ODPOWIEDZ
43 y/o, 184 cm
chirurg onkologiczny Mount Sinai Hospital
Awatar użytkownika
Only you can save me from my lack of self‑control. And I won't make excuses for the pain I caused us both.
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkiona/jej
postać
autor

Marazm, koszmar w pełnej krasie. Słońce nie tak leniwie, bo z podobnym sobie uporem, wlewało się przez niedbale rozchylone żaluzje. Spierzchnięte usta nawoływały bezdźwięcznie o kroplę, która mogłaby je zwilżyć. Czajnik swym przeraźliwym gwizdem przywołał go na właściwe tory. Swym ciepłem, studząc najżarliwszy zapał. Kolejne przechylenia wyszczerbionego kubka ze starej ceramicznej zastawy z antykwariatu pomagały mu uporać się ze świeżo zaparzoną herbatą. W swym codziennym roztargnieniu nie znalazł nawet kilku kwadransów na puszczenie siarczystej wiązanki wyrażającej jego narastającą frustrację spowodowaną jakością wody w kranie. Przy tak kolosalnych opłatach liczył na coś więcej. W zasadzie szukając jakiegokolwiek stosownego pretekstu, by rozpętać niemałą scysję. Gdyby nie pokaźny plaster cytryny i kopiata łyżeczka miodu, z impetem władowana do ceramicznej filiżanki, to z całą pewnością na zmętniałej powierzchni ciemnobrązowego naparu roiłoby się od uciążliwego osadu. Poranek mijał mu, więc z wolna, niczym krew sącząca się z nosa. Godziny leniwie wlokły się po pokaźnej tarczy zegara, jak gdyby i wskazówki obwieściły dziś prawdziwy włoski strajk. Siedział tak więc w fotelu, rozpamiętując ostatnią aberrację. Co on sobie myślał. Na co liczył?
Tamtego dnia w szpitalu słowa niczym rwący potok, wytaczały się z niego wprost na wspomnienia dawnego życia, których to ucieleśnieniem była nieprzerwanie ona. Regina. Jedno przypadkowe spotkanie uruchomiło lawinę. Stukot jej obcasów, zapach perfum i cały ten entourage idący z nią w duecie. To go przerosło. Nieuchronnie popchnęło do melancholijnego rozpamiętywania tego co przeminęło i najpewniej nigdy już nie powróci.
Gdy w końcu wyszedł z domu, ten dzień zdecydowanie nie różnił się jednak od tych, które przyszło mu przeżyć w ciągu minionych tygodni. Natłok obowiązków, które były nieodzowną częścią jego szpitalnej pracy, nie pozostawiały czasu na nudę czy też zatopienie się w refleksji nad pospolitością żywota lekarza. W zasadzie największym zaskoczeniem, które codziennie ubarwiało, jego przesiąknięte szpitalną rutyną popołudnia było błąkanie się po okolicy, które to naprzemiennie wprawiało go w zadumę, euforię lub okazjonalnie obrzydzenie. Ostatnie określenie brzmi nieco oskarżycielsko w tym względnie neutralnym zestawieniu epitetów, ale kto choć raz próbował sojowych wege klopsów w sosie myśliwskim doskonale rozumie, jakie uczucia targały brunetem, gdy podczas popołudniowego, spaceru, nieudolnie próbował zaspokoić swój głód tym przedziwnym daniem. Nie był szczególnie wybredny, wiedząc jakimi prawami rządziło się żywienie w hipsterskich osiedlowych barach, ale czasem nawet jego kubki smakowe odmawiały współpracy, gdy starał się wyzbyć obrzydzenia, wpychając sobie do gardła przedziwne specjały.
Dzisiaj jednak nie zamierzał eksperymentować. Postanowił wybrać się do jednak ze swoich ulubionych restauracji, by przewietrzyć trochę głowę i napełnić żołądek do syta.
Regina Salvatore
26 y/o, 173 cm
rezydentka chirurgii ogólnej w mount sinai hospital
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
postać
autor

6.
Poranki mogły wyglądać tak samo, całe dnie równie podobnie. Potrzeba było jednak czegoś więcej, by całkowicie ostudzić Reginę, pozbawić jej cieszenia się drobnostkami każdej doby. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że w każdym innym wypadku żywot byłby niemiłosiernie trudny do akceptacji, a ona uciekałaby się do wszelkich możliwych czynności, by pozbyć się tego wrednego uczucia pustki we własnym wnętrzu. I tak czasami było to konieczne, bo życie w biegu między pracą a odpoczynkiem nie było czymś, czego na dłuższą metę pożądał człowiek. Zwłaszcza ona, przyzwyczajona do wygód i możliwości, jakie dawało życie w bogatej, wpływowej rodzinie. Życie w Toronto było jednak lekcją, że nawet skromność nadawała się do życia. Wciąż jednak nie ustawał dopływ pieniędzy, przez co jej ograniczenia były znacznie lżejsze niż każdej innej osoby. To mogło być zarówno pomocne, jak i zgubne. A co, jeśli pewnego dnia codzienność, dotychczas akceptowalna, przestanie spełniać swoje zadanie?
Spotkanie z Orienem definitywnie było tym, co w momencie wytrąciło ją z utrzymywanej równowagi. Była w błędzie, nazywając ten rozdział zamkniętym – gdyby tak było, nie myślałaby o tym po nocach lub w trakcie przerw. Nie zastanawiałaby się, co uczynić, gdy faktycznie ich drogi ponownie zejdą się w szpitalu, a ona nie będzie na to emocjonalnie przygotowana. Wraz z tym spotkaniem przestała ufać samej sobie, zwłaszcza swojemu sercu, które zdawało się przeczyć zdrowemu rozsądkowi. Nie była też w stanie podjąć jakiejkolwiek sensownej decyzji i co rusz odkładała to wszystko na później, pozostawiając wszystko jedynie w odmętach swoich myśli i wyciągając to na okrągło w chwilach, gdy tylko traciła rzecz, na jakiej mogła się skupić. Dlatego powroty z domu do pracy były zgubne, choć z dnia na dzień stawały się mniej uciążliwe. Wyrabiała sobie nową rutynę, choć niekoniecznie z własnej woli… Dlatego też nieumyślnie zaczęła dążyć do jej przełamywania.
Najpierw „wypad” z przyjaciółką… Choć tutaj zawędrowała chyba za daleko w strony, w które nie chciała się zgłębiać. Uświadomiła sobie jednak, że potrzebowała odmiany, nawet drobnej. Dlatego też rozpoczęła od małych, choć dość ambitnych kroczków. Począwszy na porannych posiedzeniach w ulubionej kawiarni, skończywszy na testowaniu restauracji, których nigdy nie miała okazji odwiedzić. Dzisiaj padło właśnie na taką, choć równie dobrze można było po raz kolejny posądzić los o nieplanowane spotkania, których chciało się uniknąć. Regina była przekonana, że tylko w szpitalu ich drogi mogły się ponownie przeciąć, a tu czekała na nią niezła niespodzianka, pośród restauracyjnego gwaru i dużej ilości stolików.
A mogła wziąć kogoś ze sobą… Miałaby pretekst, by zignorować tył głowy człowieka, który rozpoznała od razu.
Nabrała sporą ilość powietrza w płuca, lecz nie pomogło jej to wcale. Musiała jakoś poradzić sobie bez minimalnej ulgi.
Dzień dobry. — z jednej strony była ciekawa, czy będzie chciał od niej uciec, czy wręcz przeciwnie. W przeciwieństwie natomiast do poprzedniego razu, ona nie miała zamiaru czekać. Już szykowała się, by odejść do innego wolnego stolika i w myślach przeklnąć samą siebie, że akurat musiała się pojawić tutaj dzisiaj, w tym momencie.

Orien Halcroft
ODPOWIEDZ

Wróć do „The Roof at SOCO”