- 
				 o, muzo moja biedna co się z tobą stało? o, muzo moja biedna co się z tobą stało?
 w tych marzycielskich oczach nocnych widzeń roje,
 a szaleństwo i groza kolejno twe ciało
 przyoblekają w chłodu i milczenia zbroję. nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Z nieopisanym niesmakiem spoglądał w wyświetlacz telefonu, który po kilku zdesperowanych próbach nie zaświecił się choć na chwilę. W ciemnym odbiciu jego własne oczy przeszywały go mrożącym spojrzeniem. Po kolejnych uderzeniach serca schował zdegustowany nic niewartą elektronikę do kieszeni kurtki i mamrocząc pod nosem groźby do całego wszechświata, dalej kierował się przed siebie w mroki skrywane przez niepisanego kochanka słońca. Tarcza księżyca blado oświetlała mu drogę, gdy z chaotycznych rozmyśleń wyrwał go warczenie jakby z samych czeluści piekielnych. Delikatnie Beauregard odwrócił lekko głowę w kierunku nieprzyjemnego dźwięku, by dostrzec lśniące ślepia bestii; dzikiego psa, którego dzieliły sekundy od rzucenia się na swoją przypadkową ofiarę.
Uciekaj.
Myśl rozbiła się w jego umyśle boleśnie na chwilę przed tym, jak stopy rytmicznie zaczęły wygrywać pełną desperacji balladę o młodzieńcu uciekającym przed przeznaczeniem. W płucach zapanowała pożoga, kiedy przedzierał się przez krzaki raniące go drobnymi zadrapaniami i tylko cudem — niewartym zbyt wiele dla człowieka pozbawionego wszelkiej wiary — chwycił swój los we własne dłonie i uchronił przed nić przed nożycami samej Atropos.
I z gęstwin z tarczą chwały wypadł wręcz na nieznane mu podwórko; schronienie rzucone mu przez przychylność bogów. Dlatego tym razem bez zawahania się przyjął ten podarek, by opadły z sił opadł na ławkę przed paleniskiem. Spoglądając w nie, starał się uspokoić nierówny oddech po walce o życie i — być może — w nietrzeźwym umyśle uznał, że wspaniałym pomysłem będzie rozpalenie ułożonego przed nim drewna. Drżącymi lekko dłońmi sięgnął po zapałki leżące nieopodal i od niechcenia rzucał podpalone jedna po drugiej w stos swego smutku, by rozniecić ogień dla obumierającej od chłodu duszy. W dodatku przy domu jego własnej prawniczki, ale to wydawało się najmniej ważnym elementem w jego pijackiej przygodzie.
laken bradford

