- 
				 Oficjalnie: detektyw w wydziale konnym torontońskiej policji. Oficjalnie: detektyw w wydziale konnym torontońskiej policji.
 Nieoficjalnie: facet, który lepiej dogaduje się z końmi niż z ludźmi.
 Zna na pamięć rozkład ulic w Toronto i każdy błąd, który popełnił w ostatnich dziesięciu latach.
 Samotnik, który nie lubi samotności.
 Facet, który trzyma się zasad - chyba że chodzi o czyjeś życie, wtedy potrafi złamać je wszystkie na raz. nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor
Miles uniósł jedną brew, kiedy Cece zrobiła tą zakłopotaną minę, a później sięgnął do niej, żeby na moment chwycić ją za rękę, chwilę, ale jednak tak pokrzepiająco.
- Albo to ja jestem łatwy? A do tego... niezdarny, bo nawet nie dopilnowałem kolacji... na pierwszej randce - uśmiechnął się do niej delikatnie, no bo może właśnie to wszystko co składało się na tą dziwną pierwszą randkę, nie do końca udaną i w ogóle, taką z deserem przed kolacją, miało swój urok? Taki, który do nich jak najbardziej pasował. I może kiedyś za sto lat będą ją wspominać z uśmiechem, tę dziwną pierwszą randkę.
Nad jej kolejnymi słowami zamyślił się, podrapał po karku, w zasadzie to mógł być trochę awans... Ale Miles lubił konnych, no i to przeniesienie to bardziej była propozycja, która miała mu dać do zrozumienia, że nie może wiecznie przychodzić do roboty na kacu.
- Nie wiem, w sumie... Może, chociaż to jest wiesz takie na chwilę, to nie wiem czy to awans - trochę kręcił, ale to dlatego, że on sam do końca tego nie rozumiał. Chociaż, rozumiał, po prostu sam komendant dawał mu szansę na jakiś nowy start. Na od-cię-cie się.
Kiedy Cece tak posmutniała, to Waits też poczuł, jakby właśnie dostał w łeb jakimś obuchem. Bo wcale nie chciał, żeby tak to wyszło, miał trochę inne intencje.
- Cece... - zaczął, no ale serce mu się krajało na pół, jak widział ją taką smutną, więc wstał i przysunął sobie krzesło tak, żeby usiąść obok niej - jestem pewien, bo teraz bym chciał, spróbować z Tobą... nie wiem, związku? - Miles naprawdę bardzo tego nie potrafił, takiego rozmawiania o uczuciach. Z jednej strony potrafił rozmawiać z Cece o wszystkim i to było dobre, bo nie było miedzy nimi tej niszczącej ciszy, jak między nim, a Paige, ale z drugiej... to jak miał jej to powiedzieć?
- Bo ja... bardzo Cię lubię Cece i jest mi z Tobą dobrze - trochę się pochylił do przodu, żeby złapać jej spojrzenie, oparł rękę na jej udzie. Miał nadzieję, że to wystarczy, ale nie wiedział. Dla niego to naprawdę dużo znaczyło, lubił ją, u-wiel-biał. No i było mu z nią dobrze, teraz, kiedy śpiewali karaoke i kiedy się kochali. Ale przede wszystkim, to kiedy Cece się do niego uśmiechała.
- Nie chcę, żebyś była smutna - dodał i zacisnął palce na jej udzie trochę mocniej, w jakimś takim pokrzepiającym geście, wciąż próbując spojrzeć jej w oczy, jakby z nich chciał coś wyczytać.
Cece Marquis
- 
				 a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiShe/herpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiShe/herpostaćautor
— To jak do Ciebie wołać? — zaśmiała się uroczo, a kąciki ust mimowolnie powędrowały do góry — Kubusiu, czy Puchatku? — spytała, robiąc całkiem niewinną minę. Jakby właśnie była aniołkiem, który wcale nie drażnił się z niedźwiedziem grizli. Trochę zdawała sobie z tego sprawę. Momentami ją to delikatnie bawiło. Kubuś Miles, czy Puchatek Miles? To drugie bardziej jej odpowiadało. Miało w sobie coś ze słodyczy. Najchętniej całego by go schrupała.
— To kobiety są łatwe, a mężczyzna zręcznie nią obrócił — odparła, jakby była jakimś dupkiem. Tylko na jej twarzy malował się prawdziwy uśmiech, oznaczający nic więcej niż szczęście — nie jesteś niezdarny, za bardzo myślałeś o mnie, misiaczku — zacmokała, bo czuła powoli tę więź, która się między nimi wytwarzała. Życie z Milesem było łatwiejsze bez zbędnych niedomówień, czy cierpkich słów. Potrafili się nawzajem zrozumieć. Cece wiedziała, że szykował tę kolację bardzo długo. Tak jak ona wybierała sukienkę dla niego.
Teraz siedziała w jego koszulce i drżała z niepewności. Ta rozmowa nie należała do najłatwiejszych. Jakby wszystkie wątpliwości, które miała w sobie na nowo w nią uderzyły. Jakby ta przedziwna nić między nimi finalnie się zawiązała, ale ktoś nie umiał zrobić finalnego pętołka.
— A dlaczego to jest tylko na chwilę? W sensie z czego to wszystko wynika? — bo totalnie nie była w stanie tego zrozumieć. W jej głowie Miles był idealnym policjantem, który dbał o całą społeczność Toronto. Mogłaby przymknąć oczy i wyobrażała sobie tylko jego. Obrońcę miasta. Chwilowy awans, czy nie? Zbyt dużo wątpliwości, za dużo myślenia. Nabrała powietrza, bo dalsza część rozmowy wydawała się być jedynie trudniejsza.
Jego ex-żona.
— Miles, ale ja wiem — zaczęła, marszcząc przy tym nosek. Ton rozmowy nie wydawał się zmienić — też Cię lubię i chcę z Tobą być — dodała po chwili, próbując unieść kąciki ust w tym charakterystycznym dla jej twarzy uśmiechu. Cokolwiek się działo, on zawsze witał na jej twarzy. Tylko ten był odrobinę inny, pełen zmartwienia i wątpliwości. W końcu dwa dni temu ona była w jego mieszkaniu. Z jakiegoś powodu do niej zadzwonił, a ludzkie uczucia nie zmieniają się tak szybko.
— A ja bym nie chciała budować z Tobą czegoś, jeśli czujesz coś do innej — powiedziała finalnie, wypuszczając powietrze ze swoich ust. Coraz ciężej rozmawiało się z nim na ten temat. Musiała powiedzieć wszystko, co siedziało wewnątrz jej serca, a to nie było łatwe. Mieli rozmawiać ze sobą, nawet w tych najgorszych chwilach — Miles, ona tu była dwa dni temu... — zaczęła lekko nerwowo. Wcześniej te myśli wydawały się być daleko, ale on... postanowił zmienić pracę, by móc się odciąć. Nie chciała, by poświęcał się dla niej na tym etapie. Kiedy miało być tak łatwo i beztrosko — boję się, że nie stracę potencjalnego partnera, a przyjaciela — powiedziała finalnie, wbijając w niego wzrok. Jakby mówiła mu, chcę Ciebie, a jednocześnie tak piekielnie się boję. Pociągnęła delikatnie noskiem. Czuła, że wystarczyłaby chwila, by oczy wypełniły się łzami — nie wyobrażam sobie bez Ciebie smutnej nocy po pracy — dodała finalnie, marszcząc brwi z przedziwnej troski. Zakryła swoją twarz. Czuła już napływające łzy. Miało być tak szczęśliwie, ale on... nie dał jej jednoznacznej odpowiedzi. Nie powinna od niego tego wymagać, ale bała się stracenia go. Tych wspólnych wieczorów przy piwie i Britney.
- 
				 Oficjalnie: detektyw w wydziale konnym torontońskiej policji. Oficjalnie: detektyw w wydziale konnym torontońskiej policji.
 Nieoficjalnie: facet, który lepiej dogaduje się z końmi niż z ludźmi.
 Zna na pamięć rozkład ulic w Toronto i każdy błąd, który popełnił w ostatnich dziesięciu latach.
 Samotnik, który nie lubi samotności.
 Facet, który trzyma się zasad - chyba że chodzi o czyjeś życie, wtedy potrafi złamać je wszystkie na raz. nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor
- Jak tylko chcesz Cece - dla niej to mógł być nawet Kubusiem Puchatkiem, albo Kubusiem Milesem Puchatkiem.
Westchnął na jej kolejne słowa wzruszając ramionami.
- Nie wiem kto kogo zręcznie obrócił Cece, ale zrobił to bardzo zręcznie, a może to nawet Krysia nas tak zakręciła, że wiesz... że to potem już tak samo wyszło? - Miles nie był podrywaczem, takim facetem, co potrafi kobietę zaciągnąć do łóżka na pierwszej randce, a nawet takim co na tę randkę potrafi się umówić, jakoś nigdy mu to za dobrze nie wychodziło. I może nawet gdyby nie Krysia i jej knowania, co do tej dwójki, to by teraz tu wcale nie siedzieli.
- Zdecydowanie bardzo, nawet posprzątałem - powiedział i znowu się uśmiechnął. Nie wiedział czy Cece zauważyła, ale było widać różnicę, bo te kartony stały gdzieś pod ścianą, a nie na środku, no i w ogóle było dość czysto. Poodkurzane, pomyte naczynia, pewnie w zmywarce, ale jednak nie porozstawiane na blatach, no i poukładane ubrania i nowiutka pościel.
Uśmiech trochę spełzł mu z twarzy, pojawiło się na niej zamyślenie, wiedział skąd jest ten awans, tylko...
- Myślę, że chodzi o to, że komendant też chce mi dać, jakiś... Nowy start? - spojrzał na Cece - wiesz Cece, czasem człowiek potrzebuje jakiejś zmiany, jakiegoś kopa w przysłowiowy tyłek, żeby coś zrozumieć - tak jak było z nimi. Może Miles potrzebował widoku tej biednej, smutnej Cece na schodach, a później tej troskliwej, która szykowała mu pościel w pieski? Żeby wreszcie coś do niego dotarło? Chyba tak.
Tylko, że teraz też docierało do niego, że chyba Cece miała wątpliwości. Ale czy w ogóle powinien się jej dziwić? Słuchał jej słów ze spojrzeniem utkwionym w jej kolanach.
- Cece, ale ja zawsze będę coś do niej czuł - powiedział w końcu, bo taka była prawda, dwadzieścia lat życia nie da się od tak, po prostu przekreślić, zwłaszcza, że nie rozstali się z powodu zdrady, w kłótni, czy nienawiści, a po prostu z powodu... wypalenia się uczucia. Może to już nie była miłość, ale wciąż pozostawała jakaś sympatia, jakieś... przywiązanie?
Teraz to przysunął się do niej bliżej i oparł dużą dłoń na jej kolanie.
- Ale jej nie kocham Cece - powiedział to stanowczo, bo chyba rzeczywiście pierwszy raz tak dosadnie to poczuł. Że zawsze będzie darzył Paige jakimś uczuciem, ale to już dawno nie była miłość, chociaż oni sami próbowali się jeszcze trochę oszukiwać, że może jest? Że może mogliby to odbudować? Prawda jest taka, że się nie dało. Za dużo oboje zrobili sobie krzywdy tym milczeniem, tymi niewypowiedzianymi nigdy słowami.
- Cece, ale teraz... - zaczął, kiedy podniosła na niego spojrzenie, kiedy powiedziała, że nie chce stracić przyjaciela - Ty jesteś bliższa mojemu sercu niż Paige - musiał jej to powiedzieć, wszystko, w ten sposób, bo jeszcze nie znał lepszego, bo jeszcze nie umiał powiedzieć, że ją kocha, ale czy to, że jest mu taka bliska, to też nie było dużo? Dla Milesa było. Znowu do niej sięgnął, żeby pogłaskać ją po ramieniu.
- Ja też bym chciał wracać do Ciebie po pracy Cece - szurnął krzesłem i wstał, żeby do niej podejść i ją przytulić do siebie. Objąć ją ramionami, a później się schylił i oparł podbródek o jej głowę.
- Jeśli tylko mi pozwolisz - sięgnął do jej podbródka, żeby go unieść, żeby spojrzeć jej znowu w oczy.
Cece Marquis
- 
				 a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiShe/herpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiShe/herpostaćautor
— Tak, to zdecydowanie wina Krysi — a jutro z pewnością będą słuchali apropo tego, co oni właściwie wyrabiali. Co za imprezę urządzili? Co to za krzyki? Emerytka z pewnością pogrozi im jakimś przedziwnym patykiem, łupiąc na nich groźnym wzrokiem. Nic niecodziennego. Cece miała wrażenie, że tak było co noc, ale ta jednak była magiczna.
— Wiem, zauważyłam. Jesteś cu-do-wny — odparła, unosząc oba kąciki ust. Zauważyła każdy posprzątany kąt. Finalnie jego mieszkanie faktycznie się zmieniło, było inne. Pachniało teraz pulpetami, które razem wyczarowali — nie mogłeś też u mnie posprzątać? — zażartowała dość lekko. U niej też by się przydało. Co prawda w jej domu na co dzień panował porządek, ale bardziej generalny też by się jej przydał. Na całe szczęście nadchodził weekend, w trakcie którego będzie w stanie wszystko dopiąć na ostatni guzik.
Tylko w jej głowie wybrzmiewały wielkie wątpliwości.
— No to świętujemy... nowy start? — zagadnęła, wpatrując się prosto w jego oczy. Próbowała coś z nich wyczytać. Jakąś mądrą sentencję, którą mogliby zakończyć ten wieczór. Uniosła kąciki ust, próbując być wspierającą. Tylko im dłużej go słuchała, tym bardziej się bała. Zawsze coś będę do niej czuć. Twarz od razu jej zbladła. Nie płakała, nie prosiła, ale poczuła się na słabszej pozycji. Co jeśli chciałaby go odzyskać? Nie dziwiłaby się jej. Był cudowny, opiekuńczy, a przede wszystkim był chodzącym misiem.
Tylko to miał być jej Kubuś Puchatek
— Ale tego się boję Miles — powiedziała finalnie, patrząc mu prosto w oczy — nie chcę zostać tą drugą i nagrodą pocieszenia — przecież jeszcze dwa dni temu dzwonił do niej. Ludzie tak szybko nie zmieniają własnych uczuć. Może dali się ponieść chwili? Jeszcze tak niedawno zarzekała się, że jest tylko jej przyjacielem. Starała się w to wierzyć. Całą sobą była tego pewna, a teraz... bała się go stracić. Tak samo jak bała się kolejnych wypowiadanych przez nią samą słów.
— Dajmy sobie czas... co Miles? — zagadnęła, patrząc mu prosto w oczy. Nie bała się tego, bardziej obawiała się, że zniknie. Wróci do swojego domu z ogrodem i zapomni o nich — spróbujmy... wracać do siebie częściej niż zwykle, dobrze? — chciała dać mu czas, móc się zastanowić. Teraz jeszcze byli w ferworze uczuć, które z nich uleciały. Tak łatwo było powiedzieć, chcę do Ciebie wracać. Tylko czy ona była gotowa czuć się w zawieszeniu? Do tego to się przecież mogło sprowadzić — tylko jakbyś zmienił zdanie, to naprawdę... mogłabym zostać tylko przyjaciółką — przełknęła nerwowo ślinę. Nawet tych słów się bała. Czuła jak po jej ciele przechodzą ciarki — dziękuję za kolację, ale chyba... Powinnam już wyjść, Miles. Obu nam czas się przyda — pocałowała go jeszcze krótko w policzek, po czym zaczęła zbierać swoje ubrania. Oboje potrzebowali odpoczynku. Ona wróci do kotów, a Miles... będzie mógł pomyśleć.
Ostatnie czego chciała to wchodzenie między dwójkę ludzi, którzy mogli się kochać.
z/t x 2

