-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Kolejny wieczór w klubie był dla Tiff codziennością. Najzwyczajniej w świecie nie chciała dorosnąć i wciąż mało jej było zabawy. A po za tym nigdy też nie wiadomo, gdzie oraz kiedy trafi się może bogaty książę z bajki ze słabym sercem?
Dobrze by było się ustawić na całe życie, niestety książę na razie dobrze się maskował. Jeszcze bowiem go nie znalazła, co nie przeszkadzało jej w bawieniu się na cudzy koszt. Gdy panowie proponowali swoje towarzystwo oraz drinki to czemu by nie skorzystać.
Ubrana w złotą krótką sukienkę z głębokim dekoltem oraz długi naszyjnik zakończony czerwonym kamieniem podkreślający jej wdzięki. Nogi były już przyzwyczajone do wysokich obcasów, a uczesane w koński ogon włosy dobrze się prezentowały.
W miejscach takich ja te można było bawić się i niczym nie przejmować. Raczej wszystkie sprawy i wydarzenia pozostawały w murach klubu. Głośna muzyka, dym oraz szumiące w głowach procenty nastrajały człowieka na czerpanie przyjemności z tych ulotnych chwil.
Lubiła bardzo zatracić się w tym stanie, zapomnieć o każdym złym momencie w życiu, troskach. Całość otulała ją harmonią dźwięków, blasku świateł i ruchów ciał. I to się liczyło w tej chwili, w tym miejscu.
Przyciągała wzrok mężczyzn, zwłaszcza zjawiając się samej. Zdarzały się też momenty, gdy wychodziła w męskim towarzystwie nowo poznanego przyjaciela na kontynuację zabawy w jego czterech ścianach. Zawsze w takich przypadkach szli do niego, nigdy do niej.
Noc była jej sekretnym życiem, o którym rodzina nie widziała i nie musiała. Człowiek potrzebował przestrzeni na swoje grzeszki bez oceniana, z którym mierzył się na co dzień.
Dzisiejsza noc znów przymykała oko na jej wybryki, gdy tańczyła na środku parkietu z poznanym przy barze całkiem przystojnym mężczyzną. Bawili się razem prawie cały czas od spotkania przy barze i Tiff nie wykluczała nawet kontynuowania zabawy po za klubem.
cyrus marshall
Dobrze by było się ustawić na całe życie, niestety książę na razie dobrze się maskował. Jeszcze bowiem go nie znalazła, co nie przeszkadzało jej w bawieniu się na cudzy koszt. Gdy panowie proponowali swoje towarzystwo oraz drinki to czemu by nie skorzystać.
Ubrana w złotą krótką sukienkę z głębokim dekoltem oraz długi naszyjnik zakończony czerwonym kamieniem podkreślający jej wdzięki. Nogi były już przyzwyczajone do wysokich obcasów, a uczesane w koński ogon włosy dobrze się prezentowały.
W miejscach takich ja te można było bawić się i niczym nie przejmować. Raczej wszystkie sprawy i wydarzenia pozostawały w murach klubu. Głośna muzyka, dym oraz szumiące w głowach procenty nastrajały człowieka na czerpanie przyjemności z tych ulotnych chwil.
Lubiła bardzo zatracić się w tym stanie, zapomnieć o każdym złym momencie w życiu, troskach. Całość otulała ją harmonią dźwięków, blasku świateł i ruchów ciał. I to się liczyło w tej chwili, w tym miejscu.
Przyciągała wzrok mężczyzn, zwłaszcza zjawiając się samej. Zdarzały się też momenty, gdy wychodziła w męskim towarzystwie nowo poznanego przyjaciela na kontynuację zabawy w jego czterech ścianach. Zawsze w takich przypadkach szli do niego, nigdy do niej.
Noc była jej sekretnym życiem, o którym rodzina nie widziała i nie musiała. Człowiek potrzebował przestrzeni na swoje grzeszki bez oceniana, z którym mierzył się na co dzień.
Dzisiejsza noc znów przymykała oko na jej wybryki, gdy tańczyła na środku parkietu z poznanym przy barze całkiem przystojnym mężczyzną. Bawili się razem prawie cały czas od spotkania przy barze i Tiff nie wykluczała nawet kontynuowania zabawy po za klubem.
cyrus marshall
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
Star
-
nic ciekawegonieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimkipostaćautor
Tiffany McLeod
Od kiedy wyszedł z więzienia próbował na nowo odnaleźć się w świecie wolności. Na razie jednak jego życie na co dzień wyglądało tak samo, praca, dom, praca, dom. Na nic więcej nie było go stać. Chociaż jedynymi jego odskoczniami były wieczory jak dzisiaj, kiedy próbował odwiedzać wszystkie miejsca, w których wcześniej bywał z Tiff czekając na to, aż ją w końcu gdzieś spotka. Musiał wyjaśnić sobie z nią kilka spraw i wiedział, że w końcu ją dopadnie. Naprawdę jeśli myślała, że poblokowanie go wszędzie i zmowa milczenia ich wspólnych znajomych pozwolą jej w ukryciu się przed nim, to była w błędzie. Tylko co nim kierowało, że tak bardzo chciał ją znaleźć? Złamane serce? Nienawiść? Chęć zemsty? Sam nie wiedział, był cholernie pogubiony, dlatego tak ważne było dla niego spotkanie z byłą, miał nadzieję, że dzięki temu w końcu zacznie mu się lepiej układać.
Kiedy tylko wszedł do klubu od razu zaczął czesać swoim spojrzeniem całe otoczenie, jego wzrok był skupiony tylko na jednym, znaleźć Tiffany. Mimo wszystko sam przyciągał wzrok innych, w szczególności płci pięknej gdyż biała koszula zgrabnie opinała jego umięśnione ciało. Z pewnością siebie nigdy nie miał problemów, wiedział, że jest przystojny i mógłby mieć każdą, ale jakoś nigdy tego nie wykorzystywał, nie czuł takiej potrzeby. Rzucił kilka ukradkowych uśmiechów płci pięknej, zmierzając w stronę baru. Kiedy już się tam dostał, zamówił piwo, a następnie sącząc złotą ciecz z butelki bacznie obserwował parkiet, na którym bawili się ludzie. W końcu jego wzrok spoczął na sylwetce ubranej w złotą sukienkę. Zacisnął mocniej palce na butelce i uśmiechnął się z satysfakcją. "Mam Cię", powiedział w myślach i dopił swoje piwo, które miało dodać mu odwagi, choć w tej chwili, czuł, że zupełnie tego nie potrzebuje. Ruszył w stronę dziewczyny, a z każdym kolejnym krokiem czuł się mniej pewnie i zaczęło ogarniać go uczucie, że chyba lepiej powinien zwiać. "Weź się w garść! Warknął do siebie w myślach i kiedy zobaczył dłonie jakiegoś obcego typa, które zsuwały się powoli na tyłek Tiffany, momentalnie wleciał na parkiet rozdzielając tą dwójkę.
- Łapy przy sobie! - warknął do kolesia, grożąc mu palcem, a palce drugiej dłoni owinął na nadgarstku swojej byłej dziewczyny, żeby zaraz mu nie uciekła. Kiedy nieznajomy mężczyzna odpuścił, spojrzał na McLeod i pociągnął ją do wyjścia z klubu. Szarpał jej nadgarstek nieco za mocno, ale nie mógł pozwolić, żeby zaraz znowu mu zniknęła. Wyciągnął ją niedelikatnie z budynku, a następnie zaciągnął ją na bok i przygwoździł do chłodnego muru. Wbił w nią swój morderczy wzrok i kiedy tylko napotkał jej spojrzenie, zabrakło mu tchu. Wciąż wywoływała w nim wiele uczuć i mimo, że próbował zachować zimną krew, wmówić sobie, że przecież jej nienawidzi, to pozytywne uczucia i wspomnienia, były znacznie silniejsze. Poluźnił ucisk palców na jej nadgarstku i delikatnie pogłaskał ją w tym miejscu.
- Przepraszam. - rzucił cicho, spoglądając na zaczerwienienie na jej ręce, złapał za mocno, zdecydowanie, a pod żadnym pozorem nie chciał sprawić jej bólu, no dobra, wcześniej chciał, teraz już nie. Odetchnął głęboko i na powrót złapał z dziewczyną kontakt wzorkowy. - Szukałem Cię. - mruknął już nieco chłodniej, żeby nie myślała, że zatrzepota tymi swoimi ślicznymi rzęskami i wszystkie winy zostaną jej odpuszczone, nie tym razem. - Co jest kurwa Tiff z Tobą nie tak? - dodał bardziej ostro, bo jednak żal i złość na to, że go tak po prostu zostawiła zaczynała być znowu silniejsza od tęsknoty i uczuć jakimi ją darzył.
Od kiedy wyszedł z więzienia próbował na nowo odnaleźć się w świecie wolności. Na razie jednak jego życie na co dzień wyglądało tak samo, praca, dom, praca, dom. Na nic więcej nie było go stać. Chociaż jedynymi jego odskoczniami były wieczory jak dzisiaj, kiedy próbował odwiedzać wszystkie miejsca, w których wcześniej bywał z Tiff czekając na to, aż ją w końcu gdzieś spotka. Musiał wyjaśnić sobie z nią kilka spraw i wiedział, że w końcu ją dopadnie. Naprawdę jeśli myślała, że poblokowanie go wszędzie i zmowa milczenia ich wspólnych znajomych pozwolą jej w ukryciu się przed nim, to była w błędzie. Tylko co nim kierowało, że tak bardzo chciał ją znaleźć? Złamane serce? Nienawiść? Chęć zemsty? Sam nie wiedział, był cholernie pogubiony, dlatego tak ważne było dla niego spotkanie z byłą, miał nadzieję, że dzięki temu w końcu zacznie mu się lepiej układać.
Kiedy tylko wszedł do klubu od razu zaczął czesać swoim spojrzeniem całe otoczenie, jego wzrok był skupiony tylko na jednym, znaleźć Tiffany. Mimo wszystko sam przyciągał wzrok innych, w szczególności płci pięknej gdyż biała koszula zgrabnie opinała jego umięśnione ciało. Z pewnością siebie nigdy nie miał problemów, wiedział, że jest przystojny i mógłby mieć każdą, ale jakoś nigdy tego nie wykorzystywał, nie czuł takiej potrzeby. Rzucił kilka ukradkowych uśmiechów płci pięknej, zmierzając w stronę baru. Kiedy już się tam dostał, zamówił piwo, a następnie sącząc złotą ciecz z butelki bacznie obserwował parkiet, na którym bawili się ludzie. W końcu jego wzrok spoczął na sylwetce ubranej w złotą sukienkę. Zacisnął mocniej palce na butelce i uśmiechnął się z satysfakcją. "Mam Cię", powiedział w myślach i dopił swoje piwo, które miało dodać mu odwagi, choć w tej chwili, czuł, że zupełnie tego nie potrzebuje. Ruszył w stronę dziewczyny, a z każdym kolejnym krokiem czuł się mniej pewnie i zaczęło ogarniać go uczucie, że chyba lepiej powinien zwiać. "Weź się w garść! Warknął do siebie w myślach i kiedy zobaczył dłonie jakiegoś obcego typa, które zsuwały się powoli na tyłek Tiffany, momentalnie wleciał na parkiet rozdzielając tą dwójkę.
- Łapy przy sobie! - warknął do kolesia, grożąc mu palcem, a palce drugiej dłoni owinął na nadgarstku swojej byłej dziewczyny, żeby zaraz mu nie uciekła. Kiedy nieznajomy mężczyzna odpuścił, spojrzał na McLeod i pociągnął ją do wyjścia z klubu. Szarpał jej nadgarstek nieco za mocno, ale nie mógł pozwolić, żeby zaraz znowu mu zniknęła. Wyciągnął ją niedelikatnie z budynku, a następnie zaciągnął ją na bok i przygwoździł do chłodnego muru. Wbił w nią swój morderczy wzrok i kiedy tylko napotkał jej spojrzenie, zabrakło mu tchu. Wciąż wywoływała w nim wiele uczuć i mimo, że próbował zachować zimną krew, wmówić sobie, że przecież jej nienawidzi, to pozytywne uczucia i wspomnienia, były znacznie silniejsze. Poluźnił ucisk palców na jej nadgarstku i delikatnie pogłaskał ją w tym miejscu.
- Przepraszam. - rzucił cicho, spoglądając na zaczerwienienie na jej ręce, złapał za mocno, zdecydowanie, a pod żadnym pozorem nie chciał sprawić jej bólu, no dobra, wcześniej chciał, teraz już nie. Odetchnął głęboko i na powrót złapał z dziewczyną kontakt wzorkowy. - Szukałem Cię. - mruknął już nieco chłodniej, żeby nie myślała, że zatrzepota tymi swoimi ślicznymi rzęskami i wszystkie winy zostaną jej odpuszczone, nie tym razem. - Co jest kurwa Tiff z Tobą nie tak? - dodał bardziej ostro, bo jednak żal i złość na to, że go tak po prostu zostawiła zaczynała być znowu silniejsza od tęsknoty i uczuć jakimi ją darzył.
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
gall anonim
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Podczas zabawy czas leciał niczym woda przez palce, ale nie zastanawiała się nad tym. W zasadzie to o niczym myśleć nie chciała, pozwalała nieść się prądowi. Panująca atmosfera robiła swoje, alkohol krążył już jej we krwi, w głowie trochę szumiało. Dłonie jej dzisiejszego towarzysza niespieszne błądziły po jej ciele, z początku z lekkim dystansem, by zabierać śmiałości. Można to było brać za początek ich dalszej znajomości w zaciszu jego sypialni. Była w nastroju na igraszki po tańcach, w końcu i tak rano do pracy wstawać nie musiała.
Chciała, by błoga zabawa, muzyka, alkohol i jego ręce na jej ciele. W zasadzie mogliby się powoli zbierać do niego, żeby kontynuować w bardziej kameralnym gronie. Zamierzała to zasygnalizować uwodzicielskim pojrzeniem, gdy znajomy głos przebijał się do jej będącego w innym wymiarze umysłu.
Jednakże ten uparcie nie chciał wracać ze swojej błogiej krainy, twierdząc że stojąca przed nią osoba jest wytworem nadmiernie spożytych dzisiejszego wieczoru drinków.
Ostatnia linia odgradzająca stan błogiej zabawy od rzeczywistości zaczęła się sypać, gdy poczuła stanowczy uścisk na nadgarstku. Była za słaba w porównaniu z Marshallem, co nie sprawiło, że nie stawiała oporu, chociaż była na przegranej pozycji.
- Nie dotykaj mnie - z wolna wracała do rzeczywistość czując chłód muru na odkrytych plecach oraz jego dotyk na nadgarstku.
Chciała zapomnieć, ale ciało wciąż pamiętało każdy dotyk, który na nim pozostawił Cyrusa. Te niechciane wspomnienia podziałały na nią bardziej otrzeźwiająco niż panujący dookoła chłód. Mimowolne się wzdrygnęła chowając ręce za plecami.
Najgorsze w tym wszystkim było to, że nawet więzienna rzeczywistość go nie zmieniła. Wciąż był za przystojny, za dobrze wyglądający. I chociaż na samym początku umówiła się z nim dla zasobności jego kart z czasem na serio zaczął jej się podobać.
- Po co? - Warknęła, chociaż w środku czuła wzbierającą panikę. Na konfrontację nie byłaby gotowa nawet za sto lat. - A co ma być?
Czuła się osaczona jak zwierzę zapędzone w róg bez możliwości ucieczki. Miał absolutne prawo być na nią zły, ale to było jedyne sensowne rozwiązanie tamtej feralnej mocy. Jego rodzina mogła sobie pozwolić na najlepszych prawników, a ją to może i własna matka wsadziła za kratki.
cyrus marshall
Chciała, by błoga zabawa, muzyka, alkohol i jego ręce na jej ciele. W zasadzie mogliby się powoli zbierać do niego, żeby kontynuować w bardziej kameralnym gronie. Zamierzała to zasygnalizować uwodzicielskim pojrzeniem, gdy znajomy głos przebijał się do jej będącego w innym wymiarze umysłu.
Jednakże ten uparcie nie chciał wracać ze swojej błogiej krainy, twierdząc że stojąca przed nią osoba jest wytworem nadmiernie spożytych dzisiejszego wieczoru drinków.
Ostatnia linia odgradzająca stan błogiej zabawy od rzeczywistości zaczęła się sypać, gdy poczuła stanowczy uścisk na nadgarstku. Była za słaba w porównaniu z Marshallem, co nie sprawiło, że nie stawiała oporu, chociaż była na przegranej pozycji.
- Nie dotykaj mnie - z wolna wracała do rzeczywistość czując chłód muru na odkrytych plecach oraz jego dotyk na nadgarstku.
Chciała zapomnieć, ale ciało wciąż pamiętało każdy dotyk, który na nim pozostawił Cyrusa. Te niechciane wspomnienia podziałały na nią bardziej otrzeźwiająco niż panujący dookoła chłód. Mimowolne się wzdrygnęła chowając ręce za plecami.
Najgorsze w tym wszystkim było to, że nawet więzienna rzeczywistość go nie zmieniła. Wciąż był za przystojny, za dobrze wyglądający. I chociaż na samym początku umówiła się z nim dla zasobności jego kart z czasem na serio zaczął jej się podobać.
- Po co? - Warknęła, chociaż w środku czuła wzbierającą panikę. Na konfrontację nie byłaby gotowa nawet za sto lat. - A co ma być?
Czuła się osaczona jak zwierzę zapędzone w róg bez możliwości ucieczki. Miał absolutne prawo być na nią zły, ale to było jedyne sensowne rozwiązanie tamtej feralnej mocy. Jego rodzina mogła sobie pozwolić na najlepszych prawników, a ją to może i własna matka wsadziła za kratki.
cyrus marshall
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
Star
-
nic ciekawegonieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimkipostaćautor
Tiffany Harris
Nie potrafił zrozumieć tego, dlaczego podchodziła do niego tak arogancko, cholera, uratował jej dupę, zrobił dla niej tak wiele, a ona? Ona mu się tak odwdzięczała? Zabawiając się z jakimiś typami na imprezach? Miał dziesięć miesięcy wyjętych z życia bo postanowił pokazać jej jak bardzo ją kocha i poszedł za nią do więzienia, a Tiffany w tym czasie świetnie się bawiła.
Serce biło mu jak szalone i nie wiedział, czy to ze względu na adrenalinę, złość, czy uczucie jakie wciąż do niej darzył, a które uderzyło go ze zdwojoną siłą kiedy tylko ją zobaczył. Mimo wszystko nie potrafił tak po prostu o niej zapomnieć, sprawiła mu tyle przykrości, nakręcał się sam we własnej głowie, że jej nienawidzi, a wystarczyło mu tylko spojrzeć w jej oczy i sam nie był pewien, czy nadal jest na nią zły, czy nadal jednak ją kocha.
- Serio Tiffany? - warknął, opierając obie dłonie po bokach jej ramion, żeby przypadkiem nie spróbowała mu zwiać, również nachylając się przy tym w jej stronę, by wciąż utrzymywać z nią kontakt wzrokowy. - Kiedy ja odbywałem za Ciebie karę, Ty latałaś po łóżkach randomowych kolesi?! - podniósł ton swojego głosu, jednak nie wystarczająco na tyle, by zwracać na siebie uwagę innych, nie chciał robić ogromnej afery, nie był typem człowieka, który lubił wywlekać swoje prywatne sprawy na światło publiczne, w przeciwieństwie do Tiff, ciekawe czy podzieliła się ze światem i tym faktem, że wrobiła własnego chłopaka w wypadek?
- Jak mogłaś być na tyle bezczelna i odejść bez słowa? - spytał, z intensywnością wpatrując się w jej tęczówki. - Czego się bałaś? Że powiem prawdę? Że zniszczę Ci tą Twoją internetową karierę? - Dopytał, choć wiele słów w tym momencie cisnęło mu się na usta, wiele wyzwisk jakie w sobie trzymał, postanowił mimo wszystko w jakiś sposób zachować spokój, ale było ciężko, emocje w nim cholernie buzowały. - Serio tak łatwo przyszło Ci odpuszczenie wszystkiego? - chciał wiedzieć co czuła, jak mogła tak postąpić, czy w ogóle w jakikolwiek sposób jej na nim zależało? Gdzie popełnił błąd, że tak go potraktowała? Przecież był dla niej dobry, wręcz za dobry...
Nie potrafił zrozumieć tego, dlaczego podchodziła do niego tak arogancko, cholera, uratował jej dupę, zrobił dla niej tak wiele, a ona? Ona mu się tak odwdzięczała? Zabawiając się z jakimiś typami na imprezach? Miał dziesięć miesięcy wyjętych z życia bo postanowił pokazać jej jak bardzo ją kocha i poszedł za nią do więzienia, a Tiffany w tym czasie świetnie się bawiła.
Serce biło mu jak szalone i nie wiedział, czy to ze względu na adrenalinę, złość, czy uczucie jakie wciąż do niej darzył, a które uderzyło go ze zdwojoną siłą kiedy tylko ją zobaczył. Mimo wszystko nie potrafił tak po prostu o niej zapomnieć, sprawiła mu tyle przykrości, nakręcał się sam we własnej głowie, że jej nienawidzi, a wystarczyło mu tylko spojrzeć w jej oczy i sam nie był pewien, czy nadal jest na nią zły, czy nadal jednak ją kocha.
- Serio Tiffany? - warknął, opierając obie dłonie po bokach jej ramion, żeby przypadkiem nie spróbowała mu zwiać, również nachylając się przy tym w jej stronę, by wciąż utrzymywać z nią kontakt wzrokowy. - Kiedy ja odbywałem za Ciebie karę, Ty latałaś po łóżkach randomowych kolesi?! - podniósł ton swojego głosu, jednak nie wystarczająco na tyle, by zwracać na siebie uwagę innych, nie chciał robić ogromnej afery, nie był typem człowieka, który lubił wywlekać swoje prywatne sprawy na światło publiczne, w przeciwieństwie do Tiff, ciekawe czy podzieliła się ze światem i tym faktem, że wrobiła własnego chłopaka w wypadek?
- Jak mogłaś być na tyle bezczelna i odejść bez słowa? - spytał, z intensywnością wpatrując się w jej tęczówki. - Czego się bałaś? Że powiem prawdę? Że zniszczę Ci tą Twoją internetową karierę? - Dopytał, choć wiele słów w tym momencie cisnęło mu się na usta, wiele wyzwisk jakie w sobie trzymał, postanowił mimo wszystko w jakiś sposób zachować spokój, ale było ciężko, emocje w nim cholernie buzowały. - Serio tak łatwo przyszło Ci odpuszczenie wszystkiego? - chciał wiedzieć co czuła, jak mogła tak postąpić, czy w ogóle w jakikolwiek sposób jej na nim zależało? Gdzie popełnił błąd, że tak go potraktowała? Przecież był dla niej dobry, wręcz za dobry...
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
gall anonim
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Okłamywanie samej siebie oraz otoczenia wychodziło jej naprawdę mistrzowsko. Po fakcie dotarła do niej z opóźnieniem informacja na temat własnych uczuć, czego wcale nie chciała. Tak na prawdę nie radziła sobie z bardzo sama ze sobą, ale była też na tyle tchórzliwa, by poprosić kogoś o wsparcie i pomoc.
- Nie byliśmy małżeństwem, żeby musiała się spowiadać ze wszystkiego - wbrew pokazywanej hardości bardzo chciała uciec, ale niestety drogi ucieczki zostały odcięte. Z jednej strony zawsze mogła zacząć krzyczeć, ale dodatkowej publiki jej nie było trzeba. - Miałam czekać jak zakonnica w celibacie czy przychodzić do ciebie na widzenia na szybki numerek?
Najprawdopodobniej, gdyby była facetem już dawno dostałaby w pysk, całkiem zasłużenie. Złość Cyrusa była całkowicie uzasadniona, a ona zamiast chociaż próbować jakoś pokojowo lub dyplomatycznie wyjaśnić sobie wszystko dolewała oliwy do ognia. I tak miała za dużo do stracenia, a sam wypadek mocno odcisnął się jej psychice, a imprezując próbowała sobie z tym radzić.
I faktem pozostawało, że żaden facet nie był w stanie zastąpić jej Cyrusa. Problemem było również, że gdy on siedział, ona z opóźnieniem zdawała sobie sprawę ze swoich uczyć. Chciała je zagłuszyć, bo było już i tak za późno. Po takim czasie napewno by jej nie uwierzył, więc tego nigdy mu nie powie. Nic to nie zmieni, sama spaliła za sobą wszystkie mosty i była świecie przekonana, że skoro ona milczała to da sobie z nią spokój. Ich drogi rozejdą się definitywnie, raz na zawsze.
Z niejakim trudnem udawało jej si, przynajmniej na razie, wytrzymać intensywność jego spojrzenia. Tak jak faktu, że sama jego obecność mocno na nią wpływała. Powstrzymywała się, żeby nie wyciągnąć ręki, aby złapać go za koszulę i jeszcze bardziej przyciągnąć go do siebie, a finalnie pocałować. Mając go tak blisko, zakopane wspomnienia wyskakiwały jak grzyby pod deszczu.
- Po prostu wylej swoje żale i miejmy to z głowy - jej odwaga, która była tylko i tak na pokaz miała ograniczony czas działa, chociaż adrenalina wywołana tym niespodziewanym spotkaniem, trochę ją podładowywała. - Nie jestem ci już do niczego potrzebna.
cyrus marshall
- Nie byliśmy małżeństwem, żeby musiała się spowiadać ze wszystkiego - wbrew pokazywanej hardości bardzo chciała uciec, ale niestety drogi ucieczki zostały odcięte. Z jednej strony zawsze mogła zacząć krzyczeć, ale dodatkowej publiki jej nie było trzeba. - Miałam czekać jak zakonnica w celibacie czy przychodzić do ciebie na widzenia na szybki numerek?
Najprawdopodobniej, gdyby była facetem już dawno dostałaby w pysk, całkiem zasłużenie. Złość Cyrusa była całkowicie uzasadniona, a ona zamiast chociaż próbować jakoś pokojowo lub dyplomatycznie wyjaśnić sobie wszystko dolewała oliwy do ognia. I tak miała za dużo do stracenia, a sam wypadek mocno odcisnął się jej psychice, a imprezując próbowała sobie z tym radzić.
I faktem pozostawało, że żaden facet nie był w stanie zastąpić jej Cyrusa. Problemem było również, że gdy on siedział, ona z opóźnieniem zdawała sobie sprawę ze swoich uczyć. Chciała je zagłuszyć, bo było już i tak za późno. Po takim czasie napewno by jej nie uwierzył, więc tego nigdy mu nie powie. Nic to nie zmieni, sama spaliła za sobą wszystkie mosty i była świecie przekonana, że skoro ona milczała to da sobie z nią spokój. Ich drogi rozejdą się definitywnie, raz na zawsze.
Z niejakim trudnem udawało jej si, przynajmniej na razie, wytrzymać intensywność jego spojrzenia. Tak jak faktu, że sama jego obecność mocno na nią wpływała. Powstrzymywała się, żeby nie wyciągnąć ręki, aby złapać go za koszulę i jeszcze bardziej przyciągnąć go do siebie, a finalnie pocałować. Mając go tak blisko, zakopane wspomnienia wyskakiwały jak grzyby pod deszczu.
- Po prostu wylej swoje żale i miejmy to z głowy - jej odwaga, która była tylko i tak na pokaz miała ograniczony czas działa, chociaż adrenalina wywołana tym niespodziewanym spotkaniem, trochę ją podładowywała. - Nie jestem ci już do niczego potrzebna.
cyrus marshall
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
Star
-
nic ciekawegonieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimkipostaćautor
Tiffany Harris
Tiff zawsze była wyszczekana, wiedział to od początku, ale kiedy byli razem to bardziej go to kręciło, tym razem, przelewało czarę goryczy i sprawiało, że miał ochotę wybuchnąć, złość narastała w nim z każdym jej kolejnym słowem, nie tak wyobrażał sobie ich ponowne spotkanie, ale właściwie, to czy w jakikolwiek sposób je sobie wyobrażał? Przecież wiadome było, że nie wskoczą sobie w ramiona i nie powiedzą, że za sobą tęsknili, mimo wszystko, tyle ile scenariuszy już sobie ułożył w głowie, teraz żadnego nie mógł zastosować, rzeczywistość go trochę zaskoczyła.
- Nie bądź bezczelna. - warknął przez zaciśnięte zęby i uderzył dłonią w mur. Nigdy w życiu nie podniósłby na Tiffany ręki, nigdy w życiu nawet jej nie szarpnął, oprócz tego dzisiejszego epizodu przy wyciąganiu jej z klubu i nadal nie potrafiłby tego zrobić, choć cholernie swoim zachowaniem próbowała do tego właśnie doprowadzić, jak zwykle musiała prowokować.
Zupełnie nie rozumiał jak potrafiła być taka obojętna, czy naprawdę ich związek nic dla niej nie znaczył? Czemu nigdy nie zauważył tego, że wcale go nie kochała, a jedynie wykorzystywała? Czy to mogła być prawda, że po prostu była z nim bez żadnych uczuć? Czy go zdradzała? Coraz więcej myśli krążyło po jego głowie, a kolejne słowa Tiffany zadziałały na niego jak oderwanie zawleczki w granacie. Odsunął się od niej i pokręcił głową z rezygnacją. - Ty nie jesteś mi już do niczego potrzebna?! - zapytał zdenerwowany i prychnął cicho pod nosem. - A do czego ja byłem Ci potrzebny co? Ładnie pasowałem do Twojego kontentu na insta? A może moje pieniądze Cię przy mnie trzymały? - zapytał, wbijając w nią swoje mordercze spojrzenie i unosząc przy tym jedną brew. W tym momencie mogła uciec, nawet by jej nie gonił, a pożegnał ją tylko środkowym palcem, mimo wszystko, sam nie potrafił odejść, chciał się dowiedzieć, co nią kierowało, czemu wykorzystała go w taki sposób, a potem go zostawiła. - Nie wiedziałem Tiff, że jesteś zwykłą dziwką. - rzucił ostro przez zaciśnięte zęby, zupełnie nie panując nad tym, co wypłynęło z jego ust. Nie chciał tego powiedzieć, nigdy w życiu, nawet przy ich najgorszych kłótniach, nie powiedział na nią złego słowa, tym razem, samo wyszło, bezwiednie, nie zapanował nad tym i dobrze wiedział, że za chwilę, pożałuje tych słów do końca swojego życia.
Tiff zawsze była wyszczekana, wiedział to od początku, ale kiedy byli razem to bardziej go to kręciło, tym razem, przelewało czarę goryczy i sprawiało, że miał ochotę wybuchnąć, złość narastała w nim z każdym jej kolejnym słowem, nie tak wyobrażał sobie ich ponowne spotkanie, ale właściwie, to czy w jakikolwiek sposób je sobie wyobrażał? Przecież wiadome było, że nie wskoczą sobie w ramiona i nie powiedzą, że za sobą tęsknili, mimo wszystko, tyle ile scenariuszy już sobie ułożył w głowie, teraz żadnego nie mógł zastosować, rzeczywistość go trochę zaskoczyła.
- Nie bądź bezczelna. - warknął przez zaciśnięte zęby i uderzył dłonią w mur. Nigdy w życiu nie podniósłby na Tiffany ręki, nigdy w życiu nawet jej nie szarpnął, oprócz tego dzisiejszego epizodu przy wyciąganiu jej z klubu i nadal nie potrafiłby tego zrobić, choć cholernie swoim zachowaniem próbowała do tego właśnie doprowadzić, jak zwykle musiała prowokować.
Zupełnie nie rozumiał jak potrafiła być taka obojętna, czy naprawdę ich związek nic dla niej nie znaczył? Czemu nigdy nie zauważył tego, że wcale go nie kochała, a jedynie wykorzystywała? Czy to mogła być prawda, że po prostu była z nim bez żadnych uczuć? Czy go zdradzała? Coraz więcej myśli krążyło po jego głowie, a kolejne słowa Tiffany zadziałały na niego jak oderwanie zawleczki w granacie. Odsunął się od niej i pokręcił głową z rezygnacją. - Ty nie jesteś mi już do niczego potrzebna?! - zapytał zdenerwowany i prychnął cicho pod nosem. - A do czego ja byłem Ci potrzebny co? Ładnie pasowałem do Twojego kontentu na insta? A może moje pieniądze Cię przy mnie trzymały? - zapytał, wbijając w nią swoje mordercze spojrzenie i unosząc przy tym jedną brew. W tym momencie mogła uciec, nawet by jej nie gonił, a pożegnał ją tylko środkowym palcem, mimo wszystko, sam nie potrafił odejść, chciał się dowiedzieć, co nią kierowało, czemu wykorzystała go w taki sposób, a potem go zostawiła. - Nie wiedziałem Tiff, że jesteś zwykłą dziwką. - rzucił ostro przez zaciśnięte zęby, zupełnie nie panując nad tym, co wypłynęło z jego ust. Nie chciał tego powiedzieć, nigdy w życiu, nawet przy ich najgorszych kłótniach, nie powiedział na nią złego słowa, tym razem, samo wyszło, bezwiednie, nie zapanował nad tym i dobrze wiedział, że za chwilę, pożałuje tych słów do końca swojego życia.
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
gall anonim
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Będąc z Cyrusem żyło jej się dosłownie jak w bajce. Chociaż ich związek nie był sielankowy, to jednak mogła czuć się jak księżniczka. Zachłysnęła się tamtym życiem, a ten cholerny wypadek zmienił wszystko w koszmar. I co najgorsze, mogła przecież ratować tą relację, bo wziął na siebie winę. Sprawa była jednak za medialna, a brukowce dość długo kręciły się wokół tej sprawy.
- Wiedziałeś, że nie byłam nigdy święta i teraz ci to przeszkadza?
Oderwanie od niego wzroku było trudne, ale możliwe. I poniekąd przyniosło ulgę, ale tylko na chwilę, za krótko.
Na każde kolejne pytanie odpowiedź brzmiała twierdząco. Owszem pasował jej do Insta, pasowała jego kasa. Tylko głupia nie zakręciłaby się koło faceta z zasobnym portfelem. A skoro wtedy wpadła mu w oko, trzeba było kuć żelazo póki gorące.
- Czy ta wiedza cokolwiek zmieni? To wszystko, to przeszłość, która tak nie wróci, ani nic nie zmieni.
Ewidentnie unikała odpowiedzi, ponieważ miał rację. I cokolwiek teraz powie, nie uwierzy jej, była już na straconej pozycji.
I chociaż pojawiła się szansa na to, w czym była naprawę dobra, czyli ucieczkę, nogi nie chciały współpracować. Były jak wrośnięte w ziemie, a ona już zaczynała się sama gubić, co ma ze sobą zrobić.
Jej zachowanie można było tak poniekąd nazwać, chociaż tak jak wszystko, co złe wypierała to z myśli. Jednak usłyszenie tego na głos, zwłaszcza przez tak dobrze jej znany głos, cholernie zabolało. Prawie tak jakby dostała prosto w twarz.
Niechciane łzy zaczęły wzbierać w kącikach oczu. Przygryzła dość mocno wargę, żeby tylko jej nie zadrżała. Przecież nie będzie płakać. Na pewno nie przy nim, jak ma ją nienawidzić do końca życia, to chociaż odjedzie z resztkami godności.
Emocje ciut opadły, a wraz z tym zaczynało jej się robić zimno, a gdy zawiało mimowolnie zadrżała.
- Oddam ci całą kasę jaką na mnie wydałeś - powiedziała i to był błąd, ponieważ przygryzanie wargi jakoś hamowało łzy. - Tylko zostaw mnie już w spokoju, proszę - dodała lekko łamiącym się głosem, za co niewidzialna się jeszcze bardziej.
Kucnęła chowając twarz w dłonie. Było jej już wszytko jedno, tak była wrakiem dawnej siebie, ale dobrze jej szło oszukiwanie się, gdy nie musiała się konfrontować z demonami przeszłości.
cyrus marshall
- Wiedziałeś, że nie byłam nigdy święta i teraz ci to przeszkadza?
Oderwanie od niego wzroku było trudne, ale możliwe. I poniekąd przyniosło ulgę, ale tylko na chwilę, za krótko.
Na każde kolejne pytanie odpowiedź brzmiała twierdząco. Owszem pasował jej do Insta, pasowała jego kasa. Tylko głupia nie zakręciłaby się koło faceta z zasobnym portfelem. A skoro wtedy wpadła mu w oko, trzeba było kuć żelazo póki gorące.
- Czy ta wiedza cokolwiek zmieni? To wszystko, to przeszłość, która tak nie wróci, ani nic nie zmieni.
Ewidentnie unikała odpowiedzi, ponieważ miał rację. I cokolwiek teraz powie, nie uwierzy jej, była już na straconej pozycji.
I chociaż pojawiła się szansa na to, w czym była naprawę dobra, czyli ucieczkę, nogi nie chciały współpracować. Były jak wrośnięte w ziemie, a ona już zaczynała się sama gubić, co ma ze sobą zrobić.
Jej zachowanie można było tak poniekąd nazwać, chociaż tak jak wszystko, co złe wypierała to z myśli. Jednak usłyszenie tego na głos, zwłaszcza przez tak dobrze jej znany głos, cholernie zabolało. Prawie tak jakby dostała prosto w twarz.
Niechciane łzy zaczęły wzbierać w kącikach oczu. Przygryzła dość mocno wargę, żeby tylko jej nie zadrżała. Przecież nie będzie płakać. Na pewno nie przy nim, jak ma ją nienawidzić do końca życia, to chociaż odjedzie z resztkami godności.
Emocje ciut opadły, a wraz z tym zaczynało jej się robić zimno, a gdy zawiało mimowolnie zadrżała.
- Oddam ci całą kasę jaką na mnie wydałeś - powiedziała i to był błąd, ponieważ przygryzanie wargi jakoś hamowało łzy. - Tylko zostaw mnie już w spokoju, proszę - dodała lekko łamiącym się głosem, za co niewidzialna się jeszcze bardziej.
Kucnęła chowając twarz w dłonie. Było jej już wszytko jedno, tak była wrakiem dawnej siebie, ale dobrze jej szło oszukiwanie się, gdy nie musiała się konfrontować z demonami przeszłości.
cyrus marshall
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
Star
-
nic ciekawegonieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimkipostaćautor
Tiffany Harris
Może nic ta wiedza nie zmieni, ale chyba należały mu się jakieś wyjaśnienia prawda? Mogła wtedy chociaż mu powiedzieć, że między nimi koniec, a jeśli obawiała się o to, że wyjawi prawdę o wypadku, raczej i tak nikt by mu nie uwierzył, jeśli po przyznaniu się do winy nagle zmienił zdanie i zrzucił wszystko na Tiffany.
- No to dobrze wiedzieć, że nic dla Ciebie nie znaczyłem, jak się chciałaś mnie pozbyć było powiedzieć, a nie pakować mnie za kraty. - Powiedział oschle, bo serio, nie musiało się tak to wszystko kończyć, mogła go zostawić wcześniej, wieść życie jakie chciała, pakować się w łóżka innych facetów i dać mu święty spokój, a nie niszczyć mu życie, nie tylko na czas odsiadki, ale na znacznie dłużej, bo wyrok będzie już zawsze się za nim ciągnął.
Kiedy wyskoczyła z tym, że odda mu całą kasę, którą na nią wydał, uniósł brwi w geście zdziwienia. Czy ona naprawdę myślała, że o to mu chodziło? Po cholerę mu te pieniądze? Wolałby, żeby oddała mu niewinność, te dziesięć miesięcy życia, które stracił przyznając się za jej wybryk, a nie hajs, na którym akurat praktycznie w ogóle mu nie zależało.
- W dupie mam te pieniądze. - zdążył odburknąć, a kiedy zobaczył, jak Tiff się kuli i chowa twarz w dłoniach, zacisnął mocno zęby bo wiedział co się dzieje, łzy Tiffany zawsze krajały mu serce, nie potrafił znieść jej widoku kiedy była smutna i mimo, że był na nią wściekły i tak bardzo chciał ją nienawidzić, to i tym razem, widząc jej stan, momentalnie posmutniał. Nie wiedział czy Harris robi to specjalnie, bo dobrze znał te jej sztuczki, kiedy próbowała coś na nim wyegzekwować, czy jednak jej emocje w tym momencie były prawdziwe. Westchnął cicho i przykucnął na przeciwko niej, po czym spokojnym i delikatnym ruchem, zabrał ręce z jej twarzy, a widząc w jej oczach łzy, był już na straconej pozycji.
- Tiff, nie płacz. - szepnął zmartwiony, kciukami ocierając łzy z jej policzków, a następnie szybko usiadł pod murem, opierając się o niego plecami i przyciągnął dziewczynę do siebie, sadzając ją na swoich udach, po czym szczelnie objął ją ramionami, przytulając do siebie. - Co się dzieje? - spytał cicho, zupełnie zapominając o tym, że to on był w tym wszystkim poszkodowany, a nie ona. Powinien się na nią wściekać, krzyczeć i zostawić ją zmieszaną z błotem, a nie jeszcze pocieszać. Cóż, jednak wyszło inaczej, wciąż mu na niej zależało.
Może nic ta wiedza nie zmieni, ale chyba należały mu się jakieś wyjaśnienia prawda? Mogła wtedy chociaż mu powiedzieć, że między nimi koniec, a jeśli obawiała się o to, że wyjawi prawdę o wypadku, raczej i tak nikt by mu nie uwierzył, jeśli po przyznaniu się do winy nagle zmienił zdanie i zrzucił wszystko na Tiffany.
- No to dobrze wiedzieć, że nic dla Ciebie nie znaczyłem, jak się chciałaś mnie pozbyć było powiedzieć, a nie pakować mnie za kraty. - Powiedział oschle, bo serio, nie musiało się tak to wszystko kończyć, mogła go zostawić wcześniej, wieść życie jakie chciała, pakować się w łóżka innych facetów i dać mu święty spokój, a nie niszczyć mu życie, nie tylko na czas odsiadki, ale na znacznie dłużej, bo wyrok będzie już zawsze się za nim ciągnął.
Kiedy wyskoczyła z tym, że odda mu całą kasę, którą na nią wydał, uniósł brwi w geście zdziwienia. Czy ona naprawdę myślała, że o to mu chodziło? Po cholerę mu te pieniądze? Wolałby, żeby oddała mu niewinność, te dziesięć miesięcy życia, które stracił przyznając się za jej wybryk, a nie hajs, na którym akurat praktycznie w ogóle mu nie zależało.
- W dupie mam te pieniądze. - zdążył odburknąć, a kiedy zobaczył, jak Tiff się kuli i chowa twarz w dłoniach, zacisnął mocno zęby bo wiedział co się dzieje, łzy Tiffany zawsze krajały mu serce, nie potrafił znieść jej widoku kiedy była smutna i mimo, że był na nią wściekły i tak bardzo chciał ją nienawidzić, to i tym razem, widząc jej stan, momentalnie posmutniał. Nie wiedział czy Harris robi to specjalnie, bo dobrze znał te jej sztuczki, kiedy próbowała coś na nim wyegzekwować, czy jednak jej emocje w tym momencie były prawdziwe. Westchnął cicho i przykucnął na przeciwko niej, po czym spokojnym i delikatnym ruchem, zabrał ręce z jej twarzy, a widząc w jej oczach łzy, był już na straconej pozycji.
- Tiff, nie płacz. - szepnął zmartwiony, kciukami ocierając łzy z jej policzków, a następnie szybko usiadł pod murem, opierając się o niego plecami i przyciągnął dziewczynę do siebie, sadzając ją na swoich udach, po czym szczelnie objął ją ramionami, przytulając do siebie. - Co się dzieje? - spytał cicho, zupełnie zapominając o tym, że to on był w tym wszystkim poszkodowany, a nie ona. Powinien się na nią wściekać, krzyczeć i zostawić ją zmieszaną z błotem, a nie jeszcze pocieszać. Cóż, jednak wyszło inaczej, wciąż mu na niej zależało.
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
gall anonim
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Znaczył dla niej dużo, ale pewnie rzeczy dotarły do niej ze sporym opóźnieniem. A potem to już w zasadzie nie było niczego. Jedynie nieudane próby zapomnienia o wszystkim i udanie przed całym światem, że jest dobrze. Nie była z tego dumna, jednak wciąż nie nauczyła się najpierw myśleć, a potem robić. Może wówczas prościej byłoby znosić konsekwencje swoich wybryków.
Chwilowe odcięcie się od świata zewnętrznego, po przez schowanie twarzy w dłonie, nie pomogło. Jak nic w tym dziwnym spotkaniu. Szczerze mówiąc miała na dzieję, że wreszcie Cyrus sobie pójdzie. Przyznawanie się do błędów, było sztuką, której nie opanowała nawet w najmniejszym stopniu i nic nie wskazywało, by się na to zanosiło.
Bardziej nie mogła się już skompromitować, gdy chciała uchodzić za silą. Tym bardziej nie potrafiła zrozumieć zachowania Cyrusa, a jednak autentycznie poczuła w jakimś stopniu ulgę. Jego twarz tak była rozmazana przez płynące łzy. W takich chwilach naprawdę dobrze, że wynaleziono wodoodporne kosmetyki, chociaż i tak musiała wyglądać żałośnie.
- Tylko to mi już zostało - pociągnęła mało elegancko nosem, starając się chociaż na chwilę powstrzymać.
Cyrus w tym wszystkim był dla niej za dobry, a ona korzystała z tego dopóki wszystko było dobrze. Gdy zaczęło się robić niebezpiecznie po prostu uciekła, aż się za nią kurzyło, nie oglądając się za siebie. A mogła żyć jak w bajce.
Ciepłe ramiona Cyrusa otuliły ją i przyniosły spokój, po raz pierwszy od wielu miesięcy. Ale to miejsce już do niej nie należało, miała swoją szanse. Słysząc bicie jego serca miała ochotę zatracić się w tej chwili, żeby ona się nigdy nie kończyła.
Nie umiała tak po prostu powiedzieć, co się dzieje. Że zachowała się jak tchórz, żyła poniekąd jak dziwka, bo nie radziła sobie z samą sobą. Że powinienem znaleźć sobie teraz bardziej porządną dziewczynę niż ona, bo dwa razy nie wchodziło się do tej samej rzeki.
Nie chciała przerywać tej spokojnej chwili, ale musiała, żeby nie odgrzebywać faktu, że go kochała. Nie sądziła, by on zrobił to pierwszy i za nic nie zwróci mu tych straconych miesięcy, które niesłusznie spędził za kratami.
- Już dobrze, serio - wyswobodziła się z jego objęć. - Za dużo alkoholu i niespodziewanych emocji - wytarła grzbietem dłoni pozostałości po łzach. - Wierz mi, że będzie ci lepiej beze mnie. Odgrzebywanie przeszłości nie wychodzi nam na dobre.
cyrus marshall
Chwilowe odcięcie się od świata zewnętrznego, po przez schowanie twarzy w dłonie, nie pomogło. Jak nic w tym dziwnym spotkaniu. Szczerze mówiąc miała na dzieję, że wreszcie Cyrus sobie pójdzie. Przyznawanie się do błędów, było sztuką, której nie opanowała nawet w najmniejszym stopniu i nic nie wskazywało, by się na to zanosiło.
Bardziej nie mogła się już skompromitować, gdy chciała uchodzić za silą. Tym bardziej nie potrafiła zrozumieć zachowania Cyrusa, a jednak autentycznie poczuła w jakimś stopniu ulgę. Jego twarz tak była rozmazana przez płynące łzy. W takich chwilach naprawdę dobrze, że wynaleziono wodoodporne kosmetyki, chociaż i tak musiała wyglądać żałośnie.
- Tylko to mi już zostało - pociągnęła mało elegancko nosem, starając się chociaż na chwilę powstrzymać.
Cyrus w tym wszystkim był dla niej za dobry, a ona korzystała z tego dopóki wszystko było dobrze. Gdy zaczęło się robić niebezpiecznie po prostu uciekła, aż się za nią kurzyło, nie oglądając się za siebie. A mogła żyć jak w bajce.
Ciepłe ramiona Cyrusa otuliły ją i przyniosły spokój, po raz pierwszy od wielu miesięcy. Ale to miejsce już do niej nie należało, miała swoją szanse. Słysząc bicie jego serca miała ochotę zatracić się w tej chwili, żeby ona się nigdy nie kończyła.
Nie umiała tak po prostu powiedzieć, co się dzieje. Że zachowała się jak tchórz, żyła poniekąd jak dziwka, bo nie radziła sobie z samą sobą. Że powinienem znaleźć sobie teraz bardziej porządną dziewczynę niż ona, bo dwa razy nie wchodziło się do tej samej rzeki.
Nie chciała przerywać tej spokojnej chwili, ale musiała, żeby nie odgrzebywać faktu, że go kochała. Nie sądziła, by on zrobił to pierwszy i za nic nie zwróci mu tych straconych miesięcy, które niesłusznie spędził za kratami.
- Już dobrze, serio - wyswobodziła się z jego objęć. - Za dużo alkoholu i niespodziewanych emocji - wytarła grzbietem dłoni pozostałości po łzach. - Wierz mi, że będzie ci lepiej beze mnie. Odgrzebywanie przeszłości nie wychodzi nam na dobre.
cyrus marshall
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
Star
-
nic ciekawegonieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimkipostaćautor
Tiffany Harris
Zupełnie nie wiedział co się właśnie wydarzyło, z tego, który oczekiwał odpowiedzi oraz wyjaśnień, stał się nagle tym, który pocieszał, swoją byłą dziewczynę, za to, że wsadziła go do więzienia? Zresztą w sumie dlaczego ją pocieszał? Jeszcze do niedawna był wściekły, miał ochotę zmieszać ją z błotem, wyzwał ją od dziwek, a teraz tulił ją w swoich ramionach i własną koszulą osuszał jej łzy. Co było z nim nie tak? Dlaczego dalej pozwalał sobie na manipulacje z jej strony? Dlaczego wciąż mu było jej szkoda? Dlaczego nie potrafił znieść jej widoku kiedy była smutna? Czemu po takim czasie i tylu przykrościach jakie od niej zaznał wciąż musiał ją kochać? Nie była nikim nadzwyczajnym, zostawiła go w momencie kiedy najbardziej jej potrzebował, a mimo wszystko, sam nie potrafił zrobić tego samego. Miłość była cholernie pokręcona, wiele by dał, żeby móc od tak, zostawić za sobą to co było, zupełnie jak Tiff, po prostu się bawić i nie myśleć o konsekwencjach i wyrzutach sumienia. Jednak on był zupełnie inny, zależało mu na niej i ciężko było mu po prostu o niej zapomnieć, szczególnie, że związek z nią traktował naprawdę poważnie, jeszcze przed trafieniem do więzienia planował oświadczyny, a teraz? Wciąż ją kochał i był w stanie to naprawiać, ale czy nie było to głupie? Czy w ogóle było co naprawiać?
Pozwolił wysunąć się jej ze swojego uścisku, bo nie zamierzał się z nią szarpać, ani trzymać jej przy sobie na siłę. Westchnął cicho, gdy ocierała resztki łez z policzków, a słysząc jej słowa o tym, że będzie mu lepiej bez niej zmarszczył brwi.
- Szkoda, że nie pomyślałaś o tym, zanim wpakowałaś mnie do więzienia. - powiedział zrezygnowanym tonem głosu i wzruszył ramionami, a następnie zasugerował jej by wstała z jego ud i gdy to zrobiła, również podniósł się i otrzepał spodnie z brudu, po siedzeniu na ziemi. - Złapię taksówkę i odstawię Cię do domu, dobrze? - mimo wszystko jak potoczyła się między nimi ta rozmowa wolał się upewnić, że bezpiecznie trafi do swojego łóżka. Martwił się o nią, ale wiedział, że dzisiaj i tak więcej sobie nie wyjaśnią, Tiffany powinna wytrzeźwieć. - I ja... - przerwał, drapiąc się po karku, widocznie skrępowany. - Przepraszam za to jak Cię nazwałem, wcale tak nie myślę. - dokończył, spoglądając na nią niepewnym wzrokiem, a może tak myślał? Sam już nie wiedział co czuje, z jednej strony, serce mówiło mu, że wciąż ją kocha, za to rozum krzyczał uciekaj, toczył wewnętrzną bitwę i nie wiedział, którego ze swoich organów posłuchać.
Zupełnie nie wiedział co się właśnie wydarzyło, z tego, który oczekiwał odpowiedzi oraz wyjaśnień, stał się nagle tym, który pocieszał, swoją byłą dziewczynę, za to, że wsadziła go do więzienia? Zresztą w sumie dlaczego ją pocieszał? Jeszcze do niedawna był wściekły, miał ochotę zmieszać ją z błotem, wyzwał ją od dziwek, a teraz tulił ją w swoich ramionach i własną koszulą osuszał jej łzy. Co było z nim nie tak? Dlaczego dalej pozwalał sobie na manipulacje z jej strony? Dlaczego wciąż mu było jej szkoda? Dlaczego nie potrafił znieść jej widoku kiedy była smutna? Czemu po takim czasie i tylu przykrościach jakie od niej zaznał wciąż musiał ją kochać? Nie była nikim nadzwyczajnym, zostawiła go w momencie kiedy najbardziej jej potrzebował, a mimo wszystko, sam nie potrafił zrobić tego samego. Miłość była cholernie pokręcona, wiele by dał, żeby móc od tak, zostawić za sobą to co było, zupełnie jak Tiff, po prostu się bawić i nie myśleć o konsekwencjach i wyrzutach sumienia. Jednak on był zupełnie inny, zależało mu na niej i ciężko było mu po prostu o niej zapomnieć, szczególnie, że związek z nią traktował naprawdę poważnie, jeszcze przed trafieniem do więzienia planował oświadczyny, a teraz? Wciąż ją kochał i był w stanie to naprawiać, ale czy nie było to głupie? Czy w ogóle było co naprawiać?
Pozwolił wysunąć się jej ze swojego uścisku, bo nie zamierzał się z nią szarpać, ani trzymać jej przy sobie na siłę. Westchnął cicho, gdy ocierała resztki łez z policzków, a słysząc jej słowa o tym, że będzie mu lepiej bez niej zmarszczył brwi.
- Szkoda, że nie pomyślałaś o tym, zanim wpakowałaś mnie do więzienia. - powiedział zrezygnowanym tonem głosu i wzruszył ramionami, a następnie zasugerował jej by wstała z jego ud i gdy to zrobiła, również podniósł się i otrzepał spodnie z brudu, po siedzeniu na ziemi. - Złapię taksówkę i odstawię Cię do domu, dobrze? - mimo wszystko jak potoczyła się między nimi ta rozmowa wolał się upewnić, że bezpiecznie trafi do swojego łóżka. Martwił się o nią, ale wiedział, że dzisiaj i tak więcej sobie nie wyjaśnią, Tiffany powinna wytrzeźwieć. - I ja... - przerwał, drapiąc się po karku, widocznie skrępowany. - Przepraszam za to jak Cię nazwałem, wcale tak nie myślę. - dokończył, spoglądając na nią niepewnym wzrokiem, a może tak myślał? Sam już nie wiedział co czuje, z jednej strony, serce mówiło mu, że wciąż ją kocha, za to rozum krzyczał uciekaj, toczył wewnętrzną bitwę i nie wiedział, którego ze swoich organów posłuchać.
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
gall anonim