Nie odpowiedział na jej pytanie bezpośrednio, nie mogło mu to przejść przez gardło ściśnięte uczuciem zażenowania, grozy i kacowym niesmakiem. Jedynie wyciągnął dokumenty w jej kierunku, żeby sama je jeszcze raz przeanalizowała i na własne oczy upewniła się, że n i e s t e t y
są legalne. Byli małżeństwem. Co za absurd. I całego tego dyskomfortu nie niwelował nawet cynizm Leah, mimo że bardzo doceniał jej poczucie humoru i umiejętność posługiwania się podobnym językiem, co on sam. Mimo wszystko w tej chwili był chyba zbyt przytłoczony coraz bardziej zwalającą się na głowę rzeczywistością.
Komentarz o potencjalnych "małych O'Brienach" wzbudził w nim tak nieprzyjemny dreszcz przerażenia, wspinający się powoli w górę kręgosłupa, że oblały go znowu zimne poty i panika połączona z wyrzutem odbiła się w jego spojrzeniu. Jeszcze tego by brakowało, żeby z tej pijańskiej nocy wyszło coś dużo trudniejszego do odkręcenia, niż
małżeństwo. No naprawdę, jak on by to ojcu wytłumaczył?!
-
To brzmi jak jakiś pojebany scenariusz telenoweli, wzięli ślub po pijaku, żeby się ze sobą przespać i przynajmniej dzieci nie byłyby nieślubne. - Wymamrotał to z niezadowoleniem, choć brzmiało jak potencjalnie cyniczny żart. Złożył dokumenty i schował je do wewnętrznej kieszeni skórzanej kurtki, bo z pewnością będą potrzebne prawnikowi do załatwienia rozwodu.
Co. Za. Absurd. No doprawdy.
W głupim odruchu też rozejrzał się dookoła, jakby faktycznie miał znaleźć gdzieś telefon Leah i zaczął macać się po swoich kieszeniach w poszukiwaniu swojego. I im bardziej nie trafił dłońmi na znajomy kształt, tym bardziej i jego zaczynała zalewać fala lodowatej paniki. Gorączkowo przetrzepał kieszenie.
-
Kurwa... Też nie mam telefonu. Ja pierdole! - Idiotycznie okręcił się wokół siebie, rozglądając tak, jakby komórka miała mu się chować za plecami, po czym też spojrzał na hotel i ponownie na Leah. -
Sprawdziłem pokój, kiedy byłaś pod prysznicem, nic naszego tam nie zostało. Zapytam w recepcji... - Narastała w nim przejmująca groza, ale zamiast paraliżować, trochę go otrzeźwiła i pobudziła do działania. Z ich dwojga ktoś musiał zachować odrobinę chłodniejszej krwi, a patrząc na
żonę, widział jak bardzo cały ten poranek i świadomość nocy zwaliła się na nią ciężarem moralnego dyskomfortu. Troska wzięła górę i dzięki temu sam nie zaczął dogłębnie popadać w pożerające poczucie wstydu własnymi czynami.
Wszedł znowu do budynku hotelu i na recepcji dopytał o telefony. Niestety nikt nie był mu w stanie pomóc. Za to odpowiedzieli na kilka pytań, mogli wskazać mu gdzie jest najbliższa otwarta apteka i wezwać taksówkę. I dać kolejne dwa kubeczki wody. Nawet zdołał szarpnąć się na spojrzenie do własnego portfela i - o dziwo - znalazł tam banknot pięćdziesięciodolarowy, który zostawił w ramach napiwku i przeprosin za kwiatka. Po wyjściu wręczył Leah kolejną wodę.
-
Nikt nic nie wie, w nocy też nie widzieli nas z telefonami. Do najbliższej apteki jest jakieś pięć kilometrów, zamówiłem taksówkę, zajedziemy tam w drodze do naszego hotelu. - Zachrypnięty głos brzmiał tak, jakby bolało go każde słowo, nie tylko przez zdarte gardło, ale i pulsujący ból głowy. Mimo to starał się być wsparciem w tej całej popierdzielonej sytuacji. Bo w tej chwili faktycznie to Leah mogła ponieść większe konsekwencje upojnej nocy. I nosić je dziewięć miesięcy. A tego nie chcieli. -
Podobno przyszliśmy zarejestrować się jakoś po pierwszej w nocy. Byliśmy sami, więc zakładam, że pozostali kontynuowali upodlenie alkoholiczne. - Obawiał się spotkania z innymi nie dlatego, że podejrzewał, że mogliby wiedzieć o ślubie (naiwnie wierzył, że nikt nic nie wie), ale dlatego, że spędził tę noc z Leah i z pewnością będzie to hot topic najbliższych nawet dni.
Leah Nixon