
Kocham Cię, Pilar… ale nie wiem, co z tym zrobić - bo naprawdę nie wiedział, co się robi z takimi uczuciami. Co się robi z takimi wyznaniami. Chociaż w ich przypadku pewnie najrozsądniej byłoby zostawić je dla siebie.
Zaraz, ale gdzie ten rozsądek? Nie było go.
Już nawet nie było tego cichego głosu.

- Może zaczniemy od drinka? - zapytał, a tę zimną szklankę odstawił tuż obok jej dłoni opartej na ladzie, tak żeby ją poczuła na ciepłej skórze.
Madox chciał, czy nie, to musiał jednak przejść za bar, żeby tego drinka Cherry przygotować. Chociaż prawda jest taka, że wolał to nawet zrobić sam, niż zlecać temu nieudolnemu barmanowi.
- Co pijesz? - zapytał i tym razem pochylił się w jej kierunku przez ladę, tak że te łańcuszki z jego szyi opadły na jej ręce oparte na kontuarze, mogła to poczuć.

Tylko, że kiedy on w końcu wszedł do salonu, kiedy dotarł do niego dźwięk telewizora, a spojrzenie zatrzymało się na kanapie, na której... leżała zupełnie inna brunetka. To telefon aż wysunął mu się z ręki, zsunął po szyi na tors i Madox chciał go złapać, ale zamiast tego zrobił jakiś niekontrolowany ruch i ten telefon kopnął... prosto w kanapę, na której siedziała Debbie. Całe szczęście, że nie w nią.
- Debbie? Co Ty tutaj kurwa robisz? - rzucił od razu, jeszcze zanim zrobił krok w jej kierunku, uniósł jedną brew. Chyba była ostatnią osobą, której by się tutaj spodziewał, zwłaszcza, że ostatnio wywaliła go z mieszkania w samych bokserkach, na śnieg... Chociaż litościwie wyrzuciła mu wtedy ciuchy przez okno.

On na pewno na to nie liczył, bo po tym wyjeździe oczekiwał czegoś zgoła innego, raczej odpoczynku, jakiegoś takiego spokoju. Tego, że wróci z naładowanymi bateriami, a później przez rok będzie mógł sobie wspominać ten udany urlop. Bo co tam mogło pójść nie tak?
A no właśnie wszystko. Wszystko cały czas szło nie tak, do tego stopnia, że w pewnym momencie Noriega dostał w łeb metalową tacką, tak, że skończył na pogotowiu z wstrząsem mózgu. Tylko, że Madox wcale nie miał czasu tam leżeć na obserwacji, bo był właśnie świadkiem na bardzo intensywnym, wielkim, kolumbijskim weselu, więc od razu się wypisał na własne żądanie, kiedy tylko zrobiło mu się lepiej, kiedy tylko w głowie przestało się kręcić. Chociaż później pewnie kręciło mu się w niej jeszcze kilka razy, ale to już może za sprawą pewnej brunetki.
I teraz też mu się zakręciło, kiedy do swojego gabinetu zaprosiła go, ale blondynka. Tylko, że to była akurat taka dobrze mu znajoma blondynka. Czemu on tego nie skojarzył, kiedy skierowali go na konsultację do doktor Lennox?

Czerwonej, jak ta szmata, którą Pilar przyciskała mu teraz do boku, gdy Maddie szła do wyjścia marudząc coś pod nosem. Ale też przy drzwiach rzuciła jakieś dzięki Bogu. Bo ona mogła Madoxowi dwa razy dziennie życzyć śmierci, ale jednak na swój pokręcony sposób, to oni się przecież przyjaźnili.

- Nick Dalton? - powtórzył Noriega, jeszcze jego było mu tutaj dzisiaj potrzeba. Myślał, że już da mu spokój po tym przesłuchaniu, ale jednak chyba się przeliczył.
- I jest z nim Pilar - i dopiero na te słowa Madox poderwał się z miejsca i zrobił krok w kierunku Maddie. Pilar z Nickiem Daltonem, a miała przyjść kurwa sama.
- Popierdoliło ją - mruknął i ruszył przed ten klub. Złapał tylko po drodze czarny płaszcz, żeby zarzucić go na grzbiet, bo śnieg wcale nie ustępował i przed klubem było naprawdę zimno. Płatki śniegu tańczyły w świetle latarni, w czerwonym świetle sączącym się z klubu i osadzały się na tych jej czarnych, niesfornych włosach kudłach, kiedy Noriega stanął przed nimi, między tymi swoimi dwoma gorylami, którzy byli od niego wyżsi co najmniej o głowę, a od Nicka o półtora.
Dalton kurwa był chyba pijany, naćpany, jakiś dziwny, nabuzowany