Lennox spodziewał się tych zmian, bo pewne sygnały ostrzegawcze dostrzegł już końcem sierpnia. W sklepach pojawiły się już jesienne akcesoria do wnętrz oraz halloweenowe dekoracje, a miejscowe kina ogłaszały maratony znanych i lubianych spooky movies. Pobliskie centrum handlowe było przepełnione nastolatkami i matkami kłócącymi się o wybór garderoby na nowy semestr, a w księgarniach roiło się od rodziców kompletujących podręczniki dla swoich pociech. Mimo to, gdy pierwszego września utknął w korku na ponad pięćdziesiąt minut, a następnie został wypchnięty z kolejki w piekarni przez grupkę trzecioklasistek z wielkimi, różowymi plecakami, poczuł, że nie był świadom skali tej zmiany. Miał ochotę nakrzyczeć na te smarkule, ale powstrzymał go widok ogromnych breloczków w kształcie miśków o złowieszczych uśmiechach, dyndających przy ich torbach.
Zdał sobie sprawę, że jest zmęczony i sfrustrowany. Odkąd przybył do Toronto nie zaznał momentu, w którym mógłby w jakiś sposób oderwać się od rzeczywistości. W nowej pracy przydzielono go do procesu zbiorowego, który wydawał się pyszną zabawą, lecz współpraca z kolegą, który również został przydzielony do sprawy nie malowała się kolorowo. Jak to miewał w zwyczaju – tonął w pracy. Zamykał się w biurze i godzinami analizował przypadki, wers po wersie, teczka za teczką. Gdy wychodził z kancelarii było już ciemno, lecz zawsze przed powrotem do domu zaglądał na siłownię lub basen, a gdy wracał puszczał jazz i odpalał laptopa, aby przeczytać o kolejnej metodzie, która mogłaby pomóc jego matce.
Jego matka. Nie za bardzo wiedział, co o niej myśleć. Wrócił do miasta, gdy okazało się, że jest chora. Nie czuł grama współczucia wobec niej, lecz mimo to wrócił. Choć był już tu od miesiąca i był w stałym kontakcie z jej lekarzem, a także aktywnie poszukiwał nowych metod, które mogłyby jej pomóc, to nie widywał jej zbyt często. Do tej pory spotkali się tylko dwa razy i podczas każdej kolacji Lennox miał ochotę wyjść z siebie.
Poczuł, że jego układ nerwowy jest na skraju wytrzymałości, więc czym prędzej napisał dość zdesperowanego esemesa (pojebie mnie zaraz w tym mieście, weźmy gdzieś wyjdźmy, błagam) do Zaylee, aby uniknąć katastrofy. Nie miał wielu bliskich znajomych, lecz ona i Evina należały do tego wąskiego grona. Były silnymi charakterami z żartem ostrym jak brzytwa czym zaskarbiły sobie sympatię Lenneg.
Kolejka przed kinem ciągnęła się przez kilka metrów i zawijała ogonek za rogiem ulicy. Niektórzy poprzebierali się w stroje tematyczne i Lennox obserwował dwójkę nastolatków, którzy w szatach Gryfindoru i pojedynkowali się na różdżki na środku chodnika, ku wielkiej ucieszy młodszej publiczności. Wtedy też kątem oka dostrzegał nadchodzącą Zaylee, a jego
– Cześć wariatko – powiedział otwierając ramiona do uścisku. – Mam nadzieję, że jesteś gotowa na tę magiczną przygodę? – zapytał z nieco głupawym uśmiechem i delikatną ekscytacją w głosie.
zaylee miller