
 
Paisley życie podobno rozpieszczało od samego początku - od losu dostała szansę dorastania w rodzinie, w której podobno niczego nie brakowało. Kryształowe żyrandole, satynowe pościele i obrazy znanych artystów w złotych ramach nie były jednak w stanie zastąpić rodzicielskiej miłości. Biologiczny zegar wybijając magiczną granicę lat osiemnastu, wraz z fizyczną dojrzałością ujawnił brak tej psychicznej.
Szkołę ukończyła z przeciętnymi wynikami, ale dzięki rodzinnym koneksjom bez większego problemu dostała się na studia prawnicze. Czy było to jej marzenie? Nie, na tamten moment bowiem nie wiedziała, co właściwie chce robić w życiu. Nic dziwnego więc, że kilka miesięcy po odebraniu dyplomu i nieudanej próbie odnalezienia się w świecie wysokich sądów, rzuciła prawo, by spróbować sił w zupełnie innej dziedzinie. Z wielkim artyzmem miało to co prawda niewiele wspólnego, ale szybko odnalazła się w sztuce makijażu. Matka Paisley zwykła mawiać, że jej córka ma talent – co prawda do pakowania się w toksyczne relacje i absurdalne sytuacje – ale odrobina prawdy w tych słowach się kryła. Umiejętność ta zatrzymała ją na kilka lat w salonie ślubnym, gdzie zajmowała się malowaniem przyszłych panien młodych.
Problemy z dostosowaniem się do różowej otoczki salonu przerosły ją jednak do tego stopnia, że całkowicie zrezygnowała z tejże posady. Jako introwertyczna dusza, której zaangażowanie się w utrzymywane dobrej relacji z klientkami przychodziło z ogromnym trudem, znalazła swoje miejsce ostatecznie w zakładzie pogrzebowym, gdzie zajęła się w dalszym ciągu malowaniem. Trupów. Zmiana przyszła niespodziewanie i możliwe, że stał za tym jej mąż, którego poznała, gdy pracowała jeszcze w salonie ślubnym. Możliwe też, że nadal swój makijażowy kunszt uskuteczniałaby na klientkach salonu, gdyby jednej z nich nie zabrała partnera, można by rzec, sprzed ołtarza. Takie faux pas nie przeszło bez echa (powiedzieć, że właściciel salonu był niezadowolony, to zdecydowanie za mało), a że Pan Flores prowadził zakład pogrzebowy i akurat szukał tanatopraktora, nic nie stało na przeszkodzie, ażeby Paisley zmieniła otoczenie. Poza tym, nowe miejsce jej odpowiadało; ekstrawagancka, emocjonalnie nieprzystosowana, znalazła swoje małe asylum, nieoczywiste miejsce pachnące najczęściej formaliną, ale za to u boku mężczyzny, któremu jako jednemu z nielicznych ludzi na świecie, nauczyła się ufać.
... and the riot van still plainly in view.

 
				
 
									 
				
 
									