48 y/o, 168 cm
detektywka w Toronto Police Service Headquarters
Awatar użytkownika
The world is not enough
But it is such a perfect place to start, my love
And if you're strong enough
Together we can take the world apart
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Nie mogła być wiecznie silna. Wszystko miało swoje granice. W tym także wytrzymałość pewnej koronerki. Trzymała się wystarczająco długo. Teraz jednak mogła sobie odpuścić i pozwolić na to, aby w końcu to wszystko z siebie wyrzucić.
Chyba nie było żadnego sposobu w jaki mogłoby jej teraz ulżyć. Nie odzywała się zatem. Po prostu siedziała obok i użyczała swojego ramienia do płaczu. Nie cierpiała tego uczucia bezsilności, które ją dopadło. Dodatkowo bolał ją sam ten widok i świadomość tego jak bardzo w tej chwili musiała cierpieć Zaylee. Oddałaby wszystko po to, aby wziąć na siebie choćby część tego, co teraz musiała przeżywać koronerka, ale niestety nie było to w żaden sposób możliwe.
Czuła każde uniesienie się ramion i klatki piersiowej Miller jak potężny cios. Nie widziała jej jeszcze nigdy w takim stanie. Nie sądziła, że kiedykolwiek będzie jej to dane. W końcu była mistrzynią jeśli chodziło o maskowanie swoich uczuć. Doskonale pamiętała to jak kobieta przeszła niemal błyskawicznie do żartów na temat swojego postrzału jeszcze zanim zdołała wyjść ze szpitala. Teraz jednak było zupełnie inaczej.
- Nie jesteś sama. Damy sobie jakoś razem radę - odpowiedziała, ale sama tak naprawdę nie była pewna czy na pewno tak będzie.
Chyba nie potrafiła sama jej pomóc. Zresztą wszystko wciąż było zbyt świeże. Czas pokaże na ile Zaylee będzie w stanie się uporać z tym wszystkim. Wpierw jednak musiały jakoś zakończyć ten tragiczny dzień. Wrócić do domu, zjeść coś dobrego i próbować zagłuszyć ciążące myśli w każdy możliwy sposób. Może będzie nieco łatwiej, gdy już się z tym wszystkim prześpią i złapią przynajmniej pozorny dystans, bo nagle to wszystko nie będzie już wydarzeniami dnia dzisiejszego, a zacznie należeć do przeszłości. Przynajmniej wczorajszej.
Serce ścisnęło jej się w piersi, gdy w końcu narzeczona ją pocałowała. Evina czuła pod językiem metaliczny posmak krwi z jej rozciętej wargi. Wciąż starała się być delikatna w tym jak odwzajemniała ten przepełniony ładunkiem emocjonalnym gest.
Powoli i ostrożnie wplotła palce jednej z dłoni w jej włosy, wciąż odrobinę wilgotne. Najchętniej przyciągnęłaby ją bliżej, ale nie chciała napierać. Zamiast tego przyjmowała po prostu to, co Miller była w stanie jej zaoferować. Przynajmniej dopóki nie musiała się odsunąć z powodu braku powietrza.
- Zabiorę cię do domu, dobrze? - zapytała cicho, wciąż pozostając tuż przy jej ustach. - Położymy się w prawdziwym łóżku i zjemy ciepły posiłek. Tak na dobry początek, zgoda?
Wystarczająco dużo czasu już tutaj spędziły. Powinny udać się w miejsce, gdzie nie będą znajdować się w pobliżu oprawcy koronerki i będą mogły liczyć na odrobinę spokoju. Czy było do tego lepsze miejsce niż dom? Może on przyniesie odrobinę ukojenia.

zaylee miller
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
Mark your calendar for Canada Day
Ari
Nie lubię narzucania mojej postaci reakcji i zachowania oraz dopisywania do jej rzeczy czy sterowania nią w jakikolwiek sposób bez konsultacji.
34 y/o, 171 cm
koronerka toronto police service
Awatar użytkownika
bozia dała piękną gębę - nie moja wina
lubią mnie też te zajęte - twoja dziewczyna
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Pochłaniał ją ciężar nieprzetrawionych wydarzeń, ale obecność Eviny pozwoliła jej wrócić do rzeczywistości. Po tym, jak zaczęła zanosić się szlochem, była pewna, że nigdy nie przestanie płakać. Wszystko siedziało w niej głęboko i szarpało myśli, jednak teraz skupiała się tylko na niej. Każdy dotyk, każdy oddech był teraz przesycony znaczeniem, którego nie potrafiła w pełni przyjąć ani odrzucić. Była rozbita i bezradna wobec własnych emocji, a jednocześnie — paradoksalnie — w tym całym rozgardiaszu istniał punkt zaczepienia. Namacalny i ciepły. Z miękkimi ustami, delikatnymi dłońmi i najpiękniejszymi oczami na świecie, które dodawały otuchy i które niosły coś na kształt spokoju.
Dobrze — Zaylee pociągnęła nosem, ocierając wierzchem dłoni resztkę rozmazanego tuszu. Na chwilę przycisnęła zimne ręce do rozgrzanych policzków, próbując uregulować oddech, a kiedy w końcu złapała oddech, skorzystała z pomocy narzeczy i wstała ze szpitalnej posadzki.
Wszystko ją bolało. Dosłownie wszystko. Do tego stopnia, że jeśli potrafiłaby określić co dokładnie i gdzie. Dalej dygotała, trzęsły jej się nogi, ale wspierając się na ramieniu Eviny, powoli ruszyła w kierunku windy. Kiedy już weszły do środka, Miller wcisnęła nos w zagłębieniu między obojczykiem i szyją, po czym westchnęła cicho.
Przepraszam, że musisz mnie taką oglądać — wymamrotała łamiącym się głosem. Nie chciała tego. Nie chciała, żeby Swanson na to patrzyła. Przysporzyła jej już wystarczająco dużo zmartwień, a przecież ten dzień również nie był dla niej najłaskawszy.
W samochodzie skuliła się na miejscu pasażera i prawie natychmiast zasnęła. Evina obudziła ją na podjeździe, tuż przed domem. Sam dom był niczym opoka, ale Zaylee była zbyt wycieńczona, żeby cokolwiek zjeść. Zresztą wiedziała, że i tak nic nie przełknie. Nie miała również siły, żeby pójść pod prysznic, więc po prostu zwinęła się w łóżku w pozycji embrionalnej. Sen nie przychodził długo. A kiedy już przyszedł, budziły ją najgorsze z możliwych koszmarów.
koniec
bubek
nie lubię postów z ai, postów o niczym, jak ktoś nie pcha fabuły do przodu
ODPOWIEDZ

Wróć do „Mount Sinai Hospital”