Witamy w Toronto! Zachęcamy do rejestracji i wspólnej zabawy! Kliknij tutaj, jeśli chcesz stać się prawdziwym Kanadyjczykiem!
[01/10/25] Na forum i za oknami październik, a wraz z nim nowe kalendarium oraz konkurs, który trudno nazwać plastycznym. Mamy pierwsze większe zdarzenie w Toronto, a o tym w lokalnych newsach. A przy tym wszystkim jest nowe ogłoszenie.
[01/09/25] Witamy wrzesień, a wraz z nim nowe kalendarium, czeka Was trochę swojskiego klimatu na Polish Harvest & Food Festival. Wpadło również nowe ogłoszenie, więc zachęcamy do zapoznania się z jego treścią!
Aby wykonać twardy reset, należy wcisnąć kombinację shift + ctrl + r lub ctrl + F5 (w wersji dla Mac: command + options + r lub command + shift + r)
Październik – dla jednych był to miesiąc godny miana aesthetic month, gdzie zaczynały królować motywy jesienne czy dynie, a każdy myślał o uzupełnieniu cukierków na święto Halloween. Dla innych zaś, zależnie od profesji czy życia jakie ktoś prowadził, wiązał się z szeregiem nieco innych działań czy odczuwanych emocji. Dla policji generalnie, czyli również i dla Mazarine, oznaczał on tylko jedno – sezon na zwiększoną ilość pracy. Bo choć przestępców chwilowo mogło ubywać, im bliżej świąt i większych okazji, tym większe było ryzyko grubszej akcji. Co prawda upiorny miesiąc pełen horrorów nie był zawsze aż taki zły, lecz wieść o zbiegłym seryjnym mordercy nie napawała nikogo pozytywnym zapałem. Paranoja panoszyła się wśród ludzi, a związany z nią strach popychał niektórych do rzeczy, których normalnie nie byliby w stanie wykonać. Na szczęście nie każdy był ukrytym przestępcą, ewentualnie nie obawiał się aż tak o swoje życie jak pewna część ludności Toronto. To był jednak dopiero początek miesiąca - jeszcze wszystko mogło skręcić w zupełnie innym kierunku. Na ten moment w życiu (czyli w pracy, nie oszukujmy się) Winters niewiele się zmieniło. Każdy dzień był niemalże taki sam, pełen rutyny, a pozbawiony większej głębi. Uciechę, jakkolwiek by to nie brzmiało, znajdowała w każdej możliwej do rozwiązania sprawie. I to by było na tyle. Jej życie towarzyskie w szczególności wołało o pomstę do nieba, ale to skutecznie ignorowała, tłumacząc że wystarczają jej relacje zawodowe. A te też mogły by być… na lepszym poziomie. Najwidoczniej sama poniekąd zdawała sobie z tego sprawę, decydując się na kolejny wypad z osobą z pracy w przeciągu niedługiego odcinka czasu. Tym razem było to piwo z Eviną, co było dość spontaniczną, acz zadowalającą decyzją. Rzadko kiedy mogła powiedzieć, że czas minął jej niesamowicie szybko w czyimś towarzystwie. Zanim się obejrzały, już zrobiło się ciemno za oknami baru, w którym zdecydowały się spędzić czas. Mazarine, mimo nienaruszonego przez bezalkoholowe piwa stanu trzeźwości, odczuwała już lekką senność. Czuwała jednak cały czas w razie potrzeby, gdyby jej dzisiejsza towarzyszka wypiła trochę za dużo i potrzebowała pomocy w dotarciu do domu. Winters była tym klasycznym kierowcą, który nie pił i każdego zawoził gdzie trzeba. Nie przeszkadzało jej to zbytnio – nie przepadała za piciem alkoholu, więc nie robiło jej to żadnej różnicy. Gorzej, że samochód zaparkowała za cmentarzem i kościołem z uwagi na brak miejsca przy barowym parkingu. Nie miała wyboru i musiała przygotować się na wszelkie możliwe skutki uboczne cudzego picia. Żadna nowość, zdążyła już chyba nawet przywyknąć. — Gotowa? — spytała Evinę, gdy już uzgodniły o zamknięciu rachunku w barze. Cały czas uważnie ją obserwowała, choć póki co nie widziała żadnego groźnie wyglądającego zachwiania czy plączących się nóg. Może dotrą do samochodu Maze bez problemów i bez duchowych majaków przy mijaniu cmentarza. Co się nie wydarzy, ale sceptyczna Mazarine nawet nie pomyślałaby o przeszkodzie w takiej formie. Przynajmniej w tamtym momencie.
detektywka wydziału zabójstw w Toronto Police Service Headquarters
Find the will to live again Find a way to break the chains You're a monster forever No more games to play Wash your pain away
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor
Październik jako nowy miesiąc być może oznaczał także nowe początki i potencjalnie przynajmniej odrobinę spokoju. Przynajmniej tego pragnęłaby Swanson. Ostatnio już i tak za dużo doświadczyła, więc przydałoby jej się dla odmiany coś przyjemnego od życia. Nadzieja jednak nie bez przyczyny nazywana była matką głupich. Może i faktycznie Evinie udało się przebrnąć przez niezwykle trudny okres w życiu prywatnym, gdzie musiała nieustannie stanowić wsparcie dla swojej narzeczonej borykającej się z bagażem traum, ale niestety zawsze jak opanowywała sytuację w sektorze prywatnym to musiało coś pierdolnąć na polu zawodowym i odwrotnie. Na razie wolała nie myśleć o wzrastającej ilości przestępstw i zgłoszeń związanej z Halloween. Całe szczęście większość dotyczyła po prostu drobnych wybryków: wandalizmu, bójek i innych wykroczeń czy pomniejszych przestępstw, którymi normalnie się nie zajmowała. Tylko, że nawet jeśli nie działała w patrolówce to wciąż mogła zostać wyciągnięta do interwencji ze względu na braki w personelu lub stać się świadkiem czegoś, co wprost upominałoby się o to by zareagowała jak na przykładną obywatelkę przystało. Chwilowo cieszyła się po prostu wolnym wieczorem. Pierwszą od dawna okazją do tego, aby wyjść na miasto i się zabawić bez wyrzutów sumienia, że w domu czeka na nią ukochana kobieta przygnieciona ciężarem stresu pourazowego. Zamierzała z tego korzystać. Także dlatego, że kilka mocnych drinków pomagało zapomnieć o fakcie ostatniej ucieczki z więzienia. Oby tylko nie był to początek jednej z brutalniejszych historii. Jeszcze skończyłoby się na tym, że komuś zachce się realizować nagle scenariusz jakiegoś slashera... Albo zbiegowi albo komuś kto chciałby jeszcze podbić atmosferę strachu. Towarzystwo Maze było miłą odmianą. W zasadzie to początkowo nawet nie planowały tego wszystkiego. Ot wpadły na siebie na korytarzu w pracy i od słowa do słowa, Winters rzuciła propozycją wspólnego wyjścia, a Evina nie widziała powodów do tego, aby jej odmówić. Z początku nieco dziwnie było jej z tym, że młodsza koleżanka wybiera opcje bezalkoholowe, gdy Swanson korzystała z tego całego zaproszenia na piwo, aby w końcu wlać w siebie nieco więcej alkoholu, ale zaraz przestała się tym przejmować. Skoro Mazarine to nie przeszkadzało to najwyraźniej nie było w tym nic złego. Dodatkowo mogła po wszystkim liczyć na podwózkę i wylądować bezpiecznie oraz w miarę szybko pod drzwiami swojego domu. - Poczekaj jeszcze - odparła, unosząc na chwilę palec wskazujący, aby pokazać blondynce, że potrzebuje jeszcze krótkiej chwili po czym duszkiem dopiła osobliwego drinka, którego zamówiła moment wcześniej u młodego barmana. - Teraz już gotowa. Zsunęła się pospiesznie z barowego stołka i na lekko miękkich nogach podeszła do czekającej na nią przyjaciółki. Zdecydowanie pozwoliła sobie na dosyć wiele, ale Swanson była niemal zawodową pijaczką. Wiedziała dokładnie jakie są jej możliwości. Póki szła prosto nie było ryzyka tego, że w czasie przejażdżki zrobi jej się niedobrze i ucierpi na tym tapicerka drugiej detektywki. - Tak szczerze to powinnyśmy to częściej robić - stwierdziła jeszcze, gdy w końcu wyszły na zewnątrz, a rześkie i chłodne powietrze uderzyło w nie przyjemną falą. Evina westchnęła z przyjemnością, czując jak wieczorny wietrzyk owiewa jej rozgrzaną przez alkohol twarz i przez chwilę wdychała świeże powietrze. Przynajmniej dopóki nie naszła jej ochota na to, aby jeszcze zapalić. - Mogłybyśmy jeszcze ze sobą kogoś zwinąć, ale we dwie też umiemy się bawić - dodała jeszcze, przetrzepując kieszenie kurtki, w której znalazła jeszcze trzy skręty i na wpół wypaloną paczkę fajek. Stanęła właśnie przed bardzo trudnym dylematem decyzyjnym w trakcie drogi do auta, gdy nagle z uliczki w pobliżu cmentarza rozległ się przeraźliwy krzyk należący do jakiejś starszej kobiety. - Ludzie ratujcie! - zawodził płaczliwy głos. - O Boże wszechmogący! O matko jedyna, kochana moja! To zawało się na chwilę wystarczyć do tego, aby przywrócić na jakiś czas trzeźwość detektywki z wydziału zabójstw. Rzuciła jeszcze jedno kontrolne spojrzenie w kierunku koleżanki nim puściła się pędem w stronę lamentującej płaczki.
Życie nigdy nie było sprawiedliwe. Trzeba było się nazwać prawdziwym szczęściarzem, gdy wszystkie części ludzkiego żywota były chociażby znośne lub minimalnie na plus. Ewentualnie nudne, ale jednocześnie pozbawione głębszego znaczenia. Tak wyglądał każdy dzień u Mazarine – doba pozbawiona nie tylko problemów niezawodowych i mniejszych zagwozdek w sprawach przez nią prowadzonych, ale pozbawiona również i tego, co nadawało życiu jakiegoś sensu. Nie umiałaby powiedzieć, co tak naprawdę było lepsze – nudna rutyna czy trudne sprawy prywatne. I być może nie tylko. Skoro jednak nie miała aż tyle na głowie, mogła w pełni poświęcić się swojej pracy, co robiła bardzo aktywnie. Aż za bardzo. Winters, patrząc pod względem policyjnych wydziałów, była natomiast jeszcze dalej od sprawy potencjalnego mordercy. Była jednak szansa, że morderstwa przerodzą się w coś więcej, choć w głębi ducha miała nadzieję, że to nigdy się nie zdarzy. Istniała również szansa, że swawolnie działający (póki co) seryjny zabójca przyczyni się do aktywacji kogoś innego – kogoś, kto może być nawet gorszy i brutalniejszy. Nie byłoby to nic nowego, ale z pewnością przysporzyłoby to kolejnej kupy roboty, a wtedy braki w personelu byłyby jeszcze bardziej widoczne i odczuwalne. Z jednej strony chciała pomagać we wszystkim na tyle, na ile mogła i miała uprawnienia, lecz wtedy oznaczałoby to, że policja niekoniecznie pokrywa w pełni wszystkie obszary, które wymagały obserwacji i uwagi. A to nigdy nie wróżyło niczego dobrego. Okres, w którym to wszystko miało miejsce, też nie był sprzyjający. To z kolei był niekorzystny znak nie tylko dla policji, ale również i dla szpitali, gdyż do gry mogły przyłączyć się najróżniejsze schorzenia czy zaburzenia na tle psychicznym. Dobrze się złożyło, że obie mogły pozwolić sobie na to wyjście. Maze najpewniej miała świadomość, że jej dzisiejsza towarzyszka miała też swoje życie prywatne, dlatego też była wdzięczna, że znalazła dla niej chwilę. Może bez jakiejś większej okazji, ale kto w tej sytuacji takiej potrzebował? Doceniała również fakt, że nie naciskano na nią w kwestii alkoholu, bo to absolutnie rujnowało nastrój. Tak przynajmniej mogła nacieszyć się możliwością użyczenia swoich usług jako kierowca. Uberem nie była, ale może właśnie dzięki temu zyskiwała trochę w oczach swoich potencjalnych „klientów”. Nie wiedzieć czemu, ale rozbawiła ją ta sytuacja z ostatnim, szybkim drinkiem. Nie zaśmiała się jednak, a jedynie wygięła kąciki ust ku górze, kręcąc głową z niedowierzaniem. Kolejna, nieśpieszna próba zebrania się do wyjścia również o dziwo nie podniosła jej ciśnienia, a bardziej rozbawiła. Nie skomentowała jej jednak ani słowem tych wyczynów i jedynie poklepała Evinę dzielnie po plecach, gdy już wstała ze stołka i do niej podeszła. — Trudno mi się nie zgodzić. — odpowiedziała zgodnie z prawdą, przywdziewając delikatny uśmiech na ustach. Prawie natychmiast zmrużyła też nieco swoje oczy, gdyż wymiana zdań zbiegła się z momentem, w którym wyszły na chłodne, wieczorne powietrze. Nie było ono jednak aż tak nieprzyjemne, wręcz przeciwnie. — Jakby ktoś był chętny na dołożenie się do paliwa to z chęcią bym go zabrała. Taki ktoś chyba jednak nie istnieje. — parsknęła. Przystanęła tuż obok przyjaciółki, chowając powoli marznące dłonie do kieszeni kurtki. Wtedy też usłyszała krzyk, który nie pozostał niezauważony również i przez Evinę. — Co jest... — wymamrotała pod nosem, czego nawet nie skończyła, bo ruszyła od razu za swoją towarzyszką. Zrobiła to machinalnie, przestawiając się nieumyślnie na tryb pracy. A nawet nie była pewna, dlaczego starowinka tak się wydzierała. — Niech pani poczeka! — krzyknęła, niemalże zdzierając sobie przy tym gardło, ale nie przestała biec. Nie miała nawet czasu podziwiać faktu, że Evina utrzymywała dobre tempo nawet pod wpływem procentów. Udało im się dogonić starszą panią, wciąż rozhisteryzowaną i krzyczącą prośby w stronę Boga. Miała nadzieję, że ją zatrzymają, bo nagły zryw już dawał jej się we znaki. — Cmentarz, uciekajcie jak najdalej od cmentarza! — kwiliła kobieta, a Mazarine mogła przysiąc, że słyszała coś jeszcze o duchach. Nie skupiała się na tym w pierwszej kolejności, bo chciała przystopować kobietę i zakończyć nieplanowany trening cardio. Babcia jednak zwolniła – albo zabrakło jej już sił, albo była dostatecznie daleko od owego cmentarza. I tego, co się na nim działo.
detektywka wydziału zabójstw w Toronto Police Service Headquarters
Find the will to live again Find a way to break the chains You're a monster forever No more games to play Wash your pain away
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor
Przez długi czas Evina żyła właściwie wyłącznie pracą. Co prawda wciąż była ogromną pracoholiczką, ale z Zaylee było jej o wiele łatwiej zbudować coś w sferze prywatnej. Na pewno pomagał fakt, że pracowały w tym samym miejscu przez co o wiele łatwiej było im utrzymywać kontakt. Wystarczyło jedynie, że znalazły w ciągu dnia okienko piętnastu minut, aby wspólnie coś zjeść. Dodatkowo obie potrafiły zrozumieć to jak wielki priorytet miała w ich życiu praca. Dobrały się po prostu idealnie pod tym względem. Ich praca tak naprawdę nie miała nigdy końca. Zamykały sprawa za sprawą, a wszelkich popaprańców na tym świecie wcale nie ubywało. Zaraz bowiem pojawiał się kolejny przypadek, którym należało się zająć. Był to schemat, w którym Swanson trwała od przeszło dwóch dekad. Niedługo zresztą mogłaby się ubiegać o emeryturę ze względu na swój wiek oraz staż, ale nie potrafiła sobie wyobrazić tego, że nagle miałaby się znaleźć w domu bez żadnego konkretnego zajęcia i czegoś, co mogłoby ją stymulować umysłowo. Wiedziała, że kiedyś ten dzień będzie musiał w końcu nadejść, ale póki jakoś się poruszała i miała sprawny umysł to zamierzała tkwić na swoim posterunku. Faktem było jednak to, że na emeryturze mogłaby sobie nieco częściej pozwalać na tak swobodne wyjścia na piwo jak to teraz. Tylko, że chyba wolała bardziej kiedy była to sporadyczna forma odprężenia po pracy. Podobnie jak mocny drink wypity w domowym zaciszu nim mogła udać się do łóżka, w którym ktoś na nią czekał. Nie przeszkadzało jej w żadnym stopniu, że Maze nie piła. Niektórzy stronili od alkoholu, ale dalej lubili atmosferę, która panowała w barze oraz sam akt wyjścia. Nie miała dodatkowo powodów do narzekań, bo przynajmniej miała przy sobie kogoś z kim można było sensownie porozmawiać, a dodatkowo jeszcze Winters obiecała ją podrzucić do domu, za co Evina postanowiła postawić jej kilka bezalkoholowych piw czy virgin drinków, aby jednak w jakiś sposób okazać swoją wdzięczność. W końcu przynajmniej tyle mogła zrobić. Dopiero wyszedłszy z baru zdała sobie sprawę z tego jak gorąco i duszno było w środku, gdzie roiło się od klienteli chcącej już zacząć opijać Halloween nawet jeśli zostało do niego jeszcze sporo czasu. Przynajmniej też mogły normalnie porozmawiać w drodze do samochodu zamiast przekrzykiwać lecącą gdzieś z tle muzykę oraz innych klientów baru, którzy również prowadzili ożywione i niezwykle głośne dialogi. Po dłuższym posiedzeniu w takim miejscu można było sobie zedrzeć gardło. - Ewentualnie można zleźć łosia, który robiłby nam za kierowcę, ale to chyba jeszcze trudniejsze - stwierdziła krótko, bo jednak szybciej spodziewała się tego, że ktoś odda Maze pieniądze za paliwo niż, że znajdzie się kolejny taki, który uznawał bezalkoholowe wycieczki do baru za prawdziwą rozrywkę. Obie miały to do siebie, że w momencie, gdy tylko coś się działo to natychmiast instynktownie wkraczały do akcji. Był to odruch, którego nie dało się wyłączyć po służbie i żyć jak cywil. Rozhisteryzowana staruszka wciąż zawodziła wniebogłosy, chcąc jak najszybciej oddalić się od cmentarza, gdzie podobno znajdowały się te wszystkie straszne duchy. Całe szczęście płaczka w końcu zwolniła i finalnie zatrzymała się przy jednym budynku, opierając się o niego dłońmi by odetchnąć. - O matulu... O matko przenajświętsza. Boże wszechmogący i Gabrielu archaniele zachowajcie mnie od złego - płakała dalej, a Evina, która wyhamowała w pobliżu miała wrażenie, że za chwilę zwymiotuje tuż u niej stóp ze zmęczenia. Potrzebowała chwili na to, aby uspokoić podrażniony żołądek i cofające się powoli drinki, ale w końcu doszła do siebie. Zerknęła jeszcze na koleżankę po fachu, która dotarła razem z nią na miejsce i skinęła głową na znak, że mogą jak najbardziej przejść do rzeczy. - Pani kochana... - wydyszała, prostując się powoli. - Co tam właściwie było na tym cmentarzu? Musiały wiedzieć na co właściwie się pisały jeśli chciały tam się zakręcić i zobaczyć, co właściwie straszyło straszą mieszkankę miasta. Ta wyglądała jakby naprawdę zobaczyła jakiegoś ducha i przeżegnała się jeszcze trzy razy, patrząc ogromnymi oczyma zarówno na Winters jak i na Swanson. - Ło kochaniutka. Diabelstwa tam są. Straszy. Duchy między grobami łażą, ludzi nękają. Czarcie pomioty tam gusła odprawiają! - zdradziła pełnym przejęcia głosem jakby właśnie przekazywała jej niezwykle tajemną wiedzę. Szkoda tylko, że to mówiło Evinie dokładnie tyle co nic i wyglądało na to, że same musiały z Mazarine sprawdzić, co właściwie się tam działo. Najprawdopodobniej jakieś szczeniaki się zabawiały w Halloween i odprawiały jakieś swoje czary czy dziwne obrzędy, o których wyczytały w internecie. - Dobra... Po prostu się tam przejdźmy i zobaczmy o co ten raban. Gotowa, Maze? - zapytała koleżanki po czym spojrzała na staruszkę. - Zajmiemy się tym proszę pani. Proszę być spokojną.
Gdyby to Mazarine miała mierzyć się z problemem w postaci odejścia na emeryturę i szukania innego zajęcia, miałaby nie lada orzech do rozgryzienia. Być może była nawet bardzo podobną, młodszą wersją swojej koleżanki po fachu bo ona również miałaby kłopot, gdyby jednego dnia miała powiedzieć posterunkowi do widzenia. Była po uszy w pracy, w dodatku aż tak bardzo, że nie pamiętała nic poza nią. Wiedziała, że to nie do końca było zdrowe. Wolała jednak taki żywot niż skończyć jak własny, nieznany jej ojciec – jako podejrzana w kilkunastu sprawach. I jeśli to miało sprawić, że albo odejdzie ze służby jako staruszka, albo umrze w trakcie pracy – niechaj tak będzie. Lepsze to niż bezcelowe zbijanie bąków po godzinach. Była również zadowolona z samego faktu, że jej znajomi próbowali ją ustawiać głównie dla żartów, a nikt tak naprawdę nie chciał jej faktycznie zmieniać. Czy to chodziło o pracę, związki czy chociażby o picie alkoholu. Była jedną z tych osób, dla których natarczywe „zachęty” działały podwójnie irytująco. Nie miała natomiast problemu, by wyjść na drinka z kimś takim jak Evina, która nie tylko tolerowała jej życiowe wybory, ale również i zachęcała ją w pewien sposób do ich kontynuowania. Dzięki temu spotkanie stawało się jeszcze przyjemniejsze, bo człowiek wiedział, że ktoś go szanuje. I odpowiadała tym samym – szacunkiem oraz tolerancją. Nawet, jeśli obejmowało to służenie jako kierowca czy prowadzenie pijanych osób prosto pod drzwi domu. Wtedy nie miała nic przeciwko, nawet jak cały precedens stawał się trudniejszy wraz z kolejnymi etapami. — Oj tak, rzadko kiedy ktoś chce robić za kierowcę. Może dlatego, że większość lubi się napić i tylko ja jestem jakimś kosmitą. — zażartowała, uśmiechając się delikatnie. Kto wie, być może była kosmitą. Może cała opowieść o zajściu w ciążę z SA była jedynie doskonale upiększoną bajeczką, by ukryć jej prawdziwe pochodzenie. Mogła być sceptykiem, uznawać takie rzeczy za bujdę lub bogatą wyobraźnię, ale zdecydowanie wolałaby chyba taki plot twist w porównaniu z realnym życiem. Winters było szkoda tej staruszki, nawet w momencie, w którym miała ochotę wypluć własne płuca. Nawet młodzi, pełni energii przestępcy nie zawsze byli w stanie zmusić ją do tak intensywnego pościgu. Była zatem w stanie uwierzyć, że staruszka nie histeryzowała bez powodu. Strach był zdolny zmusić człowieka do niemożliwego. Pytanie tylko, czy powód był na tyle namacalny, by obie panie detektyw mogły się z nim uporać, czy może jednak powinny były pozostać przy uspokajaniu kobieciny i przekierowania jej dalej. Mazarine rozważała każdą opcję. — Spokojnie... — miała chęć powiedzieć coś jeszcze, ale trudności ze złapaniem tchu skutecznie odwiodły ją od tego pomysłu. Przynajmniej na ten moment. Dała dychnąć zarówno sobie, jak i swojej koleżance oraz starszej pani. Ta chyba najbardziej potrzebowała teraz dodatkowej dawki tlenu. Evina jednak uprzedziła ją z gadką, więc nie odzywała się ani słowem. Odpowiedź na nurtujące je pytanie również w końcu nadeszła. To, co usłyszała, przyprawiło ją tylko o głębokie westchnięcie, które mogło być równie dobrze uznane za złapanie głębszego oddechu po szybkim biegu. Mentalnie już przychylała się bliżej opcji numer dwa z wcześniej, ale żeby miały pewność, powinny to sprawdzić. Jak nie będą widzieć duchów to wszystko będzie jasne. Chyba. — Dopóki nie będziemy się tam ścigać to jestem gotowa. — odpowiedziała, uśmiechając się z przekąsem. Staruszce rzuciła natomiast zupełnie inne spojrzenie, odrobinę bogatsze o ciepło i wyrozumiałość. — Nieopodal jest ławka, niech sobie pani tam odsapnie. My sprawdzimy, co jest grane. — poniekąd takich rzeczy obawiała się w związku z Halloween. Nawet normalni ludzie zaczynali widzieć duchy tam, gdzie zwyczajnie ich nie było. Gorzej z chorymi, bo oni byli jeszcze bardziej pokrzywdzeni w takich momentach. Zwariować szło od zwykłych zgłoszeń od ludzi chorych umysłowo, ale pod koniec października było apogeum. Nawet sobie nie wyobrażała, jak to wygląda w Stanach, gdzie każdy dom był przyozdobiony na taką okazję. Skinęła głową w kierunku Swanson, samej bez zbędnych ceregieli ruszając spacerkiem w kierunku cmentarza.
detektywka wydziału zabójstw w Toronto Police Service Headquarters
Find the will to live again Find a way to break the chains You're a monster forever No more games to play Wash your pain away
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor
Całe szczęście według Eviny emerytura była jeszcze odległym konceptem. Nie zamierzała odchodzić ze służby chyba, że siłą ją wyciągną z komendy i usadzą na dupie. Do tego czasu planowała cały czas rozwiązywać kolejne sprawy póki jeszcze jej mózg był w stanie poprawnie działać. Potrzebowała jakiejś stymulacji umysłowej i obawiała się, że niestety w życiu cywila jej nie odnajdzie na wystarczającym poziomie. Chociaż zdecydowanie przydałoby jej się ograniczenie stresu, który po dłuższym czasie bywał zabójczy dla organizmu. W gruncie rzeczy Maze i Evina były do siebie niezwykle podobne pod wieloma względami. Swanson bowiem również nie znosiła nacisków czy dobrych rad, które jedynie sprawiały, że jeszcze bardziej chciała robić swoje. Lubiła udowadniać to, że ma rację, jej sposoby są słuszne, a przede wszystkim to, że jest warta o wiele więcej niż ktoś mógłby przypuszczać. - Kosmici są też istotni. Jak widać dla ciebie to żadne wyrzeczenie, a inni nie muszą ponosić ofiary - skomentowała z lekkim uśmiechem. Naprawdę nie dbałą o to kim Winters była i skąd pochodziła tak długo jak faktycznie potrafiła się z koleżanką dogadywać i miło spędzać czas. Jeśli byłaby kosmitką to pewnie Evina jedynie wydałaby z siebie pełen zrozumienia pomruk, znaczący, że przyjęła to do wiadomości i po prostu zamówiłaby kolejne piwo. Staruszka wyraźnie była rozemocjonowana i prawdopodobnie adrenalina była jedyną rzeczą, która utrzymywała ją przy życiu i pozwalała na to, aby funkcjonowała na tak wysokich obrotach. Ev nawet przez chwilę zastanawiała się czy przypadkiem płaczka nie wypadałaby lepiej od nich na testach sprawnościowych, ale szybko skupiła się na tym, co je czekało. Skinęła głową na propozycję, aby tam nie biec. Już i tak zmarnowały sporo energii na pościg za babcią. Zamiast tego lepiej było, aby skierowały się wolniej na cmentarz, ale za to były dużo bardziej uważne i wyczulone na wszystko, co mogło tam grasować. Brama cmentarza zamajaczyła na horyzoncie. Była uchylona, a obok leżał przecięty łańcuch, którym pętano wejście. To świadczyło o tym, że ewidentnie ktoś postanowił dokonać włamu. Swanson obejrzała się jeszcze na koleżankę i skinęła jej głową, aby dać znać, że wchodzi do środka. Wokół nich rozciągały się w zasadzie egipskie ciemności, których praktycznie nic nie rozświetlało oprócz migoczących tu i ówdzie zniczy. Wiatr hulał z kolei swobodnie i poruszał gałęziami drzew, które szorowały wiciami po płytach okazalszych grobowców, wydając upiorny dźwięk. - Widzisz coś? - zapytała jeszcze Maze ściszonym głosem i sama przeskanowała mroczną nekropolię uważnym spojrzeniem. Miała wrażenie jakby gdzieś z daleka dobiegały je głosy jakiegoś piekielnego zaśpiewu. Na tyle subtelne, że trudno było je wychwycić. Może jakieś szatańskie rytuały? Choć pewnie po prostu jakieś dzieciaki zabawiały się w nowoczesne czarownice.
Póki mózg pozostawał sprawny, a ciało również dawało sobie radę z większością wymogów dotyczących biegania za przestępcami, to najważniejsze wciąż było na swoim miejscu. Chociaż co do tego drugiego to część policjantów nawet w trakcie pierwszych lat służby lekceważyła swoją kondycję, a często również i dietę. Efekty wychodziły po latach, a praca w tak wymagających warunkach często to wszystko pogarszała. Dodając do tego stres to już w ogóle. Nie każdy wytrzymywał tutaj tyle ile Mazarine, a co dopiero jej przyjaciółka po fachu. Można zatem dodać niezwykłą odporność, wytrzymałość, a może nawet i dobre (albo chociaż w miarę poprawne) nawyki zdrowotne z przeszłości do worka z rzeczami, które łączyły te obie panie. Ten powoli się zapełniał, ale to nawet lepiej. — To prawda. Ale bycie kosmitą jest nieopłacalne przy dużej popularności, więc lepiej nikomu nie mów o tym, kim naprawdę jestem. — pozwoliła sobie na żart, co było dość rzadkim zjawiskiem w jej przypadku. W jej dniu dominowała służba, a tam takie żarciki były raczej niewskazane. Przy znajomych mogła pozwolić sobie na odrobinę luzu. I to też zależy przy kim. Nie każdy potraktowałby jej „coming out” jako kosmita w taki sposób, w jaki Swanson przyjęła tę informację. Oszczędzanie resztek sił było dobrym pomysłem, zwłaszcza, iż wciąż nie wiedziały czego spodziewać się na tym cmentarzu. Przecięty łańcuch nie był dobrym znakiem. Gdy tylko Maze go dostrzegła, jeszcze bardziej skupiła się na całej otaczającej ją scenerii. Ciemnych zarysach drzew poruszanych od czasu do czasu przez wiatr oraz towarzyszącym temu szeleście liści. Zarysie placu cmentarza za bramą oraz za powoli majaczącymi się w oddali sylwetkami nagrobków i innych cmentarnych elementów. Skinęła głową w odpowiedzi, wchodząc na cmentarz tuż za koleżanką. Od razu rozejrzała się dookoła, choć nocna pora zdecydowanie utrudniała im obserwację. Starała się jednak wytężyć nie tylko wzrok, ale i umysł, by w razie czego zareagować od razu. — Nie, ale… słyszę pieśń? — praktycznie że wyszeptała te słowa w stronę Eviny, chcąc jednocześnie przekonać się, czy jej się nie wydawało. Może to w kościele odprawiały się właśnie jakieś modły, a panująca wokół atmosfera dodała do tego wszystkiego dreszczyku? Winters nie umiała tego jednoznacznie stwierdzić, więc wróciła do przetrząsania wzrokiem tego, co otaczało je dookoła. Wzrok powoli adaptował się do ciemności, ale wciąż nie były to warunki idealne do spostrzeżenia czegoś nietypowego. Pozostawał jej słuch, który po kilku minutach od wejścia na cmentarz zarejestrował nagły trzask od strony bramy. Maze od razu obróciła się w tamtym kierunku, ale nie zauważyła nic. Dziwne. Może jej się zdawało?
detektywka wydziału zabójstw w Toronto Police Service Headquarters
Find the will to live again Find a way to break the chains You're a monster forever No more games to play Wash your pain away
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor
Mniej pociągającą perspektywą była praca za biurkiem. Rzecz jasna Evina nie znosiła biurokracji, formalności i tym podobnych, ale gdyby tylko mogła brać udział w konsultacjach oraz rozwiązywaniu spraw bez wychodzenia w teren to wtedy na pewno nie mogliby jej się pozbyć. Chyba, że chwyciłaby ją demencja. Swanson mogła jedynie liczyć na to, że efekty uboczne stresu, nieprzespanych nocy z tanim żarciem oraz lekki alkoholizm i palenia jak smok jednak nie dopadną jej jakoś przeraźliwie. Choć sama dopraszała się o problemy zdrowotne. - Milczę jak zaklęta - przytaknęła, bo w życiu nikomu nie wyjawiłaby faktu, że jej koleżanka jest kosmitką. Po pierwsze nie chciała jej narażać na ataki alienofobów. W końcu hejt i niechęć do mniejszości społecznych był plagą dzisiejszych czasów. Poza tym co jeśli nagle Maze zainteresowałby się rząd i chcieliby ją dla siebie przywłaszczyć? Nie zamierzała na to pozwolić. Oszczędnie dysponując posiadanymi siłami zaczęły rozglądać się po terenie cmentarza. O ile nic po prostu nie uroiło się tej przeklętej płaczce to powinny trafić na cokolwiek, co odbiegałoby od normy. Chociaż chwilowo trudno było w ogóle dostrzec cokolwiek, co mogłoby się kwalifikować pod podobne kategorie. Przynajmniej dopóki obie nie uświadomiły sobie, że istotnie słyszą jakiś zaśpiew. Mógłby to być rzecz jasna jedynie wiatr, ale coraz wyraźniej słychać było w tym wszystkim jakieś niezrozumiałe słowa. Jakby z łaciny czy innego języka, który brzmiał jak jakaś antyczna mowa. - Czyli nie tylko ja słyszę ost z typowego horroru? - zapytała jeszcze Winters, bo skoro obie to słyszały to w grę wchodziły jedynie halucynacje zbiorowe lub to wszystko się realnie działo. Śpiewy stały się donośniejsze, a Swanson wskazała koleżance miejsce między grobami i posadzonymi między nimi gęstymi krzewami, z którego wydawało się bić o wiele jaśniejsze światło. Jakaś poświata? Może ognisko? Pewnie gównarzeria faktycznie postanowiła odprawiać tu jakieś czary i bawić się w wiedźmy. Wystarczało ich jedynie przegonić i wszystko będzie w porządku.
Papierkologia była lepsza niż nic. Mazarine zawsze twardo mówiła, że jakby kiedykolwiek chciała zażyczyć sobie dzieciaka w trakcie służby, pracowałaby do oporu nawet zza biurka – przynajmniej do czasu, aż jej przełożony nie miałby dość jej ciążowych hormonów. To samo tyczyło się urazów, które uniemożliwiały jej pracę w terenie. Dostałaby szału tak czy siak, ale byłby to mniejszy szał niż gdyby miała pracować gdzieś indziej lub gdyby miała nie pracować wcale. — Dzięki. Doceniam. — uśmiechnęła się z rozbawieniem. Winters miała jednak wrażenie, że nawet gdyby to nie były żarty o jej kosmicznym wręcz pochodzeniu, a faktyczna kwestia do ukrycia, również mogłaby liczyć na swoją koleżankę po fachu. Było to miłe uczucie, mogąc komuś faktycznie zaufać z jakimś sekretem. Choć śpiew stawał się bardziej wyraźny, dalej nie rozumiała jego przekazu ani żadnych słów. Nie mogła być to zatem typowa, kościelna pieśń, którą grano na mszy. To sprawiło, że zmarszczyła brwi jeszcze bardziej, ale ani myślała, by się wycofać. — Najwidoczniej. Ewentualnie obie mamy te same zwidy. — wzruszyła ramionami. Kto wie, równie dobrze ktoś im mógł wrzucić do drinka jakieś proszki, a teraz mierzyły się z efektami. Może ta babcia również była tylko wymysłem? Były jednak policjantkami, więc zwidy czy nie zwidy, miały obowiązek to sprawdzić. Im głębiej cmentarza wchodziły, tym bardziej Maze utwierdzała się w przekonaniu, że jednak te proszki byłyby lepszą perspektywą niż rzeczywistość. Coraz więcej znaków świadczyło, że coś faktycznie miało tutaj miejsce, a jej coraz mniej się to podobało. Zdecydowanie łatwiej byłoby im przegonić nawet grupkę satanistów, gdyby to był każdy inny miesiąc w roku. Akurat musiało im to wypaść w październiku, tak blisko Halloween. Podeszły bliżej tajemniczej poświaty, dalej kryjąc się za okolicznymi krzakami, a na jej tle zamajaczyły się jakieś sylwetki. Z takiej odległości ciężko było jednoznacznie stwierdzić, ile ludzi się tam kręciło. Wnioskując jednak po śpiewach z pewnością mogło być tam więcej niż trzy osoby. W duchu miała jednak nadzieję, że może wyjątkowo była w błędzie. Spojrzała na Evinę, dając jej znak, by podejść jeszcze bliżej. Małymi kroczkami, a do celu. Może dostrzegą coś, co pomoże im ułatwić zadanie z przegonieniem grupki z cmentarza.
detektywka wydziału zabójstw w Toronto Police Service Headquarters
Find the will to live again Find a way to break the chains You're a monster forever No more games to play Wash your pain away
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor
Trzeba było wspierać kobiety w swoim fachu jak tylko się dało. Przynajmniej z takiego założenia wychodziła Evina, która od samego początku była skazana na towarzystwo w większości składające się z mężczyzn. Oczywiście dla niej najważniejsze było to, aby pracować z ludźmi, którzy znali się na swoim fachu i potrafili się zachowywać profesjonalnie, ale zawsze miło było być świadomą tego, że nie była jedynym kobiecym elementem w męskim klubie. Na razie nie widziały jeszcze żadnych osób, które kręciłyby się na cmentarzu. Muzyka czy śpiew równie dobrze mogły być jedynie fragmentem jakiegoś dziwnego pranku i dobiegać z porozstawianych w strategicznych miejscach bezprzewodowych głośników. Przynajmniej to byłoby całkiem dobre wyjaśnienie dla tych straszydeł na cmentarzu. Przy obecnych możliwościach technicznych wszystko można było załatwić. - Ja to jeszcze mogłabym zrozumieć, ale ty nic nie piłaś - prychnęła z lekkim rozbawieniem, ale zaraz odskoczyła nagle w tył i wpadła na idącą o dwa kroki za nią między grobami Maze. Była właśnie święcie przekonana o tym, że głowa posągu na właśnie mijanym grobowcu (kto właściwie jeszcze sobie stawiał grobowce?) przed chwilą odwróciła się w jej stronę i śledziła jej ruchy. Czy naprawdę wypiła tak dużo? A może przesadziła nieco z tą trawką, którą kupiła jakiś czas temu w jednym z nowych sklepów oferujących zielsko? - Wybacz... - mruknęła jeszcze do koleżanki, ale dalej była święcie przekonana o tym, że właśnie zobaczyła coś, co wymykało się zasadom wszelkiej logiki. W pewnej panice Swanson zerknęła jeszcze na niebo, aby się upewnić czy przypadkiem nie znajduje się na nim pełna księżyca. Całe szczęście ten wydawał się być w dużo uboższym stanie, a nie w całej okazałości. Przynajmniej tyle dobrego. Chociaż najwyraźniej nie zniechęcało to nastoletnich satanistów. Widziała ten sygnał, który dawała jej Winters. Skinęła głową. To była pora na interwencję. W znajdującym się na środku niewielkiej pustej przestrzeni cmentarza płonęło ognisko trzaskające wysokim płomieniem, a wokół niego znajdowało się pięć postaci w długich płaszczach. Trochę dużo, ale możliwe, że dadzą radę. Zresztą nie chodziło o to, aby ich wszystkich aresztować za zakłócanie porządku, ale wystarczyłby jedynie ich przegonić, aby nie straszyli już nikogo więcej. Po raz ostatni zerknęła w kierunku koleżanki po fachu, aby upewnić się czy w razie czego była już gotowa do tego, aby wspólnie wyjść naprzeciw grupki cmentarzofili, którzy właśnie wznosili zaśpiew, który w głowie Eviny pasował zajebiście jako intro albo pre-chorus do kolejnej piosenki Within Temptation.