- 
				 Let me hold your hand and dance 'round and 'round the flames in front of us, dust to dust.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor Let me hold your hand and dance 'round and 'round the flames in front of us, dust to dust.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Restauracja, mimo widma kłopotów po Joe, które wciąż pozostały nie do końca rozwiązane, miała ostatnio dobrą passę, a to poprawiało nastroje pracowników. Dobry humor udzielał się także Hargrove, która uśmiechała się ostatnio zdecydowanie częściej. I być może obecność wspólnika i szefa kuchni miała z tym wiele wspólnego, lecz Stevie nie połączyła jeszcze tych kropek w swojej głowie.
Ruby nocowała dziś u dziadków, więc był to wieczór idealny do nadrobienia zaległości w pracy, zostania do końca (jak za starych, dobrych czasów) i zamknięcia. Prozaiczne czynności, których dawno nie wykonywała, wzmacniały jej zapał do pracy i pomagały wrócić myślom na dobre tory. To miejsce było dla niej nie tylko źródłem zysku, ale tak naprawdę już drugim domem i cieszyła się, że po turbulencjach jest w stanie na nowo poczuć sentyment i chęć do przebywania tu o każdej porze.
Droga do ekspresu przebiegała oczywiście obok kuchni, czyli królestwa, w którym rządził Tony - Stevie zamierzała przystanąć i zagadnąć go, jeśli nie będzie za bardzo zajęty, chociaż obłożenie w restauracji o tej porze powinno już maleć. Zanim jednak przekroczyła próg pomieszczenia, usłyszała rozbawione głosy i przystanęła na moment, wiedziona przeczuciem.
Natychmiast rozpoznała głos jednej z kelnerek, Yvonne, która najwyraźniej flirtowała w najlepsze i nie byłoby w tym nic złego, gdyby wtórujący jej głos nie należał do szefa kuchni. Hargrove natychmiast poczuła coś, czego chyba wolałaby na razie nie nazywać, a zszokowana tym uczuciem nie bardzo wiedziała, co powinna teraz zrobić. Podsłuchiwać dalej, czy po prostu ominąć parę flirciarzy i wreszcie zrobić sobie kawę? Motywowana dziwnym rodzajem zazdrości, której źródła nie umiała dobrze namierzyć, zrobiła chyba najgorszą możliwą rzecz, a mianowicie weszła do kuchni ze sztucznym uśmiechem przyklejonym na twarzy.
- Wolny wieczór, klienci nie dopisują? - ironiczny żart zabrzmiał chyba bardziej oschle, niż tego chciała, bo Yvonne speszyła się i wybiegła z kuchni w stronę sali, jakby właśnie została zganiona za niewypełnienie swoich obowiązków.
Stevie otworzyła usta, by szybko wyjaśnić, że nie to miała na myśli, ale nie zdążyła nic powiedzieć i mogła tylko powodzić za dziewczyną wzrokiem. Chwilę później spojrzenie przeniosła na Warrena, robiąc przepraszającą minę.
- Nie o to mi chodziło - westchnęła, postępując kilka kroków w jego stronę i nie mogąc powstrzymać już swojej ciekawości - Przeszkodziłam wam w czymś?
anthony t. warren
- 
				 you know where you are with - floor collapsing, falling, bouncing back and one day, I am gonna grow wings, you know where you are with - floor collapsing, falling, bouncing back and one day, I am gonna grow wings,
 a chemical reaction nieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimkipostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimkipostaćautor
— Jeśli jeszcze trochę posiedzisz w tej kuchni, Tony, to wszyscy pomyślą, że jesteś duchem, a nie szefem kuchni — Rzuciła żartobliwie, przekrzywiając głowę, by spojrzeć na jego twarz, zza ramienia. — A ja myślałem, że już tak jest — Odpowiedział bez większego namysłu, skupiony na mieszaniu sosu. — Duch, który straszy przypalonym makaronem, jeśli ktoś go za długo zostawi na ogniu.
Yvonne zachichotała, przesuwając się bliżej.
— To przynajmniej dobry duch. Może powinna powstać o tobie legenda… „Opiekun kuchni”, co ty na to?
Podniósł na nią spojrzenie, kącikiem ust drgnął mu cień uśmiechu.
— Brzmi jak coś, co dzieciaki opowiadają sobie na obozach. Ale wiesz co? Jeśli to sprawi, że będą pilnować czasu gotowania makaronu, to możesz rozpowiadać takie historie, ile tylko chcesz.
To był dla niego typowy sposób prowadzenia rozmowy - lekkie półżarty, pozornie odległe, neutralne. I choć dziewczyna próbowała zwrócić jego uwagę kolejnymi zaczepkami, on wracał do garnka, do rytmu pracy, jakby flirt był tylko cieniem na powierzchni.
Właśnie wtedy rozległ się znajomy głos. Anthony nie zdążył nawet odwrócić głowy za Yvonne, gdy ta wymknęła się z kuchni w pośpiechu, niosąc ze sobą zapach perfum i echo nerwowego chichotu. Nie był to pierwszy raz, kiedy kelnerka próbowała zgrywać figlarną, a on, zbyt zajęty doprawianiem sosu czy przekładaniem mięsa na rozgrzanej blasze, odpowiadał jej półsłówkami, bardziej z grzeczności niż z faktycznego zaangażowania. Jednak tym razem scena została przerwana w pół zdania - i w pół gestu - przez obecność Stevie.
Stała w progu z uśmiechem, który od razu odczytał jako maskę. Widział, że jej słowa układały się zbyt ostro, zbyt celnie, jakby miały rozbroić sytuację-mine, a jedynie rozbijały ją na kawałki. Zbyt dobrze znał ten ton - z dawnych lat, z życia, w którym ludzie częściej mówili jedno, myśląc drugie.
Spokojnie odłożył chochlę na brzeg garnka, ruchami powolnymi, niemal ceremonialnymi. Nie gonił za Yvonne spojrzeniem, nie wyjaśniał, nie usprawiedliwiał. Cała jego uwaga, świadoma i ciężka, spoczęła na Stevie.
— Przeszkodziłaś? — Powtórzył jej pytanie ze zdziwieniem, ale głos miał miękki, pozbawiony ironii. Uniósł brew, jedynie na chwilę, i oparł się biodrem o blat. — Jeśli rozmowa o tym, czy bazylia pasuje do tej wersji risotta, liczy się jako coś, co wymaga prywatności… to tak, bardzo nam przeszkodziłaś.
Nie uśmiechał się szeroko, nie żartował wprost. W jego głosie była nuta rozbawienia, ale też ciężar. To, co go naprawdę zajmowało, to nie niedokończony flirt kelnerki, lecz cień, który przemknął przez twarz Stevie, gdy wypowiadała swój oschły komentarz. Zazdrość? A może jedynie zwyczajna irytacja?
Sięgnął po kubek stojący z boku, w połowie pełny jeszcze ciepłej herbaty, i uniósł go do ust. Nie spuszczał z niej spojrzenia, badając. Nie nachalnie, ale w sposób, który nie pozwalał jej się schować.
—Wyglądasz na zmęczoną — powiedział po chwili, nie jako pytanie, a pewnik. — I słyszę w tym Twoim tonie coś więcej niż ironię.
Odstawił kubek, podchodząc o krok bliżej, choć nie na tyle, by naruszyć jej przestrzeń. Jego obecność miała w sobie to, co zawsze - spokój i ciszę, które jednocześnie potrafiły przytłaczać i otulać.
— Więc pytanie brzmi, Stevie… czy przyszłaś po prostu po kawę, czy chciałaś zobaczyć, co tu się dzieje, kiedy nie patrzysz?
W jego słowach nie było zarzutu. Raczej delikatna prowokacja, podszyta ciekawością. Chciał wiedzieć, jak odpowie. Chciał zobaczyć, czy pod maską uprzejmego uśmiechu i oschłego żartu kryje się coś, co sam również czuł, choć nie potrafił jeszcze nazwać.
Stevie Hargrove
- 
				 Let me hold your hand and dance 'round and 'round the flames in front of us, dust to dust.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor Let me hold your hand and dance 'round and 'round the flames in front of us, dust to dust.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Może gdyby Anthony bardziej otwarcie z niej zażartował, może gdyby nawet trochę fałszywie się oburzył, nie obnażyłoby to aż tak wyraźnie motywów Stevie, do których sama jeszcze nie umiała się przyznać. Jego spokojna postawa była kontrastem do poczucia niezręczności, które ogarniało ją z każdą chwilą. Wstydziła się nawet myśleć o uczuciach, które mogłyby być odpowiedzialne za jej wtargnięcie do kuchni.
Przeniosła wzrok na garnek i chochlę, ale nie miała czelności zapytać o potrawę, którą właśnie przygotowywał, bo oboje wiedzieli, że byłaby to tylko zasłona dymna. Zamiast tego Stevie westchnęła raz jeszcze i odważyła się wreszcie nawiązać kontakt wzrokowy z szefem kuchni.
- Dziękuję za komplement - nie była na niego zła za powiedzenie prawdy, więcej negatywnych uczuć przejawiała teraz wobec samej siebie - Cieszę się, że ty jesteś w pełni sił do flirtowania w godzinach pracy.
Powinna ugryźć się w język, ale tego nie zrobiła. Warren celnie zauważył, że w jej głosie kryło się coś więcej, a w połączeniu ze zmęczeniem dawało to opłakane skutki. Hargrove nie chciała się kłócić, nie zamierzała też być złośliwa, ale trudno jej było powstrzymać zazdrość, która dobierała się do głosu coraz agresywniej.
Patrzyła, jak mężczyzna odstawia kubek i podchodzi bliżej, ale nie cofnęła się.
- Przyszłam po prostu po kawę - odpowiedziała spokojnym tonem, ale nie chciała go okłamywać, wobec tego kontynuowała nieco chaotycznie - Ale gdy usłyszałam wasze głosy nie byłam pewna, czy powinnam wejść… a później… sam wiesz, nie chciałam ci przeszkadzać. To nie moja sprawa, co tu robisz.
Oczywiście obchodziło ją, co działo się w kuchni, ale nie chciała kontrolować Anthony’ego, a to miejsce było jego królestwem, jego odpowiedzialnością i dumą jednocześnie.
Wzruszyła ramionami, czując potrzebę wytłumaczenia się ze swojego toku myślenia, a wypowiadanie na głos tego, co kłębiło się w jej głowie, pomagało nieco ukoić jej emocje.
- Nie moja sprawa, ale wiesz, że takie romanse w pracy mogą się źle skończyć. Możesz na przykład rozproszyć się na tyle, że przypalisz risotto - próbowała zażartować, ale czuła, że Tony przejrzy ją na wylot.
Patrzyła na mężczyznę, który w ostatnich miesiącach był niczym jej kotwica, oaza spokoju i jedna z niewielu osób, którym potrafiła jeszcze ufać. Czy mogła być na tyle głupia, by zniszczyć to wszystko bo do głosu dochodziły dawne, skrywane głęboko uczucia? Tak głęboko, że Stevie wciąż jeszcze nie umiała przyznać się przed samą sobą, że chciałaby być na miejscu Yvonne.
anthony t. warren
- 
				 you know where you are with - floor collapsing, falling, bouncing back and one day, I am gonna grow wings, you know where you are with - floor collapsing, falling, bouncing back and one day, I am gonna grow wings,
 a chemical reaction nieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimkipostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimkipostaćautor
Powietrze w kuchni pachniało ziołami, podsmażonym czosnkiem i ciepłem wieczoru, który powoli chylił restaurację ku zamknięciu. Metaliczne dźwięki odstawianych naczyń ucichły, jakby i one ustąpiły miejsca napięciu, które zawisło między nimi. Tony, w białym fartuchu noszącym ślady minionych godzin, wyglądał jak człowiek całkowicie osadzony w swoim świecie, a jednak spojrzenie, którym obdarzył Stevie, mówiło jasno - zauważył każdy drgający w niej nerw, każdy oddech, który zbyt mocno przyspieszył.
Nie poruszył się, gdy podniosła na niego wzrok. Nie próbował też zbyć jej półżartem, który mógłby łatwo rozładować napięcie - wiedział, że proste słowa w tej chwili byłyby jak puste kalorie: może nasyciłyby na moment, ale nie dawały żadnej wartości. A on nie chciał karmić ich rozmowy pozorami.
— Stevie… — Zaczął, a w jego głosie zabrzmiała ta spokojna, wyważona nuta, którą obierał zawsze, gdy pragnął dotrzeć głębiej, nie tylko do słów, ale do tego, co niewypowiedziane. Chciał wytknąć jej, że jeśli przyszłaby po kawę to nie emanowałaby takim zakłopotaniem, rozjuszeniem. Zrezygnował z tego w obawie, że pogorszy sytuację.[/b]
Zbliżył się o pół kroku, nieznacznie, lecz wystarczająco, by ich rozmowa nabrała intymności, choć wokół wciąż toczył się rytm restauracji. Za drzwiami ktoś przenosił szkło, gdzieś w oddali zadźwięczał dzwonek przy barze, a mimo to dla Tony’ego liczył się teraz tylko ten fragment przestrzeni - kuchnia zawężona do dwóch osób, do ich wymiany spojrzeń.
Myśl, która pojawiła się w jego głowie. Plan, który ułożył się w ułamku sekundy. Czy było to za wcześnie? Czy zbyt pochopnie ocenił sytuację i napięcie wiszące między nimi od tak dawna? — Chodźmy na drinka — Wypalił nagle, bez namysłu. — Ale nie tutaj. Chodźmy tam, gdzie nikt nas nie zna. Gdzie możemy być po prostu Stevie i Tony’m.
Przerwał, a w jego spojrzeniu pojawił się cień uśmiechu, subtelny, ledwie zauważalny, jakby chciał nadać tej propozycji lekkości.
— Znaczy, wiesz. Zrozumiem jeśli nie będziesz chciała, w końcu pewnie wolałabyś wrócić do domu, do Ruby… — Z zakłopotaniem podrapał tył głowy, jednocześnie przenosząc spojrzenie na przypadkowy punkt na ścianie kuchni. Jego słowa były wyciągniętą dłonią, propozycją, bez deklaracji czy nachalności.
Dostrzegał w Stevie ten paradoks: dla innych była kobietą twardą, pewną siebie, a jednak w tej chwili jej postawa zdradzała coś innego. Była rozdarta, walcząca z czymś, co chciało wydostać się na powierzchnię, a on, choć nie zamierzał naciskać zbyt mocno, nie mógł też pozwolić, by odeszła udając, że nie usłyszała jego zaproszenia.
— Mam wrażenie, że tego potrzebujesz. Że… m y tego potrzebujemy — Dodał ciszej, jakby zdradzał sekret, którego i tak oboje byli świadomi.
Stevie Hargrove
- 
				 Let me hold your hand and dance 'round and 'round the flames in front of us, dust to dust.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor Let me hold your hand and dance 'round and 'round the flames in front of us, dust to dust.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Miała wrażenie, że pierwsze skrzypce zaczyna grać nadzieja, co było tak naiwne w jej obecnej sytuacji, że aż pozwoliła dojść temu do głosu. Czuła, że jedno z nich może za chwilę powiedzieć albo zrobić coś, co zmieni bieg ich relacji, ale na wierzch wychodziło pragnienie. Pragmatyzm leżał pogrzebany gdzieś pod zgliszczami poprzedniego związku.
Stevie także postąpiła krok w jego stronę i uniosła wzrok wyczekująco, a gdy z ust Warrena padło wreszcie pytanie, na które czekała, uśmiech i rumieniec pojawiły się na jej twarzy jednocześnie.
- Okej - odpowiedziała od razu, automatycznie, nie pozwalając by jakiekolwiek uczucia fałszywie podające się za zdrowy rozsądek pozwoliły jej nadmienie analizować tę sytuację.
Nie tym razem.
Jeszcze chwilę temu była niepewna, zagubiona i irracjonalnie zazdrosna, a teraz czuła się, jakby ktoś zdjął z jej ramion olbrzymi ciężar. Anthony po raz kolejny okazywał się właśnie tą osobą. Kimś, komu nie bała się oddać sterów i swojego zaufania.
- Chodźmy. Do baru za rogiem albo na drugim końcu miasta, nieważne gdzie - pokiwała gorliwie głową, nie wypowiadając na głos, że bardziej liczyło się tu towarzystwo.
Czuła podekscytowanie pomieszane z niewielką dozą niepewności. Ufała Warrenowi, ale sparzyła się już w swoim życiu tak boleśnie, że pewne uczucia siłą rzeczy pojawiały się same, nieproszone, niczym niechciany mechanizm obronny.
Miała ochotę wytłumaczyć mu, że Ruby jest dobrze zaopiekowana, że na pewno nie będzie miała jej za złe, jeśli wróci później. Że jego zaproszenie było tym, co pozwoliło jej wreszcie przejrzeć na oczy. Zamiast tego jednak sięgnęła pamięcią w przeszłość, pozwalając sobie na niewinny żart.
- Ostatnim razem, gdy mieliśmy iść na drinka, zmieniłeś zdanie w ostatniej chwili, więc teraz musimy iść od razu po zamknięciu, żebym przypadkiem nie straciła cię z oczu - randka w ciemno, na której wiele lat temu miała spotkać się z Anthonym, już raz nie doszła do skutku.
Tym razem Hargrove zamierzała doprowadzić sprawę do końca.
anthony t. warren

 
				