-
The world is not enough
But it is such a perfect place to start, my love
And if you're strong enough
Together we can take the world apartnieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Nie mogła być wiecznie silna. Wszystko miało swoje granice. W tym także wytrzymałość pewnej koronerki. Trzymała się wystarczająco długo. Teraz jednak mogła sobie odpuścić i pozwolić na to, aby w końcu to wszystko z siebie wyrzucić.
Chyba nie było żadnego sposobu w jaki mogłoby jej teraz ulżyć. Nie odzywała się zatem. Po prostu siedziała obok i użyczała swojego ramienia do płaczu. Nie cierpiała tego uczucia bezsilności, które ją dopadło. Dodatkowo bolał ją sam ten widok i świadomość tego jak bardzo w tej chwili musiała cierpieć Zaylee. Oddałaby wszystko po to, aby wziąć na siebie choćby część tego, co teraz musiała przeżywać koronerka, ale niestety nie było to w żaden sposób możliwe.
Czuła każde uniesienie się ramion i klatki piersiowej Miller jak potężny cios. Nie widziała jej jeszcze nigdy w takim stanie. Nie sądziła, że kiedykolwiek będzie jej to dane. W końcu była mistrzynią jeśli chodziło o maskowanie swoich uczuć. Doskonale pamiętała to jak kobieta przeszła niemal błyskawicznie do żartów na temat swojego postrzału jeszcze zanim zdołała wyjść ze szpitala. Teraz jednak było zupełnie inaczej.
- Nie jesteś sama. Damy sobie jakoś razem radę - odpowiedziała, ale sama tak naprawdę nie była pewna czy na pewno tak będzie.
Chyba nie potrafiła sama jej pomóc. Zresztą wszystko wciąż było zbyt świeże. Czas pokaże na ile Zaylee będzie w stanie się uporać z tym wszystkim. Wpierw jednak musiały jakoś zakończyć ten tragiczny dzień. Wrócić do domu, zjeść coś dobrego i próbować zagłuszyć ciążące myśli w każdy możliwy sposób. Może będzie nieco łatwiej, gdy już się z tym wszystkim prześpią i złapią przynajmniej pozorny dystans, bo nagle to wszystko nie będzie już wydarzeniami dnia dzisiejszego, a zacznie należeć do przeszłości. Przynajmniej wczorajszej.
Serce ścisnęło jej się w piersi, gdy w końcu narzeczona ją pocałowała. Evina czuła pod językiem metaliczny posmak krwi z jej rozciętej wargi. Wciąż starała się być delikatna w tym jak odwzajemniała ten przepełniony ładunkiem emocjonalnym gest.
Powoli i ostrożnie wplotła palce jednej z dłoni w jej włosy, wciąż odrobinę wilgotne. Najchętniej przyciągnęłaby ją bliżej, ale nie chciała napierać. Zamiast tego przyjmowała po prostu to, co Miller była w stanie jej zaoferować. Przynajmniej dopóki nie musiała się odsunąć z powodu braku powietrza.
- Zabiorę cię do domu, dobrze? - zapytała cicho, wciąż pozostając tuż przy jej ustach. - Położymy się w prawdziwym łóżku i zjemy ciepły posiłek. Tak na dobry początek, zgoda?
Wystarczająco dużo czasu już tutaj spędziły. Powinny udać się w miejsce, gdzie nie będą znajdować się w pobliżu oprawcy koronerki i będą mogły liczyć na odrobinę spokoju. Czy było do tego lepsze miejsce niż dom? Może on przyniesie odrobinę ukojenia.
zaylee miller
Chyba nie było żadnego sposobu w jaki mogłoby jej teraz ulżyć. Nie odzywała się zatem. Po prostu siedziała obok i użyczała swojego ramienia do płaczu. Nie cierpiała tego uczucia bezsilności, które ją dopadło. Dodatkowo bolał ją sam ten widok i świadomość tego jak bardzo w tej chwili musiała cierpieć Zaylee. Oddałaby wszystko po to, aby wziąć na siebie choćby część tego, co teraz musiała przeżywać koronerka, ale niestety nie było to w żaden sposób możliwe.
Czuła każde uniesienie się ramion i klatki piersiowej Miller jak potężny cios. Nie widziała jej jeszcze nigdy w takim stanie. Nie sądziła, że kiedykolwiek będzie jej to dane. W końcu była mistrzynią jeśli chodziło o maskowanie swoich uczuć. Doskonale pamiętała to jak kobieta przeszła niemal błyskawicznie do żartów na temat swojego postrzału jeszcze zanim zdołała wyjść ze szpitala. Teraz jednak było zupełnie inaczej.
- Nie jesteś sama. Damy sobie jakoś razem radę - odpowiedziała, ale sama tak naprawdę nie była pewna czy na pewno tak będzie.
Chyba nie potrafiła sama jej pomóc. Zresztą wszystko wciąż było zbyt świeże. Czas pokaże na ile Zaylee będzie w stanie się uporać z tym wszystkim. Wpierw jednak musiały jakoś zakończyć ten tragiczny dzień. Wrócić do domu, zjeść coś dobrego i próbować zagłuszyć ciążące myśli w każdy możliwy sposób. Może będzie nieco łatwiej, gdy już się z tym wszystkim prześpią i złapią przynajmniej pozorny dystans, bo nagle to wszystko nie będzie już wydarzeniami dnia dzisiejszego, a zacznie należeć do przeszłości. Przynajmniej wczorajszej.
Serce ścisnęło jej się w piersi, gdy w końcu narzeczona ją pocałowała. Evina czuła pod językiem metaliczny posmak krwi z jej rozciętej wargi. Wciąż starała się być delikatna w tym jak odwzajemniała ten przepełniony ładunkiem emocjonalnym gest.
Powoli i ostrożnie wplotła palce jednej z dłoni w jej włosy, wciąż odrobinę wilgotne. Najchętniej przyciągnęłaby ją bliżej, ale nie chciała napierać. Zamiast tego przyjmowała po prostu to, co Miller była w stanie jej zaoferować. Przynajmniej dopóki nie musiała się odsunąć z powodu braku powietrza.
- Zabiorę cię do domu, dobrze? - zapytała cicho, wciąż pozostając tuż przy jej ustach. - Położymy się w prawdziwym łóżku i zjemy ciepły posiłek. Tak na dobry początek, zgoda?
Wystarczająco dużo czasu już tutaj spędziły. Powinny udać się w miejsce, gdzie nie będą znajdować się w pobliżu oprawcy koronerki i będą mogły liczyć na odrobinę spokoju. Czy było do tego lepsze miejsce niż dom? Może on przyniesie odrobinę ukojenia.
zaylee miller
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
Ari
Nie lubię narzucania mojej postaci reakcji i zachowania oraz dopisywania do jej rzeczy czy sterowania nią w jakikolwiek sposób bez konsultacji.
-
bozia dała piękną gębę - nie moja wina
lubią mnie też te zajęte - twoja dziewczynanieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Pochłaniał ją ciężar nieprzetrawionych wydarzeń, ale obecność Eviny pozwoliła jej wrócić do rzeczywistości. Po tym, jak zaczęła zanosić się szlochem, była pewna, że nigdy nie przestanie płakać. Wszystko siedziało w niej głęboko i szarpało myśli, jednak teraz skupiała się tylko na niej. Każdy dotyk, każdy oddech był teraz przesycony znaczeniem, którego nie potrafiła w pełni przyjąć ani odrzucić. Była rozbita i bezradna wobec własnych emocji, a jednocześnie — paradoksalnie — w tym całym rozgardiaszu istniał punkt zaczepienia. Namacalny i ciepły. Z miękkimi ustami, delikatnymi dłońmi i najpiękniejszymi oczami na świecie, które dodawały otuchy i które niosły coś na kształt spokoju.
— Dobrze — Zaylee pociągnęła nosem, ocierając wierzchem dłoni resztkę rozmazanego tuszu. Na chwilę przycisnęła zimne ręce do rozgrzanych policzków, próbując uregulować oddech, a kiedy w końcu złapała oddech, skorzystała z pomocy narzeczy i wstała ze szpitalnej posadzki.
Wszystko ją bolało. Dosłownie wszystko. Do tego stopnia, że jeśli potrafiłaby określić co dokładnie i gdzie. Dalej dygotała, trzęsły jej się nogi, ale wspierając się na ramieniu Eviny, powoli ruszyła w kierunku windy. Kiedy już weszły do środka, Miller wcisnęła nos w zagłębieniu między obojczykiem i szyją, po czym westchnęła cicho.
— Przepraszam, że musisz mnie taką oglądać — wymamrotała łamiącym się głosem. Nie chciała tego. Nie chciała, żeby Swanson na to patrzyła. Przysporzyła jej już wystarczająco dużo zmartwień, a przecież ten dzień również nie był dla niej najłaskawszy.
W samochodzie skuliła się na miejscu pasażera i prawie natychmiast zasnęła. Evina obudziła ją na podjeździe, tuż przed domem. Sam dom był niczym opoka, ale Zaylee była zbyt wycieńczona, żeby cokolwiek zjeść. Zresztą wiedziała, że i tak nic nie przełknie. Nie miała również siły, żeby pójść pod prysznic, więc po prostu zwinęła się w łóżku w pozycji embrionalnej. Sen nie przychodził długo. A kiedy już przyszedł, budziły ją najgorsze z możliwych koszmarów.
— Dobrze — Zaylee pociągnęła nosem, ocierając wierzchem dłoni resztkę rozmazanego tuszu. Na chwilę przycisnęła zimne ręce do rozgrzanych policzków, próbując uregulować oddech, a kiedy w końcu złapała oddech, skorzystała z pomocy narzeczy i wstała ze szpitalnej posadzki.
Wszystko ją bolało. Dosłownie wszystko. Do tego stopnia, że jeśli potrafiłaby określić co dokładnie i gdzie. Dalej dygotała, trzęsły jej się nogi, ale wspierając się na ramieniu Eviny, powoli ruszyła w kierunku windy. Kiedy już weszły do środka, Miller wcisnęła nos w zagłębieniu między obojczykiem i szyją, po czym westchnęła cicho.
— Przepraszam, że musisz mnie taką oglądać — wymamrotała łamiącym się głosem. Nie chciała tego. Nie chciała, żeby Swanson na to patrzyła. Przysporzyła jej już wystarczająco dużo zmartwień, a przecież ten dzień również nie był dla niej najłaskawszy.
W samochodzie skuliła się na miejscu pasażera i prawie natychmiast zasnęła. Evina obudziła ją na podjeździe, tuż przed domem. Sam dom był niczym opoka, ale Zaylee była zbyt wycieńczona, żeby cokolwiek zjeść. Zresztą wiedziała, że i tak nic nie przełknie. Nie miała również siły, żeby pójść pod prysznic, więc po prostu zwinęła się w łóżku w pozycji embrionalnej. Sen nie przychodził długo. A kiedy już przyszedł, budziły ją najgorsze z możliwych koszmarów.
koniec
bubek
nie lubię postów z ai, postów o niczym, jak ktoś nie pcha fabuły do przodu