
 
- złota rączka: radzi sobie z elektryką, hydraulicznymi pierdołami, sprzętem kuchennym, pomaluje ścianę
- pamięć do twarzy i historii klientów – pamięta, kto pije kawę z mlekiem, a kto czarną, kto ma problemy w pracy, kto ma egzamin
- prawo jazdy kat. G
- podstawy samoobrony - raczej z doświadczenia niż kursów
- angielski (ojczysty), francuski (podstawowy), hiszpański (podstawowy)
- nie cierpi biurokracji i potrafi z kimś na tym tle się pokłócić
- ma skłonność do odpuszczania snu, by "wykorzystać czas" i pracy ponad siły
- flanelowe koszule w kratę. Dla Cole'a - szczyt elegancji
Kiedy miał piętnaście lat, matka opuściła rodzinę i wyjechała do Stanów, by zacząć nowe życie. Od tamtej pory kontakt urwał się niemal całkowicie. To wydarzenie zostawiło w nim trwałą ranę: nieufność wobec relacji i poczucie, że bliskie więzi łatwo mogą się rozpaść. Ojciec został sam z wychowaniem chłopaka i prowadzeniem baru. Cole szybko stał się częścią biznesu: pomagał przy ladzie, dźwigał skrzynki z napojami, czyścił stoliki i podpatrywał, jak ojciec radzi sobie z klientami.
Po ukończeniu szkoły średniej próbował wyrwać się z Mimico. Wyjeżdżał do Calgary na budowy, pracował w magazynach w Hamilton, nawet rozważał studia, ale nigdzie nie czuł, że to jego miejsce. Zawsze wracał do Mimico, do znajomych ulic, do knajpy ojca. Ostatecznie, gdy ojciec zachorował i zmarł, Cole nie miał wyboru — przejął lokal. Nie traktował tego jako ciężaru, raczej jako obowiązek i naturalną kolej rzeczy. Sam przeprowadził remont, odmalował ściany, naprawił meble. Tak narodziła się jego wersja The Big Guy’s…, otwarta od rana do późna, funkcjonująca niezależnie od tego, czy jest pełno, czy pusto, częściej pachnąca kawą niż tłuszczem z frytkownicy, wypełniona po brzegi książkami.
Problem pojawił się, gdy przyszło do mieszkania. Po śmierci ojca, zajmującego lokal socjalny, Cole nie miał prawa tam zostać. Musiał znaleźć coś nowego. Ostatecznie wylądował w Parkdale — w małym, wynajmowanym mieszkaniu, daleko skromniejszym niż by chciał. Dojazdy do Mimico są męczące, ale Parkdale daje mu pewien dystans, którego wcześniej nie miał.
Dziś Cole nie myśli o wielkich ambicjach ani wyjazdach. Jego życie to powtarzalny rytm: ekspres do kawy, papieros i boombox, na którym wciąż odtwarza kasety sprzed dekad. Bar jest miejscem spotkań: przychodzą tu studenci, szeregowi pracownicy korporacji po dniu pracy, sąsiedzi i przyjezdni. Cole często daje kawę „na zeszyt”, jeśli ktoś akurat nie ma pieniędzy, i maskuje swoją hojność kąśliwym komentarzem. Wieczorami zostaje sam w pustym lokalu z kubkiem kawy i paczką fajek. Myśli o matce, która gdzieś tam żyje własnym życiem, o tym, jak inaczej mogłoby wyglądać jego życie, gdyby kiedyś odważył się na coś więcej. A czasem po prostu podkręca głośność i wykrzykuje refreny Bon Jovi, Avril Lavigne, Nickelback albo Backstreet Boys, udając, że testuje akustykę.

 
				
 
									 
				
 
									