-
Forza!nieobecnośćniewątki 18+niezaimkiona/jejpostaćautor
Nie miała pojęcia, jakim cudem Wiadermajster wygląda na tak spokojnego i czy to tylko taka fasada, czy gościa naprawdę nic nie ruszało — nigdy nie mogła się zdecydować, w którą wersję wierzy bardziej — ale trochę mu tego zazdrościła w tej chwili, jako że sama ledwo mogła usiedzieć w miejscu. A właściwie to ukucać, udając że jest integralną częścią krzaku hortensji czy też rozciągającego się pod nim trawnika. Więcej niż raz miała wrażenie, że sąsiad lada moment zauważy coś podejrzanego, ruch pomiędzy liśćmi albo usłyszy czy to szelest, czy tłumiony usilnie chichot. Niemożność utrzymania rozbawienia na wodzy mogła stać się największą przeszkodą w całym starannie ułożonym planie konspiracji, a to wydawało jej się naprawdę idiotyczne. Dlatego bez względu na wszystko, musiała się jakoś opanować.
I było warto, było warto zarówno starać się przy organizacji całego przedsięwzięcia jak i teraz, gdy kakofonia dźwięków rozbrzmiała piękniej niż występ najwspanialszej orkiestry. Lepiej mogłoby być już tylko wtedy, gdyby cała sytuację nagrywała kamera ukryta wewnątrz domu, dzięki czemu mogliby przyjrzeć się z bliska minie sąsiada. Musiała im jednak wystarczyć własna wyobraźnia, a także obraz zza okien wychodzących na ogródek. Nawet zniekształcony przez odległość i szyby, nie pozostawiał żadnych wątpliwości — facet był zagubiony i wściekły, czyli w dokładnie takim położeniu, w jakim miał się znaleźć.
— Yhy — potaknęła przez śmiech, trochę z żalem, że stracą miejscówki w pierwszym rzędzie show. Linwood miał jednak rację, lepiej było zawinąć się z pola rażenia teraz, póki ofiara miotała się jeszcze po domu, zapewne usiłując powyłączać rozbrzmiewające wszędzie alarmy. Wtargnąć na posesję było dość łatwo, póki nikogo nie było jeszcze w pobliżu, ale umknąć niezauważonym — to już nieco inna sprawa. Posesję z trzech stron otaczało ogrodzenie, najłatwiej byłoby się przedostać tak naprawdę od strony ulicy. Najłatwiej, o ile nie dadzą się zobaczyć.
Wypatrzyła moment, kiedy sąsiad zaczął wspinać się po schodach na piętro, przez co na dłuższą chwilę powinni stracić się nawzajem z oczu. Przemknęła wzdłuż ściany domu, schylając się pod parapetami i omijając rozrzucone tu i ówdzie ogrodowe szpargały, dotarłszy ten sposób prawie pod same drzwi frontowe. Kilka kolejnych kroków na chodnik, szybkie spojrzenie na jezdnię, a potem sprawny marsz na drugą stronę ulicy.
Spojrzenie Lucky padło na rozłożysty jesion przy domu naprzeciwko, potem na cień sąsiada przemykającego piętrem, a potem z powrotem na jesion.
W ciemnych oczach błysnęły iskierki podekscytowania.
— Co powiesz na prawdziwe miejsca dla VIP-ów?
Bucky Linwood
I było warto, było warto zarówno starać się przy organizacji całego przedsięwzięcia jak i teraz, gdy kakofonia dźwięków rozbrzmiała piękniej niż występ najwspanialszej orkiestry. Lepiej mogłoby być już tylko wtedy, gdyby cała sytuację nagrywała kamera ukryta wewnątrz domu, dzięki czemu mogliby przyjrzeć się z bliska minie sąsiada. Musiała im jednak wystarczyć własna wyobraźnia, a także obraz zza okien wychodzących na ogródek. Nawet zniekształcony przez odległość i szyby, nie pozostawiał żadnych wątpliwości — facet był zagubiony i wściekły, czyli w dokładnie takim położeniu, w jakim miał się znaleźć.
— Yhy — potaknęła przez śmiech, trochę z żalem, że stracą miejscówki w pierwszym rzędzie show. Linwood miał jednak rację, lepiej było zawinąć się z pola rażenia teraz, póki ofiara miotała się jeszcze po domu, zapewne usiłując powyłączać rozbrzmiewające wszędzie alarmy. Wtargnąć na posesję było dość łatwo, póki nikogo nie było jeszcze w pobliżu, ale umknąć niezauważonym — to już nieco inna sprawa. Posesję z trzech stron otaczało ogrodzenie, najłatwiej byłoby się przedostać tak naprawdę od strony ulicy. Najłatwiej, o ile nie dadzą się zobaczyć.
Wypatrzyła moment, kiedy sąsiad zaczął wspinać się po schodach na piętro, przez co na dłuższą chwilę powinni stracić się nawzajem z oczu. Przemknęła wzdłuż ściany domu, schylając się pod parapetami i omijając rozrzucone tu i ówdzie ogrodowe szpargały, dotarłszy ten sposób prawie pod same drzwi frontowe. Kilka kolejnych kroków na chodnik, szybkie spojrzenie na jezdnię, a potem sprawny marsz na drugą stronę ulicy.
Spojrzenie Lucky padło na rozłożysty jesion przy domu naprzeciwko, potem na cień sąsiada przemykającego piętrem, a potem z powrotem na jesion.
W ciemnych oczach błysnęły iskierki podekscytowania.
— Co powiesz na prawdziwe miejsca dla VIP-ów?
Bucky Linwood
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
Wu (dc: dziarski_tuptacz)
-
You're on a different road,
I'm in the Milky Way
You want me down on Earth,
but I am up in space.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/herpostaćautor
Można nazwać to doświadczeniem, a równie dobrze można było uznać to za faktyczny charakter Bucky’ego. A może było to przekonanie, że ze wszystkiego zdawał się znajdować ucieczkę? Przejmowanie się konsekwencjami niekoniecznie sprzyjało potencjalnemu wymyślaniu planu A do planu G. Zwłaszcza, iż nie był znany ze swojej inteligencji. Nadrabiał sprytem i wyobraźnią, gdzie brak obaw był wręcz bardziej niż wskazany. Od zawsze miał to ułatwienie, że beztrosko podchodził do większości aspektów życiowych. Lata jako takiej praktyki w swoim „fachu” i dobrze wiedział, jak zamiast stresu wynieść z pranków jedynie czystą satysfakcję. Nie inaczej było teraz, choć oszukiwałby sam siebie, gdyby twierdził, iż w ogóle nie obawia się porażki lub nagłego zwrotu akcji na ich niekorzyść. Tym razem nie był sam i chcąc czy też nie, też brał to pod uwagę. Czując się poniekąd odpowiedzialnym nie widział innej opcji.
Wyobraźni Linwooda nic więcej nie było trzeba. Nie był co prawda fanem głośnych, nagłych dźwięków, ale tutaj nie miał nic przeciwko koncertowi, który właśnie rozgrywał się u sąsiada. Czuł co prawda lekkie oszołomienie, ale póki co wpływało jedynie na rosnące wciąż rozbawienie całym precedensem. Nie było to uczucie, którego doświadczał non stop na co dzień, ale stąd też dlatego w takich znalazł sobie upodobanie. Może i był masochistą, ale kogo to obchodziło?
Czekało ich ciężkie zadanie, ale najważniejsze, że plan się powiódł. Bucky już wiedział, jak sobie poradzą, gdyby w razie czego zostali przyłapani na ucieczce. Satysfakcjonujący finisz sprzyjał jego sokom mózgowym, to na pewno. Lepiej jednak, by faktycznie nie zostali złapani – wtedy poczucie zwycięstwa będzie smakować jeszcze lepiej.
Ruszył prędko za Lucky, obracając się od czasu do czasu dla pewności, by w razie czego pogonić Martino do jeszcze żwawszej, ale i bardziej widocznej ucieczki. Ich przykrywka byłaby wtedy spalona, ale lepsze danie nogi niż zostanie na miejscu zbrodni. Odetchnął z ulgą, gdy dołączył do koleżanki po drugiej stronie ulicy. Wzrokiem przemknął po okolicy, widząc, że ich udział w całym przedsięwzięciu pozostał niezauważony. Symfonia minutników też była słyszalna jedynie dla najbliższych sąsiadów wrednego typa, a ci albo byli nieobecni, albo mieli to gdzieś. Classic neighbourhood.
— Co masz na myśli? — nie mógł ukryć faktu, iż był zaintrygowany pytaniem Lucky. Jeśli faktycznie miała dla nich dobre miejsca do oglądania to czemu miałby odmawiać?
Lucky Martino
Wyobraźni Linwooda nic więcej nie było trzeba. Nie był co prawda fanem głośnych, nagłych dźwięków, ale tutaj nie miał nic przeciwko koncertowi, który właśnie rozgrywał się u sąsiada. Czuł co prawda lekkie oszołomienie, ale póki co wpływało jedynie na rosnące wciąż rozbawienie całym precedensem. Nie było to uczucie, którego doświadczał non stop na co dzień, ale stąd też dlatego w takich znalazł sobie upodobanie. Może i był masochistą, ale kogo to obchodziło?
Czekało ich ciężkie zadanie, ale najważniejsze, że plan się powiódł. Bucky już wiedział, jak sobie poradzą, gdyby w razie czego zostali przyłapani na ucieczce. Satysfakcjonujący finisz sprzyjał jego sokom mózgowym, to na pewno. Lepiej jednak, by faktycznie nie zostali złapani – wtedy poczucie zwycięstwa będzie smakować jeszcze lepiej.
Ruszył prędko za Lucky, obracając się od czasu do czasu dla pewności, by w razie czego pogonić Martino do jeszcze żwawszej, ale i bardziej widocznej ucieczki. Ich przykrywka byłaby wtedy spalona, ale lepsze danie nogi niż zostanie na miejscu zbrodni. Odetchnął z ulgą, gdy dołączył do koleżanki po drugiej stronie ulicy. Wzrokiem przemknął po okolicy, widząc, że ich udział w całym przedsięwzięciu pozostał niezauważony. Symfonia minutników też była słyszalna jedynie dla najbliższych sąsiadów wrednego typa, a ci albo byli nieobecni, albo mieli to gdzieś. Classic neighbourhood.
— Co masz na myśli? — nie mógł ukryć faktu, iż był zaintrygowany pytaniem Lucky. Jeśli faktycznie miała dla nich dobre miejsca do oglądania to czemu miałby odmawiać?
Lucky Martino
Lin (shad0wlin_)
jak nie lubisz kotów to się wal >:(