ODPOWIEDZ
28 y/o, 170 cm
pracownik socjalny | MCCSS
Awatar użytkownika
survival taught me when to show my scars and when to hide them
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiżeńskie
postać
autor


Zabawa tego wieczoru była przednia – Ginny uwielbiała nastrój tego lokalu, fakt, że pojawiali się w nim przeróżni ludzie, demonstrujące różne kultury a także dekady! Serio, czworo hipisów w kącie lokalu wyglądało, jakby zatrzymali się w latach sześćdziesiątych. Nawet sytuacja z wróżką – czy kimkolwiek była ta kobieta – nie pozwoliła, żeby Stone straciła swój radosny nastrój. W końcu był piątek! Koniec tygodnia. Jej ulubiony dzień, jednak nie ze względu na to, że kolejnego dnia nie musiała iść do pracy – bo przecież ona uwielbiała spędzać wiele nadmiarowych godzin na swojej służbie. To był dzień karaoke!

— I'm a genie in a bottle, you gotta rub me the right way...

Jeżeli w grę wchodziło ś p i e w a n i e, to nie trzeba było jej namawiać. Dawniej wstydziła się przeokropnie. Zamykała się w swoich czterech ścianach, pisała piosenki dla samej siebie, grała na gitarze, śpiewając tak cicho, że ledwo samą siebie słyszała. Natomiast teraz – kilka lat później, kilka doświadczeń więcej – nie wstydziła się tego, zwłaszcza że obiektywnie patrząc miała naprawdę ciepły i kojący głos. A na tle innych niedoświadczonym amatorów wypadała naprawdę dobrze!

— If you wanna be with me, I can make your wish come true...

Ginny była właśnie w trakcie wykonywania jednej ze swoich ulubionych piosenek popu lat dwutysięcznych, które dla obecnej młodzieży, z którą pracowała, była już muzyką retro. Ubrana w krótki biały top i długie luźne spodnie, kończyła właśnie śpiewać utwór, oddając w tym całą siebie – i nawet poruszając tłum, by śpiewał razem z nią, bo na szczęscie średnia wieku klientów baru była bliższa jej wiekowi niż dzisiejszej młodzieży. Zresztą jeżeli się nie myliła, to osoby niepełnoletnie raczej nawet nie mogły wchodzić do barów z burleską. Nieważne! Stone była w swoim żywiole! Tak zupełnie innym od tego, jak prezentowała się na co dzień. Jednakże trzeba było przyznać, że w tym w y d a n i u, wyglądała naprawdę pociągająco.

— Just come and set me free baby, and I'll be with you...

Jej spojrzenie nagle odnalazło z n a j o m y wzrok w tłumie. Zatrzymawszy się na nim, nie pozwoliła sobie na przerwanie swojego występu. Nie uciekła też swoim spojrzeniem, nie pozwalając mu na wygraną w tym nienazwanym starciu. Była tutaj prywatnie i nie miała zamiaru udawać, że swojej prywatności nie posiadała. Nie miała też się czego wstydzić, co to, to nie. Budowała swoją pewność siebie latami, nie było tak łatwo jej zburzyć.

— I'm a genie in a bottle baby, come, come, come on and let me out.

Zakończyła swoje wystąpienie szerokim uśmiechem. Odłożywszy mikrofon na swoje miejsce, zeszła po niewielkich schodkach, wędrując bezpośrednio w kierunku Azriela. Zatrzymała się pół kroku przed nim, uniosła dumnie głowę do góry i z bezczelnym uśmiechem zacytowała.

— Coraz częściej na siebie wpadamy, Serrano. Zaczynam się martwić, że mój nieodparty urok podziałał na ciebie — powiedziała, witając go dokładnie tak samo, jak on podczas ich ostatniego spotkania. Tylko tym razem okoliczności były zupełnie inne, a wręcz można powiedzieć, że działały na niekorzyść Azriela, bo czy spodziewała się spotkać go w takim miejscu? Oczywiście, że nie! To jeszcze bardziej podkręcało wersję, że ktoś tutaj chyba ma jakąś małą o b s e s j ę.

Azriel Serrano
ginny
⟡ zbyt wiele tematów w jednym poście ⟡ zbyt szybkie tempo - przeskakiwanie przez ważne momenty ⟡ ignorowanie wcześniej ustalonych faktów ⟡ brak rozwojowości w grze oraz spójności w charakterze postaci ⟡ deus ex machina, meta-gaming, powerplaying, mary sue ⟡ błędy językowe utrudniające zrozumienie ⟡ brak akapitów i ściany tekstu
27 y/o, 183 cm
Robotnik budowlany Ledcor Ltd
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkizaimki
postać
autor

Piątek… Większość pracowników z uśmiechem na ustach opuszczało swoje miejsce pracy i oddawało się niezobowiązującym pogawędką co też będą robić przez te dwa dni wolności. Najczęściej ludzie spędzali ten czas z rodziną i oddawali się obowiązkom, których nie mieli sił wykonać w dni robocze. Inni zaś spotykali się ze swoimi znajomymi i leczyli kaca, gdy impreza wymknęła się spod kontroli. Azriel już dawno nie cieszył się z wolnego weekendu.
Dla niego te dwa dni były niczym pieprzone wakacje na All Inclusive. Ciężko mu było sobie przypomnieć kiedy mógł wyjść ze znajomymi na miasto bez ciągłego przypominania reszcie, że nie wypije kolejnego drinka, bo rano idzie do pracy. Tym razem jednak mógł zaszaleć. Z czystym sumieniem zdezerterować z własnego mieszkania, bo jego siostry miały ten swój babski wieczór.


Biały dym opuścił jego usta i przez chwile w milczeniu obserwował jak ten znikał w ciemności. Przekazał elektronicznego papierosa kumplowi i oparł się wygodnie o ścianę, wkładając dłonie do kieszeni spodni. Irytowało już go to czekanie na resztę ich dosyć skromnej ekipy składającej się z sześciu osób. Powinien już się przyzwyczaić, że reszta miała w dupie umówioną godzinę i jak za każdym razem punktualny był tylko on i Aiden. Jednak… Zawsze czekali na resztę i narzekali na ten stan rzeczy. Była to pewnego rodzaju niezmienna.
Skrzywił się nieznacznie, gdy poczuł w ustach liquid, który był o smaku gumy balonowej. Popatrzył na kumpla z wyrzutem, a gdy ten uśmiechnął się pod nosem i wbił pod jego żebra łokieć. Azriel rzadko palił. Jedynie podczas imprez, a ten sukinsyn specjalnie podsunął mu urządzenie wiedząc, że nie lubił słodkiego smaku.


- AIDEN!!!!!! - niska brunetka wparowała pomiędzy nich i wtuliła się w ramiona jego kumpla, próbując skraść pocałunek z jego ust. Mia jak zawsze wprowadzała w ich grupę trochę chaosu. Przywitał się z jej bratem zdawkowo i pokiwał głową, gdy ten oznajmił, że reszta dołączy do nich później. Następnie uniósł jedną brew do góry, gdy brunetka wbiła swój paznokieć pomalowany na różowo w jego czarną koszulkę. - Dziś ze mną zaśpiewasz Zi! Znalazłam… - nie dał jej nawet dokończyć tego zdania. Pochylił się, żeby zrównać ich wzrok i z bezczelnym uśmiechem na ustach uraczył brunetkę słodkim… - Nie. Nie będę wydurniał się i śpiewał z tobą tego badziewia. Poszukaj innej ofiary na swoje miłosne ballady. - odwrócił się do niej tyłem i zaczął kierować swoje kroki w stronę lokalu. Wiedział, że przez pół wieczora Mia będzie go męczyła o te karaoke, bo jako jedyny w tej grupie miał głos, który nie wykurzy całego lokalu po pierwszej zwrotce.

Na samym wstępie uderzyła w niego głośna muzyka i gwar rozmów, który rozpraszał dźwięki wokalu ochotniczki, która stała na środku sceny trzymając w swych dłoniach mikrofon. Dopiero, gdy przepchał się przez tłum do baru i zamówił dla siebie whisky z lodem, to zerknął na scenę.
Virginia C. Stone.
Przechylił głowę zaciekawiony na bok, gdy oglądał występ blondynki i ani na moment nie odwrócił swojego spojrzenia, gdy przyłapała go na tym bezwstydnym podglądaniu. Uniósł swojego drinka do ust, gdy jego nemezis powoli schodziła po schodach ze sceny i o dziwo zmierzała w jego kierunku. Mia zaciekawiona dźgała go w bok, gdy Virginia stanęła przed nim z tym niepodobnym do siebie uśmiechem.


- Nic nie mogę poradzić na to, że ciągnie mnie do podejmowania złych wyborów. Gustuję w kłopotach, a ty nimi jesteś. - nachylił się, żeby to powiedzieć do jej ucha, żeby dokładnie usłyszała jego słowa pomimo głośnej muzyki. Ta wersja Stone była dla niego zagadką. Jedną wielką niewiadomą, ale bez mrugnięcia okiem przyjął tą rzuconą rękawicę i zamierzał sprawdzić granice blondynki.

- Niezłe przedstawienie. Przegrałaś zakład czy próbujesz mi się przypodobać Stone? - tym razem to on bezczelnie się uśmiechnął. W końcu to on miał tutaj kiepskie poczucie humoru. - Może chociaż pozwolisz sobie postawić drinka czy to nie wchodzi w twój oficjalny kodeks? - tym razem to on jej się przyglądał jakby chciał odkryć jej wszystkie sekrety, które zazwyczaj to ona zbierała na jego temat.


Virginia C. Stone
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
pipi piegus
28 y/o, 170 cm
pracownik socjalny | MCCSS
Awatar użytkownika
survival taught me when to show my scars and when to hide them
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiżeńskie
postać
autor

Virginia nie bała się konfrontacji. Nie była dziewczyną, która w takich okolicznościach próbowałaby się ukryć i udawać, że nigdy jej tam nie było. W pewnym okresie swojego życia bardzo lubiła zwracać na siebie ciekawskie spojrzenia innych. Lubiła, jak o niej rozmawiali, te szepty za swoimi plecami, komentarze będące różnorakimi opiniami na jej temat. Choć to było dawno, to jednak jej dusza nie zmieniła się tak bardzo. Pewna jej cząstka lubiła, to bycie w centrum uwagi. Jednakże teraz działo się to tylko o k a z j o n a l n i e, nie musiała bać się ciągłych uwag i niepochlebnej oceny, która ciągnęłaby się za nią. Na co dzień Stone pełniła ważną rolę, robiła duże rzeczy! Jednakże tak jak każdy, posiadała bardziej prywatne oblicze.

W tych okolicznościach spotykały się dwa światy – ten, w którym była poważnym urzędnikiem państwowym i ten, w którym była dawną sobą. Stan upojenia blondynki nie pozwolił jej zauważyć, że zderzenie tych przestrzeni życiowych mogłoby stanowić pewien problem – wychodzący na światło dzienne w późniejszym czasie. Sama postać Azriela przyciągała jej uwagę tak wystarczająco mocno, żeby jej wewnętrzna potrzeba konfrontacji popchnęła ją w jego ramiona kierunku. Udawanie, że się nie znają, byłoby poniżej pewnych zasad. Wymienienie się krótkim „cześć” można byłoby uznać za jej potrzebę ucieczki od rozmowy. A Stone nie bała się niczego i nikogo, a na pewno nie Azriela Serrano.

— Ja? Ja jestem totalnym przeciwieństwem kłopotów. Czysta jak łza — powiedziała, oburzając się przesadnie i gestykulując. Wskazała na samą siebie dłońmi, po czym uniosła je do góry, by na otwartych dłoniach ułożyć swój podbródek i uśmiechnąć się niewinnie. Jej duże oczy wręcz błyszczały, piękny uśmiech i kręcone włosy nadawały jej dziewczęcego uroku, a całość była jeszcze podkreślona przez biały ubiór. Chodząca cnotka! — Aczkolwiek uważałabym na słowa, Serrano, i do czego niechcący się przyznajesz — powiedziała, potakując głową i spoglądając na niego wymowie. Stone wszystko słyszy! Bardzo wyraźnie! A ten bezczelnie przyznawał się do podejmowania złych wyborów. Niemal stąpał po cienkim lodzie... przynajmniej jeżeli Virginii uda się zapamiętać takie szczegóły z ich rozmowy.

— Pudło. Jestem sobą. Nic więcej mnie nie obchodzi — powiedziała, wyraźnie pokazując mu, że nie robiła niczego dla kogoś – z tego obowiązku wywiązywała się w swojej pracy – prywatnie grała na siebie. Na sto procent. Nikt inny nie był tak ważny. Jasne, znajomi, koleżanki, przyjaciele, to wszystko było cholernie ważne! Jednakże nauczona swoimi doświadczeniami życiowymi na szczycie stawiała siebie, więc nie miała zamiaru nikomu się przypodobać. Mogła jeszcze obśmiać jego kiepski żart, ale tym razem sobie darowała. Nie była w nastroju do uszczypliwości tylko zabawy!

— Nawet nie wiesz, jaki właśnie popełniłeś błąd, Serrano — powiedziała to, gdy jej dłoń wylądowała na jego ramieniu, jak chciałaby pocieszająco poklepać go po pleckach, bo właśnie wpakował się w kłopoty. Nie czekała na jego reakcję czy odpowiedź, od razu skierowała się w stronę baru. Była mała i szczupła, więc bez problemu przecisnęła się pod sam bar i prędko złapała uwagę jednego z barmanów. Złożyła prędkie zamówienie, podając konkretną nazwę drinka i zerknęła w stronę Azriela, dając mu znać, że skoro stawiał, to też może coś sobie zamówić, a gdy barman zajął się przygotowywaniem zamówienia, to blondynka ponownie przeniosła wzrok na Serrano.

— Wiesz, zaskoczyłeś mnie. Raczej obstawiałabym spotkać cię w jakimś zatęchłym, śmierdzącym mocnymi papierosami barze, w którym siedzą ponurzy trzydziestolatkowie o mentalności starców, niż w tak ciekawym i kolorowym miejscu — powiedziała, całkowicie umyślnie – co było wymalowane na jej twarzy – sugerując mu, że... miała go za większego sztywniaka! A może nadal nim był? Może znalazł się tutaj przypadkowo? Jeszcze tego nie wiedziała, ale jej zaciekawione spojrzenie sugerowało, że bardzo chciała się dowiedzieć.

Azriel Serrano
ginny
⟡ zbyt wiele tematów w jednym poście ⟡ zbyt szybkie tempo - przeskakiwanie przez ważne momenty ⟡ ignorowanie wcześniej ustalonych faktów ⟡ brak rozwojowości w grze oraz spójności w charakterze postaci ⟡ deus ex machina, meta-gaming, powerplaying, mary sue ⟡ błędy językowe utrudniające zrozumienie ⟡ brak akapitów i ściany tekstu
27 y/o, 183 cm
Robotnik budowlany Ledcor Ltd
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkizaimki
postać
autor

Ogień i woda. Dwa przeciwieństwa, które nigdy nie powinny spotkać się na swojej drodze. Te dwa żywioły oznaczały destrukcję. Każde kolejne spotkanie zaburzało spokój w jego świecie i choć instynkt podpowiadał mu, że musiał odejść z dala od niej, to z uporem dalej brnął w tą rozmowę. Przesuwał granicę, żeby zaspokoić własną ciekawość, która wersja Virginii była prawdziwa. Igrał z tym ogniem nie przejmując się, że mógł się sparzyć na końcu tej historii. Miał wiele do stracenia. W porównaniu do niej nie lubił być w centrum uwagi. Wolał przebywać na uboczu w roli obserwatora i wychylać się jedynie w tych chwilach, które były dla niego wygodne. Kontrola była wszystkim co posiadał. Gdyby ją utracił przy niej, to przekreśliłby wszystkie swoje starania i zaciągnął Stone przed samo oblicze własnych demonów. A no to nie mógł sobie pozwolić. Nie mógł, ale jednak dalej tam stał i spoglądał w jej oczy z tym przyklejonym łobuzerskim uśmiechem do twarzy.

- Nawet i łza pozostawia po sobie ślad Stone. - uniósł swoją dłoń i powoli przesunął opuszkami palców po jej policzku. Nawet ten niewinny ruch był wyważony, bo przy tej kobiecie musiał pilnować się na każdym kroku. Obiecał sobie tamtego dnia, że już nigdy więcej nie dopuści do sytuacji, w której ta słodka blondynka będzie miała okazję zajrzeć za jego mury. Nie mógł się jednak powstrzymać, bo wiedział, że denerwowała się w ten uroczy sposób, gdy zachowywał się w ten sposób i ją osaczał. Chociaż w ich przypadku ciężko było zrozumieć tą grę, gdzie słowa i spojrzenia miały swoją pierwszoplanową rolę.

- Niechcący? Nie pomyślałaś, że bardzo sobie cenię twoje wykłady na temat dokonywania dobrych wyborów? - w jego głosie pojawiła się ta nutka sarkazmu, gdy czujnie obserwował jej aż przesadną gestykulację.

Ta propozycja nigdy nie powinna paść pomiędzy nimi. Rozsądny mężczyzna odwróciłby się i wrócił do swoich znajomych. Przez chwilę stał w miejscu, chłonąc głośną muzykę i atmosferę tego miejsca. W jego wnętrzu trwała walka. Wbrew wszystkiemu wybrał ją. Nie zdając sobie sprawy, że tego wieczoru ten dość nieistotny wybór będzie rzutować na inne decyzje, które w przyszłości będą na niego czekać. W końcu sam jeszcze przed chwilą powiedział jej, że gustuje w kłopotach.

Wychylił szklankę i wypił resztę swojego drinka, odkładając szkło na ladzie tuż koło niej. - Whisky. - te jedno słowo skierował w stronę barmana, który zaczął przygotowywać drinka dla jego towarzyszki. Z jego gardła wyrwał się zdawkowy śmiech na jej słowa. - Zatęchły bar, ponurzy trzydziestolatkowie… - powtórzył za nią i zrobił niewielki krok w jej stronę, który mogła uznać za przypadek. To nie był przypadek. - Może wcale nie chodzi o to, gdzie mnie widzisz. Tylko o to, gdzie chciałabyś mnie spotkać. Nie prowokuj mnie Stone. - mogła poczuć jego oddech na swojej skórze, gdy nachylił się w jej stronę. Tak jakby w tej chwili chciał skraść całą jej uwagę. - Ale jeśli naprawdę chcesz zobaczyć mnie w innym miejscu... - zawiesił głos i przesunął swoje spojrzenie na jej pełne usta. - ...wystarczy poprosić. Skoro masz mnie za takiego nudziarza, to pokaż mi co znaczy w twoim słowniku dobra zabawa.

To nie była propozycja. Ani obietnica.

To było wyzwanie.

Virginia C. Stone
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
pipi piegus
28 y/o, 170 cm
pracownik socjalny | MCCSS
Awatar użytkownika
survival taught me when to show my scars and when to hide them
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiżeńskie
postać
autor

Prawdopodobnie Virginia stąpała po bardzo cienkim lodzie – w swojej błogości i niewinności, nie zdając sobie z tego sprawy. Nie znała przecież Azriela od prywatnej strony, więc nie wiedziała, czego oczekiwać po nim w takich interakcjach, które były jeszcze na granicy przyjacielskiego żartu i lekkiej ironio. Serrano mógł przecież oburzyć się, unieść się honorem czy wprost wyrazić swoje niezadowolenie albo nawet postraszyć ją możliwymi konsekwencjami tego niekonwencjonalnego spotkania! Jednak w tym momencie – i tym stanie o d u r z e n i a – Stone nie myślała o ewentualnych konsekwencjach swojego zachowania, tylko bawiła się, bo ostatecznie w tym celu pojawiła się w The Painted Lady.

— Ukryta dusza romantyka? — zapytała, unosząc brew do góry. Chwilę walczyła o powagę, ale zaraz roześmiała się, bo jednak nie potrafiła jej utrzymać – nie spodziewałaby się, że Serrano może mieć taką wersję samego siebie.

Natomiast jego kolejna riposta ją... zaskoczyła. Ginny nie zdążyła tego ukryć, gdyż jej usta same lekko się rozchyliły, a ona wpatrywała się w Azriela tymi swoimi dużymi, ufnymi oczkami. Zawiesiła się na moment, a przestrzeń pomiędzy nimi wypełniła cisza. Ostatecznie przymknęła buzię i uśmiechnęła się. Tak po prostu. Nie przekornie, nie zawistnie, nie przebiegle Tylko szczerze.

— To zapewne ostatnie, o czym mogłabym pomyśleć — odpowiedziała, przyznając się do pracy. Mogłaby spróbować skontrować jego wypowiedź, ale nie była w takim nastroju. Pozwoliła się zaskoczyć i nie miała problemów z przyznaniem się do tego.

Chwilę później barman postawił jej zamówienie, a jej dłoń od razu powędrowała do drinka, żeby upić trzy łyki i odstawić go z powrotem. Wtedy okazało się, że Azriel znalazł się nagle – i niebezpiecznie – blisko. Jej wzrok powędrował do góry, tym razem była lekko zaskoczona, jednakże nie dała tego po sobie poznać. Wręcz przeciwnie, przymrużyła nieco oczy, odrzuciła włosy do tyłu i stała twardo, bez ruchu, bez zawahania i bez zająknięcia się, że ta bliskość mogłaby być dla niej niekomfortowa.

Serrano nie otrzymał od niej słownej odpowiedzi. Zamiast tego wpatrywała się w niego swoim intensywnym spojrzeniem. Dookoła nich było bardzo głośno, jednakże pomiędzy nimi zapadła gęsta cisza. Ginny wykonała jeden mały, niewinny ruch, którym było oblizanie górnej wargi językiem. Akurat wtedy, gdy Azriel koncentrował na jej ustach swoje spojrzenie. Na tym mogłaby zaprzestać, wykonać krok do tyłu, roześmiać się i zmienić temat bądź kontynuować go. Jednak ona zamiast tego przysunęła się do niego bliżej – wspinając się już na swoje palce – by jej buzia znalazła się na wysokości jego ucha.

— Tylko uważaj, bo możesz nie udźwignąć tego, co nazwę zabawą odpowiedziała szeptem, grając w jego własną grę, odważniej niż mógł się tego spodziewać. Po swoich słowach wycofała swoją twarz do tyłu, jednak tylko nieznacznie, więc nadal pozostawała bardzo, bardzo blisko, a jej duże, piękne ślepia wpatrywały się w jego oczy, jakby chciała pokazać mu, że miał do czynienia z zawodnikiem, który gra albo o wszystko, albo o nic, i lepiej byłoby – dla niego samego – żeby zastanowił się, czy chce podejmować takie r y z y k o.

— Nie wyglądasz na kogoś, kto dotrzymałby mi kroku... udowodnij mi, że się mylę — powiedziała zaczepnie, po czym niespodziewanie wycofała się do tyłu, chwytając tylko swojego drinka, którego była zmuszona wypić w przyśpieszonym tempie, jeżeli nie chciała, żeby zaraz jej piękne, białe ubranko było całe kolorowe. Po chwili mała, drobna blondyneczka zniknęła w tłumie ludzi, który bawił się do tanecznej muzyki, a ona wtopiła się pomiędzy nich. Nie oglądała się za siebie ani na moment, jakby była pewna, że jeśli Azriel naprawdę zechce, to znajdzie ją bez problemu. A wtedy dopiero okaże się, czy faktycznie dotrzyma jej kroku.

Azriel Serrano
ginny
⟡ zbyt wiele tematów w jednym poście ⟡ zbyt szybkie tempo - przeskakiwanie przez ważne momenty ⟡ ignorowanie wcześniej ustalonych faktów ⟡ brak rozwojowości w grze oraz spójności w charakterze postaci ⟡ deus ex machina, meta-gaming, powerplaying, mary sue ⟡ błędy językowe utrudniające zrozumienie ⟡ brak akapitów i ściany tekstu
ODPOWIEDZ

Wróć do „The Painted Lady”