- 
				 so i will find my fears and face them so i will find my fears and face them
 or i will cower like a dog nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Podparł ręce na biodrach i omiótł wzrokiem pokój. Tutaj trzeba było pokombinować, żeby to jakoś wyglądało, żeby żaden mebel nie blokował przejścia i żeby z kanapy można było oglądać telewizję. A najlepiej z łóżka też, tak jak u niego, bo czasami człowiek chciał się przetransportować z kanapy na wygodne wyrok i kontynuować serial.
— Zrobimy tak — zaczął, przechadzając się po pomieszczeniu. — Ta szafa pójdzie na tę ścianę, obok regału na książki, którego i tak nie można ruszyć, bo nigdzie indziej się nie zmieć. A pod okno damy kanapę i naprzeciwko kanapy komodę z telewizorem. Po drugiej stronie łóżko, ale wzdłuż i bardziej do ściany, a pomiędzy nimi tę małą półkę — cmoknął niczym ekspert od przemeblowań. — Ale ty chciałabyś tę szafę wyjebać? A gdzie będziesz ubrania trzymać? No nie, lepiej ją ustawić tak, jak mówię. Ale ten drugi stolik bym wywalił. Albo w sumie niski jest, może będzie nadawał się na ławę pomiędzy komodą i kanapą? Tylko trzeba sprawdzić, czy będzie można wtedy swobodnie przejść. Dobra, vamos, towarzyszko Richardson, robimy to — powiedział i stanął z jednej strony w oczekiwaniu, aż Mio podejdzie z drugiej. Na trzy cztery posunęli ją i złączyli z regałem. Na razie wyglądało nieźle. Znów przeszedł się po pokoju, żeby sprawdzić, czy na pewno wszystko się pomieć.
— Teraz łóżko — zadecydował, ale z tym to sobie akurat sam poradził. Później przyszła pora na komodę, na której ustawili telewizor. — A kanapę chcesz tak, czy od razu w nogach łóżka? Bo jak inaczej, to mów — skinął głową, bo w sumie on tu tak jej ustawiał po swojemu, a może Mio wolała jednak inaczej, bo coś jej nie pasowało. Lepiej, żeby teraz zadecydowała, niż żeby mieli za chwilę wszystko przesuwać od nowa.
Mio Richardson
- 
				 Kiedyś handlowała zielskiem w Chicago, teraz handluje futrami w Toronto Kiedyś handlowała zielskiem w Chicago, teraz handluje futrami w Toronto nieobecnośćniewątki 18+niezaimkione/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+niezaimkione/jejpostaćautor
Podchodził do każdej ściany, oglądał meble z różnych stron i wyglądał przy tym, jakby w oczach miał jebaną miarkę. Bo kiedy ruda próbowała to wszystko sobie rozplanować wyszło na to, że nic z niczym nie mieściło się w ciasnej kawalerce w Greektown. Ale kiedy Andrews zaczął tak rozporządzać i energicznie dzielił się z Mio swoim planem, ruda jedynie siedziała z szeroko otwartymi oczami i brwiami uniesionymi wysoko w górę.
— No, powiem ci, brzmi to zajebiście — skinęła głową. W sumie nie miała większych obiekcji. Prawda była taka, że Richardson wzięła się za ten cały remont, bo strasznie wkuriwało ją posiadanie łóżka tuż przy oknie. Nawet najlepsze rolety nie były w stanie zatrzymać stu procent ciepłych promieni słonecznych, które rankiem bezczelnie wdzierały się przez okno i osadzały na jej twarzy. A to doprowadzało ją do szału. Tylko, że jak już przesunę łóżko, to musiała rozjebać wszystko inne i tak… po czasie znalazła się w sytuacji, że nic do niczego nie pasowało. — Więc dzisiaj wykonuje wszystkie twoje polecenia. I to bez jęczenia — przyłożyła dłoń do czoła i zasalutowała niczym żołnierz do swojego kapitana, meldując gotowość. Może w tym brakiem jojczenia to trochę poleciała, bo w sumie nie wiedziała, czy ona w ogóle była w stanie tak po prostu milczeć i robić, ale no już trudno. Słowo się rzekło.
Przestawili kilka mebli nawet sprawnie, a kiedy Ernie przesuwał łóżko ona dzielnie kroczyła za nim, obładowana pościelą i poduszkami.
— Poczekaj, bo źle sobie chwyciłam — przestawianie komody jednak okazało się kurwa tak nieporęczne, że to było jakieś nieporozumienie. Nie było jak jej chwycić, a ruda nie miała w palcach tyle przyczepności, żeby po prostu przytrzymać ścianki. — O, może tak spróbuje — jedną dłonią przytrzymała róg, a drugą umieściła na niewielkiej klamce od dolnej półki. — Dobra, mam — no i komoda poszła w górę, jednak bardzo szybko się okazało, że Mio jednak wcale tego nie miała. Mianowicie klamka, którą trzymała, wyjebała z zawiasów razem z jej dłonią, po czym polecała prosto w stronę szklanej gablotki z książkami, której plan był nie ruszać. Mio nie zdążyła nawet krzyknąć (jakby to miało coś pomóc) nim metal uderzył o szyb i co? I kurwa roztrzaskał lewą część na drobny mak.
— Ja pierdole — puściła komodę, a raczej pozwoliła jej spaść na podłogę, podczas gdy sama podbiegła z niedowierzaniem do gablotki i w jakimś dziwnym amoku zaczęła zbierać kawałki szła łapami, przy okazji haratając sobie dłonie.
ernie andrews
- 
				 so i will find my fears and face them so i will find my fears and face them
 or i will cower like a dog nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
— Poczekaj, złap sobie trochę niżej, tak będzie... — urwał, bo nagle klamka, za którą złapała Richardson, urwała się, a ona wystrzeliła wprost na nietykalny regał ze szklaną gablotą. — O kurwa! — wydarł się, co było spowodowane tym, że rudowłosa bez ostrzeżenia opuściła komodę, ściągając go tym samym do parteru, aż Andrews pierdolnął z całym impetem na kolano. — Nie mogłaś trochę delikatniej? — wymamrotał, podnosząc na nią wzrok i wtedy dostrzegł, że Mio w popłochu zaczyna zbierać szkło. — Zwariowałaś?! — skarci ją, zrywając się do pionu. — Zostaw to! — odciągnął ją na bok i jednym ruchem wytrącił jej szkło z dłoni, po czym przycisnął je do boków rudowłosej, żeby ją uspokoić.
Patrzył na nią z szeroko otwartymi oczami, bo trochę się chłopaczyna wystraszył tej jej wyczynami. No i krwią też. Ostrożnie pochylił się nad jedną skaleczoną dłonią. Szklane odpryski wbijały się w jej skórę, a krew spływała powoli między palcami. Ernie wziął głęboki oddech, starając się nie zdradzić paniki.
— Spokojnie — wyszeptał, bardziej do siebie niż do niej. — To nic poważnego, damy radę — mruknął, ale zaraz poczuł, jak wzbiera w nim panika. — Nie ruszaj tym! — krzyknął znienacka, a w jego oczach pojawił się błysk desperacji. — Masz tu jakąś apteczkę? Bandaż? Cokolwiek? — wziął głęboki oddech, starając się zebrać resztki opanowania, ale jego oczy błądziły po pokoju, jakby szukały ratunku w każdym kącie. Szkło trzaskało po ich stopami i całe szczęście, że oboje mieli na sobie obuwie, czym uniknęli kolejnych obrażeń.
Mio Richardson
- 
				 Kiedyś handlowała zielskiem w Chicago, teraz handluje futrami w Toronto Kiedyś handlowała zielskiem w Chicago, teraz handluje futrami w Toronto nieobecnośćniewątki 18+niezaimkione/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+niezaimkione/jejpostaćautor
No i z tym zbieraniem gołymi rękami, wiadomo, też nie powinna. Prościej (a na pewno bardziej bezpiecznie) byłoby pójść po szufelkę i zamieść to gówno, zamiast próbować ogarnąć to rękami, ale again, to była Mio…
— Ale co mam zostawić? Ty mnie zostaw! — z początku kompletnie nie rozumiała, o co mu chodziło. Przecież zbierała sobie szkiełko. Dobra może i delikatnie się przy tym haratała, ale BEZ PRZESADY. Było wszystko stabilnie, do momentu, w którym nie zaczął wyrywać jej tych wszystkich elementów i spychać na bok. Mio dałaby sobie rękę uciąć, że to właśnie wtedy, w tamtej chwili, kilka elementów wbiło się mocniej w jej dłoń, wywołując całą tą krew.
Pozwoliła mu złapać swoja dłoń, również wpatrując się w czerwoną ciecz. Chociaż jakby tak porównać ich twarze, ta Erniego była o wiele bardziej blada i wystraszona.
— No wiadomo, że to nic poważnego — przewróciła oczami na tą jego reakcje. Panikował jakby co najmniej odcięła sobie dwa palce. Pragnę przypomnieć, że Richardson to swego czasu brała udział w prawdziwych strzelaninach i serio kilka kropelek krwi i małe zadrapanie naprawdę nie robiło na niej wielkiego wrażenia. Czego nie można było powiedzieć o Erniem. Biegał po tej zajebanej chacie i panikował, szukając apteczki.
— Ej, Ernie — zaczęła spokojnie, wyciągając ręce w powietrze, chociaż to nie był najlepszy pomysł, bo kilka kropel spadło na podłogę, a on wciąż trwał w jakiejś dziwnej panice. — Hej, patrz na mnie! — podniosła głos, próbując go przekrzyczeć. Podeszła nawet kilka kroków bliżej, zaglądając mu w oczy. Pewnie gdyby miała czyste ręce złapałaby go za szmaty, ale nie chciała go ubabrać. — Nic się nie dzieje, okej? — rzuciła, gdy w końcu wbił w nią spojrzenie. — A apteczka jest w kuchni w pierwszej szafce. Przynieś mi ją, sama sobie zrobie opatrunek. Bo ty za bardzo panikujesz.
ernie andrews
- 
				 so i will find my fears and face them so i will find my fears and face them
 or i will cower like a dog nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Czerwona ciecz ściekała cienką stróżką po dłoni Richardson i Ernie serio myślał, że zaraz jej ta łapa odpadnie. Trochę wyolbrzymiał, ale z jego perspektywy wyglądało to naprawdę STRASZNIE. Skąd miał wiedzieć, że na Mio nie robiło to żadnego wrażenia? Wiedział, że była zamieszana w jakieś tam lewe interesy, ale nie miał pojęcia, że brała udział w najprawdziwszych strzelaninach!
— Co? — wydukał, wlepiając w nią swój przerażony wzrok. — Apteczka, no tak — pokiwał szybko głową i zaraz przedostał się przez labirynt z mebli do kuchni, gdzie odnalazł nieduże pudełko z bandażami, plastrami i środkiem odkażającym. — Na pewno sobie z tym poradzisz? Może będzie lepiej, jak pomogę? — dopytał, ale rudowłosa już przechwyciła od niego apteczkę i zaczęła działać w pojedynkę. Najpierw odkaziła ranę, później przyłożyła do niej opatrunek i zręcznie owinęła bandażem. I po krzyku. — I to tyle? — zdziwił się szczerze Andrews. — Nie powinnaś jechać z tym na izbę przyjęć, żeby to zszyć czy coś? — upewnił się, chociaż Mio wyglądała na totalnie nieprzejętą. Dziwna jakaś.
Ernie omiótł wzorkiem mieszkanie. Niewiele już zostało tych mebli do przesunięcia, więc dobrze byłoby to dokończyć.
— Dobra, to ty weź sobie przycupnij gdzieś, a ja resztę ogarnę — zadecydował, ale już wiedział, jaka będzie jej odpowiedź, dlatego automatycznie podniósł rękę do góry i wskazał nią na korytarz. — Albo zacznij powoli wnosić rzeczy z klatki schodowej. To, co jest do wywalania, to zostaw, potem wyniesiemy do śmietnika — nie było sensu na nowo wnosić tego do mieszkania jak i tak miało iść do utylizacji. Najwyżej jakiś sąsiad schodzący z wyższego piętra skręci sobie kark, ale kto by się tym przejmował?
Nie czekając na reakcję, zaczął sprawnie dźwigać kolejne meble, a gdy zostało już tylko łóżko, przepchał je biodrem w miejsce, gdzie tam sobie rudowłosa zażyczyła.
— Jest git? — zapytał ją, podpierając ręce na biodrach. W sumie wyglądało to całkiem nieźle. Jeszcze trzeba będzie odkurzyć i zająć się tymi drobiazgami z pudeł. — Odzywał się do mnie ojciec Mike'a — zagai Ernie, kiedy poprawiał zasłonę przy oknie. W sumie to najpierw chciał sprawdzić, czy Ruda podłapie temat.
Mio Richardson
- 
				 Kiedyś handlowała zielskiem w Chicago, teraz handluje futrami w Toronto Kiedyś handlowała zielskiem w Chicago, teraz handluje futrami w Toronto nieobecnośćniewątki 18+niezaimkione/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+niezaimkione/jejpostaćautor
— Na pewno. Daj mi to — przejęła do niego apteczkę, gdy wrócił z kuchni i zabrała się odkażenie ran. Kilka psiknięć, lekkie syknięcie, bo jednak trochę piekło, a potem już tylko przystawiła sobie gazik i zawinęła bandażem. Plastry na dłoni kompletnie się nie sprawdzały, bo człowiek ledwo coś chwycił, a one już się odklejały. I tyle kurwa w temacie. — Weź mi tutaj przytrzymaj — podała mu końcówkę bandaża, a sama sięgnęła po nożyczki. Przecieła materiał na pół i owinęła przez nadgarstek. — A teraz jebnij mi tutaj jakiś supeł albo kokardkę — poprosiła go, bo jednak z tym to już mogła mieć problem. A przecie po krwi nie było już śladu, wiec może Ernie wcale nie zemdleje. No oczywiście oprócz tej a podłodze, która we własnym tempie wsiąkała sobie w parkiet. A potem spojrzała na niego jak na wariata, kiedy zaproponował tą izbę przyjęć.
— Andrews, na sor się jedzie z poważnymi problemami — skarciła go trochę, bo jednak jakieś drobne, mało głębokie przecięcie wcale nie wymagało szycia czy oględzin lekarza. Ruda była przekonana, ze wystarczyło łapę zabandażować i po prostu na nią uważać przez następne kilka dni. — Ale to słodkie, że się tak martwisz — cmoknęła w jego kierunku i pewnie gdyby stał jakoś bliżej niej, to pacnęłaby mu dłonią na głowie i zmierzwiła te dobrze ułożone włosy. Ernie ewidentnie serce miał jak złoto, bo nie dość, że juz nie pierwszy raz jej pomagał, to widać, że faktycznie się przejmowa drugim człowiekiem i Mio aż pożałowała, że nie poznała go wcześniej. Bo to właśnie takimi ludźmi zawsze chciała się otaczać. Ale jakoś nigdy jej to nie wychodziło.
— To ja przejrzę te pierdoły na korytarzu — uśmiechnęła się do niego ciepło, gdy zaproponował, że sam skończy przesuwać meble, bo faktycznie mogłoby by ciężko z ym bandażem. Poczłapała więc przed mieszkanie i zaczęła przebierać gabaryty, odkładając te do wyjebania do wielkiego, czarnego wora, a resztę powoli wnosiła na miejsce.
— Ej, Ernie — rzuciła po chwili, gdy przeglądała jakieś stare pudło z plakatami i magazynami. — Ty mówiłeś, że lubisz słuchać konspir na temat UFO, nie? — dopytała, bo coś świeciło jej w tunelu, ale nie była pewna, czy dobrze go wtedy zrozumiała. — Mam takie plakaty — weszła do mieszkania i podeszła do chłopaka, pokazując mu kawałki twardego papieru. Musiał jej jednak pomóc je rozwinąć, bo rękę miała zajętą od trzymania pudła. (A wyglądały o tak). — Chcesz? Bo jak nie to chyba wyrzucę.. — no bo na co jej takie? Nawet nie pamiętała skąd to się znalazło w jej rzeczach. Pewnie dostała od kogoś albo kupiła w jakimś większym zestawie na pchlim targu i tak przez kilka lat walało się jej to po mieszkaniu.
Kiedy Ernie przesunął już ostatni mebelek, Richardson stanęła na środku i rozejrzała się do okoła. Nie no, wyglądało zajebiście. Jakimś cudem pokój zrobił się o wiele bardziej przestrzenny, a strefa sypialna wyraźniej oddzielała się od tej rozrywkowej, w której znajdowała się kanapa i telewizor. Świetna robota. Już nawet otwierała usta, by pochwalić swojego sąsiada, kiedy ten wspomniał o sprawie Rollanda.
— Co? — zamrugała i spojrzała na niego zdziwiona. Jasne, niby pamietała z tego feralnego wieczoru, że Ernie coś wspominał, że tata jakiegoś tam kolegi pracuje w policji i mógłby coś podpytać, ale za nic się nie spodziewała, że no.. faktycznie by zapytał. Zazwyczaj takie rzeczy się po prostu mówi i chuja z nimi robi. A tu proszę. Jej serce jakoś przyśpieszyło. — I co? — dopytała. No bo skoro się odzywał, to może coś znalazł? Może jakiś ślad, poszlakę? Albo tylko nekrolog? Cokolwiek to było, bardzo chciała wiedzieć.
ernie andrews
- 
				 so i will find my fears and face them so i will find my fears and face them
 or i will cower like a dog nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Przesuwał sobie meble w najlepsze, konsultując wcześniej ich ustawienie, ale kiedy padło hasło UFO i jego oczom ukazały się plakaty, oczy Erniego zaświeciły się jak miliony moment.
— O rany, no pewnie! — podekscytował się niczym dzieciak na widok nowej zabawki. — Są w pytkę! — dodał, rozwijając je, a później zwijając i odkładając na bok, żeby przypadkiem nie trafiły na śmietnik.
Po robocie otrzepał ręce i przysiadł na kanapie, bo musiał przecież opowiedzieć Mio, czego dowiedział się od ojca Mike'a, który pracował w policji w Ottawie.
— Mają jakiś trop, ale nie za bardzo chcieli mówić o tym przez telefon — zaczął spokojnie, od razu dając jej do zrozumienia, że nie ma żadnych konkretnych detali i że to wszystko wymaga czasu i zaangażowania. — Ale pan Doherty powiedział, że chciałby się z tobą spotkać, bo nawiązał kontakt z policją w Chicago i oni mają jakąś poszlakę. Tylko to wszystko trzeba osobiście. Ja ci dam numer do ojca Mike'a, to już się z nim dogadasz, dobra? — powiedziawszy to, wyciągnął swoją komórkę i łapiąc pierwszy lepszy poniewierający się pod nogami zeszyt ze wciśniętym w środek długopisem, nabazgrał kilka cyfr. — To jego służbowa komórka. A jakbyś potrzebowała noclegu, to w sumie zagadam z rodzicami, żebyś mogła się u nich zatrzymać — dodał z uśmiechem i wręczył zeszyt Richardson. Normalnie pewnie wyrwałby kartkę, ale w sumie po co, skoro to było jej. A poza tym, znając jej szczęście, zaraz by gdzieś zawieruszyła kontakt.
Ernie przyklasnął w dłonie i zerwał się na równe nogi, bo jeszcze trzeba było poukładać te wszystkie rupiecie, które rudowłosa przytargała z klatki schodowej do mieszkania.
— To co? Dokończymy to? — zapytał, mając na myśli te wszystkie bibeloty. — Pewnie chcesz to zrobić po swojemu, ale to możesz mi mówić co i gdzie, a ja będę układać — skinął głową, aby umocnić wypowiedziane słowa, bo skoro miał serce jak złoto, to chciał nieco obciążyć jej ranną dłoń.
Mio Richardson
- 
				 Kiedyś handlowała zielskiem w Chicago, teraz handluje futrami w Toronto Kiedyś handlowała zielskiem w Chicago, teraz handluje futrami w Toronto nieobecnośćniewątki 18+niezaimkione/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+niezaimkione/jejpostaćautor
— Okej, dzięki — odebrała dzienniczek od Erniego i spojrzała na niego przez dłuższą chwilę. Niechlujnie napisany numer był jej jedyną poszlaką od lat i to w dodatku taką marną, bo przecież powiedzieli jedynie, że mogą mieć jakieś informacje, a to równie dobrze mogło równać się z niczym. — Może zadzwonię jak będę mieć chwile — wzruszyła ramionami, jakby serio było jej to obojętne, chociaż oczy jakoś tak nabrały nostalgii. Przeszła do kuchni i postawiła zeszycik na stole, żeby przypadkiem gdzieś się nie zawieruszył podczas przesuwania pudeł. Jeszcze nie wiedziała, czy z niego skorzysta, ale z pewnością nie chciała go nigdzie przepierdolić.
— Tak, dokończy to — klasnęła w dłonie, czując pewnego rodzaju ulgę, że nastąpiła zmiana tematu i mogli spokojnie zabrać się za rozkładanie tych wszystkich pudeł. — A potem stawiam ci loda — rzuciła już z korytarza w stronę otwartych drzwi. — Najlepszego w twoim życiu — bo z tej nowej lodziarni, którą Mio była zachwycona. Uniosła reklamówkę z poplątanymi w środku kablami, a jej oczom ukazał się pan Thomilson spod dwadzieścia osiem. Patrzył na nią z szeroko otwartymi oczami. Trochę otwierał usta jakby chciał coś powiedzieć, ale zaraz potem z powrotem je zamykał.
— Bry — Mio oczywiście kompletnie nie zwróciła uwagi na dwuznaczność jej słów, bo przecież w głowie miała normalne, smaczne, czekoladowe lody. — Pan też chce? — dopytała, bo w sumie to nie miała pojęcia, czemu tak się na nią gapił. A wtedy Ernie wyszedł z mieszania po resztę rzeczy i pan Thomilson dopiero podskoczył w szoku.
ernie andrews
- 
				 so i will find my fears and face them so i will find my fears and face them
 or i will cower like a dog nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
— O lodzik brzmi zajebiście — rozpromienił się Andrews, ale on był z kolei za głupi, żeby doszukać się jakiekolwiek dwuznaczności. — A to są takie ręcznie robione? — dopytywał dalej, zatrzymując na chwilę spojrzenie na panu Thomilsonie, który wpatrywał się w nich, mrugając ze zdezorientowaniem powiekami.
Ernie pokłonił się na jego widok, bo był dobrze wychowanym chłopakiem i jeśli kiedykolwiek Mio uważała, że nie miał sobie ani krzty kultury, to właśnie udowadniał jej w tym momencie, że jednak ją posiadał.
— Stara a durna — sąsiad machnął ze zrezygnowaniem ręką, wyminął porozrzucane po rupiecie na korytarzu i udał się z workiem śmieci do zsypu.
Andrews popatrzył na Richardson z nieukrywanym zdziwieniem i wzruszył ramionami. Nie znał za bardzo pana Thomilsona, ale nie wyglądał na zbyt przyjemnego. Gbur jak nic. Takim ludziom nie można pod żadnym pozorem ufać.
— A gdzie te lody? — dopytał jeszcze, znosząc do mieszkania kolejne rzeczy i pod nadzorem rudowłosej, układał je w wyznaczonych miejscach. Jemu i tak było łatwiej sięgnąć górnych półek w regałach niż jej. — Na rogu budynku? Bo jak tak, to tam wcale nie robią takich dobrych — zaznaczył, dając jej tym samym do zrozumienia, że tam akurat miał okazji skoczyć na loda i jakoś nie wpadł w szczególnych zachwyt. A przecież nie był zbyt wymagający.
Mio Richardson
- 
				 Kiedyś handlowała zielskiem w Chicago, teraz handluje futrami w Toronto Kiedyś handlowała zielskiem w Chicago, teraz handluje futrami w Toronto nieobecnośćniewątki 18+niezaimkione/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+niezaimkione/jejpostaćautor
Całe szczęście klimat zmienił się kompletnie, bo kazało się, że w oczach pana Thomilsona Mio była gotowa obciągać Erniego i to na klatce schodowej, dając mu najlepszego loda, jakiego kiedykolwiek jadł. Ręcznej roboty rzecz jasna.
Kiedy tak przeszedł obok i fuknął z niesmakiem na rudą, ta jedynie wzruszyła ramionami. Dalej nie wiedziała o co dziadowi chodzi. Przecież jakby chciał, to Richardson serio wzięłaby dodatkową porcję i nawet przyniosła mu pod same drzwi. Szkoda tylko, że wolał ją pozwyzywać od durnych.
— Nie no, gdzie na rogu — stuknęła się w głowie otwartą dłonią, bo akurat Mio też miała tą przyjemność być w miejscu, o którym mówił Ernie i aż się skrzywiła, bo tam wcale dobrych lodów nie było. — Tamto jest chujowe. Chodziło mi o te po drugiej stronie osiedla. Takie z różowej budki — wyjaśniła, bo ewidentnie mówili o innych miejscach. Ale to o tyle dobrze, że Mio mogła mu faktycznie pokazać, gdzie były te dobre lody.
I faktycznie, poszli zaraz po tym, jak skończyli przenosić ostatnie pudła. Mio upewniła się jeszcze, że Andrews nie zapomniał swoich plakacików z UFO, a następnie w ramach podziękowania, postawiła mu zajebiste świderki.
ernie andrews

 
				