Cokolwiek to nie było, to objawiało się właśnie jej „pazernością na jego uwagę”. Być może nie chciała, by oglądał się na innych – w tym: inne – aby nie widział, jak bardzo ona sama odstaje od tej radosnej, towarzyskiej,
Nie trwało to długo, aż on rozpracował pierwszy zestaw. Nie był jakiś mocno trudny, a na pewno nie dla jego mózgu. Przy okazji aż tak wiele o niej nie zdradzał. Ale Senna i tak miała pomysł na to, jak to rozwinąć, bo nie zamierzała kończyć tylko na werdykcie czy miał rację czy nie.
— Zgadłeś — przyznała, opierając wygodniej policzek na dłoni ręki, którą łokciem wsparła o blat stołu. — Od najmłodszych lat wychowywałam się w pobliżu bazy wojskowej ze świadomością, kim jest i co robi mój ojciec. To było raczej z góry przesądzone, że pójdę w jego ślady. — Ale nie dlatego, że on sam tak postanowił. To był jej wybór, by możliwie być jak najbliżej niego. Aby przy okazji wypełnić jakąś pustkę powstałą w sercu po wczesnej stracie matki i absencji ojca. Zapchana ambicją i motywacją.
— W USA Morse jest podstawą dla pilotów wojskowych, ale niekoniecznie piechoty, jeśli to nie brygada łączności. Ale Morse’a znam na pamięć od lat dziecięcych. — Miała walnięte pasje, ok? Bawiła się w wojnę, wyuczała komunikacji i udawała, że lata myśliwcem. Owszem, nie miała zbyt wielu przyjaciół, bo według rówieśników była dziwna.
A ona wolała mówić, że nastawiona na cel.
— No i tak naprawdę to ponad sto osiemdziesiąt sekund. — No ale nie okłamała go, bo powiedziała ponad podaną liczbę. Więc mogło być więcej. — Dwie minuty to absolutne minimum wynikające ze szkolenia SERE dla pilotów. Dodając do tego treningi dla anty-Gforce to trzy minuty to minimum dla pilota. — Miała dziwne wrażenie, że przy nim trzy minuty, hehe, to było absolutne nic, jeśli chodziło o wstrzymywanie oddechu. Przez fakt, że niewiele o sobie mówił i większość to były snute domysły na podstawie zaobserwowanych rzeczy. Mogła się spodziewać po nim wszystkiego. Jeśli chodziło o pakiet bojowo-survivalowy.
Dopiła drinka, odsuwając od siebie szkło z pozostałym lodem i ozdobami. Akurat zdążyła przyjść kelnerka z zamówionym wcześniej drugim drinkiem dla niego, aby nie siedział o suchym pysku. Przy okazji poprosiła o dolewkę.
— Czyli rundę rozgrzewkową mamy za sobą — stwierdziła, uśmiechając się pod nosem, choć bez większej emocji. Nie chodziło o to, że nie bawiła się dobrze. W ogóle większość było u niej minimalistyczne, jeśli chodziło o reakcje.
Zastanowiła się przez chwilę nad tym, co podać mu jako drugie, starając się wybrać takie rzeczy, aby same w sobie były już niby-nagrodą, bo zdradzeniem czegoś ciekawszego niż ulubionego koloru czy piosenki. Jakoś wątpiła, że te dwa miałyby go interesować, ale z drugiej strony… Też wmieszała w swój zestaw pierdoły.
— Mam więcej niż jeden tatuaż — bo ten jeden, który nosiła na przedramieniu, linearny i przedstawiający ojca z małą córką, na pewno już widział, więc jeśli już – to musiał być więcej niż jeden, tylko w takim razie w niewidocznym miejscu — wolę kąpiele w zimnej wodzie niż w ciepłej i… po odejściu z TOPGUN i wojska oraz po przeprowadzce do Kanady, ponad dwa tygodnie mieszkałam w samochodzie.
Akurat jak zrzuciła na niego kolejny zestaw, dwie panie kelnerki dotarły do stolika, jedna z jej zamówieniem – wykładając przed nią rozgrzany kamień lawowy i samego steka na osobnym talerzu, a druga z jego zamówieniem i jej drinkiem. Także Damon dostał dużą kostkę do jedzenia. I obgryzania. Jak na dobrego pieska przystało.
Damon Tae

 
				
 
									 
				
