48 y/o
CHRISTMASSY
168 cm
detektywka wydziału zabójstw w Toronto Police Service Headquarters
Awatar użytkownika
The Grinch stole Christmas and so did I
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Żadna z nich nie była typem, który lubił omawiać życie prywatne ze współpracownikami. Gdyby nie to, że nie potrafiły utrzymać rąk przy sobie oraz urządziły kilka scen, gdy jeszcze sytuacja między nimi była naprawdę napięta. To tylko rodziło kolejne plotki, na które nie zwracały uwagi i z czasem jakoś organicznie dla wszystkich stało się jasne, że pani detektyw z wydziału zabójstw jest z tą pedantyczną koronerką.
Szczerze mówiąc to, że chciały adoptować dziecko było czymś zaskakującym. W końcu nie potrafiły dalej się zebrać na to, aby wziąć ten przeklęty ślub tak jak powinny, a i nie wydawały się szczególnie rodzinne. Dopóki nie spotkały Sama były przekonane, że dzieci nie są czymś czego pragną w swoim życiu. Evina miała już własne, które dawno dorosły, a Zaylee nie przejawiała raczej instynktów macierzyńskich, ale nagle wszystko się zmieniło.
- Dzięki. My sobie jakoś poradzimy, ale Sam... To tylko dzieciak, Sloan - powiedziała, patrząc wprost na mężczyznę.
Wiedziała, że Zaylee naciskała na ochronę, ale jeśli z jakiegoś powodu środki policyjne byłyby ograniczone to chyba obie wolałyby, aby to właśnie Samuel otrzymał wszelką możliwą ochronę. One potrafiły radzić sobie z różnymi typami.Niejednokrotnie już to udowodniły.
- Zainstaluję na dniach monitoring - oświadczyła, gdy tylko Sloan zaczął przechodzić do rzeczy i w końcu obiecał im, że zajmie się wszystkim należycie. - Przynajmniej będziemy wiedzieć kto i kiedy się tu kręci.
Dotychczas nie przypuszczały, aby takie środki były niezbędne. Okolica, w której mieszkały była naprawdę spokojna i bezpieczna, ale biorąc pod uwagę obecne okoliczności musiały zrobić coś, aby nieco lepiej się zabezpieczyć i zebrać ewentualne dowody, gdyby tylko Blythe zaczął się kręcić koło ich domu i podrzucał kolejne paczki.
- Wiesz jak wygląda nasza praca, Charlie - odparła, gdy tylko ten kazał im na siebie uważać i się nie wychylać. - Będziemy robiły, co możemy. Nie potrzebujemy dodatkowych atrakcji.
Chociaż skłamałaby, gdyby powiedziała, że nie kusiło jej odnalezienie Blythe'a na własną rękę i własnoręczne przekonanie go do tego, że powinien się na dobre odwalić od jej rodziny.
Pożegnała się ze Sloanem, który wyszedł niezbyt pocieszony, a następnie spojrzała w kierunku narzeczonej, która stała w przejściu do kuchni. Nie chciała, aby ta zamartwiała się niepotrzebnie w dniu, który miał być jej świętem. Nawet jeśli doszło w jego trakcie do pewnych nieprzyjemnych wydarzeń.
- Myślę, że... - zaczęła, stając tuż przy niej, a zdrowa dłoń bez problemu odnalazła jej talię, a następnie brzeg bluzy. - Powinnyśmy wyjść jeśli tylko mamy na to ochotę... Powinnyśmy robić to, co tylko będziesz dzisiaj chciała.
Nie zamierzała odpuszczać. Może i w tym momencie starała się uszczęśliwiać koronerkę na siłę, ale miała nadzieję, że wystarczy krótka chwila, aby ta mogła faktycznie rozluźnić się po tym wszystkim.
Przylgnęła do niej i przycisnęła ją do framugi. Zaciągnęła się świeżym zapachem jej bluzy i ucałowała jej szyję blisko kąta jej żuchwy. Jej ręka dawno już wpełzła pod materiał ubrania i przesuwała się spokojnie po rozpalonej skórze. Starała się nacieszyć tym momentem: pełnym ciepła i bliskości. Właśnie tak chciała zapamiętać ten dzień.

zaylee miller
Ari
Nie lubię narzucania mojej postaci reakcji i zachowania oraz dopisywania do jej rzeczy czy sterowania nią w jakikolwiek sposób bez konsultacji.
34 y/o
CHRISTMASSY
171 cm
koronerka w toronto police service
Awatar użytkownika
znowu z dziewczętami
śmiejemy się trzema
chuj zostawcie paczki
i tak nic w nich nie ma
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Sammy był teraz priorytetem. Żadna z nich nie wybaczyłaby sobie, gdyby coś mu się stało. Zaylee miała wyrzuty sumienia, że przez to, jakie zawody wykonywały, wciągały go w bagno. Gdyby nie zdecydowały się na adopcję, nic takiego nie miałoby miejsca, a chłopcu nie groziłoby żadne niebezpieczeństwo. Właśnie tego Miller chciała uniknąć. Dlatego mówiła Evinie o swoich wątpliwościach i o tym, że zawsze mimowolnie będą wplątywać go w coś, na co nie zasługiwał. Bo Sam powinien być szczęśliwy. Powinien mieć pełną, kochającą rodzinę, ale nie takim kosztem.
Po wyjściu Sloana jeszcze przez chwilę powietrze między nimi było zgęstniałe. Dopiero kiedy Swanson podeszła bliżej, Zaylee odetchnęła ciężko, pozwalając przycisnąć się do framugi. Przymknęła oczy pod wpływem pocałunku na szyi, delektując się trwającą chwilą, chociaż głowę wciąż miała ciężką i pełną wielu niepotrzebnych myśli.
Mhm — mruknęła, a na dotyk dłoni, która błądziła po skórze, odpowiedziała niekontrolowanym wzdrygnięciem. — Wiesz, czego chcę? — zapytała, odchylając się jeszcze bardziej, aby narzeczona miała lepszy dostęp do odsłoniętego fragmentu, gdzie mogła do woli składać pocałunki. A przynajmniej do momentu, kiedy Miller wyprostowała się i spojrzała jej prosto w oczy. — Chcę, żebyś oszczędzała rękę. Chcę zmienić ci opatrunek i zobaczyć, jak wygląda szew. Lidokaina zaraz przestanie działać, więc zastanów się, czy wolisz zaciskać zęby, czy wziąć tabletki przeciwbólowe — Zaylee znowu weszła w swój tryb lekarza. W normalnych okolicznościach już zaciągałaby Swanson do sypialni, ale w zaistniałej sytuacji troska okazała się silniejsza.
Dbanie o Swanson od początku przychodziło jej z zadziwiającą łatwością. Nigdy nie było to wymuszone albo robione na odpierdol, dla świętego spokoju. Wspięła się nawet na wyżyny swoich umiejętności kulinarnych, które były równe poziomu morza i kiedy Evina leżała z gorączką, ugotowała jej zupę. I to zjadliwą zupę. Nie zafundowała jej niestrawności, a to już naprawdę duży wyczyn. Od tamtej pory nic się nie zmieniło, a z każdym kolejnym dniem troska tylko eskalowała i nabierała intensywności. I Miller z kogoś, kto zawsze stawiał swoje potrzeby na pierwszym miejscu, przemieniła się w kogoś, kto wpierw myślał o ukochanej osobie, a dopiero potem o sobie.
Nie patrz tak na mnie — powiedziała cicho, wyłapując charakterystyczną iskrę w błękitnych tęczówkach. — Tak, jakbyś chciała mnie przelecieć — wyjaśniła, bo dobrze znała to spojrzenie.
Nie mogła zaprzeczyć, że seks z pewnością dałby upust emocjom, a tego poranka miały ich aż nadmiar. Były zaniepokojone i zwyczajnie wkurwione. Odreagowanie dobrze by im zrobiło. Dosłownie. Zaylee miała w sobie tyle sprzecznych uczuć, że trudno było je nazwać, a jeszcze trudniej utrzymać w ryzach. Frustracja pulsowała pod skórą, a gniew szukał ujścia, domagając się przestrzeni, w której mógłby wreszcie wybrzmieć. Właśnie dlatego myśl o fizycznej bliskości jawiła się jako coś więcej niż impuls. Była jak obietnica zagwarantowanej ulgi. Seks pozwoliłby przywrócić poczucie kontroli. Sprawiłby, że zamiast niepoukładanych myśli, pojawiłaby się odrobina jasności.

Evina J. Swanson
bubek
nie lubię postów z ai i takich o niczym, braku zaangażowania w fabułę i kiedy druga strona nie wykazuje się inwencją twórczą
48 y/o
CHRISTMASSY
168 cm
detektywka wydziału zabójstw w Toronto Police Service Headquarters
Awatar użytkownika
The Grinch stole Christmas and so did I
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Priorytety szybko zmieniały się w momencie, gdy na horyzoncie pojawiało się dziecko. Musiały się zatroszczyć o to, aby Sammy był cały i zdrowy. Wiedziała, że Zaylee od samego początku bała się właśnie o to by przez ich profesje chłopiec nie został wciągnięty w coś, co mogłoby się dla niego skończyć tragicznie. Swanson nawet nie przypuszczała, że te obawy mogłyby się tak szybko ziścić.
Evina nie chciała tego, aby to dziwne napięcie między nimi dalej się utrzymywało. Wiedziała, że doprowadzi ono jedynie do kolejnych frustracji i wyrzutów sumienia oraz wątpliwości, co do tego czy na pewno właściwie postępowały. Była zbyt zmęczona, aby się na tym skupiać. O wiele bardziej wolała po prostu oddać się prostej rozkoszy.
Uśmiechnęła się tylko, gdy poczuła pod palcami niekontrolowane drżenie mięśni i złożyła jeszcze jeden pocałunek na szyi narzeczonej. Tym razem jednak zassała jeszcze wyeksponowany fragment skóry, który uszczypnęła zębami.
- Pani doktor… Ale jak to sama praca i zero zabawy? - mruknęła, gdy tylko oderwała od niej na chwilę wargi. - Powinnam dać radę bez przeciwbólowych… Najwyżej potem coś wezmę jak będzie bardzo źle.
Wiedziała, że koronerka się martwiła. Wiedziała też, że w takich momentach przełączała się na tryb lekarza i chciała się o nią jak najlepiej zatroszczyć. Dotychczas nie miała powodów na to, aby się uskarżać na ten fakt. Nikt nie dbał o nią tak jak Miller, która wspinała się na same wyżyny opiekuńczości i dokładała wszelkich starań, aby Evina miała dokładnie to czego potrzebowała, a nawet więcej.
Spojrzała jej w oczy. Ciemne i intensywnie brązowe. Uwielbiała ich barwę. Potrafiła wpatrywać się w nie godzinami i zastanawiać jak to możliwe, że miała kogoś tak cudownego wyłącznie dla siebie. Wydawalo się, że na chwilę spoważniała, ale wciąż nie rezygnowała. Dłoń, która chwilę temu musnęła palcami skraj biustonosza teraz bezwstydnie zacisnęła się na piersi Zaylee.
- Mówisz jakbyś miała jakieś wątpliwości, co do moich intencji - odpowiedziała, a jej głos zawibrował w nieco niższej tonacji niż zwykle.
Evina chciała ją przelecieć. To był oczywisty fakt. Chciała rozładować towarzyszący im stres w najprostszy znany im sposób. Zawsze przynosiło im to ulgę i pomagało zapomnieć o troskach. Dlaczego więc teraz miałoby być inaczej?

zaylee miller
Ari
Nie lubię narzucania mojej postaci reakcji i zachowania oraz dopisywania do jej rzeczy czy sterowania nią w jakikolwiek sposób bez konsultacji.
34 y/o
CHRISTMASSY
171 cm
koronerka w toronto police service
Awatar użytkownika
znowu z dziewczętami
śmiejemy się trzema
chuj zostawcie paczki
i tak nic w nich nie ma
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Wolałaby nie mieć racji. Wolałaby, żeby jej teorie i podskórne obawy obróciły się w gówno albo wyszła na przewrażliwioną panikarę, która wyolbrzymia i dopisuje sobie jakieś niestworzone rzeczy. Ale jednak jej przypuszczenia zaczynały wchodzić w życie, wciągając Sama w wir niekończących się dramatów. Dziewięcioletni chłopiec nie powinien mieć z tym nic wspólnego. A jednak miał, zupełnie niczego nieświadomy. I to stawało się coraz bardziej niepokojące.
Zaylee wydała z siebie przeciągły pomruk, czując na skórze zęby narzeczonej. Nie potrafiła jej się oprzeć. Nie, kiedy była skrajnie wyczerpana mentalnie, a przecież był dopiero południe. I to takie, które spędzała w domu, a nie przy stole sekcyjnym podczas kolejnej wymagającej autopsji.
Pani detektyw — zaczęła, po tym jak cała się spięła pod wpływem palców zaciśniętych na odzianej w biustonosz piersi. — Właśnie chodzi o to, że nie mam żadnych wątpliwości co do pani intencji. Dokładnie wiem, do czego pani zmierza — wlepiła w nią ciemne, spragnione spojrzenie. Mimowolnie jej ręce sięgnęły bioder Eviny, jednak zaraz przesunęła je niżej, umieszczając na pośladkach.
Zwykle w takich momentach nie pytała o przyzwolenie i brała to, co do niej należało. W przebłysku świadomości pewnie stwierdziłaby, że w sumie to jebać sypialnię, lepiej zrobić to tutaj, albo na schodach prowadzących na piętro, jednak tym razem troska wzięła górę.
Chciałabym ci jednak przypomnieć o mojej ofercie ograniczonej czasowo — wyszeptała w kącik ust Swanson. — A moim życzeniem jest zadbanie o twoją rękę — wyjawiła, wykazując się zdrowym rozsądkiem. Wystarczyło, że Swanson źle podparłaby się na dłoni albo to Miller zbyt mocno dałaby się ponieść emocji i ferworze uszkodziłaby jej szew. No kurwa nie, nie mogła na to sobie pozwolić. Nawet jeśli wizja orgazmu była kosząca. — Jak będziesz dobrze się czuła, pozwolę ci się zabrać na kolację — dodała, bo wcale nie musiały spędzać reszty dnia w domu. Oczywiście istniało pewne ryzyko, że znów będą obserwowane przez Blythe'a, ale żadna z nich nie zamierzała zaszywać się pośród czterech ścian. Miały swoje obowiązki, a poza tym wyjściem z domu pokażą mu, że nie pozwolą się zastraszyć.
Seks musiał jednak poczekać. Może do wieczora, a może do chwili, aż nie będzie przejmowała się zranioną dłonią Swanson. I tym właśnie sposobem Zaylee odmówiła seksu. Nie zdarzało się to zbyt często. Chyba, że miała okres, bo tak to na wszystko inne, jak beznadziejny dzień w pracy, czy migrena rozsadzająca głowę, seks był zbawieniem. Teraz jednak nie mogła pozbyć się wrażenia, że na twarzy Eviny wymalowało się coś w rodzaju rozczarowania.
Kocham cię — rzuciła na pocieszenie Miller z lekkim rozbawieniem w oczach. — A teraz pokaż mi tę rękę — sięgnęła po jej dłoń; bandaż, pomimo założonych szwów, zdążył nasiąknąć krwią, która powoli zasychała. — No dalej, Swanson — wskazała zachęcająco na krzesło przy stole. — Bądź grzeczną pacjentką. Dostaniesz wtedy naklejkę czy coś — dodała wymownie, chociaż to coś nie miało nic wspólnego ze zmianą opatrunku, a twrzą Zaylee między udami narzeczonej.

Evina J. Swanson
bubek
nie lubię postów z ai i takich o niczym, braku zaangażowania w fabułę i kiedy druga strona nie wykazuje się inwencją twórczą
48 y/o
CHRISTMASSY
168 cm
detektywka wydziału zabójstw w Toronto Police Service Headquarters
Awatar użytkownika
The Grinch stole Christmas and so did I
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Były takie momenty, gdy miały rację choć wcale tego nie chciały. W takich momentach zamiast zwyczajowej satysfakcji czuły jedynie niepokój i przerażenie, bo ziszczała się ich najczarniejsza wizja. Sam niczemu nie zawinił. Nie było go jeszcze nawet na świecie, gdy Swanson wrzuciła Blythe’a za kratki. Oboje z Zaylee stali się jednak potencjalnymi celami wyłącznie ze względu na to, że znajdowali się blisko detektywki. To nie było sprawiedliwe.
Uśmiechnęła się, wyczuwając jak mięśnie narzeczonej napinają się pod wpływem jej dotyku, a z ust wydobywa się przyjemny dla ucha pomruk, którego mogłaby słuchać w nieskończoność. Sama również uśmiechnęła się z zadowoleniem gdy tylko poczuła jak dłonie narzeczonej powoli przesuwają się z jej bioder w kierunku pośladków.
- Cieszę się, że mamy, co do tego jasność, pani doktor - odpowiedziała i już pochylała się, aby móc skraść z jej warg upragniony pocałunek, gdy nagle wydała z siebie pomruk niezadowolenia.
Nigdy nie musiała się starać, aby namówić Zaylee do seksu. W zasadzie to zwykle ona padała ofiarą chuci cielesnych narzeczonej, a ta odmawiała jej wyjątkowo rzadko. Głównie, gdy czuła się naprawdę okropnie i była wyzuta z energii.
- Czyli jednak chcesz z tej oferty skorzystać? - mruknęła, bo jeszcze niedawno Miller twierdziła, że będzie miała problem z tym, aby wymyślić jak chciałaby spożytkować swoje urodzinowe życzenie. - Niedawno na nią patrzyłaś...
Jakby to miało coś zmienić. Wiedziała, że koronerka już na coś się uparła. Czuła też, że jej troska była uzasadniona, bo lidokaina powoli ulatniała się z organizmu, a Swanson powoli mogła czuć ciągnący szew, gdy tylko ruszyła ręką nie tak jak powinna.
Przygryzła jej dolną wargę. Zaczepnie i prowokacyjnie. Wiedziała jak bardzo Zaylee to uwielbiała. Delikatnie musnęła miejsce ugryzienia językiem i raz jeszcze spojrzała w oczy narzeczonej, tym razem wsuwając palce za pasek jej spodni.
Wiedziała, że nie wygra. Może i była tym lekko rozczarowana. W normalnych okolicznościach mogłaby się bardziej stawiać, ale w końcu Miller miała urodziny. Obiecała jej, że będzie grzeczna i spełni jej życzenia, więc musiała się jej posłuchać.
- Tylko naklejkę? Słaby deal - odpowiedziała, pozwalając sobie na żart i po raz ostatni zbliżyła się do narzeczonej, aby złożyć na jej ustach krótki pocałunek.
Nie dało się tego uniknąć. Dopiero, gdy usiadła na stole i spojrzała na opatrunek, który widniał na ręce uświadomiła sobie jak bardzo przesiąkł on krwią. Głównie była zaschnięta, ale wydawało jej się, że w jednym punkcie materiał jest jeszcze wilgotny.
Na pewno nie był to przyjemny widok w żadnym aspekcie. Evina zdawała sobie z tego sprawę. Krawędzie rany zdążyły nieco bardziej napuchnąć. Całe szczęście krwawienie było nieznaczne, ale ból zaczynał powracać i męczyć ją nieco bardziej z każdym kolejnym momentem.

zaylee miller
Ari
Nie lubię narzucania mojej postaci reakcji i zachowania oraz dopisywania do jej rzeczy czy sterowania nią w jakikolwiek sposób bez konsultacji.
34 y/o
CHRISTMASSY
171 cm
koronerka w toronto police service
Awatar użytkownika
znowu z dziewczętami
śmiejemy się trzema
chuj zostawcie paczki
i tak nic w nich nie ma
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Życie nie było sprawiedliwe. Zaylee wystarczająco długo pracowała w swoim zawodzie, żeby przekonać się o to, że na wypadki losowe nie miało się wpływu. Z nimi też tak było, choć czasem same prosiły się o kłopoty i pakowały w coś chujowego, chociaż powinny trzymać się od tego z daleka. Tym razem niczym nie zawiniły, a morderca, którego Evina wsadziła za kratki wiele lat temu i który wyszedł teraz na wolność, postanowił się mścić. I nie mogły nic zrobić, oprócz zachowania nadmiernej ostrożności.
Wydała z siebie ciche stęknięcie, kiedy najpierw poczuła zęby na swojej dolnej wardze, a potem palec za paskiem spodni. Normalnie już zaciągałaby narzeczoną na górę, ale każdy, kto znał Miller, wiedział, że jak sobie coś ubzdurała, to trudno było zmienić jej zdanie. Pomimo że teraz była naprawdę o tyle od kapitulacji i oddania się Swanson. Szybko jednak otrzeźwiała, odchrząknęła i odwzajemniła krótkie muśnięcie ust, żeby odprowadzić ją wzrokiem do stołu. Sama potrzebowała chwili, żeby wziąć się w garść i doprowadzić swoje miękkie nogi do porządku, bo wciąż nie miała pojęcia, jak ta kobieta to robiła, że tak na nią działała. Dopiero wtedy podeszła bliżej i zajęła się odwijaniem opatrunku.
Szew był równy, ale rana zdążyła napuchnąć, co oczywiście było całkowicie normalne, biorąc pod uwagę, że rana była zszywana niespełna dwie godziny temu. Zanim Zaylee zajęła się zmianą opatrunku, ujęła dłoń narzeczonej i ucałowała jej wierzch. Drobny, a jakże czuły i znaczący gest.
Nie wygląda najgorzej — stwierdziła, choć faktycznie widok nie należał do najprzyjemniejszych. Miller jednak wykonała kawał porządnej roboty, a jeśli już ona była z czegoś zadowolona, to naprawdę musiało tak być. Zdezynfekowała zamkniętą ranę, aby oczyścić ją z resztek krwi i przyłożyła do niej kilka jałowych gazików, po czym zabezpieczyła dłoń bandażem w taki sposób, który miał nie utrudniać poruszanie dłonią. — Boli, co? — uniosła na nią wzrok i chociaż Swanson starała się robić dobrą minę do złej gry, zbyt dobrze ją znała. — Dam ci Ibuprofen. Jak to nie zadziała, pomyślimy o czymś silniejszym — zadecydowała. Posiadanie w domu lekarza miało swoje plusy i minusy. Pewnie więcej minusów, bo Miller przypierdalała się dosłownie o wszystko, jeśli chodziło o zdrowie, ale przynajmniej miała dostęp do specjalnych medykamentów.
Oczywiście Evina upierała się, że jest okej i że wcale nie potrzebuje na razie żadnych środków, ale Zaylee zdołała namówić ją na dawkę ibuprofenu, wyciągając swoją kartę przetargową w postaci urodzin. A potem wyciągnęła do niej również rękę i zaprowadziła na górę, gdzie kilka godzin spędziły w łóżku. Z kolei wieczorem udały się do greckiej restauracji, gdzie spędziły resztę urodzinowego dnia.
koniec
Evina J. Swanson
bubek
nie lubię postów z ai i takich o niczym, braku zaangażowania w fabułę i kiedy druga strona nie wykazuje się inwencją twórczą
ODPOWIEDZ

Wróć do „#33”