ODPOWIEDZ
43 y/o, 184 cm
chirurg onkologiczny Mount Sinai Hospital
Awatar użytkownika
Only you can save me from my lack of self‑control. And I won't make excuses for the pain I caused us both.
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkiona/jej
postać
autor

Marazm, koszmar w pełnej krasie. Słońce nie tak leniwie, bo z podobnym sobie uporem, wlewało się przez niedbale rozchylone żaluzje. Spierzchnięte usta nawoływały bezdźwięcznie o kroplę, która mogłaby je zwilżyć. Czajnik swym przeraźliwym gwizdem przywołał go na właściwe tory. Swym ciepłem, studząc najżarliwszy zapał. Kolejne przechylenia wyszczerbionego kubka ze starej ceramicznej zastawy z antykwariatu pomagały mu uporać się ze świeżo zaparzoną herbatą. W swym codziennym roztargnieniu nie znalazł nawet kilku kwadransów na puszczenie siarczystej wiązanki wyrażającej jego narastającą frustrację spowodowaną jakością wody w kranie. Przy tak kolosalnych opłatach liczył na coś więcej. W zasadzie szukając jakiegokolwiek stosownego pretekstu, by rozpętać niemałą scysję. Gdyby nie pokaźny plaster cytryny i kopiata łyżeczka miodu, z impetem władowana do ceramicznej filiżanki, to z całą pewnością na zmętniałej powierzchni ciemnobrązowego naparu roiłoby się od uciążliwego osadu. Poranek mijał mu, więc z wolna, niczym krew sącząca się z nosa. Godziny leniwie wlokły się po pokaźnej tarczy zegara, jak gdyby i wskazówki obwieściły dziś prawdziwy włoski strajk. Siedział tak więc w fotelu, rozpamiętując ostatnią aberrację. Co on sobie myślał. Na co liczył?
Tamtego dnia w szpitalu słowa niczym rwący potok, wytaczały się z niego wprost na wspomnienia dawnego życia, których to ucieleśnieniem była nieprzerwanie ona. Regina. Jedno przypadkowe spotkanie uruchomiło lawinę. Stukot jej obcasów, zapach perfum i cały ten entourage idący z nią w duecie. To go przerosło. Nieuchronnie popchnęło do melancholijnego rozpamiętywania tego co przeminęło i najpewniej nigdy już nie powróci.
Gdy w końcu wyszedł z domu, ten dzień zdecydowanie nie różnił się jednak od tych, które przyszło mu przeżyć w ciągu minionych tygodni. Natłok obowiązków, które były nieodzowną częścią jego szpitalnej pracy, nie pozostawiały czasu na nudę czy też zatopienie się w refleksji nad pospolitością żywota lekarza. W zasadzie największym zaskoczeniem, które codziennie ubarwiało, jego przesiąknięte szpitalną rutyną popołudnia było błąkanie się po okolicy, które to naprzemiennie wprawiało go w zadumę, euforię lub okazjonalnie obrzydzenie. Ostatnie określenie brzmi nieco oskarżycielsko w tym względnie neutralnym zestawieniu epitetów, ale kto choć raz próbował sojowych wege klopsów w sosie myśliwskim doskonale rozumie, jakie uczucia targały brunetem, gdy podczas popołudniowego, spaceru, nieudolnie próbował zaspokoić swój głód tym przedziwnym daniem. Nie był szczególnie wybredny, wiedząc jakimi prawami rządziło się żywienie w hipsterskich osiedlowych barach, ale czasem nawet jego kubki smakowe odmawiały współpracy, gdy starał się wyzbyć obrzydzenia, wpychając sobie do gardła przedziwne specjały.
Dzisiaj jednak nie zamierzał eksperymentować. Postanowił wybrać się do jednak ze swoich ulubionych restauracji, by przewietrzyć trochę głowę i napełnić żołądek do syta.
Regina Salvatore
26 y/o, 173 cm
rezydentka chirurgii ogólnej w mount sinai hospital
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
postać
autor

6.
Poranki mogły wyglądać tak samo, całe dnie równie podobnie. Potrzeba było jednak czegoś więcej, by całkowicie ostudzić Reginę, pozbawić jej cieszenia się drobnostkami każdej doby. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że w każdym innym wypadku żywot byłby niemiłosiernie trudny do akceptacji, a ona uciekałaby się do wszelkich możliwych czynności, by pozbyć się tego wrednego uczucia pustki we własnym wnętrzu. I tak czasami było to konieczne, bo życie w biegu między pracą a odpoczynkiem nie było czymś, czego na dłuższą metę pożądał człowiek. Zwłaszcza ona, przyzwyczajona do wygód i możliwości, jakie dawało życie w bogatej, wpływowej rodzinie. Życie w Toronto było jednak lekcją, że nawet skromność nadawała się do życia. Wciąż jednak nie ustawał dopływ pieniędzy, przez co jej ograniczenia były znacznie lżejsze niż każdej innej osoby. To mogło być zarówno pomocne, jak i zgubne. A co, jeśli pewnego dnia codzienność, dotychczas akceptowalna, przestanie spełniać swoje zadanie?
Spotkanie z Orienem definitywnie było tym, co w momencie wytrąciło ją z utrzymywanej równowagi. Była w błędzie, nazywając ten rozdział zamkniętym – gdyby tak było, nie myślałaby o tym po nocach lub w trakcie przerw. Nie zastanawiałaby się, co uczynić, gdy faktycznie ich drogi ponownie zejdą się w szpitalu, a ona nie będzie na to emocjonalnie przygotowana. Wraz z tym spotkaniem przestała ufać samej sobie, zwłaszcza swojemu sercu, które zdawało się przeczyć zdrowemu rozsądkowi. Nie była też w stanie podjąć jakiejkolwiek sensownej decyzji i co rusz odkładała to wszystko na później, pozostawiając wszystko jedynie w odmętach swoich myśli i wyciągając to na okrągło w chwilach, gdy tylko traciła rzecz, na jakiej mogła się skupić. Dlatego powroty z domu do pracy były zgubne, choć z dnia na dzień stawały się mniej uciążliwe. Wyrabiała sobie nową rutynę, choć niekoniecznie z własnej woli… Dlatego też nieumyślnie zaczęła dążyć do jej przełamywania.
Najpierw „wypad” z przyjaciółką… Choć tutaj zawędrowała chyba za daleko w strony, w które nie chciała się zgłębiać. Uświadomiła sobie jednak, że potrzebowała odmiany, nawet drobnej. Dlatego też rozpoczęła od małych, choć dość ambitnych kroczków. Począwszy na porannych posiedzeniach w ulubionej kawiarni, skończywszy na testowaniu restauracji, których nigdy nie miała okazji odwiedzić. Dzisiaj padło właśnie na taką, choć równie dobrze można było po raz kolejny posądzić los o nieplanowane spotkania, których chciało się uniknąć. Regina była przekonana, że tylko w szpitalu ich drogi mogły się ponownie przeciąć, a tu czekała na nią niezła niespodzianka, pośród restauracyjnego gwaru i dużej ilości stolików.
A mogła wziąć kogoś ze sobą… Miałaby pretekst, by zignorować tył głowy człowieka, który rozpoznała od razu.
Nabrała sporą ilość powietrza w płuca, lecz nie pomogło jej to wcale. Musiała jakoś poradzić sobie bez minimalnej ulgi.
Dzień dobry. — z jednej strony była ciekawa, czy będzie chciał od niej uciec, czy wręcz przeciwnie. W przeciwieństwie natomiast do poprzedniego razu, ona nie miała zamiaru czekać. Już szykowała się, by odejść do innego wolnego stolika i w myślach przeklnąć samą siebie, że akurat musiała się pojawić tutaj dzisiaj, w tym momencie.

Orien Halcroft
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
Lin (shad0wlin_)
43 y/o, 184 cm
chirurg onkologiczny Mount Sinai Hospital
Awatar użytkownika
Only you can save me from my lack of self‑control. And I won't make excuses for the pain I caused us both.
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkiona/jej
postać
autor

Nigdy nie potrafił tego przyznać, ale chyba jednak miał w sobie coś z sentymentalisty. Zwarzywszy, że nawet teraz siedizał przy stoliku w restauracji, tej samej, do której wracał tak wiele razy . Z tym, że jego rozsądek mówił mu, że nie robił tego z sentymentu, nie z przyzwyczajenia, a raczej z czystego pragmatyzmu. Znał w tym miejscu menu, w zasadzie na pamięć i doskonale wiedział, że nie zdarzy się żadna niespodzianka, a on przecież nienawidził niespodzianek.
Każdy, kto choć trochę poznał doktora Halcrofta, wiedział, że kochał przewidywalność i rutynę, zarówno w pracy, jak i w życiu prywatnym. Stolik stał przy oknie, przez które rozlewało się światło wczesnego popołudnia.
Gdy spostrzegł Reginę, z miejsca się wyprostował, jak gdyby nawet jego sylwetka miała za zadanie odzwierciedlać wewnętrzne opanowanie i samodyscyplinę. Na stoliku czekała szklanka z wodą, którą od czasu do czasu podnosił do ust, nie dlatego, że był spragniony, ale dlatego, że popijanie wody pozwalało mu jakoś zorganizować sobie czas, zająć ręce i głowę. Nienawidził bezczynności. W zasadzie mało co tak naprawdę lubił.
-Dzień dobry -powiedział spokojnie, a przynajmniej w teorii spokojnie. W rzeczywistości słowa uwierały go w gardle, jakby musiał zmuszać mięśnie do posłuszeństwa, udając, że nic w nim nie drga, że ona nie robi na nim tak dużego wrażenia, jak mogłaby pomyśleć. Od ich ostatniego spotkania jego uczucia względem Reginy stały się może nie mniej ostre, ale z pewnością mniej jaskrawe, mniej dramatycznie kłujące w oczy. Zupełnie jakby z czasem nauczył się godzić z obecnym stanem rzeczy, jak lekarz oswajający się z nieuleczalnym rokowaniem pacjenta. A przecież był świetnym lekarzem, prawda?
-Dosiądziesz się?- zapytał po chwili, odkładając szklankę z wodą na stolik z taką ostrożnością, jakby przeprowadzał właśnie operację na otwartym sercu ,a ona była jego skalpelem. Gdy patrzył na Reginę, tak naprawdę nie był pewien, co nim kierowało, gdy wystosował tę propozycję. Czy była chęć stworzenia pozorów normalności, jakąś sztuczną wyuczoną uprzejmością? A może rzeczywista potrzeba oczyszczenia atmosfery, która była zbyt gęsta, by w niej funkcjonować? Sam nie potrafił odpowiedzieć. Regina bowiem od samego początku ich relacji sprawiała, że Orien nie poznawał samego siebie. Był jakiś inny, bardziej uczuciowy, nie tak rozsądny jak pragnął być.
Kelnerka w końcu przyniosła jego zamówienie, a on spokojnie skinął głową w podziękowaniu. Łosoś, pieczony z warzywami. Proste, względnie zdrowe danie. Orien nie eksperymentował, unikał losowości i nowych smaków. Posiłek był pożywny i dogodny smakowo. Po co szaleć, jeśli wiązały się z tym same rozczarowania?
Pragmatyzm był jego tarczą ratunkową, racjonalizacja, mieczem, którego nigdy nie wahał się użyć. W tej dziedzinie czuł się bezpiecznie. Ale teraz, gdy naprzeciwko niego stanęła Regina, cała ta mozolnie wypracowana konstrukcja pękła jak tafla lodu na zamarźniętym jeziorze w grudniową noc. Był świetnym lekarzem, niektórzy powiedzieliby nawet, że wybitnym w swym fachu onkologiem i nigdy nie śmiał wątpić w słuszność swoich decyzji w tym zakresie.
Jednak sfera uczuć, swoich i cudzych była dla niego zagadką. Tutaj nie było utartych schematów, poradnika i drogi, krok po kroku. Nie działaby algorytm, ani nic, co było mu znane. Tak było zawsze z Reginą. Była wyjątkiem, odejściem od każdej znanej mu reguły. Wniosła w jego życie chaos nie do opanowania. Najgorsze było w nim to, że był to jedyny chaos, w którym kiedykolwiek potrafił się odnaleźć, jedyny, który dawał mu prawdziwą radość.
Regina Salvatore
26 y/o, 173 cm
rezydentka chirurgii ogólnej w mount sinai hospital
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
postać
autor

Dla jednych rozwiązaniem była niezmienna rutyna, w której można było znaleźć znajome poczucie bezpieczeństwa. Dla innych zaś ucieczka od dotychczasowej normy doskonale zdawała egzamin. Trudno powiedzieć, które rozwiązanie było lepszym dla Reginy, natomiast z pewnością nie zamierzała pozostawać bierna. Normalność w jej życiu została już i tak stanowczo naruszona, a zanim wróci do poprzedniego stanu, z pewnością minie jeszcze trochę czasu. Jak długo to potrwa to też wiedza, która była jej nieznana. Przynajmniej na ten moment.
Świat zdawał się być ogromnym miejscem, ale gdy przychodziło co do czego stawał się mały i wręcz ciasny. Nie była pewna lub też nie pamiętała, czy wybrana przez nią restauracja mogła być miejscem, które powiązałaby właśnie z Orienem. Nie spodziewała się go tutaj aż do ostatniego momentu błogiej nieświadomości i drobnej ekscytacji. Eksplorowanie nowego miejsca i nowe pozycje w menu niestety nie były w stanie załagodzić nagłego zaskoczenia, jak i powoli wkradającego się do jej duszy poczucia niepewności. Starała się jednak zrobić dobrą minę do złej gry, udając, że wszystko było z nią w porządku.
Słysząc słowa w odpowiedzi, czuła jak jej pierwszą reakcją było przyjemne uczucie. Nie zignorował jej. Z drugiej strony było to jedynie przywitanie, które nie wymagało aż takiej siły woli jak cała reszta rozmowy. Salvatore była jedną z dwóch stron, które doskonale zdawały sobie sprawę, jak nawet takie pozorne dwa słowa były trudne do wypuszczenia z własnych ust. Może dlatego to doceniła, choć zdecydowanie powinna była wymagać więcej. Na tym etapie nie była jednak pewna, czego chciała bardziej – zapomnieć czy poddać się na nowo tej złudnej nadziei, która mogła zaprowadzić ją po raz kolejny w ciemny zaułek własnego serca. Była świadoma, że ciężko jej będzie odgonić dawne uczucia, zwłaszcza widząc Halcrofta na własne oczy.
Jasne. Dziękuję. — zanim odpowiedziała na to pytanie, przez kilka długich sekund usiłowała zrozumieć, co właśnie do niej powiedział. Najpierw podejrzewała, że będzie chciał jak najszybciej urwać wymianę słowną, przez co ten ruch nieco ją zaskoczył. Kompletnie nie wiedziała, co o nim sądzić. Zajmując miejsce, pogrążyła się w przemyśleniach, choć na zewnątrz starała się zachować niezmącony wyraz twarzy. Nie była pewna, czy jej się to udało. Zamiast tego, wyciągnęła dłoń w kierunku leżącego na stoliku menu. Jeszcze nie tak dawno temu była niezmiernie ciekawa, co tutaj serwują, a obecnie jedynie przesuwała bezcelowo wzrokiem po każdej pozycji, zapominając po kilku sekundach o tym, co czytała. Ostatecznie złożyła zamówienie na jakiś klasyczny makaron z dodatkami. Nie zamierzała się zmuszać do bardziej wybitnych wyborów, bo nie miała do tego głowy.
Zawsze była rozsądna, podejmowała dobre decyzje nawet w trudnych warunkach. Przy Orienie jej intelekt dostawał zadyszki, a ona sama kręciła się wkoło, próbując albo uciec od nieuniknionego, albo zwyczajnie nie mogąc podjąć ostatecznej decyzji. Nie inaczej było teraz, a jej myśli cały czas były okupowane przez chaos stworzony przez kolejne, nieplanowane spotkanie. Z jednej strony miała chęć na przyciśnięcie do muru, wyjaśnienie wszystkiego tu i teraz. Na czym stoją, czego powinna oczekiwać. Była jednak przyblokowana faktem, że odpowiedź może być dla niej trudna.
Już po pracy? — to krótkie pytanie było totalnie niespodziewane w ich sytuacji, natomiast mogło być uważane za całkowicie normalne w każdym innym przypadku. Starała się nie myśleć o tym, jak zostaną zinterpretowane jej słowa. Zależało jej na przerwaniu ciszy, od której wręcz huczało jej w głowie. Do czasu, aż nie przyniosą jej zamówienia jakoś musiała sobie radzić.

Orien Halcroft
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
Lin (shad0wlin_)
43 y/o, 184 cm
chirurg onkologiczny Mount Sinai Hospital
Awatar użytkownika
Only you can save me from my lack of self‑control. And I won't make excuses for the pain I caused us both.
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkiona/jej
postać
autor

Ucieczka w wykonaniu Oriena nigdy nie stanowiła dobrego rozwiązania, czego najlepszym przykładem była sama Regina, a w zasadzie impas, w którym utknęli razem z Halcroftem. Paradoksalnie, rutyna dawała mu złudne poczucie bezpieczeństwa. Lgnął do niej jak ćma do ognia – z każdym kolejnym życiowym potknięciem pragnął tej bezkresnej nudy jeszcze bardziej, jakby monotonia mogła przykryć wszystko, co w nim pełne sprzeczności. Wiedział jednak, że prędzej czy później ich drogi znów się skrzyżują. Liczył co prawda, że nastąpi to później niż wcześniej, ale mimo swej chorobliwej wręcz przezorności dopuścił do sytuacji, która całkowicie odebrała mu kontrolę. A to było do niego niepodobne.
Cała relacja z byłą już studentką od samego początku wymykała się wszystkim regułom, które przez lata wznosił wokół siebie niczym wysokie mury. Pozwolił sobie na emocje. Na otwartość. Na bezprecedensowy błąd – tak przynajmniej zwykł to nazywać w swoim zawodzie. Jako człowiek, który nie oddzielał pracy od życia prywatnego, każdą decyzję oceniał tą samą miarą chirurgicznej precyzji. A to co łączyło go z Reginą wykraczało poza wszystkie normy
Cieszył się jednak, że się zgodziła, że przysiadła się nieśpiesznie, że woń jej perfum wypełniła jego nozdrza, gdy zarzucała włosy za ramię. Tak, to było pewne – czuł ulgę, która momentalnie rozlała się po jego ciele niczym ciepło towarzyszące pierwszym promieniom letniego słońca, za którym tęsknił bardziej, niż chciałby przyznać.
– Już po – odezwał się w końcu, wypuszczając z siebie ciężkie powietrze, jakby właśnie zrzucił z barków ogromny ciężar. – A przynajmniej w teorii. Pewnie jeszcze zajrzę do dokumentacji… tak, na dobry sen. – westchnął i uśmiechnął się mimowolnie, pozwalając sobie na niespodziewaną żartobliwość. Wiedział, że musiała już go poznać od strony bezsprzecznego pracoholika – człowieka, który tonie w raportach i wynikach badań, dopóki nie zgaśnie światło w całym skrzydle szpitala.
To, co zaskakiwało, a może i zmartwiło go bardziej niż wszystko inne, to jak łatwo i jak szybko znowu łagodniał w jej towarzystwie. Topniał. Ton żartu w głosie, spokój w spojrzeniu – te małe oznaki, których nie dopuszczał do siebie przy nikim innym, przy niej pojawiały się same, jakby na przekór rozsądkowi.
– A jak pierwsze dni w nowym miejscu? – zapytał po chwili, tym razem bez żadnej maski i bez uprzejmości, które zwykł nakładać na siebie jak maskę lub palto przy ich pierwszym spotkaniu. Naprawdę chciał wiedzieć. Nie z obowiązku. Nie z ciekawości podszytej wspomnieniem dawnej bliskości. Z czegoś głębszego, trudniejszego do nazwania, komuś tak nieumiejętnie mówiącemu o uczuciach jak on.
Bowiem choć minęły miesiące od chwili, gdy ich prywatne światy rozpadły się na odległe orbity, wciąż widział w niej ten sam potencjał, który dostrzegł tamtego pierwszego dnia – gdy spojrzała na niego z tą mieszaniną determinacji i niepewności, którą miał ochotę chronić. Mimo całej niezręczności, jaka wciąż między nimi istniała, cieszył się z tego. Naprawdę się cieszył i chciał wiedzieć, jak jej idzie. Co naprawdę ją interesuje w tym fachu, co sprawia, że zostaje po godzinach i spędza jej sen z powiek, Jak jemu niegdyś na początku lekarskiej drogi.
Regina Salvatore
26 y/o, 173 cm
rezydentka chirurgii ogólnej w mount sinai hospital
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
postać
autor

Z kolei Regina nie do końca była pewna, czego oczekiwała od losu w tej kwestii. Chciała po prostu ruszyć naprzód, zostawić przeszłe trudności w tyle i nauczyć się cieszyć życiem na nowo. Nie przewidziała tego, że pewnego dnia może faktycznie znowu przeciąć się na tej samej ścieżce z Orienem, a konsekwencji takiego spotkania z pewnością nie uniknie. Teraz, postawiona już przed faktem dokonanym, była w dosłownej kropce. Nie przygotowała się na to w żaden sposób, a by podjąć jakąkolwiek decyzję potrzebowała czasu… I rozeznania w sytuacji. By wiedzieć, co tak naprawdę powinna oczekiwać – nie tylko od Oriena, ale i od samej siebie.
Nie była przyzwyczajona do obecnych rozterek i wątpliwości, ale nie inaczej było z ich wcześniejszą formą relacji. Być może jej akurat było łatwiej – od niemalże samego początku jej życie było pełne sprzeczności, ryzyka. Nie obawiała się konsekwencji jak inni, choć zależy też w jakiej kwestii. Relacja z własnym profesorem z pewnością przyciągała ciekawskie spojrzenia, natomiast w jej mniemaniu było to coś normalnego. Oboje byli dorosłymi ludźmi. A uczuć nie dało się wybrać. Tak przynajmniej wtedy myślała… I obecnie jej perspektywa chyba niekoniecznie uległa zmianie. Tylko, że teraz przyprawiało ją to bardziej o ból głowy, aniżeli o poczucie jakkolwiek zbliżone do zadowolenia.
Pokiwała głową, co wyszło jej dość sztywno jak na nią. Ciężko jej było ukryć, że nie czuła się komfortowo w obecnej sytuacji. To była natomiast normalna, ludzka reakcja – ale nie dla niej. Biła się w myślach z faktem, że powinno to po niej spłynąć jak po kaczce, a ona powinna zachowywać się jak gdyby nigdy nic.
Na dobry sen? — uniosła delikatnie brwi, choć wewnętrznie trochę przeklinała samą siebie, że zaciekawił ją ten szczegół. Jakikolwiek szczegół i choć minimalne zainteresowanie były dla niej alarmujące. Ale, po raz kolejny, nie umiała ot tak zacząć zachowywać się inaczej. A chciałaby, i to bardzo… Choć czasami, jak i podczas obecnej rozmowy, miała głupią nadzieję na powrót tego, co wspólnie stworzyli w przeszłości.
Nie jest łatwo, ale nie narzekam. Jeszcze dużo przede mną nauki, ale to mnie tylko bardziej zachęca do pracy. — choć jego pytanie wywołało u niej niechcianą, już dość zapomnianą reakcję, jednocześnie doceniała jego zainteresowanie. Postawiła zatem na szczerość, przynajmniej w tym aspekcie. To było łatwiejsze niż nazwanie tego, co dotyczyło jej oraz Halcrofta. Znała jednak swój charakter na tyle dobrze, by wiedzieć, że w końcu nie wytrzyma i zacznie drążyć niczym w skale. Dlaczego wyjechał? Czemu wrócił? Czego od niej oczekiwał? Każda odpowiedź na tą chwilę wydawała się być przerażająca, co chwilowo trzymało ją w ryzach. Nie umiała jednak ot tak się odciąć. Musiała spróbować, chociażby spojrzeniem wybadać i sprawdzić, czy coś nie umknęło jej uwadze.
Rozproszyło ją pojawienie się jej zamówienia na stole. Oderwawszy wzrok od niego, wpatrzyła się w talerz z makaronem, jakby to on miał udzielić jej odpowiedzi na trudną zagadkę. Minęła dobra chwila, zanim powoli wzięła sztućce w ręce i skosztowała potrawy.

Orien Halcroft
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
Lin (shad0wlin_)
ODPOWIEDZ

Wróć do „The Roof at SOCO”