
 
Z początku wydawać się mogło, że marzenia były dla mnie jedynie dodatkowym wymysłem, kaprysem, by żyć niczym księżniczka z bajki. Po wnikliwym wglądzie, cofnięciu się o kilkanaście lat wstecz i zmierzeniu się z całym bagażem życiowym Gardnerów wniosek jest jeden - jeśli już byłabym księżniczką, to kimś na kształt Kopciuszka. I byłby to Kopciuszek, którego książę zmarł tuż przed ślubem, a własnego ogromnego zamku nigdy się nie dorobił. Chyba, że tym zamkiem można nazwać mieszkanie w Greektown. Wróżka chrzestna? Tylko w snach. Jedynie rodzeństwo się tutaj udało, chociaż oni też jeszcze mogli przejść na złą stronę mocy. Wszystko przecież było możliwe.
Ale zacznijmy od początku, tym razem już tak naprawdę. O czym mogłam marzyć, mając dach nad głową, rodzeństwo i oboje rodziców? Tak się składa, że wiele rzeczy mogłam sobie jedynie wyobrazić głównie podczas leżenia na rozwalającym się łóżku piętrowym i wpatrywania się w obdrapany sufit. Nawet o to było czasem ciężko. Ten dach nad głową, co z tego że był, jak był za mały dla nas wszystkich? Zero prywatności, każdy wiedział jak wygląda bez ubrań i co za głupoty gada przez sen. Już mniejsza z przestrzenią, ale stan mieszkania wołał o pomstę do nieba coraz bardziej wraz z każdym mijającym rokiem. Rodzice? Tylko na dokumentach. Tak naprawdę nie miałam bladego pojęcia, kim są mama i tata z prawdziwego zdarzenia. Wychowało mnie właściwie starsze rodzeństwo. To na nich nauczyłam się polegać, choć równie prędko nauczyłam się polegać jedynie na sobie. Potem jeszcze nauczyłam się pomagać, byleby tylko nie być ciężarem. Zawsze jednak miałam jakieś marzenia z tyłu głowy, ale te takie kompletnie nierealne. Że któreś z rodziców pójdzie po rozum do głowy, zmieni się. Zrobi porządek z tym cholernym mieszkaniem. Ewentualnie zdarzało mi się mieć takie głupie wizje, gdzie wygrywamy ogromną kwotę na loterii i razem z rodzeństwem pakujemy manatki, wyprowadzając się do wielkiej rezydencji. Teraz te wszystkie mantry posyłane w eter do jakiegokolwiek bytu sprawującego pieczę nad losem wydają się być śmieszne. Wtedy były niemym wołaniem o pomoc czy chociażby zrozumienie.
Z biegiem lat wizje ewoluowały. A raczej - stawały się mniej wymagające, ale za to całkowicie realne. Chyba. Znalezienie pierwszej pracy, samodzielność, próba wydostania się z pułapki, którą zastawiła na ciebie własna rodzina. Nie było łatwo godzić niezbyt łatwe życie ze szkołą, gdzie zależało ci na naprawdę dobrych stopniach. Tym bardziej nie dało się tego ot tak pogodzić z dorywczą pracą. Nieprzespane noce, podkrążone oczy - to tylko parę "skutków ubocznych". Ale zaciskało się zęby i robiło się swoje. Nawet mimo faktu, że liczba potknięć tylko zwiększała się wraz z ilością nieprzespanych godzin czy z rosnącą stale liczbą obowiązków. Nic dziwnego, że głównym marzeniem była ucieczka - od zmęczenia, od wiecznego zaangażowania, od życia. A pożegnanie się ze światem było wyjątkowo słabym, tchórzliwym rozwiązaniem. Zwłaszcza, gdy liczyli na ciebie inni członkowie rodziny, bez względu na to czy byli starsi, czy też młodsi.
To marzenie jednak spełniło się. Uciekłam, co prawda tylko do akademika Humber University, bo nie potrafiłabym zostawić wszystkiego ot tak, bez przejmowania się. Tym razem żonglowałam między okazjonalną pomocą w domu, uczelnią a pracą. Było trudno, ale przynajmniej nie budziłam się, patrząc na odklejającą się tapetę. Nie czułam w nozdrzach duszącego zapachu spirytusu czy psujących się śmieci. Wyprowadzka tak naprawdę uratowała mi życie. To dzięki tej, choć ryzykownej, decyzji, byłam w stanie zajść tak daleko. Wróciłam do marzeń, tych wstępnie nierealnych. Będąc na studiach, posiadanie własnego salonu wydawało mi się graniczyć z cudem. Pilnie uczyłam się swojego fachu, ale byłam świadoma, że same umiejętności w kosmetyce nie zadecydują o wybiciu się w branży beauty. Skończyłam szkołę, zatrudniłam się w zawodzie. I na tym mogło się skończyć, gdybym nie podjęła ryzyka po raz kolejny. I po raz kolejny opłaciło się. Dopiero rozkręcamy biznes, ale zapowiada się on naprawdę dobrze.
I naprawdę, pękałabym z dumy. Daleko zaszłam, uwolniłam się również spod przygniatającego wpływu rodziny na moje życie. Zamiast tego jednak, pęka mi serce. To przez to jedno ryzyko, które nie opłaciło się tak, jak powinno. Miłość miała być piękna i trwająca latami, może nawet wiecznie. To on miał być filarem nowej rodziny, którą miałam w planach założyć w ciągu kilku najbliższych lat. Jego śmierć była nieoczekiwana, zwłaszcza ze ślubem na horyzoncie. Niczym przypomnienie od losu, że moje życie zawsze będzie pełne utrapień i ciężarów, które nie byłam gotowa udźwignąć, ale przez brak innych opcji musiałam obarczyć nimi swoje barki.
Biznes to jedyna rzecz, która utrzymuje mnie przy życiu w tym momencie. Najgorsze jest już za plecami, ale ból ani myśli o odejściu. A życie w jego towarzystwie zdecydowanie nie sprzyja tym radosnym, wspaniałomyślnym marzeniom, które zwykłam wizualizować w swoich myślach.
▷ Współwłaścicielka salonu "Atelier N°9", który prowadzi razem z przyjaciółką ze studiów. Ona odpowiada za część związaną ze spa i zabiegami pielęgnacyjnymi, zaś Zella prowadzi drugą część, do której przynależą zabiegi manicure, pedicure i tak dalej. Do niej należy również główne zadanie w postaci zarządzania całością od strony mniej usługowej.
▷ W przeszłości udało jej się rzucić nałóg palenia. Niestety, po śmierci narzeczonego wróciła do starych nawyków, choć stara się robić to w mniejszej ilości. Rozważa też przerzucenie się na vapowanie.
▷Jest wręcz uzależniona od własnego tabletu graficznego, który sprawiła sobie niedawno. Sporo wolnego czasu poświęca na swoją artystyczną pasję, a dzięki możliwości pracy na ekranie mogła spełnić swoje małe marzenie o digitalizacji swoich rysunków. Poważnie myśli nawet nad profesjonalnym malarstwem na boku, bo już w przeszłości zdarzyło jej się tworzyć portrety czy obrazy dla znajomych i rodziny.
▷ Ma skłonności do zapamiętywania dziwnych detalów u ludzi.
▷ Skrupulatnie oddziela pracę od życia prywatnego, choć ostatnimi czasy więcej pracuje niż żyje. Oczywiście, jest to zabieg celowy, mający na celu stłumić te mniej przyjemne emocje. Praca też pozwala jej się w pewien sposób odprężyć.
▷ Jej ulubionymi kwiatami są żonkile.
▷ Jest peskatarianką - nie spożywa mięsa, natomiast nie ma problemu z jedzeniem ryb oraz owoców morza.

 
				
 
									 
				
 
									
