Xavier wszedł do studia z tą samą pewnością siebie z jaką wbiegał na murawę. Nie potrzebował zapowiedzi, bo uważał, że sama jego obecność mówiła za siebie. Miał w sobie nonszalancję kogoś, kto zdążył przywyknąć do błysków fleszy i pytań zadawanych z przesadną uprzejmością. Koszula niedopięta pod szyją, lekko potargane włosy, sportowy luz i ten arogancki uśmieszek, który nie schodził mu z twarzy. Nawet kubek gorącej czekolady, do której miał słabość, w jego dłoni wyglądał jak rekwizyt.
Został zaproszony już dawno temu, ale z początku nawet odmówił. Nie miał na to czasu, musiał się odpowiednio ubrać i wyglądać, a jak wiadomo Xavier wolał leżeć do późna niż wstawać o wczesnym poranku. Dopiero po trzecim telefonie kiwnął twierdząco głową. Lubił kamery, spojrzenia kobiet, ciche westchnienia. Uwielbiał być w centrum uwagi.
Wszystko wskazywało na to, że był tu po prostu kolejnym sportowcem zaproszonym do wywiadu. Wniósł jednak ze sobą do budynku aurę nieco innej intensywności i nie chodziło tylko o formę na boisku czy o ostatnie medialne zamieszanie wokół plotek o jego transferze. Mógł przecież to zbagatelizować, wydać oświadczenie, że zostaje w Toronto i nigdzie się nie wybiera, ale lubił gdy się o nim mówiło. Dobrze bądź źle, ale mówiło.
Kamery ruszyły, a on bez trudu wszedł w swoją rolę. Wypowiedzi miał płynne, przemyślane, czasem ironiczne, wszystko dokładnie tak, jak się od niego spodziewano, tak jak było w scenariuszu. Był urodzonym showmanem, ale nigdy nie przesadzał. Znał swoje miejsce w tej grze. Dla nich był produktem, ale takim, który potrafił zapanować nad swoimi emocjami. Miał się sprzedać, dać ludziom rozrywkę i trochę skandalu.
Podczas rozmowy Xavier ciągle się uśmiechał, żartował, opowiadał o ostatnich meczach i nadchodzących wyzwaniach. Odpowiadał również na ciężkie i niezbyt wygodne pytania. Między innymi o romans ze starszą kobietą o którym było tak głośno kilka miesięcy temu. Wzruszył jedynie ramionami. Miał wiele dziewczyn w swoim łóżku, mógł mówić o tym na prawo i lewo, ale zachowywał dyskrecję. Zawsze.
Kiedy wszystko dobiegło końca grzecznie podziękował, uścisnął dłonie, rzucił kilka uwag do ekipy i zszedł ze sceny. Wciąż z tym samym spokojem na twarzy, ale krok miał już mniej lekki. Trochę go to przytłoczyło. Trwało to o wiele za długo, nie był na to jednak przygotowany tak jak myślał. Nie kierował się od razu do wyjścia. Musiał ochłonąć, uciec przed fanami, którzy zapewne zebrali się pod budynkie. Zamiast na dół wybrał inny kierunek. Skręcił w stronę zaplecza. Tam między regałami z kablami i rozstawionymi monitorami podszedł do biurka na którym stała woda i szklanki. Nalał sobie odrobinę, a potem podniósł głowę, a jego wzrok padł na nią.
Pamiętał ją jakby to było wczoraj. Nic się nie zmieniła. Tak o niej myślał do dzisiaj i tego obrazu w jego głowie nie zniszczyła.
Stała przy ekspresie do kawy. Opanowana, niedostępna, z wyraźną granicą, której nikt nie przekracza bez jej zgody. I właśnie dlatego tamta noc sprzed lat tak mocno w nim utkwiła.
Hotel po gali sportowej. Rozmowa, która zaczęła się przypadkiem, a potem już nic nie było przypadkowe. Jeden wieczór, który dla niego okazał się bardziej znaczący, niż odważył się przyznać. Nie chodziło nawet o samą bliskość. W oczach Xaviera była inna. Dojrzała, pewna swego, wiedziała do czego zmierza. Skłamał wtedy co do wieku, ale ona zapewne się domyślała, że nie ma tych prawie trzydziestu lat. Po imprezie wiózł ją na swoim motocyklu, czuł zapach jej perfum, które wiatr rozwiewał na boki. Dotyk ciała, delikatne dreszcze, pamiętał śmiech. A potem wszystko zniknęło. O poranku obudził się sam w łóżku, jedynie ślad czerwonej szminki pozostawionej na poduszce dał mu znak, że nie zwariował. Zapamiętał jej imię, spojrzenie, uśmiech. Byli pijani, ale Xavier dostrzegał takie małe, acz wyraźne szczegóły.
Ale dziś, właśnie tu w chłodnym zapleczu telewizyjnego studia, Lauren patrzyła na niego obojętnie. A przynajmniej takie miał wrażenie. Jakby zapomniała, a jej oczy nie potrafiły go rozpoznać. Jakby chciała zapomnieć o tamtej nocy.
Podszedł do niej, powoli, z nutą ostrożności i niepewności. Oparł się o blat rzucając kątem oka zaintrygowane spojrzenie.
- Mam dziwne wrażenie, że gdzieś już się spotkaliśmy. - Wyznał przez chwilę stojąc w bezruchu, jakby chciał dać jej czas. Czas, by coś drgnęło w jej spojrzeniu. Jakaś iskra pamięci, gest, cień uśmiechu, choćby najdrobniejszy znak, że wróciła myśl o czerwonym winie i Leonardzie Cohenie sączącym się z hotelowego głośnika.
Lauren Bernard
-
Chce zostać mistrzem Pokemonnieobecnośćniewątki 18+takzaimkiOn/jegopostaćautor
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Była w swoim naturalnym środowisku. Swojej rutynie, choć w nowej roli. Jako dyrektor programowa stacji miała więcej obowiązków na głowie. Potrzebowała tego. Mieć ręce pełne roboty, zarządzać, spełniać się, nie myśleć o tym, co było. Miała nowy cel, nowe wyzwania. Straciła naprawdę sporo przez nieodpowiedzialne wybory, przez swoje czyny. Jej osobowość polaryzowała zarówno współpracowników, jak i odbiorców. Nie minęło tak wcale wiele czasu. Rany nadal się goiły, życie dopiero stawało na nogi. Chciała jednak pokazać, że Lauren Bernard wcale się nie skończyła, a jej kariera nie przeminęła. Miała jeszcze tyle do pokazania i udowodnienia.
Grafik jak zawsze miała napięty. Poranne spotkanie w siedzibie stacji, gdzie przedstawiała swoje wizje, konsultowała najbliższe cele oraz odbierała wytyczne. Później wizyta w studio. Kolejny odcinek swojego talk show, gdzie z takim samym zacięciem i charakterem próbowała utrzymać ciekawość i zaangażowanie widzów. Następnie, ze studyjnej kanapy do samochodu, przemieszczając się po Toronto na umówione spotkania. W międzyczasie masa połączeń i telefonicznych rozmów, przez które musiała ładować swojego smartfona co parę godzin.
Po południu, znajdowała się na piętrze szklanego budynku, gdzie mieściło się sportowe studio. Duży stół, panel, przy którym zasiadali prowadzący, eksperci, dziennikarze i zaproszeni goście, komentujący wydarzenia i minione mecze. Darzyła to miejsce sentymentem. To tutaj tak naprawdę rozpoczęła się jej kariera. Dość zaskakująco. Nie planowała tego, ale wykorzystała szansę. Braki w sportowej wiedzy nadrabiała swoją charyzmą, stylem i usposobieniem. Zyskała całą rzeszę fanów i głęboko wierzyła, że nie byli tylko dla jej wyglądu. W końcu sama wkręciła się w ten świat. Najlepszym przykładem było minione już małżeństwo z baseballistą. Teraz, robiła znacznie więcej, lecz wciąż pamiętała o swoich początkach.
Stała pośród wielkich, szumiących kamer i zwojów kabli. Ze skrzyżowanymi rekoma obserwowała aktualne prace, słuchała, wspominała. Ludzie w słuchawkach i mikrofonach krzątali się wokół niej, kurczowo trzymając się grafików, godzin i terminów. Niektórzy raportowali jej o jakichś rzeczach, chociaż działem sportowym nie zajmowała się bezpośrednio. Nie każdy miał odwagę. Większość osób słyszała o jej charakterze i stylu pracy. Zwłaszcza nowi i młodzi nie mieli z nią lekko. Nie mogła być jednak tą samą Lauren, nieco chaotyczną kobietą uśmiechającą się do ludzi przez ekrany telewizorów, idolką fanów i wizytówką stacji. Była starsza, bardziej doświadczona i to ona nadawała ton całej stacji.
Przyszedł czas na zasłużoną, trzecią kawę. Podstawiła kubek i jednym przyciskiem uruchomiła maszynę. Kawa zawsze czarna, mocna. Pokrzepiająca i przywracająca energię. Telefon trzymała w swojej dłoni, gotowa natychmiast zareagować na niespodziewane wiadomości i powiadomienia. Potrzebowała chociaż chwili wytchnienia. Oczyszczenia swojego umysłu do realizacji ostatnich zadań. Te zdarzały się niezwykle rzadko, więc moment dla siebie oraz cisza nawet w ciasnym zapleczu były niczym zbawienie. Trwały jednak bardzo krótko...
Reagując na męski głos spojrzała w górę na Xaviera, który nagle wyrósł przed jej oczami. Przystojny, młody wygląd oraz uderzająca sylwetka były natychmiast uderzające. Drobne gesty zdradzały jednak ostrożną i niepewną postawę. Nie była pewna, czy to przez nią. Nauczyła się niczego nie wnioskować od razu. Poznała zarówno pozerów, którzy na codzień byli miłymi osobami, a także tych o nieskazitelnym image’u, którzy zachowywali się jak totalne dupki o zbyt nabrzmiałym ego.
- Tak sądzisz? - odpowiedziała taką samą bezpośredniością, z jaką sama została zaskoczona. Nie zachwiało to jej pewnością. Była przyzwyczajona. Tak samo do tego pytania. - Wybacz, że nie pamiętam, lecz spotykanie się z ludźmi, nie tylko w pracy, to praktycznie mój zawód. - odparła, wpatrując się w Xaviera, jednocześnie upijając łyk upragnionej kawy. Nie chciała go urazić ani zachować się zbyt obcesowo, lecz dystans był zachowany. - Jesteś tym rugbystą z Wolfpack, prawda? - zapytała, przenosząc ciężar ciała na jedną nogę, przypatrując się mężczyźnie. - Wybacz, rugby nie jest moją mocną stroną. Mogę źle kojarzyć. - dodała po chwili ze szczerością, acz podtrzymując rozmowę, skoro już zdecydował się do niej podejść.
Xavier Price