-
I'm not a violent dog.
I don't know why I bite.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiwhatevertyp narracjiczas narracjipostaćautor
Pokiwał głową, jakby faktycznie TA Nancy miała wyrosnąć w wyobrażeniu Remigiusza jako twór z krwi i kości, coś więcej niż blady zlepek pojedynczej historii i imienia, przyćmiony rozleniwiającym jedzeniem oraz ogólnym, ciągnącym się za nim od tygodni zmęczeniem.
Złapany na niejednoznaczności Felix na chwilę wstrzymał rękę z widelcem wetkniętym w curry, obrócił głowę i uniósł zdawkowo brew, uśmiechając się przy tym tak płasko i blado, że gdyby nie parujący z niego pracoholizm odbierający ofiarę w postaci niedospania i poniekąd opóźnionych reakcji, można by to było uznać za przejaw politowania.
一 Oh ah, więc to już...? 一 Kąciki ust podskoczyły mu nieco wyżej zdradzając, że nawet on miał jakieś poczucie humoru. Wierzchem dłoni otarł sobie smugę sosu z brody i raz jeszcze zerknął na Kamińskiego z góry, tym razem wyłącznie dosłownie. Przez moment ważył coś na języku, mieszał z ostrością po curry i debatował wewnętrznie nie do końca przekonany, czy to co zamierzał powiedzieć nadawało się jeszcze na godny finisz dla nie do końca poważnie sformułowanego pytania. 一 Mam zawiasy, więc jakbym miał komuś obić mordę to na pewno nie za taką pierdołę.
Coś żywiej i weselej mignęło mu w ciemnych oczach, jakiś przygaszony, ale wciąż obecny ognik tlący się od środka. Widocznie życie w cieniu ryzyka poważniejszej odpowiedzialności karnej nie spędzało mu snu z powiek, w przeciwieństwie do wyliczeń i tabelek, jakie uśmiechały się do niego z każdego kąta gabinetu. I może - ale tylko może i tylko trochę - Felix zwyczajnie nie żałował.
Odruchowo przekrzywił głowę, odchylił się nieco i zerknął znacząco na kieszeń, w której wedle narracji Kamińskiego spoczywał scyzoryk. Hathaway zmarszczył brwi niespodziewanie tym faktem rozbawiony, parsknął nawet suchym, gardłowym śmiechem drażniącym piekące od curry gardło po czym sam oklepał się po kurtce. Z jakiegoś zakamarka od strony podszewki wyciągnął własny nóż motylkowy, który rozłożył i obrócił dla efektu na kilku palcach. Zaraz go jednak złożył i postukał się nim w kolano.
一 Jak będzie trzeba to dopilnuję żebyś mnie nie wychujał i sam zadbam o ewentualne rozpraszacze.
Nie skomentował tego, jak podobni byli gdzieś pod warstwą oczywistych, widocznych na pierwszy rzut oka różnic. To się czuło, a nie wyciągało na wierzch, sądził zresztą, że Kamiński też wiedział.
一 Nie negocjuj z terrorystą. Rozbestwisz go kurwa jak dziadowski bicz i zacznie się pchać do środka 一 upomniał go ze zrezygnowaniem, bo miał wrażenie, że Remigiusz i tak zrobi po swojemu tam, gdzie nie zaznaczono kategoryczności zakazu. Właściwie to im głębiej w las tym Felix miał coraz większe przekonanie, że w kontekście tego człowieka tak abstrakcyjne pojęcie w ogóle nie miało prawa bytu.
Odszturchnął go w ramię, bardzo dojrzale, tak, jakby Kamiński zainicjował jakąś reakcję łańcuchową na jaką należało odpowiedzieć tym samym, intuicyjnie i prosto, może boleśnie bez zamierzenia, jako że to nie on miał posiniaczone, podpuchnięte żebra.
Przez kolejnych parę minut jedli w ciszy, wybierając ze spodu ostatnie kawałki kurczaka, większe porcje warzyw i ciekawsze kęsy, z Vincentem zwiedzającym nowy karton otwarty zapraszająco, pusty po tym, jak Felix rozpakował z niego parę godzin wcześniej liofilizowane owoce. Pudełka nie grzały już dłoni, słońce przelało się za obrys pobliskiej kamienicy, ale wciąż czuć je było w powietrzu, kojąco statycznym i pachnącym znajomo tym samym od wielu lat. Spędził tu dość czasu by móc to stwierdzić, znał tor wędrówek słońca poprzez przesmyk między budynkami, układy gwiazd rozpinających się wysoko nocami i kojarzył każdą cegłę, łącznie z tymi, które pokrył świeży mural Kamińskiego.
一 Zajmujesz się czymś jeszcze? Wiesz, poza... 一 Znacząco wskazał brodą na kwiaty wymalowane po lewo, bez krzty kpiny czy typowego dla nieszczerych small talków anemicznego pseudozainteresowania. Był otwarcie i w miarę nieinwazyjnie ciekaw, przyjmując brak odpowiedzi za opcję, choć liczył na jakiś łut szczerości skoro nie dalej jak parę minut temu Kamiński niemal przeprowadził szarżę na jego nałogowe grzebanie w papierach w teoretycznym czasie wolnym.
Remigiusz Kaminski