36 y/o, 189 cm
Dyrektor strategii w AG Industries
Awatar użytkownika
I will make you free when you're all part of me
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her/bitch
postać
autor

  Odwiedziny w Monterosso były ryzykowne. Liczył się z tym i, wbrew pozorom, parokrotnie przekalkulował wszystko, zanim faktycznie podjął decyzję, aby zorganizować samochód i to właśnie tam się udać. Nawet w czasie drogi do oddalonej o kilkanaście kilometrów mieściny, zastanawiał się i próbował oszacować, czy to w ogóle ma sens.
  Nigdy nie działał pod wpływem impulsu, wywołanego emocjami. Nigdy. Do wszystkiego podchodził chłodno, z zimną, lodowatą wręcz, kalkulacją. Sprytnie oszacowując rachunek zysków i strat, jednocześnie rozważając wszelkie ewentualności i ostatecznie wybierając tę, która dla niego mogła przynieść najwięcej korzyści.
  Tak też miało być w tym przypadku, a jego korzyścią – wyciśnięcie prawdy. Niczego więcej sobie nie cenił poza informacją, bo wiedział, że tak naprawdę to ona, obok pieniądza – a może i ponad nim – rządziła światem.
  Wizyta w winnicy Monterosso nie miała trwać długo, bo miał tylko jedno pytanie do zadania. Oczywiście w czas musiał wliczyć te pierwsze, włoskie konwenanse. Powitania, uprzejmie przeprosiny za najście i każdy inny dryg, który tworzył kulturę. Potem już mógł pytać.
  A gdy zapytał, to już ze świadomością, że nie usłyszy prawdy. Na pewno nie całej prawdy. Co usłyszy, to jednak przefiltruje. Każdą informacją potrafił obrócić tak, by coś z niej wyciągnąć. I nie tylko słowa miały być dla niego komunikatem.
  To, co usłyszał, choć tego nie pokazał, wywołało pod jego skórą coś, na wzór ukłucia gniewu. Może zdrady? Odpowiedź na jedno pytanie była tak rozbudowana, a zawierała takie informacje, które zaburzyły nawet jego wygaszony spokój umysłu. Z zewnątrz jednak skutecznie utrzymywał tę samą, niewzruszoną maskę, która odgrywała emocje według planu.
  Podziękował za informację i zmierzał ku wyjściu. Już żegnał się, po raz kolejny z gospodarzem, który zapewniał go o tym, że wszystko ma być w porządku, że on wszystko wyjaśni i skontaktuje się, kiedy dostrzegł ruch w mroku, a potem wyczuł falę bólu wynikłą ze zderzenia z czymś absolutnie ciężkim.
  Stukilogramowym Koreańczykiem, który na niego wpadł.
  Na moment przed tym, kiedy rozległ się huk, przypominający broń palną niewielkiego kalibru, z oddali. Dłoń Salvatore momentalnie zanurkowała pod jego wilgotną od deszczu marynarkę, wyciągając zza niej broń. Gospodarz szybko wycofał się, unikając pierwszego spojrzenia, które wycelował w jego stronę.
  W zamian za to, pojawili się ludzie. I rozkaz. Jedyny taki, którego skłonny był posłuchać, bezdyskusyjnie. Świadomy znacznie lepszej wprawy Koreańczyka w takie sytuacje. Wymienił się ogniem z kilkoma zbliżającymi się mężczyznami, torując sobie drogę do wozu, od strony kierowcy. Dość szybko oszacował, że na Damona nie ma co czekać, bo… To raczej nie jest sytuacja, z której się wychodzi prosto i bez szwanku.
  I z życiem.
  Zaklął odruchowo pod nosem po włosku, odpalając silnik i ulatniając się. Jak ostatni tchórz? Być może ktoś by tak powiedział. W jego świecie był to po prostu pragmatyzm. Praktyczność. Zdolność trzeźwego ocenienia sytuacji i przedłożenia spraw ważniejszych, ponad pozostałe.
Strata człowieka, niezależnie jak dobrego, była mniej istotna, bo Salvatore rozgrywał grę na o wiele większej planszy i o wiele cięższymi pionkami.
  Co nie znaczyło, że utrata kogoś tak przydatnego i obrotnego mu pasowała. To była spora strata i uszczuplenie dla jego prywatnych szeregów.
  Nie oglądając się za siebie – metaforycznie, praktycznie – sprawdzał, czy nikt za nim nie jedzie – pokonał trasę do niewielkiej miejscowości w Lamezia Terme, nad którą roztaczała się jego rezydencja. Zajechał na podjazd i zatrzymał się przed kamiennymi schodkami przy rezydencji. Zaczepił go ochroniarz, ale wystarczyło, aby spojrzał na niego, by nie kwestionować jego obecności tutaj. Dość szybko go rozpoznał.
  Przekazał auto w ręce mężczyzny i kazał się go pozbyć. Jednocześnie też wykonał parę telefonów, organizując ludzi. Nie zamierzał tego, co się stało zostawić tak po prostu. I nie zamierzał też zostawiać Damona bez sprawdzenia jego stanu, nawet jeśli nie zakładał, że byłoby co przywozić. Poza trupem. A trupa nie chciał.
  Po wszystkim przeszedł do swojej sypialni. Wciąż nabuzowany adrenaliną, całkowicie przemoczony, brudny i wyświechtany. Wyglądał tak, jak nigdy by nie chciał, ale jak wyglądał nie raz – właśnie przez pracę.
  Zdziwiło go jednak delikatne światło wewnątrz pomieszczenia, które oświetlało kobiecą sylwetkę.
  — Nie śpisz — stwierdził oczywiste, przekraczając próg. Nie dziwiło go to – ktoś tak kruchy w tej stronie życia nie mógłby tak po prostu zasnąć po całym tym zdarzeniu. Pamiętał dobrze, jak wstrząśnięta była strzelaniną na firmowym spotkaniu w Chinach. A tam nawet nie była naocznym świadkiem, bo zdążył w czas wyprowadzić ją do łazienki.

Navi Yun
28 y/o, 162 cm
Asystentka Dyrektora Strategii w Avalon Global Industries
Awatar użytkownika
I don't pay attention to the world ending. It has ended for me many times, and began again in the morning.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Damon musiał wiedzieć na co się pisze, kiedy akceptował propozycję pracy. Dla niego ryzykowanie życia nie było pierwszyzną. Robił to przez lata, każdego dnia. Narażał własne zdrowie, życie, honor, a także swoją rodzinę, a raczej to co z niej zostało. Sprzedał duszę diabłu już dawno, dawno temu i teraz był już całkiem na straceniu. Kiedy Kostucha po niego przyjdzie, będzie wiedział, że czeka go jedynie najniższy poziom piekieł i nic więcej. Żadnego wybawienia.
I dlatego teraz, gdy biegł, aby ratować tyłek Slavatore’a, nie myślał o niczym, jak o wykonaniu swojego zdania za które mu płacono. Jakby go zdjęli, może jakoś ułożyłby sobie tu życie w inny sposób, ale chcąc-nie chcąc, Damon był lojalny temu, dla kogo pracował.
I dla tego, kto był mu ważny. Ale Giovanni zaliczał się do tego pierwszego typu.
To inny rodzaj lojalności.
Gdy Damon odsyłał szefa do auta, samemu zostając na polu bitwy, aby chronić siebie, ale przede wszystkim Włocha, w wielkiej posiadłości nad miastem, od zmysłów odchodziła drobna Azjatka, którą przywiozła tu starsza kobieta. Navi była w szoku. Była wystraszona, chociaż to mało powiedziane. Przerażona to dobre słowo. Serce waliło jej w piersi. Trzęsła się nie tylko z zimna, ale też emocji. Oraz bólu. Poharatała sobie nogi, gdy biegła na oślep przez las, bez butów, a także pierwszy raz w życiu została postrzelona.
Bolało jak nic nigdy wcześniej.
Concetta dojechała do domu i sama, na własną rękę, opatrzyła częściowo Navi. Raczej nie była przeszkolona w szyciu ran postrzałowych, ale zrobiła co mogła. Wezwała także lekarza, który często pojawiał się w tych regionach i uchodził za „zaufanego”, aby pomóc kobiecie. Concetta zadawała też wiele pytań, ale wszystkie były po włosku, więc Navi nie mogła na nie odpowiedzieć. Zwłaszcza, że była w zbyt dużym szoku, aby w ogóle mówić dużo.
Przez cały ten czas, kobieta nie wypuszczała z ręki telefonu, który otrzymała od Giovanniego. Jakby w nadziei, że ten zaraz zawibruje z dźwiękiem nadchodzącego połączenia. Lub chociaż z wiadomością, która potwierdzi, że wszystko w porządku i Slavatore’owi nic nie było. Że żył, że wyszedł z tego… napadu bez większego szwanku.
Ale nic takiego się nie działo. Siedziała w niewiadomej, brodząc we własnych czarnych myślach, przeplatających się z nadzieją.
Gdy już usiadła w jego sypialni, obolała, opatrzona, w czystej, suchej koszuli nocnej, tuż po tym jak Concetta pomogła doprowadzić jej się do porządku, dalej ściskała jego telefon przy piersi. Zajęła miejsce na jednym z foteli, nieopodal łóżka, kuląc nogi i spoglądając przez okno na ciemny krajobraz miasteczka nocą.
W tym też momencie doszło do niej, jak bardzo się o niego bała. Jak wystraszona była. Nie tylko samym zajściem, które było niezwykle niebezpieczne, ale też tym, że nie wiedziała co z nim. Co z mężczyzną, który był jej bliski i jednocześnie… nieokreślony. Nawet jeśli do końca nie wiedziała na czym stoi, to uświadomiła sobie, że jej na nim zależy.
Mocniej, niż chciałaby to przed sobą przyznać.
Głupia. A obiecała sobie, że się w nim nie zadurzy.
Gdy usłyszała kroki za korytarzem, w pierwszym odruchu myślała, że to Concetta ponownie przychodzi, aby sprawdzić czy nie potrzebuje herbaty czy kocy, ponieważ siedziała w wilgotnych po prysznicu włosach. Ale to nie była Concetta.
Jak dostrzegła doskonale znaną jej, męską sylwetkę, która wkraczała do pokoju, serce jej zamarło.
Nie śpisz.
Miała wrażenie, że jej oczy stają się wilgotne od ogromnej ulgi jaką poczuła w sercu. Zerwała się na równe nogi, aby do niego dobiec i wbrew wszystkiemu, zwyczajnie się w niego wtulić. Jakby za chwilę miał rozpłynąć się w powietrzu.
Nic ci- — urwała, na ułamek sekundy przypominając sobie swoją pozycję. — Nic panu nie jest? — odchyliła się, aby wzrokiem przeskanować jego ciało, ubiór, twarz, szukając jakichkolwiek oznak krwi, które mogłyby ją zaalarmować. Na szczęście nic takiego nie znalazła. — Jest pan cały przemoczony… niech pan to ściągnie — poradziła rozdygotana, sięgając do jego mokrej od deszczu marynarki, aby ją z niego zsunąć. — Przyniosę panu coś suchego. — Była roztrzęsiona od różnych, mocnych emocji, ale chciała też działać, bo to w pewien sposób łagodziło jej stres oraz wcześniejszy strach, który ją rozpierał.
Niestety, ona odczuwała wszystko. Każdą emocję.

Giovanni Salvatore
36 y/o, 189 cm
Dyrektor strategii w AG Industries
Awatar użytkownika
I will make you free when you're all part of me
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her/bitch
postać
autor

  Jego mięśnie napięły się w reakcji na tak bezpośredni kontakt. Taki, który był nagły, ale nie był nieprzewidywany. To on zwykle kontrolował bliskość, w jakiej znajdował się z drugą osobą, a decydował się na nią bardzo rzadko. Nigdy – w takich okolicznościach i w takim charakterze.
  Nie potrafił na szybko ocenić, jak się czuł z tą inwazją na własnej przestrzeni osobistej. To, co działo się pod jego czaszką, było przytłumioną mieszaniną odczuć, nieszczególnie związanych z sentymentem, czy tak głębokich, jakimi były dla zdrowych ludzi.
  To była zachwiana kontrola nad sytuacją – nie wyrażał na to zgody i nie dążył do tego. A jednocześnie był w stanie ten gest przewidzieć – wszak widział, jak się zbliżała i jak sięga do niego swoimi ramionami. Nie przeciwdziałał.
  To był znów ten moment, w którym blend emocji, stłumionych i bezpłciowych, wywoływał w nim frustrację. Wewnętrznie odczuwalne niezadowolenie z niezrozumienia. Z niemożności zrozumienia tego, co się działo. Potrafił to wszystko nazwać, bo znał podręcznikowe definicje, które analizował i zgłębiał latami. Potrafił czytać, tak jakby czytał wolumin poświęcony ludzkiej psychice. Ale to nie było naturalne, a przez to – mocno niesatysfakcjonujące.
  Ironicznie – nigdy wcześniej nie miał nawet tak palącej potrzeby, by poczuć. Oczywiście, że nie raz i nie dwa, zastanawiał się jak to jest, bo był naukowcem, który poświęcał sporą część swojego życia, aby nauczyć się tego, jak funkcjonuje mózg i ośrodki odpowiedzialne za czucie. A ciężko było faktycznie wszystko zrozumieć, pomimo bezbłędnej teorii, bez praktycznego narzędzia odczucia.
  Sprowadzało się to wszystko do tej jednej sytuacji – tej, w której stał, nie odwzajemniając gestu. Sztywno, z ramionami nieznacznie uniesionymi i dłońmi odstawionymi od korpus. Wyglądając tak bardzo nienaturalnie, jak bardzo nienaturalny był.
  Wpatrywał się w nią, miał wrażenie, że przez długie sekundy, kiedy tak naprawdę, między tym jak do niego przylgnęła, nie minęła jedna, a może dwie. Trzy nawet? Maksymanie. Widział jej szkliste oczy, je też przeanalizował z chłodną, chirurgiczną precyzją. Potrafił przypisać do jej postawy emocję, którą reprezentowała.
  I co z tego?
  Nie umknęła jego uwadze również ta korekta w zwrocie, w pamięci mając moment, w którym złamała granicę, którą postawił już dawno temu. Granicę, która nie powinna obowiązywać od kiedy podarował jej budynek, dając niezależność zawodową. Wtedy miała przestać dla niego pracować, więc od tego momentu powinni być sobie równi.
  Choć wciąż pozostawała różnica wieku.
  Nie dał zsunąć marynarki z siebie. Tak naprawdę utrudnił to, kiedy wreszcie przełamał swoją sztywną postawę, ujmując jej twarz w obie dłonie. Przesuwał po jej licu powoli spojrzeniem, dokładnie analizując wszelką zmianę w układzie, który znał dobrze z codzienności.
  Tak bardzo chciał rozumieć, skąd się to brało. Tak bardzo był teraz zafiksowany na jej punkcie, że nie czuł niczego. Nawet palącego bólu na korpusie, pod marynarką.
  — Już dobrze, Navi — odezwał się, przesuwając spokojnie kciukami po jej skórze na policzkach, być może w odruchu ścierając jakąś zbłąkaną łzę, która wyrwała się spod powieki i potoczyła po nim. — Wszystko jest…
  Nie skończył.
  Zatoczył się, czując jak jego siły tak zwyczajnie od niego odpływają. Dopiero teraz naprawdę poczuł rozrywający, palący żywym ogniem ból, który adrenalina pozwalała mu ignorować przez całą drogę tutaj.
  Przyszła nagle słabość fizyczna, a on osunął się, możliwie znajdując na niej podparcie. Jego nogi były słabe, a on ciężki, musiał wiec pociągnąć ją za sobą na podłogę, choć próbował walczyć. Do samego końca.
  Z boku, pod połami marynarki, na przemoczonej koszulki, był widoczny rozlany, szkarłatny ślad. Idealne potwierdzenie tego, że w wyniku wymiany pod winnicą, został trafiony, najpewniej kiedy wracał do samochodu. Nie musiało to być nic fatalnego, nie musiało mu uszkodzić niczego głębiej, ale krew płynęła i robiła to pewnie przez cały czas.
  Stał się blady, słaby i nie myślał trzeźwo. Stał się słaby. Fizycznie i psychicznie.

Navi Yun
28 y/o, 162 cm
Asystentka Dyrektora Strategii w Avalon Global Industries
Awatar użytkownika
I don't pay attention to the world ending. It has ended for me many times, and began again in the morning.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Nie myślała teraz o tym czy nie przekracza jakiejś niewidzialnej, dawno wytyczonej granicy, bo przecież seks to jedno, a inny, bezpośredni dotyk niezwiązany z pożądaniem tylko emocjami, to coś zupełnie innego. A tutaj przewodziły nią przede wszystkim uczucia. Te same, które starała się zepchnąć w bardzo głęboki zakamarek swojego serca oraz umysłu, bo nauczona przecież była życiowym doświadczeniem, że to nic dobrego. Że one nie miały sensu, bo chodziło tylko o to kto ma władzę i pieniądze. W jej życiu to właśnie to był główny motyw przewodni. Nawet jej rodzina nie polegała na uczuciach, bo między matką, a ojcem ich nie było - to tylko handel wymienny.
Nie potrzebowała więc uczuć. Unikała ich całe życie.
A teraz, tego wieczora, odczuwała ich całą gamę.
Od strachu, przez troskę, złość, smutek… gdzie w tym wszystkim była też obawa o zdrowie oraz życie mężczyzny z którym nic jej miało nie łączyć. I zapewne dalej by tak uważała, a raczej, udawała, gdyby nie to, że jego utrata nagle stała się bardzo realna. Przez to sobie uzmysłowiła, że chociaż nie wiedziała jak nazwać tą relację, to jej zależało. Na nim. Może była głupia i naiwna, ale mimo ciągłego wzbraniania się, jej serce przegrało walkę ze zdrowym rozsądkiem.
Podobno to było częste.
Teraz jednak przede wszystkim czuła ogromną ulgę, gdy pojawił się w drzwiach, a ona poczuła jak ciepło jego ciała przebija się przez mokrą koszulę do której przytulała swój policzek. Serce biło jej jak oszalałe i niemalże wyskoczyło z piersi, gdy ujął jej twarz. Spojrzała na niego, a w jej oczach widać było nie tylko ten przestrach, który odbijał się w zaszklonych tęczówkach, ale też całą gamę innych emocji, których nawet nie starała się zatrzymać.
Jego głos był kojący. Do czasu…
Gio! — rzuciła, raz jeszcze zapominając o formalnej formie, gdy w grę wchodziły wyższe emocje oraz strach.
Z całych sił próbowała go wspomóc. Podtrzymać. Ta nierówna walka jednak nie mogła trwać długo, zważając na to, że ważyła ponad dwa razy mniej niż on. Mimo najszerszych chęci i adrenaliny w żyłach, w końcu upadła z nim na kolana, nie wypuszczając go z rąk.
Spojrzeniem szybko przeskanowała raz jeszcze jego marynarkę i koszulę, dopiero teraz dostrzegając szkarłatną plamę odznaczającą się na mokrej tkaninie. Pobladła, a panika zaczęła wkradać się do jej serca. Nigdy wcześniej nie znajdowała się w takiej sytuacji. To wszystko było nierealne, jakby znalazła się w jakimś chorym filmie akcji. Nie była przeszkolona do tego, aby kogoś zszywać. Nie była przeszkolona do tego, aby wyciągać kule po postrzale. Była przez większość życia zwykłą, szarą kurą domową. Maksymalnie co potrafiła zrobić, to zdezynfekować ranę i nakleić plaster oraz owinąć bandaż.
Teraz to było niewystarczające.
Połóż się, zaraz wezwę pomoc — powiedziała, ostrożnie pomagając mu się położyć na ziemi. Z całych sił starała się zapanować nad tym ogromnym strachem, który raz jeszcze zaczęła odczuwać.
Sięgnęła do jego koszuli, aby mimo trzęsących się palców, dość sprawnie odpiąć jej guziki. Przynajmniej część, bo w pewnym momencie zwyczajnie rozerwała drobne nitki, aby jak najszybciej dostać się do źródła krwawienia.
Serce jej na moment stanęło, gdy dostrzegła sporą ilość krwi. Nie wiedziała czy rana jest poważna, ale wiedziała, że stracił dużo posoki… i wciąż to robił.
Concetta! — krzyknęła przez ramię, wzywając włoską pokojówkę. W tym czasie wstała chwiejnie na nogi i podbiegła do łazienki, aby chwycić dwa ręczniki. Upadła ponownie na kolana przy Giovannim i prędko zaczęła uciskać ranę z której ulatywała krew.
Przerażony głos włoszki w końcu trafił do jej uszu, gdy kobieta stanęła w drzwiach, zasłaniając usta dłonią i mamrocząc coś w niezrozumiałym dla Navi języku.
Lekarz, szybko! — Nie wiedziała czy ją rozumie, ale kobieta mimo to przytaknęła i wyciągnęła telefon, aby wykonać połączenie. Lekarz. Ten sam mężczyzna, który opatrzył jej postrzelenie, teraz był potrzebny, aby pomóc Giovanniemu. Musiał się tu pojawić jak najszybciej.
Concetta wyszła z pomieszczenia i zaczęła rozmawiać po włosku, a w tym czasie Navi wciąż uciskała białym, teraz już częściowo zakrwawionym ręcznikiem ranę wlotową.
Wszystko będzie dobrze, nie odpływaj — powiedziała, siląc się na spokojny głos, chociaż ten wyraźnie się trząsł, broniąc się przed złamaniem. Sięgnęła przy tym palcami do jego policzka, nie tylko po to, aby sprawdzić jego temperaturę. — Jeszcze trochę — mruknęła, nerwowo zerkając w stronę drzwi, nie odrywając przy tym rąk od jego ciała. Ani od uciskającego ranę ręcznika, ani od policzka, jakby to była jej własna kotwica, by nie popaść w panikę.


Giovanni Salvatore
36 y/o, 189 cm
Dyrektor strategii w AG Industries
Awatar użytkownika
I will make you free when you're all part of me
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her/bitch
postać
autor

  Kiedy wewnętrznie ma się zaimplementowaną potrzebę posiadania kontroli, moment w którym traci się ją nawet nad własnym ciałem, staje się urzeczywistnieniem największego koszmaru: bo największej porażki.
  Nie wiedział, który to był moment, kiedy wszelkie siły od niego odpłynęły. Nie zauważył nawet, że robiły to stopniowo przez cały ten czas, kiedy jego umysł obracał istotnymi informacjami, które powstały wskutek zdarzeń z winnicy. Był tak maniakalnie skupiony nad tym, by odzyskać kontrolę nad tym, co otaczało, że nie zwracał uwagi na to, co działo się z nim samym.
  Nie od dziś twierdził, że jego ciało było kulą u nogi. Nie dlatego, że nie było w pełni sprawne czy dlatego, że był słaby. Było w dobrej formie. Ale było. I marnowało czas i energię, na zaspokajanie podstawowych, trywialnych potrzeb,
  Znaleźć się w cudzych ramionach, kobiety czy mężczyzny, w tak słabym stanie, było plamą na honorze. Było oddaniem kontroli nad tym, co się teraz stanie, w cudze ręce. To było coś, czego nie robił często, nawet z wyboru; wtedy właśnie ten element decyzji pozwalał to przełknąć, bo było to zaplanowane.
  Zapaść z teraz była chaosem, a on nienawidził chaosu w swoim idealnie kontrolowanym życiu.
  Runął więc na ziemię, ciągnąc za sobą filigranową, kobiecą sylwetkę. Rozsypał się, w jednej chwili, jak stłuczona tafla lustra, którym był. Lustra, które odbijało i pokazywało ludziom tylko to, co chcieli zobaczyć, a nigdy tego, co było za nim.
  Jego oddech się spłycił, a każdy kolejny kosztował go więcej wysiłku. Z każdym wydechem zdawał się oddawać również pozostałe mu cząstki własnej siły. Czuł nawet, jak przerażające objęcia chłodu wspinają się po nim, zamykając w swych ramionach. I słyszał nawet bicie własnego serca, które zwalniało. Powoli i stopniowo.
  Głos Navi wydawał się być przytłumiony, a każdy ruch, którego się podejmowała, znacznie szybszy, niż mógł nadążyć za nim jego umysł. Obraz powoli tracił swoją ostrość; widział to, kiedy próbował kontrolować spojrzeniem to, co kobieta robiła z połami jego marynarki i guzikami przy mokrej, brudnej koszuli.
  Wśród wszechogarniającego chłodu poczuł jej dłoń. Latarnię, pośrodku wzburzonego nocą morza; ciepłe wspomnienie, w absolutnej nicości. Nie był sentymentalny. Nie czuł jak inni. Ale czuł. Inaczej, płycej. Na zasadzie skojarzeń; na zasadzie analizy. Nie na zasadzie sentymentu, a na zasadzie głupiego pragmatyzmu.
  Jego źrenice zaszły gęstą chmurą, gdy na nią patrzył. I nawet powieki zdawały się go zdradzić, kiedy raz po raz, próbowały opaść, niczym kurtyna.
  Nie mógł powiedzieć nic. A chciał.
  Nie mógł zmusić ciała do ruchu. A chciał.
  Ostatkiem sił, choć nie był to żaden wielki gest, osunął się głową na bok, wpadając nią głębiej w dłoń Navi, czując, że nawet ciepło jej dłoni przestało być dla niego tak czytelne.
  Ostatnie zajęte burzą spojrzenie padło na kobietę. Ześlizgnęło się po jej twarzy powoli, ociężale. Już nie analizowało i nie szukało niczego. Dotknęło jej i zbadało. Nie po to, by przeczytać to, co na niej było. By zapamiętać i trzymać się tego widoku, kiedy ciemne plamy zajmowały coraz więcej, zabierając też widok na niią.
  Oddał jej to, co było jego ostatnim spojrzeniem.
  Ostatnim gestem.
  Ostatnim oddechem.
  Ostatnią myślą.
   Com’è sottilmente facile accogliere la fine, guardandola.
  Jakże przewrotnie łatwo przyjąć koniec, patrząc na nią.
  Mięsień jego twarzy drgnął, łamiąc linię ust w ironicznym uśmiechu.

Navi Yun
28 y/o, 162 cm
Asystentka Dyrektora Strategii w Avalon Global Industries
Awatar użytkownika
I don't pay attention to the world ending. It has ended for me many times, and began again in the morning.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Gio… nie odpływaj, jeszcze chwilę.
To było przerażające. Całe to doświadczenie ją zwyczajnie przytłaczało, bo nie wiedziała co może zrobić. Była w tej chwili całkowicie bezużyteczna, bo jedyna na co mogła się zdać, to ciągłe uciskanie rany, aby krew nie ulatywała z ciała Włocha tak szybko, jak dotychczas. Nie mogła zrobić więcej. Musiała czekać na przyjazd lekarza i mieć nadzieję, że do tego czasu Giovanni nie straci aż tyle krwi, aby się już nigdy nie obudzić.
Nie patrzyła na niego teraz jako na dyrektora strategii ogromnej firmy. Nie patrzyła na niego jak na słabego, żałosnego człowieka, tylko jak na ważnego jej mężczyznę z którego z każdą sekundą ulatywało życie. Widziała jak słabł w oczach. Jak przestawał być responsywny. Jak tracił kolory. Jak ciężko oddychał. Jak nieobecny był, gdy na nią patrzył. I to ściskało jej serce w nieprzyjemnym odczuciu - przestrachu i przeplataną prośbą, aby wytrzymał jeszcze trochę.
Nie opuszczała ręki z jego policzka, w tej chwili już go prosząc, aby jeszcze nie zasypiał. Nie wiedziała czy ją słyszy, ale ze wszystkich sił starała się na sobie utrzymać jego uwagę. I chociaż czuła jak łzy wciskają jej się na oczy i spływają pojedynczo po jej policzkach, to nie przestawała do niego mówić. Czuła się bezsilna. Bezużyteczna. Strasznie… słaba, bo mimo jej usilnych prób, krew wciąż z niego wyciekała.
W końcu Giovanni stracił przytomność.
A ona wydała z siebie rozpaczliwe:
Concetta!
Zupełnie jakby kobieta miała przyspieszyć przyjazd lekarza.
W końcu się pojawił. Odnalazł Navi, wciąż klęczącą przy nieprzytomnym ciele Salvatore’a. Zapłakaną, z całych sił w dalszym ciągu uciskającą ranę. Przez cały ten czas do niego mówiła, nawet jeśli jej nie słyszał. Prosiła, aby wytrzymał, aby walczył. Że wszystko będzie dobrze.
Lekarz kazał jej się odsunąć.
Ale ona nie chciała.
Concetta schwyciła ją od tyłu, za ramiona, po włosku prosząc ją, aby dała mężczyźnie pracować. Navi chciała powiedzieć, że on potrzebuje szpitala, ale wtedy lekarz wyciągnął swój sprzęt, zupełnie jakby był przygotowany na… ratowanie życia. I nie tylko.
Włoszka wyprowadziła Navi z pomieszczenia, i chociaż kobieta się stawiała, w końcu się poddała. Oglądała się za siebie do samego końca, prosząc lekarza, aby go uratował. Tylko tyle. A może aż tyle.
Concetta zrobiła Navi herbatę, ale ta nie chciała nic pić. Nie była w stanie niczego przełknąć. Każda sekunda, a potem minuta, ciągnęła się w nieskończoność. Nie miała żadnych informacji. Lekarz jak zamknął się z Giovannim w sypialni, tak stamtąd nie wychodził przez długi czas. I chociaż służka próbowała ją uspokoić, że Salvatore jest w dobrych rękach, to i tak jej nie rozumiała. Chodziła, krążyła po kuchni, a potem korytarzu prowadzącym do sypialni gospodarza, modląc się w duchu, aby wszystko się powiodło.
W końcu drzwi się otworzyły.
Pan doktor nie mówił wiele, ale nawet po włosku zrozumiała jedno - jest stabilnie.
Noc będzie decydująca, bo stracił dużo krwi. Nie potrzebowała do tego akurat lekarza. Giovanni powinien się regenerować, odzyskać energię. Mężczyzna odwalił kawał roboty, a z tego co widział po pustych workach na krew - był zaskakująco dobrze przygotowany na to, co mógł tu zastać.
Zapewne nie pierwszy raz to robił. Ona tego jednak nie wiedziała.
Wciąż w szoku, minęła lekarza i weszła do środka. Giovanni leżał już w łóżku, a jego tors był obandażowany. Został przeniesiony zapewne z pomocą kilku dodatkowych ludzi. Miał także podwieszoną kroplówkę, która stojąc przy nim, powoli skapywała do jego żył. Odzyskał nieco kolorów, ale w dalszym ciągu był nieprzytomny. Przełknęła ślinę i podeszła do Włocha, kiedy doktor przekazywał pokojówce wszystkie informacje.
Navi ponownie sięgnęła do policzka Giovanniego, aby ostrożnie przejechać po nim palcami.
Serce nieprzyjemnie jej się skurczyło. Wciąż był zbyt chłodny.
Concetta podziękowała lekarzowi i odprowadziła go do drzwi. W tym czasie Navi przysunęła sobie fotel, aby usiąść tuż koło łóżka. Skuliła nogi i sięgnęła dłonią do jego spokojnie unoszącej się klatki piersiowej. Zamierzała dzisiaj przy nim czuwać. Pilnować, aby spał spokojnie, a w razie problemów - zaalarmować kogo trzeba.
Mimo zmęczenia, adrenalina oraz troska trzymały ją długo. Trzy godziny, może cztery. Straciła rachubę czasu, kiedy za oknem zaczęły pojawiać się pierwsze promienie słońca.
W końcu jednak przegrała walkę z własnym organizmem.
Zasnęła.
Pokojówka okryła ją kocem, gdy nad ranem dostrzegła, jak skulona leży w fotelu, z głową i częścią korpusu opartymi na materacu tuż przy Salvatorze.
Rękę wciąż ułożoną na jego piersi, czuwając nad jego oddechem. I biciem serca.


Giovanni Salvatore
36 y/o, 189 cm
Dyrektor strategii w AG Industries
Awatar użytkownika
I will make you free when you're all part of me
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her/bitch
postać
autor

  Nigdy w życiu nie był tak blisko śmierci.
  Nigdy wcześniej nie witał się z objęciami śmierci, tak po prostu. Jednocześnie akceptując własną przegraną, a jednocześnie tak spokojny.
  Każdy bał się śmierci. Mniej lub bardziej, bo niosła koniec i niosła rozliczenie samego siebie. Wyrzutu wszystkiego tego, czego nie zdołało się dokończyć, a co chciało się zrobić. Giovanni miał spore plany na przyszłość. Bliższą i dalszą. Żadne nie były snutymi marzeniami, a starannie zaplanowanymi ruchami, który miały jakiś cel. Nie były jedynie ciekawością czy zachcianką. Starannie zaplanowane ruchy, stworzona strategia dla własnych celów i korzyści.
  I dla własnej vendetty. Więc, kiedy tylko objęcia kostuchy sięgnęły po niego, poczuł coś autentycznie, głębiej. Strach, przed niedokończeniem dzieła. Wielka porażka. Brutalna świadomość utraty kontroli.
  A mimo wszystko, kiedy czuł obecność Navi, nie było to aż tak przytłaczające.
  Dziwne.
  Nie sądził tylko, że to, co myślał, że jest już końcem, tak naprawdę miało nim nie być. Że dostanie drugą szansę; że będzie mógł żyć. Nikt, kto już całkowicie poddaje się wyczerpaniu, kogo serce zwalnia i kto nie czuje już nawet własnego oddechu, raczej nie spodziewa się tego, że to nie jest już absolutne wszystko, co ma mu do zaoferowania ten los.
  Nawet jeśli w los nie wierzył.
  Wśród nicości nagle zaczęły docierać do niego dźwięki. Cichy szmer otoczenia, coś co brzmiało jak spokojny, regularny oddech. Dalej uciążliwy, przeciągły szmer, tak tożsamy dla cykad skrytych w koronach drzewek oliwnych. I pojedynczy świergot ptaków, pomiędzy tym.
  Później pojawiły się zapachy – gaj oliwny, tak charakterystyczny i dobrze mu znany; świeża pościel, płukana w jednym i tym samym płynie od lat, który znał aż za długo. I wśród tego wszystkiego delikatne perfumy, których nuty przypominały tylko jedną, konkretną osobę.
  Jego powieki drgnęły, aż otworzył je powoli, zaraz znów zamykając, by zamrugać gęsto, przyzwyczajając się do jasności. Szare plamy na jasnym tle z wolna, z każdym mrugnięciem, zaczynały nabierać coraz ostrzejszych kształtów, aż w końcu jasnym stało się, że był w pomieszczeniu, które dość szybko rozpoznał i sklasyfikował jako swoje. Bezpieczne.
  Choć to pojęcie względne.
  Za wizją przyszło czucie, a to wywołało niekontrolowane skrzywienie na jego twarzy; przyszedł ból, przyszedł dyskomfort. Obcość czucia własnego ciała w okolicach jednego z boków. A to powoli składało się w jedną całość. Bardzo powoli i nienaturalnie, jak dla jego lotnego umysłu.
  Oprócz bólu czuł pościel na swojej skórze, ale też ucisk. Bardzo delikatny, taki którego mógłby nawet nie zauważyć. W okolicy jego własnej klatki piersiowej.
  Opuścił powoli spojrzenie, wcześniej starając się na próżno podnieść głowę. Jego mięśnie jeszcze nie funkcjonowały tak, jak życzyłby sobie. Każde ich poruszenie kosztowało go znacznie więcej wysiłku, niż było to naturalne.
  Drobną sylwetkę rozpoznał niemalże od razu. Po dłoni, po ramionach, po lśniących włosach. Po sposobie, w jaki jej klatka piersiowa unosiła się i opadała spokojnie, pogrążona we śnie.
  Jego gardło zadrżało, jak gdyby chciało wydać z siebie jakikolwiek dźwięk, ale nic takiego się nie stało. Poczuł tylko nieprzyjemną, chropowatą wręcz suchość w nim i dławiącą chęć odkaszlnięcia.
  Obserwował więc ją, w absolutnej ciszy. W absolutnym bezruchu. Czując przy tym wszystkim, jak jego umysł rozbudza się i staje się jeszcze jaśniejszy, a przez to – zaczyna opracowywać obraz, który miał przed sobą. Starając się znaleźć logiczne odpowiedzi na pytania wszelkiej maści: Co? Gdzie? Kiedy? Po co? Nie mógł tak po prostu kontemplować chwili, nie mógł tak po prostu być, oddając się spokojowi.
  Jego umysł właśnie tak wypełniał tę emocjonalną pustkę – działaniem. Nieustannym analizowaniem i nieustanną próbą skontrolowania otoczenia, aby nic go nie zaskoczyło. Aby nie być wybrakowanym, a przez to słabszym czy zauważalnie innym.
  Dopiero po dłuższym czasie był w stanie poruszyć palcami jednej ręki, później i całym nadgarstkiem. Wkrótce i całym przedramieniem, które ostatecznie wrzucił niezdarnie i niestety mniej delikatnie, niż chciał, na plecy kobiety. Nie planował jej budzić, ale…
  Pewnie wyszło jak wyszło.
   — Ciao, ragazza — odezwał się słabym, chropowatym wręcz i w brzmieniu głosem. — Dobrze cię widzieć.


Navi Yun
28 y/o, 162 cm
Asystentka Dyrektora Strategii w Avalon Global Industries
Awatar użytkownika
I don't pay attention to the world ending. It has ended for me many times, and began again in the morning.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Chciała czuwać. Tak długo jak tylko mogła. Być na straży jego oddechu oraz bicia serca, jakby coś się nagle miało zmienić. Przez dłuższą część nocy zwyczajnie spał. Jego klatka piersiowa unosiła się jednostajnie, nie zmącona żadną nieprawidłowością. Nie rzęził, tylko spokojnie pobierał powietrze, dokładnie tak jak powinien.
A mimo to, obawiała się, że coś się nagle mogło zmienić.
Miała rację.
Wydawało jej się, że nawet sen ma ostrożny w tym momencie, ale gdy jej organizm się poddał w walce ze zmęczeniem - psychicznym oraz fizycznym, to nawet Concetta, która przychodziła sprawdzić co u niej, a także gospodarza rezydencji, nie była w stanie jej obudzić.
Przynajmniej do momentu w którym nie poczuła czegoś cięższego na plecach.
Jej powieki drgnęły, a świadomość się wybudziła. Dość instynktownie podniosła wzrok, a także samą siebie, aby spojrzeć na to, co się stało. Rozejrzała się i gdy tylko napotkała otwarte oczy Salvatore’a, jej serce zatrzymało się na moment.
Ciao, ragazza. Dobrze cię widzieć.
Od razu wszelkie zmęczenie przeszło na dalszy plan i straciło na znaczeniu.
— Nie śpisz — mruknęła niemalże niesłyszalnie. Stwierdziła oczywiste, ale zrobiła to bardziej dla siebie, aby utwierdzić się w tym, co właśnie miała przed oczami. Tymi samymi oczami, które stały się szkliste w wyniku ogromnej ulgi, która drgała też jej strunami głosowymi.
Nie zsuwała z jego klatki piersiowej swojej dłoni, w tym momencie dokładnie czując, że jego serce wciąż biło. Mocno, miarowo. To znaczy raczej, że nie miała zwidów, a on naprawdę odzyskał świadomość. Jego organizm stał się na tyle silny, aby przebudzić ciało, a to był dobry znak.
Doskonały.
Koc, który narzuciła na nią Concetta zsunął się z jej ramion, kiedy podniosła się wyżej. Sięgnęła drugą ręką do jego policzka, aby ostrożnie przesunąć po jego skórze.
Tak strasznie się bałam, że- — urwała, nie chcąc chyba kończyć tego zdania. I tak nie zamierzała ukrywać, że się zwyczajnie o niego bała. O to, że umrze. Było to w pełni szczere i nigdy wcześniej nie czuła tak silnych emocji. Było to widać po całej jej postawie ciała. Wtedy w samochodzie, tak samo po powrocie, a także teraz, gdy całą noc czuwała przy jego łóżku, modląc się w duchu do nieistniejącego boga o to, aby dał jej jakąś nadzieję.
Uśmiechnęła się do niego słabo, a jednak na tyle wyraźnie, aby przebić się przez ten przestrach przemieszany z wyraźną ulgą. Gdy na nią patrzył, teraz wszystko przestało mieć znaczenie, bo się obudził. I chociaż był słaby, to żył.
Jak się pan czuje? — spytała, wracając do swojego formalnego tonu, a jednak nie potrafiła zabrać rąk z jego klatki piersiowej oraz policzka, gdy sunęła po nim kciukiem. Zupełnie jakby za chwilę miał się rozpłynąć lub ponownie zapaść w sen.
Wolała, kiedy był przebudzony. Lekarz był zdania, że zajmie mu to więcej czasu, a jednak Giovanni pokazał, że jest o wiele silniejszy i bardziej waleczny niż niejeden człowiek. Bo ona na jego miejscu, pewnie spałaby kilka dni zanim byłaby w stanie otworzyć oczy.
Powinien się pan napić wody — powiedziała w końcu i zabrała dłonie z jego ciała, aby sięgnąć do szklanego dzbanka wypełnionego chłodną wodą, który przyniosła tu nad ranem Concetta. W razie jakby Navi chciała się napić. Nie spodziewała się chyba, że to nie ona będzie potrzebowała zwilżyć gardło.


Giovanni Salvatore
ODPOWIEDZ

Wróć do „⋆ Po Świecie”