
Zarządzanie klubem - wie, jak prowadzić nocne imperium tak, by zarabiało i pachniało luksusem, nawet jeśli w piwnicy dzieją się rzeczy, o których lepiej nie mówić.
Posługiwanie się bronią krótką - nauczył się na własnej skórze, że czasem gadanie to za mało.
Walka wręcz (boks, krav maga) - nie szuka bójek, ale jak już musi, kończy je w trzech ciosach.
Prawo jazdy typu G - prowadzi swoje BMW M8 tak, jakby urodził się za kółkiem.
Zna podstawy włoskiego i rosyjskiego (tego klubowego, z przekleństwami), a po hiszpańsku mówi lepiej niż po angielsku.
Umie czytać ludzi - wie, kto przyszedł się bawić, kto kłamać, a kto kogoś zabić. Instynkt przetrwania ma lepszy niż niejeden glina.
Negocjacje i blef - potrafi sprzedać wszystko, kłamstwo jak prawdę, a prawdę tak, że i tak mu nie uwierzysz.
Zna się na dźwięku i świetle - potrafi ustawić scenę, bar i nastrój, a czasami nawet zastąpić dj'a.
Umie zniknąć - z miejsca, z rozmowy, z życia. Tak, że nikt nie zauważy, że kiedykolwiek w nim był.
Zaufać do końca, ani policji, ani półświatkowi.
Zamknąć telefonu, zawsze dostępny, nawet o czwartej nad ranem.
Odmówić flirtu, robi to z przyzwyczajenia, jak oddycha, nawet jeśli nic z tego nie chce.
Zachować spokój, kiedy ktoś kłamie mu prosto w oczy, wtedy włącza się coś, co ma w genach po ojcu.
Prowadzić normalnego życia, próby kończą się klubem, potem butelką whisky, a potem kimś, kogo rano nie pamięta.
Zasnąć bez muzyki, cisza przypomina mu Medellín, a tego woli nie pamiętać.
Słabe punkty:
Podwójne życie. Cały czas balansuje między dwiema stronami, policją i mafią. Z żadnej nie może odejść, bo obie mogą go wykończyć.
Uzależnienie od adrenaliny. Jeśli nie ma ryzyka, zaczyna prowokować los. Z nudów.
Brak zaufania. Nie wierzy w szczere intencje, każdy coś chce, każdy coś ukrywa. To go trzyma przy życiu, ale odbiera spokój.
Samotność w tłumie. Klub jest pełen ludzi, ale on zawsze stoi osobno, z drinkiem.
Przeszłość z Medellín. Nie mówi o niej, ale ona wciąż wraca w snach.
Potrzeba kontroli. Wszystko musi wiedzieć, wszystkiego dotknąć, każdą rozmowę mieć pod okiem.
Nieumiejętność przywiązywania się. Kiedy ktoś zaczyna być blisko, Madox pierwszy się odsuwa. Nie po to, by zranić, po to, by przeżyć.
Urodził się w Medellín, w domu, gdzie zamiast kołysanek słyszało się strzały z oddali i szeptane modlitwy pobożnej matki. Ojciec, człowiek półświatka, którego nazwisko wypowiadało się cicho, bo budziło grozę, najczęściej w towarzystwie tego słowa loco, bo naprawę był szalony. Matka, bogobojna aktorka teatralna, która grała nawet wtedy, gdy nikt jej nie oglądał, najlepiej się czuła w roli męczennicy, albo innej świętej. Po niej ma talent do udawania, po nim, zimną krew, kiedy sytuacja wymyka się spod kontroli.
W dzieciństwie mówił, że chce być kimś.
Wszyscy mu uwierzyli.
I może rzeczywiście kimś został, tylko nikt nie jest pewien, po której stronie.
Po skończeniu szkoły teatralnej grał w kilku sztukach. A potem... coś się wydarzyło. Zamieszany w to był jego ojciec, rykoszetem oberwał Madox... i jego matka. Ktoś zniknął, ktoś trafił do więzienia, ktoś inny uciekł.
Madox wyjechał. Toronto przyjęło go tak, jak przyjmuje wszystkich, z dystansem, a jednak z szansą na lepsze jutro. Szansą, której nie miał w Medellín.
Dziś prowadzi Emptiness, klub, który zaczyna się jak każda inna noc, muzyką, alkoholem i gorącymi ciałami wijącymi się na parkiecie w rytmie latynoskiej muzyki. A kończy jak spowiedź, ciszą i grzechami, które pozostają w tamtych czterech ścianach. To tam przecinają się ścieżki glin, gangsterów, dziewczyn o skandalicznie długich nogach i ludzi, którzy mają dużo do ukrycia. Madox stoi pośrodku, między jednym, a drugim, z drinkiem i uśmiechem, za którym kryje się wszystko. Bo właściciel zna wszystkie sekrety Emptiness.
Policja mówi o nim - pozer.
Półświatek go testuje, raz za razem.
On tylko się uśmiecha, dużo gada, nalewa whisky i pyta w czym może pomóc.
Nie ma na koncie dyplomu z prawa ani medycyny, ale ma coś lepszego, instynkt. Wie, kiedy ktoś kłamie, kiedy ma broń, a kiedy po prostu pęka w środku.
Niektórzy mówią, że był kiedyś po drugiej stronie barykady.
Że nosił odznakę, zanim nauczył się ją omijać.
On nigdy tego nie potwierdził. Ani nie zaprzeczył.
Potrafi walczyć, nauczył się tego w podziemnych klubach Medellín, gdzie pięści były walutą.
Potrafi słuchać, tam, gdzie inni mówią za dużo.
Potrafi też znikać, z akt policyjnych, z kamer, z pamięci.
Ma 34 lata. Uśmiech, który może rozbroić i zdradzić jednocześnie.
Klub, który nigdy nie śpi.
I serce, które od dawna gra nie swoją rolę.
Bo Madox to człowiek, który odgrywa życie tak przekonująco, że nikt już nie wie, czy za kulisami w ogóle coś jeszcze zostało...?
Ma bliznę nad brwią po nielegalnej walce w podziemnym klubie.
Nigdy nie siada tyłem do drzwi. W Emptiness zna na pamięć wszystkie wyjścia, a dwa z nich sam dobudował.
Nosi dwa telefony, jeden właściciela klubu (z lśniącą obudową) i drugi pry-wat-ny (poobijany). Ten drugi odbiera zawsze.
Potrafi otworzyć kajdanki wsuwką do włosów. Nauczyła go tego przyjaciółka... aktorka.
Ma psa o imieniu Sombra. Oficjalnie to pies klubowy, nieoficjalnie, jego najlepszy przyjaciel.
Za barem pije tylko kawę po kolumbijsku, jeśli sięga po whisky podczas pracy, to znaczy, że ma zły dzień.
Ma w gabinecie ukrytą ciszownię, to mały pokój bez kamer i telefonów. Tam podpisuje umowy, których nie ma.
Zdarza mu się mówić po angielsku z teatralną dykcją, gdy kłamie. Po hiszpańsku kłamie bez akcentu.
Potrafi rozpoznać kłamstwo po tempie mrugania. Woli jednak udawać, że tego nie widzi, wtedy ludzie mówią więcej.
Ma dla załogi hasło bezpieczeństwa - Światła na pół tonu, znaczy to tyle - uśmiechamy się, ale zaczynamy obserwować.
Ma playlistę After 3AM, puszcza ją tylko, gdy klub już pustoszeje, a on zostaje ze sprzątaczkami.

 
				
 
									 
				
 
									