29 y/o
For good luck!
197 cm
dumny właściciel i czekoladnik w SOMA Chocolatemaker
Awatar użytkownika
I'm not a violent dog.
I don't know why I bite.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiwhatever
typ narracji
czas narracji
postać
autor

Felix nawet nie rozwinął tematu, mimo, że w czasie ich bardzo krótkiej znajomości dał się raczej poznać od strony człowieka wtrącającego do wszystkiego swoje zbędne trzy grosze. Był zbyt pochłonięty pochłanianiem - kurczaka, widokiem turlającego się po betonie Vincenta i towarzystwa per se - by narzekać. Kamiński może i nie był kwintesencją klasy, żartu na przysłowiowym poziomie czy subtelności, ale Hathaway również nie był, więc ścieranie się z nim ostrymi krawędziami, od jakich większość ludzi o zdrowym rozsądku trzymała się z daleka sprawiało mu w jakimś stopniu przyjemność. Miło było choć raz na jakiś czas nie przejmować się by ktoś nie poczuł się urażony bezpośredniością czy zbyt dosadnym językiem.
Pokiwał głową, jakby faktycznie TA Nancy miała wyrosnąć w wyobrażeniu Remigiusza jako twór z krwi i kości, coś więcej niż blady zlepek pojedynczej historii i imienia, przyćmiony rozleniwiającym jedzeniem oraz ogólnym, ciągnącym się za nim od tygodni zmęczeniem.
Złapany na niejednoznaczności Felix na chwilę wstrzymał rękę z widelcem wetkniętym w curry, obrócił głowę i uniósł zdawkowo brew, uśmiechając się przy tym tak płasko i blado, że gdyby nie parujący z niego pracoholizm odbierający ofiarę w postaci niedospania i poniekąd opóźnionych reakcji, można by to było uznać za przejaw politowania.
Oh ah, więc to już...? 一 Kąciki ust podskoczyły mu nieco wyżej zdradzając, że nawet on miał jakieś poczucie humoru. Wierzchem dłoni otarł sobie smugę sosu z brody i raz jeszcze zerknął na Kamińskiego z góry, tym razem wyłącznie dosłownie. Przez moment ważył coś na języku, mieszał z ostrością po curry i debatował wewnętrznie nie do końca przekonany, czy to co zamierzał powiedzieć nadawało się jeszcze na godny finisz dla nie do końca poważnie sformułowanego pytania. 一 Mam zawiasy, więc jakbym miał komuś obić mordę to na pewno nie za taką pierdołę.
Coś żywiej i weselej mignęło mu w ciemnych oczach, jakiś przygaszony, ale wciąż obecny ognik tlący się od środka. Widocznie życie w cieniu ryzyka poważniejszej odpowiedzialności karnej nie spędzało mu snu z powiek, w przeciwieństwie do wyliczeń i tabelek, jakie uśmiechały się do niego z każdego kąta gabinetu. I może - ale tylko może i tylko trochę - Felix zwyczajnie nie żałował.
Odruchowo przekrzywił głowę, odchylił się nieco i zerknął znacząco na kieszeń, w której wedle narracji Kamińskiego spoczywał scyzoryk. Hathaway zmarszczył brwi niespodziewanie tym faktem rozbawiony, parsknął nawet suchym, gardłowym śmiechem drażniącym piekące od curry gardło po czym sam oklepał się po kurtce. Z jakiegoś zakamarka od strony podszewki wyciągnął własny nóż motylkowy, który rozłożył i obrócił dla efektu na kilku palcach. Zaraz go jednak złożył i postukał się nim w kolano.

Jak będzie trzeba to dopilnuję żebyś mnie nie wychujał i sam zadbam o ewentualne rozpraszacze.
Nie skomentował tego, jak podobni byli gdzieś pod warstwą oczywistych, widocznych na pierwszy rzut oka różnic. To się czuło, a nie wyciągało na wierzch, sądził zresztą, że Kamiński też wiedział.

Nie negocjuj z terrorystą. Rozbestwisz go kurwa jak dziadowski bicz i zacznie się pchać do środka 一 upomniał go ze zrezygnowaniem, bo miał wrażenie, że Remigiusz i tak zrobi po swojemu tam, gdzie nie zaznaczono kategoryczności zakazu. Właściwie to im głębiej w las tym Felix miał coraz większe przekonanie, że w kontekście tego człowieka tak abstrakcyjne pojęcie w ogóle nie miało prawa bytu.
Odszturchnął go w ramię, bardzo dojrzale, tak, jakby Kamiński zainicjował jakąś reakcję łańcuchową na jaką należało odpowiedzieć tym samym, intuicyjnie i prosto, może boleśnie bez zamierzenia, jako że to nie on miał posiniaczone, podpuchnięte żebra.
Przez kolejnych parę minut jedli w ciszy, wybierając ze spodu ostatnie kawałki kurczaka, większe porcje warzyw i ciekawsze kęsy, z Vincentem zwiedzającym nowy karton otwarty zapraszająco, pusty po tym, jak Felix rozpakował z niego parę godzin wcześniej liofilizowane owoce. Pudełka nie grzały już dłoni, słońce przelało się za obrys pobliskiej kamienicy, ale wciąż czuć je było w powietrzu, kojąco statycznym i pachnącym znajomo tym samym od wielu lat. Spędził tu dość czasu by móc to stwierdzić, znał tor wędrówek słońca poprzez przesmyk między budynkami, układy gwiazd rozpinających się wysoko nocami i kojarzył każdą cegłę, łącznie z tymi, które pokrył świeży mural Kamińskiego.

Zajmujesz się czymś jeszcze? Wiesz, poza... 一 Znacząco wskazał brodą na kwiaty wymalowane po lewo, bez krzty kpiny czy typowego dla nieszczerych small talków anemicznego pseudozainteresowania. Był otwarcie i w miarę nieinwazyjnie ciekaw, przyjmując brak odpowiedzi za opcję, choć liczył na jakiś łut szczerości skoro nie dalej jak parę minut temu Kamiński niemal przeprowadził szarżę na jego nałogowe grzebanie w papierach w teoretycznym czasie wolnym.


Remigiusz Kaminski
default (dc: default_1010)
Completely ruthless when pissed off
ODPOWIEDZ

Wróć do „SOMA Chocolatemaker”