ODPOWIEDZ
26 y/o, 188 cm
próbuje zarządzać Art Gallery of Ontario
Awatar użytkownika
professional bullshitter
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkiżeńskie
postać
autor

Nie, mamo, nic mi nie jest. Nie musisz przyjeżdżać. — Westchnął z frustracją, szurając butami o laminowaną podłogę, bo jego szpitalne łóżko było zdecydowanie zbyt niskie, by mógł pomachać stopami w powietrzu i nie był pewien, czy ta niemoc w spożytkowaniu nadmiernej energii w taki sposób, jaki chciał, była główną przyczyną jego niezadowolenia, czy może jednak głos jego nadopiekuńczej matki, próbującej go przekonać, że jej obecność w szpitalu była niezbędna, by wyzdrowiał z tych kilku zadrapań i skaleczeń.
Tyle razy ci mówiłam, że motory są niebezpieczne, a ty swoje.
Tak, wiem, niby dlaczego go-
Zaraz tam będę, Lowell.
Nie no mamo nie przyjeż- — Dźwięk zakańczanej rozmowy sprawił, że Wolfie skrzywił się i odrzucił telefon na łóżko, po chwili zaciskając palce na szorstkim szpitalnym prześcieradle i zawieszając wzrok na pustej, smutnej ścianie przed sobą. Najchętniej wstałby i pochodził po sali, a najbardziej chciałby po prostu już wyjść, ale gdy był niezwykle odważny, gdy przychodziło do sportów ekstremalnych, tak absolutnie nie miał tej odwagi gdy miał się zmierzyć z surowym, niezadowolonym spojrzeniem starszej pielęgniarki, która pogadała mu coś o możliwym wstrząsie czy innych trzęsieniach mózgu i w ogóle zabroniła się podnosić, a on czuł, że nawet siadając stąpał po cienkim lodzie — o ile stąpanie siedząc w ogóle było fizycznie możliwe.
Drzwi do sali się uchyliły, a on praktycznie rzucił się na plecy, lądując koślawo na materacu — z głową zwisającą po drugiej stronie łóżka — i fatalnie udając, że leżał tak cały czas. Dopiero gdy zamek znów kliknął, a czyjeś buty zaszurały o podłogę, zdobył się na swój uśmiech do wciskania kitu numer trzy i powoli podniósł głowę, zaczynając swoją wymówkę jeszcze w momencie, gdy widział świat do góry nogami.
Słuchaj Shawna, to wszystko przez ten wstrząśnięty niezmieszany mózg, wiesz? Chyba pomyliły mi się kierunki. Ty nie jesteś Shawna…? — Jego stwierdzenie szybko zamieniło się w pytanie, bo stojąca przed nim młoda dziewczyna ani trochę nie przypominała starszej pielęgniarki, co trochę go skołowało, ale nie mógł narzekać, nawet oddychając przy tym nieco z ulgą, bo nie wyglądała też tak, jakby miała mu odgryźć głowę za ten jawny akt niesubordynacji.

romy allerton
blahaj
przemoc, patologia, postowe partactwo
26 y/o, 168 cm
stażystka w mount sinai hospital
Awatar użytkownika
my head will never let me glory sweepingly; always a tumble
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkiżeńskie
postać
autor

prologue
now that's what I call a challenge
Sądziła, że to będzie kolejny nudny wieczór, spędzony na pisaniu notatek do dokumentacji i ewentualnym zbieraniu wywiadu od nowych pacjentów na ostrym dyżurze. Przy odrobinie szczęścia spodziewała się załapać na zakładanie szwów albo asystowanie przy punkcji lędźwiowej, o ile akurat znajdzie się w odpowiednim miejscu i czasie, a ktoś inny w granatowych scrubsach nie uprzedzi jej, zgłaszając się do zadania. Nie oczekiwała, że cokolwiek wydarzy się tak naprawdę; to nie tak, że wszystkie te rzeczy nie wywoływały w niej żadnych emocji, jednak chwilami wkraczała w pewną powtarzalność, pomału budującą jej codzienną rutynę.
A potem, ku swojemu zaskoczeniu, została odesłana do pacjenta.
Gdy otworzyła drzwi do sali zastała w niej widok, który zupełnie nie mieścił się w kategorii rutynowy. Chłopak, który najwyraźniej powinien leżeć spokojnie po drobnym wypadku motocyklowym, znajdował się właśnie w połowie drogi między łóżkiem a podłogą, z głową zwisającą poza krawędź materaca. Przez sekundę po prostu stała jak wryta, niepewna, czy powinna zareagować jak przyszła lekarka, czy raczej jak ktoś, kto sam jest w zbliżonym wieku do niego i kto rozumie, że czekanie na pomoc na wieczornej izbie przyjęć może doprowadzić człowieka do szału, bez względu na to, czy jest poturbowany bardziej, czy mniej.
Nie, nie jestem Shawna — odpowiedziała w końcu, kiedy tylko skończył swoją chaotyczną wypowiedź. Kąciki jej ust uniosły się lekko, bo sposób, w jaki to powiedział, był zbyt absurdalny, by nie zareagować. Zamknęła za sobą drzwi i podeszła bliżej, chwytając za kartę przywieszoną w nogach łóżka. — Ale brzmi, jakbyś się jej trochę bał — dodała z delikatnym rozbawieniem. Nie było to nic zaskakującego, mówiąc szczerze: Shawna budziła respekt nawet wśród najtrudniejszych przypadków. Choć oczywiście nie przyznałaby tego na głos, sama czasem czuła się przy niej mała i niezdarna.
Patrzyła na niego uważnie: nie wyłącznie z profesjonalnego obowiązku, a z czystej ciekawości. Miał w sobie niespokojną energię, która rozpraszała jej skrupulatnie utrzymywaną dotychczas koncentrację.
Jestem Romy i zadam ci najpierw kilka pytań, dobrze? — dopytała, nie do końca pewna siebie w tej sytuacji. To był jeden z pierwszych razów, kiedy jej opiekun nie czaił się tuż za jej plecami, gotów wytknąć choćby najmniejszy błąd. — Na początek... powinieneś leżeć. Wiesz, prosto — przypomniała spokojnie, a ton jej głosu pozostawał łagodny, raczej troskliwy, niż surowy. Nie znała go, nie miała o nim żadnych informacji poza tym, co widniało w dokumentacji, a mimo to czuła coś z pogranicza niepokoju i zaciekawienia. — Lowell, tak? — rzuciła w końcu, zerknąwszy na opaskę z jego nazwiskiem. — Zacznijmy od tego co się stało i jak się czujesz. — To mówiąc, wyjęła długopis z kieszeni i nacisnęła go, gotowa zapisywać wszystko, czym się z nią podzieli.

Wolfie Houghton
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
mother
nie kieruj moją postacią, a poza tym się dogadamy
26 y/o, 188 cm
próbuje zarządzać Art Gallery of Ontario
Awatar użytkownika
professional bullshitter
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkiżeńskie
postać
autor

W życiu każdego młodego mężczyzny przychodził taki moment, gdy spotykał kobietę, która napełniała wszechogarniającym i irracjonalnym strachem — zazwyczaj była to nauczycielka od matematyki, ucinająca punkty za to, że ktoś za głośno oddychał na sprawdzianie, albo jakaś sąsiadka z ogrodem pełnym drogocennych róż, które przyciągały piłki jak magnes i grubym kotem, który oceniał wszystkich przechodniów ze swojego nagrzanego słońcem parapetu. Wolfie był przekonany, że Shawna była taką niszczycielką dziecięcych uśmiechów dla wielu chłopaków, a już na pewno miała szansę zostać nią dla niego samego — jakby wszechobecność igieł w szpitalu nie była wystarczającym powodem, by przysparzać mu tak niepotrzebnego stresu.
Czy istnieje ktoś, kto jej się nie boi? — Pytał całkiem poważnie, patrząc się na dziewczynę z odrobiną nadziei na to, że może poprowadzi go do takiej osoby, a ona podpowie mu, co było kryptonitem nieprzyjemnej pielęgniarki, by mógł mieć na nią asa w rękawie.
Poprawił się na swoim miejscu, trochę niechętnie, bo jednak w takiej pozycji frajera z głową w dół mógł w końcu machać stopami nad podłogą, nawet jeśli kosztem karuzeli przed oczami, ale też nie był do końca pewien, czy Romy przypadkiem nie była #teamShawna i zaraz nie pójdzie na niego naskarżyć.
Wolfie. — Skrzywił się nieco, słysząc swoje pełne imię i niemal od razu podpowiedział jej to, którym wolał się posługiwać. — Lowellem jestem tylko dla starych, nudnych ludzi, a ty na taką nie wyglądasz. — Spojrzał na nią jeszcze raz, trochę uważniej studiując rysy jej twarzy, gdy już czarne punkty nie majaczyły mu przed oczami, a świat nie wirował w rytmie disco. Machnął ręką na jej pytanie o to, co się stało, bo miał swoje własne — według niego dużo ważniejsze — które musiał jej niezwłocznie zadać, zanim o nim zapomni. — Znamy się skądś? Wyglądasz dziwnie znajomo, wiesz? Może z jakiegoś klubu? — Zmrużył oczy, próbując sobie przypomnieć, w jakim klubie był ostatnio i czy faktycznie stamtąd ją kojarzył, ale szybko zorientował się, że jego starania były na marne, bo szaleństwa poprzednich dni już dawno wyparowały mu z głowy, trochę za sprawą alkoholu, a trochę za sprawą Wolfiego będącego po prostu Wolfiem. Podrapał się po skroni, jakby to miało mu w jakiś sposób pomóc i skrzywił się, gdy natrafił palcami na plaster. — A. To? — Wskazał na ranę, przypominając sobie, że Romy nadal czekała z długopisem w ręce, aż opowie jej swoją historię pełną wrażeń, pościgów i wybuchów. — Typowy przypadek typa w dużym SUVie, który nie potrafi korzystać z lusterek przy zmianie pasa. Przykro mi, jeśli liczyłaś na jakieś kaskaderskie sztuczki. — Wzruszył ramionami i posłał jej szeroki uśmiech, bo może i był głupi, ale raczej nie był idiotą.

romy allerton
blahaj
przemoc, patologia, postowe partactwo
ODPOWIEDZ

Wróć do „Mount Sinai Hospital”