Przez wewnętrzną linię telefoniczną poprosiła asystentkę o przygotowanie dwóch kaw, jedną czarną dla gościa, a drugą z łyżeczką cukru dla niej. Po niecałych dziesięciu minutach młoda, elegancko ubrana, uczesana w schludny koczek blondynka przyniosła zamówione napoje i bez słowa postawiła je na biurku. Wyszła równie szybko co weszła, zamykając za sobą cicho drzwi.
Dopiero po wyjściu asystentki, Alexis sięgnęła do jednej z kartek w teczce, wyciągnęła ja na wierzch i wskazała zapisany tam adres, datę i godzinę nagrania, z którego wycięto zdjęcie.
-
To było względnie łatwe do zdobycia. Wciąż czekam na informacje z innych źródeł. - Nie przerywała mu dalszego przeglądania tej niewielkiej ilości dokumentów. Obserwowała go uważnie, wyłapała to zaciskające się na nim napięcie, zdawało jej się też, że zauważyła w spojrzeniu bardzo ulotny błysk, jedynie szybki impuls przebijający się przez wyćwiczoną maskę, ten dyktowany pierwotnym instynktem i odruchem bezwarunkowym. Rozumiała złość, rozumiała frustrację i rozumiała niepokój. To nie był świat usłany płatkami róż, Zacharie Voclain dryfował na spróchniałej, zjedzonej przez termity desce, która tylko cudem jeszcze nie utonęła.
Albo utonęła i to będzie kolejną nowiną, jaką otrzyma od informatora.
Uśmiechnęła się nieco szerzej, może nawet bardziej szczerze niż dotychczas. Rozbawił ją tym wyliczeniem sprawdzonych przez siebie miejsc. Ona sprawdziła je na trzy rożne sposoby i dzięki temu zdobyła to przeklęte zdjęcie z kamery ulicznej przy parkingu zakładu kamieniarskiego.
-
Czekam na informacje z kilku innych źródeł. Niektóre sfery wymagają dużo bardziej ostrożnego ekstraktowania danych. Na podstawie tego, co udało się zdobyć dotychczas, pociągnęłam za odpowiednie sznurki. Nie specjalizuje się w szukaniu osób, panie Voclain, musi uzbroić się pan w cierpliwość. Mogę jedynie zapewnić, że skrupulatnie zacieram za sobą ślady, więc nikt nie będzie wiedział, że Argentum szukało pańskiego brata. - Być może była to zbędna informacja, bo Alexis nie czuła nigdy potrzeby wyjaśniania ani siebie, ani swojej agencji, ale w obliczu zadania tak nietypowego dla jej zakresu świadczonych usług, chciała zapewnić o zachowaniu profesjonalizmu.
Milczała przez moment, zastanawiając się na ile powinna odpowiedzieć na to pytanie. Znała ludzi pokroju Patricka - bezwzględnych, znieczulonych przez wojsko, z bardzo sztywnymi zasadami, ale nie cofających się przed zrobieniem czegoś ekstremalnego, a nawet nielegalnego, dopóki mogli to sobie jakkolwiek usprawiedliwić we własnej głowie. A Patrick i jego polowanie na kłusowników w Botswanie był kwintesencja moralnie szarych osób. Jeszcze nie zdecydowała, czy może być dla niej zagrożeniem, ale z pewnością go nie nie docenia. Zaznaczenie swoich wpływów - przynajmniej ich części - mogło być strategicznie dobrym ruchem.
Postukała lekko paznokciami o blat biurka, w końcu biorąc głębszy wdech i prostując się w krześle. Pochyliła się znowu nieco bardziej w jego stronę.
-
Nie lubię słowa władza. Sugeruje coś, czego trzeba bronić. Wolę mówić o możliwościach. A moje możliwości sięgają dalej niż przeciętnego prawnika. Nie działam sama, pracuję w oparciu o ludzi, którzy nie figurują w książkach telefonicznych ani na listach płac. Prawnicy, śledczy, byli funkcjonariusze służb, specjaliści od bezpieczeństwa cyfrowego, a także osoby, których formalnie nie powinno się w ogóle znać. Każdy z nich jest najlepszy w tym, co robi, i każdy ma powód, żeby odbierać moje telefony. Nie obiecuje cudów, ale jeśli coś jest możliwe do zrobienia, znajdę sposób, żeby zostało zrobione. I żeby nikt nie mógł tego ze mną powiązać. - Zamilkła na moment, po czym rozłożyła lekko ręce na boki, już samym tym gestem sygnalizując nadchodzące pytanie. -
Zaspokoiłam pańską ciekawość? - W jakiś pokrętny sposób miała nadzieje, że stało się wręcz na odwrót i tylko bardziej rozbudziła tę ciekawość. I niepokój. Wolała żeby poważano jej osobę, dzięki temu potencjalne zagrożenie z jakim mogła się mierzyć, minimalizowało się i było do opanowania zanim wymknie się spod kontroli. Nie bez powodu robiła to, co robiła. Tak jak i nie bez powodu miała kamery i mikrofony w biurze, samochodzie i w domu, a jej ochrona była gotowa do działania po jednym, krótkim sygnale alarmowym.
Patrick Voclain