To miała być randka.
Wyatt nie był na randce od śmierci Rose, po prostu tak się nie złożyło, chociaż już dawno temu jakoś przetrawił śmierć swojej żony, przy pomocy terapeuty, psychotropów i wina. Nie zapominajmy, że jednak wciąż miał córkę, pięciolatkę, która jak na swój wiek była czasem przerażająco poważna, tak jak wtedy kiedy podeszła w parku do pewnej brunetki i zagadała ją, że jest śliczna, że wygląda jak Jasmina z Alladyna i mogłaby mieć diadem i tygrysa. Sophie, córeczka Wyatta, była na etapie księżniczek Disneya i wszystkie z nich uwielbiała, każdą za coś innego. Ta miała piękne włosy, ta miała ładną sukienkę, a jeszcze inna miała po prostu miłą twarz. Ward nie do końca kojarzył która jest która, ale tą Jasminę od razu miał przed oczami. Zanim zdążył zareagować i zabrać Sophie, to ona już pytała Melanie czy nie poszłaby z jej tatą na randkę.
Od słowa do słowa, tak jakoś wyszło... że ją zaprosił. Nie wiedział czy to dobry pomysł, ale Sophie była wniebowzięta, pomogła mu nawet wybrać czarną koszulę, a z tyłu nakleiła jakąś naklejkę z jednorożcem, której Wyatt nie zauważył.
Siedział w tej restauracji na dachu, zerkał nerwowo na zegarek, bo może ona wcale nie przyjdzie? W końcu nie znali się, a ta krótka rozmowa w parku skończyła się szybko, poznał chyba tylko jej imię, nic więcej.
Zamówił wodę, bo zaschło mu w gardle, stresował się chyba nawet bardziej niż przed operacją na otwartym sercu. Chciał wypaść jakoś nie najgorzej, ale chyba przez te lata, kiedy nie wyściubiał nosa z swojego własnego domu wypadł z obiegu. Rozejrzał się dookoła, ludzie jakoś tak naturalnie rozmawiali, a on nawet nie wiedziałby jak zacząć. Westchnął ciężko i wpisał w google jakieś tematy do small talk, żeby nie wypaść na gbura, ale wtedy przyszła Mel. No to już, nici z poradników. Wstał, żeby się z nią przywitać, ale nawet nie za bardzo wiedział jak. Jak się wita swoją randkę zainicjowaną przez pięciolatkę, kiedy od kilku lat nie było się na żadnej randce, a na plecach ma się naklejoną nalepkę z jednorożcem?
- Cześć, fajnie... że przyszłaś - może tak? Trochę mu ulżyło, że jednak nie będzie tu siedział sam. To teraz kolejny ruch, podanie ręki? To przecież nie szpital Wyatt. Finalnie stanął przed nią i się uśmiechnął, ciut krzywo, ale jednak.
Melanie Campbell

 
				
 
									 
				
