-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkion/jegotyp narracjiczas narracjipostaćautor
- Bueno - powiedział wreszcie, siląc się na pewność siebie, ale nie udało mu się jej wykrzesać w głosie i nie patrzył na Alvaro. Napił się i odstawił kubek - Podemos ir al zoológico, pero no creo que podamos verlo todo porque mi cuerpo podría fallarme.
Wydął usta, zaciskając szczęki - nie podobało mu się, że musi mówić takie rzeczy. To znaczy - oczywiście, że nie musiał i mógł swobodnie zgrywać twardziela, który niczego się nie boi i jest najsilniejszy na całym świecie; ale uznał, że w tym wypadku to będzie głupie - jeszcze głupsze, niż wiele rzeczy, które zrobił w życiu. W obecnej sytuacji niestety musiał się przyznawać do swoich słabości, jeśli nie chciał, żeby były przesadnie widoczne.
- En cuanto a tu amiga, no iba a decirle que somos ladrones - powiedział, patrząc na Alvaro z półuśmiechem: jeden kącik jego ust powędrował do góry, a w oczach zalśniły cienie dawnych iskier - Mi enfermera tampoco no lo sabe y no debería averiguarlo.
Po chwili dotarło do niego, co powiedział i lekko posmutniał, ale przykrył to mrugnięciem oka i głupawą miną kombinatora.
- Bueno, éramos ladrones. Lo éramos, ya no lo somos. ¿A menos que sigas haciéndolo? - poczuł lekkie ukłucie w sercu, gdy przed oczami wyobraźni stanął mu Alvaro siedzący nad planem jakiegoś kolejnego wielkiego, wspaniałego napadu - sam lub, co gorsza, z kimś innym, obcym. Nie z Santiago. Tęsknił za tymi wieczorami spędzonymi na główkowaniu, jak się gdzieś włamać, jak wynieść stamtąd fanty i jeszcze przeżyć, jak nie dać się złapać.
Alvaro Salvatierra
-
I wrapped it up and sent it,
With a note saying "I love you" - I meant it.
Now I know, what a fool I've been,
But if you kissed me now I know you'd fool me again.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkimieszanetyp narracji3 osobaczas narracjiPrzeszłypostaćautor
Uśmiechnął się szerzej, zaciskając palce na jego ramieniu. Wyglądał na naprawdę szczęśliwego, zupełnie jak wtedy, gdy Santiago zabrał go do ZOO po raz pierwszy, jeszcze w Argentynie. Miał wtedy czternaście lat i mieszkał z de la Serną od jakichś dwóch miesięcy, ale czasem zachowywał się wciąż jak nieoswojone zwierzę, dzikie i autodestrukcyjne. Może to właśnie przez to jego zachowanie Santiago wpadł na pomysł, żeby zabrać go do ZOO? Cóż, jakikolwiek by nie był powód, Alvaro był wtedy zachwycony i niemalże podskakiwał, prawie że biegając od jednego wybiegu do drugiego.
Gdy zabierał rękę musnął jeszcze czule kciukiem skórę na boku szyi mężczyzny. Starał się nie nastawiać na nic, chciał myśleć o nim jako o przyjacielu, nie zakładać, że kiedyś będą szczęśliwą i słodką parką, ale czasem po prostu nie umiał. Zawsze jednak, gdy tylko przyłapał się na takim myśleniu, karcił się za to w myślach. Naprawdę nie chciał wymuszać na Santiago związku ani w ogóle relacji jakkolwiek odbiegającej od tej, co łączyło ich kiedyś. Braterstwo, przyjaźń, połączenie dusz.
— No, ya no me dedico a eso. Quiero decir… el último atraco que hice fue ese… bueno, ya sabes, el nuestro, el último. - posmutniał trochę, a mięśnie na jego szczęce spięły się nieznacznie, ale zauważalnie. Nadal wytykał sobie, że to on zawiódł, bo może i dowodził Santiago, ale plan przygotowywali wspólnie, natomiast to Palermo zajmował się głównie wyliczeniami i sprawami stricte technicznymi.
Huk. Krzyk. Kawałki gruzu wbijające się w skórę. Dym. Ciemność.
Śmierć. Żałoba. Ciężar pistoletu w dłoni.
Potrząsnął jednak głową, odganiając od siebie te myśli. Nie chciał teraz zadręczać się wyrzutami sumienia, pora na to przyjdzie później.
— Desde hace más de un año trabajo en Avalon Global Industries, una empresa que se dedica... bueno, en general a la logística, la energía y la tecnología. Soy ingeniero energético. Sigo pudiendo hacer planos y proyectos, pero ahora no tengo que robar nada para que me paguen. - parsknął krótko, odwracając wzrok, żeby ukryć to, że przed chwilą jego myśli krążyły gdzieś daleko, w mrocznych miejscach, w których wcale nie chciał przebywać.
Santiago de la Serna
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkion/jegotyp narracjiczas narracjipostaćautor
Mimo wszystko kilka lat temu zrozumiał, że kocha Alvaro nie tylko jako przyjaciela i brata. Kocha go tak, jak się kocha partnera. Pluł sobie w brodę, że zrozumiał to za późno i że jeśli by spróbował się związać z Alvaro, to zrobiłby mu większą krzywdę, niż tym, że udawał swoją śmierć - tak przynajmniej sobie wyobrażał. Cóż - apodyktyczność nigdy z niego nie wywietrzała.
Chwilę później poczuł jeszcze boleśniejsze ukłucie w sercu, niż przed chwilą, gdy usłyszał, że ostatnim napadem Alvaro był ten, w którym obaj brali udział. Ten, w którym Tiago "zginął". Nie miał pojęcia, że mężczyzna wyrzuca sobie, że zrobił coś źle, bo dla niego samego było oczywiste, że tak nie było - po prostu policja wdarła się do środka i groziło im wszystkim wyłapanie i zamknięcie w więzieniu. Nie było w tym żadnego błędu Salvatierry, tylko decyzja Santiago, że skoro może ich uratować i przy okazji skończyć tak, jak chciał, to to zrobi.
- ¿Ah, trabajas para una gran empresa? ¿Como ingeniero? ¡Enhorabuena! ¡En serio!
Wyraźnie się ożywił, a jego oczy zaświeciły: wiedział, że młody zawsze chciał być inżynierem i że nie poszedł na tamte studia na odwal, tylko faktycznie uczył się tego, co go fascynowało. Cieszył się, że mógł mu to dać i szczerze martwiło go, że mimo wszystko chłopak chciał razem z nim robić napady, bo dla niego chciał innego życia - dlatego przez długi czas trzymał go z dala od tego wszystkiego i burczał, kiedy Salvatierra grzebał w jego planach i je poprawiał (i wprowadzał bardzo trafne poprawki, cholernik jeden).
- ¿Y qué? ¿No volverás a robar? Dime que no, al fin y al cabo ahora tienes una familia.
Poczochrał jego włosy dłonią, uśmiechnięty od ucha do ucha.
- Vale, tengo que preparar para este viaje; al fin, no puedo ir vestido como un campesino.
Wstał od stołu, dopił kawę i poszedł do swojego pokoju na poszukiwania jakichś ładnych ubrań. To prawda, że w jego szafie były wyłącznie ładne ubrania - ale trzeba było wybrać odpowiednie, a to nie było takie proste dla kogoś, kto dużą wagę przykładał do swojego wyglądu. Wreszcie jednak wybrał jakiś prosty garnitur - z rodzaju tych, w jakich chadzało się na spotkania, a nie z tych na przyjęcia. Przebrał się w niego i niedługo później przyszedł do Alvaro w kremowym garniturze i białej koszuli z podniesionym kołnierzykiem. Wręczył mężczyźnie ciemnoczerwony krawat i uśmiechnął się połową ust, patrząc na niego z błyskiem w oczach.
Alvaro Salvatierra
-
I wrapped it up and sent it,
With a note saying "I love you" - I meant it.
Now I know, what a fool I've been,
But if you kissed me now I know you'd fool me again.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkimieszanetyp narracji3 osobaczas narracjiPrzeszłypostaćautor
— No, ya no hago eso. Tengo un hijo, y ese niño me necesita, y no puedo morir en un robo ni acabar en la cárcel. - odpowiedział z pozoru spokojnie, słysząc pytanie mężczyzny i spuścił wzrok. W jego głosie dało się usłyszeć lekkie drżenie, coś brzmiącego jak tęsknota. — Además... no sería lo mismo sin ti. - ostatnie zdanie wyszeptał, jeszcze bardziej drżąco, po czym uśmiechnął się, udając że wszytko gra. Udawanie nie było w jego stylu, zwłaszcza jeśli chodzi o ludzi na których mu zależało, ale uczył się maskowania prawdziwych emocji od mistrza.
Przez chwilę jeszcze odprowadzał wzrokiem przyjaciela chcąc upewnić się, że ten dotrze w jednym kawałku do sypialni, a potem poszedł do swojego pokoju. Odświeżył się trochę i ubrał w szarozielony garnitur, starając się wyglądać możliwie jak najlepiej. Mimo że starał się wbić sobie do głowy, że między Santiago a nim nic nie będzie, to jednak serce robiło swoje i fikało koziołki za każdym razem, gdy patrzył na uśmiech mężczyzny, gdy tonął w jego oczach, gdy Santiago choćby musnął jego rękę albo dotknął gdziekolwiek, nawet jeśli było to czystym przypadkiem. Gdy Santiago wrócił już przebrany, w kremowym garniturze, z podniesionym kołnierzykiem i sugestią, by Palermo zawiązał mu krawat, serce Argentyńczyka dosłownie zwariowało. Łomotało mu w piersi tak mocno, że był pewien, że Kocur je usłyszy i pomyśli sobie o nim nie wiadomo co. Chociaż... Chyba był świadom miłości Palermo, więc nie powinien być zdziwiony.
— Te ves hermoso. - wyszeptał cicho, podchodząc do niego na drżących nogach i biorąc do ręki krawat. Dosłownie czuł, że nogi mu się trzęsą i chyba utrzymał się na nich wyłącznie siłą woli.
Gdy wiązał mu krawat czuł, że skacze mu ciśnienie, szumiało mu w uszach, policzki pokryły się czerwienią, a serce właściwie podeszło mu do gardła z mieszanki stresu i pulsującego pod skórą pożądania. Starał się zawiązać go możliwie jak najładniej, ale zajmowało mu to trochę czasu, a jego palce muskały czasem skórę na szyi Santiago, co wcale nie pomagało w uspokojeniu się. Co rusz też odrywał wzrok od krawata i patrzył albo w jego oczy, albo na usta mężczyzny. Usta, na których widniał ten półuśmiech, nieco arogancki, trochę uwodzicielski, niczym u dawnego Kocura.
Drżały mu dłonie od nadmiaru emocji i złapał się na tym, że oddycha ciężko przez rozchylone usta.
Santiago de la Serna
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkion/jegotyp narracjiczas narracjipostaćautor
Nie, wcale nie. To rzeczywiście nie byłoby to samo, również dla niego, gdyby miał rabowaćbez Alvaro dlatego lepiej, żeby obaj pozostali w swoich nowych światach.
Niedługo później, gdy już uniósł głowę, by Salvatierra mógł mu zawiązać krawat, uśmiechał się wciąż demonicznie połową ust, obserwując z góry wysiłki przyjaciela i jego emocje. Podobało mu się to, jakie wrażenie na nim wywierał w tej chwili i jak mężczyzna zrobił się caly czerwony, a węzeł musiał poprawiać kilka razy, wyraźnie zestresowany tym, że ma go tak blisko siebie, w tak intymnej chwili. Bo owszem, wiązanie krawata było dla niego intymne, było jednym z bardzo mocnych wyrazów bliskości i jego własne serce też na to silnie reagowało.
- Ya? - zapytał po jakimś czasie, gdy faktycznie chyba krawat był już zawiązany - Gracias, mi mejor amigo. Vamos?
Przygładził nową ozdobę, gładząc ją dłonią i wodząc za Alvaro roziskrzonym spojrzeniem. Przesunął koniuszkiem języka po wargach i odchrząknął.
- Creo, que los animales no van a escapar, si yo tengo un traje.
Alvaro Salvatierra
-> przenosimy do zoo?
Tym razem pisałem dialogi w ogóle bez tłumacza, więc z góry sorki, jeśli nasoliłem błędów :x