23 y/o, 189 cm
pracownik baru w kinie fox theatre
Awatar użytkownika
it's complicated, dude.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

008.

Lucas nie szukał kłopotów. Zazwyczaj dobrze się prowadził (a przynajmniej się starał), z nikim się nie kłócił, nie wsiadał za kółko po pijaku i nawet zamykał wszystkie okna w domu zanim z niego wyszedł. Problem w tym, że chociaż on nie szukał kłopotów, to one jego już tak. Szczególnie w takie dni jak ten, kiedy pomimo zmęczenia po długiej zmianie dał się wyciągnąć na miasto i pozwolił wlać w siebie zdecydowanie za dużo alkoholu. Nie pił za często, bo miał chłopak tendencję do łamania tych swoich wszystkich zasad dobrego prowadzenia się i tracenia kontroli. No a wypił. I to dużo za dużo.
Wszystko działo się jak przez mgłe. Trochę jakby oglądał film z samym sobą w roli głównej, chociaż nie miał praktycznie żadnego wpływu na scenariusz. Pamiętał jak razem z kumplami zadomowili się w kolejnym barze, pijąc szoty, a potem jak wykłócał się z jakimś arabem o to, kto robi lepsze kebaby. Bo niby Tureckie najlepsze bla bla bla, a Lucas uważał, że te w centrum Toronto, zaraz obok stacji benzynowej były n a j l e p s z e. I chuj. I był gotowy rozstrzygnąć ten wielki spór jak prawdziwi mężczyźni powinni, czyli w kamień, papier i nożyce , do trzech wygranych, jednak ciapak zaczął go popychać. No to co miał zrobić? Dać się tak bić? Rozważał jeszcze rzucenie argumentem, że miał siostrę w policji, jak największy kapuś, ale kto wie, czy jeszcze więcej ludzi by się na niego nie rzuciło. No więc mu oddał. Tylko zamiast w ramię, trafił w twarz. Przez przypadek, serio. Tamten się odwinął. Równie mocno. I nim się Lucas zorientował szarpał się na środku baru na śmierć i życie. O kebaba.
A potem to już poszło bardzo szybko: ktoś zadzwonił na policje, facet zwinął się w ostatniej chwili, a że Lucas to wolny chłopak po pijaku, to zanim się zebrał z podłogi, już go szarpali w górę i wciskali do lodówy. I jakby przypału było mało, to jeszcze na miejscu okazało się, że podobno miał przy sobie jakiś nielegalny biały proszek. No kurwa. Dużo można było o nim powiedzieć, ale na pewno nie, że był ćpunem. Ewentualnie jakieś zielone od czasu do czasu, ale nie koks!
Tylko co on mógł zrobić? Wsadzili go za jakieś obskurne kraty, jeszcze nawet nie dali mu chusteczki, żeby mógł sobie powycierać rozwalony nos i krew, która rozmazała mu się po całej twarzy. A do tego powiedzieli mu, że nie wyjdzie stąd przez następne dwadzieścia cztery godziny. Całe szczęście (i ich nieszczęście) Lucas miał siostrę w policji i dobrze wiedział, że przysługiwało mu prawo do wykonania jednego telefonu.
W pierwszej chwili zaczął wybierać numer Zaylee jednak szybko go skasował. Kochał swoją siostrę, ale autentycznie się bał, że jak się tylko dowie, to go zabije. A od śmierci, to wolał chyba jednak tą twardą łatwe i otwarty kibel. Tylko telefon i tak wypadałoby wykonać, skoro znaleźli przy nim jakieś narkotyki. No bo.. sam nie wiedział, chyba mógł mieć przez to problemy? Myślał tak sobie i myślał, aż w końcu wpadł na pomysł. MIał on swoje mankamenty i istniała szansa, że Zaylee jednak się dowie, ale dałoby mu to wystarczająco czasu, żeby ewentualnie uciec z kraju. Albo chociaż z Toronto. Tak do momentu aż jej złość nie przejdzie.
Telefon do Eviny miał pod nazwą szwagierka i cały się zestresował, kiedy nie mógł go znaleźć pod E, a cięć wciąż nad nim stał, ponaglając i szarpiąc za krzesło. I może, ale tylko może, Lucas pogroził mu wtedy, że będzie mieć przejebane, bo zna się z prawdziwą panią detektyw. I może wystawił mu język. Ale tylko może. Bo potem dostał po głowie i nie za dużo pamiętał, podczas gdy funkcjonariusz zadzwonił poinformować Swanson o całym zdarzeniu.

Evina J. Swanson
kasik
Używania AI i brak ciągnięcia fabuły do przodu.
48 y/o, 168 cm
detektywka wydziału zabójstw w Toronto Police Service Headquarters
Awatar użytkownika
Find the will to live again
Find a way to break the chains
You're a monster forever
No more games to play
Wash your pain away
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Zdecydowanie zbyt ciepła relacja z kłopotami, które same się pojawiały były tym, co wyraźnie łączyło Millerów i Swansonów. Inaczej nie można było tego wyrazić. Oczywiście prym w tym wszystkim wiodły Zaylee oraz Evina. Głównie ze względu na to, że wykonywały pracę wysokiego ryzyka, ale poza tym miały jeszcze jakieś takie szczęście, że przyciągały z niezwykłą intensywnością random encountery na mieście. Zupełnie jakby były bohaterami gier komputerowych, którzy po udaniu się w odpowiednie miejsce włączają jakiś quest poboczny.
Tylko, że chyba tym razem to Lucas poczuł się w obowiązku, aby godnie reprezentować swoją rodzinę i wpaść w kłopoty dla odmiany. W dodatku takie, przy których będzie potrzebował pomocy, aby wyjść z nich cało. Nie przypuszczałaby jedynie, że w takich okolicznościach stanie się pierwszym kontaktem, po który sięgnie. To musiało znaczyć, że nie miał zbyt wielu możliwości i zapewne siedzi w ogromnym gównie.
Telefon wyrwał ją z głębokiego snu. Zresztą nie tylko ją.
Mruknęła coś niezrozumiałego i przewróciła się na poduszkach, aby odwrócić się w stronę stolika nocnego, na którym leżał jej smartfon. Czuła też jak niespokojnie obok niej porusza się Zaylee, której nie spodobało się to, że odsunęła się od niej. Najchętniej Swanson zignorowałaby dzwoniącego, ale wiedziała, że mogło to być coś ważnego i możliwe związanego z pracą więc z na wpół przymkniętymi powiekami przeciągnęła kciukiem po zielonej słuchawce, odbierając połączenie.
- No mów - wychrypiała z zaschniętym gardłem, nie sprawdzając nawet nazwy kontaktu.
Wysłuchała uważnie swojego rozmówcy, wydając z siebie kolejne pomruku mające sygnalizować, że faktycznie wciąż jest po drugiej stronie i rozumie sytuację. A niech to cholera... Liczyła na to, że będzie mogła normalnie pospać, ale jak widać nie było jej to dane. Stłumione warknięcie wydobyło się gdzieś z głębi jej gardła w wyrazie niezadowolenia, ale nie mogła tak po prostu leżeć w łóżku, gdy młodszy Miller potrzebował jej pomocy.
- Dobra. Zaraz tam będę - obiecała, rozłączając się.
Noż kurwa mać.
Raz jeszcze przetoczyła się na bok i przytuliła krótko narzeczoną. Wiedziała, że ta znajdowała się gdzieś pomiędzy jawą a snem. Musiała tylko powiedzieć jej, że wychodzi i pozwolić jej na to, aby sama spróbowała się wyspać.
- Muszę pojechać na komendę. Śpij. Postaram się szybko wrócić - szepnęła i ucałowała ją krótko przed zwleczeniem się z łóżka.
Zrezygnowała nawet z wzięcia prysznica. Chciała jak najszybciej zjawić się na miejscu, aby uratować młodego Millera z opresji. Dlatego po prostu zrzuciła z siebie piżamę i wciągnęła pierwsze z brzegu jeansy oraz wyciągniętą z szafy koszulkę, którą zarzuciła na znaleziony gdzieś na podłodze najprostszy stanik. Wystarczyło jeszcze zgarnąć po drodze jakąś bluzę i była gotowa do tego, aby wcielić się w rolę najlepszej szwagierki świata.
Poprawiła jeszcze włosy w drodze do auta, a potem odpaliła silnik i udała się w doskonale znaną jej trasę do aresztu, w którym znajdował się przetrzymywany chłopak. Nie miała pewności czy uda jej się go sprawnie odbić. Może napotka na jakiś opór. Chociaż kij wie kto właściwie pełnił teraz służbę.
Zaparkowała na jednym z wielu wolnych o tej porze dnia, czy raczej nocy, miejsc i przekroczyła próg, aby znaleźć się w zdecydowanie zbyt jasno oświetlonej przestrzeni. Ostre światło jarzeniówek wprost raniło jej nienawykłe do takiego natężenia światła jasne oczy. Cudem jednak udało jej się odnaleźć stacjonującego na posterunku funkcjonariusza.
- Morgan, jak się masz? Gdzie ten dureń, którego mam odebrać? - zagadnęła na chwilę jeszcze osłaniając oczy przed blaskiem pobliskiej lampy.
Markotny Morgan, który wyglądał trochę jakby przebywał tam za karę. Miał twarz, która przypominała jej nieco świętej pamięci Grumpy Cata oraz włosy ułożone w artystyczną kompozycję pod tytułem przed chwilą pierdolnął we mnie piorun wzbogacone o elegancką łysinę. Niedobór włosów na czubku głowy nadrabiał jednak niezwykle grubymi i krzaczastymi brwiami w barwie głębokiej czerni tak kontrastującej z jego siwizną.
- Chłopaczyna na pewno nie nawywijał tyle, żeby musiał tu siedzieć. Zwinę się z nim do domu i przypilnuję, aby dalej nie odpierdalał - obiecała jeszcze, kierując się w stronę cel, gdzie jak się domyślała musiał gdzieś znajdować się Lucas.

Lucas Miller
Ari
Nie lubię narzucania mojej postaci reakcji i zachowania oraz dopisywania do jej rzeczy czy sterowania nią w jakikolwiek sposób bez konsultacji.
23 y/o, 189 cm
pracownik baru w kinie fox theatre
Awatar użytkownika
it's complicated, dude.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Zimno mu było w tej celi. Dlaczego było tu tak zimno? Czy to taka forma kary dla potencjalnych przestępców, żeby przypadkiem nie spodobało im se za bardzo i nie chcieli potem wracać? No kurwa skutecznie jak widać, bo Lucas wręcz nie mógł się doczekać aż wyjdzie.
Strasznie się nudził.
Chodził od ściany do ściany, trochę nawet potańczył (tak dla wytworzenia ciepła w ciele), zaczął też liczyć cegły po jednej stronie, ale w jego stanie zgubił się już przy dwadzieścia jeden i nie dość, że nie wiedział w którym miejscu skończył, to jaki mia numerek. Dwa razy zaczął od nowa i dwa razy poległ. Potem położył się na chwile na ławce, ale była tak twarda, że już lepsza okazała się podłoga. A tam zaś wiało. Wilka dostanie i chuj. Charlotte to na pewno go zabije, jak się dowie o tym wszystkim. Ale najbardziej to zabije go Zaylee. Całe szczęście zadzwonił po Evinę. Tylko co jeśli ona już powiedziała swojej narzeczonej o całej sprawie? No I znowu się chłopak zestresował. Ba, nawet zaczął się bujać do przodu i do tyłu jak z jakaś chorobą sierocą, ale to chyba jednak bardziej z tego zimna niż ze strachu. Jeszcze.
Na komendzie przez większość czasu był spokój. Kilka razy tylko ktoś wydzierał się w korytarzu. Ano i wsadzili jeszcze dwóch innych typków do tych małych cel, w której siedział i Lucas. Ciekawe co zrobili. Może też pokłócili się o kebaba? Zamyślił się na moment i nawet rozważył, czy ich nie spytać, jednak w korytarzu znowu coś trzasnęło, a po chwili ten zjeb-policjant wymówił nazwisko Eviny.
SZWAGIERAAAA przyszła — ucieszył się. Autentycznie się ucieszył, chyba jak jeszcze nigdy na jej widok. Zebrał się z podłogi, trochę chwiejnie i niezdarnie, a potem podszedł do krat i opar dłonie na chłodnych belkach, wciskając czoło gdzieś pomiędzy.
Evina wyglądała jak zawsze stanowczo i tak.. mądrze. Była taka mądra. W końcu musiała być, bo przecież łapała bandziorów i biegała z pistoletem, a głupiemu pistoletu by nie dali. Chyba. I tak się skupił w myślach na tym, jaka była mądra ta jego szwagierka, że nawet nie zastanowił się, czy była zła. A potem zobaczył tego ciecia z jej plecami i znowu się pogniewał.
— I co?! Mówiłem, że ją znam! — powiedział to tak dumnie, tak głośno, z wypiętą do przodu piersią, jakby było to największe osiągnięcie w jego całym dwudziesto trzy letnim życiu. — No co tak patrzysz, otwieraj to — postukał jeszcze w kraty i poruszał głową, bo miał wrażenie, że jego czoło na moment utknęło pomiędzy prętami i gdyby tak cieć faktycznie otworzył i pociągnął, Lucas mógłby skończyć bez głowy.
Nie tak szybko — odezwał się funkcjonariusz i zwrócił się do Eviny, chociaż co chwile posyłał Lucasowi mordercze spojrzenie, jakby chciał go autentycznie pobić. I to pewnie tą taką czarną, wielką pałą, co trzymali zawsze w pasku od gaci. — Nie dość że jest pijany, to wdał się w bójkę, rozwalił facetowi nos—
Bo zasłużył! I to on się na mnie rzucił!! — przerwał mu Lucas w pół słowa, wciskając palucha pomiędzy karty i machając w ich stronę. Żeby Evina sobie przypadkiem nie pomyślała, że on to tak bił ludzi bez powodu. Na pewno jak usłyszy o tym kebabie, to sama będzie chciała go pobić. Tego typa, nie Lucasa. Chociaż…
Tak jak mówiłem bójka i do tego wszystkiego znaleźli przy nim ponad cztery gramy kokainy.
NO PRZECIEŻ TO NIE MOJE! — znowu mu przerwał i znowu się oburzył. — Jestem czysty, mogę wam nasikać gdzie tylko chcecie!! — patrzył to na ciecia to na Evinę. Bo on naprawdę niczego nie brał! I to na pewno wyszłoby w testach. Tylko pijany Lucas nie pomyślał nawet przez chwile, że za handel też mogliby chcieć go udupić. A tego to już chyba nie dało się za łatwo obronić. Wbił spojrzenie w Evinę. No przecież ona była taka mądra. Na pewno coś wymyśli.

Evina J. Swanson
kasik
Używania AI i brak ciągnięcia fabuły do przodu.
48 y/o, 168 cm
detektywka wydziału zabójstw w Toronto Police Service Headquarters
Awatar użytkownika
Find the will to live again
Find a way to break the chains
You're a monster forever
No more games to play
Wash your pain away
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

W przyszłości na pewno mogliby we dwójkę się zgadać przy jakimś piwie i wymienić swoimi doświadczeniami z aresztu. W końcu Evina również miała swoją historię z przebywania po drugiej stronie krat, gdy została też przydybana na tym, że po pijaku z Zaylee przełaziły po terenie zastrzeżonym, chcąc skrócić sobie drogę do domu.
Trudno tylko było jej ocenić czy powinna tak wkopywać przed Lucasem jego siostrę, ale może dzięki temu mogliby zaliczyć jakiś bonding i zbliżyć się do siebie przez podobne historyjki. Na razie jednak musiała się skupić na tym, aby wyciągnąć go z celi i jakoś bezpiecznie przetransportować do domu, żeby mógł tam w końcu przetrzeźwieć i dojść do siebie.
Wyobraźnia młodego Millera musiała też w jakiś sposób działać na jego percepcję, bo stojąca przed nim detektywka była po prostu cholernie zmęczona. Wyglądała bardziej tak jakby znajdowała się na gigantycznym kacu i została wyrwana brutalnie z łóżka. Włosy ledwo ogarnęła, wiążąc je w chaotyczny koński ogon i nie zdążyła nawet ubrać majtek pod jeansy, bo tak spieszyła się, aby ratować swojego głupiego szwagra. Całości dopełniał również niezwykle powabny look, czyli cień pod oczami mówiący, że ostatni raz wyspała się prawdopodobnie w łonie matki.
Westchnęła ciężko, słysząc tę radość w głosie Luke'a, gdy tylko weszła do pomieszczenia. Teraz przypominał jej właściwie takiego goldena retrievera, który został zamknięty w kojcu za to, że coś przeskrobał. Tylko, że z tego, co zdołała się dowiedzieć to chłopak wcale nie wylądował tutaj ze względu na to, że rozkopywał rabatki w parku lub obsikał latarnię.
- Przyszłam. Przyszłam, żeby wytargać twoją zapijaczoną dupę z aresztu - skomentowała krótko i zaraz spojrzała na Markotnego Morgana, który mógł zaraz sięgnąć po pęk kluczy i otworzyć drzwi celi, aby wypuścić z niej ten niezwykły przejaw młodocianego intelektu.
Tylko, że ten miał nieco inne plany, bo zaraz zaczął jej opowiadać o tym jakie to też cuda wyczyniał młody zanim został obezwładniony i wsadzony do klatki. A trzeba przyznać, że niestety trochę tego było.
Evina spróbowała jeszcze przynajmniej częściowo zapanować nad sytuacją i chwyciła nadgarstek rzucającego się w swojej obronie szczeniaka, aby opuścić rękę, którą wymachiwał z wyciągniętym oskarżycielsko palcem. Na pewno nie pomagało to jego sprawie. Posłała mu zatem ostre spojrzenie, aby się opanował po czym zwróciła się do szanownego ciecia, który znajdował się tuż obok.
- Morgan, daj spokój - uderzyła w błagalny ton, spoglądając na mężczyznę jakby był jej jedyną szansą na wybawienie. - Cztery gramy mógł kupić na własny użytek. Nie rób od razu z niego Pabla Escobara.
Wiedziała, że zarzut o posiadanie był już poważny i mógł uruchomić całą machinę śledczą, ale na pewno był sposób na to, aby to wszystko zatrzymać i wydobyć Millera z opresji.
- No, a ten facet, z którym się pobił. Wnosi oskarżenia? - zapytała, przyglądając się uważnie cieciowi. - Wiesz jak to jest. Faceci dadzą sobie raz w mordę i już po sprawie. Nie ma, co robić z igieł widły.
Sama brała udział w bitkach na terenach barów, więc miała świadomość tego jak one się kończyły. Wystarczyło po prostu spuścić z siebie ciśnienie w kilku ciosach oraz udowodnić swoje racje soczystym wpierdolem, aby zakończyć całkowicie jakiś konflikt. Większość nie zasługiwała na jakąkolwiek uwagę władz, a i nikt z zaangażowanych nie chciał, aby ta sprawa się ciągnęła w nieskończoność. Nie warto było bowiem być ciąganym po sądach dlatego, że komuś raz poszła krew z nosa.
Musiała liczyć na to, że Markotny Morgan jakimś cudem to zrozumie i ze względu na dawną znajomość pozwoli jej na wyciągnięcie szczeniaka zza krat. Wtedy sprawa szybko rozejdzie się po kościach. Zaylee o niczym się nie dowie i pozwoli im żyć spokojnie. Lucas nie będzie musiał toczyć batalii z systemem sprawiedliwości, a każdy będzie zwyczajnie zadowolony.

Lucas Miller
Ari
Nie lubię narzucania mojej postaci reakcji i zachowania oraz dopisywania do jej rzeczy czy sterowania nią w jakikolwiek sposób bez konsultacji.
23 y/o, 189 cm
pracownik baru w kinie fox theatre
Awatar użytkownika
it's complicated, dude.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Evina Swanson to jednak była złota kobieta. Chociaż to jednak to takie umowne, bo przecież nigdy nie sądził inaczej. Ale teraz, kiedy tak weszła na ten dołek i panoszyła się jak u siebie, obiecując, że go wyciągnie, to Lucas naprawdę nie miał już żadnych wątpliwości. Kto inny byłby tak dobry w wyciąganie swojego szwagra z pierdla? No kto? No nikt, wiadomo przecież.
Dlatego też Lucas słuchał się jej jakby była co najmniej jego matką i kiedy kazała mu zamknąć i posłała to mordercze spojrzenie, to faktycznie się zamknął. Ba, nawet opuścił tą nieszczęsną rękę, którą wcześniej przecisnął przez kraty. Przez chwile miał wrażenie, że jej nie wyciągnie i może by się zmartwił, ale to by też znaczyło, że te godziny na siłce to jednak przynosiły jakieś efekty i jednak porobiły mu się buły na bicepsie.
I dobrze, bo będzie mógł przynajmniej następnym razem bić się z takim cieciem jak ten Morgan, który ciągle wydawał się taaaki nieustępliwy i za nic nie chciał puścić Lucasa.
Cztery gramy, E v i n o, to wcale nie jest tak mało. To podchodzi pod paragraf — nałożył jakiś taki dziwny nacisk na jej imię i nawet Miller podniósł brew do góry. Bo chociaż był najebany, to JAK NA JEGO OKO, Mogran chciał być sassy, że tak odbił piłeczkę. Nieładnie. Oby Evina go faktycznie zaraz wyjaśniła jakaś super ripostą. Taka była mądra. Na pewno miała jakieś świetne riposty. Chociaż najwięcej, to miała zawsz Zaylee. Ale może Evina też ma dużo? I nawet nie wiedzieć kiedy tak się zamyślił na tym, że skoro jego siostra i jej narzeczona umieją zripostować swoje rozmówce, to ich wymiana znań na dobrą sprawę mogłaby trwać w jebaną nieskończoność. I takie mu się to wydało… niesamowite.
Sprowadziło go na ziemie dopiero pytanie pani-super-detektyw o wniesione oskarżenia. A-ha! Bo tak się składa, że to nawet Lucas wiedział, że tamten typek nic nie złożył, bo UCIEKŁ, zanim przyjechała policja. Wiec chyba nie byłoby sensu dawać dyla, żeby potem pojawić się jednak na komendzie i składać zeznania. Już miał o tym powiedzieć, ale wtedy przypomniał sobie, że kazała mu być cicho .
No nie wniósł… — Morgan podrapał się po tej swojej pustej łepetynie i spuścił wzrok na podłogę. Szach-mat, frajerze. — Ale mógł to zrobić, bo—
ALE NIE ZROBIŁ — krzyknął głośno zza tych krat, nie mogąc się powstrzymać. No bo przecież czego on nie rozumiał? Chorutki jakiś był ten Morgan? Ano chyba był, bo patrzył na Lucasa takim wzrokiem, jakby autentycznie miał go już dość.
Dobra, wiesz co — zwrócił się do Eviny, podczas gdy dłońmi sięgnął do kieszeni spodni, wyjmując z nich pęk kluczy. — Bierz go sobie. I tak nic nie robi, tylko się tu wydziera — zabrał się za otwieranie celi i przy okazji rzucił Lukasowi obraźliwe spojrzenie, na które Miller jedynie uśmiechnął się słodko. — Ale sprawa z prochem zostaje, Swanson. Nie jestem w stanie tego zamieść dla ciebie pod dywan. To już musisz ogarnąć na własną rękę z kimś wyżej — coś tam pogadał jeszcze do Eviny, ale Lucas już go nie słuchał, bo przyszła do niego upragniona wolność. Wolność i swoboda. Aż poczuł inne powietrze, jak tylko Morgan uchylił karty, takie… beztroskie! Wziął głęboki wdech i wyszedł do pokoju, rozciągając się na lewo i prawo, przez przypadek szturchając cięcia łokciem.
Pardąąą — mruknął tylko obojętnie, bo wcale nie chciał tutaj prowokować jakieś kolejnej zaczepki, co to, to nie.
A potem stanął przodem do Eviny — już takiej wyraźnej i nie zza krat — i wbił niebieskie oczy w jej twarz, tak trochę wyczekując, co się teraz stanie. Bo nigdy jeszcze nie był na dołku, to nie wiedział. Mogli sobie już iść? Czy jeszcze musiała coś podpisać? I w ogóle miał do niej masę pytań, ale to postanowił zostawić sobie na za chwilę.

Evina J. Swanson
kasik
Używania AI i brak ciągnięcia fabuły do przodu.
48 y/o, 168 cm
detektywka wydziału zabójstw w Toronto Police Service Headquarters
Awatar użytkownika
Find the will to live again
Find a way to break the chains
You're a monster forever
No more games to play
Wash your pain away
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Może i nie mieli dotychczas zbyt wielu okazji do tego, aby spędzić ze sobą więcej czasu, ale nie ulegało wątpliwości, że Lucas i Evina raczej się lubili. Choć na pewno dla Swanson było coś dziwnego w tym, że młody był w wieku jej własnych dzieci. Nie spodziewała się jednak tego, że będzie mu musiała kiedyś matkować i wyciągać z kłopotów. Bo tak właśnie się teraz czuła. No, ale nie mogła go tak zostawić. Dlatego właśnie przejechała pół miasta, aby ratować jego zapijaczoną dupę. Po części w zasadzie ratowała też siebie, bo nie chciała potem wysłuchiwać narzekań Zaylee na swojego brata, który był na tyle durny, aby dać się wpakować w podobne tarapaty.
Całe szczęście, że przynajmniej Miller się jej słuchał. Był niczym dobrze wytresowany szczeniak, który podążał wiernie za komendami. Być może nawet w aktualnym stanie zdawał sobie sprawę, że lepiej będzie zamilknąć i pozwolić na to, aby policjantka działała. W tej chwili tylko ona mogła go wyratować od aresztu i być może także oskarżenia o posiadanie.
-  Dobra, to dużo, ale proszę cię... Zgarnialiśmy zatwardziałych ćpunów, którzy potrafili więcej wciągnąć w jedną noc - prychnęła, starając się jakoś umniejszać stawianym szwagrowi zarzutom.
Miała nadzieję, że faktycznie Morgan da się przekonać do tego, że to nie było tak wielkie przewinienie i może jak najbardziej wydać jej Lucasa, który wciąż gnieździł się w celi. Starała się też nie zwracać uwagi na sposób w jaki mężczyzna akceptował jej imię. Wyraźnie nie spodobało mu się to, że chciała się z nim tak spoufalać i wykorzystywać znajomość do własnych celów.
- No właśnie. Nie wniósł, więc po co robić dym? Szczeniaka znaleziono z kilkoma gramami, które mógł wciągnąć za chwilę ze znajomymi. Durna historia, przez którą nie powinien sobie marnować życia. Mamy gorsze przestępstwa do ścigania - argumentowała dalej i z trudem powstrzymała się od przewrócenia oczami, gdy tylko Luke na nowo się uaktywnił.
Wyglądało jednak na to, że w końcu Markotny Morgan uległ ich namowom albo po prostu miał już dosyć młodego Millera na swoim terenie. Tak czy siak: był to wygryw po ich stronie, a Evina uśmiechnęła się jeszcze w kierunku wielkiego klucznika, który powoli otwierał kraty, za którymi znajdował się chłopak.
- Jasne. Dzięki, Morgan. Powiedz mi jeszcze kto go zwinął, a pogadam z kim trzeba, aby nie było problemu - zapewniła go, bo chciała jak najlepiej zadbać o to, aby kartoteka Lucasa pozostała jednak czysta.
Co się zaś tyczyło młodego to ten stanął w końcu na wolności. Twarz jego była myślą nie skalana, a błysk w oku po raz kolejny sprawił, że wyglądał jak szczeniaczek, któremu ktoś obiecał właśnie smaczka i spacer. Jak mogła się na niego gniewać?
Zwyczajnie. Była po prostu zmęczona i cieszyła się z tego, że udało jej się załatwić wyjście młodego. Tylko, że jeszcze musiała go odstawić w bezpieczne miejsce, a było to nieco trudne, gdy ten był zalany w płaskorzeźbę. No, ale jakoś spróbują, a na razie mogła jedynie poklepać go po plecach i ruchem głowy wskazać, aby podążył za nią.
- Dobra, Morgan... Daj mi tylko podpisać kwitek odbioru gówniarza i już stąd spadamy - obiecała po czym ruszyła do korytarza, gdzie znajdowało się biurko Markotnego.
Jeden podpis i młody był wolny. Oby tylko faktycznie można było to w miarę szybko i łatwo zmienić w drobne nieporozumienie, ale w tej gestii będzie działała dopiero rano.
Odetchnęła z ulgą świeżym powietrzem, gdy tylko wyszli z budynku i mogli nareszcie zostawić za sobą przeklętego Markotnego Morgana. Evina spojrzała jeszcze na zdecydowanie zbyt pijanego Lucasa. Zanim jednak cokolwiek powiedziała poczuła potężne ssanie w żołądku. No tak. Położyła się spać głodna, a teraz po całym tym stresie dodatkowo zgłodniała.
- Nie wiem jak ty, ale zjadłabym kebaba - oświadczyła dosyć nagle. - I chyba jestem na to wszystko za trzeźwa. Potrzebuję jakiegoś piwa, ale to może lepiej jak cię odstawię do domu...
Chociaż może jedno piwo dla ostudzenia emocji jej się jak najbardziej należało. Musiała to jeszcze przemyśleć. Na razie skupiła się na wyłowieniu z kieszeni jeansów kluczyków od auta, w które musiała jakoś zapakować Luke'a.

Lucas Miller
Ari
Nie lubię narzucania mojej postaci reakcji i zachowania oraz dopisywania do jej rzeczy czy sterowania nią w jakikolwiek sposób bez konsultacji.
23 y/o, 189 cm
pracownik baru w kinie fox theatre
Awatar użytkownika
it's complicated, dude.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Evina klawa babka.
Taki właśnie statement chodził Lucasowi po pijanej głowie, kiedy tak przyglądał się, jak jego szwagierka z gracją i sprytem przekonuje ciecia, by w końcu wypuścił Millera z zamknięcia. Bo serio, nie każdy umiałby go tak podejść właściwymi pytaniami, na które cieć nie miał żadnego argumentu i zająć. Normalnie gasiła go jak peta. Albo przynajmniej tak to wyglądało w oczach Lucasa.
I kiedy Morgan w końcu otworzył cele, Miller posłał mu porozumiewawcze spojrzenie i nawet wystawił bezczelnie język, żeby było wiadomo, kto wygrał ten pojedynek. Ostrzegał go. Mówił mu, że przyjdzie po niego prawdziwa pani detektyw. A cieć nie wierzył. I komu teraz było głupio?
Coż, na pewno nie Lucasowi, który tak stał po chichutku i przebierał nóżkami, podczas gdy Swanson podpisywała jeszcze wszelkie ważne dokumenty związane z wypisem. Jakoś nie bardzo interesowało go, na czym dokładnie tam stanęło. Ważne, że mógł odzyskać swoje rzeczy. Przejął przez niewielkie okienko pudełko, a następnie wyciągnął z niego portfel, telefon i paczkę fajek. Jeszcze zanim je schował to sprawdził ile mu zostało. Cztery. Do przeżycia.
Możemy już iść? — dopytał, gdy szwagiera w końcu stanęła z nim twarzą w twarz, a Lucas zachwiał się lekko. Ruszył za nią do wyjścia. Lekko koślawo, bo jednak trochę wiało na tym komisariacie, a gdy tylko znalazł się na zewnątrz, uderzyło go świeże powietrze.
WOOOLNOŚĆ — rozłożył ręce jak Rose na dziobie Titanica i szkoda, że nie miał za sobą Jacka, bo by go przytrzymał. Zamiast tego Lucas potknął się na schodach i poleciał(by) prosto na ryj, CHOCIAŻ w ostatniej chwili złapał się poręczy. I tyle by było z jego gestów wolności. Trochę mu było przykro, że nie wyszło jak na filmach, ale kiedy Evina wspomniała o kebabie, to aż oczy mu się zaświeciły.
K-kebab? — odwrócił się w jej stronę i aż położył dłonie na policzkach. Taki był w szoku. — Weźmiesz mnie na kebaba? — nie no kurwa, Evina Svanson była oficjalnie najlepszą klasą babką na całym kurwa świecie. Serio. I szczerze? Wszystko by dla niej zrobil. Nawet buty by jej wyczyścił własną szczoteczką do zębów, gdyby tylko go o to poprosiła. Taką właśnie była bohaterką w jego oczach.
Mówiłem ci już kiedyś, że jesteś moją ulubioną szwagierą? — zagadał, bo gdy tak się nad tym zastanowił, to chyba nie miał wcześniej okazji jej o tym powiedzieć. — Serio, ze wszystkich jakie mam, jesteś NAJFA-JNIEJSZA — czknął na ostatnie słowo, ale to przecież wcale nie przeszkadzało w zrozumieniu przekazu, prawda? Ano właśnie. Chuj, że Evina była jedyną jaką miał. That's not the point.
Ruszyli wiec do samochodu, chociaż Lucas to trzymał się bardziej z tyłu niż z przodu u jej boku, bo jednak czuł, że to ona tu rządzi, a on powinien tylko podążać. I słuchać się ładnie.
Szwagiera.. — zaczął niepewnie, gdy już zasiadł na miejscu dla pasażera i grzecznie zapiął pasy. — A możemy zrobić tak, żeby Zaylee się o tym nie dowiedziała? — uniósł błękitne spojrzenie w górę, wbijając je w oczy swojej wybawczyni. — Zabije mnie jak się dowie, że pobiłem się o kebaba..

Evina J. Swanson
kasik
Używania AI i brak ciągnięcia fabuły do przodu.
48 y/o, 168 cm
detektywka wydziału zabójstw w Toronto Police Service Headquarters
Awatar użytkownika
Find the will to live again
Find a way to break the chains
You're a monster forever
No more games to play
Wash your pain away
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Sama na jego miejscu również uznawałaby osobę, która wyciągnęła ją z pierdla za kogoś w rodzaju Mesjasza. Nie było to zatem wcale takie dziwne. Tak samo dziwnym nie było to, że Swanson wiedziała jak rozmawiać z cieciem. Głównie dlatego, że już odbywała z nim takie dialogi. Tylko, że wtedy nie chodziło o jej młodego szwagra, który zdecydowanie zaszalał za mocno na mieście.
Miała tylko nadzieję, że uda jej się także resztę ugadać tak dobrze jak Morgana i faktycznie każdy zapomni o tym, że przy Lucasie znaleziono cztery gramy prochów. Nie miała pojęcia skąd je wziął. Nie znała go na tyle, aby posiadać, co do niego bezgraniczne zaufanie, ale wydawało jej się, że faktycznie nie kłamał, gdy mówił, że to nie było jego. Chyba, że kupił to ze znajomymi i kompletnie o tym zapomniał. Wszystko było możliwe przy tym stanie upojenia.
Nie miała zamiaru przeciągać wszystkiego dłużej niż należało. Dlatego też po prostu wyszła z aresztu, gdy tylko wszystkie formalności zostały dopełnione, a Miller mógł ponownie mówić o sobie, że jest wolnym człowiekiem, który odzyskał już wszystkie swoje rzeczy, które wcześniej zgarnięto do depozytu.
Podziwiała z wyraźnym zmęczeniem ten niezwykły wyraz radości z bycia wypuszczonym na zewnątrz. Może i jej podróbce Rose brakowało wielu rzeczy, ale zamiast uderzyć w górę lodową Titanikiem, Lucas po prostu stracił równowagę za co z pewnością odpowiedzialny był jego stan upojenia. Wyratował się jakoś, bo całe szczęście w pobliżu znajdowała się poręcz, a i Swanson dała radę chwycić go jeszcze za tył bluzy tak co by się nie wywalił i sobie tego głupiego ryja nie rozwalił.
- Dobra, divo. Uspokój się i nie prowokuj grawitacji - skomentowała jeszcze, postanawiając iść wspaniałomyślnie przed szwagrem, aby w razie czego móc go złapać jakby się potknął na schodach i miał polecieć do przodu.
Nie przypuszczałaby, że prosta propozycja kebaba aż tak dogłębnie poruszy Luke'a. Nie miała pojęcia jak wiele razy jeszcze przemknie jej przez głowę to porównanie, ale naprawdę cieszył się jak pies na dźwięk znajomych słów, które kojarzyły mu się z dobrymi rzeczami takimi jak spacer czy jedzenie.
- Tak. Wezmę cię na kebaba, bo nie jadłam nic wieczorem poza... - tutaj ugryzła się w język, stwierdzając, że jednak Lulu nie potrzebuje znać szczegółów jej życia intymnego z jego siostrą. - Nieważne. Ale tak. jestem głodna. Chcę wypić piwo, bo nie zdzierżę cię na trzeźwo. Jedziemy na kebaba.
Decyzja była prosta. Miała już obrany nawet lokal. Oryginalny arabski kebab znajdujący się po przeciwnej stronie ulicy, co jej ulubiony irlandzki pub, w którym miała już zniżkę stałego klienta na niektóre z pozycji. To wydawało się być odpowiednie miejsce, do którego powinni zmierzać.
- Myślałam, że jestem twoją jedyną szwagierką, więc jasne, że jestem najlepsza - stwierdziła bez większego entuzjazmu, bo doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że na tym polu nie miała raczej większej konkurencji.
W końcu oboje dotarli do samochodu. Evina włożyła kluczyki do stacyjki i sięgnęła po pas i akurat w momencie, gdy go zapinała usłyszała jak po raz kolejny Lucas się do niej zwraca. Uniosła jedynie oczy w jego kierunku i mruknęła coś twierdząco, czekając na to, aż coś z siebie wydusi.
- O to się nie martw. Nie zamierzałam jej mówić - uspokoiła go od razu, odpalając silnik. - Jeszcze musiałabym sama potem wysłuchiwać komentarzy na ten temat, a przecież oboje chcemy spokoju.
Bez problemu mogła to być ich wspólna tajemnica. Zaylee o niczym się nie dowie, a Swanson nie będzie musiała znosić jej rozdrażnienia związanego z tym, że jej brat trochę odpierdolił. Oboje wygrywali w tym układzie.

Lucas Miller
Ari
Nie lubię narzucania mojej postaci reakcji i zachowania oraz dopisywania do jej rzeczy czy sterowania nią w jakikolwiek sposób bez konsultacji.
23 y/o, 189 cm
pracownik baru w kinie fox theatre
Awatar użytkownika
it's complicated, dude.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Bo Lucas Miller był prawdziwym golden retiverem. Serio. Gdyby miał być jakiś psem, to właśnie tym. A szczególnie kiedy był pijany. Nic tylko się cieszył dookoła i do tego taki głupiutki.. no chyba, że ktoś go wkurwi o kebaba, to wtedy już inna rozmowa. Ale kiedy Evina tak opowiadała o tym kebabie, to naprawdę się podekscytował. Był głodny. Tak głodny, że kiedy jechali, w głowie już sobie planował wszystkie rzeczy, które zamówi. Bo przecież jednym się nie na naje. Dwa w lawaszu, może jeden w bułce i do tego frytki. Evina też wydawała się głodna, to pewnie również zamówi sobie podobny secik. Szczególnie, że nic nie jadła wieczorem oprócz… no waśnie czego? Lucas spojrzał na nią spod przymrużonych powiek, przyglądając się jej uważnie, jakby silą umysłu chciał się tego dowiedzieć, ale skpitulował. Pewnie ojebała jakąś nudną sałatkę i wstyd się jej było przyznać, albo po prostu jakiś owoc, taką brzoskwinię na przykład. Wtedy to faktycznie mało pożywny posiłek. Więc Lucas tylko wzruszył na to ramionami.
No faktycznie nie mam jeszcze innych szwagierek — uświadomił sobie. A raczej to ona mu uświadomiła. — Ale nawet jakbym miał, to ty byś była moją ulubioną — bo to akurat wiedział na pewno. Evina wyciągnęła go z pierdla. Życie mu uratowała. I tym właśnie zyskała miano najlepszej szwagiery pod słońcem i platynowe podium, z którego nikt nie miał prawa jej zrzucić. Nawet gdyby jego brat ożenił się z samą A'ją Wilson. Nawet wtedy Swanson zostałą by na topie. A przecież Lucas kochał ją kobietę całym sercem. Była jego idolką i najlepszą koszykarką aktualnie na ś w i e c i e.
Gdy Evina wspomniała, że również nie chciała nic mówić Zaylee, Lucas autentycznie odetchnął z ulgą. Wypuścił z płuc tak wielką ilość powietrza, że aż się przez moment zastanowił, gdzie on to wszystko pomieścił.
Tak, tak — kiwał głową jak te pieski w samochodach, które dało się na deskę rozdzielcza w sumie chuj wie po co. — Oboje chcemy świetego spokoju — zabrał się za odpinanie pasa, jednak nim to się stało, nachylił się w stronę szwagierki i wbił w nią spojrzenie. — Myślę, że chciałaby mnie zabić — wyznał w końcu i wcale się przy tym nie śmiał. Ba, jego twarz była śmiertelnie poważna. Lucas serio bał się Zaylee. Kiedy wyjebali go z roboty i nie odzywał się przez kilka dni, tak się potem po nim wydzierała, że Miller prawie słuch stracił. I pewnie życie. Kochał swoją siostrę, ale była w jego oczach n i e b e z p i e c z n a. Tez nieustraszona. Ale głownie niebezpieczna.
Odpiął w końcu ten pas i wyskoczył z auta. Chociaż wyskoczył, to może jednak nieco za mocne słowo — raczej wytoczył się, osuwając plecy po bocznych drzwiach.
Jezu nie mogę się doczekać — klasnął w te pijane dłonie (i nawet trafił!), a kiedy Evina zamknęła furę, ruszył za nią w stronę lokalu z kebabem. Pachniało już na samym wejściu, aż się Miller zaciągnął mocno, czując, jak ślinka zbiera mu się w ustach.
DZIEN DOBRY — przez drzwi szedł jak do siebie, trochę lecąc z nimi nieco dalej niż powinien, prawie wpadając na kosz na śmieci, ale utrzymał pion! — To znaczy w sumie dobry wieczór, albo ten no, dobra noc — no bo jak to było? Co się mówiło o trzeciej w nocy? Czy to już było nad ranem? Nigdy nie wiedział, o której dokładnie godzinie to wszystko się zmieniało. Machnał więc ręką i skierował się do lady, gdzie jak to dziecko po raz pierwszy raz w McDonaldzie, spojrzał na menu ze świetlikami w oczach. TYLE TEGO BYLO.
Co bierzesz? — zagadał do Eviny. — Bo ja to myślałem, że wziąć dla mixy w lawaszu i jeszcze taki zestaw z frytkami. Myślisz, że starczy? Czy może za dużo i jednak się porzygam? — odwrócił się, wbijając w nią jasne spojrzenie. Bo przecież ona była taka mądra. Na pewno wiedziała, ile Lucas powinien zjeść, żeby się nie porzygać.

Evina J. Swanson
kasik
Używania AI i brak ciągnięcia fabuły do przodu.
48 y/o, 168 cm
detektywka wydziału zabójstw w Toronto Police Service Headquarters
Awatar użytkownika
Find the will to live again
Find a way to break the chains
You're a monster forever
No more games to play
Wash your pain away
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Chyba nawet same golden retrievery nie były aż tak stereotypowe jak pijany Lucas Miller, który był uosobieniem prawdziwego promyczka szczęścia. Rozświetlał wszelkie ciemności, w których się znajdował i potrafił wzbudzić przynajmniej odrobinę radości w każdym kto nie był wyraźnie przemęczoną detektywką ściągniętą z łóżka w środku nocy tylko po to, żeby go wyciągnąć z aresztu.
Sama zbytnio nie zastanawiała się nad zamówieniem. Głównie dlatego, że zwykle i tak brała po prostu pierwszą opcję, która wydawała jej się odpowiednia, a poza tym musiała jeszcze się skupić na drodze. Toronto zdawało się nigdy nie spać, ale przynajmniej w nocy nie było takiego ruchu jak za dnia i nie groziły im żadne korki ani opóźnienia.
- Jak to mawiają: nie chwal chuja przed wytryskiem - mruknęła, obdarzając szwagra odrobiną swojej życiowej mądrości i złotym hasłem. - Jeszcze ci się może trafić taka, która polubisz bardziej.
W końcu tego nigdy nie było wiadomo. Dziś faktycznie mogła być jego ukochaną i najlepszą szwagierką, ale nie było powiedziane, że kiedyś nie ulegnie to zmianie jeśli na horyzoncie nie pojawi się jakaś inna godna tego tytułu kandydatka. Na razie jednak mogła wzmacniać swoją pozycję na osamotnionym podium przez zabranie młodego na kebaba.
- Dokładnie. Dlatego mordy na kłódkę i nie mówimy jej o niczym. Ona też będzie przez to spokojniejsza - orzekła w końcu, gdy tylko udało jej się zaparkować na jednym z wolnych miejsc. - Poza tym... O chuj chodzi z tym, że się pobiłeś o kebsa?
Musiała to wiedzieć. Nie miała żadnego kontekstu do tego całego wydarzenia. W zasadzie pierwszym, co przyszło jej do głowy było to, że może któryś drugiemu wytrącił kebaba z ręki. Albo też chciał mu go ukraść. Kij wie. Różne dziwne rzeczy chodziły po ludziach, gdy tylko ci sobie popili.
- Myślę, że mogłaby to zrobić... A potem musiałabym pomagać jej z pozbyciem się zwłok i zapewnieniem alibi - stwierdziła całkowicie beznamiętnie jakby od dawna miały to wszystko z Zaylee ustalone.
Patrząc na to z jaką gracją pijanego łosia Lucas opuścił auto to Swanson nawet nie była pewna czy da radę dotoczyć się do baru, ale jak widać pragnienie kebaba było o wiele silniejsze od stanu upojenia i ziemi, która grawitacją wzywała go do swoich objęć.
Weszli w końcu do środka lokalu i niemal od razu wzrok Eviny spoczął na kilku mężczyznach arabskiego pochodzenia, którzy znajdowali się po drugiej stronie lady, gdzie zajmowali się konstruowaniem kebabów. Wyczuła ich oceniający wzrok, który padł na ich dwójkę, ale sama posłała im spojrzenie w stylu nie pytajcie, bo nawet nie miałaby siły, żeby to wszystko wytłumaczyć.
- Myślę, że możesz się łatwo porzygać - stwierdziła z rozbrajającą szczerością po czym spojrzała raz jeszcze na menu. - Zestaw baranina, ryż, surówka i pieczywo.
Miała ochotę na coś konkretnego i bardziej sycącego. Znała ten lokal. Wiedziała, że dostanie dla siebie dwie aluminiowe rynienki: jedną wypełnioną mięsem a drugą ryżem, a do tego pojemnik sałatki i dwa kawałki pieczywa do zagryzania tego wszystkiego. Wiedziała, że sama nie da rady tego wszystkiego opanować na raz. Często zamawiała ten zestaw po pijaku i następnego dnia miała go jeszcze na leczenie kaca. Tym razem jednak mogła zabrać połowę do domu i odstąpić go narzeczonej, bo taka była z niej dobra kobieta.

Lucas Miller
Ari
Nie lubię narzucania mojej postaci reakcji i zachowania oraz dopisywania do jej rzeczy czy sterowania nią w jakikolwiek sposób bez konsultacji.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Toronto Police Service Headquarters”