A ona na to ostrzeżenie spytała tylko, półszeptem, czy jej to obiecywał. Z tą odpowiednią dawką prowokacji, muskając wargami jego ubrane ramię.
Całą drogę musiał ją znosić. Może nie była ordynarnie nachalna, ale zdawała się mieć plan i pełną świadomość, że wcale nie musiała. Nie chodziło przecież o to, aby całkowicie sprowokować go już teraz, ale zacząć niewygodną dla niego, przedłużającą się grę, w której to ona miała inicjatywę. I w której to ona wyznaczała zasady. A kiedy była u kontroli i sama prowokowała przebieg, to wszystko przychodziło tak niezachwianie.
Nie była nawet pijana, bo wypiła ledwie jednego drinka. Ale były w niej impulsy, którym nie potrafiła odmówić. Na czele z rozbrajającą ciekawością… jego.
Rajesh, chociaż nie był naocznym świadkiem jakiegoś wielkiego aktu, być może przeczuwał, że coś się zaczyna dziać. A może po prostu bał się skrzyżować spojrzeniem z Damonem, bo nawet nie patrzył już we wsteczne lusterko, a tylko podkręcił nieco poziom głośności muzyki z radia.
I pewnie odetchnął z ulgą, kiedy mógł ich wysadzić.
Przeszła do wejścia do budynku, wyciągając z kieszeni klucze. Zanim zdołała coś z nimi zrobić, poczuła go. Dotyk jego dłoni wspinających się na jej kibić i bliskość jego oddechu przy jej szyi.
Jej ciało zadrżało, jak na zderzenie dwóch skrajnych emocji. Ekscytacji, ale i pewnego zwątpienia. To, że go nie widziała, ale czuła jak jej skóra wibruje pod jego głosem, było sprzeczne samo w sobie. Obawiała się zajścia od tyłu, nawet jeśli wiedziała, kto był za nią.
A mimo to, mimo rozdygotanej sprzeczności w jej głowie, nie potrzebowała długo, by wcisnąć się grzbietem w jego front, jeszcze chwilę przed tym, zanim szczęk rygla, po przekręceniu klucza, ogłosił otworzenie drzwi wejściowych. Jej serce biło w dwóch różnych rytmach. Dwóch przeciwnych kierunkach. W huczącej wewnątrz niej niepewności, a także pulsującym w żyłach podnieceniu.
Gdy zamek puścił, a drzwi ustąpiły, nieświadomym wręcz odruchem otworzyła je. Płynnie odwróciła się, krótko przesuwając palcami po jego koszulce, zaraz zdecydowanie chwytając tkaninę między palce. Pociągnęła go za sobą, cofając się do środka, aby chwilę potem drzwi mogły zatrzasnąć się za nimi, odcinając ich od rumoru ulicy i pozostawiając ich z samymi sobą oraz pogłosem dudniącym w pomieszczeniu, nawet za najdrobniejszym krokiem.
Nie puściła go, szarpnęła za sobą w kierunku windy, fartownie czekającej już na parterze. Jeden tylko przycisk, i drobne parę sekund oddzieliły ich od wejścia do kabiny dźwigu. W niej przylgnęła plecami do jednej ze ścian, przyciągając go do siebie. Puściła wyświechtany już materiał jego ubrania, prześlizgując palce z jego korpusu na kark. Wczepiła w niego palce, chcąc wymusić, aby pochylił się w j jej stronę, samej dźwigając się na palcach, by skrócić ten niewygodny i nieprzeciętny dystans pomiędzy nimi. Wszystko po to, by mogła wepchnąć mu na usta głodny pocałunek.
Bardzo głodny. Mimo wcześniejszej kolacji.
Nie wiedziała, skąd nabrała tego rozpędu. Być może po prostu dzisiaj dotarło do niej, że raczej więcej ruchu mu nie zaszkodzi, a jego ciało odpowiednio się goiło po poprzednim zajściu. Bo przecież nie chodziło o te kilka upośledzonych komplementów, które od niego usłyszała podczas spontanicznej… randki.
Nie mogło.
Na pamięć, choć nigdy nie szukała go w takiej sytuacji, drugą dłonią znalazła przycisk od trzeciego (chyba) piętra i wcisnęła go. Zamknięcie się drzwi było jak przypieczętowanie jej losu. W dodatku tego, który sama sprowokowała I pewnie stąd było to w stu procentach ekscytujące, a w żadnych martwiące.
Damon Tae

 
				
 
									 
				
