-
Pracuję u brata, a brat za robotą lata.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkisiema/eniutyp narracjikebabowyczas narracjiWojennypostaćautor
Frustrowało go już to, że od tygodni rozglądał się za jakąś pracą i nie mógł w dalszym ciągu nic znaleźć. Pieniądze pozostawione przez rodziców nadal wystarczały na dostatnie życie, ale powoli czuł już widmo zaciskania pasa, a że nie chciał rezygnować z pewnego standardu, ruszył na rynek pracy, chcąc znaleźć coś dla siebie. Wysyłał cv wszędzie: do szkół średnich, uniwerków w tej i sąsiednich prowincjach, do amatorskich i profesjonalnych klubów. Wysłał nawet wiadomość do działu rekrutacji Toronto Raptors, jednak bez powodzenia.
Potrzebował się zatem odmóżdżyć, trochę napić i zapomnieć o problemach dnia codziennego, dlatego też dzisiaj postanowił wybrać się do baru, w którym mógł to wszystko spełnić. A przy okazji znaleźć też może jakąś dupeczkę, którą odpowiednio by urobił i skończył z nią w jej mieszkanku, pozwalając popracować trochę innym mięśniom.
Wszedł więc do baru pewien siebie, w stylowych spodniach, koszuli, wyperfumowany jak ciotka z Ameryki na komunię swojej bratanicy i od razu rozejrzał się po lokalu, chcąc dostrzec być może jakieś znajome twarze. Co prawda Toronto było potężną aglomeracją, ale dzięki jego wieloletnim doświadczeniom z balowania, znał całkiem sporo stałych bywalców różnych pubów. W tym również tego, odwiedzanego właśnie teraz.
Nie dostrzegając żadnej starej twarzy, od razu przemknął przez pierwszych kilku klientów oraz jeden stolik, by znaleźć się przy barze. Zamówił piwo i oparł się o blat, odwracając się przy tym w prawą stronę. Dopiero wtedy dostrzegł brunetkę, całkiem śliczną brunetkę, która siedziała kilka miejsc dalej sama, popijając przy tym jakiegoś drinka. Minę miała nietęgą, ale ta twarz... kogoś mu przypomniała. Westchnął więc cicho i biorąc butelkę z piwem do ręki, od razu podszedł, by zagadać do niewiasty. Może to właśnie ona była tą, która uświetni jego wieczór swoimi pośladkami nad jego twarzą?
Dopiero gdy podszedł na raptem kilka metrów, pamięć dała o sobie znać i powiązała twarz ze znaną mu osobą. To była Iris Valentine - siostra jego ex, do której Cage wzdychał, gdy był w szkole średniej, jak zresztą połowa jego rocznika. Od razu przypomniało mu się, jak wiele razy fantazjował o niej będąc szczylem, marząc o tym, by podczas jednego z nielicznych spotkań, gdy miał okazję chociaż znaleźć się w jej towarzystwie, Iris podeszła do niego i zabrała go gdzieś na bok, chcąc udowodnić mu, że to ona jest tą najlepszą Valentine. Brzmiało trochę jak scenariusz pornosa, ale to było w czasach, gdy Cage naprawdę dużo tego oglądał, więc nie byłoby nic dziwnego, gdyby akurat tym się zainspirował.
Oparł się o blat, zasłaniając wolne siedzenie obok niej i uśmiechnął się pewnie.
- Iris? - przywołał jej imię, chociaż nigdy nie wymienili ze sobą więcej niż kilku słów i też nie przeszli oficjalnie na "ty". - Garrett, spotykałem się kiedyś z twoją siostrą - przypomniał, by od razu mogła skojarzyć o kim mowa. Poczynił znaczny progres w konwenansach, bo zapewne kiedyś powiedziałby, że rypał jej siorkę czy coś.
Iris Valentine
-
Merry Christmas, ya filthy animal!
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiŻeńskietyp narracji3os.czas narracjiprzeszłypostaćautor
Nigdy nie topiła smutków w alkoholu. Za bardzo kojarzyło jej się to z ojcem, który koncertowo spierdolił życie jej, jej matki i całej rodziny. Alkohol traktowała jako słabość… ale przecież była słaba. I szukała towarzystwa. Siedzenie w pustym mieszkaniu, które wynajęła po powrocie do Toronto przyprawiało ją o mdłości i pogarszało jej paskudny nastrój. Robiła wszystko, żeby wyjść z domu i spędzić czas wśród ludzi. Co swoja drogą dla Valentine też było nowością, bo nie była szczególnie towarzyskim egzemplarzem.
No właśnie… i może jej mało towarzyska natura sprawiła, że gdy u jej boku pojawił się chłopak znający jej imię – trochę ją sparaliżowała. Wpatrywała się w niego przez moment starając się dopasować głos do twarzy, twarz do imienia i próbując go jakkolwiek odszukać w swojej pamięci.
Spotykał się z jej młodszą siostrą. No tak.
- Chyba krótko i bez większego powodzenia skoro nawet nie pamiętam twojego imienia. – kącik ust drgnął jej w rozbawieniu, ale nie miała do siebie większych wyrzutów sumienia, bo jakby miała zapamiętać wszystkich, z którymi umawiały się jej siostry – brakłoby jej pamięci operacyjnej na całą resztę – Ale pewnie i tak na nią nie zasługiwałeś. – dodała przekornie i upijając niewielki łyk swojego drinka. Nie spieszyła się z nim, zdrowy rozsądek podpowiadał jej, że w ogóle nie powinna go pić. Mieszanka z lekami i fakt, że podczas terapii paskudnie schudła sprawiły, że jej tolerancja na alkohol pozostawała wiele do życzenia. Ale pieprzyć to! I tak siedziała w barze i piła.
- Kto zerwał?
Garrett Cage
-
Pracuję u brata, a brat za robotą lata.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkisiema/eniutyp narracjikebabowyczas narracjiWojennypostaćautor
- Krótko, krótko - przytaknął jej, bo chociaż siostry miała całkiem niezłe, to wszyscy fantazjowali o Iris właśnie i tym samym, pozostałe z Valentine ukazywały coraz więcej swoich braków. Warto było też odnotować to, że Cage w czasach szkoły średniej był raczej dość rozwiązły i chociaż w relacjach udawało mu się dotrzymywać słowa wierności, tak zmiana partnerek była na tyle częsta, że można było to podważać. Siostra Iris była więc tylko dziewczyną na przeczekanie, by mieć z kim potrzymać się za ręce na spacerze... albo mieć kogo przelecieć na jakiejś domówce u kumpla.
Pokiwał lekko głową, jakby zgadzał się z jej stwierdzeniem, choć tak naprawdę puścił je mimo uszu. Garrett miał wysokie ego i twierdził, że zasługuje na wszystkie laski świata, więc słowa brunetki niewiele tutaj zmieniły.
Napił się swojego piwa i znów zlustrował wzrokiem Valentine. Wyglądała na zmęczoną, jednak w żadnym stopniu nie odbierało jej to ani uroku, ani tym bardziej seksapilu, którym brunetka bez wątpienia emanowała.
- Nie wiem czy ktokolwiek. Po prostu nie wyszło nam i już - wzruszył ramionami, nie chcąc się przyznać do tego, że... nie pamięta, kto podjął decyzję o rozstaniu. Nie interesowało to też go zbytnio, ponieważ byli ze sobą krótko i ów relacja nie odcisnęła żadnego piętna na jego życiu, tak jak chociażby ta z Sabriną.
Ponadto, Cage był w tym momencie zainteresowany kim innym. Wyczuł bowiem okazję na to, by spełnić jedną ze swoich fantazji i puknąć starszą siostrę swojej ex. Tą, o której fantazjował przez długi czas w szkole średniej.
Przysiadł na krześle barowym i upił kolejne kilka łyków piwa.
- Wyglądasz, jakby ci chomik umarł - zaczął nietaktownie, kompletnie nie domyślając się powodów, dla których brunetka zdaje się być taka przybita. - Mogę ci poprawić ten wieczór, jeśli chcesz - poruszył sugestywnie brwiami i spojrzał jej w oczy. - Dotrzymam ci towarzystwa, wyciągnę na parkiet, odprowadzę do domu... pełen pakiet - dodał z dużą pewnością siebie. - O ile oczywiście chcesz - dodał, by nie czuła się w żaden sposób zobowiązana. Nie łączyły ich przecież żadne relacje, toteż nie zamierzał na niej wymuszać czegokolwiek. Widział jednak, że Valentine zdaje się oczekiwać jakiegoś towarzystwa, nawet jeśli sama jeszcze nie była tego świadoma.
- Albo daj chociaż postawić sobie drinka - dorzucił na koniec.
Iris Valentine
-
Merry Christmas, ya filthy animal!
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiŻeńskietyp narracji3os.czas narracjiprzeszłypostaćautor
- To był bardzo kochany chomik… mój najlepszy przyjaciel. – skwitowała, wzruszając ramionami i mierząc chłopaka spojrzeniem, bo wydawał się być bardzo… pewny siebie. I zdeterminowany? Przychodząc tutaj nawet nie wiedziała, czy oczekuje towarzystwa, czy po prostu chce posiedzieć wśród ludzi. Garrett wydawał się być wygadany, twarz też miał nienajgorszą, był sporo młodszy, ale nieszczególnie było to po nim widać… może nawet jeśli nie szukała towarzystwa to powinna z tego skorzystać?
- Możemy zacząć od tego drinka. Whisky z colą. – postawiła na coś mało wyrafinowanego, bo heh… nie była wyrafinowana, ani trochę – Ale przy okazji będziesz musiał też powiedzieć dlaczego… – zaczęła, rozejrzała się po barze i już wiedziała, że ma rację, że jej pytanie ma prawo bytu, a jej wątpliwości wcale nie były wyssane z palca – Zamierzasz dotrzymywać towarzystwa mi… a nie komukolwiek innemu w tym barze. Nie wiem, czy starczyłoby mi palców, żeby policzyć wszystkie panny przed trzydziestką, które na pewno chętnie by się z tobą napiły. – a cóż, ona po trzydziestce była i nie dało się tego ukryć, a skoro Garrett spotykał się z jej siostrą w liceum (czyli, gdy ona sama już dawno była po szkole) to musiał być kilka dobrych lat od niej młodszy. Nie, żeby jej to jakoś bardzo przeszkadzało, ale interesowało… nie zamierzała być obiektem szczeniackiego zakładu, w którym ktoś chce zaliczyć starszą dziewczynę!
Garrett Cage
-
Pracuję u brata, a brat za robotą lata.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkisiema/eniutyp narracjikebabowyczas narracjiWojennypostaćautor
Przez moment zastanawiał się, czy jego denny żart o chomiku nie był związany z jakimś prawdziwym wydarzeniem, jednak widząc nastrój Iris, uznał to jedynie za pociągnięcie żartu dalej, co też pozwoliło im przełamać lody.
- Przynajmniej nie obgadywał, prawda? - zachichotał lekko, posiłkując się krzywdzącym stereotypem "przyjaciół", którzy zgrywali ich przed sobą, a potem obgadywali się za plecami, jakby chcieli się w jakiś sposób dowartościować.
Przytaknął na jej zgodę i od razu poprosił rzeczonego drinka, żeby pokazać, iż mówił całkiem serio, a nie tylko po to, by podtrzymać rozmowę w jakikolwiek sposób. Nim jednak udzielił jej odpowiedzi na pytanie, które mu zadała, chwilę się zastanowił. Skorzystał też z szansy na to, by upić kilka łyków alkoholu, a gdy w końcu był gotowy, spojrzał na nią z tą samą pewnością siebie w oczach.
- Może i masz rację - zaczął. - Ale żadna z nich nie wygląda na moją starą znajomą, więc tu już punkt przewagi dla ciebie - kontynuował. - Poza tym, Iris... spójrz na nie, a potem w lustro. Po co mam bajerować piątki, jak mogę solidne ósemki? - poruszył wymownie brwiami, a następnie zachichotał głośniej niż powinien. Był to kolejny z jego mało taktownych żartów, który jednak miał w sobie mnóstwo prawdy. Valentine naprawdę mu się podobała i w pierwszym rzucie wydawała się być najlepszą partią w całym barze, toteż tak ambitny ancymon jak Cage musiał od razu rzucić się na głęboką wodę, bo jakżeby inaczej?
- Poza tym - odezwał się po chwili. - Wyglądałaś na trochę przybitą. Wolę jak dziewczyny się uśmiechają, a już zwłaszcza te ładne - tym razem był to nieskomplikowany komplement poprzedzony małym, może nawet w pewnym sensie uroczym uśmiechem.
- Domyślam się, że to nie moja sprawa, ale jakbyś chciała się wygadać, to śmiało. Chuja wiem o twoim życiu, więc i oceniać nie będę jakoś mocno - wzruszył lekko ramionami z głupkowatym uśmiechem, po czym zajął usta alkoholem. Inną sprawą było natomiast to, że mówił całkowicie szczerze i jeśli brunetka potrzebowała się czymś podzielić, to on ją wysłucha. Kiedyś pewnie poszedłby z bajerowaniem dalej, byleby tylko ją zaliczyć, ale dziś Garrett był już trochę innym człowiekiem niż w czasach, gdy sypiał z młodszą Valentine.
Iris Valentine
-
Merry Christmas, ya filthy animal!
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiŻeńskietyp narracji3os.czas narracjiprzeszłypostaćautor
Prychnęła na solidną ósemkę, przewracając przy tym oczami. Nie dlatego, że uważała, że to za mało. Wręcz przeciwnie – aktualnie nie czuła się jak ósemka, ani nawet nic w jej pobliżu. Wiedziała, że sporo schudła, straciła sporo swojej standardowej tkanki mięśniowej i nie lubiła patrzeć na siebie w lustrze. Jasne… próbowała to naprawić, ale chwilowo przechodziła kryzys własnej samooceny – Bo te piątki są pewnie łatwiejsze do bajerowania. – odpowiedziała mu jednak to, co było w tym wszystkim najważniejsze. Po co bajerować solidną ósemkę (jego zdaniem!), gdy niekoniecznie coś z tego wyjdzie? Wypiła zdecydowanie za mało alkoholu, żeby tak po prostu dać się zbajerować. Aczkolwiek upiła spory łyk swojego drinka, więc nie wiadomo jak ten stan długo miał trwać.
- Przybitą? Poza tym, że już ustaliśmy śmierć chomika… to chyba mój podstawowy wyraz twarzy, Garrett. Wbrew pozorom dziewczyny, nawet te ładne, wcale nie uśmiechają się cały czas. To nienormalne. Nie mówiąc o tym, że powoduje powstawanie zmarszczek. – kącik ust drgnął jej w lekkim rozbawieniu – I niech zgadnę… liczyłbyś na żałosną historię o tym, że rzucił mnie facet, więc muszę odreagować, bo był kretynem? – cóż… poniekąd był! Ale to nie on ją rzucił, a ona jego. I właściwie to nawet nie był jej facetem, a na dobrą sprawę to nikogo nie rzuciła tylko wróciła bez słowa do kraju – Nic z tego. Powiedzmy, że… mam trudności z powrotem do normalnego funkcjonowania po powrocie do miasta. – wyjaśniła, wzruszając lekko ramionami i znowu lekko mocząc usta w alkoholu.
Garrett Cage
-
Pracuję u brata, a brat za robotą lata.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkisiema/eniutyp narracjikebabowyczas narracjiWojennypostaćautor
Widział jej zawahanie oraz to, że jego komentarz nie przyjął się aż tak dobrze, a odpowiedź brunetki tylko go we wszystkim utwierdziła. Była w nie najlepszym nastroju i tylko przyzwoitość oraz wysoki poziom kultury pomagały jej nie wybuchnąć lub też nie okazywać tego w znaczący sposób.
- Po co iść na łatwiznę? - może i niegrzecznie było odpowiedzieć pytaniem na pytanie, ale tutaj było to bardzo adekwatne.
Znów poruszył wymownie brwiami i zaśmiał się cicho, wychylając niemal całą zawartość ze szklanki, zostawiając sobie raptem jeden łyk.
- Trochę ci nie wierzę - odparł, gdy zaczęła mu tłumaczyć, że jest to jej naturalny wyraz twarzy. Mogła próbować sama przed sobą to ukrywać i nawet myśleć, że jej się to udawało, jednak Cage dostrzegał pewien smutek, a przy tym też niepewność, może nawet i bezsilność? Czytanie ludzi było jedną z lepszych umiejętności, które nabył w ostatnich latach, co pomagało mu nie tylko w podrywie, ale też w ocenianiu nastroju rozmówcy.
- Właśnie nie - wtrącił. - Zawsze liczę na jakieś odjechane historie, które można byłoby opowiedzieć dalej. Coś spektakularnego, może nawet absurdalnego - wyjaśnił jej, bo życie było dość nudne, żeby powielać znane klisze i kiedy już interesował się kimś w jakimś stopniu, liczył na wyjątkowość danej historii.
Jego uśmiech zmalał i pojawiła się tym razem niepewność u niego. Pochylił się na moment nad szklanką i dopił drinka, po czym od razu zamówił następnego.
- Co rozumiesz przez normalne funkcjonowanie? - dopytał, będąc ciekaw jej podejścia. - Toronto jest dość duże, da się znaleźć tu naprawdę wiele osób i rzeczy. Na przykład exów sprzed lat własnych sióstr - zachichotał lekko i podziękował skinieniem głowy barmanowi za przygotowanie kolejnej porcji alkoholu dla niego.
- Nie siedzisz już sama w barze, więc trochę normalności się wkradło, nie uważasz? - spytał, przechylając lekko głowę i uśmiechając się, tym razem bez jakiejś szydery czy zawadiackości.
Iris Valentine
-
Merry Christmas, ya filthy animal!
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiŻeńskietyp narracji3os.czas narracjiprzeszłypostaćautor
- Jeśli założyć, że przesiadywanie w barze z byłym swojej młodszej siostry jest normalne to fakt, punkt dla ciebie. – uśmiechnęła się pod nosem, upijając kolejny łyk swojego drinka – I nie będziemy dochodzić do tego, czy faktycznie jest lub nie jest. – dodała, pół żartem, pół serio. Bo już pogodziła się z myślą, że ma towarzystwo i to takie towarzystwo, więc zmieniła myślenie. Postanowiła z niego skorzystać skoro się oferował – Tym bardziej, że nie wiem… nie wiem, co rozumiem przez normalne funkcjonowanie, bo dawno mnie nie obowiązywało. Długo nie było mnie w mieście. – wzruszyła lekko ramionami, bo to nie była wcale odjechana historia, nie robiła nic wartego opowiedzenia… albo raczej nie robiła nic, o czym opowiada się przy niezobowiązującym drinku w barze – Nie pamiętam kiedy wasze drogi z moją siostrą się skrzyżowały i ile wiedziałeś o jej rodzinie, ale tak… wyjechałam z miasta. – dodała – A ty nie? Dlaczego tu dalej tkwisz? Gdzie studia albo wielka fascynująca kariera? – zaciekawiła się, opierając się mocniej na dłoni o bar i przesuwając wzrokiem po męskiej sylwetce, starając się przypomnieć sobie, czy pamiętała jakie miał plany na przyszłość. Albo raczej, czy jej siostra podekscytowana opowiadała o planach na przyszłość swojego chłopaka. Zabawne – Byłeś sportowcem?
Garrett Cage
-
Pracuję u brata, a brat za robotą lata.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkisiema/eniutyp narracjikebabowyczas narracjiWojennypostaćautor
- Na pewno normalniejsze niż inwazja kosmitów - przytaknął jej i parsknął śmiechem. - Chociaż to może zły przykład... - dodał, bo przecież nie było udokumentowanych styczności ze światem pozaziemskim, toteż przyrównał normalność ich spotkania do czegoś, co nigdy nie ma miejsca poza szeroko pojętą popkulturą i ewentualnie tajnymi laboratoriami rządowymi według zwolenników teorii spiskowych.
- Więc gdzie byłaś, jak cię nie było? - zaczął najprościej, jak się tylko dało, wszak większość ludzi lubiło w jakiś sposób mówić o swojej przeszłości. Był to na tyle rozległy temat, że nawet jeśli obfitował w jakieś niechciane sytuacje i epizody, to można było to pominąć, a historia i tak będzie wartościowa.
Na początku chwilę zastanowił się nad własną odpowiedzią, po czym rozłożył zrezygnowany ręce i poruszył wymownie ramionami.
- Nie udało mi się - odparł niby spokojnie, jednak w jego głosie dało się odczuć nutkę frustracji, może nawet połączonej ze smutkiem. - Miałem przed sobą karierę w NBA, ale kontuzje odebrały mi wszystko - dodał w tym samym tonie.
Nie chciał jej zanudzać swoją historią, bo ostatnio i tak dość często o niej opowiadał, toteż liczył na to, że chociaż tym razem uda mu się pominąć etap tłumaczenia, dlaczego nie powiodło mu się na uczelni, dlaczego nie spróbował swoich sił w słabszych ligach, np. w Europie, Australii czy Chinach, dokąd czasami udawali się gracze w przystanku do upragnionego NBA.
- I będąc całkiem uczciwym, nie pamiętam, kiedy zeszliśmy się z twoją siostrą - przyznał, chcąc bardziej zahaczyć o ten temat, niż o swoją niedoszłą karierę. - To był intensywny czas... - dodał już nieco ciszej, nie chcąc sugerować Valentine niczego, jednak brunetka z pewnością mogła się domyślić, iż ich związek nie przetrwał próby czasu głównie przez lekkoobyczajowość Garretta, który preferował raczej otwarte relacje.
Upił łyk drinka i spojrzał na Iris, a następnie mimowolnie jego wzrok wstąpił na jej biust, który tylko nieznacznie ujawniał się pod materiałem jej ubrania. Mimo tego, że była chuda, może nawet z niedowagą, piersi dalej jakoś się odznaczały. A może to był push up?
Wrócił wzrokiem do rozmówczyni i położył przedramię na blacie.
Iris Valentine