-
trochę czaruś, trochę gbur, ale w przeważającej części adwokat skoncentrowany na tym, by w szyldzie kancelarii znalazło się w końcu jego nazwisko
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskietyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
Być może nie dominowała, ale bez wątpienia była osobą, która w tłumie przykuwała spojrzenia. I z całą pewnością była też kimś, od kogo ta siła biła na odległość. Nie bez powodu dotarła do miejsca, w którym była teraz.
Harold jednak nie był odpowiednią osobą do tego, by jej o tym mówić. Nie był prawdopodobnie nawet odpowiednią osobą, z którą powinna spędzać dzisiejszy wieczór, jednak miał to do siebie, że nigdy szczególnie nie obchodziły go zasady. Przynajmniej nie te, którymi należało kierować się w związku z innymi osobami.
Zwykle widział bowiem czubek własnego nosa.
— Zdziwiłabyś się, jak łatwo można zepsuć deser — posłał jej wymowne spojrzenie, choć za nim nie kryło się nic więcej, niż ż a r t. Carnegie najpewniej nie był wybitnym piekarzem, ale też nie miał za sobą lat praktyki. Przygotowywanie deserów nie było dziedziną, w której skłonny byłby podnieść rękawicę, ponieważ z góry wiedział, że znajdował się na przegranej pozycji. O wiele lepiej czuł się, kiedy miał do czynienia z gotowaniem.
Rozglądał się właśnie po półce z makaronami, kiedy Georgina rozwinęła się ze swoimi przemyśleniami. Zerknął w jej kierunku wyłącznie kątem oka, nie do końca przekonany, czy powinien poruszać z nią tę kwestię. Byli jednak dwójką z n a j o m y c h, którzy rozmawiali ze sobą na życiowe tematy. Czy mogło kryć się w tym coś niewłaściwego?
— Nie jestem specjalistą od małżeństw — prawdę powiedziawszy nie był nawet specjalistą od związków, ponieważ w całym swoim życiu miał za sobą wyłącznie jeden poważny, w dodatku taki, który zakończył się jeszcze w okresie, kiedy Harold zaledwie rozpoczynał studia. Stwierdzić, że był wówczas jeszcze szczeniakiem, to jak nie powiedzieć nic. — Ale być może masz rację — dodał po chwili namysłu, w tym samym momencie wrzucając do koszyka opakowanie makaronu. — Wszystko pewnie zależy od drugiej osoby i od tego, czy do związku nie wkradnie się rutyna — wzruszył lekko ramionami, zatrzymując się przy półce, z której zgarnął kilka kolejnych produktów.
— Gotowa? — zapytał i nieznacznie skinął w jej stronę głową. Jeśli chodziło o niego, mogli powoli udać się do kasy i w końcu wybrać się w drogę do jego mieszkania.
Georgina Gardner
-
I'm dreaming of a white Christmas. But if the white runs out, I'll drink the red.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskietyp narracjityp narracjiczas narracji-postaćautor
Dobre wrażenie to połowa sukcesu, prawda? A Georgina całe życie była uczona robić dobre wrażenie… odpowiednie wrażenie. Pozory zawsze były najważniejsze, nie powinna była okazywać słabości i sugerować, że na perfekcyjnym obrazku są jakiekolwiek rysy – wcześniej w domu rodzinnym, a teraz coraz częściej miała wrażenie, że także w jej małżeństwie. Dlatego pojawiała się w towarzystwie, dlatego bywała na tych wszystkich nudnych prawniczych imprezach, znała imiona jego współpracowników, najważniejszych klientów i wszystkich tych, których powinna umieć oczarować. Była idealnym dodatkiem do drogiego garnituru. Tylko powoli miała dość tej roli… męczyła się w niej. Coraz bardziej brakowało jej powietrza…
Te nieodpowiednie spotkania z Haroldem w jakiś pokręcony sposób sprawiały, że wreszcie mogła odetchnąć pełną piersią. I nawet jeśli miał o niej mylne wrażenie – ewentualnie ona je miała o sobie mylne i czegoś nie dostrzegała, co też było całkiem możliwe – to pozwalał jej przy okazji być sobą. Interesował się. Pozwalał jej mówić o sobie. To było… miłe. Przyjemne.
Zaśmiała się, gdy stwierdził, że nie był specjalistą od małżeństw, głównie dlatego, że…
- Ja też nie! Po jednym to chyba ciężko nazywać się specjalistką. – albo raczej trakcie jednego, pierwszego… jedynego? – To tylko moje luźne przemyślenia, ale też się nie znam. – rzuciła swobodnie, wzruszając lekko ramionami i szeroko, pogodnie się uśmiechając. Nie skomentowała związkowej rutyny głównie dlatego, że nie uważała wcale, żeby coś złego było w rutynie, a raczej w braku pracy i odpuszczaniu. Zbyt częstym odpuszczaniu. Można było żyć rutynowo, a jednak się starać… dać drugiej stronie do zrozumienia, że ci zależy.
A może naprawdę była naiwna.
Gdzieś w międzyczasie wrzucała też do koszyka odpowiednie produkty, więc gdy zapytał – skinęła z szerokim uśmiechem – Jak najbardziej, prowadź. – po drodze tylko zgarnęła ostatnie niezbędne rzeczy – w tym butelkę białego wina. Nie zastanawiała się nad nim długo, wiedziała, co będzie pasowało. W końcu na winie znała się prawie tak samo jak na sztuce… a przynajmniej miała kilka sprawdzonych butelek pasujących na każdą okazję.
- Od początku to planowałeś? Że nigdy nie skończymy w restauracji? – zapytała, gdy już wyszli ze sklepu, znaleźli się w aucie i ruszyli w kierunku jego domu.
Harold Carnegie
-
trochę czaruś, trochę gbur, ale w przeważającej części adwokat skoncentrowany na tym, by w szyldzie kancelarii znalazło się w końcu jego nazwisko
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskietyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
Nie chciał, aby pomyślała, że próbował ściągnąć ją do siebie po to, aby w jakimś stopniu zaszkodzić jej mężowi, nawet jeżeli miał czerpać sporo satysfakcji z tego, że w końcu zdołałby mu dopiec.
Teraz jednak nie chodziło o niego.
Wbrew temu, do czego sam się przyznawał, czas spędzany w towarzystwie Georginy był po prostu p r z y j e m n y. Wydawało mu się, że pomimo wszelkich różnic nadawali na tych samych falach, a on dobrze bawił się z nią nawet wtedy, kiedy zupełnie niespodziewanie dał się zaprosić na wystawę w jej galerii. Nadal uważał, że kompletnie się do tego nie nadawał, a jednak w pewnym stopniu uznawał to doświadczenie za cenne.
— Nie, nie do końca — przyznał zgodnie z prawdą, kiedy otworzył przed nią drzwi po stronie pasażera. Sam chwilę po tym uchylił bagażnik, aby wrzucić tam wszystko to, co udało im się zdobyć w sklepie. — Nie byłem pewien, czy nie stchórzysz i nie postanowisz trzymać się pierwotnego planu — dodał, poruszając przy tym zaczepnie brwiami. Gdyby wolała udać się do restauracji, zwyczajnie by to uszanował. Chciał jej zaimponować, ale jednocześnie nie chciał też stać się źródłem jej dyskomfortu.
Spoglądając teraz na nią, odniósł wrażenie, że nie żałowała swojego wyboru.
Usadowił się ponownie na siedzeniu kierowcy, a kiedy włączył silnik, kątem oka zerknął na Gardner. — To przypomniało mi o jeszcze jednej rzeczy… Nie zdążyłem posprzątać — zażartował. Nie znaczy to jednak, że nie była to do końca prawda, choć nieporządek w jego mieszkaniu nie panował dlatego, że nie dbał o sprzątanie. Za to zwykle płacił innym, a sam wprowadzał do swojego domu chaos głównie za pomocą papierów, które rozrzucone były w jego gabinecie, kiedy pracował.
Bo tak, do tego miał specjalnie przeznaczone miejsce, o czym zresztą Georgina miała najpewniej się dzisiaj przekonać niedługo po tym, jak wyjechali z parkingu. Od jego mieszkania, na szczęście, nie dzieliła ich wcale tak daleka droga.
Georgina Gardner
-
I'm dreaming of a white Christmas. But if the white runs out, I'll drink the red.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskietyp narracjityp narracjiczas narracji-postaćautor
- Stchórzę? – powtórzyła za nim, a kącik ust drgnął jej w lekkim rozbawieniu – Masz na myśli, czy nie uznam, że to za dużo i że to zbyt nieodpowiednie, żeby zgadzać się na kolację w twoim domu? – podbiła piłeczkę, nadal jednak zaskakująco swobodnie i uśmiechając się pod nosem – Ale to podobno najlepsza carbonara w Toronto… jak mogłabym sobie odmówić! – gdzie tak naprawdę nieodpowiednie było zarówno wyjście z nim do restauracji jak i kolacja w jego domu. Niezależnie jak często sobie powtarzała, że to tylko kolacja to jednak była to kolacja. Kolacja z mężczyzną, który zdecydowanie nie był jej mężem… no i w jego mieszkaniu.
W mieszkaniu, w którym miał panować nieporządek? Spojrzała na niego zaskoczona i trochę podejrzliwa, bo nie spodziewała się…
- Z jakiegoś powodu nie podejrzewam, że masz po mieszkaniu porozrzucane skarpetki… więc niech zgadnę – ściągnęła mocniej brwi przez moment wpatrując się uważnie w Harolda, zastanawiając się jak mógł wyglądać nieporządek w jego wykonaniu. I mimo wszystko domyślała się. Wbrew pozorom Carnegie był dokładnie taki sam jak wszyscy mężczyźni w jej życiu… dokładnie taki sam jak ojciec i jak mąż, którego tak szczerze nie znosił – Papiery rozrzucone na biurku. Kilka wymieszanych spraw, bo zajmujesz się nimi na raz i gdy nie możesz spać, nalewasz sobie szklankę drogiego alkoholu i próbujesz się nad nimi zastanawiać, nie patrząc na chaos, który tworzy się dookoła. Robi się późno, więc to zostawiasz, a rano musisz uciekać do biura, więc porządek na biurku czeka na lepszą okazję. – uśmiechnęła się, bo to zawsze wyglądało bardzo podobnie. Większą część swojego dzieciństwa właśnie tak widziała swojego ojca, a gdy tylko wchodziła do gabinetu, gdy przekładała jakieś kartki, burzyła ten chaos i robiła się z tego ogromna awantura.
Harold Carnegie
-
trochę czaruś, trochę gbur, ale w przeważającej części adwokat skoncentrowany na tym, by w szyldzie kancelarii znalazło się w końcu jego nazwisko
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskietyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
To przecież nie tak, że ta carbonara miała powstać w ciągu pięciu minut.
Uniósł jedną brew ku górze, a później uśmiechnął się niewinnie i w ten sam sposób wzruszył ramionami. Był ostatnią osobą, która mogłaby mówić jej o tym, jak bardzo to spotkanie było n i e w ł a ś c i w e, szczególnie, że wcale nie chciał, by nagle się wycofała. Gdyby to jednak zrobiła, musiałby to uszanować.
— Cholera, aż tak łatwo mnie rozszyfrować? — zapytał z rozbawieniem. W rzeczy samej nie było to nic skomplikowanego, może dlatego, że pod względem pracy Harold rzeczywiście był całkiem s c h e m a t y c z n y? Nie dlatego, że chadzał na łatwiznę i każdy obowiązek wypełniał tak samo, a raczej przez to, że postępował jak większość prawników, których określić można było mianem dobrych. Po prostu dużo pracował i traktował tę robotę jako najważniejszy czynnik we własnym życiu.
Nic dziwnego, że nigdy go sobie nie poukładał.
O tym, że miała rację, Georgina miała się wkrótce przekonać. Nie minęło bowiem wiele czasu, aż Carnegie zatrzymał się przed apartamentowcem, w którym znajdowało się jego mieszkanie. Wysiadł z auta, a jeśli dała mu na to dostatecznie dużo czasu, otworzył przed nią drzwi. Dopiero po tym zajął się wyciągnięciem zakupów z bagażnika.
— Ostatnie piętro — zakomunikował, kiedy w końcu znaleźli się w widzie, a on delikatnie skinął głową w stronę panelu z guzikami. Chwilę później otwierał już przed nią drzwi własnego mieszkania. — Zapraszam — odezwał się, kiedy wpuszczał ją do środka. Na szczęście panujący tutaj c h a o s rzeczywiście ograniczał się wyłącznie do tego, o czym sama mówiła, więc nie miał powodów, aby się tego wstydzić.
Georgina Gardner
-
I'm dreaming of a white Christmas. But if the white runs out, I'll drink the red.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskietyp narracjityp narracjiczas narracji-postaćautor
Rozejrzała się po okolicy, w której zatrzymał się Carnagie. Nie znała jej, ani nie znała nikogo, kto by tu mieszkał. Zabawne, bo przez myśl jej przeszło, że to dobrze, bo przypadkowe spotkanie z jakimś znajomym mogłoby być w tym momencie dość krępujące i trudne do wytłumaczenia. Harold zdecydowanie nie był jej mężem, wchodzili do jego mieszkania i mieli ze sobą zakupy, z których ewidentnie mieli przygotować kolację. Tego nie dałoby się uratować.
I ta właśnie myśl pojawiła się w jej głowie, gdy znaleźli się już w windzie, a ona wcisnęła guzik z odpowiednim numerem. Naszły ją wątpliwości. Spojrzała na Harolda, wbiła w niego uważne spojrzenie i przez ułamek sekundy wyglądała jakby chciała coś powiedzieć. Ostatecznie jednak drzwi od windy się otworzyły, oni mogli wejść do środka a Georgina się rozmyśliła. Nie powiedziała nic, zagłuszyła swoje wyrzuty sumienia i po prostu weszła do mieszkania mężczyzny.
Rozglądała się po wnętrzu i nawet nie robiła tego dyskretnie. Wręcz przeciwnie. Po pierwsze lubiła ładne wnętrza, a po drugie dużo mogła się w ten sposób o nim dowiedzieć. No i ten chaos… uśmiechnęła się pod nosem, bo to wcale nie był chaos!
- Jeśli mam ci w czymkolwiek pomóc… musisz mnie instruować, Carnegie. – bo była gotowa pomagać – Nawet jeśli ma być to nakrywanie do stołu… muszę wiedzieć, gdzie szukać zastawy. Mogę też ewentualnie stać i patrzeć ci się na ręce, ale wolałabym być przydatna skoro wylądowaliśmy tutaj, a kolacja wymaga więcej wysiłku niż opłacenie rachunku i zostawienie przyzwoitego napiwku.
Harold Carnegie
-
trochę czaruś, trochę gbur, ale w przeważającej części adwokat skoncentrowany na tym, by w szyldzie kancelarii znalazło się w końcu jego nazwisko
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskietyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
Nie znaczy to jednak, że z rękawa często wyciągał pozostałe asy.
Do swojej kuchni też nieczęsto kogoś zapraszał, przeciwnie do własnego mieszkania. W nim kobiety bywały wręcz nagminnie, jednak żadna z nich nie zagościła tu na tyle długo, aby Harold skłonny był zaszyć się dla niej w tym małym królestwie, jakie stanowiła dla niego kuchenna wyspa.
Georgina mogła więc doświadczyć z jego strony czegoś innego. Przekonać się o tych jego umiejętnościach, których nie pokazywał nikomu innemu z dwóch powodów. Po pierwsze, jakaś jego część mogła uważać, że przez bezustanne odsłanianie się byłby słabszy, natomiast druga musiała wierzyć, że nikt na to nie z a s ł u g i w a ł.
Cóż więc czyniło ją wyjątkową?
Sam obserwował ją ukradkiem, kiedy przechadzała się po jego mieszkaniu. Z niejasnych powodów przez jego umysł przemknęła myśl o tym, że był to całkiem przyjemny widok, jednak nie pozwolił jej zostać przy sobie zbyt długo. — Jest to jakaś opcja, jeśli koniecznie chciałabyś sprawdzić, jak pracuję pod presją — stwierdził z rozbawieniem, kończąc opróżnianie papierowej torby ze wszystkiego, co udało im się kupić.
Na samym końcu w jego dłoniach znalazła się butelka wina, przy czym posłał Gardner pytające spojrzenie. — Jeśli nie masz ochoty czekać do carbonary, w tamtej szafce są kieliszki — poinstruował ją, w międzyczasie sięgając po korkociąg. A chociaż wyciągnął go z szuflady, na razie odłożył go na blat szafki, zaraz też sięgając po nóż. — Umiesz się tym posługiwać? — zapytał, podczas gdy jedna z jego brwi powędrowała ku górze. Skoro deklarowała chęć pomocy, mógł rzeczywiście zrobić z niej pożytek i wykorzystać ją do krojenia.
Nie zamierzał za wszelką cenę pokazywać, jak bardzo był samodzielny. Zresztą, czy we dwójkę nie mieli bawić się przy tym l e p i e j?
Georgina Gardner
-
I'm dreaming of a white Christmas. But if the white runs out, I'll drink the red.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskietyp narracjityp narracjiczas narracji-postaćautor
- Sugerujesz, że moje spojrzenie wywołałoby u ciebie presję? Przestań. Nie umiem gotować… to żadna presja. Czego byś nie zrobił i tak byłabym pod wrażeniem. – zażartowała, kończąc swoją małą wycieczkę po najbliższej kuchni okolicy i podchodząc do mężczyzny, opierając się o kuchenny blat i wbijając w niego rozbawione, a jednocześnie zaciekawione spojrzenie. Gdy wyjął wino kącik ust drgnął jej w rozbawieniu, bo tak… to faktycznie mogło być zajęcie dla niej – zwłaszcza, że sama wybrała tą butelkę. Bez najmniejszego skrępowania podeszła do wskazanej przez mężczyznę szafki, żeby wyjąć z niej kieliszki do wina, które ustawiła obok butelki.
- Rozumiem, że zaczynasz od najtrudniejszych rzeczy… – zażartowała, podśmiechując się pod nosem i wyciągając dłoń po nóż, a kiedy jej go podał pewnie zacisnęła na nim palce – Postaram się, żebyśmy wszyscy skończyli w całości. Chociaż i tak uważam, że to odważne podawać właściwie nieznajomej chyba największy nóż w swojej kuchni. Nie masz pewności, czy nie jestem wariatką… a nikt nie wie, że tu przyszliśmy. – rzuciła pół żartem, pół serio i błysnęła kłami w rozbawianiu. Na szczęście faktycznie psychopatką nie była i gdy tylko powiedział, co mogła dla niego pokroić – bez zawahania się za to zabrała i wcale nie była w tym tak kiepska jak mówiła. Nie była jak Kendall Jenner krojąca ogórka. Mogła nie być perfekcyjna panią domu, mogła nie gotować na co dzień, ale bez przesady… nie miała dwóch lewych rąk.
- Cóż… w innych okolicznościach mogłabym uznać, że to całkiem niezły pomysł na randkę. – z tym, że oni na randkę iść nie mogli, bo przecież miała męża – Jak często to wykorzystujesz? – nie wiedziała jak bardzo się myliła, ale była święcie przekonana, że często.
Harold Carnegie
-
trochę czaruś, trochę gbur, ale w przeważającej części adwokat skoncentrowany na tym, by w szyldzie kancelarii znalazło się w końcu jego nazwisko
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskietyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
Kąciki jego ust wygięły się w uśmiechu, kiedy przelotnie na nią spoglądał. — Nie musisz umieć gotować, wystarczy, że sama jesteś onieśmielająca — grymas na jego twarzy nie uległ zmianie nawet odrobinę, co mogło oznaczać, że wyłącznie się zgrywał. Mógł też mówić zupełnie poważnie, co nie wydawało się tak nieprawdopodobne, kiedy ma się do czynienia z kobietą taką, jak ona.
Harold zaś nie różnił się od ludzi tym, iż nie znosił pracować, kiedy ktoś spoglądał mu na ręce. Przynajmniej nie wtedy, kiedy chodziło o tak zwyczajnie czynności jak gotowanie. W prawdziwej p r a c y mógł być natomiast pod bezustannym nadzorem, co nie stanowiło dla niego problemu. Motywowało go nawet, by za każdym razem pokazywać się z jak najlepszej strony.
— Zaryzykuję — zadeklarował, spoglądając prosto w jej tęczówki. Nie na długo, ponieważ już moment później sięgnął ponownie po korkociąg, aby po jego otwarciu napełnić szkło alkoholem. — Chociaż może po tym wyznaniu powinienem się zastanowić, czy należy dawać ci to. Przynajmniej dopóki nóż znajduje się w twoim posiadaniu — stwierdził chwilę po tym, jak wyciągnął w jej stronę jeden z kieliszków, aby później w zaczepnym geście cofnąć go. Nie zamierzał jednak podtrzymywać tej narracji zbyt długo, koniec końców umiejscawiając jej kieliszek tak, aby w dowolnym momencie mogła po niego sięgnąć.
Wyłożył na blat deskę do krojenia, podczas gdy sam zajął się przygotowaniem makaronu. Kątem oka zerknął, jak bronetka radziła sobie z wyznaczonym zadaniem, a jeśli sama spojrzała na niego, mogła dostrzec wyraz uznania, nieco przekoloryzowany oczywiście. — Uwierzysz, jeśli powiem, że nigdy? — stwierdził zupełnie szczerze, przegrzebując szafkę w poszukiwaniu makaronu. Gdy go przygotował, zabrał się za sos. — Ostatni raz gotowałem dla swojej licealnej dziewczyny i mogę powiedzieć ci tylko tyle, że nie była tego warta — albo może to Hal nie był, ponieważ z ich dwójki to on miał więcej za uszami. — Czyli to randka? — zapytał po chwili, pozwalając sobie złapać ją za słówko.
Nie był z tych, których speszyłoby nazwanie tego spotkania w taki sposób i to nawet pomimo tego, że Georgina miała przecież męża.
W dodatku takiego, za którym on w ogóle nie przepadał.
Georgina Gardner
-
I'm dreaming of a white Christmas. But if the white runs out, I'll drink the red.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskietyp narracjityp narracjiczas narracji-postaćautor
- Oh, nie… wręcz przeciwnie! Po alkoholu staję się bardziej znośna! Obsługa noży pewnie też idzie mi lepiej. – zażartowała swobodnie, odkładając jednak na chwilę wspomniany nóż, żeby przejąć od mężczyzny kieliszek z winem. Uniosła go lekko w geście niewypowiedzianego na głos toastu, odnalazła męskie spojrzenie i uśmiechnęła się. Nie musiała nic mówić – jasnym było, że właśnie umoczyła wargi w alkoholu upijając toast za to nietypowe spotkanie. Po tym spokojnie mogła wrócić do b e z p i e c z n e j obsługi noża. I raz po raz zerkania na gospodarza.
A czy uwierzyła? Cóż. Kącik ust drgnął jej wymownie w rozbawieniu, więc można było założyć, że… niekoniecznie. Trudno było jej w to uwierzyć! Po pierwsze szło mu to zaskakująco dobrze, a po drugie wyglądał przy tym niebezpiecznie dobrze, więc szczerze? Na jego miejscu wykorzystywałaby to w nieskończoność. Może wtedy w jego mieszkaniu znalazłoby się więcej znaków obecności kobiety?
Zaśmiała się, kręcąc głową.
- Randki z zajętymi są chyba średnio opłacalne! – odbiła piłeczkę, uśmiechając się pod nosem i kończąc swoją przygodę z krojeniem, a deskę z zawartością przesuwając po blacie w jego stronę, żeby spokojnie mógł kontynuować przygotowywanie sosu. Sama sięgnęła po kieliszek – Ale może to już twój pech… zaczynasz gotować z tymi, które nie są tego warte. Musisz zmienić plan działania, Harold. Zdecydowanie częściej zapraszaj kobiety na takie randki – kobiety, które nie miały w domu męża… męża, z którym się nie dogadywały i świadomość, że ktoś mógłby to uznać za r a n d k ę powodowała u nich śmieszny dreszcz – Bardzo… bardzo dawno nie byłam na randce. To całe poznawanie się. Próba jak najlepszego sprzedania się. Cholernie ciężka misja.
Harold Carnegie