-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkimęskietyp narracjiczas narracjipostaćautor
- Oj nie dąsaj się. Nie wiem dlaczego większość z moich słów odbierasz tak negatywnie... - mruknął niezbyt z tego faktu zadowolony.
Zawsze wydawało mu się, że dobrze się dogadywali. Przekomarzanki raczej nikogo nie bolały. Jednak ich ostatnie rozmowy były nieco inne. Mara brała wiele rzeczy do siebie, które wcześniej w ogóle by jej nie ruszyły. Nie zamierzał jej teraz robić żadnej psychoanalizy i doszukiwać się w tym wszystkim jakichś nieprzerobionych emocji z jej rozwodu. To po prostu było trochę przykre ponieważ najwyraźniej pewne rzeczy się po prostu zmieniły i to wcale nie na lepsze. Oboje wiedzieli kto kogo wtedy obmacywał. Chwała losowi, że miał akurat ręce uwięzione w rękawach. Inaczej tamta sytuacja mogłaby skończyć się zupełnie inaczej. Gorzej dla nich obojga. On dobrze pamiętał jej dotyk na swoim nagim ciele. Może nie był to pierwszy raz, ale pierwszy raz od lat. Niestety nie próbował tego nawet zapomnieć.
- Tylko my? Nasza dwójka? I co, Connie byłaby naszym dzieckiem z rozwodu? Spędzała święta ze mną, a sylwestra z Tobą? - nie uciekał od niej spojrzeniem, patrzył prosto w jej tęczówki nie dając za wygraną.
Może to było trochę ostre z jego strony, ale cholernie prawdziwe. Tak by to wyglądało. Dwoje dorosłych ludzi, którzy nie mogą przebywać w swoim towarzystwie, więc cała reszta ma się do nich dostosować. Czy to nie właśnie takim ludziom próbowała pomóc w swojej pracy zawodowej? Uporać się jakoś z tymi emocjami dla dobra innych, ważnych w ich życiu osób? Nie chciał stawiać Connie w takiej sytuacji. Nie chciał stawiać też Mary. Z resztą wyglądało na to, że nie przyznała jej się jeszcze do tego, co zaszło między nimi w tej przymierzalni. Więc jak zamierzała wytłumaczyć to, że nie może przyjechać ani na święta ani na urodziny? Może za pierwszym razem znalazłaby jakąś wymówkę, ale za drugim? Trzecim? Connie nie była przecież głupia. Wiedziałaby, że coś jest na rzeczy. To nie mogło wypalić i starsza Lakefield też musiała to wiedzieć.
Jej następny wybuch natomiast wymalował zdziwienie na jego twarzy. Może nie powinien. Przecież powiedziała mu już dzisiaj, że chciała by przekroczył tę granicę, którą nakreśliła mu lata temu. Jednak usłyszeć to tak bezpośrednio? Wykrzyczane prosto w twarz? Oczywiście, że był zaskoczony. Przecież właśnie tego chciał wtedy. Żeby wybrała jego. Dała mu znak, że to właśnie jego chce. Że chce spróbować czegoś więcej. Nie chodziło tylko o seks. Chciał relacji, a zamiast tego znalazła sobie kogoś innego. Zanim zdążył zareagować zrobiła coś więcej. Wpiła się w jego usta. To było dokładnie to, czego pragnął w tej przymierzalni. W tej windzie. Nie myślał. Po prostu czuł. Jego dłonie same z siebie wylądowały od razu na jej biodrach lekko się na nich zaciskając. Odwzajemnił jej pocałunek z tą samą pasją i namiętnością. Gdy przerwała nawet mruknął cicho niezadowolony z takiego obrotu spraw. Spojrzał w jej oczy. Chciał więcej, o wiele więcej.
- Wiesz, że zawsze tego chciałem... - mruknął wprost w jej usta muskając je swoimi - Nie zakończenia. Tego. - sprostował mając jeszcze na tyle trzeźwego umysłu by pamiętać, że ostatnio pokracznie go rozumie.
Jeśli natomiast chodziło o to... To po prostu ponownie wpił się w jej usta. Namiętnie. Z utęsknieniem. Czekał na to od lat. Od razu pogłębił pocałunek. Nie zamierzał czekać. Był zbyt spragniony jej. Jej bliskości. Jego dłonie przesunęły się całkiem swobodnie na jej pośladki, które po prostu ścisnął by podnieść ją do góry i przycisnąć do siebie. Dać sobie i jej lepszy dostęp do siebie nawzajem. Jego puls od razu przyspieszył. Temperatura ciała powędrowała o dobre dwa stopnie do góry. Nie minęło kilka sekund zanim była przyciśnięta również do najbliższej ściany. Nie myślał teraz trzeźwo. W ogóle nie myślał. Po prostu czuł. Brał to, na co miał ochotę przez te wszystkie lata.
Mara Lakefield
-
Jingle bells, Jingle Bells
Jingle all the way
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskietyp narracjitrzecioosobowyczas narracjiprzeszłypostaćautor
Tym bardziej tak pokracznie rozumiała słowa Arthur z uwagi na ich sytuację. Tutaj nie chodziło tylko o jej rozwód, ale także o ich relację, która zawsze kręciła się wokół przyjaciół z niebezpiecznym flirtem, a także o to, że zaręczył się z Connie. Mara nigdy do końca nie potrafiła go rozgryźć i tego czego chce on w swoim życiu. Jednak ślub? Małżeństwo? Na to nigdy by nie postawiła. A tu jednak się pomyliła i to znowu.
Ale przede wszystkim był on jedyną osobą w jej życiu, która potrafiła tak na nią działać. Potrafił w niej rozbudzić wszystkie emocje na raz. Przy nim nie czuła się spokojniejsza, a wprost przeciwnie - w środku wszystko naraz wymieszane z niej aż kipiało. Czy kiedyś też było im tak ciężko porozmawiać? Czy zmienili się aż tak bardzo przez te lata, że nie było już możliwości powrotu do dawnej relacji? Czy gdyby wracając do Toronto nie był zaręczony z inną, sytuacja między nimi potoczyłaby się inaczej?
Mara uważała, że tak. Jej siostra była tym murem między nimi. Tym, którego wcześniej między nimi nie było. Tym samym, który Arthur zburzył zrywając zaręczyny, ale wciąż zostały jego resztki. Nie potrafili się dogadać. Lakefield miała ochotę aż jęknąć z rozpaczy, że ona próbuje mu pomóc i swojej młodszej siostrze, a ten oczywiście musi krytykować jej pomysł.
Dlatego zamknięcie mu ust było najlepszym pomysłem. Oczywiście to nie był jedyny powód, dlaczego to zrobiła. Nie chciała też widzieć jego reakcji na jej wyznanie, że to jego zawsze pragnęła i dalej pragnie. Ale przede wszystkim pocałowała go, bo tego chciała. Nie. Ona tego potrzebowała. Czuła , że dłużej po prostu nie wytrzyma trzymając swoje pożądanie na wodzy. Musiała znaleźć mu ujście, a ten pocałunek wydawał się do tego idealny. Gorący, namiętny. Nawet nie zwróciła uwagi na jego dłonie na swoich biodrach, skupiając się na jego ustach, w których zawsze marzyła się zatopić.
Gdy przyznał, że zawsze tego pragnął na chwilę zamarła. Przez ułamek sekundy była pewna, że zaraz ją odtrąci i wyjdzie kończąc wszystko co kiedykolwiek mieli. Ale gdy tylko musnął jej usta swoimi, wiedziała już że była w błędzie. Nawet nie słyszała, co następnie powiedział. Skupiła się na jego kolejnych pocałunkach odwzajemniając je z pasją i wręcz dziką zachłannością. Jakby chciała się nim nasycić jak najszybciej i najmocniej za te wszystkie stracone lata. Za te wieczory spędzane razem, a jednak osobno. Tak daleko od swoich ramion. Jęknęła tym razem z rozkoszy, gdy przycisnął ją swoim ciałem do ściany, a sama oplotła nogi wokół jego bioder. Przestała myśleć, a władzę nad nią przejął instynkt. Rozum przestał funkcjonować. Było tylko serce, które go pożądało. Potrzebowała go, a całe jej ciało to krzyczało, gdy mocno się go trzymała całując namiętnie jakby byli parą kochanków, która w końcu mogła wpaść w swoje ramiona po latach rozłąki i mieli tylko krótką chwilę przed kolejnym rozstaniem. Bo może tak właśnie było? Tego nie wiedziała. Wiedziała jednak jedno - pragnęła więcej. Czuła jak wszystkie emocje z niej uchodzą i zostaje tylko czyste pożądanie. Jej dłonie błądziły po jego szyi, karku i znikając na plecach za koszulką. Wszędzie zostawiała delikatne ślady po swoich paznokciach. Zaraz jednak jej dłonie ponownie znalazły się na tej koszuli, ale tym razem próbując ją rozpiąć, żeby mieć jeszcze większy dostęp do jego nagiego ciała. Nie mogła jednak oderwać się od jego ust. Nie potrafiła już przerwać pocałunku. Tak jakby się bała, że gdy przerwie pocałunek, wszystko znowu będzie tak pokręcone jak dotychczas. Pocałunek był jej możliwością, aby móc żyć w tej bańce, w której byli tylko oni i nikt inny.
Arthur Llewellyn
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkimęskietyp narracjiczas narracjipostaćautor
Dzisiaj to wszystko miało się zmienić. To ona wykonała ten pierwszy ruch. Sama przekroczyła swoje granice. Może była to pewna forma desperacji. Nie oszukiwał się, że po prostu nie mogła już wytrzymać. Niemniej był to właśnie ten znak, którego potrzebował by pozwolić również sobie na odpuszczenie wszystkich hamulców, które do tej pory trzymał. Dokładnie tego chciał te wszystkie lata temu. Dokładnie tego pragnął. Tego potrzebował i nie zamierzał się już z tym więcej kryć. Całował ją zawzięcie, namiętnie, bez opamiętania. Nie myślał już o tym, co będzie dalej. Jak wielkim błędem może być przespanie się z siostrą swojej byłej narzeczonej. Nie. W tym momencie cała logika wyszła drzwiami, którymi i on powinien był wyjść. Zdrowy rozsądek poszedł razem z nią.
Jedyne co mu pozostało, to to cholernie pragnienie, którego nie mógł ugasić. Nie ważne jak bardzo pogłębiał pocałunek, jak mocno ściskał jej pośladki czy przyciskał ją do ściany. To po prostu nie było wystarczająco. Czasami pomrukiwał zadowolony gdy czuł z powrotem na sobie jej dłonie. Jak przesuwała nimi po jego karku, włosach. Jak drażniła go paznokciami. Chciał więcej. Potrzebował więcej. Miała szczęście mieć dwie wolne ręce, które mogły właśnie błądzić po jego ciele. Z tym potrafił sobie poradzić. Odsunął ją od ściany, oderwał się od jej ust i rzucił ją na łóżko. Uśmiechnął się do niej zawadiacko patrząc z tym gorącym pragnieniem kiedy kończył rozpinać swoją koszulę. Zrzucił ją na podłogę, to samo za chwilę robiąc ze swoimi spodniami. Nie zamierzał się znów odrywać od jej ciała gdy znów zaczną. A jedno było pewne. Teraz nie przestaną.
- Ta piżama jest całkiem seksowna, ale myślę, że powinnaś ją już zrzucić. - powiedział nieco niższym głosem powoli klękając na łóżku i dając jej chwilę by mogła to zrobić.
Nie mógł się już doczekać by zobaczyć jej nagie ciało. To o którym tyle razy myślał kiedy musiał zadowolić się jakąś inną studentką. Chciał by się przed nim rozebrała. Było w tym coś cholernie intymnego i podniecającego. Patrzył na nią jakby był wygłodniały. Głodny jej. Jej ciała, jej skóry. Chciał się znów w niej zapomnieć. Całkowicie. Bezwzględnie. Poświęcić jej tej nocy całą swoją uwagę. Porzucił wszystko inne. Teraz była tylko ona. Tylko oni. Rzeczy, które zamierzał z nią zrobić... Nie mogła sobie nawet wyobrazić.
Mara Lakefield
-
Jingle bells, Jingle Bells
Jingle all the way
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskietyp narracjitrzecioosobowyczas narracjiprzeszłypostaćautor
Jednak dzisiaj przegrała ze sobą już szczególnie. Oboje popełniali prawdopodobnie największy błąd, bo Connie nigdy im tego nie wybaczy. Arthur i tak już zerwał zaręczyny, więc całkiem możliwe, że i tak by więcej się nie spotkał z byłą narzeczoną. Ale Mara? Całując mężczyznę stawiała na szali swoją siostrę. Miała do stracenia relację z nią, ale i z całą najbliższą rodziną, która pewnie jej nie zrozumie. Ona sama nie do końca siebie rozumiała i tego co wyprawia. Z drugiej strony Arthur zawsze był dla niej kimś ważnym w życiu. Na długo zanim tamta dwójka się w ogóle poznała. Minęły lata, a jej uczucia względem niego nie zmalały chyba ani trochę
- Ukrywanie treści: włączone
- Hidebb Message Hidden Description
Arthur Llewellyn
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkimęskietyp narracjiczas narracjipostaćautor
-
Jingle bells, Jingle Bells
Jingle all the way
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskietyp narracjitrzecioosobowyczas narracjiprzeszłypostaćautor
- Ukrywanie treści: włączone
- Hidebb Message Hidden Description
Arthur Llewellyn
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkimęskietyp narracjiczas narracjipostaćautor
-
Jingle bells, Jingle Bells
Jingle all the way
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskietyp narracjitrzecioosobowyczas narracjiprzeszłypostaćautor
- Ukrywanie treści: włączone
- Hidebb Message Hidden Description
Arthur Llewellyn
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkimęskietyp narracjiczas narracjipostaćautor
-
Jingle bells, Jingle Bells
Jingle all the way
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskietyp narracjitrzecioosobowyczas narracjiprzeszłypostaćautor
- Ukrywanie treści: włączone
- Hidebb Message Hidden Description
Arthur Llewellyn