34 y/o
CHRISTMASSY
184 cm
właściciel klubu i informator policji | Emptiness
Awatar użytkownika
świąt nie będzie!
miał być cichy, niewidoczny, w końcu balansuje na granic między kokainą na złotych tacach i bronią ukrytą pod drogimi marynarkami, a kajdankami i odznaką przy pasku... a jednak tak bardzo rzuca się w oczy, że trudno go nie zauważyć, z tymi jego tatuażami, z tymi kolorowymi koszulami, złotymi łańcuchami na opalonym karku i... niewyparzoną gębą
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkinie
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Jak się okazało nawet te drzwi miały jakieś swoje granice, i oni je chyba przekroczyli, na pewno to zrobili. Bo drzwi teraz leżały w drzazgach na zimnej posadzce... Dobrze chociaż, że wytrzymały do końca, a przecież ten cały zamek i zawiasy pracowały z nimi już wcześniej, w rytmie ich gorących ciał.
I tego Debbie też, tak gorącego, że kiedy ją szarpnął, a ona wpadła tak w niego z impetem, to Madox aż stęknął. Tylko, że później już wszystko toczyło się szybko, ubrania, krzyk kelnerki, która powiedziała, że woła szefa. Na co Madox od razu odpowiedział, że proszę bardzo, bo on się żadnego szefa nic, a nic nie bał. A zresztą Noriega to się nie bał w zasadzie niczego, nawet Boga się nie bał, kiedy już złapał Debbie za rękę, gdy pakowała mu do kieszeni swoją bieliznę i wyprowadził ją z tej kabiny, prosto po tych drzwiach, na których jeszcze odbił podeszwę swojego buta. Pięknie to teraz wyglądało, jakby ktoś te drzwi wybił z buta.
- To też - oczywiście przytaknął McDowell - bardzo klaustrofobiczne, można dostać jakiegoś ataku - takiego ataku, żeby na przykład te drzwi wywalić z kopa. Bardzo prawdopodobny scenariusz. Chociaż ten ich był zgoła inny.
Oba kąciki jego usta uniosły się ku górze, kiedy Debbie powiedziała to ktoś mógłby to ogarnąć, wbił w nią ciemne tęczówki, w jej oczy, równie ciemne, ale takie piękne, takie ogniste, że aż oblizał wargi, jeszcze zanim spojrzał na kelnerkę z góry. Była od niego sporo niższa, mniejsza, ale Madox przecież nie chciał się nad nią wytrząsać, a jednak pochylił się delikatnie w jej kierunku.
- Dobrze, że moja narzeczona, nie zrobiła sobie krzywdy, bo musielibyśmy was pozwać - rzucił, ale zacznijmy od tego, że Debbie nie była jego narzeczoną, bo byli dopiero na drugiej, może trzeciej, randce. Ale Noriega to lubił sobie tak wszystko podkoloryzować. A po drugie to jeśli chodzi o pozywanie kogokolwiek... to on raczej był do tego pierwszy, ale pewnie jako oskarżony, biorąc pod uwagę fakt, co się odwalało w jego klubie. Ale przecież ta dziewczyna nie musiała tego wiedzieć. I chyba trochę ją zbili z tropu tym gadaniem, a Madox jeszcze schylił się, żeby podnieść rolkę papieru, która w tym całym zamieszaniu rozwinęła się po podłodze i wcisnął ją w ręce kelnerki.
- Vamos - idziemy, rzucił do Debbie i już splatał swoje palce z tymi jej, żeby pociągnąć ją do wyjścia z toalety i chociaż zaraz za drzwiami przyparł ją na moment do ściany, żeby skraść z jej ust krótki pocałunek, bo tak mu się podobała ta ich gra, to zaraz odsunął się od niej.
- Poczekaj... Weźmiesz moją kurtkę? - zapytał, bo zostawił ją przy stoliku, a do niego to już na pewno nie będą wracali. A chociaż Madox to wcale, a wcale nie był grzecznym chłopcem, to jednak za te drzwi chciał zapłacić i za te ich drinki, ale to pewnie dlatego, że sam prowadził klub. Jakaś solidarność właścicieli lokali się w nim odezwała. I on naprawdę spędził jeszcze kilka minut przy tym barze, chociaż odrobinę jeszcze czuł ten cały koks, który nim miotał, a przede wszystkim, to nie mógł się doczekać, kiedy znajdzie się przy Debbie. I bardzo się przy tym kontuarze kręcił, ale odliczył pewną kwotę przekładając między palcami wysłużone banknoty. Które pewnie przesiąknięte były kokainą.
A później to już wyszedł, nie, on wypadł z tego lokalu prosto do Debbie, która stała przy ścianie z tą jego skórzaną kurtką. Na ulicy.
- Ale mnie nakręciłaś - powiedział od razu, kiedy już tak rękę opierał o ścianę tuż nad jej ramieniem, kiedy wisiał znowu nad nią. Ona też go nakręciła, ale może też cała ta sytuacją, albo może ta dorzucona kokaina, którą on jeszcze sobie usypał gdzieś na parapecie gdy wychodził z tej knajpy.
- Jedziemy do mnie? - zapytał patrząc prosto w jej ciemne, piękne oczy.

Debbie McDowell
zgrozo
stania w miejscu
29 y/o
For good luck!
170 cm
stewardessa w air canada
Awatar użytkownika
All I want for Christmas is you, and you, and maybe you too.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiżeńskie
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Była to wyjątkowo owocna trzecia randka.
Do takiego przekonania Debbie nie potrzebowała zepsutych drzwi, jednak nie sposób nie dostrzec w tych okolicznościach czegoś, co czyniło je wyjątkowymi. Być może nie na tyle, aby nagle uczyniły ich relację trwałą, ale bez wątpienia miały wystarczyć, aby Madox zatrzymał się w jej pamięci na dłużej.
Podobnie zresztą jak dzisiejsze wydarzenia, smak jego ust i huk drzwi, które pod naciskiem ich ciał wyleciały z zawiasów. Choć nie jest to wspomnienie, które z zamiłowaniem mogłaby przekazywać swoim dzieciom, myślami najpewniej nie raz miała jeszcze do niego wrócić.
Podobnie jak do tego uczucia, które odezwało się w niej, kiedy ustawił kelnerkę do pionu. I nie chodziło bynajmniej o to, że przy okazji nazwał ją swoją n a r z e c z o n ą. Ta kwestia nie miała większego znaczenia i nie podziałało na nią tak, jak to, jak stanowczy się teraz wydawał. Obserwując go z boku, Debbie zacisnęła zęby na swojej dolnej wardze, myślami będąc już wyłącznie przy tym, aby raz jeszcze ściągnąć dziś z niego koszulkę.
Bo o to bez wątpienia zamierzała zadbać.
Pozwoliła mu wyprowadzić się z łazienki i ponownie przyciągnęła go bliżej za kark, kiedy zdecydował się skraść jej ten szybki pocałunek. Pomruk niezadowolenia wyrwał się z jej gardła, gdy prędko się odsunął, ale prawdopodobnie było to posunięcie jak najbardziej słuszne. Ostatnim, czego chcieli, to kolejna katastrofa spowodowana ich dzisiejszym zachowaniem. Tutejsza obsługa już przecież i tak spoglądała na nich spod byka.
Jak sobie życzysz, kochanie — rzuciła przekornie, trochę drocząc się z nim na skutek tego, co jeszcze przed chwilą usłyszała z jego ust. A choć zatrzepotała rzęsami i uśmiechnęła się zaczepnie, nie musiał długo czekać na to, aby rzeczywiście zajęła się spełnieniem jego prośby. Wróciła do ich stolika, zgarniając stamtąd nie tylko jego kurtkę, ale również własną torebkę, która na szczęście pozostała nienaruszona.
To nie na jej zawartości skupiła się, kiedy już opuściła lokal. W pierwszej kolejności sięgnęła do jednej z kieszeni kurtki Madoxa, którą oczywiście narzuciła sobie na ramiona. Zlokalizowała w niej paczkę papierosów, jeden z nich niemal od razu wtykając sobie między wargi. Zdążyła odpalić go i kilka razy się zaciągnąć, nim brunet ponownie do niej dołączył.
Zaczepny uśmiech ponownie wymalował się na jej ustach, kiedy znalazł się przed nią. Zanim cokolwiek powiedziała, zahaczyła palec wolnej dłoni o jedną ze szlufek w jego spodniach i jeszcze delikatnie go do siebie przyciągnęła. — Tak bardzo, że postanowiłeś się oświadczyć? — zażartowała, pijąc do sceny, która rozegrała się w restauracyjnej łazience. Wspięła się na palce i pocałowała go już chyba po raz kilkunasty tego wieczora, ale mimo to nic nie wskazywało na to, by smak jego ust w którymś momencie miał się jej znudzić. — Łap taksówkę — zarządziła i skinęła w stronę ulicy, dokładnie w miejsce, w którym zwykle się one zatrzymały.
Nie było sensu tracić czasu i udawać, że w tym momencie wieczór się zakończył. Dla ich dwójki dopiero się rozkręcał.
zt.
Madox A. Noriega
Magda
unikam wątków nierozwijających relacji oraz opisów przemocy na tle seksualnym i przemocy nad zwierzętami
ODPOWIEDZ

Wróć do „⋆ W czasie”