ODPOWIEDZ
22 y/o, 175 cm
studiuję, streamuję i coveruję, robiąc z siebie debila w internetach
Awatar użytkownika
speak up, I know you hate me looked at your picture and cried like a baby speak up, don't leave me waiting
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkion/jego
postać
autor

1
I'm too shy to tell you the words on my mind
I hope you can see if you read through these lines
Oczywiście, że skłamał podczas wymieniania kolejnych wiadomości. Kłamał od lat, nie tylko innym, ale również samemu sobie, tonąc co raz to bardziej w głębinach własnych słów, które przestawały powoli mieć dla niego jakiekolwiek znaczenie. Ponowne pojawienie się Daniela w jego życiu wytrąciło go z tej powierzchownej równowagi, która udało mu się zbudować przez ostatnie lata. Nie zamierzał jednak odmówić spotkania jedynej osobie, która jakkolwiek trzymała go na powierzchni. Miał za złe zniknięcie, miał za złe to, że zostawił go samego, bez kontaktu, bez jakiejkolwiek informacji. Chciał wyjaśnić pewne sprawy, odnaleźć ponownie nić porozumienia, a być może ponownie mieć kogoś, przed kim nie musiał ukrywać, kim tak naprawdę jest.
Oczywiście, że skłamał, że był na mieście. Tak naprawdę siedział w mieszkaniu, chcąc chociaż trochę nadgonić zawalone projekty na studia. Poddał się jednak w momencie, w którym Daniel postanowił do niego napisać. Zamiast ślęczeć nad książkami, wolał przeglądać stare zdjęcia, zamiast przekształcać konkretne wzory astrofizyczne, wolał układać w głowie setkę scenariuszy, które mogły się wydarzyć przez najbliższe godziny. Wszystkie z nich nie miały jednak pozytywnego wydźwięku – Lonnie, chociaż na co dzień był optymistą, teraz miał jedynie same, negatywne myśli.
Wyszedł z domu bez słowa, nie informował, gdzie idzie, nie mówił, o której wróci. Zwyczajnie wyszedł w milczeniu, ze słuchawkami na uszach, z których grała jedna z przygotowanych na specjalne okazje playlist na Spotify. Szedł szybko, niezbyt pamiętał drogę zarówno na metro, jak i do kawiarni, w której nigdy nie był. Nie było mu po drodze? A może jakaś siła wyższa celowo kazała mu omijać to miejsce? Nie próbował tego analizować. Wszystkie jego myśli krążyły dookoła tego, kogo zobaczy w umówionym miejscu. Setki pytań kształtowały się i rozmywały w jego głowie: czy będzie wyglądać tak, jak go zapamiętał? Czy będzie się śmiać tak samo? Czy jego oczy będą błyszczeć w podobny sposób, co kiedyś?
Drzwi do kawiarni otworzył zdecydowanie zbyt mocno, jakby nie potrafił dawkować siły, którą wkładał w tę prostą czynność. Jego wzrok, ukryty za czarnymi, przeciwsłonecznymi okularami lustrował przestrzeń w poszukiwaniu tej jednej twarzy, za którą tak tęsknił. Bał się to powiedzieć na głos, więc liczył, że Daniel odczyta to, tak, jak robił to zawsze wtedy, gdy Lonniemu brakowało słów. Nie widząc jednak rozmówcy, z którymi się umówił, ruszył w kierunku kasy, z dziwnym grymasem, który wymalował się na jego twarzy. Negatywne myśli ponownie zajęły jego umysł, próbując zasugerować brunetowi, że jego dawny przyjaciel znów uciekł. Znów zostawił go samego.
Duże iced latte, z dodatkowym syropem waniliowym — rzucił w kierunku młodej dziewczyny, zaraz tylko zdejmując okulary, które zahaczył o dekolt w swojej koszulce. Wypuścił cicho powietrze nosem. — Na wynos — głupio mu było tak wparować do środka i wyjść z niczym. Nie widział nigdzie Daniela, chociaż zdecydowanie rozglądał się tak, jakby kogoś szukał. Wrócił jednak wzrokiem do dziewczyny, by zaraz wyciągnąć z kieszeni spodni portfel i przekazać jej zapłatę za swój napój.

Danielius Stones
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
szopu
22 y/o, 178 cm
Oh, don't leave me behind Without you, I'll cry
Awatar użytkownika
'Cause only you my baby
Only you can conquer time
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Daniel od zawsze przykładał się do wszystkiego co robił. Nieważne jak nieistotne w całości było jego zadanie, traktował je jak priorytet. W pracy zawsze był punktualny i dokładny. Nigdy nie narzekał, wydawał napoje z szerokim uśmiechem i starał się pomagać swoim współpracownikom gdy tylko miał na to czas. Nie możnaby nazwać go perfekcjonistą, ale zdecydowanie był pracowitą pszczółką. Dzięki temu, cieszył się nie tylko sympatią klientów, ale też pozostałych pracowników kawiarni. Zawsze mógł liczyć na chwilę rozmowy i drobne wsparcie w postaci różnorodnych przysług. Kiedy więc na przerwie kątem oka zauważył, że dostał powiadomienie na które oczekiwał z wyjątkową dla siebie niecierpliwością, nie miał problemu z wygospodarowaniem odrobiny więcej czasu wolnego. Poprosił po prostu swoją koleżankę, aby na chwilę zajęła jego miejsce. Zaoferował jej, że w zamian za pomoc, potem wyręczy ją na zmywaku. Został więc sam ze swoimi myślami, których ilość stale rosła wraz z każdą kolejną wiadomością od dawnego przyjaciela. Brakowało mu go pomimo tego, że to sam Daniel wcześniej zerwał z nim kontakt. Czy żałował? Zdecydowanie. Ale jednocześnie stale wierzył w to, że w tamtym okresie nie byłby być w stanie dobrym przyjacielem. Był całkowicie rozbity po tym, jak ojciec wyrzucił go z domu. Nie miał swojego miejsca, za czynsz płacił ciałem i desperacko próbował łapać się każdego okruszka stabilności. Gdyby został wtedy w życiu Lonniego, byłby dla niego jedynie obciążeniem. Jego zdanie potwierdziło to, że wydawało mu się, że chłopak doskonale sobie bez niego poradził. Nie wspominał o niczym nieprzyjemnym lub ciężkim, więc Daniel został przy myśli, że żyło mu się dobrze przez ich lata rozłąki. Tak właściwie to poczuł się nawet nieco samolubny. Po takim czasie po prostu wtargnął mu spowrotem do życia. Miał nadzieję, że Lonnie zgodził się na spotkanie ze szczerą chęcią, nie przez to, że czuł się jakkolwiek zobowiązany przez ich wcześniejszą relację. Nie był mu w końcu nic winny.
Kiedy zakończyli rozmowę, Daniel zgodnie ze swoim słowem udał się na zmywak. Szybko, ale i dokładnie oczyszczał naczynia. Nie mógł jednak powstrzymać się przed tym, żeby co jakiś czas wystawić głowę przez małe okienko które znajdowało się nad zlewem. Rozglądał się. Nie mógł doczekać się ponownego spotkania z przyjacielem pomimo pewnych obaw. Nie do końca jeszcze wiedział co chce mu powiedzieć i czego oczekiwał, ale pragnął go po prostu zobaczyć. Chociaż na chwilę. Porozmawiać i w najlepszym wypadku na nowo odnaleźć wspólny język. Starał się dodać sobie pewności, ale kiedy jego oczy zatrzymały się na postaci przyjaciela, Daniel zamarł w bezruchu. W ciszy obserwował jak ten zamawia napój, na chwilę zapominając o pracy. Finalnie jednak odzyskał resztki samokontroli i ostrożnie poukładał naczynia. I tak był już po czasie swojej zmiany, ale nie chciał zostawiać po sobie nieporządku. Szybko przebrał się w szatni, nie mogąc powstrzymać coraz to szybszego bicia serca. Kiedy wyszedł zza baru, jego policzki były lekko zaróżowione ze stresu. Twarz miał jednak uśmiechniętą, tak jak prawie zawsze. Był z tego znany.
-Hej, długo czekałeś?- zapytał, chociaż doskonale wiedział ile czasu zeszło mu na wyjście z zaplecza. Chciał sprawiać wrażenie rozluźnionego, ale widać było po nim na pierwszy rzut oka, że czuł się bardzo niepewnie.

Lonnie Morand
22 y/o, 175 cm
studiuję, streamuję i coveruję, robiąc z siebie debila w internetach
Awatar użytkownika
speak up, I know you hate me looked at your picture and cried like a baby speak up, don't leave me waiting
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkion/jego
postać
autor

Nie potrafił określić żadnych z emocji, jakie zaczęły pojawiać się, kiedy tylko Daniel opuścił zaplecze. Ta wybuchowa mieszanka, pełna przede wszystkim pozytywnych uczuć, wcale nie sprawiła, że Lonnie przestał się stresować spotkaniem. Widząc tutaj swojego przyjaciela — żywego, bardziej dorosłego, z lekko zmienioną fryzurą i dziwnym, nieco niezrozumiałym jeszcze dla bruneta, spojrzeniem, nie potrafił wykrztusić żadnego słowa. Ot, ten wiecznie wygadany, wyszczekany studenciak, teraz nie potrafił nawet się odezwać. Chwilowe, bo trwające raptem kilka sekund osłupienie, zostało przerwane przez baristkę, która właśnie podsunęła Lonniemu resztę.
Odważył się zabrać głos, dopiero gdy dotarło do niego, jak długo milczał. Skarcił się za to w głowie, a wstyd powoli zaczął malować na jego policzkach różowe plamy. — Cześć, dopiero przyszedłem. Możemy... usiąść? — spytał, kiwając głową w kierunku jednego z wolnych stolików. Odebrał jeszcze świeżo przygotowaną kawę, którą dziewczyna stojąca za ladą zrobiła zadziwiająco szybko.
Usiadł na jednym z krzeseł, powoli też porządkując w swojej głowie wszystkie myśli: to o czym chciałby porozmawiać, co chciałby wyjaśnić, co chciałby usłyszeć. O ile było tego wyjątkowo dużo, tak nie do końca wiedział, od czego właściwie zacząć. W końcu — aby przerwać niezręczną ciszę, chrząknął lekko. Złapał za kubek z kawą, by upić tylko mały łyk.
Nie wiem nawet od czego zacząć, ale... — zawahał się. Zagryzając policzek od wewnątrz, walczył sam ze sobą, czy powiedzenie tego, o czym właśnie myślał było na miejscu. — Tęskniłem, okej? Cholera jasna, Daniel, to było przeszło ponad cztery lata! Nawet nie zdajesz sobie sprawy, ile razy próbowałem się z tobą skontaktować. — emocje, które kumulowały się wewnątrz Lonniego, powoli uzewnętrzniały się, wraz z kolejnymi słowami, kolejnymi zdaniami, które niejako miały wypełnić tę pustkę, która pojawiła się po stracie przyjaciela. Zagryzł delikatnie wargę - to był ten dziwny tik, który pojawiał się wtedy, gdy Morand nie wiedział, co ma robić. Z jednej strony chciał przytulić chłopaka, chciał sprawdzić, czy jest prawdziwy, czy to wszystko mu się nie śni. Z drugiej strony, był to człowiek prawie że obcy, a brunet nie wiedział, ile w tym człowieku, który siedział przed nim, było jego Daniela.
Nie musisz mi mówić wszystkiego, co się z tobą działo. Po prostu... chcę wiedzieć, dlaczego wróciłeś, tu, do miasta, do mojego życia — odezwał się już mniej pewnie, ugniatając materiał lnianych spodni w dłoni. Nie miał na celu atakować Stonesa, właściwie sam był zdziwiony, że podszedł do tego tak emocjonalnie. Ostatnie dni były co prawda nerwowe, ale negatywne emocje przelewał w piosenki. Te, które się tutaj pojawiły, były jednak kumulowane od przeszło czterech lat. Z dniem, w którym zniknął Daniel, jakaś część życia Lonniego uległa zmianie, a śmierć ojca w wypadku kilka tygodni później na zawsze zmieniła postrzeganie świata przez bruneta.
Przepraszam. Ostatnio... pierw mówię, potem myślę — głęboki wdech, a następnie cichy wydech był jedną z technik uspokajających, którego nauczyła go psycholog, do której chodził przez kilka miesięcy po wypadku. Czy tym razem to zadziałało? Niezbyt, ale na pewno pozwoliło, by Lonnie wypowieział słowa, które tego dnia były dla niego najtrudniejsze ze wszystkich. — Zacznijmy od początku, dobrze? Chcę, byś wrócił do mojego życia, nie na chwilę, ale na stałę. Drugi raz ci nie pozwolę zniknąć, jasne?

Danielius Stones
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
szopu
22 y/o, 178 cm
Oh, don't leave me behind Without you, I'll cry
Awatar użytkownika
'Cause only you my baby
Only you can conquer time
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Chociaż nie było to po nim aż tak widoczne, Daniel zdecydowanie czuł się onieśmielony całą sytuacją. Wiele razy wyobrażał sobie, jak mogłoby wyglądać ich ponowne spotkanie. Odtwarzał w głowie różne scenariusze kiedy chwilowo tracił skupienie nad notatkami. Wydawało mu się, że był gotowy na wszystko, przećwiczył już odpowiedź na każde pytanie. A teraz? Dawno nie czuł się tak niepewnie. Uśmiechał się więc jak głupek, starając się sprawiać wrażenie zrelaksowanego. Zdradzały go jednak nieco sztywne ruchy, niepewne spojrzenia w bok i róż pokrywający jego policzki. Jego koleżanka zza baru z zaciekawieniem obserwowała jego mimikę. Przyzwyczajona była do tego, jak Daniel prezentował się w pracy. Zawsze skupiony na swoim zadaniu, precyzyjny ale jednocześnie lekki i na pierwszy rzut oka nieskalany żadną oznaką stresu. Nie wtrąciła się jednak w ich spotkanie, najpewniej nie chciała żeby któraś ze stron poczuła się dziwnie. W końcu dobrze znała swojego kolegę z pracy, ale twarz Lonniego widziała po raz pierwszy. Nie przypominała sobie też, żeby Stones kiedykolwiek o nim wspominał. Danielowi nie umknęło jej zainteresowanie. Nie potrafił skupić się na postaci dawnego przyjaciela. Jego spojrzenie uciekało do znajomych twarzy pracowników kawiarni, zupełnie tak jakby szukał wsparcia we wszelkim co mu znane i proste. A aktualnie jego relacja z Morandem taka nie była. Zupełnie nie wiedział czego ma się spodziewać. Jednak przez cały ten stres i nieśmiałość przebijała się nutka ekscytacji, tęsknoty za tym co było kiedyś.
-Pewnie. Może któryś z zewnętrznych stolików? Duszno tu trochę.- niepewnie i z lekka pokracznie powachlował się dłonią w celu podkreślenia swojej wypowiedzi. Miał nadzieję, że doda mu to odrobiny naturalności. W środku wcale nie było tak nieprzyjemnie, Daniel nie chciał po prostu żeby jego koledzy z pracy przysłuchiwali się ich rozmowie. Lubił ich, ale należała mu się chwila prywatności po przepracowaniu z nimi pełnej zmiany. Ostrożnym krokiem ruszył w stronę zewnętrznych miejsc siedzących. Upewnił się, że otworzy i przytrzyma drzwi Lonniemu. Po części ze względu na kulturę, a po części ze względu na to, że w przeciwieństwie do niego jego towarzysz niósł ze sobą gorący napój. Stones nie miał ochoty na kawę, jego serducho już i tak ledwo wyrabiało. Przynajmniej tym razem oszczędzi sobie kolejnej dawki kofeiny. Kiedy usiedli na miejscu Daniel przez chwilę pozostał w milczeniu, wpatrując się w postać Moranda niczym zagubiony szczeniaczek. Miał nadzieję, że to on zacznie rozmowę. Jego uśmiech stał się nieco szerszy, kiedy usłyszał, że Lonnie za nim tęsknił. Jemu też brakowało jego towarzystwa i do tej pory obawiał się, że te uczucie jest jednostronne. Nie wiedział jednak jak wytłumaczyć swoją nieobecność. Z jednej strony chciał mu powiedzieć wszystko, bez oszczędzania mu żadnych szczegółów. Nie chciał go jednak przytłoczyć, przez przypadek narzucić na niego obciążenia jakie wiązało się z wydarzeniami z ostatnich lat jego życia.
-Też tęskniłem… po prostu bardzo dużo się u mnie pozmieniało. Nie chciałem być dla ciebie obciążeniem, sam musiałem poukładać sobie na nowo życie.- odwrócił na chwilę wzrok, jednocześnie delikatnie przygryzając policzek. Ciężko było mu mówić o wszystkim co było związane z jego średnio przewidywanym wyrzuceniem z domu. Wstydził się też tego co robił aby przetrwać bez grosza przy duszy. Obawiał się, że gdy Lonnie pozna całą prawdę, nie będzie na niego już patrzył w ten sam sposób co dawniej. A najbardziej pragnął właśnie wrócić do tego co było kiedyś. Ich relacja nigdy nie była prosta, ale była bezpieczna i komfortowa. Dla Daniela stanowiła ważną część jego dawnego życia, brakowało mu jej.
-Nic się nie stało, zasługujesz na wyjaśnienia.- uśmiechnął się delikatnie, starając się dodać pewności nie tylko Lonniemu, ale też samemu sobie. Oczywiście, że gdyby mógł to całkowicie pominąłby ten temat. Ale jeśli mieli na nowo zbudować swoją relację, musieli być ze sobą szczerzy, nawet w obrębie niewygodnych tematów. Daniel zaczął bawić się swoimi dłońmi. Sam nie wiedział za co ma się zabrać.
-Tak właściwie to zawsze byłem w Toronto lub okolicach, po prostu nigdy w tym samym miejscu. Ojciec wyrzucił mnie z domu, trochę się szwędałem zanim zamieszkałem z bratem.- odchrząknął i zaczął swoją opowieść. Nie wchodził w szczegóły, ale też nie starał się ich zatajać. Pozostawił swojemu towarzyszowi przestrzeń do zadawania pytań.
-Bardziej starałem się przeżyć niż żyłem, nie myślałem o niczym więcej niż same podstawy. Dopiero kiedy wszystko trochę się ustabilizowało postanowiłem się odezwać.- dodał, finalnie podsumowując swoją wypowiedź. Wydawało mu się, że stosunkowo dobrze przedstawił swoją sytuację. Miał nadzieję, że Lonnie nie będzie doszukiwał się w tym wszystkiego drugiego dna - szczególnie jeśli miałoby być w jakikolwiek powiązane z jego winą. Nic nie zrobił źle, był dla niego idealnym przyjacielem tak długo jak tylko mógł.
-Jestem i nigdzie się już nie wybieram. Zrobię wszystko co tylko mogę, żebyś mógł mi znowu zaufać.- tym razem Daniel wytrzymał presję i nawiązał kontakt wzrokowy z rozmówcą. Chciał żeby Lonnie mógł poczuć całym sobą, że Stones mówił szczerze.

Lonnie Morand
22 y/o, 175 cm
studiuję, streamuję i coveruję, robiąc z siebie debila w internetach
Awatar użytkownika
speak up, I know you hate me looked at your picture and cried like a baby speak up, don't leave me waiting
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkion/jego
postać
autor

Przytaknął jedynie na propozycję zmiany miejsca, nie mając jednak w głowie żadnego pomysłu, dlaczego akurat Daniel preferował przebywanie na zewnątrz. Nie uwierzył w jego wymówkę o duszności, zwłaszcza że pogoda była całkiem ładna, a wiatr wcale nie był aż tak mocny. Postanowił jednak nie drążyć tego tematu, nie teraz, kiedy w końcu miał szansę zamienić z nim parę słów. Podświadomie jednak poddawał pod wątpliwość to, co robił i mógł powiedzieć Stones. Filtr, który nałożył nieświadomie na całą tę rozmowę, był swego rodzaju tarczą, która miała ochronić Moranda przed kolejnym rozczarowaniem. Próby kontaktu z Danielem nie były w końcu jednostkowe, to były dziesiątki, jak nie setki połączeń, które wykonywał, niezliczone ilości wiadomości wysyłane na nieaktywne od dawna portale społecznościowe.
To, co świadczyło o zdenerwowaniu Lonniego był nerwowy ruch nogi, zaciśnięta dłoń, która co jakiś czas rozluźniała uścisk, by zaraz ponownie zamknąć się w pięść. Bańka, w której żył przez ostatnie lata, kiedy to utrzymywał kontakt jedynie z ludźmi z Internetu oraz współlokatorami i ewentualnie znajomymi z uczelni, właśnie ulegała zniszczeniu. Tu przed nim siedział Daniel, który jak sam określił, nie chciał być dla niego obciążeniem. Przez jego głowę przemknęło kilka wspomnień, śmiechów, żartów, łez i cichych nocy spędzonych na dachu domu, jedyne co zostało mu po dawnym przyjacielu.
Szkoda, że nie pomyślałeś o tym, że mogłem ci pomóc, zaraz po tym, jak ojciec wyrzucił cię z domu. Naprawdę Daniel, w tym momencie zaczynam kwestionować ile w tej naszej dawnej przyjaźni było prawdy 一 odpowiedział szczerze, wypuszczając powietrze z ust. I o dziwo nie czuł się źle, kiedy wypowiedział te słowa. Ten brak zaufania, ta próba usunięcia się z jego życia… To wszystko komplikowało to, jak przez te wszystkie lata Lonnie postrzegał Stonesa. 一 Ale niech ci będzie. Nie będę dopytywać więcej o to, co się wtedy z tobą działo.
Kusiło go, cholernie go kusiło, aby znać całą prawdę. Uznał jednak, że w tym momencie mógłby nie wytrzymać tej informacji. Jego głowa podsuwała same, najczarniejsze scenariusze, wliczając w to zabójstwo i przemyt narkotyków. I chociaż komicznym wydawało się to, że jego Daniel mógłby być dilerem, tak w tym momencie, Lonnie nie był pewny, czy faktycznie przez te cztery lata, taka sytuacja nie miała miejsca.
Okej, uporządkujmy te wszystkie informacje 一 odpowiedział, jakby w tym momencie na arkuszu kancelaryjnym miał wyrysować wielką tabelę z tym, czego dowiedział się przez ostatnie kilka dni. 一 Po pierwsze mieszkasz w Toronto z bratem i jakoś sobie radzisz, to mnie chociaż trochę uspokoiło. Po drugie pracujesz w kawiarni, coś jeszcze robisz, czy to tylko jedyne twoje zajęcie? Po trzecie domyślam się, że oglądałeś mojego streama, a więc jesteś graczem, bo wątpię, że interesowały cię moje astronomiczne ciekawostki, które rzucałem widzom po tym, jak usłyszałem je na zajęciach na studiach… 一 iii… zaczęło się. Lonnie popadł w słowotok, coś, co było jego charakterystyczną cechą, odkąd tylko pamiętał. Uwielbiał zasypywać innych masą słów, często sprzecznych ze sobą zdań i sądów, tylko po to, by wziąć na siebie ciężar rozmowy. Tym razem jednak musiał dopuścić Daniela do głosu.
W końcu upił łyk kawy, by zaraz tylko skinąć głową. Nadmierny entuzjazm został ugaszony, a Lonnie na krótką chwilę zagłębił się w myślach. Odezwał się ciszej, nie chcąc patrzeć prosto na twarz Stonesa, nie był na to gotowy, by w tym momencie, by teraz nazwać go przyjacielem. 一 Wiesz, wydaję mi się, że ani ty, ani ja nie jesteśmy tymi dzieciakami z liceum, które próbowało wykręcić żart starej nauczycielce od angielskiego… 一 w końcu uniósł spojrzenie, posyłając do Daniela szerszy uśmiech. 一 Chyba na nowo musimy się nauczyć razem żyć, zwłaszcza że oboje nie mieszkamy już z rodzicami. No… w moim przypadku z matką. Proponuję spacer, o! Albo imprezę, albo po prostu wpadnij do mnie do mieszkania. Chłopacy nie będą mieć problemu. Nauczyli się, że w moim pokoju bywa głośno.

Danielius Stones
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
szopu
22 y/o, 178 cm
Oh, don't leave me behind Without you, I'll cry
Awatar użytkownika
'Cause only you my baby
Only you can conquer time
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Kiedy kolejne słowa Lonniego zostały przetworzone przez jego umysł, Daniel spuścił spojrzenie. Nerwowo wodził wzrokiem po podłożu, jakby miało podać mu najlepszą odpowiedź. Taką, która pomogłaby mu w wytłumaczeniu całej sytuacji, jednocześnie nie poruszając najdelikatniejszych jej aspektów. Czas po przymusowej wyprowadzce z domu był dla Daniela kluczowym elementem jego życia. Niesamowicie ciężkim, ale jednocześnie bardzo kształtującym. Pomimo to, nie rozmawiał o nim z nikim, nawet ze swoim ukochanym rodzeństwem. Wstydził się. Obawiał się reakcji na informacje o wszystkim co musiał robić, aby tylko przetrwać. Czuł się brudny, obrzydliwy. Nie chciał, żeby ktoś na komu mu zależy patrzył na niego tak samo jak on sam. Wolał udawać, że wszystko było okej, że nic się nie zmieniło. Widocznie na chwilę spochmurniał, jego błyszczące oczy wypełniła pustka, a głowę zalały wspomnienia ostatnich lat. Stones odruchowo się wzdrygnął, po czym niczym delikwent oblany kubłem zimnej wody, ponownie nawiązał kontakt wzrokowy z rozmówcą.
-Było mi bardzo ciężko, Lonnie.- uśmiechnął się słabo. Po raz pierwszy od tak długiego czasu imię dawnego przyjaciela padło z jego bladych ust. Z jednej strony chciał to po prostu z siebie wyrzucić, podzielić się całym bagażem który przez tak długi czas dźwigał sam. Z drugiej zaś, nic nie wydawało się dla niego bardziej przerażające. Łatwiej było pominąć ten temat. Udawać, że nie okrada go w nocy ze spokojnego snu i nie wywołuje w jego ciele nieprzyjemnego napięcia. Bardzo chciałby być dokładnie taki jak kiedyś. Młody, nieskalany brutalną rzeczywistością i cudzymi dłońmi.
-Nie ma w tym nic personalnego. Nikt nie był w stanie mi pomóc.- starał się być delikatny, wspierający, a jednocześnie nie odkryć zbyt wiele. Dawno nie uczestniczył w tak stresującej rozmowie. Ale było warto. Chciał ujrzeć chociaż namiastkę tego, co myślał, że już dawno utracił. Chociaż przez chwilę. Nie oczekiwał, że Lonnie wybaczy mu jego nieobecność i z radością odbuduje z nim ich dawną relację. Chciał po prostu go posłuchać, popatrzeć na jego drobne gesty, poczuć jego zapach. Niczym bezdomny pies stęskniony za swoim ukochanym, dawnym właścicielem. Potrzebował tak niewiele, a jednocześnie bał się prosić o cokolwiek. Daniel poczuł jak robi mu się nieco lżej, kiedy Morand wpadł w swój wywód. Uśmiechnął się, tym razem szczerze i szeroko.
-Brakowało mi tego.- wymsknęło mu się. Nie zawstydził się jednak. Oparł brodę o złożone dłonie i przymknął na sekundę oczy. Zupełnie tak, jakby monolog dawnego przyjaciela był dla niego jak ulubiona piosenka. Rozluźnił się.
-Podstawę już mamy. Oprócz tego studiuję medycynę. Przez naukę i gry często brakuje mi czasu na cokolwiek innego..- zawstydził się lekko. Brat stale powtarzał mu, że powinien lepiej gospodarować czasem, i wcale się nie mylił. Młodszy Stones sam nie był z siebie zadowolony. Powinien więcej pomagać w domu, częściej spotykać się z bliskimi i przede wszystkim chociaż trochę o siebie zadbać.
-Chciałem też adoptować kota, ale wątpię żebym miał dla niego wystarczająco dużo czasu. Zresztą, Eric eksmitowałby mnie chyba przez okno jakbym przyniósł mu zwierzaka.- zaśmiał się pod nosem na myśl o wyimaginowanej wściekłości brata. Lubił mu czasami podnosić ciśnienie, zresztą z wzajemnością. Pomimo tego dogadywali się bardzo dobrze, a Daniel był bardzo wdzięczny za to, że Eric przygarnął go do siebie. Był dla niego aktualnie największym wsparciem i ostoją.
-A szkoda. Dałbym wiele żeby znowu podpiłować jej krzesło.- uśmiechnął się delikatnie. Dobrze wspominał te czasy. Wszystko było łatwiejsze, prawie nic go nie martwiło. Miał stałe miejsce zamieszkania, codziennie jadł ciepły posiłek i wiedział gdzie jest jego miejsce. Teraz wszystko było niepewne i męczące.
-Chętnie! Przez ostatnie zaliczenia wcale nie wychodziłem z domu, widziałem się tylko z bratem. Czasami mam wrażenie, że on też potrzebuje chwili samotności.- Daniel podekscytował się lekko propozycją Lonniego. Nie tylko stanowiła ona zaproszenie do jego życia, ale także okazję do wydostania się z pokoju przepełnionego grubymi książkami. Wyjść do pracy nie zaliczał do chwil wolności - były częścią jego monotonnej rutyny.
-Cieszę się, że w końcu do ciebie napisałem. Nawet nie wiesz jak głupio było mi po prostu siedzieć godzinami na twoich streamach.- no i wpadł. Poczuł się zbyt komfortowo i przypadkowo podzielił się faktem, że wgapiał się w ekran niczym stereotypowa psychofanka.

Lonnie Morand
22 y/o, 175 cm
studiuję, streamuję i coveruję, robiąc z siebie debila w internetach
Awatar użytkownika
speak up, I know you hate me looked at your picture and cried like a baby speak up, don't leave me waiting
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkion/jego
postać
autor

Nawet gdyby Lonnie próbował jakkolwiek przeanalizować, co takiego siedziało w głowie Daniela, nie byłby w stanie nawet w najmniejszym stopniu wyobrazić sobie tego, co tak naprawdę działo się w życiu blondyna. Musiał też uporać się z własnymi demonami z przeszłości, poukładać sobie nie tylko to, co działo się aktualnie (a żył w prawdziwym kotle, który mógł wybuchnąć w każdej chwili), ale tym co nadal nie było przepracowane pomimo licznych wizyt u psychologa. Morand, kiedy tylko miał taką okazję, udawał, że wszystko jest dobrze, by potem kręcić się w łóżku i rozpamiętywać dawne rozmowy, wydarzenia, czy decyzje, które „przecież mogły potoczyć się inaczej”. Jedną z tych spraw była przyjaźń z Danielem, która musiała narodzić się na nowo.
Zagryzł lekko policzek od środka, słysząc kolejną kwestię na temat tego, jak było mu ciężko. Palce zacisnęły się na blacie stolika, zbyt mocno, jakby ten ruch miał rozładować emocje, które tliły się w chłopaku, gotowe zapłonąć, gdy tylko będzie ku temu okazja.
Wiem, Dan. Od tego jednak są przyjaciele, by sobie pomagać, kiedy jest to pozornie niemożliwe 一 westchnął ciężej, odbiegając wzrokiem na ruchliwą ulicę, jakby w gwarze warkotu silników, licznych kolorach i ludziach, którzy gdzieś się spieszyli, poszukać odpowiedzi na nurtujące go pytanie. Nie mógł pojąć, że jego najlepszy przyjaciel, z którym trzymał się tyle lat, mógł tak zwyczajnie wtedy stwierdzić, że Lonnie nie jest w stanie mu pomóc. Przecież był wolny pokój w rodzinnym domu, przecież mógłby przegadać wtedy rodziców, przecież… jakoś by sobie poradzili. Bezsilność, wiążąca się z tym, że akurat wtedy Stones postanowił zrezygnować z ich relacji, wylewała na głowę Moranda kubeł zimnej wody, powstrzymujący go przed zbyt pochopnym zaufaniem. Uśmiechał się jednak szczerze, zwłaszcza wtedy, gdy widział, jak Daniel powoli tracił ten pierwotny dystans i przejawiał znane Lonniemu nawyki w swoich ruchach.
Medycyna? 一 wzdrygnął się na samo brzmienie tego słowa, zupełnie tak, jakby znał zdecydowanie zbyt wiele szczegółów na temat tego kierunku studiów. 一 Pewnie zemdlałbym na pierwszych zajęciach z anatomii, albo jak po prostu pokazaliby mi jakieś wnętrzności 一 w teatralny sposób jedynie okazał obrzydzenie, zaraz zanosząc się lekkim śmiechem. Może jego reakcja na denata nie byłaby aż tak drastyczna, ale zdecydowanie nie czułby się komfortowo, przebywając obok martwego ciała, które miało służyć kolejnym studentom, jako obiekt badawczy.
Ja… w sumie studiuję astronomię. Na pewno pamiętasz fascynację mojego ojca. Poszedłem trochę w jego ślady, mimo że wolałbym spędzać czas na deskach teatru 一 Daniel był w końcu jedyną osobą, która pamiętała dawne marzenie Lonniego o występowaniu w scenicznych musicalach. Marzenie, które została uśmiercone wraz z samochodowym wypadkiem i żałobą, jaka zapanowała w domu Morandów. Nie porzucił go całkowicie, dalej, anonimowo śpiewał, czasem tańczył sam w swoim pokoju odwzorowując choreografię z konkretnych numerów, czy udając, że jest jednym z aktorów. Dalej było w nim to małe dziecko, które nie potrafiło porzucić swojego pragnienia. 一 Prawie kończę, no, zostało mi do zaliczenia parę projektów, praca końcowa, a potem… pewnie będę szukać jakiegoś stażu.
Wizja dorosłego życia jakoś go nie przerażała, owszem streamowanie nie było jego głównym planem na życie, raczej metodą na poradzenie sobie ze stratą ojca, z ciągłymi narzekaniami matki i powracającymi wspomnieniami. Czerpał z tego zyski, ale zdecydowanie zbyt słabe, aby mógł kiedykolwiek utrzymać z tego własne mieszkanie, czy dom. Nie myślał o tym za bardzo, nie teraz, kiedy musiał do swojego życia ponownie włączyć Daniela.
Kota? Myślę, że w moim mieszkaniu jakiekolwiek zwierzę by nie przeżyło, a też nie chcę stawiać chłopaków w niezręcznej sytuacji, że w tym małym mieszkanku jeszcze ktoś by był 一 odpowiedział szczerze, dopijając ostatni łyk kawy. Nie chciał prowadzić wojny ani z Milo, ani z Dylanem. Oboje byli idealnymi współlokatorami, nie robili problemów o jego wrzaski, nie spóźniali się z czynszem, a czasem nawet potrafili wspólnie pograć na konsoli, którą Lonnie zamontował w salonie. Oboje pewnie nie byli świadomi, jak bardzo ich obecność pomagała Morandowi uporać się z własnymi problemami.
Na wzmiankę o streamach jedynie parsknął śmiechem. Nie mógł sobie wyobrazić, że Daniel kiedykolwiek mógł oglądać go, jak denerwuje się nad kolejną śmiercią w Elden Ringu, czy nad istotą niewidzialnych ścian w Clair obscure.
Wiesz, z natury raczej nie spotykam się z widzami, ale dla takiego jednego mogę zrobić wyjątek. O ile wbijesz się w grafik, wiesz, nie mogę zawieść tych dzieciaków, co czekają na kolejne ciekawostki na temat powstawania gwiazd protoneutronowych 一 posłał mu lekki uśmiech, zaraz tylko poprawiając się na krześle. Na krótką chwilę się zawiesił, jakby szukał odpowiedniego słowa, zaraz jednak się poddając. Musiał oszczędzać kreatywność na wieczornego streama. 一 Jakieś propozycje? Gdzieś chciałbyś pójść? A może zjeść coś konkretnego? Od razu uprzedzę – ja nie gotuję.

Danielius Stones
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
szopu
ODPOWIEDZ

Wróć do „Balzac's Coffee Roastery”