserwuje. Mimowolnie rozejrzała się po klubie, na jednej z loży dostrzegła dwie…dziewczyny (chociaż w tych stronach i w tym świetle wyglądały jak gargulce), które patrzą na nią tak jakby chciały wydrapać jej oczy. Maddie może i była blondynką, ale szybko połączyła kropki, laski gapiły się na nią tylko dlatego, że przy barze tuż na przeciwko niej siedział Lex.
- Twoje koleżanki chyba nie mogą się doczekać Twojego powrotu. - mruknęła niby obojętnie, ale w jej tonie dało się też usłyszeć pewnego rodzaju zirytowanie. Powoli przekręciła głowę na ciemnowłosego.
- Nie wiedziałam, że kręcą Cię takie gargulce, stać Cię na więcej Hall. - rzuciła, a gestem głowy wskazała miejsce gdzie siedziały dwie…damy, tak aby go uświadomić, że albo ona albo on są obserwowani. Maddie czując jednak noże tuż przy plecach śmiało może stwierdzić, że one gapią się na nią i najpewniej w myślach już ją zabijają.
Znów uniosła swoją szklankę pijąc kolejnego łyka, tym razem większego.
Zajebiście, komedia życia normalnie
Alexander Hall
-
i don't get lucky, i make my own luck
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracji3 os.czas narracjiprzeszłypostaćautor
W szczególności Lennox.
Dla Lexa Maddie nie była historią do poznania ani zagadką do rozwiązania. Była czymś pomiędzy - chaosem ukrytym pod ciętym językiem i spojrzeniem, które mówiło znacznie więcej niż wszystkie jej prowokacje. To napięcie, gęstniejące za każdym razem, gdy stawała zbyt blisko, było jak ostrzeżenie, którego nie potrafił zignorować. Nie wiedział, kim naprawdę jest, i na razie wcale nie chciał wiedzieć. Wystarczało mu to, że nie była mu obojętna, choć to samo w sobie było już cholernie niebezpieczne. Zupełnie jak fakt, że przyciągała go do siebie z siłą, której nie potrafił ani wyjaśnić, ani - co gorsza - zlekceważyć.
- Szkoda. Już myślałem, że to początek naszej wielkiej przyjaźni - parsknął, przejmując z jej dłoni kolorowego drinka z parasolką.
Zerknął na trunek, a potem na parasolkę, jakby przez moment serio rozważał, czy to żart, czy prowokacja. Kącik ust drgnął mu minimalnie, ale jego uwaga szybko przeniosła się na to, co Lennox robiła przy barze. Obserwował ją uważnie, niemal z rozbawieniem. Najwidoczniej doskonale wiedziała, że nie zniesie jego towarzystwa na trzeźwo, dlatego bez zbędnej zwłoki zabrała się za kolejnego drinka - tym razem dla siebie. I zdecydowanie mocniejszego. Widział, jak pewnym ruchem przechyla butelkę, niemal w ogóle nie żałując sobie alkoholu; strużka soku, którą dodała na koniec, była tam najwyraźniej tylko dla ozdoby. Kiedy upiła pierwszy łyk i jej twarz wykrzywił ledwo dostrzegalny grymas, Lex niemal poczuł to pieczenie w gardle. Najwyraźniej nikt nie potrafił zaserwować jej tak zabójczej dawki, jak ona sama.
- Naprawdę się postarałaś - rzucił sucho, wracając wzrokiem do swojej szklanki. - Brakuje tylko palemki i poczucia bezpieczeństwa. To drink dla kogoś, kto chce zapomnieć o problemach, a nie dla kogoś, kto właśnie cię z nich wyciągnął.
Obrócił szklankę w palcach, stuknął paznokciem w cienki patyczek, po czym w końcu pociągnął łyk.
- Jeśli ta parasolka miała mnie zniechęcić, Lennox, to musisz spróbować jeszcze raz. Bo na razie tylko podbijasz moją ciekawość, a to ostatnia rzecz, jakiej powinnaś teraz chcieć.
Puścił jej perskie oczko, po czym wyjął parasolkę ze szklanki, rzucił na blat i wypił zawartość jednym haustem. Odstawił pustą szklankę na bar z głuchym stuknięciem, ale nie zabrał z niej ręki. Przez chwilę patrzył na Maddie, która wciąż walczyła z mocarstwem własnego drinka, a potem na puste naczynie po swoim „babskim” trunku.
- Cofam to, co powiedziałem o słabym drinku - mruknął, nachylając się w jej stronę na tyle blisko, by poczuć bijący od niej chłód, który tak bardzo starała się utrzymać. - Przeceniłem swoje siły. Nie te fizyczne, ale psychiczne. Żeby słuchać twoich uprzejmości i patrzeć, jak sama wlewasz w siebie benzynę, potrzebuję czegoś, co faktycznie ma kopnięcie.
Wskazał palcem na butelkę, po którą przed chwilą sięgała.
- Lej to samo, co sobie, Lennox. Skoro ty potrzebujesz znieczulenia, żeby ze mną wytrzymać, to ja potrzebuję go dwa razy tyle, żeby przestać się zastanawiać, czy zaraz nie wylejesz mi tego na głowę - uśmiechnął się prowokacyjnie, ale w jego oczach czaiło się coś na kształt uznania. - No dalej. Nie bądź skąpa. Przecież to nagroda za moją pomoc, prawda?
Znowu zerknął na nią przelotnie, jednak Mads nie odwzajemniła spojrzenia - wbijała wzrok w jego dwie nowe znajome, które zostawił na zapyziałej kanapie kilka metrów dalej. Nie odwrócił się od razu. Najpierw powoli przylgnął wzrokiem do jej twarzy, studiując złośliwy błysk w jej oczach, jakby to, co mówiła, sprawiało mu autentyczną frajdę. Twoje koleżanki chyba nie mogą się doczekać Twojego powrotu. Dopiero po chwili, z niemal bolesną ociągliwością, zerknął przez ramię w stronę loży.
Uniósł jedną brew, widząc wściekłe miny dwóch panienek, po czym wrócił spojrzeniem do Maddie.
- Gargulce? Ostro, Lennox - mruknął, a w jego głosie zadźwięczała rozbawiona nuta. - Choć muszę przyznać, w tym świetle faktycznie nabrały nieco „kamiennego” wyrazu twarzy.
Pochylił się nad blatem, ignorując mordercze spojrzenia, które dziewczyny wbijały w Maddie. Skrócił dystans na tyle, na ile pozwalał mu blat.
- Skoro twierdzisz, że stać mnie na więcej, to właśnie to udowadniam, nie sądzisz? - zawiesił głos, patrząc jej prosto w oczy z tą swoją irytującą pewnością siebie. - Zostawiłem całkiem miłe i, co ważniejsze, potulne towarzystwo, żeby użerać się z tobą i pić sok z parasolką. Więc zamiast analizować mój gust, dolej mi w końcu tego paliwa rakietowego. Chyba nie chcesz, żebym tam wrócił tylko dlatego, że gospodyni jest zbyt skąpa na jedną solidną kolejkę?
Puścił jej oko, po czym skinął głową na szklankę, którą dalej trzymał w ręce.
- No dalej, Lennox. Chyba że te „noże” sprawiają, że trzęsą ci się ręce i boisz się, że uronisz choć kroplę. I nie martw się, za tego już zapłacę - dodał na koniec, poprawiając się na stołku.
Chyba właśnie zaczynał dobrze się bawić.
Maddie Lennox