-
Dear Santa, I’ve been good all year. Most of the time. Once in a while. Nevermind, I’ll buy my own stuff
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracji3os.czas narracjiprzeszłypostaćautor
Nie wiedziała, co z tym robić i właśnie dlatego nie robiła nic. Większość czasu spędzała w pracy, a mieszkała w hotelu. I chociaż miała świadomość, że mogłaby po prostu komuś zapłacić, żeby tu posprzątał to na to też się nie mogła zdecydować - jakby bała się, że kolejne osoby naruszą jej prywatność. Musiała to zrobić sama. Musiała.
I to był ten dzień. Sobotnie przedpołudnie? Czy był lepszy dzień na sprzątanie? Jej samochód stał na podjeździe, więc jej sąsiedzi się mocno zdziwili, bo naprawdę dawno jej tu nie było, a ona sama wreszcie zabrała się za zbieranie tych wszystkich rozrzuconych przedmiotów, poprzewracanych i roztrzaskanych mebli, ceramiki… ten dom wyglądał jak obraz nędzy i rozpaczy.
A ona zdecydowanie nie spodziewała się gości. Nawet wyłączyła powiadomienia w telefonie, żeby nikt jej nie przeszkadzał. Dlatego dzwonek do drzwi ją… sparaliżował. Tak, na krótką chwilę zamarła i wpatrywała się tylko w stronę drzwi wejściowych. Aż dała sobie mentalnie w twarz, bo nie jesteś tchórzem, Bowman.
- Oh… – rzuciła mało bystro na przywitanie, gdy otworzyła drzwi i stanęła twarzą w twarz z Mercerem – Nie byliśmy umówieni, nie? W sensie o niczym nie zapomniałam? – wolała się upewnić, bo wcale by jej to nie zdziwiło. Nie była ostatnio w najlepszej formie… i sam fakt, że trochę za długo trzymała go przed drzwiami był tego doskonałym przykładem. Na szczęście zdała sobie z tego sprawę. Obejrzała się krótko przez ramię, zdając sobie sprawę, że nie miała jak tego wszystkiego ukryć, westchnęła pod nosem i otworzyła szerzej drzwi i wpuściła go do środka – Jak widzisz… jestem trochę zajęta. – rzuciła, zagryzając lekko wargę i wbijając uważne spojrzenie w Mercera, trochę nie wiedząc jakiej reakcji się po nim spodziewając.
Karrion Mercer
-
Nic tak nie rozwiązuje problemu jak prawy na wątrobę
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiSierra/Leonetyp narracjiDemokracja bezpośredniaczas narracjiWłaściwypostaćautor
Chciał jej zrobić niespodziankę. Odwiedzić ją w domu, gdzie jego zdaniem, powinna w tym momencie być. Celowo zadzwonił do klubu ze wcześniejszym zapytaniem, czy szefowa dziś jest i kiedy dowiedział się, że Darcy była poza biurem, założył, że spędza dzień w Don Mills. Czy błędnie? To dopiero okaże się w momencie, gdy ją odwiedzi.
Dostrzegając samochód na podjeździe, od razu nabrał pewności, że brunetka jest na miejscu i to też wywołało mimowolnie uśmiech na jego twarzy. Stanął przed jej drzwiami i trzymając jedną rękę w kieszeni najpierw zapukał, a następnie zadzwonił dzwonkiem, by zaanonsować swoje przybycie. Coś mu jednak nie grało i nie mógł pozbyć się pewnego uczucia niepokoju, które nawet po otwarciu przez nią drzwi, nie zniknęło. Co więcej - pogłębiło się.
Zanim jej cokolwiek odpowiedział, zerknął za ramię Bowman, dostrzegając bałagan już na korytarzu. Wpierw pomyślał o jakimś remoncie czy może nawet przeprowadzce, jednak szybko jego podejrzenia skierowały się ku włamaniu. Widział, jak wyglądały splądrowane i zniszczone domy.
Spojrzał z wyrzutem na Darcy, jednak powstrzymał się od karcącego komentarza. Zamiast tego wszedł do środka i rozejrzał się jeszcze dokładniej. Następnie obrócił w kierunku gospodyni i przechylił lekko głowę, kiedy intensywnie się w niego wpatrywała w tej niepewności.
- To jest ta sprawa? - zapytał, celowo kładąc nacisk na ostatnie słowo.
Uniósł lekko dłoń i położył ją na jej policzku, wzdychając lekko, a jednocześnie dość głośno. Pogładził ją kciukiem i od razu przysunął się, po czym objął Bowman.
- Pomogę ci - zapewnił ją tylko i po chwili trzymania w objęciach brunetki puścił ją, bez słowa kierując się w stronę części domu, który jeszcze wymagał posprzątania. Od razu wziął się za porządki, chcąc wspomóc Darcy w jej zmaganiach, jednak w dalszym ciągu miał do niej żal, że nic mu nie powiedziała. W jego głowie pojawiło się wiele pytań, ale żadnego z nich nie zadał, ponieważ... był zawiedziony jej postawą. Mogła mu cokolwiek powiedzieć. Nie był przecież dla niej byle kim. Chyba.
Darcy Bowman
-
Dear Santa, I’ve been good all year. Most of the time. Once in a while. Nevermind, I’ll buy my own stuff
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracji3os.czas narracjiprzeszłypostaćautor
Mimo wszystko wzruszyła bezradnie ramionami, bo co zrobisz jak nic nie zrobisz. To była właśnie ta sprawa, która ostatecznie ciągnęła się dłużej niż Bowman by tego chciała i oczekiwała. Nawet nie dlatego, że bałagan w jej domu utrzymywał się zbyt długo, ale dlatego, że nie znała żadnych szczegółów tego wydarzenia. Przede wszystkim nie miała pewności, kto za nie odpowiadał, a skoro nie miała pewności – nic nie mogła z tym zrobić. Nic też nie mogła powiedzieć Mercerowi, bo cóż… tak, to była ta sprawa, ale na tym się to kończyło.
- Przestań, Karrion. – zaczęła, gdy tylko wypuścił ją z ramion i ruszył w głąb jej mieszkania, w którym… heh, trudno było zlokalizować, co jeszcze potrzebuje uwagi i zainteresowania, bo nieszczególnie sprawnie posuwała się w pracach – Nie musisz mi w niczym pomagać. Właściwie… nic nie mówiłam właśnie dlatego. – machnęła ręką w jego stronę, zwracając uwagę na to, że cóż… chodziło o niego. Jego minę, jego rozczarowanie wypisane na twarzy, którego przecież nie potrzebowała. I na pewno nie oczekiwała, że będzie ogarniał bałagan i zniszczone meble w jej domu. Nie był dla niej byle kim, oczywiście, że nie. Ale jednocześnie ich relacja była… prosta, zupełnie pozbawiona dramatu i emocjonalnego zagmatwania. Miała wrażenie, że mieszając go w to wszystko straci ten nieskomplikowany element życia. Treningi, randki, seks… przyjaźń również! – To mój bałagan – który przecież próbowała ogarnąć na wielu różnych płaszczyznach! Sama lub prawie sama.
Karrion Mercer
-
Nic tak nie rozwiązuje problemu jak prawy na wątrobę
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiSierra/Leonetyp narracjiDemokracja bezpośredniaczas narracjiWłaściwypostaćautor
Obejrzał się za siebie, gdy Darcy się w końcu odezwała. Od razu też zmarszczył brwi i choć był zawiedziony jej zachowaniem, nie chciał dać po sobie tego poznać. Nie był przecież dla niej nie wiadomo kim. Nie był jej przyjacielem, facetem też nie mógł się nazwać, choć ze sobą sypiali. Tkwili gdzieś między zwykłą znajomością a czymś poważniejszym, czego chyba oboje się trochę bali.
- Darcy... - rzucił cichym, trochę zmęczonym tonem. - Nie mogę patrzeć na to, jak dzieje ci się krzywda - odezwał się i wyprostował.
Serce zabiło mu trochę mocniej, gdy zdał sobie jeszcze mocniej sprawę z tego, że Darcy mogła być tu w środku podczas włamania i się ukrywać, ewentualnie stoczyć walkę z napastnikiem, w co akurat wątpił, biorąc pod uwagę brak jakichkolwiek śladów. Niemniej jednak mogła stać się jej ogromna krzywda, a Karriona wtedy nie było przy niej, gdy najbardziej go potrzebowała.
Przysunął się o dwa kroki i kiedy nie było już między nimi aż tak wielkiej przestrzeni, tym razem powoli musnął jej dłoń swoimi palcami.
- Pamiętasz, co mówiłem o twoim bałaganie? - dopytał, jednak nie dał jej szansy na odpowiedź, bo znów się odezwał. - Boję się o ciebie i nie potrafię udawać, że jest inaczej - uzewnętrznił się, przygryzając delikatnie dolną wargę oraz przenosząc spojrzenie w bok, jak gdyby wstydził się podzielenia się akurat taką myślą z nią.
Zaraz jednak zebrał się do kupy i znów na nią spojrzał, przenosząc dłoń na jej biodro i przysuwając ją bliżej do siebie.
- Nie chcę, żeby coś ci się stało... - rzucił ciszej, spoglądając jej prosto w oczy.
Gniew czy zawód minęły bardzo szybko. W to miejsce pojawiła się troska, którą coraz ciężej było mu ukrywać z dwóch powodów: przez rosnące poczucie niebezpieczeństwa oraz to, że im dalej w las, tym coraz mocniej lgnął do Darcy i coraz bardziej chciał być istotną częścią jej życia.
Darcy Bowman
-
Dear Santa, I’ve been good all year. Most of the time. Once in a while. Nevermind, I’ll buy my own stuff
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracji3os.czas narracjiprzeszłypostaćautor
- Nie dzieje mi się krzywda. – nie chciała uchodzić tu teraz za ofiarę, nie potrzebowała współczucia i troski. Nie chciała w oczach kogokolwiek – a już szczególnie jego – uchodzić za słabą i bezbronną. I tak widział ją pewnie w nienajlepszej formie, gdy pierwszy raz pojawiła się na jego sali treningowej, ale od tego czasu minęło sporo czasu… miała nadzieję, że to już za nimi.
Zadarła głowę, żeby spojrzeć na Mercera, gdy podszedł do niej bliżej. Zadrżała lekko, gdy musnął jej dłoń, ale nie oderwała spojrzenia od jego twarzy. Bał się. Bał się o nią… bardzo dawno nikt się o nią nie bał. Ba! Nie była pewna, czy kiedykolwiek ktokolwiek. Ściągnęła jednak mocniej brwi przypominając sobie, o tym, że nie była skrzywdzoną królewną, o którą ktoś musiał zadbać.
- Nic mi się nie stało i nie stanie. – zapewniła z zaskakującą pewnością w głosie – Ktokolwiek to zrobił chciał mnie tylko przestraszyć. Myślisz, że dlaczego stało się to, gdy mnie tu nie było? Nie miało mnie być. To tylko wiadomość. Częściowo mu się udało… ale tylko częściowo. Nie dam się zastraszyć, Karrion. I nie chcę, żebyś ty się tym niepotrzebnie przejmował. – dodała, sięgając dłonią do jego policzka, przesuwając po nim lekko i uśmiechając się do niego nieznacznie – Ktoś się tym zajmie. – dodała enigmatycznie, ale sama jeszcze nie miała całkowitej pewności kto i jak, ale cóż… wiedziała, że ktoś na pewno. Nie zamierzała tak tego zostawiać – A ja przynajmniej mam okazję do małego remontu. – chciała zabrzmieć beztrosko, ale tak naprawdę remont był ostatnią rzeczą, o której myślała.
Karrion Mercer