- 
				 ci co nie lubią kotów kończą w grobie ci co nie lubią kotów kończą w grobie nieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/herpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/herpostaćautor
Gdyby jednak usłyszał o ciąży, kto wie czy nie zacząłby się stresować. Ciężko go było wprawić w taki stan, ale gdy już komuś się to udawało, ciężko mu było się tego pozbyć. Tutaj winowajcą byłby fakt, że nigdy nie miał do czynienia z osobą w ciąży. A teraz miał być z nią zamknięty na dłuższą chwilę czasu. Linwood mógł dosłownie zacząć wariować z czegoś błahego. A co, jeśli zemdleje i nie będzie umiał pomóc? A co, jeśli nagle odejdą jej wody? W takich sytuacjach zapominało się o tym, czego uczyło się ileś lat temu w szkole. Zwłaszcza, gdy była mowa o takim kretynie jakim był Bucky.
— Jakąś tam chyba mam, więc spokojnie. — starał się odpowiedzieć w wyważony i odpowiednio stonowany sposób, by nie denerwować kobiety bardziej. Zapragnął jednak wyjść z tej windy po raz kolejny, czując nie tylko rosnące znużenie, ale i irytację. Nie do końca dobrze znosił przebywanie wśród normalnych, nieznajomych mu osób i powoli zaczynał odczuwać tego skutki.
— Okej, spróbuję poradzić sobie inaczej. — machnął ręką, przenosząc wzrok z powrotem w górę. Gorzej, że nie dało się tego zrobić w inny sposób. Prychnął cicho, przeklinając swoją potrzebę zjechania windą. — O kurczę, faktycznie. Let's do this. — propozycja kobiety trochę podniosła go na duchu, choć była dość ciężka do wykonania. Ale co to dla niego, co nie? Bez wahania podszedł do jednej z barierek i spróbował się na nią wdrapać. Udało mu się za drugim podejściem, ale wciąż trzymał się kurczowo czegokolwiek, nie mając pełnej wiary w nietypowe podłoże dla stóp. Odczekał kilka sekund, po czym spróbował się ostrożnie podnieść. Wyprostował się nieco niepewnie, ale udało mu się zachować równowagę. Chociaż tyle.
Natalie van Laar
- 
				 znowu coś nam poszło nie tak i czyja to wina decyduję ja.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor znowu coś nam poszło nie tak i czyja to wina decyduję ja.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Starała się myśleć całkiem normalnie, a przede wszystkim realnie. Raczej nie mieli opcji udusić się w windzie, przepływ powietrza był, nie było ani za gorąco, ani za zimno. Mimo wszystko nie wyobrażała sobie siedzieć tyle czasu w bezczynności, szczególnie, że partner w niedoli nie wyglądał na takiego, który lubi ciszę.
Może propozycja, która wyszła z jej ust była głupia, ale musiała znaleźć zajęcie. Na szczęście, a raczej o dziwo, chłopak się zgodził, więc przynajmniej będą mieli na co narzekać.
— Nie wiem czy dasz radę się tak rozkraczyć, ale samo zaparcie jednej nogi już powinno pomóc — mruknęła, próbując wyjaśnić to w taki sposób, by przez przypadek chłopak nie zrobił sobie jakiejś krzywdy. Wierzyła, że ma chociaż trochę oleju w głowie i jej gadanina jest niepotrzebna, ale dla spokoju ducha, wolała to uściślić.
Stanęła za nim, zupełnie tak jakby miała go złapać, gdyby stracił równowagę, chociaż doskonale świadoma była, że nawet nie spróbowałaby tego zrobić. Zlecenie z takiej wysokości niemalże by ją zabiło, a ona nawet siły nie miała, by go utrzymać, no i dodatkowo w ciąży. W głowie miała plan, by ewentualnie podsunąć coś pod niego jak będzie upadał, by chociaż sobie głowy nie rozbił.
Oparła się bokiem o metalową ścianę i uniosła głowę, lekko mrużąc oczy.
— I jak? Da się coś tam zrobić? Nie widzę z dołu.
Bucky Linwood
- 
				 ci co nie lubią kotów kończą w grobie ci co nie lubią kotów kończą w grobie nieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/herpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/herpostaćautor
Gdyby nie obecność obcej osoby, jemu czas minąłby bez problemu. Tak to wiedział, że raczej nie mógł liczyć na poskromienie swojej chęci do socjalizacji. Nic nie mógł na to poradzić, zawsze jadaczka mu się nie zamykała przy innych ludziach. Nawet, jeśli jego socjalne baterie były na wyczerpaniu. Może to jakiś przeklęty gen, który odziedziczył po ojcu. Kto wie.
— Okej, czaję, spróbuję. — mruknął i postarał się dopasować swoją pozycję wedle instrukcji kobiety. Nie, żeby kombinował po raz pierwszy z takimi wygibasami w „niecodziennych” warunkach, ale jednak nie chciał umrzeć przez awarię windy. Nie był to sposób zakończenia żywota, którego był godzien.
Był na tyle ostrożny, że cały czas trzymał się w miarę stabilnie w pionie. Przyglądał się sufitowi windy, szukając czegoś sensownego, ale nie widział niczego, co mogłoby pomóc otworzyć wyjście na górę.
— Ani drgnie. — stwierdził ze zrezygnowaniem, decydując się chwilę wcześniej na próbę podważenia środkowej części sufitu windy, ale bez skutku. Bez odpowiednich narzędzi mogli chyba pomarzyć o otworzeniu klapy od środka.
Ostrożnie zszedł na posadzkę, oddychając z lekką ulgą. Stabilne podłoże było dużo lepsze niż balansowanie po rurkach. Podszedł jeszcze do drzwi, zastanawiając się, czy sensowna będzie próba ich otwarcia siłą. Ale chyba zamierzał spróbować.
Natalie van Laar
- 
				 znowu coś nam poszło nie tak i czyja to wina decyduję ja.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor znowu coś nam poszło nie tak i czyja to wina decyduję ja.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Ale gdy van Laar zdała sobie z tego sprawę to zdecydowała się nie mówić tego na głos. Nawet jeśli oblał ją zimny pot i zrobiło się jej słabo to nie chciała bardziej zagęszczać atmosfery. Jeśli on zacznie panikować to ona nie będzie mogła się już powstrzymać.
Obserwowała go z dołu, mrużąc jedno oko, próbując skupić się na metalu, który mężczyzna próbował podnieść. Nie znała się na tym, pewnie gdyby ona została wylosowana do tej trudnej misji to nic by nie zrobiła. Nie znała się kompletnie na windach.
— Jak to? — rzuciła zawiedziona i odsunęła się, znów przylegając gołymi plecami do chłodnej ściany. To była ich jedyna szansa na ucieczkę, teraz faktycznie będą musieli siedzieć i czekać…
Westchnęła i osunęła się na ziemię.
— Czyli faktycznie jesteśmy skazani na kogoś z zewnątrz? — prychnęła cicho i potarła palcami czoło. Dopiero teraz zaczynało się jej robić słabo. Nie wyobrażała sobie siedzieć i nic nie robić przez cały ten czas.
Uniosła głowę do góry, spoglądając na Linwooda, który zaczął badać drzwi. Mogli zacząć to robić od początku, głupi oni. Była to jakaś szansa, ale nie wierzyła, że cokolwiek może się udać - w końcu jeżeli pokrywa od góry była zamknięta tak, że nie dał rady jej otworzyć, to drzwi, które systemowo zatrzaskiwały się najbardziej jak tylko mogły, raczej nie powinny drgnąć.
— Daj spokój, tylko się zamęczysz — dodała po chwili i machnęła ręką.
Sięgnęła po swoją butelkę wody i napiła się, bo zaschło jej w ustach. Wyciągnęła telefon z torebki i zaczęła przeglądać ostatnie powiadomienia. Nawet zadzwonić nie mogła, bo magiczna winda zabrała jej cały zasięg.
Jak ona nienawidzi tej Kanady.
Bucky Linwood
- 
				 ci co nie lubią kotów kończą w grobie ci co nie lubią kotów kończą w grobie nieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/herpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/herpostaćautor
Zrobiło mu się szkoda tej kobiety. Widział jej zawód, a sam wcale nie czuł się lepiej. I też był przecież uwięziony. I czuł się z tego powodu tylko gorzej.
— Niestety na to wygląda... — mruknął, po czym wydał z siebie pełen irytacji pomruk. Był zły – na windę, na operatora, ale również i na siebie. Za to, że gówno mógł zrobić. I jak miał świecić przykładem męskości, co? Ubodła go duma, czego oczywiście nie przyznałby na głos.
Nie chciał się tym bardziej poddać z rozwarciem wyjścia siłą, ale drzwi najwidoczniej również nie miały zamiaru spocząć bez walki. Posiłował się jeszcze z minutę, próbując rozdzielić dwie metalowe płyty aż w końcu się poddał, wypuszczając ciężko resztki powietrza z płuc.
— No co za parszywe... — i już miał przeklnąć, gdy drzwi ani drgnęły, ale coś za nimi szczęknęło. Zmarszczył brwi, obserwując z uwagą czy czegoś czasem nie zrobił. Drzwi wyglądało jednak tak samo. Zrobił krok w tył – nic. Po kilku sekundach znowu jednak coś szczęknęło, a po tym omal nie podskoczył, bo znowu odezwał się głos operatora. Miał również wrażenie, że za drzwiami rozbrzmiały stłumione przez metal głosy. Nie bezpośrednio naprzeciwko, trochę w górę, ale całkiem blisko.
Jak się okazało, to był dobry znak, bowiem to ratownicy próbowali się do nich dobić. Po unieruchomieniu windy ratownikom udało się otworzyć drzwi od windy, przez co oboje mogli wydostać się z tej przeklętej puszki. Całkiem szybko im to poszło, a samo opuszczenie windy też nie było tragiczne. Bucky był bardziej niż żywy, mogąc pomóc swojej towarzyszce wydostać się najpierw, a potem samemu podciągnąć się nieco i wyjść z pomocą ratowników.
Akcja zakończona pomyślnie. Ale tej dwójce pewnie przyda się przerwa od podróży windami, to na pewno.

